22.
„Proszę nie mów muszę odejść, tyle jeszcze na nas czeka
Nawet jeśli to co było już nie wróci
Nawet jeśli dziś już nic to nic nie znaczy"
Miałam serdecznie dość. Ciągłych podejrzeń, ciągłej walki i namawiania Mateusza byśmy w końcu porozmawiali.
Miałam serdecznie dość własnego męża, sytuacji i tego, że z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej.
Miałam świadomość, że nieco winy leżało po mojej stronie, ale nie mogłam wiecznie, wszystkiego mu odpuszczać.
Nie na tym polegało małżeństwo.
Zacisnęłam szczękę, powstrzymując się przed jakimś niewłaściwym komentarzem i wysiliłam się na sztuczny, ociekający złośliwością uśmiech.
— Elwira, przekaż mojemu mężowi, że na niego czekam — oznajmiłam, akcentując dość wyraźnie każde słowo, tracąc powoli cierpliwość do tej kobiety.
Z trudem opanowałam się i zmusiłam do nie wywracania oczami. Sekretarka wyjątkowo działała mi na nerwy, zdając sobie z tego sprawę. Nie lubiłam jej, ale nie mogłam nakłonić Mateusza do zwolnienia jej. Chociaż ten szlauf tylko na to zasługiwał.
— Jak już mówiłam, Mateusz jest zajęty — odparła przymilnie, szczerząc się jak głupia.
— Dla ciebie pan Szyller — mruknęłam, opierając dłoń na swoim boku.
— Przykro mi, ale jednak jesteśmy z szefem na ty. I jak już mówiłam, Mateusz nie ma czasu. Jest zajęty, on chociaż pracuje — oznajmiła złośliwie, sugerując mi tym samym, że byłam jego utrzymanką.
Zacisnęłam szczękę i potrząsnęłam głową, a potem poprawiłam włosy, które przez ten gest opadły na moje czoło.
— Uważaj, bezczelność na dłuższą metę nie popłaca — ostrzegłam, ale blondynka zupełnie nic sobie nie robiła z moich słów.
Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer Mateusza, mając nadzieję, że tym sposobem dostanę się do jego gabinetu.
Potrzebowałam go, aczkolwiek i tym razem brunet nie odebrał.
Westchnęłam ciężko.
Nie miałam ani czasu, ani ochoty na słowne potyczki z jakąś tlenioną panienką, a wiedziałam, że gdybym na takową się zdecydowała, szybko bym nie odpuściła. Ona tym bardziej.
— Mateusz jest zajęty, wyraźnie zaznaczył, że nikt nie może mu przeszkadzać, nic ci na to nie poradzę — blondynka wzruszyła ramionami, sięgając po kubek, z którego upiła łyk kawy.
Już miałam jej na to odpowiadać, ale usłyszałam czyjeś kroki, więc odwróciłam głowę by móc dostrzec ciemnowłosego mężczyznę, który kierował się w naszą stronę.
— Asia, piękna, co słychać? — Podszedł do mnie, całując mój policzek, oddając jednocześnie teczkę z dokumentami Elwirze.
Uśmiechnęłam się wesoło, szczerze i odetchnęłam z ulgą, ponieważ jego widok akurat mnie cieszył.
— Cześć, w porządku, mam sprawę do Mateusza, dlatego wpadłam — odpowiedziałam, poprawiając materiał krawatu, który mu się podwinął. — A u ciebie? Co u Uli?
Jakiś czas go nie widziałam, ponieważ natłok moich obowiązków wzrastał wraz z sezonem ślubnym, który się pojawiał, więc i brakowało mi czasu na spotkania towarzyskie.
— Super. Układa nam się, wszystko pięknie, ale Mateusza nie ma. Nie mówił ci? Poleciał dzisiaj do Warszawy w związku ze sprawą Maślaka — wyjaśnił, uśmiechając się do mnie.
— Och, nie. A jego urocza sekretarka zapomniała o tym wspomnieć — mruknęłam, rzucając znaczące spojrzenie blondynce.
Tomek tego nie skomentował, nie chcąc najwyraźniej poruszać drażliwego tematu. Najpewniej i on wiedział o tym, że wkurzałam się na męża o obecność tej kobiety tutaj.
— A mogę ci w czymś pomóc?
— Nie. To osobiste, trudno, złapię go później, cokolwiek. Mamy straszny chaos w grafikach — zaśmiałam się, chcąc zatuszować swoje zakłopotanie. Miałam ogromny problem ze spotkaniem męża, ale byłam świadoma tego jaka była tego przyczyna.
Mateusz najzwyczajniej w świecie po prostu mnie unikał, ponieważ wolał to jak nasze kłótnie. A ja wychodziłam z założenia, że lepsza była awantura jak cisza.
— W porządku, napijesz się ze mną kawy?
