25

Nastał dzień, który poprzedzał kolejne zadanie Turnieju Trójmagicznego. Zamieszania było całkiem sporo, nie dało się tego ukryć. 

Pomiędzy Mattem a Grindelwaldem było duże spięcie, lecz nadal współpracowali. 
Huncwoci byli skłóceni. 
James nie rozmawiał ze swoim (obecnie) starszym synem. 
Rodzina Malfoy'ów była aktualnie rozbita. 

Niewątpliwie dla wszystkich to był nieciekawy okres. Jedna osoba była jednak nadzwyczaj spokojna. Kto taki?

Hagrid. 

Pił właśnie herbatę z paroma łyżkami miodu, czytając książkę o hodowaniu dyń. Wtem usłyszał pukanie do drzwi. Położył na stole swoją kuszę i wycelował w wejście do chatki. 

- Kto tam? - zapytał głośno. 

- Harry. 

- Wchodź, a nie pukasz! - gajowy schował szybko kuszę i wstał, by przywitać młodzieńca. Chłopak wszedł i przywitał się z przyjacielem. - Herbaty?

- Masz wiśniową? - uśmiechnął się chłopak, szukając wzrokiem kudłatego partnera brodacza. 

- Jasne, że tak. - rzekł, wstawiając wodę. Czarnooki zdjął płaszcz i powiesił na jednym z krzeseł, nadal rozglądając się za zwierzęciem. 

- Kieł jest na dworze? - zagaił. - Musiałem go minąć, a stęskniłem się za tym psiskiem!  

Hagrid spojrzał posępnie w okno. 

- Odszedł. - mruknął pod nosem, a Harry zdębiał. Zanim zostało zadane kolejne pytanie, otrzymał odpowiedź - Rok temu. 

- Nie wiem, co powiedzieć...

- Nic. - przerwał mu mężczyzna. - Był schorowany. Taka już kolej rzeczy. 

- Nie poprosiłeś o pomoc Dumbledore'a? - zaciekawił się nastolatek. 

- Nie. - odparł. - Kieł by tego nie chciał. Choroba to choroba, jeśli jest nieuleczalna, to los tak chciał. 

- Rozumiem. - kiwnął głową brązowowłosy. 

- A więc co u ciebie? 

- Pewnie wszystko już wiesz, wieści się tu szybko rozchodzą. 

- Owszem. - potwierdził ponuro Rubeus, zalewając herbatę. Podał chłopakowi napój i usiadł. - Nie popieram tego, co robi Jason. I żeby było jasne, nie wierzę, że pozwoliłbyś zginąć synowi Remusa. 

Potter skinął w podzięce głową. 

- Rozmawiałeś o tym z Rosierem? 

- Słucham? - zdziwił się Kais. 

- Severus od czasu do czasu mnie odwiedza i powiedział mi o twoich dobrych kontaktach z nim. - wyjaśnił długowłosy. - Dlatego pytam. 

- Nie. - zaprzeczył ten. - Uważasz, że powinienem? 

- Osobiście jestem ciekaw jego światopoglądu. - wzruszył ramionami mieszkaniec chatki, biorąc łyk herbaty. - Jego plan o ujawnieniu się mugolom jest bardzo interesujący.

- Popierasz to? 

- Nie mówię, że nie. - powiedział Hagrid. - Ciekawi mnie, jak chce to uczynić. 

- Dobre pytanie...

✚✚✚   

Was pewnie też to ciekawi, prawda? Jak ujawnić magię wszystkim mugolom? Czy to w ogóle możliwe? Pewnie, że tak. 

Matt miał bardzo skrupulatnie rozpisany plan. Grindelwald był kluczowym elementem, dlatego też bez względu na to co czarnoksiężnik zrobił, Rosier trzymał się blisko niego. A Gellert posunął się już to okropieństw. 

Matt jednak odziedziczył upartość bo swej matce i nie dał łatwo za wygraną. Fakt, nie chciał by syn Lupinów ginął. Nie pragnął też śmierci Amelii Bones. Nie był za uwolnieniem swojego wroga - Fenrira. 

Mroczny Pan robił wiele rzeczy bez jego wiedzy, ale Mot również miał asa w rękawie, którego postanowił uaktywnić. 

A więc konkretnie, co chciał zrobić Matt, by ujawnić czarodziejski świat? Wywołać chaos. A jak? Na wiele sposobów. Wiedział, że Gellert w końcu weźmie sprawy w swoje ręce i sprowokuje Jasną Stronę do wojny. Tylko, że Rosier nie chciał wojny, bo wiedział, że strona Potterów przegra. 

W takim razie co zrobić, skoro wojna blisko, sam do niej doprowadza, ale jej nie chce? Wywołać kolejną wojnę, która przeszkodzi w przebiegu tamtej. Wpadł na to podczas pobytu na Privet Drive i nie było to aż tak głupie.  

Przemierzał właśnie mroźne rejony Syberii. Na horyzoncie z mgły wyłonił się duży budynek, który lekko przypominał mały dwór. Podszedł do drzwi i zapukał mocno kołatką. Otworzył mu blady, bardzo wysoki brunet o morskim oczach. 

