14.
„I love all of you
Hurt by the cold
So hard and lonely too
When you don't know yourself."
Pierwsze promienie słoneczne padły na moją twarz, drażniąc mnie, wyrywając mnie z płytkiego snu, w który zapadłam ledwo godzinę, czy dwie wcześniej. Mruknęłam z niezadowoleniem, zamierzając odwrócić się na drugi bok, chcąc zyskać jeszcze chociaż kilka minut snu, ale Mateusz uniemożliwił mi to, wsuwając dłoń na mój bok, przytulając się ciasno do moich pleców.
Musnął ustami skórę na moim ramieniu i trącił nosem moją szyję, uśmiechając się. A przynajmniej wydawało mi się, że się uśmiechał, ponieważ nie widziałam go.
— Dzień dobry, piękna — wyszeptał, wyznaczając wargami ścieżkę po mojej skórze, kierując się wzdłuż ramienia przez szyję, aż do policzka.
— Cześć — przekręciłam głowę, chcąc na niego spojrzeć. Uśmiechnęłam się lekko, dość nieznacznie, czując jak moje nieco obolałe mięśnie dopiero budzą się do życia.
Przekręciłam się, wyczuwając, że Mateusz poluźnił uścisk i ulokowałam dłoń na jego policzku, wpatrując się uważnie w jego czekoladowe oczy, które barwą przypominały płynną, mleczną i jakże kuszącą czekoladę.
Wygięłam usta do góry i ułożyłam wargi w nieznacznym, aczkolwiek uroczym uśmieszku, przysuwając bardzo powoli swoją twarz do jego.
Musnęłam przelotnie, delikatnie jego usta i pogładziłam opuszkami palców jego policzek, wyczuwając pod nimi szorstkość jego zarostu.
— Tęskniłem za tobą — powiedział cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc za bardzo, co właściwie miał na myśli.
— Przecież cały czas tu byłam, jestem — zauważyłam, odrzucając niesforne kosmyki włosów z twarzy, tak by nie opadały na mój nos i oczy.
— Wiem, po prostu tęskniłem — odparł, zbywając mnie. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie, ale nie chciałam psuć tej chwili, więc nie skomentowałam tego.
Skinęłam mu tylko lekkim ruchem głowy i pozwoliłam mu na pocałunek, który odcisnął na moich wargach.
— Co powiesz na jakieś śniadanie? — Zaproponował po chwili, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Przesunął dłoń z mojego pasa, na moje plecy i pogładził palcami mój kręgosłup, dociskając mnie do siebie.
— Nie jestem głodna, a powinnam się przygotować, umówiłam się z Konsti — powiedziałam, przypominając sobie o spotkaniu z siostrą, która kilka dni wcześniej dzwoniąc, wręcz wymusiła na mnie wspólne wyjście.
— Och, cały dzień w galerii, najpewniej w Bonarce, to ponad moje siły, ale świetnie, popracuję, skoczę do biura — oświadczył z rozbawieniem brunet, śmiejąc się krótko, cicho.
— Co przez to rozumiesz?
— Gdy wybierasz się z siostrą na zakupy znikasz na cały dzień. Tak już macie, taki wasz urok, trudno. Ale znając Konstancję, nie pojawi się tutaj przed południem, więc mamy czas na wspólne śniadanie, więc...Na co masz ochotę? — Rozwinął swoją myśl, proponując mi ponownie śniadanie.
Westchnęłam ciężko i przekręciłam się na bok, właściwie chwilę siłując się z mężem, by móc to zrobić i opaść na plecy.
— A czy jest coś, co uwielbiałam w twoim wykonaniu na śniadanie? — Spytałam, zerkając kątem oka na niego.
Mateusz uśmiechnął się, poruszając znacząco brwiami i zaśmiał się cicho, odchrząknął i poszerzył swój uśmiech, wyglądając przy tym trochę niczym psychopata, ponieważ miałam wrażenie, że ten grymas zajmuje niemalże pół jego twarzy.
— Mateusz?
