27

Matt siedział w karocy, która ciągnięta była w powietrzu przez parę testrali. W środku razem z nim była trójka aurorów, a on sam był związany magicznymi łańcuchami. Mowa została mu zabrana paroma urokami, by nie mógł wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Był właśnie w drodze do swojego nowego domu - Azkabanu. 

Dwudziestolatek był zdezorientowany. Jak? Co zrobił źle? Całe życie pracował na to, by nikt nigdy go nie złapał, a ot tak sam się pofatygował pod drzwi aurorów! Był wściekły na samego siebie. Nigdy nie dał się sprowokować na tyle, by ktoś go przechytrzył. 

A Weasley'owi się to udało bez najmniejszego trudu.

- Dotarliśmy. - odezwał się potężnie zbudowany czarodziej, siedzący przed więźniem. Karota wylądowała na małym kamiennym podeście dla testrali. Czarodzieje wyprowadzili Rosiera. A ten przełknął ślinę. 

Nad nim latały dementorzy, a po ziemi chodzili strażnicy więzienia. 

- A o to Azkaban. - powiedział do niego czarnoskóry auror. - Poczuj się jak w domu, bo długo stąd nie wyjdziesz. A właściwie to nigdy stąd nie wyjdziesz.  

Inny czarodzieje zaczęli się śmiać. Wielkie ciemne drzwi otworzyły się. Białowłosy wszedł posłusznie przez nie i tak znalazł się w środku. Wszędzie były cele, a przy jednej ścianie budynku schody, które ciągnęły się w górę jak i w dół. Matt słyszał o tym miejscu wiele razy, a raz tu był, lecz wtedy nie wchodził do środka. Wnętrze mogło przyprawić człowieka o ciarki i dreszcze. Kryminaliści, którzy siedzieli za kratami wyglądali albo na wychudzonych albo oszalałych.  

- Patrzcie! - krzyknął jeden z nich, który nie miał ani jednego włosa na głowie. - Doigrał się! 

Więźniowie spojrzeli na czarnookiego i zaczęli wrzeszczeć. Jedni krzyczeli z radości, inni zaś ze wściekłości. 

- Nie przepadają za tobą. - zauważył z uśmiechem czarodziej, prowadzący go do celi. Otworzył w końcu jedne kraty i wepchnął białowłosego do środka, nie zważając na to, czy ten wyląduje na twarzy czy też nie. - Witaj w domu.

Matt podniósł się z ziemi i obejrzał się po pomieszczeniu. Ściana, łóżko, kraty. Nic więcej. 

Każda cela miała jedynie ścianę z tyłu, a boczne cele były oddzielone kratami, więc więźniowie widzieli swoich sąsiadów. Wszyscy, którzy mogli, patrzyli na chłopaka. 

- Będziesz martwy, Rosier. - warknął jeden. 

- Nie przeżyjesz tygodnia. 

- Zabijemy cię, gdy będziesz spać! 

Białowłosy westchnął i usiadł przy ścianie, opierając się o nią. To już koniec. Grindelwald wygrał. Nikt mu nie pomoże. Zostanie tu sam jak palec. 

Spojrzał w swoje lewo i poszukał wzrokiem sąsiada. Nagle wytrzeszczył oczy i skoczył na równe nogi. W sąsiednim pokoju był czarnowłosy mężczyzna, którego czarne źrenice patrzyły wprost na młodzieńca. Czarodziej podszedł do krat. 

- Przecież ty nie żyjesz! - zdziwił się Matt, odsuwając się od człowieka jak najdalej mógł.

- Życie jest pełne niespodzianek, nie uważasz, synu? - uśmiechnął się Evan Rosier. 

✚✚✚ 

Dumbledore był załamany. 

Wiadomość o tym, że Rosier trafił do Azkabanu, powinna go rozweselić, lecz stało się odwrotnie. Gdy się dowiedział o aresztowaniu chłopaka, przeraził się. A dlaczego?

Bo wiedział, że jeśli Matt będzie za kratkami, Grindelwald zacznie działać pełną parą. Nie miał już żadnej przeszkody, która trzymałaby go na smyczy. Albus wstał z fotela, na którym siedział i aportował się wraz ze swoim feniksem do Hogwartu. Wszedł do swojego gabinetu i stanął w miejscu. 

