❀(1) różowa gumka❀
–Tylko uważaj! Potrzebujesz pomocy?
Zawołała Kendra patrząc jak Paprot starał się wnieść ciężki, sklejony z wszystkich stron szarą taśma, karton po schodach.
–Nie, dam sobie radę...–Wysapał białowłosy już trzeci raz opierając karton o schody by móc odetchnąć od ciężaru.– Kendro jeśli mogę spytać... Co jest w tym kartonie?–Jego policzki były srebrne od wysiłku. Były one tego koloru ponieważ jego srebrna krew napływała mu do twarzy.
–Są tam moje książki... Przynajmniej ich większość.
Rodzice Kendry zdecydowali się na stałe przenieść do domu Ruth i Stana dla ich ogólnego bezpieczeństwa. Paprot zgłosił się od razu do pomocy przy wnoszeniu i rozpakowywaniu kartonów zakładając z góry, że jeśli nie pomoże w odnowie królestwa jeden czy dwa dni to jego matka nie powinna się zbytnio złościć.
–Udało się...–Wyszeptał Paprot gdy udało mu się wnieść karton do nowego pokoju Kendry. Włosy spadały mu często przed oczy, a on nie przestawał ich uparcie poprawiać. Kendra podała mu butelkę wody, jednorożec przyjął ją z wdzięcznością. Napił się i spojrzał na Kendre zawiedziony. –Jest ciepła...
Kendra jedynie się uśmiechnęła przewracając oczami i pociągnęła karton w strone, już złożonej jakiś czas temu przez Warrena, biblioteczki. Wzięła nożyczki i rozcięła taśmę ostrożnie by nie naruszyć żadnej książki. Gdy otworzyła karton Paprot wziął pierwszą książkę z wierchu i przejrzał ją z każdej strony. Papier był już lekko pofalowany i zżółknięty. Bok okładki był pognieciony a na pierwszej stronie widniała plama po czekoladzie. Ta książka widocznie wiele przeżyła. Ale takie książki były lepsze według wróżkowego księcia. Takie książki miały więcej życia, były na nich lepiej widoczne wspomnienia oraz należały do kogoś bardziej niż te nienaruszone pachniące nowością.
–„Zmierzch"...–Przeczytał na głos tytuł i spojrzał na czerwoną właścicielkę owej książki.–Powinnem się z nią zapoznać?
–Tak. Może kiedyś. To historia miłosna...Czekaj. Nie ruszaj się.
Podeszła za przyjaciela z różową gumką do włosów w dłoni. Poczuła jak ten się spina lekko i zaciska nieznacznie mocniej palce na książce. Zgarnęła przeszkadzające kosmyki włosów z twarzy Paprota i związała je do tyłu. –Tak powinno być lepiej.
–Dziękuję. To jest zdecydowanie pomocne. –Odwrócił się do Kendry i podziękował jej uśmiechem.
Zaczął pomagać jej układać książki na półkach. Pod jedną z książek leżała płyta, wziął ją ostrożnie do dłoni. Przejrzał ją z każdej strony.
–Dostałam ją od znajomej na święta dwa lata temu. Ma zgrane wiele moich ulubionych piosenek. E... Przynajmniej te które lubiłam dwa lata temu. Możemy ją włączyć, przy muzyce praca szybciej idzie.
W odpowiedzi dostała kiwnięcie głową. Wzięła ją i podeszła do odtwarzacza płyt który leżał na stołku niedaleko gniazdka elektrycznego. Włożyła płytę do przeznaczonego na nią miejsce i kliknęła duży okrągły przycisk z napisem „play". Pierwsza piosenka która zaczęła grać była wolna i melancholijna, głównie złożona z gry na gitarze ale po dłuższej chwili piosenkarz zaczął śpiewać.
–Pamiętam, że ta piosenka grała na balu końcowym w mojej starej szkole. Wtedy wszystkie pary zlatywały się na parkiet by zatańczyć „wolnego". Oczywiście nie miałam chłopaka. Ni nie umiałam tańczyć. Więc trzymałam się z boku z koleżankami chcąc uniknąć katastrofy.
Kąt ust Paprota drgnął gdy starał się wyobrazić sobie Kendre tańczącą z kimś do wolnej piosenki. Kimś. W głębi duszy chciałby być tym kimś. Tym kimś który by zatańczył z Kendrą. Wstał nagle, książka którą trzymał na kolanach spadła. Wyciągnął w stronę Kendry dłoń.
–Zatańczysz?
–Paprocie...–Dziewczyna zachichotała. -Mówiłam ci przecież, że nie potrafię tańczyć.
–Ja umiem. Walca. Matka mnie zaciągała często na jej bale. Mogę cię nauczyć. Jeśli będziesz chciała oczywiście!-Miał nadzieję, że nie brzmi jak idiota bądź jakby wychwalał się umiejętnościami tanecznymi.
Kendra przyjęła dłoń w końcu i wstała. Paprot wziął świecę umitkową która leżała na brzegu półki jeszcze nie schowana. Zapalił ją łapiąc knot między kciuk, a palec wskazujący. Różnica między tym płomieniem, a zwyczajnym była taka, że ten był perliście biały. Podejrzewała, że to nie był prawdziwy ogień.
–Dobrze zatańczony walec powinien być prędki, ale na tyle delikatny, że płomień nie zgaśnie. –Wyjaśnił książę i złapał Kendre jedną dłonią w jej talii, a drugą złapał jej dłoń trzymając w nich świecę. –Nie martw się. Możesz zamknąć oczy, poprowadzę cię...–Zaczął tańczyć, prowadzić ją w tańcu po pokoju ignorując gdy Kendra nadepnie na jego stopę bądź niechcący odepchnie przez szybki ruch.
–Nie chcę zamykać oczu...–Przyznała po jakiejś chwili patrząc na oczy skupionego Paprota. Lecz gdy ten pocieszająco się do niej uśmiechnął odwróciła szybko wzrok stając się czerwona jak piwonia.
–Wiem... Idzie ci naprawdę dobrze... –Zatrzymał się idealnie gdy gra gitary zaprzestała. Gorący wosk kapnął na jego dłoń, ale nie przejął się tym. Knot nadal płonął.
Lecz Kendra nie spodziewająca się nagłego zatrzymania poleciała w bok. Paprot nie chcąc by się uderzyła spróbował ją złapać.
Na marne, sam upadł bo nie zareagował dostatecznie szybko. Kendra wylądowała na jego ramieniu którym nieudolnie starał się ją złapać. Białowłosy sapnął gdy poczuł ciężar. Zaśmiał się w końcu gdy Kendra usiadła zawstydzona i przeprosiła go już czwarty raz.
Książę siedział na miękkim łóżko patrząc na zimną marmurową podłogę pałacu.
Rozmyślał już długo, na tyle długo, że wzniosły się na niebo gwiazdy. Między palcami trzymał różową gumkę do włosów. Ta gumka była niczym wygięta strona w książce, wspomnieniem. Dobrym wspomnieniem. Wspomnieniem delikatnych dłoni Kendry związujących jego włosy. Może za tydzień gdy wschodnia polana zostanie ukończona powinien zabrać ją tam na spacer? Spodobałaby się jej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top