48
Harry naprawdę jest bezczelny, po tym wszystkim co się działo on ma czelność do mnie dzwonić. Sprawił, że cierpię ponad miarę wiedząc, że jestem współwinna śmierci taty.
— Najlepiej będzie jak zapomnisz raz na zawsze i moim istnieniu. Ja niestety nie dam rady wymazać ciebie z pamięci, bo zniszczyłeś mi życie — pragnę zakończyć to połączenie, ale coś mnie przed tym powstrzymuje. Sama nie wiem co.
— Wiele razy cię straszyłem, ale wiedź, że nigdy odkąd jesteśmy małżeństwem nie zrobiłem nic co mogłoby zagrozić twojemu ojcu. To ten Theo go zadźgał, a Alex o wszystkim dobrze wie. Oni obaj cię oszukują, jesteś teraz w olbrzymim niebezpieczeństwie — mam ochotę głośno się roześmiać. On naprawdę ma dobrą wyobraźnię skoro wymyślił coś takiego na poczekaniu. Przecież to jest bzdura. Po co Theo miałoby to robić. Owszem tata nigdy za nim specjalnie nie przepadał, ale Theo zawsze go szanował.
Na pewno by się do czegoś takiego nie posunął.
— Niezła historia, może zaraz to mnie zaczniesz oskarżać o zabójstwo taty. Szkoda, że nawet nie potrafisz się przyznać do tego co robisz. I chociaż nie sądziłam, że to jest możliwe to ty jesteś o wiele gorszy niż na samym początku naszego małżeństwa. Jeśli masz przynajmniej odrobinę honoru to odeślesz mi podpisane papiery rozwodowe — mówię, a następnie kończę połączenie.
Jak zwykle mnie wyprowadził z równowagi. Po nim nie mogę się spodziewać niczego dobrego.
Idę do swojej sypialni gdzie zastaje Theo. Jak zwykle wykorzystuje fakt, że Alex jest zajęty i najpewniej nie zauważy, że mnie odwiedził zamiast pracować.
— Będę duże straty? — pyta. To, że Alex popełni błąd było do przewidzenia, ale nie zamierzam mu tego wypominać. On musi wiedzieć, że ma we mnie wsparcie. Znowu musimy się stać rodzeństwem, które w każdej sprawie może na siebie liczyć. Inaczej nie przetrwamy.
— Nie jest tak źle. Gorzej, że dopiero co dzwonił Harry. Wiesz, że powtarza, że to ty zabiłeś tatę — na jego twarzy pojawia się zmieszanie. Nic w tym jednak dziwnego, przecież nikt by spokojnie nie reagował na takie oskarżenie.
— Błagam powiedz, że mu nie wierzysz, ja nie mogłabym czego takiego zrobić — wstaje i do mnie podchodzi, a następnie chwyta mnie za rękę.
— Oczywiście. Ty nie byłbyś w stanie mnie tak zranić — mówię, a następnie wpadam mu w ramiona. Dobrze, że mam jego.
***
Siedzimy razem z moim bratem w pomieszczeniu, które znajduje się w kancelarii notarialnej. Zaraz ma się odbyć odczytanie testamentu naszego ojca. Co akurat uważam za zbędne, bo doskonale wiem co nam zostanie napisane. Tata kiedyś mi wspomniał, że by uniknąć konfliktów podzieli swoje dzieci po równo. I ja w tej kwestii całkowicie się z nim zgodziłam.
— Mając taką funkcję powinno się być punktualnym — narzeka mój brat. Trochę przesadza, minęło dopiero kilka minut. A my przecież nie czekamy na dworzu.
Nagle jednak drzwi się otwierają i przez nie wchodzi starszy i puszysty dość niski mężczyzna. Ma siwe włosy i okulary.
— Wybaczcie za spóźnienie — mówi i siada po drugiej stronie swojego biurka. — Mam przejść do konkretów czy czytać całość?
— Konkrety — odpowiada pośpiesznie Alex. Ja się nie odzywam, bo jest mi wszystko jedno.
— Wolą Pana Altran było to by wszelkie należące do niego posiadłości poza jedną w Miami przypadły jego córce. Pani Victoria dostaje też osiemdziesiąt procent środków, które znajdują się na kontach, akcjach i w środkach trwałych nie licząc budynków, które stoją na nieruchomościach — naprawdę nie spodziewałam się niczego takiego. Nie mam pojęcia czemu tata zrobił taką rzecz.
Kątem oka spoglądam na Alexa i wiedzę, że on z ledwością tłumi złość.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Zapraszam też na Zakazane Pożądanie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top