Część 10
- Fioletowy?
Harry lekko odwrócił głowę, wystarczająco, by zobaczyć twarz Louisa. Nie patrzył na Harry'ego, niebieskie oczy skupione były na tym, jak bawił się jego palcami. Jego dotyk był delikatny i przejechał kciukiem po pomalowanym na fioletowo paznokciu.
- Tak.
Louis przez moment wyglądał na zamyślonego, zanim przeniósł ich dłonie na trawę pomiędzy nimi (Harry poczuł ciepło w klatce piersiowej, kiedy zostawił ich palce splątane). Byli w parku, leżąc na plecach pod starym drzewem. Wokół nich Harry mógł usłyszeć roześmiane dzieci i jak nastolatkowie jeździli na swoich rowerach i jak matki przypominały swoim dzieciom, by nie oddalały się zbyt daleko, jednak w jakiś sposób czuł, jakby Louis był tutaj jedyną osobą.
- Rose próbuje się nauczyć malowania paznokci - w końcu powiedział Louis, zanim podniósł swoją drugą dłoń i pokazał Harry'emu kciuk. Miał na nim pozostałości po lakierze. - Ćwiczy na mnie, ale tak naprawdę wszystko, co robi to miesza kolory, nakłada więcej na mój kciuk, niż na paznokieć i nazywa to ekstrawagancją - brzmiał tak czule i Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu na swoich ustach.
- Naprawdę ją kochasz, prawda?
- Bardziej, niż wszystko - powiedział Louis, co było niczym, tylko szczerą prawdą i odwrócił się, by spojrzeć na Harry'ego. Coś tam było, coś jak zmartwienie i przeprosiny, jakby mówił ona zawsze będzie na pierwszym miejscu, nawet jeśli to, co się między nami dzieje poprowadzi nas do czegoś większego.
I Harry chciał powiedzieć rozumiem, bo tak było. Naprawdę rozumiał. Zamiast tego uśmiechnął się, mówiąc - kiedyś wpadnę. Pomalujemy sobie nawzajem paznokcie.
Louis zaśmiał się, niepodważalnie czule i ten dźwięk pociągnął za sznurki w sercu Harry'ego. - Bardzo by tego chciała. Pytała o ciebie, chce mieć to nocowanie, które obiecałeś.
I - to zaproszenie, tak, ale tym samym również Louis pytał jesteś gotowy na kolejny krok? Myślisz o nas na poważnie? Jesteś pewien?
- Jestem wolny w ten weekend - powiedział Harry, ściskając jego dłoń. Tak, jestem. Jestem gotowy, jestem poważny, jestem.
Louis się uśmiechnął. - Świetnie! Zaczyna myśleć, że trzymam cię tylko dla siebie - dziękuję ci za danie temu - nam - szansy.
Harry się zaśmiał. - Cóż, mieliśmy umowę i spełniamy ją - oczywiście. Ja również tego chcę. Chcę tego tak bardzo, jak ty.
- Prawda - Louis przytaknął, sam się śmiejąc. Czuję to samo.
- Będę spędzał z nią o wiele więcej czasu, to tylko początek - myślę, że się w tobie zakochuję.
Ta ostatnia część przyszła zupełnie znikąd, tylko prosta myśl, która po cichu dala o spór znać w jego głowie. To nie było wielkie odkrycie - nie było trzęsienia ziemi i żadnego nagłego bicia serca i braku oddechu. To była zwykła szczerość, jakby mgła się rozmyła i nagle to było właśnie tutaj.
Harry położył głowę na ramieniu Louisa, czując jak starszy mężczyzna rozplątuje ich palce, by móc otoczyć Harry'ego ramieniem i trzymać go blisko. Zastanawiał się czy z tak bliska Louis mógł poczuć stały rytm jego serca, każde uderzenie szeptało myślę, że się w tobie zakochuję, myślę, że się w tobie zakochuję, myślę, że się w tobie zakochuję.
*
Była godzina piąta w sobotnie popołudnie i Harry stał przed rezydencją Tomlinsonów po raz drugi (chociaż to było już bardziej znajome, niż tamto, jakby był tutaj już niezliczoną ilość razy - albo przynajmniej jakby było mu przeznaczone, by tu być.)