Wyczuwał potężną aurę magiczną. Wyjął szybko różdżkę.

- Pokaż się. - rozkazał, a rozkaz poleciał w przestrzeń. Fotel za jego biurkiem był obrócony. Obrócił się z powrotem. Gdy dyrektor zobaczył, kto na nim siedzi, od razu w niego wycelował.  

Młody chłopak siedzący na fioletowym skórzanych siedzisku położył swoje nogi na biurku nauczyciela. W jednej dłoni miał jabłko, które nonszalancko gryzł, a w drugiej otwartą książkę. 

- Witaj, Albusie. - przywitał się Riddle, nie patrząc na niego. - Naprawdę ludzie sądzą, że miałem dwa metry wzrostu? Głupie księgi...

- Co cię sprowadza, Tom? - zagaił starzec, powoli zmierzając w kierunku wroga. 

- Chciałem się przywitać. - uśmiechnął się siedemnastolatek. - Dawno żeśmy się nie widzieli. 

- To prawda, ale muszę cię zasmucić, ponieważ nie tęskniłem. 

- I po co te uszczypliwości? - westchnął czarnoksiężnik, wstając. Okrążył mebel i oparł się o niego. - Zanim zaczniemy się pojedynkować, zadaj to pytanie, bo widzę, jak ci się ciśnie na usta.

- Jak?

- Byłem połączony duszą z Harrym i udoskonaliłem tę więź. - wytłumaczył. - No, to dość długa historia. Kiedyś ci opowiem. Może przy Ognistej? Dawno nie piłem...

Albus wysłał w Czarnego Pana zaklęcie, które ten usunął jedynie ruchem dłoni. 

- Naprawdę, Dumbledore? - mruknął Marvolo i podwinął rękawy, a jego barwa oczu zmieniła się na czerwony (taki jak miał gdy był pełną wersją siebie z horkruksami). - Wedle życzenia. 

Wyjął różdżkę i wysłał w maga kilka niegroźnych zaklęć. Dyrektor Hogwartu odpowiedział mu zaklęciami oszałamiającymi. W końcu Voldemort trafił i związał swego przeciwnika, a jego broń odleciała wprost do rąk drugiego. 

- Mógłbyś mnie wpierw wysłuchać, zanim będziesz atakować. - rzekł czerwonooki. - Nie mam ochoty na walkę z tobą. 

- Czego chcesz, Voldemort? - syknął brodacz. 

- Zaproponować rozejm. 

Albus się roześmiał, a Tom podniósł jedną brew. 

- Powiedziałem coś śmiesznego? - zapytał rozzłoszczony Ślizgon.

- Czarny Pan i sojusz? - prychnął starszy. - Kogo chcesz oszukać, Tom? 

- Obaj wiemy, że sam sobie nie poradzisz z Grindelwaldem. - zauważył Dziedzic Slytherina. - Oferuję ci swą pomoc. 

- W zamian za co?

- Zaufanie. - odpowiedział spokojnie horkruks Pottera. - Nie mam ochoty patrzeć, jak jakiś stary pryk śmie mówić, że jest największym czarnoksiężnikiem na świecie.   

- Stary pryk? - zdziwił się lekko Dumbledore.

- Za dużo siedziałem ostatnio z młodzieżą. - Tom machnął dłonią. - Przejąłem trochę nawyków. To jak? Pomóc ci? 

Czarodziej został rozwiązany, a różdżka zwrócona. 

- Mówię szczerze. - zapewnił Riddle. - Dobrze wiesz, że razem możemy go pokonać. 

Brunet wystawił rękę. Albus spojrzał na starego wroga podejrzliwie. 

- Jeśli zrobisz cokolwiek podejrzanego, pójdziesz do Azkabanu. - ostrzegł właściciel gabinetu i uścisnął mu dłoń. - Jaki masz plan? 

- Musimy ogłosić całemu światu, że wróciłem. - odpowiedział Voldemort. - I muszę zebrać resztę Śmierciożerców. Mogą się przydać. 

✚✚✚ 

- Jak go dorwę, to z powrotem go zabiję! - warknął do siebie Harry, próbując odwiązać magiczne liny, którymi związał go Tom. Czarnoksiężnik oświadczył mu, że jest od teraz jego horkruksem, po czym uwięził go zaklęciem i zniknął. - Dobra, spokojnie...