- Rosier? - zdziwił się i wpuścił przybysza, po czym chwycił go w objęcia. - Wróciłeś! 

- Też się cieszę, że cię widzę, Patrick. - uśmiechnął się chłopak, gdy wypuścili się z objęć, wskazał na swoje oczy. - Tym razem naprawdę widzę. 

- Jesteś niemożliwy! - zaśmiał się mężczyzna. - Nie bez powodu tu jesteś, prawda?

- Tak, muszę się widzieć z Królową.  

- Wow, tak długo cię nie widziałem, że już zapomniałem, jaki pewny siebie jesteś. - westchnął czarnowłosy. - Pamiętasz, że musisz przejść wpierw Test, zanim do niej cię dopuszczą?

- Doskonale to wiem, Pat. - odparł. - Gdybym nie był na to przygotowany, nie przechodziłbym przez pół Syberii, by tu dotrzeć. 

- Ach, no tak, bariery antydeportacyjne. 

- Straż jest tam gdzie ostatnio? 

- Chodź. 

Wampir zaprowadził białowłosego przez parę korytarzy, aż trafili do dużego pomieszczenia, w którym znajdowała się piątka osób: trójka mężczyzn i dwie kobiety. Każde z nich było blade jak trup. 

- Przyprowadziłem wam kogoś w końcu. - przywitał ich przewodnik Śmierciożercy i wskazał na niego. - Mięso armatnie to to nie jest.  

- Kogo moje oczy widzą! - zawołała blondynka stojąca przy oknie. - Mały Matt Rosier we własnej osobie! 

Dziewczyna podbiegła do niego i przytuliła go. Pozostała czwórka również się z nim przywitała. 

- Chcesz odwiedzić Królową, jeśli dobrze rozumiem? - zapytała jasnowłosa. 

- Owszem, Anno. - odpowiedział Mot, po czym spojrzał na dobrze zbudowanego mężczyznę o zielonych oczach. - Mam nadzieję, że mi pozwolicie. 

- Jack? - zagaiła rudowłosa stojąca obok Anny. 

Zielonooki wystawił rękę w stronę przybysza i palcami pokazał gest, który oznaczał, że ma coś mu dać. 

- Znasz zasady. - rzekł. 

Matt kiwnął krótko głową i wyjął z płaszcza różdżkę, po czym dał mu ją. 

- Scott, David, przeszukajcie go. - polecił Jack. 

Pozostała dwójka mężczyzn podeszła do wilkołako-wampira i dokładnie sprawdziła mu kieszenie. Rudzielec (David) wyjął z tylnej kieszeni spodni sztylet. 

- Tępy też się liczy, Albinosku. - mrugnął do niego, przechodząc obok i wręczając broń przyjacielowi. Rosier zacisnął pięści w złości, lecz nie dał tego po sobie poznać. 

- Jest czysty. - odezwał się Scott. - Można zaczynać. 

- Ostateczna decyzja? - spytał przywódca Straży, a Patrick podszedł do ściany i oparł się o nią, trzymając bronie dwudziestolatka.  Ten w odpowiedzi, rzucił swój płaszcz za siebie i podwinął rękawy czarnej bluzy. - Rozumiem, że wchodzisz w to. A więc zacznijmy. Masz jeszcze jakieś pytania? 

- Mogę kawałek szmatki? - poprosił niespodziewanie. Anna podała mu kawałek koszulki. - Dzięki. 

Przewiązał go sobie wokół głowy, tak by mieć zasłonięte oczy. 

- Gotowy. - rzekł, układając ręce do gardy. Nastała cisza. Pierwsza zaatakowała blondynka, uderzając pięścią w nogę rywala, ten jednak zablokował cios i odpłacił jej tym samym. Scott wysunął kły i rzucił się na białowłosego od tyłu. Skoczył mu na plecy, a ten chwycił go za bark i rzucił o ścianę. - Jeden z głowy. 

Po paru minutach został sam na sam z zielonookim przywódcą. 

- Został ci najtrudniejszy do pokonania. - uśmiechnął się wampir. 

- I vice versa. - powiedział czarnooki i odsłonił oczy, wyrzucając szmatkę.

Krwiopijca rzucił się na chłopaka, a ten zrobił unik i zmieniając sie w wielkiego białego wilka przybił przeciwnika do ziemi. Wszystkim opadły szczęki.

- Jesteś kundlem?! - wrzasnął Scott, próbując znów, zaatakować. Matt znów był szybszy, przemienił się w człowieka i przywołał do siebie swoją różdżkę, a gdy ją złapał, wymierzył w agresywnego wampira.

- Wygrałem. - uśmiechnął się czarodziej, trzymając nogę na klatce piersiowej Jacka. - Nie masz prawa mnie zaatakować.

- Wchodzisz na nasz teren, domagasz się spotkania z naszym przywódcom i nie mówisz o fakcie że jesteś jednym z psów? Żarty chyba sobie robisz!

- Scott, zrób krok w moją stronę, a nie tylko będziesz wyglądał jak trup, ale nim zostaniesz, rozumiesz?

