27.
"Od teraz nic tu po mnie jeśli nie ma Cię też."
Trzy kolejne tygodnie minęły zdecydowanie za szybko. I chociaż starałam się spędzić każdy z tych dni w miarę produktywnie, nie udało mi się dojść do tego, co powinnam powiedzieć własnemu mężowi?
Emocje kumulowały się we mnie, przeszkadzając mi w podjęciu decyzji, chociaż gdyby nie one, nie musiała bym wcale wybierać. Bez nich odejście byłoby banalnie proste.
Tęskniłam za Mateuszem, bardzo mocno, momentami aż tak, że byłam gotowa sięgnąć po telefon i poprosić go, by przyjechał i zapomniał o całym tym syfie, który nagromadził się w naszym życiu.
I chociaż byłoby to naprawdę proste, nie odważyłam się, ponieważ wiedziałam, że potrzebowałam to wszystko sobie jakoś ułożyć, gdy w międzyczasie odwiedzałam lekarzy czy też własne biuro, które beze mnie przypominało istny armagedon, bo Konstancja mimo jej zapewnień, wcale nie dawała sobie rady. A przynajmniej nie szło jej tak dobrze jak ciągle twierdziła.
— Hej, Jo, dzwoniła pani Nowak, przeprosiła, ale nie jest w stanie pojawić się dzisiaj na spotkaniu i prosiła o inny termin. Wpisałam ją na przyszły tydzień, na piątek o dwunastej czterdzieści — oznajmiła Paulina, pojawiając się w progu mojego gabinetu.
Uniosłam więc głowę znad papierów i posłałam w jej kierunku lekki uśmiech, potakując, dając jej tym samym do zrozumienia, że przyjęłam tę informację do świadomości.
— Dziękuję, mogłabyś zrobić mi herbatę, najlepiej zieloną? — Spytałam, odstawiając ołówek na blat szklanego biurka, orientując się, że nadal nie zrobiłam nic.
Kartka, która tkwiła przede mną nadal była pusta, a ja obserwowałam dziewczynę, którą zatrudniałam niemalże od dwóch lat i zastanawiałam się, czy nadal twierdziła by, że moje życie jest tak idealne, gdyby znała prawdę?
Paulina miała ledwo dwadzieścia lat, kończyła zaocznie studia i jej jedynym problemem było to, na którą imprezę iść? A przynajmniej tak twierdziła ta żywiołowa, czerwonowłosa istota, gdy rozmawiałyśmy przy porannej kawie.
— Się robi, szefowo — uśmiechnęła się szeroko, salutując mi żartobliwie niczym żołnierz i wycofała się, opuszczając pomieszczenie, do którego ledwo w ogóle weszła.
Ja natomiast utkwiłam wzrok w fotografii, która stała na blacie, w jego lewym rogu. Przedstawiała mnie i Mateusza, tuż po ślubie, a właściwie na sesji ślubnej, którą mieliśmy na Dworku w Mogilanach.
Westchnęłam ciężko, przymykając na moment oczy.
Odnosiłam wrażenie, że nie pamiętanie wszystkiego czasami mogło być błogosławieństwem. I chociaż cieszyłam się z odzyskanych wspomnień miałam świadomość o ile łatwiej było mi bez nich.
Nie wiem ile czasu minęło i ile tak siedziałam, ale Paulina zdołała podać mi herbatę i subtelnie się ulotnić, gdy zorientowała się, że nie mam ochoty na pogawędki.
— Jak to się stało, że nadal tutaj jesteś? — Zapytała Konstancja, pojawiając się nagle w moim biurze.
Podeszła do okna, pod którym stała czerwona kanapa i opadła na nią, krzyżując nogi w kostkach, opierając się wygodniej. Rzuciła mi pełne oskarżenia spojrzenie i zmarszczyła z niezadowoleniem brwi niczym rodzic, który szykuje się do wygłoszonia pouczającego monologu.
— Nie mam pojęcia. Jest środa, dochodzi — zerknęłam na zegarek — dopiero trzynasta.
Nawet nie starałam się ukryć sarkazmu, nie miało to sensu, a moja siostra i tak nie była w stanie się o to na mnie obrazić.
— Właśnie, co daje nam środek kolejnego tygodnia, w którym ty nie napisałaś, nie zadzwoniłaś, ani nie widziałaś się z mężem — odpowiedziała blondynka, poprawiając swoje włosy.