Spojrzał na szafkę obok niego i odnalazł tam swój krążek. Nie miał wolnej ręki by go sięgnąć (ponieważ miał tylko jedną rękę), więc poprosił o to swojego pupila: 

- Fuego, podałbyś mi to? 

Ptak popatrzył na swojego właściciela, lecz mu nie pomógł. 

- Fuego, podaj mi ten krążek! - rozkazał. Feniks ponownie nie zareagował na polecenie. - Dobra, sam sobie poradzę. 

Skupił się na bólu, który odczuwał w miejscu, gdzie było kiedyś jego lewe ramię. Czuł lekkie mrowienie w dłoni i już chciał wezwać do siebie obręcz, gdy coś go powstrzymało i przycisnęło do łóżka. 

- Nawet nie próbuj, Szczeniaku. - zabronił mu chrzestny, przyciskając go do pościeli.

- Voldemort żyje! - sapnął chłopak. - Muszę go powstrzymać! 

- Uspokój się. - polecił Syriusz. - Nic nie zdziałasz bez magii, zapomniałeś? 

- Daj mi ten zasrany krążek, to nie będę mieć żadnych przeszkód, by go pokonać! 

- Harry, nie masz ręki. - zauważył mężczyzna. - Jak chcesz go powstrzymać?

- Będę improwizować! - warknął Potter, próbując wyrwać się chrzestnemu. 

- W tym jest problem! - powiedział Huncwot. - Powinieneś mieć plan! Aktualnie dwóch najgroźniejszych czarnoksiężników jest na wolności, a ty chcesz rzucić się ratować świat, nie mając żadnego planu? 

- Łapo, puść mnie, bo jak nie to...

- To co? - zaciekawił się Black. - Co zrobisz? 

Kais gotował się od środka. Był wściekły na swojego ojca chrzestnego. Czemu po prostu go nie puści? 

- Raz już pokonałem Voldemorta! - wrzasnął na niego brązowowłosy. - Drugi raz też dam radę! 

- Załóżmy, że dasz mu radę. - rzekł. - Przenieśmy się do zdarzeń po tym. Pokonałeś go, co robisz dalej? 

- Idę po Grindelwalda. 

- Bardzo rozsądne. - prychnął animag. - Jak chcesz go pokonać? 

- Tak jak pokonałem Toma za pierwszym razem. - odpowiedział nastolatek. 

- Znowu chcesz się spalić? 

- Wtedy zadziałało.

- Tylko, że po pierwsze miałeś wtedy magię, a po drugie Grindelwald jest sprytniejszy od Czarnego Pana.

- Przecież z obręczą od ciebie, mam magię! 

- ALE NIE MOŻESZ JEJ UŻYWAĆ! - krzyknął na niego Syriusz i odszedł od łóżka, chowając twarz w dłonie, by ochłonąć. 

- Co? - palnął niezrozumiale Kais. - Jak to nie mogę?

- Cała twoja magia przepłynęła do Jasona. - wyjaśniał powoli Black. - Tom już ci tłumaczył, że bez magii twoje ciało i organizm słabną?

W odpowiedzi otrzymał skinięcie głową.

- Gdy straciłeś rękę, twoja magia zaczęła przepływać do niego jeszcze szybciej. - mówił dalej. - A Voldemort uratował jej resztkę, zamykając ją w sobie. Może i chciał cię wykorzystać, by znów żyć, ale cię jednocześnie uratował. 

- Co to zmienia? - Writ nadal nie rozumiał.

- Jeśli znowu użyjesz magii, to twój rdzeń magiczny rozłamie się i umrzesz. 

✚✚✚ 

Severus szedł bardzo szybko w kierunku gabinetu dyrektora. Wiedział, że Dumbledore wrócił do zamku. A tak się składało, że ma z nim o czymś ważnym do porozmawiania. 

- Cholerny Czarny Pan... - mruknął pod nosem, otwierając drzwi gabinetu. Za biurkiem siedział Albus, a fotel gościnny zajmował Riddle. - To są żarty?

- Usiądź, Severusie. - zaprosił go ręką dyrektor. Mistrz Eliksirów zasiadł obok swojego byłego mistrza. - Myślę, że jesteś odpowiednią osobą, by dowiedzieć się o tym jako pierwszy. 