— Seks, maniakalnie przeszkadzałaś mi w przygotowaniu śniadań i zaciągałaś mnie...cóż, nie tylko do łóżka — mrugnął do mnie znacząco i wybuchnął śmiechem tuż po tym jak szturchnęłam go pięścią w tors, nie chcąc mu w to uwierzyć, czując jednocześnie jak bardzo palą mnie policzki, które zalały się czystą purpurą.
— No wiesz co!
— Pytałaś to odpowiadam — wzruszył ramionami, podnosząc się. Podrapał się po karku i wstał z łóżka, sięgając po swoje czarne bokserki, by móc naciągnąć je na swoje pośladki.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
— Masz wielką słabość do tostów z oscypkiem i żurawiną — dodał po chwili, nie przestając się uśmiechać.
— No, to brzmi już całkiem dobrze — mruknęłam, udając naburmuszoną z powodu jego jawnego nabijania się ze mnie.
— Możesz iść pod prysznic, ogarnę śniadanie, misiu — dorzucił brunet, wskazując mi gestem ręki kierunek, a sam udał się do kuchni.
Wywróciłam teatralnie oczami, zupełnie ignorując to, że mężczyzna nie zwraca już na mnie uwagi i westchnęłam ciężko, podnosząc się.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale czułam, że coś było nie tak. Byłam szczęśliwa, wszystko wydawało się być w porządku, ale słowa Mateusza jakoś tak wzbudziły moje podejrzenia. Dlaczego niby za mną tęsknił?
Potrząsnęłam głową, nie chcąc się niepotrzebnie dręczyć i dotarłam do łazienki, zupełnie nie zwracając uwagi na własną nagość. Spojrzałam w lustro i zauważyłam, że na mojej szyi znajduje się kilka zaczerwień, które najpewniej zostały spowodowane przez szorstkość zarostu mojego męża.
I chociaż niewiele spałam tej nocy, nie mogłam narzekać na to, ponieważ Mateusz okazał się być naprawdę świetnym kochankiem. Może wynikało to z tego, że tak dobrze mnie znał i był moim mężem od jakiegoś czasu, a może nie, ale musiałam przyznać, że był dobry w te klocki. I bardzo żałowałam tego, że nie pamiętałam o tym, bo już pierwszego dnia zaciągnęłabym go do łóżka. Dokładnie z tą myślą weszłam pod prysznic i pisnęłam z wrażenia, czując jak lodowata woda z deszczownicy opada na moje ciało.
Pożałowałam tego mojego bujania w obłokach, naprawdę szybko pożałowałam.
Zaśmiałam się, zmieniłam temperaturę wody i wycofałam się w kąt kabiny, czekając, aż woda się ociepli.
(...)
— No weź się pokaż! — Warknęła Konstancja, z frustracją, mając najpewniej dość mojego marudzenia.
Ja oczywiście nie byłam przekonana, co do tego, czy powinnam kupić, aż tak fikuśną bieliznę.
Stałam więc w przymierzalni i wgapiałam się w swoje odbicie, starając się ocenić, czy te strzępki materiału mogły w ogóle uchodzić za element garderoby, jakikolwiek.
I nim chociaż zdołałam zaprotestować, Konstancja wsunęła głowę za kotarę i spojrzała na mnie, uśmiechając się znacząco przy okazji rozchylając wargi i formując z nich krótkie, ale bardzo zdumione „o".
— Wow — wymsknęło się jej.
— Że co?
— Że jeśli tego nie kupisz to będziesz idiotką, Mateusz będzie zadowolony, na pewno mu się spodoba. Słowo! — Zapewniła, zasuwając z powrotem zasłonę i opuszczając przymierzalnie.
— Skąd ta pewność?
— Bo to facet, żaden facet nie zrezygnowałby z takiego widoku, uwierz mi, przebieraj się i chodź, mamy jeszcze trochę sklepów do odwiedzenia — zakomunikowała, a ja nadal obserwowałam swoje odbicie, zastanawiając się, czy blondynka ma rację?
Po chwili wahania przebrałam się, opuściłam przymierzalnie i odwzajemniłam uśmiech siostry, kierując się do kasy.
— No, mądra dziewczynka — skomentowała i zaśmiała się, szturchając mnie łokciem w bok.