— Skąd wiesz? — Zapytałam, unosząc brwi.
Ona w ramach odpowiedzi posłała mi sceptyczne spojrzenie jakbym była niespełna rozumu.
— Miejże litość. I albo idź mu powiedz, że chcesz rozwodu, albo jego, bo w innym wypadku zwariujecie, a twój mąż zbankrutuje — oznajmiła złośliwie, wywracając oczami.
Przechyliłam głowę, marszcząc nos.
— Rozmawiałaś z nim?
— Tak — odpowiedziała, uśmiechając się bezczelnie.
Zsunęła ze stóp szpilki i wyłożyła się wygodniej na meblu, puszczając do mnie perskie oczko, wiedząc jak bardzo zirytuje mnie swoim zachowaniem, ponieważ streściła odpowiedź do jednego wyrazu.
— I?!
— Chyba nie sądzisz, że on nie interesuje się tobą? Sprawdzał jak się czujesz i jak sobie radzisz, wiedząc, że obiecał ci czas. Co swoją drogą jest idiotyczne — podsumowała.
— Od kiedy z ciebie taki ekspert?
— Odkąd zrozumiałam, że mogłam cię stracić, a ja marnowałam czas na głupie żale — odpowiedziała, wzruszając obojętnie ramionami.
A ja zupełnie nie rozumiałam, o czym ona u diabła mówiła?
— Co?
— Musisz popracować nad swoimi manierami, mówi się słucham, ewentualnie proszę — rzuciła z rozbawieniem blondynka, poważniejąc w momencie.
Ubrała buty, podniosła się i podeszła do biurka, wzdychając ciężko.
— Kilka lat temu, nim w ogóle ty poznałaś Mateusza, cóż, ja go znałam — zaczęła, ale widząc moją minę potrząsnęła głową. — Nie tak, debilu, nie spałam z nim! — Wzniosła oczy do góry, prosząc o siłę czy coś w tym stylu.
— Ahaa.
— Podobał mi się. Kilka tygodni zbierałam się by spróbować się z nim umówić, a potem ty oznajmiłaś mi, że widujesz się z kimś. A potem przypadkowo was spotkałam. Ubodło mnie to, że moja młodsza siostra osiąga wszystko to, o czym marzę ja — podsumowała, wzruszając ramionami.
A mi zrobiło się jakoś tak głupio, bo o niczym nie miałam pojęcia.
— Podoba ci się mój mąż? — Absurdalnie, ale tylko na tyle było mnie stać i tylko tyle mogłam wydukać, będąc w całkowitym szoku.
— Czy ty mnie słuchasz? Podobał. Czas przeszły. Minęło mi. Szybko, ale chodziło o fakt. Tobie wszystko tak łatwo przychodzi, a przynajmniej tak mi się wydawało. A potem ten wypadek, to wszystko. Cholera, przepraszam, że momentami byłam tak kiepską siostrą — podsumowała, uśmiechając się smutno.
— Zawsze byłaś dobrą siostrą — zaprzeczyłam pośpiesznie.
— Nie, ale próbuję to zmienić, więc doceń to i leć do męża — potrząsnęła głową, uśmiechając się pobłażliwie.
(...)
Alkohol nigdy nie był dobrym połączeniem jeśli chodziło o szczere rozmowy. A przynajmniej nie, gdy łączył się z dyskusją pomiędzy mną, a moim mężem.
I odkryłam to dopiero, leżąc nago, tuż obok niego, wsłuchując się w sygnał jego komórki, który rozbrzmiał tuż po tym jak moja się uspokoiła.
Wzięłam głęboki wdech, przekręcając głowę, by móc spojrzeć na przystojną twarz bruneta, który nadal smacznie spał.
Westchnęłam ciężko, podniosłam się i poprawiłam włosy, które opadły na moją twarz.
Planowałam wyjaśnić sobie wszystko z Mateuszem, a tak naprawdę tuż po tym jak wyjaśniłam mu, że wcale nie winie go o nieobecność, gdy poroniłam, wylądowaliśmy w łóżku. A raczej na stole w salonie, a dopiero potem w sypialni.
Przetarłam dłonią twarz i szturchnęłam Mateusza, chcąc go obudzić, bezskutecznie. I pewnie próbowała bym dalej, gdyby nie dźwięk telefonu. Ponowny. W dodatku mojego.
