Część 19

- Więc Harry, kochanie - zaczęła Jay dziesięć minut po tym, jak zaczęli jeść i Louis poczuł jak Harry lekko się obok niego spiął. Położył dłoń na jego udzie, ściskając uspokajająco i poczuł, jak Harry się zrelaksował, jednakże tylko trochę. - Co studiowałeś? 

Harry lekko ożywił się na to pytanie, nerwowość zmalała. Louis uśmiechnął się za swoją szklanką, kiedy wziął łyk napoju. Wiedział jak bardzo Harry lubił mówić o tym co robi. 

- Fotografia, ale moim drugim kursem były media i film.

- Och - powiedziała Jay, wyraźnie zainteresowana. - I co robisz teraz, kochany?  

- Um. Niezbyt dużo, będąc szczerym - przyznał Harry z zakłopotaniem. - Ale myślę o zaczęciu bloga, żeby może wstawiać tam zdjęcia i również rozważam szukanie lokalnych magazynów, czy może któryś z nich nie chciałaby mnie zatrudnić. Może nawet zaaplikuję do lokalnych gazet, jeśli mają miejsca dla fotoreportera.

- Robi naprawdę dobre zdjęcia, mamo - dodał Louis, uśmiechając się na sposób, w jaki Harry zarumienił się i spuścił głowę. - Piękne, naprawdę. Powinnaś je zobaczyć.

- Zabrałem ze sobą swój aparat... - powiedział Harry. Wszyscy teraz patrzyli na niego z zaciekawieniem. Louis trzymał swoją dłoń na udzie Harry'ego. - Jeśli chcesz mogę pokazać ci jakieś zdjęcia.

Jay uśmiechnęła się. - Oczywiście. Bardzo chciałabym je zobaczyć - wzięła łyk swojego picia, zanim zapytała, - ale gdzie teraz pracujesz?

- Pracuję w piekarni - przyznał Harry. 

- W tej należącej do Agathy i Richarda - dodał Louis. - Harry jest również znakomitym cukiernikiem. 

Harry szturchnął go lekko w ramię, śmiejąc się. - Przestań.

- Przestań co?

- Sprawiasz, że się rumienie.

- Już się rumienisz, kochanie - zauważył Louis. - I poza tym, to prawda. Za twoje babeczki można umrzeć.

- Cóż, więc Harry musi mi pomóc przy naszej świątecznej kolacji - powiedziała Jay, uśmiechając się szerzej. - To również idealna okazja do budowania więzi.

Harry również się uśmiechnął, chociaż nieśmiało. - Z przyjemnością pomogę.

Jay spojrzała na Louisa, coś jak psota zalśniło w jej oczach. Louis kpiąco na nią spojrzał, przesuwając swoje krzesło bliżej Harry'ego. Powiedział bezgłośnie 'bądź miła' i Jay jedynie niewinnie zamrugała. Była miła i dbała o Louisa, naprawdę, ale również miała skłonności do nadmiernego dzielenia się informacjami na temat Louisa (większość z nich to żenujące historie z dzieciństwa i nastoletnich lat), kiedy tylko zdołała złapać jego potencjalnego partnera w rozmowie jeden na jeden. Czasami również pytała o zbyt dużo detali. Mogła być szczególnie złośliwa kiedy tego chciała, co Louis po niej odziedziczył.   

Rozglądając się po osobach siedzących przy stole Louis zdał sobie sprawę, że to zdecydowanie było cechą dziedziczną. 

- Louis wcześniej wspomniał, że podróżowałeś? - zapytała po chwili Jay. 

- Tak - przytaknął Harry. - Południowo-wschodnia Azja i Europa.

- Jesteś trochę wędrowcem, prawda, kochany?

- Tak. Kiedyś marzyłem o fotografowaniu dzikiej natury, albo pracy dla National Geographic.

- Zatem co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?

Harry spojrzał na swój prawie pusty talerz, wzruszając ramionami. - Zdałem sobie sprawę, że przez to musiałbym być w ciągłych rozjazdach, a zawsze chciałem się ustatkować. Być rodzinnym i takie tam, kiedy poznam tę właściwą osobę. Kocham fotografię, naprawdę kocham, ale nie chcę, jakby, żeby wchodziło to w drogę i przeszkadzało w spędzaniu czasu z moją przyszłą rodziną - uniósł z powrotem wzrok i lekko się uśmiechnął. - Po tym jak skończyłem studia pomyślałem, że chcę zobaczyć trochę świata zanim - nie wiem. Myślę, że wtedy trochę poszukiwałem, ale myślę, że już wystarczająco - zarumienił się, kiedy skończył mówić, ponownie spuszczając wzrok i lekko się wiercąc. 