David założył duszenie Śmierciożercy, stojąc za nim. Patrick rzucił się na niego, odsuwając go od przyjaciela. Wtem wielkie drzwi (te których strzegła Straż) otworzyły się i do pomieszczenia weszła czarnowłosa kobieta. Na sobie miała szary płaszcz i brązowe rękawiczki ze skóry. 

- Co się tu wyprawia? - spytała, nie wyrażając żadnych emocji. 

- Królowo, na nasz teren wszedł wilk i domagał się Testu Siły. - powiedziała dziewczyna, stojąca koło Anny. Matt stał za Patrickiem, więc kobieta go nie widziała. 

- Dowiedzieliście o jego naturze po czy przed Testem? 

- Po. 

- Przeszedł go? - zagadnęła i podniosła brew. Scott kiwnął niechętnie głową. - A więc gdzie jest? 

Śmierciożerca wyszedł zza pleców swojego przyjaciela i ukazał się wampirzycy. 

- Matt? - zdziwiła się brunetka, po czym zwróciła się do Straży. - Wymagaliście od niego przejścia Testu? To jest oczywiste, że go przyjmę, kretyni!

- Też się cieszę, że cię widzę, Petunio. - uśmiechnął się pogodnie białowłosy. 

✚✚✚   

Ron przechadzał się po Dworze Rosiera, a słudzy Grindelwalda omijali go szerokimi łukami. Wcześniej byli oni poplecznikami Matta, lecz Gellert dał im do zrozumienia, że to on teraz rządzi. A rudowłosy został czymś na wzór jednej z prawych rąk czarnoksiężnika. Drugą był Fenrir. 

Gryfon wszedł do gabinetu swojego aktualnego szefa, który stał ze szklanką jakiegoś trunku przy oknie. 

- Chciałeś mnie widzieć. - rzekł. 

- Usiądź, Ronaldzie. - polecił spokojnie starzec. Ron jednak nie wykonał polecenia.

- Postoję.

Mroczny Pan nie spojrzał na swego sługę, lecz zaczął do niego mówić. 

- Słyszałem, że chcesz podobno zabić swoją dawną rodzinę?

- Tak, chcę. 

- Czy Percy Weasley jest jej członkiem?

- Tak. - w niebieskich oczach chłopaka było widać pragnienie mordu, na wzmiankę o swym bracie. - Czemu pytasz? 

- Będzie jutro na Turnieju Trójmagicznym. - tu wzrok maga spoczął na młodzieńcu. - Pozwolę ci iść i dam ci dziesięć osób. Pod jednym warunkiem. 

- Jakim? 

- Przyprowadzicie do mnie Hermione Granger, żywą.  

✚✚✚   

Tom siedział na dachu zamku i patrzył na Zakazany Las, który znajdował się w oddali. Harry aktualnie był u gajowego, a on stwierdził, że musi zostać sam. Wiedział, że jego przyjaciel jest w nienajlepszym stanie, a jego ciało powoli umiera. Rdzeń magiczny Pottera rozładowuje się niczym bateria w latarce. A jeśli się rozładuje - chłopak może nie przeżyć.

A jeśli umrze Kais, to po Riddle'u również nie będzie żadnego śladu. 

Perspektywa ponownego odejścia ze świata żywych nie była zbyt optymistyczna dla ducha. Bo kto by chciał umrzeć kolejny raz? Tym razem bezpowrotnie? A to wszystko w momencie, w którym stwierdził, że za życia jego postępowanie nie było najlepsze, znów spotkał młodzieńczą miłość, którą przez przypadek zabił i zaprzyjaźnił się ze swoim największym wrogiem.  

Nie doceniał Harry'ego, gdy był groźnym Czarnym Panem. A chłopak miał wielką moc i potencjał. Teraz, gdy zrozumiał jak wiele błędów zrobił, znów może umrzeć razem z nim. Bez niczyjej wiedzy o tym, że odżył dzięki nastolatkowi. 

- Gdyby tylko dało się jakoś utrzymać jego magię na dłużej... - mruknął sam do siebie i zaczął obracać swoją różdżką, którą zmaterializował. Oczywiście ludzie jej nie widzieli, gdyż była w takim samym stanie istnienia jak on. - Coś jak...

Nagle go olśniło. Wleciał przez dach budynku do środka i popędził do biblioteki. Mijał uczniów oraz nauczycieli czy duchy. Wpadł do pomieszczenia z księgami i zatrzymał się w Dziale Ksiąg Zakazanych. Znalazł odpowiedni tytuł i otworzył.

- Jeśli się nie mylę, to tak to działa... - mówił pod nosem i przewracał kartki grubej książki. Zatrzymał się na jednym rozdziale i szybko przewertował stronę. - No oczywiście!  

Rzucił podręcznik na stół - nadal otwartą. Światło lampy oświetlało ciemne litery na starym papierze. U góry kartki znajdowała się nazwa rozdziału:

Horkruksy. 

✚✚✚ 

- Dawno się nie widzieliśmy, Matt. - stwierdziła Petunia, popijając herbatę. - Ile to już minęło? Sześć lat?  

