Dzień 12
Dzień dwunasty: 12.05.2020r.
Temat opowiadania: nr. 23. Pozytywka
Przyczyna konfliktu: nr. 23. Strych
Największa wada bohatera: nr. 23. Zaborczy
Każdy ma swój mały sekret, którego chroni przed światem. To coś ważnego dla nas i czujemy się zobowiązani by nikt się o tym nie dowiedział. Jesteśmy jego strażnikami, na którego barakach spoczywa odpowiedzialność za chronienie swojego małego sekretu. Czasem rzeczywiście jest to coś ważnego, jednak najczęściej są to rzeczy czy wiadomości ważne tylko dla nas, dla innych nie jest to nic interesującego. Bohaterem tej opowieści jest nijaka Flora, pół elfka, pół czarodziejka. Swoją elfią naturę odziedziczyła po ojcu. Miała typowe dla tej rasy duże, czarne oczy, długie rzęsy, szczupłe ciało oraz oczywiście spiczaste uszy. Kompletnie wdała się w swojego ojca po matce odziedziczając jedynie białe włosy i talent do tkania magii. Była nieślubnym dzieckiem co wynikało z tego, że przedstawiciele innych raz nie mogli brać ze sobą ślubów. Było to zakazane choć było mnóstwo przypadków „zakazanych związków". Niegdyś tacy kochankowie byli skazywani na śmierć, teraz jedynie posyłano im krzywe spojrzenia. Dzieci z takich związków niestety traktowano jako dziwaków. Za tych lepszych uważano bowiem czystej rasy. Z obawy, że nad Violą będą znęcać się dzieci w szkole, a nauczyciele będą ja traktować inaczej Esmeralda i Zachary postanowili uczyć ją w domu. Ojciec zajął się wpajaniu córce historii elfów, literatury oraz sztuki polowania. Violi najbardziej jednak przypadły do gustu lekcje tradycyjnych, elfich tańców. Matka za to próbowała uczyć ją prostych zaklęć, a także pokazywała jak panować nad emocjami, co było bardzo ważne w tkaniu magi. Prawdziwa czarodziejka musiała umieć poprawnie oddychać by jej czary doszły do skutku. Poza tym nie mogła pozwolić sobie na zbytnie okazywanie uczyć, które zaburzały idealny oddech. Białowłosej dziewczynce te ćwiczenia się nie podobały, zwyczajnie ją nudziły. Oczywiście uczyła się również alchemii, zielarstwa oraz typowej pracy gospodyni domowej. Na dodatkowe przedmioty takie jak matematyka, języki innych ras czy granie na instrumentach jeszcze miał przyjść swój czas. Rodzicie chcieli by ich dziecko miało również czas na zabawę. Żałowali tylko, że Viola nie miała prawdziwych przyjaciół. Czasem wspominała o swoim przyjacielu Theo, ale on był zmyślony. Tak przynajmniej myśleli.
- Myślisz, że to normalne? - zapytała pewnego razu czarodziejka swojego męża leżąc obok niego na łożu.
- Hę? Co takiego? - zapytał śpiący i głośno ziewnął. Dzisiejsze lekcje polowania z córką były dość męczące.
- To, że nasza córka ma zmyślonego przyjaciela - wytłumaczyła zmartwiona. Zachary podniósł się na łokciu i dłoń przyłożył do policzka ukochanej.
- Nie martw się tym, Es. To normalne. W tej sposób zastępuje sobie prawdziwych przyjaciół - rzekł spokojnie, jeżdżąc kciukiem po bladym policzku kobiety.
- Masz rację, dzieci często mają takich przyjaciół - przyznała mu rację. Rękę położyła na jego ciepłej dłonie i delikatnie się uśmiechnęła. Odwzajemnił uśmiech i pochylił się nad jej twarzą by złożyć delikatny pocałunek na jej krwistoczerwonych ustach.
- Więc nie przejmuj się i odpocznij, kochana - szepnął jej do ucha.
- Ty też, kochany - odpowiedziała równie cicho przytulając się do ciepłego torsu swojego męża - Kocham cię - wymamrotała już zasypiając.
- Ja ciebie bardziej...- odmruknął Zachary wplątując palce w jej mleczne włosy.
W tym samym czasie Viola, która powinna już dawno spać siedziała na strychu wśród mnóstwa ksiąg i innych rzeczy, dla których nie było miejsca na półkach. Nie studiowała jednak ksiąg ani nie bawiła się starymi zabawkami swoim rodziców. Miała ciekawsze zdjęcia do roboty. Strych był niewielki, ale o dziwo bardzo przytulny. By było wygodniej na drewnianej podłodze rozścieliła futro z norek swoje mamy, którego od paru lat nie nosiła. Już nie było modne. Zamknęła drzwi na klucz po czym zawiesiła go sobie z powrotem na szyje. Zapaliła oliwną lampkę i usiadła na futrze. Spod materiału przykrywającego księgi wydobyła ozdobną pozytywkę. Z ogromnym uśmiechem na ustach zaczęła kręcić kolbką. Przyjemna melodia wypełniała całe pomieszczenie swoim słodkim brzmieniem. Wieko pożywki zaczęło się unosić, a spod niego wyłoniła nie niewielka postać. Był to chłopak o długich, ciemnych włosach i jasnozielonych tęczówkach.
