1. Zmiana planów

WYCIECZKĘ PO TOKIO można by zacząć w dowolnym miejscu.

Miasto, które do tysiąc osiemset sześćdziesiątego ósmego roku nosiło nazwę Edo, mogło pochwalić się mnóstwem atrakcji turystycznych. Była na przykład Ueno, podzielona na dwie części, z których jedna pełniła funkcję mieszkalno-biurową, zaś drugą (znacznie ciekawszą) stanowił park z zoologicznym ogrodem. Któż by nie zechciał odwiedzić niesamowicie pięknych, rozległych terenów zielonych, gdzie mieściło się także jeziorko Shinobazu o błyszczących wodach, biblioteka, Narodowe Muzeum Nauki, Narodowe Muzeum Sztuki Zachodniej, Muzeum Shitamachi, Tokijskie Muzeum Narodowe i Galeria Skarbów Horyūji?

A na południe od Ueno stał słynny Pałac Cesarski. Jego powierzchnia wynosiła dokładnie trzysta czterdzieści jeden hektarów - tyle samo co Park Centralny w Nowym Jorku. Wszyscy zachwycali się siedzibą cesarzy wcale nie bezpodstawnie, ponieważ ta, otoczona wspaniałymi ogrodami, prezentowała się faktycznie imponująco. Była ukryta w pierścieniu „quasi-bastionów" zachowanych z XVII wieku oraz szerokich fos.

Z kolei kierując się na południowy zachód Tokio, można trafić na Akasakę, wielofunkcyjną dzielnicę z luksusowymi hotelami, ambasadami, rezydencje krewnych rodziny cesarskiej i całą mocą innych wyszukanych miejsc. Albo na Aoyamę - tam mieściła się ulica-bulwar o nazwie Omote-Sandō i to właśnie tam rozpoczęła się nasza historia.

Zatrzymajmy się więc - powiedziałby ktoś, wskazując na biało-zielony pociąg Yamanote (jednej z najważniejszych tokijskich linii kolejowych), który stał na stacji Shinagawie w dzielnicy Minato. Drzwi się otworzyły, a wtedy gromada Japończyków przyodzianych stosownie do pogody, czyli w lekkie płaszcze, kurtki lub bluzy, weszła do środka. Wkrótce pociąg ruszył po szynach.

Dlaczego należało zatrzymać się właśnie tutaj?

Ponieważ właśnie tutaj był Eren Jeager.

Ale nie było to Eren, jakiego znano za czasów szkoły średniej czy nawet wcześniej. Nie był to radosny, energiczny, zdeterminowany chłopak o zawadiackim uśmiechu, błysku w oczach i metrze siedemdziesięciu wzrostu, pragnący wyrwać się spod skrzydeł matki, aby pomknąć samodzielnie przez życie. Gwoli prawdy, znaczna część dawnych znajomych nie poznałaby go w tym pociągu, albowiem większość śladów dawnego Erena została brutalnie zamazana.

Mężczyzna, który siedział w wagonie, był wysoki i muskularny, a przy tym tworzył wokół siebie aurę tajemnicy. Co jakiś czas wykonywał tak spokojne ruchy, jakby przed każdym z nich intensywnie się namyślał, rozważał, w jaki sposób pokierować daną częścią ciała, aby zużyć najmniej energii, ale jednocześnie osiągnąć swój cel i zyskać satysfakcję. A to poprawiał ramiączko plecaka na ramieniu, a to zagarniał za uszy pojedyncze kosmyki brązowych włosów upiętych nisko w luźnego koka, a to coś jeszcze. Twarz jego wydawał się przepełniać smutek i zmęczenie. Zielone oczy o zupełnie poważniejszym i dojrzalszym wyrazie niż dawniej otaskowywały wszystko wokół. Jedynie koszulkę nosił w podobnym kolorze i z typowym wiązaniem z przodu, tak jak dawniej — lecz zakrywała ją biała, wkładana przez głowę bluza z kapturem. Swoją drogą, komponowała się ona całkiem dobrze z czarnymi dresowymi spodniami z Adidasa, vansami i czarną czapką z daszkiem.

Gdyby dawni znajomi zobaczyli Erena w takim stanie, uznaliby, że się stoczył. Że dopadła go wreszcie karma za odrzucenie od siebie wszystkich przyjaciół. Że stał się samotny, nieszczęśliwy, rozżalony.

Nie była to do końca prawda.

