Część 12
- Możemy pójść odwiedzić Harry'ego w piekarni?
Louis uniósł wzrok z miejsca, gdzie robił porządek w swoich emailach, odpowiadając na kilka dotyczących pracy i usuwając promocyjne oferty i petycje (poważnie, raz podpiszesz petycję online i one nigdy nie przestają przychodzić). W jego skrzynce było kilka interesujących ofert, które zaznaczył, by wrócić do nich później, ostatnio pracował dwa miesiące temu. Wiedział, że wciąż miał wystarczająco oszczędności na koncie, które wystarczą im na cztery lub pięć miesięcy i wciąż dostawał pieniądze za jego poprzednie prace, ale za rok Rose zaczyna szkołę, więc wydatki będą większe.
Może będzie mógł znaleźć pracę, kiedy w końcu pójdzie do szkoły.
Rose ponownie się odezwała, wyrywając Louisa z jego przemyśleń. - Papa? Chcę zobaczyć Harry'ego.
Zamrugał, potrząsając głową, by pozbyć się myśli. - Dopiero go widziałaś, kochanie.
Rose spojrzała na niego wydymając wargę, gdy siedziała na podłodze. Trzymała zieloną kredkę i Louis ledwo mógł zobaczyć postaci na jej rysunku. Siedział za daleko by dobrze zobaczyć co tam było.
- Ale już za nim tęsknię - powiedziała Rose.
Ja też, pomyślał Louis. Udawał, że wzdycha i zastanawia się nad tym, powstrzymując uśmiech, kiedy Rose jeszcze bardziej wydęła wargę. Od ich nocowania w zeszły weekend, Harry wpadł kilka razy. Teraz, w pierwszym tygodniu grudnia, to był czuć, jakby stał się czymś stałym w życiu Louisa i Rose.
Jeśli byłby to ktoś inny, Louis czułby się przerażony i spanikowany, że pozwolił zbliżyć się komuś tak szybko. To było niebezpieczne, pozwalać Rose, by przywiązywała się do ludzi - do wszystkich, z kim Louis był od czasu rozwodu, nigdy nie był pewien gdzie zmierzali, czy dojdą do takiego punktu, że będą mogli rozmawiać o prawdziwym związku i ustatkowaniu się i wspólnym zajmowaniu się Rose.
Więc nigdy nie pozwalał im spędzać dużo czasu ze swoją córką. Żaden z nich nie wydawał się pewny, by brać na siebie odpowiedzialność rodzica, co było kolejną rzeczą, która łamała zasady - Louis nie mógł się tak po prostu z kimś umawiać, już nie. Nie to, że kiedykolwiek tak robił. Nawet zanim w jego życiu pojawiła się Rose, był oddanym typem. Nie mógł być w związku bez odwzajemnionych uczuć, co było prawdopodobnie powodem dlaczego nie wyszło im z Alicia.
Ale z Harrym wszystko było inne. Louis nigdy nie był tym, który natychmiast i bez zastanowienia pakuje się w te wszystkie rzeczy. Nie zakochiwał się od razu, zawsze uważał na uczucia. Ale Harry sprawiał, że chciał pozbyć się tej całej ostrożności, sprawiał, że chciał być znowu młody. Harry sprawiał, że chciał spróbować.
Był kochany. Był niezdarnym, nieudolnym bałaganem, ale również był bystrym, inteligentnym, młodym mężczyzną ze szczerym uśmiechem i otwartym sercem.
- Papa? - spytała nagle Rose, po raz drugi wyrywając Louisa z zamyślenia. Zamrugał i Rose dźgnęła go w nogę. - Odleciałeś.
Pokręcił głową, śmiejąc się. - Tak?
- Yep - Rose poważnie przytaknęła. - Ale również się uśmiechałeś. O czym myślałeś?
- O Harrym - Louis przyznał z zakłopotaniem, bo zawsze zamierzał być z nią szczery.
Ożywiła się, jej oczy zabłyszczały. Na jej twarzy było jakby niewinne zrozumienie, jakby mogła zobaczyć co się działo, nawet jeśli w pełni nie rozumiała powagi tego. - Domyśliłam się. Miałeś swoją minę Harry'ego.
- Moją minę Harry'ego? - spytał Louis, śmiejąc się.
- Tak! - Rose zrobiła minę, coś jak mały uśmiech i odległe spojrzenie. Potem wszystko wróciło do normalności i powiedziała, - masz taką minę, kiedy o nim mówisz. Lubisz Harry'ego, Papa?
