8. Age of Ultron.

Następnego dnia było już jasno, kiedy quinjet wylądował w lesie nieopodal jakiegoś gospodarstwa. Clint wyszedł pierwszy, a my ruszyliśmy za nim bez słowa. Oprócz mnie i Buckiego trzymających się za ręce oraz Clinta, który wspierał Natashę ramieniem, wszyscy szli osobno. Nikt się do siebie nie odzywał. 

Minęliśmy drewniany płot i jakąś szopę po prawej stronie, przed którą stał stary pick-up. Ruszyliśmy w stronę schludnie wyglądającego domu. Rozglądałam się nieco zdziwiona, zresztą tak samo jak James. Miejsce sprawiało wrażenie typowo rodzinnego. Czyżby Barton zabrał nas do swoich krewnych?

Kiedy wspinaliśmy się po schodach na ganek, ciekawość wzięła górę i Thor zapytał:

 Co to za miejsce?

 Kryjówka  rzucił Tony.

 To się okaże  odparł Clint. Otworzył drzwi wejściowe jak gdyby nigdy nic i wkroczył do środka, a my weszliśmy za nim.

Minęliśmy hol i schody, wchodząc do kuchni po prawej stronie, która łączyła się z salonem. Zdążyłam zauważyć zabawki walające się po ziemi i rysunki przyczepione do lodówki, kiedy usłyszałam krzyk Bartona "Kotku? To ja!" i zza rogu wyłoniła się szatynka z widocznym ciążowym brzuchem.

 Co do...  ugryzłam się w język i wymieniłam z Buckym zdziwione spojrzenia.

Kobieta najwyraźniej również była zaskoczona, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Odłożyła stosik dziecięcych rysunków, które trzymała i podeszła do Clinta.

 Hej  cmoknęli się na przywitanie, a ja wytrzeszczyłam oczy.  Znajomi, sorry, że nie uprzedziłem.

 To jest agentka, oczywiście  rzucił Tony do równie co ja zdziwionego Thora.

 To jest Laura  przedstawił kobietę Clint.

 Wy nie musicie się przedstawiać  powiedziała z uśmiechem Laura.

 Yyy...  nie zdążyłam znaleźć odpowiednich słów, bo nagle na schodach rozległ się głośny tupot. Poczułam jak James się spiął i tylko moja szybka, dyskretna reakcja powstrzymała go przed sięgnięciem po broń.

 Oho, uwaga  zaśmiał się Clint, a po chwili zza zakrętu wybiegła dwójka dzieci wołając "tata" i wpadając na mężczyznę z impetem.  Moje słoneczko! Cześć, stary!  witał się Barton, biorąc w ramiona dziewczynkę i nieco starszego od niej chłopca. 

Otworzyłam zdziwiona buzię, kątem oka widząc dziwną minę w wykonaniu Steve'a.

 A to są młodzi agenci  usłyszałam pomruk Starka, podczas gdy Clint witał się ze swoimi... dziećmi.

 A ciocia Natasha?  zapytała dziewczynka, nieco sepleniąc. Mój zdziwiony wzrok przeniósł się na wciąż bladą kobietę.

 A ciocia czeka, żebyś ją uściskała!  oznajmiła rudowłosa, a na jej twarzy pojawił się nagle uśmiech i wzięła małą w ramiona.

 Przepraszamy za najście.  Pierwszy otrząsnął się Steve.

 Tak, chcieliśmy dać znać, ale nie mogliśmy zadzwonić, bo nie wiedzieliśmy, że istniejecie  dodał Tony.

 Taak, Fury pomógł mi to kiedyś urządzić. 

 Wszystko jasne  przytaknęłam.  Pirat jest świetny w ukrywaniu skarbów.

 Zachował sprawę w sekrecie i tak ma zostać. Możemy tutaj przeczekać burzę.

Spojrzałam na Thora, który właśnie rozwalił domek z klocków lego, stając na nim niczym wielka godzilla i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Steve i Bucky również zwrócili na to uwagę i wszyscy patrzyliśmy jak blondyn przesuwa zgliszcza domku, pod jakąś szafkę. Słowa "To jednak mały Nataniel, a nie Natasha" sprawiły, że spojrzałam w kierunku rozmawiających kobiet.

