Rozdział 2
Odwróciłam głowę w stronę Stilińskiego i odrazu na twarzy zagościł mi lekki, delikatny uśmiech.
- Wolę w końcu się czegoś dowiedzieć, dlatego tu jestem. - Przybrałam poważny ton, krzyżując ręce.
Mężczyźni spojrzeli najpierw na mnie, a następnie przenieśli wzrok na siebie nawzajem, jakby czytając w myślach tego drugiego.
Potem znów ich wzrok zatrzymał się na mnie.
Na szybkiego wyjaśnili mi całą sytuację z stadem pełnym Alf i Deucalionem. Aż na samo wspomnienie jego imienia, przeszły mnie dreszcze i nieprzyjemne wspomnienia z przeszłości.
Time skip
Gdy wróciłam do domu była godzina 17:35. Skierowałam się w stronę salonu połączonego z kuchnią.
Chyba zapomniałam wspomnieć że mieszkam w jednopiętrowym domu w kolorze ciemego brązu. Dom posiada kuchnie z salonem i biblioteczką oraz tarasem z wyjściem na tył domu. Dwa duże pokoje na piętrze i łazienkę.
Salon był w odcieniu ciemnej zieleni a biblioteczka stała w rogu pomieszczenia dodając mu tajemniczości. Natomiast podłoga wszędzie była taka sama czyli z ciemnego machoniu tak samo jak schody prowadzące na piętro.
Nowoczesna kuchnia w kolorach bieli z dużą, pojemną lodówką w której można schować nawet zwłoki. I oczywiście wszystkie potrzebne artykuły czy wyposażenie kuchenne.
W salonie znajdował się kominek z ciemnego prawie że czarnego marmuru, z dwie duże i wygodne kanapy o kolorze ciemnego brązu, stolik do kawy o takim samym kolorze jak kanapy. A pomiędzy salonem a kuchnią znajdowały się blaty robiące za stolik. Na tarasie znajdowały się bujane ławki z poduszkami, i stolikami obok.
Zapomniałam wspomnieć że biblioteczka jest wypelniona książkami o różnych dziedzinach zainteresowań.
Cofnęłam się do holu, chcąc już wejść na górę kiedy to zauważyłam ciemne drzwi ukryte przy schodach.
Wampirzym tępem podeszłam do nich. I nacisnęłam klamkę. Gdy drzwi ustąpiły, moim oczom ukazały się schody prowadzące w dół... Do piwnicy...
Szybko po nich zeszłam, a następnie przybiłam sobie facepalma. Bo kompletnie zapomniałam że w tym domu jest piwnica z alkoholem i innymi rupieciami. Jednakże na jej końcu znajdowały się kolejne ciemne drzwi prowadzące do kolejnego tajemniczego pomieszczenia. Pojawiłam się przed nimi z szybkością Wampira i użyłam troszkę siły aby przesunąć stalowe wrota. Które w ciemności wyglądają jak drewno.
Gdy spojrzałam do środka pomieszczenia, przypomniałam sobie czemu dałam tutaj stalowe drzwi.
W środku znajdowały się regały pełne magicznych ksiąg, stół laboratyjny, ciemno-czerwony fotel z kanapą o tym samym kolorze, tablica naścienna z ważnymi informacjami, i trumna robiąca za stolik dla kwiatów. Ale nie takich zwykłych, tylko z jakimiś właściwościami nadprzyrodzonymi.
Jarząb...
Jarzębina...
Tojad...
I wiele innych, tego typu roślin...
Nawet znalazła się tutaj szczególna dla mnie doniczka. W której była Róża. Czarna Róża. Tak ten gatunek kwiatów kocham najbardziej. W szczególności czarne albo białe.
Wzięłam konewke do ręki i nalałam wody z kranu który znajdował się obok wejścia do tego pomieszczenia.
Odłożyłam ją pełną, tuż pod zlewem i włączyłam spryskiwacze, przyciskiem na ścianie. Westchnęłam niezauważalnie i usiadłam na karmazynowej kanapie. Uprzednio się na niej rozkładając. Ułożyłam się wygodnie na kanapie.
Zamknęłam powieki delektując się ciszą i oddając się całkowicie melancholii. Jednakże nie byłam w tym stanie długo ponieważ do moich uszu doszedł dźwięk dzwonku do drzwi. Westchnęłam tym razem głośniej i wstałam pośpiesznie z wygodnego mebla, przeciągając się niczym kot. Wampirzą szybkością byłam już przy drzwiach wejściowych, chwyciłam za klamkę a do mego nosa dotarł zapach wilkołaka. A raczej kilka osób z całej tej bandy nadprzyrodzonych...