I tym razem zamiast nerwów i drżących dłoni, przyniósł ze sobą ciepłe uczucie w klatce piersiowej, które odwzorowane było w jego uśmiechu, serce pełne nadziei i torbę pełną słodyczy. Zapukał trzy razy i słychać było na korytarzu dźwięk małych stóp, razem z podekscytowanym piskiem.
Klamka się przekręciła. I potem ukazała się Rose, mając na sobie różowe tutu, sportową bluzkę i niepasujące do siebie skarpetki - jedną żółtą i drugą niebieską. Jej włosy związane były w kucyka i policzki zarozowione i zaczęła podskakiwać, kiedy zobaczyła Harry'ego.
- Harry! Tęskniłam za tobą!
Harry zaśmiał się, pochylił i przygarnął do uścisku. - Ja też za tobą tęskniłem, Rosie! - zaczęli bujać się na boki, a ona mocno do niego przylgnęła. Kiedy postawił ją z powrotem na ziemi, nie chciała go puścić, więc wyjął papierową torbę ze swojego plecaka i jej ją dał.
- Co to? - spytała, zaglądając do środka. Sapnęła komicznie, spoglądając na Harry'ego z szerokimi, jasnymi oczami. - Przyniosłeś mi ciasteczka!
- Są tam również babeczki - uśmiechnął się Harry.
- Jesteś najlepszy - powiedziała poważnie, zanim wskazała Harry'emu, żeby się schylił. Zrobił to i zaskoczyła go, kiedy stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. - Dziękuję! - powiedziała, zanim pobiegła i zaczęła wołać swojego ojca.
Harry przez chwilę stał w drzwiach, ciepło rozchodziło się po jego klatce piersiowej, aż do jego koniuszków palców, które przyjemnie łaskotały od tego uczucia. To jakby jego klatka piersiowa się powiększała, by pomieścić jego serce i dzieliło go kilka chwil od wybuchu z miłości i uwielbienia do tej małej rodziny, która weszła do jego życia.
Kiedy Louis w końcu wyszedł z salonu, mając na sobie pogniecioną, starą koszulkę i dresy, Harry czuł jak słowa groziły wypłynięciem z jego ust. Wiem, że to prawdopodobnie za szybko, wiem to, ta racjonalna część mnie to wie, ale już czuję, że jestem tak blisko pokochania ciebie i Rose również i chcę, by to wszystko nam wyszło, bo teraz, kiedy wpuściłem waszą dwójkę do mojego życia nie mogę sobie wyobrazić, żebym dał wam odejść i mam nadzieję, że czujecie to samo. To siedziało na czubku jego języka, przytłaczając go, ale powstrzymał to jak na razie, bo Louis uśmiechał się i próbował poprawić swoje poczochrane włosy i wygładzić koszulkę. I w jakiś sposób tylko to się teraz liczyło.
- Wybacz, Rose kazała mi przenieść całą jej pościel do salonu i zbudować fort na wasze nocowanie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko spaniu na podłodze, bo ona nie zrobić tego inaczej i telewizor jesy tutaj, więc-
Harry zrobił pięć kroków i złapał twarz Louisa w swoje dłonie, złączył ze sobą ich usta z miękkim pocałunku tak, że starszy mężczyzna natychmiast się zamknął. Minęła chwila i dłonie Louisa owinęły się wokół jego talii i przyciągnął go odrobinę bliżej, wystarczająco, by Harry poczuł ciepło jego ciała.
Kiedy się od siebie odsunęli, obaj uśmiechali się jak idioci. Louis złączył ze sobą ich czoła i otarł swoim nosem o jego sprawiając, że Harry zachichotał. - Muszę wziąć prysznic. Rose czeka na ciebie w salonie, z gotową kolekcją filmów. Mam nadzieje, że lubisz animowane.
- Żartujesz? - Harry przycisnął pocałunek do kącika ust Louisa, czując jak formowały się w uśmiechu. - Kocham animowane filmy.
- Tak? - spytał Louis, ocierając policzkiem o ten jego. - Który jest twoim ulubionym?
- Strażnicy marzeń - odpowiedział natychmiast Harry. - Ale W głowie się nie mieści też jest świetny.
Louis zaśmiał się. - Mamy oba. Ona bardzo lubi Jak wytresować smoka.
- Idealnie. Kocham smoki.