- Coś koło tego. - przyznał chłopak, poprawiając się w fotelu. 

- Dobrze, przejdźmy do rzeczy, bo wiem, że nie jesteś tu tylko i wyłącznie na wspominanie starych czasów. Co cię do mnie sprowadza?

- Chciałbym cię prosić, żeby twoje oddziały pojawiły się w Anglii. 

- W jakim celu? - zaciekawiła się Dursley, choć nie było widać u niej krzty zdziwienia. 

- Wiem, że od dawna nie działo się u was nic ciekawego. - zaczął. - Wypłoszyliście rosyjskie oddziały wilkołaków, a w tej części Syberii nie macie już żadnych przeciwników. 

- Do czego zmierzasz? 

- Chcę by twoje oddziały podjudziły angielskie wilki do walki. 

- Wilki z watah, które są pod Remusem Lupinem? 

- Dokładnie. 

- Co będziemy z tego mieć? - spytała.

- Dobrze wiem, że od dawna chcesz przenieść się do Anglii. - uśmiechnął się chytrze dwudziestolatek. - Wieści szybko się rozchodzą. 

- I twierdzisz, że wywołanie wojny pomiędzy wampirami i wilkami mi w tym pomoże?

- Lupin jest teraz rozbity. - wyjaśnił. - Wygracie w mgnieniu oka. 

- Rozważę tę opcję i odezwę się do ciebie. - zapewniła. Chłopak kiwnął głową w podzięce i ruszył w stronę wyjścia, lecz zatrzymała go kobieta - Matt, poczekaj, mam pytanie.

- Tak? 

- Czy z Kate wszystko dobrze? 

- Daje radę. - potwierdził wilkołak. 

- A jak między wami się układa? - zaciekawiła się Królowa Wampirów. - Ostatnim razem gdy was widziałam razem, byliście ze sobą bardzo blisko. 

- Odrzuciła mnie. - odpowiedział posępnie Rosier. - Pozwolisz, że pójdę. 

Zanim Petunia odezwała się, ten wyszedł.  

✚✚✚ 

Nadszedł dzień Turnieju. 

Jason był bardzo zdenerwowany. Co prawda, odpowiedzialność nie była położona tylko na nim, lecz na wielu osobach, ale nadal denerwował się, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dzisiejsze zadanie miało być duże trudniejsze od poprzedniego, gdyż to odgrywało się w powietrzu. Uczestnicy byli już w namiocie. 

Carl rozmawiał z Nadią, a Harry ponownie siedział z tyłu z Tomem. 

-  Nadal nie rozumiem, do czego potrzebny mi ten kwiat. - westchnął znużony Potter, obracając niebieski kwiatek w dłoniach. 

- Podczas zadania się dowiesz. - odpowiedział mu James, który niespodziewanie wszedł do namiotu. - Stresujesz się?

- Nie. - zaprzeczył syn. - Jedno zadanie przeżyłem, z drugim nie powinno być problemów. 

- Jeśli o zadaniu mowa... - zaczął Potter i wyjął zza pleców Błyskawicę, po czym wręczył ją nastolatkowi. - Może ci się przydać. 

- Dzięki. 

Jason podszedł do nich. Rogacz spojrzał na starszego syna i szybko powiedział:

- Zobaczymy się po Turnieju. 

Bracia zostali sami z Tomem, którego Jason znów nie widział. Riddle stwierdził, że profesor OPCM widzi go tylko wtedy, kiedy stan Harry'ego jest dobry, ponieważ to rdzeń magiczny chłopaka sprawia, że Voldemort jest wśród żywych, a Braterska Moc, która łączy braci sprawia, że drugi widzi Toma. 

Dyrektor usiadł obok piętnastolatka i zagaił. 

- Gotowy? 

- Nie musisz ze mną rozmawiać. - sarknął Kais, ściskając rączkę miotły. - Swoje już powiedziałeś.

- Coś musiałem zrobić... - bronił się starszy z dwójki.

- A wziąłeś pod uwagę, że możesz stanąć po stronie własnego brata? - zapytał go Writ, patrząc mu w oczy. 

- Harry, zrozum, że jako aktualny dyrektor musiałem zrobić, to co zrobiłem. - powiedział mąż Ginny. - Nie możesz mnie za to obwiniać. To co zrobiłeś...

- Niczego kurwa nie zrobiłem, kiedy wreszcie mi uwierzysz?! - oczy chłopaka zmieniły się z czarnego koloru na czerwony na mniej niż sekundę. Jednak to wystarczyło by zauważył to Tom i Jason. Zanim jednak ktokolwiek coś powiedział, Kais kontynuował - Wybacz, ale muszę iść postarać się przeżyć.  

Zarzucił miotłę na prawie ramię i wyszedł za pozostałymi członkami Turnieju. 

✚✚✚ 

Nadia, Carl i Kais stanęli ramię w ramię. Tym razem nie byli ubrani, jakby zaraz miała nastąpić wojna, gdyż dyrektorzy powiedzieli im, że to zadanie nie będzie wymagało walki wręcz. Pogoda tego dnia była dość pochmurna.

