Dzień 15
Dzień piętnasty: 15.05.2020r.
Temat opowiadania: nr. 18. Smutna maszyna
Przyczyna konfliktu: nr. 21. Odległość
Najwieksza wada bohatera: nr. 17. Niezdecydowany
Kiedy umarłam miałam trzydzieści pięć lat. Miałam kochającego męża oraz wspaniałe dzieci. Córeczkę Lise oraz synka Adasia. Kiedy odeszłam Lisa miała dopiero pięć lat, a Adaś trzy. Oni i mój mąż Oliwer, nie byli gotowi na odejście z ich życia matki i żony. Rak piersi wygrał tą walkę z miłością. Lekarze od początku zdiagnozowania mojej choroby nie dawali mi dużo czasu. Wierzyłam jednak, że jakimś cudem uda mi się przeżyć. Że będę widzieć jak moje dzieci dorastają, że będę się powoli starzeć u boku Oliwera, że wezmę ze schroniska tego pieska, który błagalnie patrzył na mnie ciemnymi ślepiami, że umrę w domu, w ciepłym łóżku wśród rodziny. Rak przekreślił wszystkie te rzeczy. Ja nawet nie pamiętam jak umarłam, jakie to było uczucie. Nie sądziłam, że powrócę do życia jako robot. Jeszcze, gdy byłam zdrowa podpisałam dokumenty uprawniające lekarzy do wykorzystania mojego ciała dla dobra nauki. Nie sądziłam, że to zrobią. W końcu byłam wyniszczona chorobą, ale oni znaleźli na to sposób. Mój mózg przeszczepili do ciała robota. Dostałam drugą szansę życia jako metalowa kupa złomu. Tak właśnie się czułam. Nie miałam nigdzie czucia, ale wszystko widziałam i słyszałam. Po wielu próbach mogłam nawet mówić i się poruszać. Na razie trzymano ten eksperyment w nauce, chcieli mieć pewność, że rzeczywiście się udał. Liczyli każdy dzień, gdy mój mózg nie umierał, a współpracował wraz z nowym ciałem. Lekarze, którzy prowadzili ten eksperyment byli zachwyceni. Stwierdzili, że udało im się oszukać śmierć, że wygrali z naturą oraz, że znaleźli sposób na nieśmiertelność. Fakt, muszę przyznać, że to było niesamowite i zachwycające. Ale jako matka i żona o wiele częściej odczuwałam smutek i tęsknotę za rodziną niż zachwycenie nad tym, że żyję. Bez nich czułam się martwa w środku. Pragnienie by ich zobaczyć było bardzo silne. Lecz ja byłam w środku Rosji, a oni w Polsce. Nie było szans by moje pragnienie się spełniło. Nie musiałam jeść ani pić. Jedynie spać by mój mózg odpoczął. Nowe życie jako robot spędziłam w laboratorium ruskich lekarzy i naukowców. Byli również tłumacze, którzy wyjaśniali mój polski. Takie życie, gdzie ciągle cię badają w białym zamkniętym pomieszczeniu to nie życie. Chciałabym umrzeć ponownie. Jednak nawet nie mogłam popełnić samobójstwa.
Pewnego dnia czy nocy (nie rozróżniałam pory dnia przez ten cholerny, biały pokój), przyszedł do mnie jeden z lekarzy, który często na mnie „pracował". Był Rosjaninem i chyba chciał ze mną porozmawiać skoro zabrał ze sobą tłumacza.
- Witaj, SWN1 - przywitał się. Tłumacz powtórzył to po polsku.
- Mam na imię Kinga - powtórzyłam już nie wiem, który raz odkąd tu jestem.
- Mam dla ciebie propozycje - zaczął, a ja z zaciekaniem na niego spojrzałam. Choć nie miałam żadnej mimiki, więc dla innych zawsze miałam obojętną twarz.
- Jaką? - zapytałam. Nigdy tak nie było, nigdy nie było żadnych propozycji. Zazwyczaj było to żądania.
- Znamy twoją przeszłość. Miałaś rodzinę w Polsce, prawda? - kiwnąłem metalową czaszką „O co mu chodzi", zastanawiałam się - Chciałabyś do nich wrócić? - zapytał ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu. W pierwszej chwili myślałam, że on żartuje.
- O co chodzi..? - spytałam wyczuwając, że coś się święci. Oni coś kombinowali.
- Chcemy przeszczepić twój mózg do ciała kobiety. Byś już nie była w ciele robota, a człowieka - zaczął tłumaczyć. „Ah, no tak. Kolejny eksperyment". Ale w tym eksperymencie widziałam szanse dla siebie, gdybym znów była człowiekiem mogłabym wrócić do rodziny i spełnić swoje pragnienia.
- Dlaczego chcecie to zrobić? - powiedziałam podejrzliwie. W końcu oni też musieli mieć w tym swój cel.
- Po pierwsze, chcemy sprawdzić czy w ogóle ten przeszczep się uda. Po drugie, jeśli się uda jesteśmy ciekawi ile pożyjesz w tym ciele w normalnych, codziennych warunkach - wyjaśnił, a blondyn obok niego przetłumaczył jego słowa - Ale to ty musisz się na to zdecydować. Mamy już kilka takich robotów jak ty. Możemy to zrobić z którymkolwiek z nich, ale to wszystko zależy od waszej woli. Dlatego pytam, chcesz znów mieć ludzkie ciało i wrócić do normalnego życia?