Eren Jeager od zawsze miał osobowość bardzo złożoną, z wiekiem komplikującą się coraz bardziej. Dlatego teraz, gdy liczył równo dwadzieścia lat, niemalże nikt nie potrafił tak naprawdę go rozgryźć, nikt nie znał go wystarczająco, aby przewidzieć jego następny ruch czy też zrozumieć, na czym polegają jego idee. Strach było się bać, co się stanie, gdy Eren jeszcze dorośnie. Niektórzy w jego otoczeniu spekulowali, że odizoluje się i pójdzie własną ścieżką, ale mylili się. Tego bowiem nie wiedział nawet sam zainteresowany.

Gdy pociąg skręcił na torach, Eren wyciągnął z połączonej kieszeni bluzy komórkę. Odblokował ekran, przykładając palec wskazujący od prawej ręki do niewielkiego kółeczka z tyłu. Od niechcenia odpalił aplikację Twitter i zaczął przeglądać jakieś przypadkowe wpisy, o których dostał powiadomienia. Większość go nie interesowała, ale i tak nie miał co robić, a może skrycie liczył, że natrafi w końcu na coś godnego uwagi. Przesuwał i przesuwał, aż wreszcie, biorąc głęboki wdech, do jego płuc dostał się przyjemny zapach.

Kawa.

Palce Erena gwałtownie zastygły. Miła woń była bardzo intensywna. Obezwładniała nie tylko płuca, ale i umysł chłopaka. Jak trujący gaz powodował omdlenie, tak ona wywoływała niepohamowaną chęć wstąpienia do kawiarni. Eren dosłownie miał przed oczami smaczny napój o jasnobrązowym kolorze, z pianką na wierzchu. Jeager nie uchodził co prawda za maniaka kawy, a gdy czasami ją pił, to tylko gorzką i ciemną. Zdarzały się jednak momenty, kiedy dawał się skusić słodkiemu zapachowi i powierzchowności. Tak było i teraz.

Zielone oczy odruchowo uniosły się w górę. Eren nie zauważył, że ekran mu się przyćmił - mało go to bowiem obchodziło. Właśnie wtedy ujrzał ją. Zajmowała miejsce po drugiej stronie wagonu, na skos od Jeagera. Była to bardzo niska i drobna młoda kobieta o niesfornych, ciemnych włosach opadających na ramiona. Miała na sobie brązową spódnicę do kostek, białą bluzkę pod beżową kataną i podniszczone trampki. Obok niej nikt nie siedział, a zapach dochodził od jej strony, więc to ona musiała pachnieć kawą.

Ekran w telefonie Erena całkiem już wygasł. Chłopak przygryzł wargę. Mimo nieprzeciętnej aparycji, nieznajoma nie interesowała go w ten sposób, a jednak budziła w nim niepokój. Coś mu w niej nie pasowało. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego obca dziewczyna, zajęta swoim własnym telefonem w estetycznymi etui, wzbudziła w nim tyle podejrzeń.

Erenowi zdecydowanie odechciało się przeglądania Twittera. Kliknął w ciemny ekran komórki trzy razy, a potem przyłożył palec. Zamknąwszy wszystkie aplikacje, wsunął telefon do kieszeni.

I nie wyjmował go już do końca podróży.

Ubrana na brązowo brunetka wysiadła wcześniej od Erena. Jeager powiódł za nią wzrokiem, gdy była już do niego odwrócona, ale zaraz odwrócił wzrok, żeby ludzie w pociągu nie pomyśleli sobie nie wiadomo czego. Gdy na nią patrzył, starał się mieć obojętne, a nie natarczywe spojrzenie. W ostatniej chwili dziewczyna odwróciła się, wbijając czarne oczy prosto w niego. Patrzyła tak, dopóki miała go w zasięgu wzroku. Eren ściągnął mięśnie ramion i przez chwilę czuł coś, co można by nazwać euforią, ekscytacją. Czyżby brunetka go obserwowała? Czyżby była jedną z tych, o których mówił Zeke? I czyżby mogli się w końcu spotkać?

Dziewczyna w końcu zniknęła w oddali. Eren powstrzymał chęć podejścia bliżej do okna. Teraz musiał jak najprędzej spotkać się z bratem. Tak, jak planował.

