6. Age of Ultron.

Kolejeny dzień był dosyć intensywny, pomimo tego, że wstałam dosyć późno.
A właściwie zostałam obudzona przez Bucky'ego. Nie pytałam dlaczego dopiero o dziesiątej. Domyśliłam się, że chciał abym dobrze wypoczęła po wczorajszych wydarzeniach i była gotowa na to, co czekało nas dzisiaj.
W sumie byłam mu za to wdzięczna, bo dzięki temu nie miałam szansy roztrząsać tego wszystkiego jeszcze raz. Zamiast tego mogłam pojawić się na zebraniu już po tym jak szukający wszystkich informacji na temat Ultrona Steve i Maria ogłosili, że coś mają.

Musieliśmy zaczekać jeszcze na Tony'ego, który cały ranek spędził w laboratorium, po czym rozpoczęło się zebranie.
Okazało się, że w całą sprawę wmieszały się również bliźniaki, co niestety wszystko komplikowało.

Było jeszcze coś.

 Co to?  zapytał Bruce, kiedy Steve podał tablet najbliżej stojącemu obok niego Thorowi.

 Wiadomość  odpowiedział blondyn.  Ultron zabił Struckera.

Thor przekazał urządzenie mojemu wujkowi wręcz ciskając nim w niego, kiedy ten podszedł. Szczerze mówiąc nie zdziwiło mnie zachowanie boga, co więcej byłam pewna, że sama zachowałabym się podobnie na jego miejscu, co nie wróżyło dobrze, bo byłam teraz tykającą bombą.

— Ooo... I jeszcze zdążył machnąć wrzucik.  Tylko dla nas  sarknął Stark. Wraz z Buckym zajrzałam mu przez ramię, bo stał dość blisko blatu, o który się opieraliśmy. Zobaczyłam zdjęcie, na którym leżał martwy Strucker, a za nim na ścianie znajdował się czerwony napis "pokój" najwyraźniej wykonany krwią mężczyzny.

— To zasłona dymna  stwierdziła Natasha, która jako następna otrzymała tablet.  Po co ta wiadomość? Dopiero wygłosił przemówienie.

— Strucker wiedział coś, co Ultron chciał przed nami ukryć  odparł Kapitan.

— I pewnie...  Rudowłosa zaczęła szybko wstukiwać coś w jeden z komputerów.  Tak. Skasował wszystko co o nim mieliśmy.

— Nie wszystko...

I właśnie w ten sposób skończyliśmy przerzucając sterty starych papierów i zaglądając w opasłe teczki różnych dokumentów, aby znaleźć cokolwiek powiązanego ze Struckerem.
Wyciągnęliśmy praktyczne wszystkie pudła, a możecie mi wierzyć  mało tego nie było.

Po trzecim takim pudle byłam już nieźle zirytowana, bo nie udało mi się znaleźć nic na temat niemieckiego naukowca, choć pracowałam z Buckym. Były tam jednak niezłe brudy i czasem wydawało mi się, że James nieznacznie się krzywił, po czym odkładał teczkę nawet nie przyglądając się jej zawartości, jakby dokładnie wiedział co tam znajdzie.
Przy kolejnym takim incydencie z kolei odłożyłam trzymaną przeze mnie teczkę na bok i złapałam go za zdrową dłoń, ściskając lekko. Spojrzał na mnie, a ja posłałam mu lekki, smutny uśmiech mówiący, żeby się nie zamartwiał. Chciałam też coś powiedzieć, ale ktoś mi niestety przeszkodził.

— Od wczoraj jesteś nienaturalnie cicha, Alex  usłyszałam głos Tony'ego.  Coś się stało?

Nie wiem czemu, ale coś się we mnie zagotowało na to pozornie zwykłe pytanie. Coś po prostu pękło. Bucky najwyraźniej to zobaczył, bo tym razem to on ścisnął moją dłoń, chcąc mnie uspokoić, ale nic to nie dało. Wyrwałam rękę z jego uścisku i obróciłam się w stronę Starka.

— Oprócz tego, że grozi nam wszystkim śmierć, bo twój wymysł chce unicestwić ludzkość?  zapytałam.

— Bez przesady...  zaczął, ale mu przerwałam. Zalała mnie fala złości i naprawdę dziwiłam się, że byłam w stanie wytrzymać tak długo bez zrobienia mu awantury.

