Rozdział 8
Cóż przepraszam za nie wstawianie rozdziałów, ale nie miałam weny i do tego praca i szkoła więc proszę o zrozumienie.
I Zapraszam do czytania.
●●●●●
To chyba jakieś jaja?!
- Cóż ona jest Wampirem więc raczej to prawdopodobne. - Wtrącił swoje trzy grosze do tej pory cichy Stiles.
●●●●
- Wampirem? To bzdura! One nie istnieją! - wykrzykiwał Peter.
- Wilkołaki, Kitsune, Banshee, Kanimy i ty mówisz że, Wampiry nie istnieją? Wolne żarty. - Odpowiedziałam z jawną kpiną, spoglądając mu prosto w piwne oczy.
- Dobra! Przestańmy się kłócić i pomyślmy na spokojnie jak pokonać całe stado Alf. - Wysyczał gniewnie Derek. Przeskakując wzrokiem od swojego wujka, na wampirzycę.
Westchnęłam, przypominając se cel wizyty całej tej gromadki.
- Co tu się zastanawiać? Zabiję Deucaliona i tyle w temacie. - Powiedziałam obojętnie. Jakby zamordowanie kogoś z zimną krwią to była codzienność dla nich. Akurat dla mnie tak.
Przez przodków albo wampiryzm i pragnienie krwi, był taki czas kiedy brutalnie mordowałam, aby zaspokoić swe żądze.
Ale żałuję... Żałuję każdego kogo zabiłam. Dałam wtedy się pochłonąć szaleństwu. I dlatego zasłużyłam na karę.
Samotna wieczność.
Postanowiłam że, nigdy nie zmienię nikogo w krwiopijce jakim jestem, ja.
Będę cierpieć w samotności, nawet największe katusze aby do tego nie doprowadzić.
- Żartujesz sobie prawda? - Peter, spojrzał się na mnie z uniesioną brwią i jawną kpiną. - Deucalion to alfa nad alfami, a z tego co przed chwilą się dowiedziałem to jesteś wampirem. A wampirom szkodzi jad wilkołaków, więc wystarczy że, on albo który kolwiek z wilkołaków cię ugryzie i po tobie. - Czyżbym słyszała przejawy troski w jego głosie? - Oczywiście bez urazy Sandro.
- Jeżeli szef Scotta, ją tutaj sprowadził to ona nam pomoże. Więc stary i były alfo daj działać nowemu alfie i jego brygadzie detektywów. Co? - Stiles wypowiedział swoje do Petera, a następnie schował się za Scottem, trzymając go za ramię.
- Tym razem popieram Stilesa. - Lahey także musiał dopowiedzieć coś od siebie.
Zaległa cisza wraz z bitwą na spojerzenia. Każdy na każdego. Oczywiście tylko faceci.
- Chłopak ma rację. Zamiast gadać i nic nie robić to chodźmy i wykombinujmy jakiś plan aby wpierdolić ślepemu alfie. - Nie mogłam już dłużej siedzieć w takiej atmosferze.
- Allison i Lydii wolałbym nie wciągać w to. - McCall jak ty dbasz o przyjaciół.
- No w sumie jedna Panienka nam starczy. - Peter mrugnął do mnie zalotne oczko, po czym uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Ta Panienka może rozwalić Ci łeb za pomocą magi więc się zamknij. - syknęłam w akcie frustracji.
Potem już tylko słychać było cichy śmiech bety Dereka.
Oi Issac Lahey ma zdecydowanie najbardziej uroczy śmiech który słyszałam do tej pory.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top