Niecałe trzydzieści minut później pociąg zatrzymał się na stacji Sugamo. Eren Jeager poprawił plecak po raz ostatni na ramieniu — był to odruch, który wyrobił sobie za dzieciaka i zachował do chwili obecnej — po czym ruszył za innymi do wyjścia.

Toshima, czyli dzielnica, do której trafił, była bardzo ładna, ale to nie uroda miejsca zachęciła Erena do przyjazdu. Wśród około 252 tysięcy mieszkańców szukał konkretnego — swojego przyrodniego brata, Zeke'a. Choć pomięta, żółta kartka z adresem spoczywała w bocznej kieszonce plecaka, była zupełnie niepotrzebna. Chłopak doskonale pamiętał, gdzie szukać krewnego. Już wcześniej trochę popytał i posprawdzał mapy Google, więc wiedział dokładnie, jak tam dotrzeć.

Przemierzając ulice urodziwej dzielnicy, cały czas myślał o dziewczynie z pociągu. Brał oczywiście pod uwagę, że mógł się mylić i nieznajoma wcale go nie obserwowała, tylko czuła, że on ją obserwuje i była zmieszana tym faktem. A jednak coś w głębi duszy podpowiadało Erenowi, że jest inaczej. W spojrzeniu, jakim go bowiem obdarzyła, malowało się więcej przekory niż niepewności. Zresztą — nawet, jeśli Jeager tkwił w błędzie, wolał na wszelki wypadek zapamiętać twarz tamtej kobiety.

Ech, te przemyślenia. Już od paru lat Eren tak się w nich pogrążał, że nie dostrzegał miłych i dobrych rzeczy wokół siebie. Ani też żadnych rzeczy, które nie wiązały się z jego aktualnymi problemami. Gdyby rozejrzał się uważniej, zauważyłby na przykład dwójkę rodziców pchających podwójny wózek z liczącymi około rok bliźniakami, chłopcem i dziewczynką. Dostrzegłby nowy wystrój sklepu, który kiedyś odwiedził, prezentujący się znacznie lepiej od poprzedniego. A w tym mężczyźnie z krótko obciętymi włosami i idącej z nim za rękę rudej kobiecie rozpoznałby dawnych przyjaciół z liceum (sam kiedyś ich pytał, czy są parą). Gdyby po drodze do swego głównego celu poświęcił odrobinę uwagi innym, równie ważnym rzeczom...

Ale nie zamierzał tego robić. Szedł wyprostowany z czarnym plecakiem przerzuconym przez ramię i jedną ręką w kieszeni, pilnującą telefon, aby nie wypadł. Nieporządnie zawiązany kok wyglądał, jakby miał się za chwilę rozlecieć. Było to jednak nieistotne.

Dopiero dzwonek telefonu wybudził Erena z transu. Dobiegł do jego uszu dopiero po chwili, ponieważ gwar panujący na tokijskiej ulicy zagłuszał fabrycznie ustawioną melodyjkę. Chłopak zmarszczył brwi. Denerwował go fakt, że w takim momencie ktoś mógłby zakłócić jego plan na cały dzień nagłą chęcią rozmowy. Początkowo nie planował odbierać, ale uznał, że istnieje cień szansy na zakończenie dialogu przed dotarciem do domu brata. Uznał, że może się potrudzi, aby nacisnąć tę cholerną zieloną słuchawkę. Dopiero co wyszedł ze stacji. Miał przecież czas. Wyciągnął więc telefon...

...i omal nie upuścił go na ziemię. Na ekranie wyświetlało się imię i nazwisko Zeke'a.

Głupio byłoby przystanąć w takim momencie. Eren zszedł na bok. Nie pamiętał, kiedy ostatnio jego stan emocjonalny uległ tak wielkim zmianom w tak krótkim czasie. Dlaczego Zeke dzwonił? Umówili się na daną godzinę, która jeszcze nie wybiła. Brat przyrodni Erena nigdy nie kontaktował się w celu przypomnienia o danym spotkaniu. Spotykali się już tyle razy...

Eren odebrał i zatkał jedno ucho. Może i wyglądało dziwnie, ale nigdy nie potrafił skupić się na rozmowie przez telefon, słysząc z drugiej strony hałas.

— Halo — rzucił automatycznie. — Co się...

Głos brata w słuchawce natychmiast mu przerwał:

Zmiana planów, Eren. Nie spotkamy się dzisiaj.