Przed nich wystąpiła Minerwa McGonagall. 

- Dzisiejsze zadanie polega na zdobyciu złotej łuski. - powiedziała. 

- Łuski czego? - dopytała Flamel, a odpowiedź nadeszła błyskawicznie. Niebo zagrzmiało i zostało przecięte przez kilka piorunów. Zza chmur wyłonił się złoto-czarny ogon, a następnie wielka łapa. 

- Smok. - szepnął pod nosem Writ. - Łuska może być z jakiejkolwiek części ciała?  

- Tak. - potwierdziła nauczycielka. - Zadanie rozpoczęte! 

Harry wystartował jako pierwszy. Przełożył nogę przez swą miotłę i popędził w górę. Ostatni raz latał bardzo dawno temu, ale miał nadzieję, że nadal umie to robić tak dobrze jak wtedy. Nie widział wielkiego gada. Widok zasłaniały mu burzowe chmury. Nagle ujrzał wielki pazur oddalający się od niego. 

Ruszył za nim.  

Wiatr wiał mu w twarz, lecz ten się tym nie przejmował. Musiał wygrać. Udowodnić sam sobie, że bez magii też potrafi. A to jest idealny na to moment. Podczas lotu zaczęła boleć go głowa. 

- Harry! 

Obrócił się, lecz nikogo nie zauważył. 

- Świetny unik szukającego Slytherinu! 

Złapał się za głowę. 

- To zwidy, pewnie jakieś halucynacje... - mruknął pod nosem. W oddali zauważył Carla, który leciał na testralu. Dogonił go i dorównał mu tempa. - Zdobyłeś? 

- Jeszcze nie. - odparł z rosyjskim akcentem. - A ty? 

Potter potrząsnął głową. Zatrzymali się w miejscu, gdy usłyszeli krzyk. 

- Słyszałeś? - zapytał Rosjanin.

- Tak. - przytaknął Ślizgon, dziękując Merlinowi, że nie jest jedynym, który to usłyszał. Krzyk ponowił się. - To Flamel! 

Uczestnicy pognali w kierunku, skąd dochodził głos dziewczyny. Niebo znów zabłysnęło, a na tle białego światła ujrzeli sylwetkę spadającej nastolatki, obok której w dół leciał hipogryf.

- Zajmij się zwierzęciem, ja ją złapię. - zapewnił uczeń Hogwartu i poleciał z prędkością światła na pomoc. Był już blisko.

- TŁUCZEK ZAATAKOWAŁ SZUKAJĄCYCH!  

Zacisnął mocniej dłonie na trzonku miotły. Nie miał szans złapać fioletowowłosej. Chyba, że zrobi jedną rzecz...

Lecąc pod ukosem w dół, wciągnął nogi na Błyskawicę. Ustabilizował postawę i uklęknął na miotle. 

- Dasz radę, Kais. 

Dziewczyna wymachiwała wszystkimi kończynami w panice. Koło Pottera przeleciało coś o ciemnych kolorach. Wystawił dłoń i dosięgnął dłoni rówieśniczki. Wciągnął ją na swój środek transportu, po czym go zatrzymał w miejscu. 

- Na Merlina, dziękuję! - wrzasnęła Nadia i złapała mocniej chłopaka w pasie. 

- Co się stało? 

- Coś we mnie wleciało i to nie był żaden smok... 

Nagle piętnastolatek poczuł pieczenie w okolicach szyi. 

- Coś jest ewidentnie nie tak. - mruknął do siebie. Do pary nastolatków podleciał Carl, trzymając na sznurze hipogryfa. Właścicielka zwierzęcia wsiadła na swojego rumaka, 

- Mam wrażenie, że nie jesteśmy tu tylko i wyłącznie ze smokiem. - powiedział Karkarow. - Widziałem coś, co nie przypominało w żadnym stopniu smoka. 

Wybraniec zauważył zakapturzoną postać, która lewitowała niedaleko nich.  

- Lądujcie. - rozkazał szeptem, widząc, że postaci jest coraz więcej.

- Co? - zdziwił się Carl. - Musimy wykonać zadanie! 

Zostali otoczeni. 

- Karkarow, posłuchaj mnie. - powiedział przez zęby. - Wsiądźcie na hipogryfa i lećcie jak najszybciej do nauczycieli. Ja ich zwabię jak najdalej od ludzi.

- Kogo? - zapytała dziewczyna, lecz zauważyła, o czym mówił Ślizgon. - To są...

- Dementorzy. - dokończył uczeń Durmstrangu i wskoczył na środek transportu Francuzki. Nie czekając na dalsze polecenia, skierował ich dwójkę w dół, a Harry popędził w przeciwnym kierunku. W górę. Stworzenia podążyły za nim. 

- Wstrętne szkodniki. - warknął Chłopiec-Który-Przeżył. Nie miał żadnego planu. Wiedział, że jeśli zostanie z dementorami sam na sam, to czeka go szybki Pocałunek. A ten nie należał do przyjemnych pocałunków. 