Serce Louisa zatrzepatało na to niewinne pytanie. Odłożył swojego laptopa na kanapę i usiadł po turecku na podłodze obok swojej córki. Rozpostarł ramiona i natychmiast przyjęła zaproszenie, wspinając się na jego kolana. Louis pocałował ją w głowę i pogłaskał po włosach, zanim spytał, - co masz na myśli mówiąc 'lubisz', kochanie?
- Jakby - zmarszczyła nos i pogładziła się po podbródku, myśląc. - Chcesz trzymać go za rękę i mówić mu, że jest śliczny przez cały czas?
Louis zaśmiał się, palcem żartobliwie stukając ją w nos. - Tak.
- I chcesz, żeby był tu zawsze z nami, żebyśmy spędzali razem czas?
- Tak.
- I chcesz wziąć z nim ślub?
Louis zamrugał, odrobinę wzięty z zaskoczenia. - Cóż, nie powiedziałbym, że natychmiast. Ludzie muszą się najpierw bardzo dobrze poznać, zanim zdecydują się na małżeństwo.
- Ale ty i Harry już się znacie!" Powiedziała Rose. - On już wie, że pijesz herbatę bez cukru i że nie lubisz nosić skarpetek i że babcia Jay nazywa cie Boo Bear.
- Tak, ale... - przerwał Louis, drapiąc się w tył głowy. - Wciąż musimy się bardziej poznać, kochanie. I zazwyczaj ludzie, którzy się pobierają najpierw poznają swoje rodziny. To zajmuje troszkę czasu, kochanie.
- To zaproś Harry'ego do Donny na święta - powiedziała Rose, zdeterminowanie przytakując. Nagle sapnęła, jej oczy były szerokie. - Czekaj! Wie, że twoje urodziny są w Wigilię?
- Nie, jeszcze mu nie powiedziałem.
- Musisz! - Rose zaczęła wiercić się na jego kolanach, siadła twarzą do niego i miała srogą minę. - Ludzie, którzy biorą ślub powinni wiedzieć o sobie takie rzeczy!
- I skąd wzięłaś taki pomysł, Ro?
- Po prostu to wiem - Rose oparła się o jego klatkę piersiową. - I poza tym, jeśli ludzie, którzy się pobierają lubią się, to może nie będą musieli się rozstać.
Serce Louisa się złamało. Kiedy rozwiódł się z Alicia, Rose miała ledwo dwa latka, więc tak naprawdę nie rozumiała co się działo. Kiedy skończyła cztery, zaczęła pytać dlaczego ma tylko jednego rodzica zamiast dwóch, tak jak inne dzieci. Louis wyjaśnił jej to jak najlepiej potrafił, ale wiedział, że były pewne rzeczy, których w pełni nigdy nie zrozumie, przynajmniej dopóki nie będzie starsza.
Była uroczą dziewczynką, rozumiała lepiej, niż większość dzieci w jej wieku. Nigdy nie naciskała na Louisa, by dał jej pełen powód, nie przez brak zainteresowania, tylko dlatego, że wyczuwała, że to było coś, czego nie mógł jej porządnie wyjaśnić. Po prostu to zaakceptowała, ale zdarzało się - tak jak teraz - że mówiła rzeczy, które przypominały Louisowi jak młoda była, jak czuła się zdezorientowana tym, że jej mama odeszła.
Tak, wciąż spędzała z nią czas, ale nie tyle, co inne dzieci w jej wieku ze swoimi mamami. Dla niej Alicia prawdopodobnie była brdziej jak przyjaciółka rodziny, niż osoba, która ją urodziła i było w tym coś smutnego.
Louis przytulił Rose i zaskoczona odetchnęła. Przycisnął swoją twarz do jej włosów, próbując trzymać swoje emocje na wodzy, bo były pewne rzeczy, które nie chciał, by Rose widziała. - Tak bardzo przepraszam, kochanie.
Brzmiała na odrobinę zdezorientowaną. - Za co, Papa?
- Za to, że nie starałem się wystarczająco - powiedział. - Za to, że dosrastasz jedynie z tatą.
Rose, z pewnością, nie rozumiała co miał na myśli, ale i tak go przytuliła i powiedziała, - Głupiutki Papa. Dlaczego przepraszasz? To nie twoja wina, że Mamy tutaj nie ma.
Louis uniósł głowę, patrząc na swoją córkę wilgotnymi oczami. - Rose...
Objęła jego twarz swoimi malutkimi dłońmi i posłała mu surowe spojrzenie. - Papa, lubisz Harry'ego, racja? I kiedy ludzie, którzy się lubią biorą ślub to się nie rozstają, co oznacza, że zawsze będą razem szczęśliwi.