Zacisnęłam zęby. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi tak że były otwarte na ościerz. A przede mną stali Scott, Stiles i Issac.
Zaprosiłam ich gestem dłoni do środka. Oni jakby czytając mi w myślach weszli do domu i skierowali się do salonu.
Zamknęłam drzwi i skierowałam się tam gdzie oni. Dwaj z trzech popatrzyli się na moją osobę, a ja wskazałam im ciemną kanapę żeby usiedli. Tak też zrobili. Natomiast ten jeden którym oczywiście był młody Lahey myszkował mi po półkach z książkami.
Usiadłam na fotelu.
- Czym zawdzięczam tę jakże dziwną wizytę? - Zapytałam.
Cała trójka spojrzała po sobie, a następnie każdy spojrzał na moją na osobę.
Głos zabrał McCall.
- Doszliśmy do porozumienia że Chcielibyśmy cię poznać. - Z jego piwnych oczu wyczytałam czystą szczerość. Kiwnęłam głową na znak że się zgadzam.
- To co chcecie wiedzieć? - Zadałam kolejne pytanie.
Scott: Jak chcesz nam pomóc?
Stiles: Masz jakiś plan?
Issac: Jaki masz rozmiar stanika?
Całą trójką spojrzeliśmy się na chłopaka który wciąż oglądał moją kolekcję książek.
Ich spojrzenia wyrażały takie
"Pojebało cię?!"
Spojrzałam mu prosto w oczy z zaciekawieniem. Zaśmiałam się lekko pod nosem. Stiliński i Mccall spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem i niezrozumieniem.
Otarłam wymiganowaną łezkę z kącika oka. Wzięłam lekki wdech na uspokojenie.
- Poważnie? Fajne pytanie, nie ma co. Ale jeśli mam być szczera i mówić prawdę to nie mam wyboru. - Westchnęłam po raz kolejny. - D85. - Odpowiedziałam. A Lahey na moją odpowiedź się uśmiechnął swoim sexy uśmiechem podrywacza. Ale za to Stiliński'emu poleciała strużka krwi z nosa. Nagle poczułam głód. Olbrzymi głód... Który zaczął przejmować kontrolę. Poczułam jak oczy zapłonęły krwistym szkarłatem. Przegryzłam szybko wargę aż do krwi, i językiem oblizałam usta z moją krwią. Gdy metaliczna ciecz znalazła się w przełyku poczułam lekką ulgę.
Ale nie na długo. Ponieważ wciąż do mojego nosa docierał słodki zapach ludzkiej krwi. Zakryłam szybko dłonią usta i nos, myśląc że coś to da.
Jednakże ja zawsze, ale to zawsze muszę się mylić...
Ten przeklęty zapach wprowadzał mnie w odrętwienie i powodował że powoli się zatracam.
Podniosłam się szybko z fotela, zwracając tym uwagę wszystkich osób w pomieszczeniu.
Zakreciło mi się w głowie...
Zachwiałam się...
Scott: Hej?! Wszystko w porządku?! - Zapytał zmartwiony.
Stiles: Hej?! Powiedź coś! - Chciał już do mnie podejść.
- Nie podchodź! - Wykrzyknęłam. Pokazałam mu dłonią aby się nie zbliżał.
Issac: Co ci jest?! - Wykrzyknął, łapiąc mnie za ramiona.
Wyrwałam się, i szybko podbiegłam do części z kuchnią. Otworzyłam gwałtownie zamrażalnik i wyjełam z niego plastikowy zamknięty worek w którym znajdował się ciemno-czerwony płyn. Tak to była krew... A dokładniej krew o bardzo rzadkiej grupie BRh-. Nieczekając zrobiłam małą dziurę i zaczęłam z niej łapczywie pić. Poczułam na sobie zdziwiony i zaskoczony wzrok całej trójki. Opróżniłam cały worek z metaliczną cieczą w nie całe pół sekundy. Gdy skończyłam, puste opakowanie wyrzuciłam do śmietnika pod zlewem. Odwróciłam się w kierunku moich gości, wycierając usta i ich kąciki z ciemnej cieczy.
Pierwszy ocknął się Lahey.
Issac: Co to miało być?! - Zapytał z lekkim bulwersem. Wyruszyłam ramionami.
Stiles: Kobieto! Jesteś walnięta żeby pić... Czy to była krew?!
- To przez jego krew - Wskazałam na Stilińskiego - Gdybym się teraz nie napiła, zostałbyś moim daniem głównym. - Powiedziałam wciąż się wycierając o rękaw czarnej bluzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top