 Oszust  mruknęła Romanoff, pochylając się nad brzuchem Laury, a ja uśmiechnęłam się lekko, udając, że moje serce wcale nie zaciska się z bólu.

Świetne miejsce na kryjówkę.

Moją uwagę przyciągnęła teraz dziewczynka, która stanęła na przeciwko Thora i zaczęła mu się przyglądać. Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk tostera, a Thor ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia.

 Po co ten dramat, na pewno nie zauważyła co zrobił z jej domkiem  mruknęłam, ale Steve już ruszył za blondynem. Poczułam jak robi mi się gorąco, kiedy dziewczynka zwróciła się w moją stronę po wyjściu boga i teraz to we mnie wlepiała swoje duże oczy. Chciałam coś do niej powiedzieć, naprawdę, ale nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że znowu czuję rozdzierający ból w podbrzuszu, więc zacisnęłam dłoń na dłoni Jamesa. Na szczęście z opresji uratowała mnie Laura.

 Pewnie jesteście padnięci  zauważyła.  Mamy kilka wolnych pokoi, ale niestety będę musiała was ulokować dwójkami.

 Dwójkami?  powtórzył Tony, ale przerwałam mu w porę.

 Nie ma problemu.

Pociągnęłam za sobą Bucky'ego i ruszyliśmy za... żoną Clinta.

*

Siedziałam na podwójnym łóżku w nie za dużym pokoju i wycierałam mokre włosy, osuszając dokładnie każde pasmo. Zza uchylonych drzwi łazienki dobiegał mnie odgłos prysznica, który właśnie brał James.

Starałam się odepchnąć wciąż napływające mi do głowy myśli. Zazwyczaj nie reagowałam tak na dzieci, ale to naprawdę nie był najlepszy dla mnie moment na takie spotkania. Skłamałabym również, jeśli powiedziałabym, że ciążowy brzuch Laury ani trochę mnie ruszył. Oczywiście ostatnio trochę częściej zapatrywałam się na kobiety w stanie błogosławionym, które spotykałam na ulicy, ale nie koniecznie czułam się przy tym jakbym miała nóż w brzuchu.

Westchnęłam. Byłam pewna, że inni też wciąż przeżywają to, czego doświadczyli podczas halucynacji. Wystarczyło spojrzeć na bladą jak papier twarz Nat albo bardziej niż zwykle gwałtowne reakcje Bucky'ego.

Usłyszałam, że woda przestaje lecieć. Spojrzałam w kierunku łazienki i zobaczyłam jak James z ręcznikiem wokół bioder, staje nad umywalką, opierając się o jej krańce ze spuszczoną głową.
Wstałam i powoli weszłam do środka. Pomimo tego, że specjalnie zachowywałam się tak, żeby mnie usłyszał, widziałam jak stara się automatycznie nie odwrócić.

Stanęłam za nim i delikatnie sunąc po jego rozgrzanych od wody plecach, przesunęłam swoje dłonie na jego klatkę piersiową tak, żeby obejmować go od tyłu.
Przytuliłam policzek do jego pleców i czułam jak jego mięśnie powoli się rozluźniają.

Usłyszałam jakiś hałas na dworze, więc wyjrzałam przez okno. Pokręciłam głową, widząc Steve'a i Tony'ego rąbiących drewno na dole.

 Ktoś powinien ich powstrzymać zanim wytną cały las  mruknął Bucky.

Zrozumiałam jego drobną aluzję do tego, iż potrzebuje chwili samotności.
Cmoknęłam go więc w plecy, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się mój policzek i uwalniając go od moich ramion ruszyłam ku wyjściu z pokoju.

 Kiedy wrócę już się mnie nie pozbędziesz  zastrzegłam.  Nie dam ci się zakopywać w depresji i poczuciu winy.

Zobaczyłam jak jego kącik ust unosi się lekko i to mi wystarczyło. Wiedziałam, że nie załamie się pod moją nieobecność, więc wyszłam z pokoju i schodząc po schodach niezauważenie przeszłam przez drzwi frontowe.

Przy dwóch kupkach porąbanego drewna znalazłam już jednak tylko Steve'a.

 Co się stało z Tonym?  zapytałam.  Przed chwilą tu był.