Jego szczęka odrobinę opadla, rozumiejąc znaczenie jej słów. - Ale jestem szczęśliwy. Ty mnie uszczęśliwiasz, Rose.
- Wiem to, Papa - pstryknęła go w nos i oboje zachichotali, nawet jeśli oczy Louisa wciąż lśniły od nieuronionych łez. - Ale Harry również cię uszczęśliwiasz i jakby, jeśli weźmie cie ślub to znaczy, że będziesz jeszcze bardziej szczęśliwy.
Oh, logika dzieci. To takie proste, jakby odpowiedz na wszystko była taka oczywista. Jeśli coś cię uszczęśliwia, to to zrób, żadnych pytań. Louis czasami chciałby za tym podążać, przestać rozmyślać nad wszystkim i przerabiać każdy możliwy scenariusz, dopóki nie stanie się nerwowym bałaganem, ale dorastanie robi to z człowiekiem. Zdajesz sobie sprawę, że życie nie jest proste, że nigdy nie było i nagle juz nigdy nie jesteś niczego pewien.
- Lubię Harry'ego - w końcu przyznał cichym głosem. - Bardzo go lubię. Ale on musi czuć do mnie to samo. I ty również musisz go lubić.
- Lubię Harry'ego - powiedziała Rose. Prosto. Szczerze. - Sprawia, że cały czas się uśmiechasz.
- Głuptas - powiedział Louis, całując ją w czoło. - Nie możesz lubić Harry'ego, bo ja go lubię. Musisz go sama lubić.
- Ale lubię - upierała się. - Pozwala mi bawić się swoimi włosami i opowiada zabawne historie i ostatnio nauczył mnie jak używać swojego aparatu. Również mnie uszcześliwia i lubię kiedy do nas przychodzi, bo jest zabawnie i jest taki miły, Papa i bardzo śliczny. Nie pytałabym, czy możemy się z nim zobaczyć, jeśli bym go nie lubiła, no wiesz.
Serce Louisa, złamane jakieś kilka minut temu, teraz zostało naprawione po usłyszeniu w jaki sposób Rose mówi o Harrym. - Tak? I nie miałabyś nic przeciwko, gdyby on, nie wiem, został częścią naszej rodziny?
Rose przewróciła oczami (kiedy się tego nauczyła, zastanawiał się Louis). - Papa! Próbowałam ci to powiedzieć! Oczywiście wiem, że jeśli go polubisz będzie moim drugim tatą. O to cię pytam. Nie miałabym nic przeciwko. To oznacza, że będzie tutaj przez cały czas i ty będziesz szczęśliwy i on będzie szczęśliwy i ja będę szczęśliwa! Wszyscy będą szczęśliwi!
Louis zaśmiał się, ponowne przytulając swoją córkę. Przycisnął pocałunek do jej głowy i uśmiechnął się. Praktycznie dala mu swoje błogosławieństwo. - Och, Ro. Co bym bez ciebie zrobił?
- Prawdopodobnie byłbyś głupi i nie poprosił Harry'ego, żeby cię poślubił - wymamrotała Rose, ale pocałowała go w policzek. - Będziemy tu siedzieć, czy idziemy do piekarni? Muszę dać Harry'emu swój rysunek!
Louis puścił ją, by zeszła z jego kolan, obserwując jak podnosi kartkę papieru leżącą na stoliku. Próbował na to spojrzeć, ale Rose trzymała ją blisko klatki piersiowej, robiąc minę która jasno mówiła, że cokolwiek było tam narysowane, było tylko dla Harry'ego. Normalnie Louis czułby się zazdrosny, że jego córka poświęca więcej uwagi komuś innemu, ale odkąd był to Harry, był czuły. Czułość, czułość, czułość.
Podniósł się z podłogi i zamknął laptopa, zanim włożył do kieszeni telefon, portfel i klucze. Louis juz biegła do drzwi, kiedy Louis zdecydował, że miał na sobie wystarczająco przyzwoity strój, by zobaczyć się z Harrym. Podążył za nią, pytając czy była gotowa, a ona niecierpliwie skakała z nogi na nogę, co oczywiście znaczyło tak, Papa, jestem gotowa, czekam od piętnastu minut, po prostu chodźmy!
Zamknął za nimi drzwi i złapał ją za rękę, a ona ścisnęła jego dłoń swoimi malutkimi palcami, jakby dając mu zapewnienie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top