- Ja...nie wiem...- odpowiedziałam szczerze.
- Powiedz mi, kiedy podejmiesz jakąkolwiek decyzje - wstał z krzesła i razem z tłumaczem wyszedł zostawiając mnie sam na sam z moimi rozmyśleniami.
Przez cały czas myślałam nad tą propozycją nie mogąc zdecydować się na żadną z opcji. Z jednej strony znów chciałabym być człowiekiem. Chciałabym znów czuć swoje ciało, znów prowadzić normalne życie. I najbardziej chciałabym wrócić do Lisy, Adasia i Oliwera. Ale z drugiej strony miałam ogromne wątpliwości co do tego pomysłu. Czułam, że ja już straciłam swoje człowieczeństwo, że powinnam nie żyć. I jak by zareagowali na mój widok bliscy? Miałabym ciało kogoś innego, uwierzyliby, że ja to ja? Traktowaliby mnie tak jak wcześniej? Czy byłabym dla nich zupełnie obca? Rzeczywiście znów miałabym normalne życie? Miotały mną sprzeczne uczucia co do tej decyzji.
Lekarz, który mi to zaproponował często do mnie przychodził pytając co zdecydowałam. Ja na te pytanie ciągle odpowiadałam „Nie wiem", wprawiałam go tym w widoczną irytacje. Denerwowało go to, że nie mogę się zdecydować na żadną z opcji. Wobec tego zaczął jeszcze bardziej zachęcać mnie do tego przeszczepu. Nie byłam jednak głupia by dać mu się całkowicie otumanić słodkimi obietnicami. Miałam swój rozum, mimo, że nadal nie podjęłam konkretnej decyzji.
Zwlekałam tak długo aż siła zaciągnęli mnie na stół operacyjny. Nie wiedziałam co dokładnie się działo. Na ogół spokojni naukowcy i lekarze byli bardzo nerwowi. I to raczej nie chodzi o tą operacje, a o coś innego. A ja podejrzewałam o co może chodzić. Już od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że instytucja, która dała mi nowe ciało i na mnie eksperymentowała nie była do końca legalna. Być może byli dziś tak podenerwowani, bo rząd odkrył co oni tu robią? Nie wiem. Było to bardzo prawdopodobne skoro chcieli jak najszybciej wykonać na mnie tą operacje, pomimo, że ja nadal nie podjęłam żadnej decyzji. Nie miałam co się opierać, moje szanse były mizerne, choć byłam robotem. Od początku stworzyli moje ciało tak bym się im nie opierała. Dlatego nie było sensu z nimi walczyć. Operacja się zaczęła, pamiętałam jej początek, ale w trakcie straciłam świadomość. Chyba nawet po raz drugi umarłam.
Z trudem uchyliłam ciężkie powieki. Wszystko mnie bolało...chwila...wszystko mnie bolało! Ja czułam! Podniosłam rękę w górę. Było to przedziwne uczucie, o którym zdążyłam już zapomnieć. Tęskniłam za nim. Językiem przejechałam po suchych wargach. „To nie moje ciało", wiedziałam o tym od razu. „Specjalnie zabili tą osobę bym otrzymała jej ciało. W sumie jeśli tak to nawet bym się nie zdziwiła, oni są zdolni do takich czynów". Leżałam jeszcze tak przez chwilę znów w białym pomieszczeniu. Gdy trochę oswoiłam się z moim nowym, ludzkim ciałem spróbowałam wstać. Za pierwszym razem upadłam, za drugim, trzecim i czartym też. Dopiero po kolejnych próbach zdołałam stanąć na nogi. Po kolejnej dłuższej chwili zrobiłam kilka kroków. Rozglądnęłam się naokoło, dalej byłam na sali operacyjnej. Na drugim stole leżał robot, moje poprzednie ciało. „Gdzie się podziali lekarze?" Zastanawiałam się wychodząc z pomieszczenia. Słyszałam z daleka odgłos strzałów. Strach natychmiast mnie ogarnął. Powoli i cicho zaczęłam szukać wyjścia. Słysząc czyjeś kroki natychmiast chowałam się za ścianą. Często mijałam martwych ludzi w kitlach po drodze. Nie obchodzili mnie oni. Obchodził mnie tylko mój los. „Chcę wrócić do rodziny", uparcie szłam dalej w końcu znajdując wyjście na zewnątrz. „To cud, że żaden z tych zabójców mnie nie znalazł". Gdy tylko uchyliłam drzwi poczułam przeraźliwe zimno. Śnieg był wszędzie, prószył również z nieba. Przełknęłam ślinę trzęsąc się z zimna. „Pójdę do mojej rodziny. Choćby nie wiem co". Choć rozsądek kazał zostać mi w ciepłym budynku, tęsknota oraz desperacja kazały mi wyjść na ten mróz. Gołymi stopami dotknęłam śniegu, było mi tak zimno, że aż to bolało.
Po przejściu niewielkiego dystansu moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Wobec tego zaczęłam się czołgać wśród śnieżycy. Powoli nie czułam kolejnych części ciała. Determinacja i adrenalina wypłynęła ze mnie. Zmęczona, obolała i zrozpaczona położyłam się nie mogąc zrobić ani jednego kroku naprzód. „Gdyby oni tylko znajdowali się bliżej...", pomyślałam ze łzami w oczach. To był dzień, w którym umarłam po raz trzeci. Zamarzłam na śmierć, a moje ciało przykryła gruba warstwa lodowatego puchu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top