✚✚✚ 

Tłum na trybunach stadionu krzyknął widząc chłopaka i dziewczynę, lecących na skrzydlatym stworzeniu. Gdy wylądowali koło namiotu, podbiegli do nich dorośli. Carl pomógł zejść nastolatce.

- Tam...są... - zaczął. 

- Co tam jest? - spytał zdenerwowany James, obok którego stał Łapa. 

- Dementorzy. - odparła zmęczona Nadia. - Setki. 

- A gdzie Harry? - zapytał Tom, lecz oczywiście nikt go nie usłyszał, prócz Blacka. 

- A Harry? - powtórzył pytanie ducha Rogacz. Rosjanin wskazał palcem w górę.

- Został, są bardzo agresywni. 

Huncwoci spojrzeli na siebie i kiwnęli szybko głowami. Przywołali do siebie po miotle i wsiedli na nie. 

- Severusie, pilnuj by nie dotarły tutaj. - rozkazał Potter. Mistrz Eliksirów skinął w potwierdzeniu, że wykona zadanie. - Łapo, lecimy. 

Mężczyźni ruszyli w powietrze. 

- Nie rozdzielajmy się! - krzyknął wąsacz. - Musimy dotrzeć do Harry'ego we dwójkę! 

James zgodził się z przyjacielem. Byli coraz wyżej, aż niebo przecięła kolejna z błyskawic, oświetlając im drogę. 

- Tam jest! - wrzasnął Potter, wskazując palcem w swoje lewo. Kais aktualnie uciekał przed zgrają zakapturzonych demonów. Otaczali go i byli coraz bliżej. - Expecto Patronum!

Niebieski jeleń wyleciał z różdżki czarodzieja i uderzył w piątkę postaci, przepędzając je. 

- To nie wystarczy. - stwierdził Syriusz. - James, pamiętasz, gdy w szkole pojedynkowaliśmy się ze Smarkiem, po tym jak nazwał Lily szlamą? 

- Syriuszu, cieszę się, że wzięło ci się na wspominki, ale to nie najlepsza pora! 

- Połączyliśmy wtedy w czwórkę nasze Incendio! - tłumaczył animag. - Może z Patronusem też się nam uda?

- To sto razy cięższe zaklęcie! To niemożliwe! 

- Dla nas wszystko jest możliwe! - uśmiechnął się w locie Black. - Zaleć ich od lewej, a ja zajdę ich od prawej. Wtedy musimy się zgrać i rzucić zaklęcia w tym samym momencie. 

- Jasne, powodzenia, bracie. 

Rozdzielili się. Harry nie widział dorosłych, którzy chcą go uratować, więc pędził przed siebie. Potwory były coraz bliżej. Jeden dotknął jego miotły i przypadkiem potrząsnął nią. Były szukający Slytherinu schylił się i poleciał szybciej, podczas gdy Huncwoci wykonali swój plan.

- Expecto Patronum!  

Jeleń i pies zaatakowały mroczne postacie i zaczęły krążyć wokół siebie, robiąc się coraz większe. Odcięły część dementorów od chłopaka. To jednak nie wystarczyło. 

Kais pędził jak kometa. Szyja zaczęła go niesamowicie piec, przez co musiał zacisnąć zęby z bólu. Nagle coś mignęło mu po swojej prawej stronie. Coś złotego.

- Tu jesteś, gadzino. - szepnął do siebie i wpadł na pomysł. Smoki przecież rozumiały ludzką mowę. - Ej, padlino! Chodź tu! 

Usłyszał warkot. Przed nim pojawiła się wielka złoto-czarna smocza głowa. 

- Dawaj, ogrzej atmosferę. - zaproponował chłopak i od razu zanurkował, widząc, że smok zionie ogniem. Ogień napotkał się z dementorami, którzy zostali rozproszeni. Zapomniał jednak, że wielki gad ma ogon. 

Ogon, który uderzył prosto w niego. Brat Jasona zleciał z Błyskawicy. 

- Cholera jasna! - wrzasnął, lecąc w dół. - Brat! 

Nic się nie stało.

- Bracia! 

Dotknął swojego ramienia i przełknął ślinę, gdy nie odnalazł na nim magicznego krążka. 

- Fuego! - zawołał swojego feniksa, lecz ten również nie przyleciał. Był bardzo wysoko, więc mógł jeszcze kombinować. Patrząc w górę zobaczył coś niesamowitego. Złotego smoka coś zaatakowało. Coś ogromnego. - Dobra, uspokój się...

Spadał jednak coraz szybciej, a ziemia się przybliżała. Wtem ktoś złapał go i posadził na miotle za sobą. 

- Zawsze wiedziałem, że lepiej latam! - zaśmiał się Draco. - Wszystko dobrze?

- Ta, dzięki. - Potter podziękował, patrząc w górę. - Widziałeś co to było?

- Coś gigantycznego. 

Ślizgoni usłyszeli ryk. Harry go rozpoznał. 

- To nie może być...

Przed mężczyznami przeleciał złoto-czarny smok, a zanim wielka bestia w kolorze smoły. Stworzenie miało potężne skrzydła. 