Louis go pocałował i potem żartobliwie popchnął w stronę salonu. Obiecał, że dołączy do nich po szybkim prysznicu i Harry posłał mu buziaka, bo był głupi. Louis udawał, że go złapał i przyłożył dłoń do klatki piersiowej, bo był jeszcze glupszy. I kiedy Harry w końcu wszedł do salonu, zobaczył Rose siedzącą na środku materaca na podłodze, otoczona tuzinami poduszek, podczas gry próbowała nakarmić ciasteczkiem swojego pluszaka, bo była najbardziej głupiutka.
I Harry nie mógł nic poradzić, ale podobała mu się myśl, że byli jedną, głupiutką, lecz wspaniałą, małą rodziną.
- Harry! - zawsze brzmiała tak entuzjastycznie, kiedy wypowiadała imię Harry'ego, w sposób, w jaki słyszał jak mówiła tak tylko o Louisie. - Upiekłeś je?
Harry przytaknął, odkładając plecak na podłogę, zanim usiadł obok niej na materacu. Zanurzył się w poduszkach, wzdychając.
- Są pyszne. Powinieneś mnie nauczyć jak piec - powiedziała Rose, przytakując jakby już o tym zdecydowała. - Papa również wspomniał, że nauczysz mnie jak malować paznokcie?
- Yep - przytaknął Harry, pokazując jej swoją dłoń. Zmył fioletowy lakier i teraz jego paznokcie były błękitne z białymi zawijasami. - Sam to zrobiłem. Pokażę ci jak.
- Yay! - zawiwatowała Rose. - Papa czasami pozwala mi ćwiczyć na sobie. Mi też maluje, widzisz? - poruszyła swoimi palcami i Harry zobaczył, że jej paznokcie pomalowane były na różowo. - Powiedział, że robił tak Cioci Daisy i Cioci Phoebe, ale nie umie nic więcej. W przeciwieństwie do ciebie.
- Jego też mogę nauczyć.
Rose przez chwilę się nad tym zastanawiała. Czasami robi tą rzecz, kiedy nad czymś rozmyśla i przekręca swoją głowę, marszczy brwi i wydyma wargi. - To może zadziałać. Albo po prostu zostaniesz tu na zawsze, żeby móc to robić.
Harry poczuł coś w swoim sercu i chciał powiedzieć też bym tego chciał. W zamian poczochrał jej włosy, lekko, by nie zepsuć jej warkocza i żartobliwie walnęła go w dłoń i podała ciasteczko z papierowej torby.
- Mam gotowe filmy. I Papa zrobił ten fort! - wskazała na wszystkie poduszki i koce, które były wokół nich i które rozłożone były na krzesłach. - Założymy kolejny koc, kiedy będzie pora spania, żebyśmy mogli udawać, że jesteśmy w namiocie. Ale nie będziemy spać do późna, bo Papa przesunął porę mojego spania do jedenastej. Ale tylko na dzisiaj. Proszę nie wychodź jutro od razu! Papa powiedział, że możesz zostać do lunchu.
Harry uśmiechnął się. - Tak, z przyjemnością.
- Dobrze! - wspięła się na kolana Harry'ego i oparła o jego klatkę piersiową. Harry powstrzymał śmiech, kiedy wydała z siebie okrzyk, jak znalazła wygodną pozycję. - Okej, teraz czekamy aż Papa skończy prysznic i przyjedzie pizza, ale myślę, że możemy zacząć z pierwszym filmem. Papa już go widział i zawsze przewija pierwsze kilka minut. Zawsze płacze, gdy go ogląda.
Harry podejrzewał co to mogło być, więc kiedy sięgnęła po pilota i na ekranie pojawił się Odlot, jęknął.
Rose spojrzała na niego z ciekawością. - O co chodzi, Harry? Nie lubisz tego filmu?
- Nie, lubię go, ale początek również sprawia, że zawsze płaczę - wyjaśnił.
Rose zachichotała i sięgnęła, by na ślepo dźgnąć go w twarz i jej palec wylądował na jego policzku. - Zatem jesteś taki, jak Papa. Obaj jesteście bardzo głupiutcy.
I to było odrobinę zabawne, ale również kochane, jak Harry myślał o dokładnie tej samej rzeczy kilka minut temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top