Słowa te wydawały się tak absurdalne, nielogiczne i abstrakcyjne, że dotarły do chłopaka z lekkim opóźnieniem. Do plątaniny emocji, jaką czuł od usłyszenia dzwonka, dołączyło rozczarowanie i wściekłość, lecz zanim zdążył odetchnąć i odpowiedzieć, Zeke kontynuował:

— Przykro mi, nastąpiła sytuacja wyjątkowa — ton głosu wcale nie sugerował, że jego właścicielowi jest przykro. — Skontaktował się ze mną ktoś, kto może nam pomóc. Musiałem prędko udać się na tę rozmowę. Widzę nowy...

— Żartujesz sobie ze mnie? — zapytał lodowato Eren. — Kto się z tobą, kurwa, kontaktował? Gdzie teraz jesteś?

Jego dłoń ukryta w kieszeni bluzy zacisnęła się w pięść. Do tej pory wszystko szło tak idealnie. To Eren zarządzał całym planem, a teraz...

— Nie przewidziałem tego — pospieszył z wyjaśnieniami Zeke. — W innym wypadku bym cię poinformował. Potrzebujemy oboje kilkumiesięcznej przerwy.

— Jakiej kurwa przerwy? — głos Erena brzmiał coraz ostrzej. — Wszystko jest zaplanowane. Jestem już w Toshimie. Jechałem tutaj pół godziny. Teraz mam wracać i zmarnować godzinę? Co ty robisz?

Chłopak oparł głowę o ścianę losowego budynku. Była chropowata, ale kłucie go nie irytowało, ponieważ w owej chwili nic nie mogło zdenerwować go bardziej od brata. Nigdy nie zachowywali się jak typowe rodzeństwo. Może dlatego, że przez skomplikowaną przeszłość nie mieli na to okazji. Ale teraz Eren poczuł się jak typowy dzieciak, który dał się wrobić przez tego starszego. Gdyby kilka lat temu znalazł się w podobnej sytuacji, mógłby się nawet wydrzeć na całe Tokio. A że los zaoferował mu taką niespodziankę w wieku lat dwudziestu, Jeager zacisnął tylko wargę. Zanim otrzymał odpowiedź, zaczął już rozważać możliwe rozwiązania. Zdążył zdecydować, że nie da Zeke'owi tak się wystawiać.

— Napiszę do ciebie i dokładnie wszystko wyjaśnię — obiecał mu brat. — I, Eren...

— Dlaczego nie zrobisz tego teraz?

— Ktoś mógłby nas podsłuchać. Spotkajmy się następnym razem.

Rozległ się dźwięk kończącej się rozmowy. Eren wziął głęboki wdech.

Nie spodziewał się czegoś takiego ze strony brata. Wiedział, że musi polegać głównie na sobie, a jednak razem z Zeke'iem współpracowali. Gdy tylko skończył szkołę, gdy wreszcie wybrał własną ścieżkę, dowiedział się, że ma rodzeństwo. Wspólnie próbowali odkryć tajemnice skrywane tak długo przez ojca. I byli już bliscy ujawnienia całej prawdy... gdy Zeke zrobił to.

Eren nie widział innej opcji, jak wziąć sprawy we własne ręce. Ale nie od razu lecieć z grubej rury. Musiał działać powoli, rozważnie.

Błąkanie się po ogromnej dzielnicy, którą ledwo znał, byłoby głupim zmarnowaniem czasu. Już wystarczająco dużo chłopak poświęcił na bezcelową podróż. Pomyślał, że ludzie mogą się na niego dziwnie patrzeć, gdy wróci na stację, ale miał to gdzieś.

Już chwilę później był w Sugamo. Następny pociąg miał jechać za siedem minut. Eren spędził ten czas, gapiąc się w ekran telefonu, ponieważ nic lepszego do głowy mu nie przychodziło. Najpierw odpalił Twittera. Na głównej stronie wyskoczył mu losowy tweet. Użytkownik pisał o jakiś typowych błahostkach, wylewając z siebie wszystkie negatywne emocje, co w okrutny sposób poprawiło Erenowi humor. Jeager chciał wejść jeszcze na Instagrama, ale uznał, że dawanie polubień pod postami, które go nie obchodzą i udawanie zainteresowania tą aplikację, jest męczące, więc dalej przeglądał Twittera.