Zapanowała cisza. Młodsi nie byli tego świadomi, nakładając więcej makaronu na swoje talerze, ale byli wystarczająco uważni żeby dostrzec, że atmosfera zrobiła się nieco bardziej poważna, więc milczeli. Fizzy próbowała udawać, że wcale tego nie słuchała, nakręcając makaron na swój widelec, podczas gdy Lottie się gapiła. Sam Louis był lekko zaskoczony, bo słyszał trochę tego już wcześniej, tak, ale nie wszystko. Chciał zapytać, znalazłeś to? Znalazłeś to, czego poszukiwałeś? Znalazłeś kogoś, kto jest wystarczającym powodem, by się ustatkować? Ale nie zrobił tego, bo to była rozmowa przeznaczona tylko ich dwójce. 

Jay zdawała się myśleć o tym samym. Delikatnie się uśmiechnęła, jej oczy ciepłe. - I myślisz, że to znalazłeś, czegokolwiek poszukiwałeś, kochanie?

Harry szybko zerknął na Louisa, potem na Rose. Pod stołem Louis poczuł, jak palce wsuwają się pomiędzy jego. 

- Tak - przyznał Harry, uśmiechając się. - Myślę, że znalazłem.

(Później, Jay po cichu weźmie Louisa na stronę. Nie powie nic, tylko przytaknie i uśmiechnie się, zanim przyciągnie go do uścisku.) 

*

- Domowy? - spytał Louis ściszonym szeptem później tej nocy, kiedy zdejmował koszulkę Harry'ego. Spali w nastoletnim pokoju Louisa, był tak ciasny, że mieścił jedynie łóżko, szafę i stół dla jego starych książek (jego poprzedni pokój został przekazany Lottie i Fizzy i kiedy Daisy i Phoebe skończyły pięć lat była ich kolej, żeby tam mieszkać - teraz był to pokój Erniego i Doris, gdzie Rose będzie spała podczas ich pobytu tutaj). 

- Tak - odetchnął Harry, zagryzając dolną wargę, by być cicho, kiedy Louis zdjął swoją własną koszulkę i odrzucił ją na bok. - Odkąd miałem szesnaście lat.

- Powinienem wiedzieć - Louis cicho się zaśmiał, pochylając się, by przycisnąć pocałunek do miejsca na szyi Harry'ego, gdzie był wyczuwalny puls. - I ustatkowanie się? Dlaczego nie wspomniałeś mi o tym wcześniej?

- Myślałem, że dałem ci do zrozumienia - odpowiedział Harry, odchylając swoją głowę tak, by Louis miał więcej miejsca. Louis ugryzł go w szyję i sapnął. - Ja - kiedy po raz pierwszy przyjechałem do miasta nie byłem pewien co chciałem odnaleźć. Ale teraz. Myślę, że przez ten cały czas szukałem czegoś, co będę mógł nazwać domem.

Louis odsunął się i podniósł, patrząc się na Harry'ego, który się zarumienił. Próbował odwrócić wzrok, ale Louis złapał go za twarz, trzymając delikatnie za podbródek. - Nie, kontynuuj.

Harry zagryzł wargę i spojrzał w bok, zanim wrócił na niego wzrokiem. - Holmes Chapel jest moim domem. To tam dorastałem i tam jest moja rodzina. To zawsze będzie miejsce do którego wracam, bo większość rzeczy związanych z pierwszymi latami mojego życia tam jest. To dom - przerwał, mrugając. - Ale chcę znaleźć dom dla siebie, miejsce, które będę mógł nazwać swoim własnym, nie tylko dlatego, bo się tam urodziłem. Kocham Holmes Chapel, naprawdę kocham, ale to nie - to było po prostu tam, no wiesz? Jakbym nigdy nie miał wyboru i to jest, jakby, powinienem to nazywać swoim domem. Więc pomyślałem, że muszę poszukać gdzieś indziej, sam.

