Rozdział IX

Harry

     Mieszkanie Narcyzy było zadziwiające ciemne. Podobno zło czai się w mroku, tutaj nie musiałoby szukać kryjówki, w tym domu nie było jasnej plany światła. Musieliśmy użyć czarów, aby cokolwiek zobaczyć.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, abyśmy to wchodzili - blondyn szedł pierwszy, w nikłym świetle wydawał się jeszcze drobniejszy niż zwykle. - Ostatnio, gdy mama spowiła ciemnością mieszkanie... na wolność wydostali  się śmierciożercy z askabanu. Mówi się, że to Voldemort ich uwolnił, ale nigdy nie zrobiłby tego bez niej. To ona zawsze była jego prawą ręką. Cichą służącą, która... ja myślę, że ona go kochała. Tylko jego...  była w stanie dla niego zrobić wszystko. Czasami mi się wydawało, że i mnie darzy jakimś uczuciem, ale kiedy go zabiłeś...

- Zawsze myślałem, że Narcyza chciała tylko zapewnić wam bezpieczeństwo, jest poza tym co najgorsze - powiedziałem, mijając kolejne pomieszczenie. Nie była to stara posesja Malfoyów, w której urzędował teraz Draco, ale było to miejsce z klasą, na każdym kroku po oczach raziło bogactwo, miałem podejrzenie, że metraż i wartość tego mieszkania jest o wiele większa niż Nory.

- Pięknie grała - uśmiechnął się smutno. - Mój ojciec też dał się na to nabrać, nigdy nie był zbyt inteligentny...

- Draco! - usłyszeliśmy ostry ton. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy wysoką postać.

- Matko - chłopak zaczął iść w jej kierunku, ja stałem w miejscu. Coś mi tu nie pasowało. Jej głos, ruchy i... wzrost. Spojrzałem na jej stopy. Nie mogłem ich jednak zobaczyć z powodu zbyt długiej sukienki. Nagle zawiał wiatr, materiał lekko się uniósł, pod nim niczego nie było.

- Uważaj! - krzyknąłem i rzuciłem się w jego kierunku. Upadliśmy na podłogę, tuż przed nami wylądowało rzucone zaklęcie.

- Mamo - blondyn spojrzał na nią jeszcze raz. Kaptur opadł, na ramiona postaci upadły ciemne, kręcone włosy.

- Mamo, mamo - jeżeli wcześniej miałem jakiekolwiek wątpliwości, teraz już mogłem być w stu procentach pewien. Ten głos, sposób w jaki naśladowała Malfoya...

- To ty żyjesz? - zapytałem.

- To nie zbyt uprzejme pytanie, Potter - prychnęła. Twoja mama chyba nie będzie zadowolona, a nie przepraszam, przecież ona nie żyje, więc co ją to obchodzi?

- Bella - jęknął Draco. On również rozpoznał przybyszkę.

-Narcyza miała rację, okropnie się zmieniłeś.  Zadajesz się mordercą Czarnego Pana! Przynosisz nam wstyd, Draco! - piszczący tembr głos był nie do niezniesienia.

- To może zapytam inaczej - sięgnąłem po różdżkę. - Czemu nie jesteś martwa?
- To kwestia wymiany,moje drogie dziecko. Życie za życie.
- Nie rozumiem - pokręciłem głową.
-To proste, jestem tak cenna dla czarnego pana, że w zamian za moją duszę poświęcił inną. Ten rytuał sięga czasów dawniejszych niż Mezopotamia mój drogi. Nie jest tak skuteczny, jeżeli chodzi o powrót do życia, jak horkruksy, wymaga o wiele więcej krwi i czasu, ale ważny jest efekt. I o to jestem.
     W czasie jej przemowy wyciągnąłem różdżkę i w myślach wyrecytowałem zaklęcie, które po po raz pierwszy i ostatni wypróbowałem na Draco w szóstej klasie, ale nic się nie wydarzyło,  spróbowałem czegoś innego, ale i to nie dało żadnego rezultatu.
- Czy nie dodałam, że nie działają na mnie wasze zaklęcia,  bo, jakgdyby nie jestem do końca żywa?
- Musiało ci to umknąć - przygryzłem wargę. Bez magii byłem bezsilny. Nie miałem żadnego planu B.
   W pewnej chwili Bella nagle padła na ziemię, jak gdyby coś odcięło jej prąd, punkt zasilania.
- Co się dzieje - Draco był zdezorientowany, złapał mnie za ramię i wycofaliśmy się w głąb domu. Cokolwiek to było, warto wykorzystać okazję, aby uciec. Malfoy jakby czytał mi w myślach i wskazał na otwarte okno, ale zanim zdążyliśmy wyskoczyć na dwór, usłyszeliśmy cichy rozkaz.
- Stać! - poczułem, że moje nogi nie mogą ruszyć się nawet o centymetr, delikatnie odwróciłem głowę.

    W drzwiach stał bardzo chudy chłopak. Jego włosy były brązowe, kończyny patykowate. Nie wyróżniał się wzrostem, urodę też posiadał przeciętną.
   Stał wyprostowany z jedną nogą, delikatnie wysuniętą do przodu, różdżkę trzymał pewnie, jakby stanowiła przedłużenie jego ręki. Biła od niego pewność i determinacja.
- Wujek Harry?  - zapytał nagle.
- Luke? - uniosłem brwi w chwili, kiedy rozpoznałem chłopaka. On podszedł do mnie i nieśmiało wyciągnął rękę.
- Super, że się znacie, ale mam propozycję. Dopóki ta wiedźma tam leży, możemy zwiać, a potem wyjaśnimy sobie parę rzeczy, może być - blondyn wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu i lekko popchnął mnie w stronę okna.