- Ląduj. - polecił Wybraniec, a po chwili znaleźli się na murawie stadionu. Chłopak patrzył w niebo, wyczekując. Zignorował ludzi, którzy do niego podbiegli. - No dalej, pokaż się...

Pioruny oświetliły ponownie scenerię. Na niebie dokładnie było widać obie bestie. Złoto-czarnego smoka, który walczył z drugim przedstawicielem swojego gatunku. 

Tym drugim był Dark. 

✚✚✚ 

Hermiona źle czuła się tego dnia. Miała gorączkę i prawie co chwilę wymiotowała. Aktualnie była w damskiej toalecie w zamku. Milo czekał na nią przed ubikacją, gdyż zaoferował, że będzie jej prywatnym ochroniarzem. Dziewczyna przemyła twarz i wytarła ją ręcznikiem. Wyszła i uśmiechnęła się do chłopczyka.

- Idziemy? - zaproponowała, a mugol złapał ją za rękę. Gryfonka spojrzała na koniec korytarza i zauważyła mężczyznę z różdżką w ręku. Brązowooka zacisnęła dłoń i złapała mocniej podopiecznego. Odwróciła się, by iść drugą stroną zamku, ale i na tamtym końcu stał nieznany jej czarodziej. - Milo, masz wisiorek, który dostałeś od cioci Narcyzy? 

- Tak, a co? - zaciekawił się siedmiolatek, pokazując naszyjnik przedstawiający srebrną literę M. 

- Ściśnij go mocno i pomyśl, by dostać się do cioci. - poleciła, wyciągając różdżkę. - Powiedz, że zostaliśmy zaatakowani. 

- A ty? 

- Ja zostanę. - młodzieniec posłusznie wykonał zadanie i zniknął, zostawiając opiekunkę samopas. - Kim jesteście? 

- Powiedzmy, że mamy wspólnego znajomego. - odparł wyższy z dwójki, mierząc do niej różdżką. - A ten znajomy chce cię widzieć. 

- Przekażcie mu, że nie wszystko pójdzie po jego myśli. - warknęła szatynka. - Myślicie, że nie poradzę sobie z dwójką marnych Śmierciożerców? 

- Widać, że nie umiesz liczyć, skarbeńku. - odezwał się głos za nią. Poczuła zimny oddech na karku i przyciśniętą różdżkę do szyi. - Idziesz z nami. 

Nagle między nimi powstała wielka chmura gęstego dymu. Ktoś złapał Hermione za rękę i pociągnął za sobą. W biegu nastolatka spojrzała na swojego bohatera. 

- Zabini?! - zdziwiła się. - Co ty tu robisz? 

- Aktualnie? - zaśmiał się. - Ratuję ci życie, nie ma za co. 

- Co oni robią w zamku...

- Uwierz mi, to nie jest jedynym naszym problemem. - przerwał jej czarnoskóry. Wybiegli z Hogwartu.

- Merlinie...

Nad szkolnym stadionem unosiła się co najmniej setka dementorów, a między nimi co jakiś czas było widać, który walczył z inną wielką bestią. Śmierciożercy jednak dalej ich gonili. 

- Biegnij przed siebie. - polecił Blaise. - Dam radę trzem Śmierciojadom. 

✚✚✚ 

Ron przemierzał trybuny, mijając czarodziejów. Nikt go nie rozpoznał przez zamieszanie, które wywołały dementorzy Grindelwalda. Chłopak go zauważył. 

Percy Weasley stał nieopodal barierek i rzucał zaklęcia na jednego z dementorów. Rudowłosy zacisnął dłoń na patyku. Nastał ten moment. Dotarł do niego i stanął za nim. Klepnął go w ramię. Starszy z dwójki odwrócił się i już chciał rzucić urok, lecz Ronald był szybszy. Złapał jego różdżkę i złamał ją w pół. 

- Nie dzisiaj, braciszku. - uśmiechnął się.

- Jesteś chory! - wrzasnął Percy, wiedząc, co go czeka. Nie miał jak obronić się przed członkiem rodziny. Widownia uciekała i miała gdzieś mężczyzn. - Dobrze wiesz, że jeśli mnie zabijesz, będziesz w jeszcze większym bagnie!

- Dam radę. - zapewnił i złapał go za kołnierz. - Dziękuję, że się o mnie martwisz. 

Członek Złotej Trójcy spojrzał w górę i roześmiał się.

- Pozdrów rodziców. - poprosił Percy'ego i rzucił go wysoko w górę. Tam złapała go trójka dementorów, która szybko złożyła mu Pocałunek. Następnie ciało mężczyzny spadło na murawę.    

Ron rozprostował ręce i wyskoczył przez barierkę, ruszając w kierunku znajomej mu twarzy. 

✚✚✚ 

Harry niczym zahipnotyzowany spoglądał na swojego smoka, który w jego obronie rzucił się do walki. Wokół niego ludzie walczyli z zakapturzonymi postaciami, a za chwilę z paroma Śmierciożercami, którzy się nagle pojawili. 