W pewnym momencie pomyślał, żeby wejść na zablokowane konta. Myśl była tak abstrakcyjna, niespodziewana i nagła, że zdziwiła jego samego. Na liście znajdowały się przecież nazwiska, o jakich nie myślał od dawna i szczerze nie miał ochoty myśleć. Odrzucił bezsensowny pomysł, a żeby nie kusiło, schował telefon w czarnym etui do plecaka.

Chwilę później przyjechał pociąg. Eren poprawił plecak, by mieć go na obu ramionach. Wkrótce szukał miejsca w wagonie, mijając ściśniętych ze sobą ludzi. Nienawidził tłumów. Były więc one wisienką na torcie upieczonym z jego dzisiejszego zawodu i złości.

Ale nie wiedział, że najgorsze dopiero przed nim.

Albowiem w pewnym momencie dostrzegł puste miejsce. Wypełniła go ulga, że w końcu będzie mógł spokojnie usiąść, jednak gdy podszedł bliżej... Omal się nie przewrócił.

Nie. Niemożliwe.

Plątanina emocji zacieśniła się jeszcze bardziej. Eren gwałtownie cofnął się. Ziścił się właśnie jego największy koszmar — życie, które tak starannie układał, posypało się brutalnie, jakby było klockiem domino. Wystarczy lekko pchnąć, a upadnie i przewróci wszystko inne. Nawet, gdy pierwszy raz zobaczył, w jakim tempie potrafi jeść Sasha Braus, nie zamarł na tak długo. Kolana się pod nim tak mocno nie ugięły. Teraz złość i rozczarowanie, które go przepełniały, ustąpiły miejsca rozpaczliwej panice.

Nie chciał JEJ widzieć. Chciał o NIEJ zapomnieć już na zawsze, gdyż wiedział, że zrobił źle, ale kwestię przepraszania, naprawiania z NIĄ stosunków uważał za zbędną i trudną. Nie był dobry w relacjach międzyludzkich. Nigdy.

A oto ONA przed nim siedziała, unosząc wzrok znad otwartej w połowie książki. Wyglądała poważniej, doroślej i nawet ładniej niż gdy widział ostatnio. W szarych oczach jaśniał blask. Proste, czarne włosy były ścięte krótko. Został jednak charakterystyczny pukiel z przodu, który chyba pełnił rolę grzywki, zwisając JEJ między oczami — nie każdy prezentowałby się dobrze w takiej fryzurze, jednak JEJ się to udawało. Miała na sobie idealnie wyprasowaną, białą koszulę i czarne spodnie. Kolorowego akcentu nadawała czerwona marynarka oraz usta pomalowane szminką o tej samej barwie. Długie, szczupłe palce z paznokciami pokrytymi bezbarwnym lakierem, wystającymi lekko za opuszek, zaciskały się na miękkiej okładce jakiejś książki. Tytułu Eren nie mógł przeczytać, a nawet nie próbował. Był zbyt skołowany.

Gdyby wyminął, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby tylko udał, że JEJ nie widzi albo nie poznaje... Ale poznawał i nie potrafił przejść obojętnie, szukając jakiegoś miejsca. Albowiem tym razem na widok ciemnych oczu, wpatrzonych z lekkim zmieszaniem i zdziwieniem, bicie serca chłopaka gwałtownie przyspieszyło w sposób, jakiego nigdy przedtem nie doświadczył.

Miał przed sobą Mikasę Ackermann.