— Jakiej PRZESADY? W jakim aspekcie niby przesadziłam? Co, może to nie ty stworzyłeś spaczonego robota śmierci nie mówiąc kolegom? I może to wcale nie ten robot chce wybić nas i innych ludzi przez jakieś spaczone poglądy? Czy ty naprawdę jesteś aż tak NIEODPOWIEDZIALNY? Zawsze musisz coś zniszczyć! Życie wszystkich wisi na włosku, MOJE spokojne życie, które tak chciałeś chronić prawdopodobnie właśnie legło w gruzach, ale ty wciąż utrzymujesz, że to nie twoja wina. Przecież nic nie zrobiłem, nie wszedłem nawet do interfejsu przedrzeźniłam go. Stark skrzywił się na te słowa, ale ja dalej ciągnęłam.  Cóż, zgadnij co? To JEST twoja wina. I to przez CIEBIE wszyscy możemy być martwi  nie zwracałam uwagi na dziwny grymas, który pojawił się na jego twarzy.  Przez twoje wygórowane ego i przekonanie o cholernej nieomylności. Bo to TY wpadłeś na ten pomysł i TY go zrealizowałeś i gówno mnie obchodzi, że nie wszedłeś do pieprzonego interfejsu! Wszystko zrujnowałeś! To ty jesteś dorosłym w naszej relacji, jesteś moim WUJKIEM!, ale dziwnym trafem to ja zazwyczaj sprzątam twój bałagan, bo ty zachowujesz się jak nieodpowiedzialny gówniarz!

Przez chwilę panowała idealna cisza i zorientowałam się, że wszyscy przerwali swoje zajęcia, aby przyjrzeć się scenie, którą właśnie urządziłam swojemu wujkowi. Chyba jeszcze nigdy nie miałam takiej widowni, a pomimo tego nikt nie śmiał mi przerwać. Zastanawiałam się czy byli aż tak zszokowani czy może po prostu uważali, że mu się to należy.

— Możesz wracać do Bostonu, nie będę cię zatrzymywał. Sami sobie poradzimy  odparł, a ja chyba właśnie zrobiłam się czerwona na twarzy, bo większej złości już nie mogłam odczuwać.

— Naprawdę TO wywnioskowałeś ze wszystkiego co właśnie powiedziałam?! Nie wierzę! Wiesz co? Chętnie bym zobaczyła jak sobie świetnie radzisz z bliźniakami albo ze swoim pojechanym robotem, którego nie byłeś w stanie ogarnąć nawet w fazie wstępnej, ale nie zostawię swoich przyjaciół na pastwę losu! Jesteś naprawdę śmieszny, jeśli choć przez chwilę myślałeś, że mogłabym wrócić, zostawić was i spokojnie po tym spać!...

— Czekaj. Ja go znam  rzucił nagle Tony, wskazując na zdjęcie w teczce, którą trzymał Clint.

Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok przez ignoranta, którego przed sobą miałam. Tylko Bucky, który mnie objął i Natasha, która położyła mi dłoń na ramieniu, powstrzymali mnie przed zrobieniem czegoś głupiego. Choć w środku wręcz gotowałam się z wściekłości.

Barton przekazał teczkę Tony'emu, który przyglądając się zdjęciu, mówił dalej, jakby jeszcze kilka sekund temu wcale nie brał udziału w kłótni.

— Dawno i nieprawda, handluje bronią w Afryce  czarny rynek.

Steve rzucił Starkowi srogie spojrzenie, a ten domyślając się o co mu chodzi, dodał:

Konferencja była, okej? Dla branży. Nic mu nie sprzedałem. Ale twierdził, że miał coś nowego, przełomowego. Miał obsesję na tym punkcie.

Thor wziął zdjęcie od Tony'ego i razem ze Steve'em przyjrzeli się mężczyźnie. Natasha podeszła do nich, a ja wraz z Buckym z powrotem oparłam się o nasz blat i zacisnęłam usta w wąską linię.

— Co to?  zapytał Thor, ale z odległości w jakiej się znajdowałam nie mogłam stwierdzić o co mu chodzi.

— Eee... jakiś tatuaż, chyba świeży  odparł Tony.

— Nie. To są tatuże, a to jest piętno  wyjaśnił blondyn, pokazując coś na zdjęciu.

Banner usiadł do komputera, szukając w nim informacji.