— Nie mam czasu, ale dziękuję. I na pewno skorzystam z propozycji w najbliższym czasie. Uciekam, do zobaczenia — powiedziałam, nie przestając się szeroko uśmiechać.
Ucałowałam policzek ciemnowłosego i złapałam torebkę, którą zostawiłam na fotelu.
— Na razie, swoją drogą, Ula coś mruczała, że powinniśmy pomyśleć o dacie ślubu. Dasz jej znać kiedy masz wolne terminy? Bo nie oszukujmy się, musisz zorganizować nasz ślub, nie ma innej opcji — podsumował Tomek, uśmiechając się dość niegrzecznie, mrugając do mnie przy okazji okiem.
Zaśmiałam się i pokiwałam głową, potwierdzając jego słowa.
— Zadzwonię do niej i podam kilka terminów. Cieszę się, że w końcu się zdecydowaliście.
— Na każdego przychodzi czas, a skoro Mateusz dał się usidlić, nie ma nadziei dla innych kawalerów — zażartował, machając jeszcze mi na pożegnanie ręką.
— Pa — skierowałam się do drzwi.
— Na razie, piękna — usłyszałam jeszcze nim zamknęłam drzwi.
Oczywiście, nie pofatygowałam się by pożegnać sekretarkę mojego męża. Zupełnie ją zignorowałam i wyszłam, docierając do windy.
I może było to zachowanie godne obrażonej gimnazjalistki, ale nie obchodziło mnie to.
Jak potrafiłam dogadać się z niemalże praktycznie pracownikiem Mateusza, tak Elwira była wyjątkiem potwierdzającym regułę i za żadne skarby świata, pomimo najszczerszych chęci, nie mogłam. To było ponad moje umiejętności, czy też predyspozycję, ponieważ ona jawnie podrywała kogoś z kim byłam związana. Węzłem małżeńskim, który jak dla mnie był świętością.
Opuściłam budynek, biorąc głęboki wdech. Całe piętro, które zajmowała firma Mateusza przypominała sterylne, nowoczesne pomieszczenia wprost z katalogów. I faktycznie były funkcjonalne, ale jak dla mnie zbyt przytłaczające. Szarość i biel raziły po oczach, dlatego cieszyłam się, że siedziba mojej firmy znajdowała się w starej kamienicy, która miała swój klimat i czar.
Wygrzebałam z torebki klucze od samochodu i wsiadłam do niego, słysząc dźwięk komórki. Ją również odnalazłam i zerknęłam na wyświetlacz, orientując się, że dzwoni do mnie Fabian.
I mimo tego, że byliśmy przyjaciółmi, mniej więcej od momentu, gdy zdecydowałam się zacząć korzystać z jego siłowni, nie miałam siły, ani ochoty na rozmowę z nim.
Zwłaszcza, że w ostatnim czasie coraz częściej napomykał o tym, co do mnie czuje, albo co mu się wydawało, że czuje, bo nie sądziłam by faktycznie był we mnie, aż tak zakochany.
Jęknęłam cicho, włączając radio, chcąc zagłuszyć niechciane głosy w mojej głowie.
Dlaczego Mateusz nie mógł starać się o moją uwagę na równi ze swoim dawnym przyjacielem? Dlaczego życie musiało być tak ogromną loterią, która rozdawała prezenty w najmniej odpowiednich momentach?
Potrząsnęłam głową, chcąc się skupić.
Musiałam pracować, powinnam skupić się na kolejnym zleceniu, a nie na małżeństwie, które przechodziło kryzys, ponieważ najwyraźniej to ja byłam jedyną zainteresowaną tym osobą.
Odpaliłam silnik, opuściłam hamulec ręczny i już miałam odjeżdżać, gdy usłyszałam trzask drzwi i lufę pistoletu przyciśniętą do mojej szyi.
— Jedź! — Nieznajomy głos wydał mi polecenie, a ja cała się spięłam, nie rozumiejąc nic.
Serce zaczęło dudnić w mojej klatce piersiowej, a krew szumieć w moich uszach. Ślina stanęła mi w gardle, a panika ogarnęła moje ciało. I mimochodem zerknęłam w lusterko wsteczne, chcąc zorientować się, co właśnie się działo, ale zauważyłam tylko mężczyznę z kominiarką na twarzy, który pochylał się nad moim fotelem.
— Jedź, powiedziałem, jedź! — Polecił ponownie, nieco głośniej, groźniej, więc trzęsącą się dłonią, odpaliłam ponownie silnik, który zgasł, gdy opuściłam nogę ze sprzęgła.
Włączyłam się do ruchu, doprowadzając niemalże do stłuczki, ale nie zatrzymałam się, chociaż kierowca drugiego samochodu energicznie wciskał klakson, a nawet wysiadł po chwili, by wymachując dłońmi grozić mi.
Zignorowałam to i odjechałam.
