Dzień 13
Dzień trzynasty: 13.05.2020r.
Temat opowiadania: nr. 21. Spektakularne nic
Przyczyna konfliktu: nr. 13. Grawitacja
Największa wada bohatera: nr. 19. Nieśmiały
W tym świecie wiele rzeczy nie jest takie jakie być powinno. Kiedyś zamieszkiwali tą krainę zwykli ludzie, nie mający nic wspólnego z innymi rasami czy z magią. Pewnego dnia, do krainy ludzi przybył mag, którego za liczne zbrodnie wygnano, z magicznego świata. Teraz miał być tylko zwykłym, cieżko pracującym na chleb człowiekiem. On jednak nie był pogodzony z takim losem. Był zbyt dumny by porzucić magię, dla ośmieszającej pracy. Fakt, teraz pozbawiony wszelkiego rodzaju magii na około nie potrafił jej tkać. Lecz on nie poddawał się tak łatwo i szukał jakiegoś sposobu, który mu to umożliwi. W wiosce, w której się znalazł znajdowały się dziwne przypadki ludzi. Ludzi na, którzy potrafili kontrolować grawitacje. Polegało to na tym, że człowiek, kiedy tylko chciał mógł unosić się nad ziemię i latać w przestworzach. Takie osoby nazywano „Lotkami", było ich trzech. Nie byli powiązani ze sobą więzami krwi, więc tym bardziej było dziwne to, że potrafili robić to samo. Ivan, bo tak się nazywał wygnany czarodziej postanowił sprawdzić jak dokładnie ci ludzie to robią. Odwiedził ich rodziny i zaoferował pomoc. W końcu nikt nie chce mieć dziecka dziwaka. Ivan badając te trzy osoby stwierdził, że każda z nich ma w genach pewną cząstkę pozostałą z czasów, gdy ludzie potrafili latać. Widząc w tym swoją szanse postanowił wyrwać z jednego z nich tą oto specyficzną drobinkę. Efekt zaskoczył jego samego. A mianowicie, gdy przy pomocy magii wyciągnął cząstkę z ciała chłopca ta natychmiast rozpłynęła się w powietrzu z bardzo dużą szybkością. Ludzie, którzy stali jej na drodze wchłaniali ją i tym samym sami stawali się „Lotkami". Takich nowych „Lotek" było kilka tysięcy.
Wkrótce było o wiele więcej ludzi, którzy potrafili okiełznać grawitacje niż tych zwyczajnych, stąpających twardo po ziemi. Maksym był jednym z nielicznych, którzy nie potrafili unosić się w przestworzach. Z natury był bardzo cichy i nieśmiały. Może, gdyby potrafił to co inni uważali już za naturalne to łatwiej byłoby mu dopasować się w grupę. Pech chciał, że nie odziedziczył po swoich rodzicach tej magicznej drobinki. Stał się inny i nie widział szans w znalezieniu przyjaciół. Nikt nie chciał by przyjaźnić się z odmieńcem. Tak było zawsze i zawsze tak będzie. Wobec tego siedział na drewnianym parapecie obserwując z zaciekawieniem i entuzjazmem jak dorośli, nastolatkowie i dzieci latają po niebieskim niebie. Marzył by do nich dołączyć. Jednak nigdy nawet nie odważył się by coś do nich powiedzieć. Pozostało mu tylko podziwiać ich i wyobrażać sobie, że się do nich należy.
Miał kochających rodziców, którzy wspierali go w każdej rzeczy, którą robił. Ich miłość nieco przyćmiewała jego samotność, ale jej nie ugasiła. Swój talent do rysunku Maksym odkrył, gdy z nudów zaczął szkicować przedmioty w domu. Co prawda na początku wychodziło mu to krzywo i niezbyt estetycznie, ale sprawiało mu to radość. Będąc zafascynowany nowym zajęciem zaczął rysować jak opętany. Rzadziej obserwował „Lotków", częściej za to szkicował, co przynosiło efekty. Dużo ćwiczył rysując martwą naturę. Dopiero, gdy już ją opanował na dostatecznym poziomie wziął się za rysowanie zwierząt. Gdy i to miał opanowane do perfekcji zaczął rysować ludzi. Jego modelami byli głównie rodzice, zajęci pracami domowymi. Ojciec zauważając talent syna kupił mu gruby, oprawiony w skórę szkicownik oraz mnóstwo ołówków.