Podniosłam się, sięgnęłam po koszulkę ciemnowłosego i naciągnęłam ją na siebie, kierując się do salonu, gdzie w torebce był mój telefon. Odnalazłam go akurat w momencie gdy przestał dzwonić.
Byłam gotowa wybrać numer siostry, ale zauważyłam, że jej dane pojawiły się na wyświetlaczu komórki Mateusza.
Bez wahania go zabrałam i odebrałam.
— Wali się czy pali? — Spytałam żartobliwie, nie siląc się nawet na żadne powitania.
— No w końcu! Ile można do was dzwonić?! — Wrzasnęła blondynka tak głośno, że aż z wrażenia odsunęłam telefon od ucha.
— Spokojnie, coś się stało?
— Tak. Dzwonił jakiś Leon Zięba czy coś w tym stylu, ale mniejsza o to jak on się zwał. Mają sprawcę, Aśka, oni ich złapali i próbują wezwać cię na komendę od dobrej godziny. Oni dorwali tych skurwieli!
— Co?!
— Nie ma czasu tego tłumaczyć, bo sama niewiele wiem, ale dzwonili do biura. Jedź na komendę, spotkamy się tam! — Poleciła Konstancja i tak po prostu rozłączyła się.
A ja stałam w miejscu, wgapiając się w ekran komórki i próbowałam przetrawić tę informację.
Złapali ich.
Nagle zerwałam się, dobiegłam do sypialni i zaczęłam krzyczeć na Mateusza, potrząsając jednocześnie nim i tłumacząc, że musimy się pospieszyć.
Zaspany on ledwo cokolwiek zrozumiał, ale posłusznie zaczął się ubierać.
Po kilkunastu minutach obydwoje byliśmy już w taksówce, wiedząc, że najpewniej żadne z nas nie jest w stanie prowadzić samochodu.
— Asia, co będzie z nami? — spytał brunet, sięgając dłonią po moją rękę.
I chociaż wiedziałam, że wykorzystał moją amnezje, chcąc zatrzymać mnie przy sobie na dłużej, nie do końca potrafiłam udzielić mu odpowiedzi, ponieważ jak zwykle, zamiast porozmawiać my trafiliśmy do łóżka.
Jęknęłam żałośnie, czując jak oczy zaczynają mnie szczypać, zwiastując chęć płaczu.
Tak wiele jeszcze musieliśmy sobie przecież powiedzieć.
Cisza pomiędzy nami przedłużała się, powodując jakąś dziwną niezręczność na takim poziomie, że nawet kierowca taksówki poddał się i zrezygnował z chęci rozmowy.
A Mateusz zrozumiał, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie, obserwując jak potakuje głową.
— Są teraz ważniejsze sprawy — mruknął, wycofując rękę, pozbawiając mnie tym samym swojego ciepła, którego naprawdę bardzo w tym momencie potrzebowałam.
Mimo to, nie przyznałam się do tego głośno. Zamrugałam powiekami, chcąc odegnać niechciane łzy i przeniosłam spojrzenie na szybę, obserwując krajobraz za oknem.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. W ciągu dwudziestu minut dotarliśmy na posterunek, gdzie czekała już na nas Konstancja.
— Pani Joanno, zapraszam — usłyszałam znajomy głos, orientując się, że wzywa mnie do siebie policjant, który ostatnio mnie przesłuchiwał.
A więc to był niejaki Leon, co oczywiście mi umknęło w tym całym zamieszaniu.
— Mogę iść z nią? — Spytał Mateusz, wpatrując się w drugiego mężczyznę.
Policjant zaś spojrzał na mnie, więc przytknęłam ruchem głowy i ruszyłam ramię w ramię z mężem w kierunku drzwi, za którymi zniknął mężczyzna.
Moment prawdy nadchodzi, a ja z każdym kolejnym krokiem byłam bardziej przerażona. Dłonie mi się pociły, serce łomotało, a brunet, wyczuwając moją zbliżającą się panikę, złapał mocno moją rękę i zacisnął na niej swoje palce, udowadniając tym samym, że nadal był facetem, któremu warto było oddać własne serce.
🗯️ Oficjalnie rozdział wyglądał inaczej. Nieoficjalnie moje postacie żyją swoim życiem. Cóż, co myślicie? Jak wrażenia?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top