- Cieszę się, że dziś też mnie odwiedziłaś - powiedział swoim melodyjnym głosem.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Powinnyśmy spędzać ze sobą dużo czasu, prawda? - zapytała miło dziewczynka z zaciekawieniem wpatrując się w chłopaka. Wyglądał na starszego od niej, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało.
- Oczywiście, że prawda - przyznał jej racje ciemnowłosy - Nie mówiłaś o mnie swoim rodzicom, mam nadzieję? - teraz on zadał pytanie. Viola pokręciła głową.
- Nic nie powiedziałam. Myślą, że mam zmyślonego przyjaciela - powiedziała szczerze i z dumą. Nigdy nie ukrywała nic przed rodzicami, myślała, że to będzie łatwe, ale to wcale takie nie było. Czasami miała wyrzuty sumienia, że nie mówi im całej prawdy.
- To dobrze. Oni nie mogą o mnie wiedzieć inaczej już nie będziemy mogli się ze sobą dalej przyjaźnić. A ja cię naprawdę polubiłem - jego ostatnie słowa poszerzyły uśmiech na twarzy dziewczynki.
- Ja też cię bardzo lubię, Theo - wyznała szczęśliwa.
- Niezmiernie mnie to cieszy. A teraz wracajmy do nauki - na te zdanie mina zbrzydła białowłosej. Musiała dużo się uczyć w ciągu dnia, nie chciała robić tego po nocach.
- Nie chcę mi się. Jestem śpiąca - zaczęła marudzić bawiąc się kosmykiem swoich włosów,
- Zrób to dla mnie, przyjaciółko - zachęcał miło i z cierpliwością.
- No dobrze, dla ciebie wszystko - nie mogła długo mu odmawiać. W końcu zależało jej na nim. I tak do północy uczyła się pewnego czaru.
Co noc w tajemnicy odwiedzała swojego towarzysza z pozytywki ucząc się cały czas tego samego zaklęcia. Nic nie mówiła rodzicom, ale ci widzieli, że coś jest nie tak. Viola się nie wysypiała. Esmeralda obawiała się, że może mieć nocne koszmary.
- Violu? - zaczęła przerywając naukę oddechu - Nie możesz spać w nocy? - zapytała z troską. Dziewczynka stała się nerwowa, obawiała się, że mama może coś podejrzewać.
- No...trochę trudno mi zasnąć...- skłamała uważając by nie uciec wzrokiem. Theo mówił by ta jak kłamie nigdy nie odwracała wzroku, słuchała się go.
- Oh, na strachu mam suszone ziele, które powinno ci pomóc zasnąć - Esmeralda wstała kroki kierując ku schodom na strych. Serce mocniej zabiło w piersi dziewczynki. Wstała z miejsca i własnym ciałem zagrodziła drogę.
- Dam sobie radę, mamo. Nie potrzebuję żadnych ziół - powiedziała uparcie.
- Na wszelki wypadek powinnaś je wziąć - stwierdziła kobieta chcąc wyminąć córkę.
- Nie! - krzyknęła Viola nie widząc już innego wyjścia by powstrzymać matkę od wejścia do pomieszczenia, które tak chroniła. Zaskoczona kobieta spojrzała na swoje dziecko. Nie spodziewała się wybuchu złości. Choć brzmiało to bardziej na wybuch desperacji.
- No dobrze...- dała za wygraną. Jednak ta sytuacja dała jej powód do podejrzeń.
Gdy córka wyruszyła na polowanie z Zacharym, Esmeralda postanowiła wejść na strych, ale nigdzie nie mogła znaleźć do niego klucza. A tylko on potrafił otworzyć to pomieszczenie, nawet magia tego nie potrafiła.
- Cholera...- zaklęła cicho pod nosem będąc pewna, że Viola z jakiegoś powodu ukryła klucz. Nawet po przeszukaniu każdego zakamarku w domu nie mogła go znaleźć. Nie wiedziała, że jej dziecko nosi klucz zawieszony na szyi.
W nocy porozmawiała o tym ze swoim mężem. Wspólnie ustalili, że muszą porozmawiać z Violą i to jak najszybciej. Obawiali się, że z nią dzieje się coś złego. Dlatego właśnie z samego rana przy śniadaniu zaczęli rozmowę:
- Violu, wiemy, że przed nami coś ukrywasz - zaczął łagodnie mężczyzna.
- Wcale nie...- odpowiedziała nerwowo bawiąc się swoim jedzeniem na talerzu.
- Nie kłam. Powiedz nam po prostu o co chodzi. Nie będziemy na ciebie źli - zapewniała matka delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. Szybkim ruchem dziewczynka zrzuciła z siebie rękę matki i wstała z miejsca.
- Nie powiem - wysyczała uparcie tupiąc nóżką.
- Dlaczego nie? - dopytywał ojciec nie schodząc z łagodnego tonu.