- O czym? 

- O naszym sojuszu. - odpowiedział Tom, biorąc łyk Ognistej Whisky. 

- Sojusz z Czarnym Panem? - powtórzył czarnowłosy. - Ty już do reszty oszalałeś, Dumbledore? 

- To najrozsądniejsze wyjście z obecnej sytuacji. - stwierdził Albus. - Grindelwald to potężny i groźny przeciwnik. Sami sobie nie poradzimy. 

- Skoro tak sądzisz. - nauczyciel wzruszył ramionami. - Mamy już jakiś plan?

- Ogłosimy mój powrót. - odezwał się ponownie Voldemort. - Cały świat musi się dowiedzieć, że Gellert ma kogoś równemu sobie. Kogoś komu nie podoba się, to co aktualnie się dzieje.   

- Konkretniej? 

- Pojawię się na Pokątnej. - odparł. - Wraz ze Śmierciożercami.

- Wiesz, że nie wielka część jest aktualnie pod Grindelwaldem? 

- Mam dar przekonywania. - uśmiechnął się czarnoksiężnik. - Przypomnę im kto tu rządzi. Mroczny Znak bardzo cię zapiekł?

- Nie tak intensywnie jak zazwyczaj. - powiedział Snape. - Mądrzejsi zrozumieją, że powróciłeś, lecz inni mogą stwierdzić, że im się przewidziało. 

- Kto wie, że wróciłeś? - zagaił Dumbledore. 

- Wy, Harry, Black i Potterowie, choć oni mogli mnie nie rozpoznać. 

- W takim razie, jeśli pokażesz się publicznie, musimy się liczyć, że James wyśle tam wszystkich aurorów. - zauważył dyrektor. 

- O niego bym się nie martwił. - wtrącił Sev. - Ja bym się obawiał reakcji Jasona. Ma teraz podwojoną magię i powiedzmy sobie szczerze, nie panuje nad swoimi emocjami. 

- Sam był potężny ze względu na więź między nim a Harrym. - przyznał Czarny Pan. - A teraz gdy ma magię brata, który był dużo potężniejszy i przejął przy tym moją magię, może być wybuchowy. Dosłownie.

- Skoro już przy tym jesteśmy... - przerwał najstarszy z trójki. - Rozumiem, że Harry mógł z tobą rozmawiać i byłeś przy wszystkich sytuacjach, przy których on był?

W odpowiedzi otrzymał skinięcie głowy od bruneta. 

- W takim razie masz może pomysł, jak sprawić by magia do niego powróciła? 

- To dość oczywiste. - stwierdził znużony Marvolo. - Naprawdę tego nie wiesz? To się ciągnie od dwudziestu lat, na Merlina...

- Myślisz, że przepowiednia jest kluczem do uratowania chłopaka? - zdziwił się nauczyciel Eliksirów. 

- Ano. 

- Przecież już spełnił przepowiednię, zabił cię. 

- Przepowiednia nigdy nie mówiła w pełni tylko o naszej dwójce. - wyjaśnił Riddle. - Zawsze był w niej Jason. Całość mówiła o nas, lecz jeden wers mówił jednocześnie o mnie, o Harrym i o Jasonie. 

Mężczyźni spojrzeli na niego w zamyśleniu. 

- "I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje..." - zacytował. - Jedna wersja o mnie i o Wybrańcu się spełniła. Najwyższy czas na ostatnią, tę niespełnioną.  

- Czyli w skrócie muszą się pozabijać. - skwitował Śmierciożerca. - Fenomenalnie. 

- Rozumiem, że to Jason ma zabić swojego brata, a nie na odwrót? - dopytał dla pewności właściciel gabinetu. 

- Tak. - potwierdził Sami Wiecie Kto. - Wtedy Kais odzyska magię. Przynajmniej tak powinno się stać. 

- O ile się nie mylę, to jeśli ktoś zginie, to nie żyje. - mruknął Snape. - Chyba, że coś się pozmieniało?

- Jeśli magia wróci do niego w tym samym czasie, jak zginie, to chłopak ma szanse przeżyć. - stwierdził nagle Albus. - Braterska Moc powinna go utrzymać przy życiu. Albo ona albo sama magia Harry'ego. 