 Laura poprosiła go o naprawienie traktora  odparł blondyn. Widziałam, że myślami zdecydowanie był gdzieś indziej i trudno było się nie domyślić, że wciąż dręczyło go to, co zobaczył podczas halucynacji. 

Już zabierał z ziemi kolejny kawałek drewna, ale udaremniłam jego zamiary. Odebrałam mu drewno, rzucając je na ziemię i zamknęłam go w uścisku. Na początku wydawał się zdziwiony, ale po kilku sekundach odwzajemnił uścisk.

 Nie myśl o tym  powiedziałam.  Cokolwiek widziałeś... to miało cię zwalić z nóg. O to jej chodziło...

Poczułam, że blondyn jedynie kiwnął głową. Odsunęłam się od niego i spojrzałam poważnie w jego oczy.

 A teraz idź się trochę przespać  nakazałam.  Wbrew temu co twierdzi Sam nawet ty masz ludzkie potrzeby.

Steve prychnął rozbawiony.

 Dziękuję  powiedział już na poważnie, po czym skierował się w stronę domu. Ja natomiast ruszyłam do stodoły w poszukiwaniu mojego wujka. Byłam już w progu, kiedy usłyszałam głosy dobiegające ze środka. Przystanęłam i zaczęłam nasłuchiwać.

 Można dla ciebie przestać pracować?  zapytał nieco zirytowany Stark.

 Sztuczna inteligencja. Nawet ci ręka nie drgnęła  zamarłam kiedy usłyszałam ten głos. Właśnie znalazłam Pirata.

 Słuchaj to był bardzo ciężki dzień. Ciężki jak sumienie agencji więc może przejdź od razu do dobrych rad.

 Spójrz mi w oko i przysięgnij, że go wyłączysz.

Zaległa chwilowa cisza, po czym znów odezwał się Tony:

 Już nie jesteś moim szefem.

 Ja już niczym nie jestem. Tylko starszym panem, który się troszkę o was martwi.  Kiedy to usłyszałam zrobiło mi się naprawdę szkoda Fury'ego. Już miałam się odezwać i powiedzieć coś w stylu: "Daj spokój, Nick, wciąż świetnie idzie ci piratowanie" i wkroczyć do środka, ale głos uwiązł mi w gardle, bo Tony nagle się wtrącił i rzucił:

 A ja tym, który zniszczył Avengersów.

Serce na chwilę mi zamarło, a krew odpłynęła z twarzy.

 Widziałem  mówił dalej, bo Nicka najwyraźniej również zamurowało.  Ukryłem to przed nimi, cały ja. Widziałem ich martwych... czułem to  świat w zgliszczach... przeze mnie. Nie byłem gotów. Nie spisałem się...

 Ta jędza Maximoff tobą manipuluje  stwierdził w końcu Fury.  Wykorzystuje twoje lęki.

 To nie była manipulacja tylko sens!  uniósł się lekko Stark. Przeraziło mnie jak bardzo wierzył w prawdziwość swoich słów, co zdecydowanie można było wywnioskować z tonu jego głosu.  Żaden koszmar, czyste konsekwencje. Koniec drogi, którą dla nas wybrałem.

 Masz na koncie parę zmyślnych wynalazków, Tony. Wojny do nich nie zaliczam  przekonywał dalej czarnoskóry.

 Widziałem jak giną przyjaciele  ciągnął Stark.  Widziałem jak ginie moja Alex, Fury.  Coś ścisnęło mi się w żołądku.  Rozumiesz? Alex, która jest dla mnie jak córka! Niby gorzej być nie może, co, kochany? Nie... nie to było najgorsze.

 Najgorsze było, że ty przeżyłeś  zgadł trafnie Fury.

Po tym zaległa długa cisza. Dopiero po dłuższej chwili byłam w stanie otrząsnąć się z szoku i wejść do środka.

 Tony, naprawdę moglibyście sobie odpuścić ze Steve'em, jeszcze sobie coś naciągniesz  rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl. Czułam, że powinnam się zachowywać jakbym nic nie usłyszała, choć bardzo mną to wstrząsnęło i wkładałam naprawdę wiele wysiłku, aby nie dać niczego po sobie poznać.  O, Fury, a ty co robisz w szopie Clinta? Nie mów, że siedziałeś tu przez ten cały czas, odkąd zniknąłeś. 