- Bo nie! To moja sprawa - odpowiedziała stanowczo patrząc się wyzywająco na swojego tatę. Długo nie mogła znieść jego spojrzenie, więc szybko odwróciła wzrok.
- Oddaj nam klucz do strachu, proszę - Esmeralda wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Nie! - znów krzyknęła nerwowo.
- Nie bądź tak zaborcza i oddaj klucz - znowu spokojny ton Zacharego.
- Nie zrozumiecie! - krzyknęła i pobiegła na schody. Zanim rodzice zdążyli ją złapać ta już była na strychu i zamknęła za sobą drzwi.
Elf i Esmeralda próbowali najróżniejszych sposobów by wejść do pomieszczenia. Jednak nawet przez okno się nie udawało, bez klucza nic im nie pozostawało jak błagać pod drzwiami własne dziecko by wyszło. Odpowiadała im jedynie cicha melodyjka.
- Musisz jak najszybciej nauczyć się tego zaklęcia. Wtedy będziemy razem na zawsze - rzekł chłopak z pozytywki. Dziewczynka kiwnęła głową.
Przez następne parę dni Viola do wyczerpania sił uczyła się czaru. W tym samym czasie jej rodzice szukali najróżniejszych sposobów by namówić córkę by wyszła. Żaden sposób nie działał.
- Jestem taka zmęczona...- szepnął wyczerpana.
- Jeszcze nie możesz odpocząć - powiedział stanowczo Theo - Już to potrafisz. Musisz tylko użyć tego czaru na mnie
- Wtedy będziemy razem na zawsze? - zapytała sennie z iskierkami nadziei w oczach.
- Tak - pokiwał głową. Ta niewiele myśląc z trudem użyła zaklęcia, którego tak pieczołowicie się uczyła. Blask rozświetlił ponure pomieszczenie. Pozytywka pękła a melodia przestała grać. Viola tracąc życie upadła na futro z norek. Dusza chłopaka z pozytywki weszła w ciało dziewczynki.
- W końcu...po tylu latach...- mruknął do siebie szeroko się uśmiechając. Chwiejnie stanął na nogi. Zaciskał palce u dłoni i je rozkładał. Już nie pamiętał jak to jest mieć ciało z krwi i kości.
- Viola?! Co tam się dzieje?! - krzyknęła przerażona kobieta czując ogromną magię i widząc rozbłysk ze strychu.
- Otwieraj natychmiast! - pierwszy raz od lat głos podniósł Zachary. Był przerażony, nie wiedział co się stało z jego ukochanym dzieckiem.
- Padnij! - ostrzegła go żona chwytając go za ramię i ciągnąc w dół. Razem spadli ze schodów a drzwi od strychu nagle eksplodowały. Stanęła w nich postać ich córki, lecz oczy miała inne.
- Oh, Esmeralda. Jak miło znów cię widzieć po tylu latach - rzekł z lodowatym wzrokiem i przerażającym uśmiechem Theo w ciele Violi. Białowłosa otworzyła szeroko oczy rozpoznając zachowanie chłopaka.
- Theodor...- wyszeptała nie wierząc własnym oczom i uszom.
- We własnej osobie - delikatnie się ukłonił wciąż drapieżnie się uśmiechając.
- Kim jesteś? I co zrobiłeś naszej córce?- zapytał nic nie rozumiejąc Zachary.
- Żona ci o mnie nie opowiedziała? - Theo lekko przekrzywił głowę w bok. Elf spojrzał na swoją żonę z zapytaniem w oczach.
- To czarny mag. Jako jedna ze strażniczek miałam go za zadanie uwięzić. Powinieneś być zapieczętowany w pozytywce...- rzekła oszołomiona. Chłopak się roześmiał.
- Naprawdę myślałaś, że twoje słabe czary są nie do złamania? Cóż, potrzebowałem pomocy osoby z zewnątrz, na szczęście twoja córka bardzo chętnie mi jej udzieliła - znów wybuchł śmiechem.
- Co zrobiłeś z naszą córką?! - powtórzył pytanie mężczyzna zaciskając zęby.
- Ja tylko spełniłem jej życzenie. Chciała być ze mną na zawsze i jest - odpowiedział uspokajając śmiech.
- Ty draniu...- nie wiele myśląc wstał z miejsca i wyciągając noż z buta biegł na swojego przeciwnika. Ten jedynie wyciągnął rękę przed siebie i wymawiając krótkie zaklęcie spalił Zacharego na popiół.
- Nie! - krzyknęła przerażona Esmeralda. Łzy wściekłości i przerażenia spływały jej po policzkach.
- Spokojnie, za niedługo do niego dołączysz. Tylko najpierw będę cię torturował za te wszystkie lata w tej cholernej pozytywce - oznajmił z entuzjazmem i zanim ta zdążyła wypowiedzieć zaklęcie ten unieruchomił ją swoim czarem. Długo i głośno krzyczała zanim dołączyła do swojego ukochanego. Dusza dziewczynki odczuwała katusze widząc do czego doprowadziła. Nie mogła nic zrobić, nawet odwrócić wzroku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top