— Mmm... o, jest. W jednym z afrykańskich narzeczy oznacza złodzieja... i parę innych przykrych słów.

— Co to za narzecze?

— Wa-ka-nada... Wakanda  przeczytał Bruce, patrząc na Kapitana.

Steve i Tony spojrzeli po sobie.

— Jeśli był w Wakandzie to mógł wywieźć stamtąd tylko jedno...

— Przecież wszystko wydobył twój ojciec...

— Nie rozumiem  przyznał Bruce, podchodząc do nich.  Co się wywozi z Wakandy?

— Najmocniejszy metal świata  odpowiedział Stark.

Podążyłam za wzrokiem Kapitana, patrząc na jego tarczę i już wiedziałam o co ten cały szum...

— To gdzie jest ten facet?

*

Piętnaście minut później stałam już przed quinjetem i czekałam wraz z Bruce'em na resztę, która musiała się przebrać. Banner uruchamiał maszynę, a ja stałam przed wejściem, oglądając paznokcie.
Właściwie doszłam do wniosku, że ja też muszę załatwić sobie strój na misję. Nie to, żebym narzekała na swoją "naturalną" ochronę w postaci mojej mocy. Fajnie byłoby jednak nie być jedyną ubraną w dżinsy pośród Mścicieli (Banner się nie liczył, bo on w chwilach grozy zieleniał).
Dużo wcześniej, kiedy moja moc nie była jeszcze aż tak rozwinięta też zawsze miałam na sobie coś, co miało mnie chronić przed ciosami lub chociażby obtarciami.
Nie to, żebym się żaliła, ale teraz będę wśród nich wyglądać jak nastolatka; w czarnych rurkach, zwykłej koszulce i dżinsowej bluzie z materiałowymi rękawami i kapturem. Jedynie moje wiązane buty za kostkę jakoś dawały radę, choć jedynie z wyglądu, bo nie było to profesjonalne obuwie i doskonale wiedziałam, że gdyby omsknęła mi się noga to skręciłabym kostkę nie trudniej niż w zwykłych trampkach.

No, ale czego ja się spodziewałam. Skończyłam z misjami już jakiś czas temu, poza tym jak już wspomniałam posiadałam swoją naturalną ochronę.

Podwinęłam rękawy bluzy do łokci i wygrzebałam z kieszeni gumkę, po czym zebrałam swoje długie włosy i związałam w kucyk. Trochę głupio byłoby zginąć, bo nie widziało się wroga przez włosy na twarzy, co nie?

Pierwszy zjawił Tony, co w sumie nie było zdziwieniem, bo to nie on ubierał się w zbroję, tylko zbroja ubierała się na niego.

— Nie żartowałem  powiedział, podchodząc do mnie, jednak jego wzrok zwrócony był w zupełnie innym kierunku.  Możecie wracać do Bostonu.

Prychnęłam, a na moją twarz wpłynął uśmiech, jednak nie miał on nic wspólnego z radością.

— Dzięki  sarknęłam.  Myślałam, że już to omówiliśmy. Chyba, że byłeś tak skupiony na ignorowaniu mnie, że nawet tego nie usłyszałeś?

Tony przeniósł wzrok na mnie, a jego wyraz twarzy wręcz krzyczał, że "to nie tak", jednak ja odeszłam w stronę Jamesa i Steve'a, którzy właśnie się zjawili, aby wraz z nimi wejść do quinjeta i zostawić Starka za sobą.
Czułam się jak parę lat temu, kiedy dopiero wprowadziłam się do wieży i ciągle spierałam się z Tonym. Nie było to miłe uczucie, ale byłam na niego wściekła, a jego postawa sprzed zaledwie pół godziny, kiedy wyrzucałam z siebie swoje żale, wcale nie polepszyła sytuacji. Gniew wciąż we mnie buzował, choć starałam się go zagłuszyć jak mogłam.

Parę chwil później, kiedy wszyscy zjawili się już na pokładzie, wystartowaliśmy.

*

Droga do Afryki, choć trwała niecałe trzy godziny, strasznie się dłużyła.
Z łatwością dało się wyczuć napiętą atmosferę, pomiędzy mną a Tonym, ale nikt się specjalnie nie kwapił, żeby coś z tym zrobić. Próba pogodzenia nas była ryzykowna, ponieważ jasne jak słońce było, że wyniknie z tego jakaś awantura tyle tylko, że nikt nie miał pewności jak duża.
W najlepszym wypadku doszlibyśmy do porozumienia, a w najgorszym tylko jeszcze bardziej skłócili i zezłościli, co miałoby zgubne skutki dla misji.