***

     Czułem się dziwnie, kiedy razem z Draco i Lukiem wchodziliśmy do mugolskiej kawiarni. Szczególnie wygląd mój Malfoya mógł przerażać. Obydwaj byliśmy bladzi, mieliśmy podkrążone oczy i wyjątkowo wymięte ubrania, o włosach nie wspominając.
  Nastolatek był po prostu brudny. Zajął stolik, a ja usiadłem obok niego.
- Uciekłem od ojca - zaczął chłopak. - Poszedł gdzieś z Rose i Lavender. Nagle poczułem jakiś przypływ mocy... cała mnie wypełniła... udało mi się wyswobodzić. Chciałem odnaleźć mamę, ale nigdzie jej nie było, bałem się pójść do Nory, bo babcia mogła by mi kazać wracać do ojca. Pomyślałem, że gdybym był mamą, udałbym się do ciebie wujku.
- Drzwi były zamknięte - kiwnąłem głową. - Ale jak nas odnalazłeś? Jeszcze parę godzin temu sam nie wiedziałem, że tutaj przyjdę.
- Miałem wizję - brunet odchylił się do tyłu i dłonią przeczesał włosy, potem jakoś sam odnalazłem drogę...
- Mnie interesuje coś innego - przerwał mu Draco, a ja spojrzałem na niego uważnie. - Harry rzucał na Bellę różne zaklęcia,  ale to nie działało. Jakiego zaklęcia użyłeś?
- Run - odpowiedział. Spojrzeliśmy się na siebie z Draco.

~ Harmiona ~

      Siedziałam obok Harrego, jego długie palce przesuwały się po mojej nodze. Nic nie mówiliśmy,  nie musieliśmy. Koło nas uczył się raczkować mały chłopiec. Cały czas się uśmiechał...
    Nagle przed nami pojawił się Tom, myślałam, że Harry wstanie i wyjmie różdżkę, ale on nadal siedział i patrzył się na mnie.
- On mnie nie widzi, Hermiono - mężczyzna dotknął moich włosów. - Chciałem ci tylko pokazać, co by było, gdybyś żyła w prawdzie, gdybyś nie bała się, sama przed sobą przyznać, że naprawdę go kochasz. A ty po prostu stchórzyłaś. Myślałaś, że lepiej ci będzie z Wesleyem, prawda?
- Kochałam Rona - przymknęłam oczy, próbując samą siebie przekonać.
- Nie kłam - warknął Tom. - Obydwoje znamy prawdę i uwierz mi, zrobię wszystko, aby poznało ją jak najwięcej osób. 

   Nie odpowiedziałam, bałam się. Piękne otoczenie, równoległa rzeczywistość przestała istnieć, a ja znalazłam się w jednym z wielu korytarzy biblioteki.
- Dział ksiąg zakazanych - nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Zawsze pragnęłam się tu znaleźć.  Dzięki komu, nie miało to dla mnie w tej chwili żadnego znaczenia.
- Do twojej dyspozycji przez następne dwadzieścia cztery godziny, potem możesz już tylko liczyć na swoich przyjaciół. Jesteś kimś potężnym i groźnym, nie mogę cię tak po prostu wypuścić. Jeżeli jednak dzisiaj przeżyjesz, będziesz musiał dokonać wielu wyborów, podjąć decyzję za siebie i innych - powiedział Tom. I spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami, które mogłyby być ładne, gdyby nie to, że widziałam w nich odbite twarze, zamordowanych przez niego czarodziejów i mugoli.
- Zobaczysz co to znaczy stać na czele, aby mnie pokonać będziesz musiała wiele poświęcić, zranić ci bliskie osoby - położył mi rękę na ramieniu, a mnie przeszedł zimny dreszcz, jego bliskość była niepokojąca.
- To znaczy, że będziemy ze sobą walczyć - zauważyłam i oparłam się o jeden z regałów. - Dlaczego, więc dasz mi szansę uciec, dajesz mi broń?

   Powiedziawszy to, wzięłam do ręki jedną z książek i zaczęłam ją obracać.
- Wszyscy dążymy do samozniszczenia, Hermiono - jego głos był piękny i dziwnie znajomy. Spojrzałam na niego, zmienił się w Harrego, a moje serce zabiło jeszcze szybciej,  zachowywałam się, jak zauroczona nastolatka, ale w tej chwili nie miało to znaczenia, pozwoliłam, aby mężczyzna objął mnie w talii, by zbliżył swoje usta do mojej szyi, by poczuł mój zapach. To wszystko było po to, abym mogła usłyszeć cichy szept.
- Danie tobie książek, to jak wbicie sobie sztyletu w serce, ale jeżeli mam odejść po raz kolejny, to sam chciałbym zdecydować, jak to się stanie. Zginięcie z twoich rąk, będzie prawie jak dar...


To pierwsze tego typu ogłoszenie pod tym ff. Nie zrobiłam tego wcześniej (a powinnam), chciałabym Wam podziękować. Wszystkim czytelnikom, osobom głosującym, a przede wszystkim tym, którzy komentują. Każda Wasza uwaga, ale przede wszystkim pochwały i słowa wsparcia, są dla mnie bardzo motywujące. Mam nadzieję, że utrzymam poziom do samego końca i Was nie rozczaruję, liczę także, że zostaniecie ze mną do epilogu. Jesteście wspaniałymi czytelnikami i pisanie dla Was to ogromna przyjemność. Jeszcze raz dziękuję:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top