- Dobra, kiedy zaczynamy? - zadał pytanie ciemnooki. 

- Po roku szkolnym. - odparł miłośnik dropsów. - To będzie najrozsądniejsze. Zostały nam dwa tygodnie do wakacji, wtedy możemy zacząć działać. Tom, przeczekasz ten czas, nie wychylając się?

- Oczywiście. - zapewnił czarnoksiężnik. 

- A mamy jakiś plan zastępczy? - zaciekawił się ojciec Kate. - Przydałby się taki.

- Mój "plan B" siedzi aktualnie w Azkabanie. - oświadczył Tom, biorąc kolejny łyk Ognistej.

- Mówisz o Rosierze? 

- Owszem. - potwierdził ten. - Matt jest wojownikiem idealnym. Nauczyłem go wszystkiego, co sam umiem. Jeśli nasz plan nie wyjdzie, a Harry z Jasonem się nie pozabijają, to tylko on będzie w stanie zrobić cokolwiek przeciw Grindelwaldowi.

- Czemu jest aż tak wyjątkowy? - prychnął Mistrz Eliksirów. - To, że był twoim uczniem, nie znaczy, że jest niepokonany. Każdy czarodziej, który zna Czarną Magię może być potężny...

- Matt nie zna Czarnej Magii. - poprawił go szybko Voldemort. - On jest Czarną Magią. Poczekajcie, a sami się przekonacie.     

✚✚✚ 

- Potter, idziesz tam ze mną, czy nie?! - wrzasnął zdenerwowany Draco. 

- Dobrze wiesz, że nie możemy. - powiedział Jason, opierając się o biurko w swoim gabinecie. Przyjaciel stał za nim. - Nie wiemy, gdzie są...

- Przestań pierdolić! - warknął blondyn. - Jesteś na tyle potężny, że bez problemu podążysz za samą aurą Hermiony! Musimy ją uratować! 

- Musimy pozostać trzeźwi na umyśle. 

Śmierciożerca chwycił Jasona za rękaw i obrócił w swoją stronę. Oczy nauczyciela od razu zmieniły się na czerwonawy kolor. 

- Puść mnie. - syknął. - Dobrze ci radzę. 

- Twoja przyjaciółka potrzebuje teraz pomocy. - powiedział twardo rówieśnik, nie puszczając drugiego. - Musimy jej pomóc. 

- Nie rozumiesz, że Grindelwald tego właśnie chce? - zapytał. - Chce żebyśmy ruszyli jej na ratunek, bo wtedy wpadniemy w pułapkę! 

- Pierdoli mnie ta jego pułapka! - krzyknął Dracon. - Moja dziewczyna jest w potrzebie i pójdę tam z tobą lub bez ciebie, rozumiesz? 

- Nigdzie nie idziesz. - zaprzeczył profesor OPCM. - To samobójstwo. 

- Przynajmniej zginę ze świadomością, że próbowałem. - stwierdził Ślizgon. - Gryfoni to jednak tchórze. 

Blondyn wyszedł, przy czym trzasnął drzwiami gabinetu. Jason spojrzał w lustro i przejechał palcami po skórze swojej szyi, gdy odpiął kołnierz. Zamiast skóry, były tam jedynie czarne łuski. 

✚✚✚ 

Fenrir wszedł do gabinetu swojego szefa. 

- Wzywałeś, panie. - rzekł. 

- Och, Fenrirze już jesteś. - zauważył starzec, podnosząc wzrok z nad gazety. - Tak, tak, wzywałem. Mam dla ciebie zadanie. 

- Jakie? 

- Pomyślałem sobie, że skoro już nasz czarnooki przyjaciel siedzi bezpiecznie w Azkabanie, to może czas najwyższy zająć Ministerstwo? - zaproponował Gellert. - Co o tym sądzisz? 

- Mamy zaatakować? - upewnił się wilkołak. 

- Tak. - potwierdził Mroczny Pan i wyjrzał przez okno. - Matt chciał pokoju, lecz to społeczeństwo potrzebuje przesiewu. A najlepszy przesiew robi wojna. Weź ze sobą tylu ludzi, ilu chcesz. 

- A Weasley? 

- On nie będzie tam potrzebny. - odparł. - Dla niego szykuje inną misję.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top