Kiedy została niecała godzina lotu, Steve zaczął przedstawiać wszystkim plan.

I tak oto znalazłam się w jakimś zatęchłym starym statku towarowym, naładowanym bronią i różnymi pudłami prawie po sam sufit, siedząc w ukryciu razem z Buckym, na przeciwko mając przyczajonych Natashę i Clinta, za sobą kilku nieprzytomnych wartowników, a po lewej mostek, łączący obie strony statku, na którym za chwilę miał pojawić się Thor, Tony i Steve.
Po prawej z czegoś co można by nazwać sterownią, dochodziły nas od paru minut głosy rozmowy, jednak były zbyt niewyraźne, aby je odróżnić.

Po chwili głosy znacząco się podwyższyły i dało się słyszeć wściekły głos Ultrona, zmierzającego w naszą stronę.

— Czy ja wyglądam jak Iron Man?! Stark to jest kanalia!

— Ach, młody. Ranisz tatusiowi serce  rzucił Stark, pojawiając się nagle przed robotem z Thorem i Rogersem u boku.

Ultron wyglądał jakby krzywił się w dziwnym grymasie. Podszedł jeszcze kilka kroków do przodu tak, że mogłam zobaczyć go w całości. Wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze niecałą dobę temu. Miał figurę robotycznego kulturysty.
Za nim dostrzegłam młodego mężczyznę i kobietę. Bliźniaki!

— Mówię co myślę  odparł Ultron, patrząc na Starka z odrazą.

— Może nie pyskuj ojcu?  rzucił Thor. Wraz z Buckym rzuciliśmy sobie ni to rozbawione ni zszokowane spojrzenia.

— To duże z młotkiem to matka?

No i po co się odzywałeś?  mruknął Tony.

Sytuacja była co najmniej dziwna, żeby nie powiedzieć śmieszna. W końcu nie wypadało zapominać, że owy robot miał zamiar unicestwić ludzkość.
Atmosfera jednak szybko się zmieniła, kiedy odezwał się blondyn, stojący po prawej stronie Ultrona.

— Ach, te żarciki, panie Stark. Fajnie, co? Swojsko? Jak za dawnych lat...  powiedział, patrząc znacząco na głowice rakiet z wielkim napisem Stark Industries na boku. Natychmiast przypomniała mi się historia bliźniaków, którą krótko opisała mi Hill i okoliczności w jakich zginęli ich rodzice. Pomimo wszystko poczułam lekki ucisk w żołądku.

— W życiu tym nie handlowałem  bronił się mój wujek.

— Wy możecie jeszcze zniknąć  przerwał im Steve.

— I znikniemy  odpowiedziała nieco zbyt pewnie szatynka.

— Wiem co przeżyliście...  zaczął Rogers, ale Ultron wszedł mu w słowo.

Bleeeeeh, Kapitan Ameryka  jęknął. Zauważyłam jak brwi Jamesa unoszą się.  Świątobliwy druh drużynowy, anioł struż w szeregach prewencji... Jako maszyna nie mogę puścić pawia, ale...

— Jeśli chcesz pokoju, pozwól nam go strzec  tym razem to Thor mu przerwał.

— Pokój i spokój to nie jest to samo  odparł Ultron.

— Ta, a vibranium niby po co?  sarknął Tony.

— Dobrze, że pytasz, bo nie mogę się doczekać, żeby przedstawić światu swój diabelski plan.

I w tym momencie skończyły się pogaduszki, a zaczęły czyny. Ultron rzucił się na Starka i razem wznieśli się w powietrze, kotłując w walce. Na Steve'a i Thora rzuciły się mniejsze roboty, a z innych stron zaczęli nagle nadbiegać strażnicy z karabinami.
Blond chłopak zniknął w walce, a jego siostra ruszyła w inną stronę, najwyraźniej również coś planując.

— Osłaniaj mnie!  krzyknęłam do Bucky'ego starając się przekrzyczeć panujący wokół harmider, po czym ruszyłam za dziewczyną  Wandą, z tego co mówiła mi Hill.