— Oddam panu wszystko. Tutaj jest torebka, w niej wszystko, słowo — zaczęłam cicho, niepewnie, ale w ramach odpowiedzi dostałam tylko trącona pistoletem, który boleśnie wbił się w moją skórę.
— Nie zależy mi na drobnych, jesteś więcej warta, pani Szyller — oświadczył napastnik, śmiejąc się gardłowo.
Przeraził mnie tym. Nie na żarty.
— Przykro mi, złotko, ale poślubiłaś niewłaściwego faceta — skomentował. — A teraz, skręć tu w prawo. Zabierzemy mojego kolegę — poinstruował mnie, a ja, nie mając wyjścia, rozumiejąc skalę zagrożenia wypełniłam jego polecenie, podczas gdy łzy spływały po mojej twarzy. Zdawałam sobie sprawę, że to mogły być moje ostatnie chwile. Docierało do mnie, że każda kolejna minuta mogła być moją ostatnią.
(...)
Lodowata woda opadła na moją twarz, więc zerwałam się gwałtownie z miejsca, żałując, że w ogóle się na to zdecydowałam, ponieważ zawroty głowy wywołały u mnie mdłości. Uniosłam głowę, ścierając ciecz z policzków i spojrzałam na dwóch mężczyzn, którzy przetrzymywali mnie od dłuższego czasu w obskurnej piwnicy. A przynajmniej wydawało mi się, że to zajęte pleśnią pomieszczenie właśnie nią było.
Zapach tutaj sugerował, że wilgoć była na wysokim poziomie, co już nauczyłam się ignorować. Całkiem szybko, biorąc pod uwagę fakt, że kilka dni spędziłam tutaj. Albo i dłużej.
Zmrużyłam oczy, siadając na przegniłym materacu, który służył mi za łóżko i wzięłam kilka głębszych wdechów.
Nie krzywdzili mnie, przynajmniej nie fizycznie, ale byłam przerażona. Niezmiennie od dnia, w którym jeden z nich wsiadł do mojego samochodu.
Przełknęłam cicho ślinę, czując jak staje mi ona w gardle, uniemożliwiając mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów.
— Przykro mi, malutka — zaczął jeden z nich, przykucając przede mną.
Jak dla mnie nie różnili się od siebie niczym. Obydwaj byli przesadnie napakowani, mieli podobny wzrost, a nawet ciągle ubrani byli na czarno i nosili na twarzach kominiarki, nie chcąc najpewniej bym zapamiętała ich twarze.
To dawało mi nadzieję, że nie chcieli mnie zabić, że istniała szansa na moją wolność.
— Bo? — Odważyłam się w końcu zapytać.
— Bo twój kochany małżonek nie był zainteresowany płaceniem okupu. Nie chciał zapłacić za ciebie nawet złamanego grosza, co oznacza, że chyba jednak marna z ciebie żonka, co nie? — Oświadczył, zaczynając się śmiać. Głośno, złośliwie niczym czarny charakter w filmie.
Drugi z nich wzruszył ramionami, gdy na niego spojrzałam, potwierdzając w ten sposób słowa poprzedniego.
Zamrugałam pospiesznie, czując jak łzy wypływają z pod moich powiek. Ponownie. Chociaż wylałam ich już tak wiele.
Mateusz nie zapłacił.
Mateusz mógł mnie uratować, a mimo to, nie zrobił tego.
Wzięłam kilka szybkich, płytkich oddechów, czując jak powietrze ucieka z moich płuc.
Brakowało mi tlenu.
— Dlatego musimy się ciebie pozbyć. By pokazać, że wcale nie żartowaliśmy, przykro mi. Szkoda takiej ślicznotki, ale trudno. Nadszedł twój czas, pani Szyller — zakpił, sięgając po moje ramie. Starałam się wyrwać, ale miałam zbyt mało siły.
Płakałam, szarpałam się, ale nie miało to żadnego skutku.
— Powiedz mi, malutka, jakie to uczucie być nic nie wartą dla męża, co? — Zapytał ten drugi, kpiąco, nie robiąc sobie nic z mojego bólu.
Mężczyzna wytargał mnie z pomieszczenia niczym marionetkę, a drugi w tym czasie narzucił na moją głowę worek, bym nie widziała już nic.
Dusiłam się. Nie tylko strachem, ale i łzami.
I w ciągu kilkunastu następnych minut znalazłam się znów w moim samochodzie.
I, gdy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało, co tak naprawdę planowali, straciłam przytomność, ponieważ jeden z nich wstrzyknął coś w moje żyły.
Mieli na tyle miłosierdzia, by zabić mnie, gdy byłam tego zupełnie nie świadoma.
🗯️Cześć, Misie. Mam nadzieję, że to wspomnienie Aśki coś więcej wam rozjaśni. Już wiadomo skąd amnezja, skąd wypadek. Co teraz myślicie? Czekam na komentarze, buziaki. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top