- Harry, musimy spadać! - krzyknął na niego Malfoy, próbując wyrwać go z zamyślenia. Blondyn jednak stanął jak wryty, gdy zobaczył Rona, który trzyma Hermionę, a jego pazur jest tuż przy jej gardle. Pobiegł w ich kierunku i zatrzymał się dwa metry przed nimi. - Puszczaj ją! 

- Malfoy, Malfoy, Malfoy... - śmiała się bestia (chłopak zmienił się z ludzkiej postaci w upiorną). - Bądź miły, ja chcę dobrze. 

Dwudziestolatek wycelował różdżką w rudowłosego. Ręka niesamowicie mu się trzęsła. 

- Głuchy jesteś?! - syknął. - Puść ją, bo rano obudzisz się w kawałkach, Weasley.

Za Draconem pojawiła się dwójka silnych mężczyzn i złapała go za ręce. Różdżka wypadła mu z rąk i poleciała na trawę. 

- Draco... - sapnęła Granger, lecz urwała, gdyż napastnik zasłonił jej usta. 

- Ćśśśś... - uciszył ją jej były przyjaciel. - Już dobrze...

- Zostaw ją! - rozkazał mu ponownie szarooki, próbując się wyrwać. - Kurwa, Weasley, błagam cię! Weź mnie, ją puść!  

- Co o tym myślisz, Miona? - spytał nad uchem dziewczyny. - Zabić go? 

Brązowowłosa zaczęła wić się w ramionach wilkołako-wampira, a łzy zalały jej twarz. Odsłonił jej usta.

- Zostawcie go! - błagała. - Ron, zrobię co zechcesz, ale oszczędź go! Proszę! 

- Jak sobie życzysz. - niebieskooki kiwnął głową i powiedział do towarzyszy. - Niech cierpi. 

Aportował się i zniknął razem z Gryfonką. Draco wrzasnął w rozpaczy i padł na kolana. Jeden z mężczyzn wycelował w niego różdżką. 

- Avada...

✚✚✚ 

Harry został otoczony przez kilka dementorów. Ci zbliżyli się do niego. 

- Expecto Patronum! - wrzasnął wystawiając różdżkę. Nic oczywiście się nie stało. Szyja piekła go jeszcze mocniej niż poprzednio. - Nie mogę tak zginąć!

Dementorzy zaczęli jednak wysysać jego duszę. W głowie chłopaka pojawiały się obrazy...

Przypomniał sobie gdy myślał, że Kate i Jason spadli w dół kanionu i zginęli. Jak myślał, że jego matka zostanie zabita przez Matta. Przerażające momenty w jego życiu znów wypłynęły na wierzch. Uklęknął nie mając sił. Jego twarz rozmywała się pod naciskiem Pocałunku, który zaraz miał nadejść.  

Jednak stało się coś innego. 

Szyja zaczęła go przeraźliwie boleć, a oczy zabłysnęły na czerwono. Obok niego wylądował Dark, który zmniejszył się by nie być tak ogromnym. Ryknął na straszne postacie, a te odleciały. Za czarnym smokiem podążył jego przeciwnik, który również się skurczył. 

- Rusz go, to zabiję. - warknął Dark, osłaniając obolałego właściciela. - Nie odważysz się, Chest. 

Chest (złoty smok) machnął ogonem.  

- Nie masz już takiej potęgi jak kiedyś, Smoczy Władco. - powiedział. - Zejdź mi z drogi. 

- To, że zrobiłem sobie drzemkę, nie oznacza, że ci nie podołam. 

- W takim razie możesz się wykazać. 

Smoki, które teraz były wielkości sporych koni, skoczyły na siebie. Dark zionął ogniem na przeciwnika, lecz ten zrobił unik i chwycił go zębami za kark, odrzucają w dal. Kais w przerażeniu wystawił rękę, by jakkolwiek się obronić. 

Nim Dark zdążył dotrzeć do swego pana, ręka chłopaka znalazła się w pysku smoka.  

✚✚✚ 

Tom złapał się za szyję, która piekła go niczym wypalany Mroczny Znak. Kulejąc, przemierzał szkolny stadion, na którym był chaos. Działo się wszystko naraz. Wtem zobaczył Draco, który był trzymany przez dwójkę zamaskowanych postaci. Przed nim znajdował się Ron, który po chwili zniknął. 

Voldemort zobaczył różdżkę chłopaka, która leżała w trawie. Jeden z mężczyzn wymierzył w chłopaka i już wypowiadał formułę morderczego zaklęcia. Tom poczuł ból w okolicach przed ramienia. Nagle na jego szyi coś zaczęło się pojawiać, sprawiając mu niemiłosierny ból. Zrobił pierwsze, co wpadło mu do głowy. 

Złapał różdżkę blondyna i wymierzył w napastnika.

- Petrificus Totalus! 

Zaklęcie trafiło w jednego z Śmierciożerców, a ten padł sztywno na ziemię. Rozkojarzony Dracon rozbroił drugiego i spojrzał na swojego wybawcę. 

- Dzięki. - sapnął, widząc, jak Tom rozpływa się w powietrzu i staje się ponownie niewidoczny, a różdżka ląduje na ziemi. 

✚✚✚ 

siemka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top