Unikając ostrzału i dwóch strażników, którzy zostali unieszkodliwieni przez Bucky'ego, udało mi się dotrzeć w miarę blisko dziewczyny, jednak ona pozostawała w ruchu.

— Stój!  zawołałam, przyciągając jej uwagę na siebie. Obejrzała się i przystanęła. Posłała w moją stronę strużkę czerwonej energii. Poczułam dziwne wibracje, kiedy osłoniłam się ręką, a jej promień rozbił się na białej tarczy, która zalśniła wokół mnie. Stwierdzenie, że dziewczyna była zaskoczona nie oddawało w pełni jej wyrazu twarzy.  Nie uciekaj. Możemy pomóc tobie i twojemu bratu...

— Nie chcemy waszej pomocy  warknęła dziewczyna.  Dobrze wiemy do czego są zdolni Starkowie.

— Wypraszam sobie  mruknęłam urażona, ale Wanda najwyraźniej nie miała ochoty roztrząsać tego tematu. W moją stronę poleciały skrzynie i beczki, niesione czerwoną poświatą. Wszystkie zbywałam z drogi, odrzucając na boki.

Byłam naprawdę cierpliwa. Odpierałam wszystkie ataki zmierzające w moją stronę, sama nie atakując dziewczyny. W końcu Wanda najwyraźniej rozgniewana, zebrała się w sobie i posłała w moją stronę ogromną kulę, skumulowanej energii. Tarcza, która mnie osłaniała nie zawiodła i tym razem. Tyle, że tym razem czerwona poświata nie rozeszła się spokojnie po jej powierzchni, ale uderzyła w nią z całą siłą. Doszło do czegoś, co śmiało można było nazwać zwarciem lub wybuchem, a jego siła odrzuciła mnie do tyłu, sprawiając, że wylądowałam na ziemi.

Siedząc na tyłku i czując przenikliwe mrowienie aż w kościach, cała cierpliwość ze mnie uleciała.

— Zabawa się skończyła.

Błyskawicznie podniosłam się z ziemi i rozpoczęłam kontratak.
Teraz obie zwarłyśmy się w walce, tyle tylko, że tym razem ja byłam górą. Białe i czerwone smugi przecinały powietrze i niemal słychać było zgrzytanie i sypiące się iskry, kiedy ścierały się w locie. Każda z nas broniła się przed latającymi skrzyniami, które rzucała druga.
Kilka razy obie lądowałyśmy na ziemi lub na żółtych barierkach przy krawędzi, powalone przez siebie nawzajem.

W końcu udało mi się przyskrzynić Wandę na dłużej, ale w tej chwili usłyszałam w komunikatorze jakieś szumy i przerywany głos Bruce'a, którzy czekał w quinjecie.

— ...ej... zielo...św...tło..?

— Banner?  przycisnęłam komunikator bardziej do ucha, starając się coś usłyszeć.  Zostań gdzie jesteś! Słyszysz?

Niestety to rozproszyło mnie na tyle, że nie zdołałam utrzymać Wandy unieruchomionej. A może swój udział w tym miał również fakt, że zostałam popchnięta przez kogoś, kto przebiegł za moimi plecami z prędkością światła? Tak, z całą pewnością.

Zachwiałam się, starając się nie upaść. Dziewczyna wykorzystała ten moment i uderzyła we mnie wszystkim co miała. Starcie energii było tak silne, że wręcz wyleciałam w powietrze, spadając na stos skrzyń, piętro niżej.
Poczułam jak przynajmniej kilkanaście z nich roztrzaskuje się pod wpływem uderzenia. Moim ciałem wstrząsnął ból. Byłam zamroczona i piszczało mi w jednym uchu.

Zanim zdążyłam się podnieść, przede mną zabłysła niebieska smuga i pojawiły się bliźniaki.

— Miłych halucynacji  usłyszałam i poczułam jak strumień czerwieni przedziera się do mojej głowy.

Moja moc, która wyczuła intruza i próbowała go zwalczyć, tylko pogorszyła efekt, potęgując ból głowy i otępienie.

— Świetnie  doszedł mnie jak przez mgłę głos Pietra.  Teraz weźmy się za resztę.

Po sekundzie zniknęli z mojego pola widzenia.

— Nie  wychrypiałam, próbując się podnieść ze stosu odłamków i drzazg. Znałam kogoś dla kogo mieszanie w głowie zdecydowanie nigdy nie kończyło się dobrze.  Bucky...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top