Stanęła tuż obok mnie, czekając, aż zapłacę za swój zakup i po chwili opuściłyśmy sklep, chociaż oczywiście Konstancja nie omieszkała zignorować ochroniarza i posłała mu zalotne spojrzenie, oglądając się specjalnie za nim przez ramię.
— Zawsze taka byłaś? — Spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Oczywiście byłyśmy siostrami, ale w mojej głowie panowała totalna pustka. I chociaż czułam, że łączyła nas jakaś więź, nie miałam pojęcia jak mocna.
— Ty nie byłaś lepsza, właściwie gorsza. Mateusz początkowo miał z tobą ciężko, słowo. Chyba nawet czasami mu współczułam, co brzmi nieprawdopodobnie, ale...czasami też ci zazdrościłam. Tej lekkości w kontaktach z mężczyznami, charyzmy i tego całego powabu, sama nie wiem...Ale to zawsze ty byłaś tą bardziej niegrzeczną, a przy tym uroczą i kuszącą — podsumowała, wzruszając ramionami, nieco obojętnie, chociaż miałam wrażenie, że wcale tak łatwo jej z tym nie było.
— Zazdrosna o mnie?
— Nadal nic nie pamiętasz, prawda? — Podchwyciła wątek, wyłapując, że naprawdę nie mam pojęcia o czym ona mówiła.
— Nic, a nic. Urywki, nic nie znaczące, mam w głowie czarną dziurę — mruknęłam z niezadowoleniem, przyznając się do tego bardzo niechętnie.
— To minie, na pewno, jesteś twarda, wszystko wróci, w swoim czasie — zapewniła mnie blondynka, łapiąc moją dłoń i zaciskając na niej swoje palce, chcąc dodać mi otuchy. — A nic tak nie pomaga na doła jak zakupy, więc chodź.
— Naprawdę byłaś o mnie zazdrosna? — Ponowiłam pytanie, nie pozwalając się zbyć.
— To skomplikowane. Miałyśmy swoje zgrzyty, ale mimo wszystko jesteśmy siostrami. I nie mówię, że to była zawiść, czy coś złego, po prostu momentami zazdrościłam ci tej lekkości, to wszystko. Nie pamiętasz tego, ale wiele razem przeszłyśmy i zawsze trzymałyśmy się razem. Mieszkałyśmy razem, pracowałyśmy, a potem wyszłaś za mąż. I sporo się zmieniło, ale nadal...byłyśmy, jesteśmy rodziną. To wszystko — sprostowała swoją myśl i uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
— A co z twoją miłością? Masz kogoś? — Spojrzałam na nią pytająco, orientując się, że ja naprawdę nic o niej nie wiem. Prócz tego, że miałyśmy wspólne DNA.
— Mam ciebie, a miłość kiedyś przyjdzie, prawda? A przynajmniej tak zawsze mówiłaś, więc nie próbuj teraz robić tej swojej współczującej miny, bo ci zrobię krzywdę — fuknęła, pokazując mi koniuszek języka i nie czekając na moją reakcję, sięgnęła ponownie po moją rękę i wciągnęła mnie do kolejnego butiku.
I tak minęły nam kolejne godziny.
Na przymierzaniu ubrań, tych, które nam się podobały jak i tych, których podobno za żadne skarby żadna z nas by nie założyła.
Robiłyśmy zdjęcia, wygłupiałyśmy się, co jakiś czas kupowałyśmy jakąś rzecz i czas mijał.
Swobodnie, w przyjaznej i bardzo radosnej atmosferze.
I chociaż pozornie wszystko było w porządku, czułam, że Konstancja nie do końca była ze mną szczera, a nawet odczuwała pewną ulgę na wieść, że nadal nic nie pamiętam. I to mnie niepokoiło.
Fakt, że sama miałam wątpliwości.
💬 Cześć, wiem, że to taki przejściowy rozdział, zapychacz, ale no musiał się pojawić. Pozdrawiam, dziękuję za komentarze, jesteście kochane. A i uwielbiam czytać Wasze teorię, buziaki 💋.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top