Louis to rozumiał, pomyślał. 

Harry wziął głęboki wdech, zamykając oczy. Jego głos był wyraźnie deoikatniejszy, kiedy powiedział, - I ja - myślę, że to znalazłem.

Serce Louisa się zatrzymało. Powietrze w pomieszczeniu zdawało się zgęstnieć. W domu wszyscy inni już spali i było tak cicho, że Louis mógł niemalże udawać, że byli w nim sami. Nie odważył się wykonać ruchu ani wydać żadnego dźwięku, szerokie oczy skierowane na zarumienioną twarz Harry'ego, usta rozwarte i czekał. 

W końcu po chwili Harry cicho odetchnął, co zdawało się całkowicie go zrujnować. Ponownie otworzył oczy, powoli, jakby był to pierwszy ruch skrzydeł motyla i ich spojrzenia ponownie się spotkały, było czuć jakby czas całkowicie stanął.  

- Znalazłem ciebie - wyszeptał Harry, głos cichy. Brzmiał na przestraszonego tym wyznaniem, ale było to szczere. To była najbardziej szczera rzecz, którą kiedykolwiek słyszał Louis.  

- Harry - Louis usłyszał jak sam mówi, głos lekko się załamał i to zdawało się pchnąć Harry'ego. 

- Znalazłem ciebie i jesteś wart, by zostać. Jesteś więcej, niż wart. Ty i Rose, jesteście dla mnie wszystkim i to przeraża mnie jak dużo do was już czuję, ale to - ale również to jest jedyna rzecz, której jestem całkowicie pewien. Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien - Harry zassał oddech i Louis mógł poczuć sposób, w jaki jego klatka piersiowa się przez to podniosła. - Przez chwilę się czułem, jakbym był zagubiony, wiesz? Zwiedzanie tych wszystkich miejsc było w jakiś sposób wyzwalające, tak, jakbym przejmował kontrolę nad swoim własnym życiem i sterował własnym statkiem gdziekolwiek chciałem, ale - ale tak nie było, nie do końca. Bardziej jakbym się potykał. Sam. Patrząc w ciemność.

Uniósł dłoń i deliatnie ujął twarz Louisa. Louis zdał sobie sprawę, że drżał. - Ale potem znalazłem ciebie i nie wiem jak lub czemu, ale jestem wdzięczny. Ty - jesteś wystarczający. Jesteś tym, czego szukałem - jego głos się nieznacznie załamał i szeptał tak cicho, że Louis nie usłyszałby tego, gdyby uważnie się nie przysłuchiwał (co zawsze robił, zawsze zwracał uwagę na wszystko co Harry robił i mówił). - Zdałem sobie sprawę, że możemy być wystarczający.

Louis zrobił jedyną rzecz, o której mógł w tym momencie pomyśleć - pocałował Harry'ego, jego klatka piersiowa była tak pełna, że groziła wybuchem. Był tak przytłoczony przez emocje i był to moment jasności, prostego zdania sobie sprawy, które dały o sobie znać pomiędzy tym co myślał i tym, co czuł. Kocham cię. Kocham. Kocham. 

Słowa wzbierały się w jego gardle i naciskały na jego język, dopóki jego usta praktycznie błagały go, by je wypowiedzieć, by otworzył swoje serce i wylał z siebie wszystko w ten sam sposób, co Harry. Zamiast to powiedzieć, docisnął swoje wargi pod uchem Harry'ego, starając się bez użycia słów przekazać mu jak się teraz czuł.  

- Obiecuję - wyszeptał, trzymając Harry'ego blisko siebie. - Obiecuję, sprawię, że będziesz czuł się jak w domu. Upewnię się, że poczujesz się, że nie jesteś już zagubiony.

Dłonie złapały go za ramiona i Harry odwrócił swoją głowę, dociskając własne wargi do skóry Louisa. Jego dotyk był piekący - Louis nigdy nie chciał, by go puścił. Głos Harry'ego, kiedy się odezwał był odrobinę głośniejszy od szeptu i to sprawiło, że Louis skoczył na główkę bez żadnego zawahania, akceptując swój upadek i nieuniknione zderzenie z rękoma i oczyma szeroko otwartymi. 

- Już to zrobiłeś.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top