- Z takimi umiejętnościami i prostymi kreskami mógłbyś zostać architektem - zasugerował, któregoś wieczoru przy kolacji. Chłopak uśmiechnął się.
- Taki właśnie mam zamiar - i mimo, że to nie było jego największe marzenie to postanowił się tego podjąć. Dla rodziców, którzy zawsze byli dla niego dobrzy, chciał by byli z niego dumni. A szczęśliwe oblicza, które zobaczył utwierdziły go w tym przekonaniu. Od tamtej pory uczył się jak projektować domy, jego ojciec pracował na budowie, więc często mu w tym pomagał wytykając nie raz błędy. Maksym potrzebował tylko trochę czasu by nauczyć się tego kunsztu. Był samotnikiem, więc czasu miał aż nad to. Perfekcyjnie rysować i projektować domy potrafił po pięciu latach żmudnej, ale dla niego przyjemniej pracy. Teraz skończył dwadzieścia lat. I był bardzo cenionym architektem. To on wymyślił jak budować stabilne domy na drzewach i to głównie z tego go kojarzono. Wyprowadził się od rodziców do niewielkiego domku w mieście, gdzie przyjmował nowe zlecania na projekty. Żyło mu się dobrze i w miarę dostanie. Bynajmniej nie narzekał na swój stan majątkowy, trochę grosza często wysyłał rodzicom, by ich nieco odciążyć. Dalej był samotnikiem. Będąc dorosłym wiele razy próbował stworzyć jakąś znajomość, ale nie potrafił wydobyć z siebie głosu lub straszliwie się jąkał. To oraz fakt, że nie był „Lotkiem" odpychało od niego ludzi. Jakoś nauczył się tą świadomością funkcjonować. W pełni oddał się swoim zajęciom.
Pewnego dnia siedząc przy dębowym biurku i czekając na kolejne zamówienia, do gabinetu weszła osoba z bardzo miłym zapachem, zapachem lasu. Maksym uniósł nieco głowę w górę przyglądając się nieznajomemu. „Jest piękny", pomyślał w pierwszej chwili widząc przed sobą wysokiego chłopaka o twarzy usianej piegami. Miał przydługie kasztanowe włosy, które zawijały się przy końcach. Jego oczy miały kolor żywego nieba. A, gdy się uśmiechnął i ukazał dołeczki w policzkach, Maksym nie mógł powstrzymać rumieńców. Zdając sobie sprawę, że za długo się przygląda speszony odwrócił wzrok.
- Um...w c-czym mogę pomóc? - zapytał cicho trochę się jąkając.
- Jesteś architektem, prawda? Maksym, tak? - zapytał. Miał kojący głos, głos, który potrafiłby okiełznać najgroźniejszą z bestii.
- Tak...- przyznał wciąż mając odwrócony wzrok. U nieznajomego pojawiły się iskierki w oczach.
- Nawet nie wiesz jaki to dla mnie zaszczyt cię poznać! Twoje projekty są niesamowite! - powiedział z ogromnym entuzjazmem chwytając dłonie Maksyma. Ten zdziwiony wrócił do niego wzrokiem. Jeszcze bardziej stał się czerwony zdając sobie sprawę jak chłopak jest blisko. Jednocześnie wykorzystał okazje by mu się lepiej przyjrzeć. „Jest idealny. Chciałbym go narysować", przyszło mu do głowy. Czując ciepło jego dłoni na swoich natychmiast speszony wyrwał je z uścisku.
- Ah...dziękuję - odpowiedział na komplement w duchu ciesząc się jak dziecko. Ktoś taki jak on został pochwalony, przez osobę, która wyglądem przypominała istoty niebiańskie.
- Nie dziękuj! Mam na imię Kalm - i znów ten jego piękny uśmiech - Chciałbym zamówić u ciebie projekt mojego nowego domu - oznajmił siadając na krześle na przeciwko blondyna. Maksym poprawił okulary. „Nie zachowuj się jak dziecko. Przecież jesteś profesjonalistą".
- R-rozumiem...pokażę ci kilka gotowych projektów i powiesz co ci się n-najbardziej podoba - otworzył szafkę w biurku i na blat położył kilka szkiców. Tak naprawdę Maksym nigdy nie przyjmował gości od ręki. Zazwyczaj umawiał się z nimi na inny dzień by omówić szczegóły. Pierwszy raz zrobił wyjątek. Może dlatego, że chciał jak najdłużej czuć ten miły zapach lasu unoszący się od bruneta. Może dlatego, że potrzebował czyjejkolwiek obecności, nawet jeśli miałoby chodzić tylko o pracę. Może chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów z wyglądu Kalma, by w nocy móc go jak najlepiej odwzorować na papierze.