_______________________________________

𝐜𝐳𝐚𝐬 𝐧𝐚 𝐬𝐳𝐲𝐛𝐤𝐚 𝐧𝐨𝐭𝐤𝐞, 𝐤𝐭𝐨𝐫𝐚 𝐩𝐨𝐳𝐧𝐢𝐞𝐣 𝐮𝐬𝐮𝐧𝐞.
𝐳𝐚𝐣𝐦𝐮𝐣𝐞 𝐬𝐢𝐞 𝐭𝐞𝐫𝐚𝐳 𝐢𝐧𝐧𝐲𝐦 𝐨𝐩𝐨𝐰𝐢𝐚𝐝𝐚𝐧𝐢𝐞𝐦, 𝐳 𝐟𝐚𝐧𝐝𝐨𝐦𝐮 𝐩𝐞𝐫𝐜𝐲'𝐞𝐠𝐨 𝐣𝐚𝐜𝐤𝐬𝐨𝐧𝐚. 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐨 𝐣𝐮𝐳 𝐭𝐫𝐳𝐞𝐜𝐢 𝐭𝐨𝐦, 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐳 𝐜𝐨 𝐦𝐚𝐦 𝐨𝐠𝐫𝐨𝐦𝐧𝐲 𝐬𝐞𝐧𝐭𝐲𝐦𝐞𝐧𝐭 𝐝𝐨 𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐤𝐚 𝐢 𝐩𝐨𝐬𝐰𝐢𝐞𝐜𝐚𝐦 𝐦𝐮 𝐳𝐝𝐞𝐜𝐲𝐝𝐨𝐰𝐚𝐧𝐢𝐞 𝐰𝐢𝐞𝐜𝐞𝐣 𝐜𝐳𝐚𝐬𝐮 𝐧𝐢𝐳 𝐭𝐞𝐦𝐮, 𝐚 𝐩𝐨 𝐧𝐢𝐦 𝐩𝐥𝐚𝐧𝐮𝐣𝐞 𝐣𝐞𝐬𝐳𝐜𝐳𝐞 𝐤𝐨𝐧𝐭𝐲𝐧𝐮𝐚𝐜𝐣𝐞, 𝐝𝐥𝐚𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚𝐥𝐲 𝐭𝐮𝐭𝐚𝐣 𝐛𝐞𝐝𝐚 𝐩𝐨𝐣𝐚𝐰𝐢𝐚𝐜 𝐬𝐢𝐞 𝐫𝐳𝐚𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣. 𝐚𝐥𝐞 𝐭𝐨 𝐧𝐢𝐞 𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐲, 𝐳𝐞 𝐛𝐫𝐚𝐤 𝐦𝐢 𝐰𝐞𝐧𝐲 𝐧𝐚 𝐞𝐫𝐞𝐦𝐢𝐤𝐞 - 𝐳𝐚𝐩𝐥𝐚𝐧𝐨𝐰𝐚𝐥𝐚𝐦 𝐟𝐚𝐛𝐮𝐥𝐞 𝐝𝐨 𝐤𝐨𝐧𝐜𝐚 𝐢 𝐜𝐳𝐞𝐫𝐩𝐢𝐞 𝐫𝐚𝐝𝐨𝐬𝐜 𝐳 𝐭𝐰𝐨𝐫𝐳𝐞𝐧𝐢𝐚 𝐫𝐨𝐰𝐧𝐢𝐞𝐳 𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐨𝐩𝐨𝐰𝐢𝐚𝐝𝐚𝐧𝐢𝐚. 𝐜𝐡𝐜𝐞 𝐭𝐲𝐥𝐤𝐨, 𝐛𝐲 𝐛𝐲𝐥𝐨 𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐦𝐨, 𝐳𝐞 𝐧𝐢𝐞 𝐩𝐨𝐫𝐳𝐮𝐜𝐚𝐦 𝐭𝐞𝐣 𝐡𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐢, 𝐧𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐰𝐢𝐞𝐬𝐳𝐚𝐦 𝐣𝐞𝐣 𝐚𝐧𝐢 𝐧𝐢𝐜.
𝐰 𝐦𝐞𝐝𝐢𝐚𝐜𝐡 𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝𝐮𝐣𝐞 𝐬𝐢ę 𝐟𝐚𝐧𝐚𝐫𝐭 𝐞𝐫𝐞𝐧𝐚, 𝐛𝐞𝐝𝐚𝐜𝐲 𝐢𝐧𝐬𝐩𝐢𝐫𝐚𝐜𝐣ą 𝐝𝐥𝐚 𝐨𝐩𝐢𝐬𝐮 𝐣𝐞𝐠𝐨 𝐮𝐛𝐢𝐨𝐫𝐮.
𝐝𝐳𝐢𝐞𝐤𝐮𝐣𝐞 𝐳𝐚 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐜𝐳𝐲𝐭𝐚𝐧𝐢𝐞, 𝐣𝐚𝐤 𝐰𝐢𝐝𝐳𝐢𝐜𝐢𝐞 𝐣𝐚𝐤𝐢𝐬 𝐛𝐥𝐚𝐝 (𝐗𝐃) 𝐭𝐨 𝐧𝐚𝐩𝐢𝐬𝐳𝐜𝐢𝐞, 𝐭𝐫𝐳𝐲𝐦𝐚𝐣𝐜𝐢𝐞 𝐬𝐢𝐞 𝐢 𝐝𝐨 𝐧𝐚𝐬𝐭ę𝐩𝐧𝐞𝐠𝐨!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top