 Bardzo śmieszne  mruknął czarnoskóry.  Ciebie też miło widzieć.

Tony pozostawał natomiast dziwnie milczący. Był tak przybity, że nawet nie starał się stwarzać pozorów, że jest inaczej.

 No dobra... Chodź, Tony, musisz odpocząć, bo nawet twój reaktor łukowy jakby słabiej świeci  wzięłam go pod ramię i zaczęłam wyprowadzać ze stodoły. Wiem, że było to niecodzienne zachowanie, ale wciąż chodziło mi po głowie to co powiedział i czułam, że potrzebuję z nim teraz trochę bliskości, choćby zwykłego trzymania za ramię.

 Nie jestem aż tak stary, nie musisz mnie prowadzić pod rękę  usłyszałam i uśmiechnęłam się, bo skoro rzucał żartami, to było z nim choć trochę lepiej.

 Wiem, wiem  rzuciłam.  Przecież to ty mnie prowadzisz. Nie jestem pewna czy ustoję  brnęłam dalej  tyle emocji i jeszcze Pirat się pojawił. Gdzie zaparkowałeś swój statek?

 Skończ.

 No dobra nie obrażaj się... I czego tak stoisz, chodź z nami. Znajdzie się jeszcze jakieś miejsce do spania, choć obawiam się, że jedyne jakie zostało będziesz dzielił z Thorem...

*

Wieczorem wszyscy zebraliśmy się na kolacji, którą pomogłam przygotować wraz z Laurą. Większość spędziła popołudnie w swoich pokojach śpiąc i dochodząc do siebie po ostatnich ciężkich dniach. Ja jednak jakoś nie miałam na to ochoty, bo gdy tylko zamykałam oczy znowu widziałam walczących Jamesa i Tony'ego oraz siebie z nożem w brzuchu. 

Dzieci Laury i Clinta spędziły większość dnia poza domem ze swoim tatą, co również było mi na rękę. Poza tym Laura okazała się naprawdę miłą i otwartą osobą. Przy okazji robienia kolacji dużo rozmawiałyśmy na przeróżne tematy. 

Podczas tematu mężczyzn i związków dowiedziałam się wiele ciekawych informacji na temat Clinta (oczywiście niektóre z nich zamierzałam wykorzystać w przyszłości przeciwko niemu) i sama opowiedziałam kobiecie o kilku zabawnych sytuacjach, o których nie miała pojęcia. 

Chcąc nie chcąc nasza rozmowa zeszła również na tematy związane z ciążą, jako że moja rozmówczyni była raczej w jej zaawansowanym stadium. Zdusiłam wtedy żal ściskający mnie za gardło i starałam się wciąż normalnie odpowiadać, zerkając co jakiś czas z zazdrością na jej brzuch.

W końcu nadszedł jednak czas posiłku. Ogólna narada została przełożona na następny dzień z powodu ogólnego wyczerpania zespołu. Poza tym żywiliśmy nadzieję, że Thor, którego jak dotąd brakowało, zdąży pojawić się do tego czasu.
Tak więc w lepszych lub gorszych humorach wszyscy zebrali się w salonie.
No, prawie wszyscy.
Z lekkim niepokojem zarejestrowałam brak mojego chłopaka.
Odstawiłam więc na bok jedzenie i opuszczając na chwilę towarzystwo, skierowałam się schodami w górę, zmierzając do zajmowanego przez nas pokoju.

Weszłam do środka i pierwsze co zarejestrowałam to półmrok, spowodowany ciemnością na zewnątrz i brakiem zapalonego światła.

 Bucky?  rzuciłam w przestrzeń. Zapaliłam stojącą nieopodal niedużą lampkę i zamknęłam za sobą drzwi.

James leżał w łóżku i wtulając się w poduszkę, spał w najlepsze. Podeszłam do niego i usiadłam na krawędzi materacu.
Pamiętając o jego skłonnościach, nawet nie próbowałam go dotykać. Potrafił gwałtownie się obudzić, nawet bez dodatkowej ingerencji w jego umysł w postaci przebytych halucynacji.
Zamiast tego zaczęłam powoli i łagodnie wymawiać jego imię. Za trzecim razem otworzył nagle oczy, ale poza tym nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu.