Siedzieli aż do wieczora omawiając najdrobniejszy szczegół. Choć nawet nie byli w połowie. Maksym w ogóle nie czuł zmęczenia, miał wrażenie, że jego nowy klient z każdą sekundą napełnia go energią.
- Oh, już tak późno...- stwierdził cicho blondyn, gdy już nie mógł dostrzec szkiców w półmroku. Czas zdecydowanie za szybko leciał - P-przepraszam, siedzisz tu tak długo a ja nawet nie podałem ci herbaty... - zakłopotany zaczął bawić się palcami swoich dłoni. Kalm roześmiał się przyjaźnie.
- Nic nie szkodzi, nie przejmuj się tym - wstał z miejsca - Robi się późno. Lepiej już pójdę. Jutro o tej samej porze tu przyjdę by omówić resztę spraw. Miłej nocy - życzył na końcu miło, udając się w kierunku drzwi. Maksym tak bardzo chciał chwycić za jego dłoń, zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. Lecz nie miał odwagi. Tępo patrzył się jak tamten wychodził. Wstał z miejsca i podszedł do okna wychodzącego na ulicę. Z szeroko otwartymi oczami od podziwu obserwował jak Kalm wzbija się w powietrze.
- Anioł...- wymruczał cicho patrząc na chłopaka póki ten nie stał się malutką kropką w oddali.
W nocy siedział nad szkicownikiem próbując narysować pięknego chłopaka. Nie wychodziło mu to. Ilekroć miał gotowy szkic to wyrywał go i rzucał za siebie. Był zły, że nie potrafił odwzorować jego piękna. Poddając się po kolejnej próbie padł na łóżku, a w jego myślach było tylko miejsce na piegowatego bruneta ze słodkimi dołeczkami w policzkach. Nawet śnił o nim. W tym śnie trzymali się za ręce i razem latali po niebie. Sen szybko się skończył, gdyż blondyn musiał ku swojej niechęci wcześnie wstać. Bardzo chciał pozostać w swych sennych marzeniach, ale dziś Kalm miał przyjść do niego we własnej osobie. Miał mnóstwo pracy, by mieć więcej czasu na spotkanie z chłopakiem i narysowanie jego projektu, musiał nadgonić z innymi zleceniami. W nieludzkim tempie zaczął pracować, od dawna nie czuł takiego zapału do czegokolwiek. Myślał o nim i z niecierpliwością czekał na jego przyjście. Często wyglądał przez okno mając nadzieję, że ten nagle się pojawi.
- Hej, to znów ja - słysząc znajomy głos Maksym uśmiechnął się lekko. Bez słowa schował inne projekty i na stół wyciągnął ten, przy którym pracował z brunetem.
- M-może herbaty? - zaproponował nieśmiało patrząc na swoje dłonie.
- Z chęcią - przytaknął brunet ukazując swoje dołeczki. Blondyn wyszedł z pomieszczenia do kuchni przygotowując napar. Korzystając z tego, że był chwilowo sam, starał się uspokoić serce, które niewiadomo dlaczego zaczęło tak szybko bić.
Znów zajęło im to do wieczora. I tak było przez kilka następne dni co bardzo radowało Maksyma. Lubił obecność Kalma i chciał spędzić z nim jak najwięcej czasu nawet na ciągłej pracy. Po nocach znów brał się za jego rysowanie, ale kompletnie nic z tego nie wychodziło. Frustrowało go to, chciał patrzeć na jego twarz tak często jak to było możliwe. Kiedy był z nim sam na sam posyłał mu ukradkowe spojrzenia nie odważając się na nic więcej. Wiedział, że jak tylko skończy dla niego projekt to brunet odejdzie i już nie wróci. Dlatego chciał go narysować, by bez wstydu mógł się jemu przyglądać do woli.
- To...już wszystko...- stwierdził z bólem serca Maksym na spotkaniu z Kalmem. Projekt był już skończony. Wystarczyło go tylko zanieść do ludzi, którzy będą to budować. „Już nie jestem mu potrzebny", pomyślał ze smutkiem podając papier chłopakowi.
- Oh, wspaniale! - przyjął projekt z entuzjazmem przyjemnie przejeżdżając palcami po dłoni blondyna.
- Proszę bardzo...- wyszeptał zawstydzony. Dotyk chłopaka jeszcze bardziej zmocnił rumieniec na policzkach okularnika.
- Teraz jeszcze tylko zapłata - powiedział wyjmując z płaszcza sakiewkę.
- N-nie, ja nie chcę pieniędzy. Praca z tobą była dla mnie czystą przyjemnością - odpowiedział zdobywając się na szczerość. Kalm popatrzył na niego zdziwiony.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Ciężko nad tym pracowałeś - zauważył chłopak.
- Um...więc...pozwól mi siebie narysować - zaproponował ukradkiem zerkając na piegowatą twarz czekając na reakcje.
- Oh - po chwili się roześmiał - Ależ nie ma problemu! Jeśli tak mogę ci zapłacić to nie mam nic przeciwko. Powiedz tylko kiedy i gdzie - słysząc pozytywną odpowiedź twarz Maksyma się rozweseliła. „Jeszcze trochę ze mną pobędzie!".
- Co dwa dni wieczorem będzie ci pasować? - zapytał nie kryjąc szczęścia. Brunet znów się roześmiał.
- Jak najbardziej - zgodził się rozbawiony.
Tak jak ustalili tak właśnie było. Co dwa dni wieczorem Kalm przychodził do sypialni Maksyma i siedząc na łóżku pozował. To była idealna okazja dla blondyna by bezkarnie choć nadal z rumieńcami przyglądać się pięknej twarzy bruneta.
- Skończyłeś? - zapytał zaciekawiony model na ich piątym spotkaniu.
- Jeszcze nie...- odpowiedział Maksym.
- A mogę zobaczyć jak ci idzie? - dopytywał zainteresowany. Okularnik pokręcił głową na nie.
I tak było przy każdym kolejnym spotkaniu, aż Kalm w końcu stracił cierpliwość. Wstał z łóżka i szedł w kierunku chłopaka za sztalugą. Maksym widząc to natychmiast wyskoczył przed kartkę papieru broniąc do niego dostępu własnym ciałem.
- Jeszcze nie jest skończony...- powiedział uparcie.
- Ale ja chcę zobaczyć. Na pewno jest śliczny - przekonywał łagodnie brunet, chcąc wyminąć artystę.
- Nie! - krzyknął wpadając na bruneta. Dłonie położył na jego plecach mocno przytulając go do siebie by ten nie zrobił ani kroku w przód.
- Serce mocno ci bije - zauważył cicho Kalm czując na swojej skórze uderzenia serca chłopaka. Na to Maksym spalił się rumieńcem, ale wciąż mocno trzymał przy sobie bruneta.
- Proszę...chcę tylko zerknąć...- prosił Kalm delikatnie głaszcząc okularnika po plecach. „Nie mogę tego odciągać w nieskończoność", zdał sobie sprawę Maksym i niechętnie odsunął się od niego. Brunet natychmiast podszedł do rysunku i szeroko otworzył oczy.
- To jest przecież...- zaczął zdziwiony - ...czysta kartka - skończył wzrok skupiając na Maksymie. Czuł się zbity z tropu. Wyczuwając na sobie spojrzenie z pytaniem, chłopak zaczął cicho się tłumaczyć:
- J-a...nie chciałem byś odszedł...d-dlatego tak długo udawałem, że cię rysuję...b-byś przychodził do mnie. J-a...lubię na ciebie patrzeć, a-le jakoś nie mogę cię narysować...- jak zbity pies patrzył tępo na ziemie. Spodziewając się gniewnej reakcji zamknął oczy, słysząc jak chłopak do niego podchodzi. „Chce mnie uderzyć za to, że go okłamałem", pomyślał w pierwszej chwili. Lecz Kalm podszedł do niego i delikatnie uniósł jego podbródek by ten na niego spojrzał. Uśmiechał się.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi ci o moje towarzystwo. Chętnie bym ciebie odwiedzał - łagodność jego słów i wzroku sprawiły, że blondyn poczuł motylki w brzuchu.
- Więc...c-czy odwiedzisz mnie jutro? - wyszeptał już nie odwracając spojrzenia od błękitnych oczu.
- Z chęcią. - odrzekł równie cicho Kalm i z lekkim uśmiechem złożył delikatny pocałunek na ustach Maksyma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top