 Chodź, zrobiłam z Laurą kolację  powiedziałam kiedy na mnie spojrzał.

Pogładziłam jego policzek i dopiero wtedy dostrzegłam, że krzywi się nieznacznie w grymasie bólu.

 Tak... Zaraz  wymamrotał i wygramolił się z łóżka przeciwną stroną.

Podszedł powoli do okna, przecierając dłońmi twarz, po czym oparł się o parapet.

 Wszystko w porządku?  zapytałam, wstając i marszcząc brwi.

 Nie... głowa mi pęka... Ja...

 Tak?  zapytałam, bo nastąpiła cisza.  Co ty?

Podeszłam do niego, próbując dostrzec czy wszystko w porządku, ale włosy zasłaniały mu całą twarz.

 Bucky?  położyłam dłoń na jego plecach, chcąc jakoś do niego dotrzeć.

Wtedy wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Nie zdążyłam zareagować, kiedy James gwałtownie się odwrócił i zaciskając jedną dłoń na moim nadgarstku, drugą docisnął mnie do ściany, chwytając za gardło. Jego nogi zablokowały moim jakąkolwiek możliwość ruchu.

Oczy rozszerzyły mi się w zaskoczeniu i przerażeniu jednocześnie.
Chciałam krzyczeć, ale brakowało mi powietrza, sama nie byłam pewna czy przez to, że byłam duszona czy zszokowana.
Zdobyłam się jedynie na marne próby oderwania drugą ręką jego dłoni z mojej szyi.
Nic to nie dało, więc zebrałam tyle siły ile byłam w stanie i spoliczkowałam go. Jego uchwyt na sekundę zelżał, co wykorzystałam, wyrywając się. Uderzyłam go, tym razem w tors obiema rękoma, odpychając go tym samym. Kiedy tylko cofnął się o kilka kroków, odskoczyłam na bok, ustawiając się w pozycji obronnej. Wokół moich rąk zalśniła biała energia. Nie chciałam jej używać, ale byłam gotowa poświęcić dom Clinta, broniąc siebie i ludzi znajdujących się na dole przed Zimowym Żołnierzem.

On jednak stał w miejscu, z głową skierowaną na dół, a włosy znów zakryły mu twarz.

 James?...

Szatyn uniósł głowę, omiatając pomieszczenie wzrokiem. Na końcu spojrzał na mnie, a kiedy zobaczył, że stoję z wyciągniętymi przed siebie rękoma, w obronnym geście, w jego oczach pojawiło się zrozumienie, a następnie ból. Wtedy wiedziałam, że to on.

 James!  chciałam do niego podejść, ale cofnął się gwałtownie, nie pozwalając się dotknąć.

 Ja... Przepraszam to moja wina... ja nie...  jąkał się. Usiadł na łóżku i złapał się za głowę w geście rozpaczy.  Wybacz mi, Alex. Ja naprawdę nie chciałem... Ja po prostu... Od czasu tych halucynacji jest coraz gorzej. Nie mogę do końca zebrać myśli. Jest coraz ciężej, czuję jak... jak on wdziera się do mojej głowy... nawet kiedy nie śpię...

 Hej, przecież wiem  powiedziałam spokojnie i klękając przed nim, chwyciłam go za ręce, odciągając je od jego twarzy  dobrze wiem, że tego nie chcesz.  Pogładziłam go po twarzy. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby dostrzec ból, strach i poczucie winy na jego twarzy. Nie chciałam nawet wiedzieć co musiał przeżyć podczas tych wizji.  To nie twoja wina. Poradzimy sobie z tym.

 Jak? Jestem niebezpieczny... To drugi raz w ciągu doby, kiedy próbowałem cię zabić!

 A fakt, że jeszcze żyję dowodzi, że sobie poradzimy. Razem damy radę  dodałam, choć widziałam, że niezbyt go to przekonuje.

Przytuliłam go do siebie.

 Proszę... przestań się zadręczać. Wszyscy mamy swoje demony...

Poczułam jak obejmuje mnie w pasie i wtula się mocniej. Przytuliłam policzek do jego głowy i zaczęłam gładzić go po plecach. 

Nie przestałam póki się nie uspokoił.









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top