2. Age of Ultron.

Promienie słońca i niezwykła susza w gardle nie dawały mi spokoju i skutecznie uniemożliwiały dalsze spanie. Uchyliłam powieki i wyplątując się z kołdry oraz ramion Bucky'ego ruszyłam na palcach przez naszą sypialnię. W progu przystanęłam i zlustrowałam Barnesa od góry do dołu.
Powiedziałabym, że wyglądał słodko śpiąc w dziwnej pozie, ze spokojem i kosmykami włosów na twarzy, przytulając się do kołdry, która w tym momencie zastępowała mu mnie, ale fakt, że był praktycznie cały odkryty i miał na sobie tylko bokserki sprawiał, że wyglądał jednak bardziej seksownie...

Zagryzłam dolną wargę, przypominając sobie nasz wczorajszy obiad i deser.
Susza w gardle nie dawała jednak o sobie zapomnieć, więc rzucając szatynowi ostatnie spojrzenie, ruszyłam do kuchni. Tam wzięłam sobie szklankę i z dzbanka stojącego na wysepce kuchennej, nalałam do niej wody. Wypiłam ją duszkiem, czując jak przyjemnie nawilża mi gardło i rozejrzałam się po pomieszczeniu.

Mieszkanie nie było zbyt duże; składały się na nie właściwie trzy pomieszczenia: łazienka, sypialnia i kuchnia od salonu oddzielona wysepką, przy której stały trzy wysokie krzesła. Ilość miejsca i skromny wystrój idealnie odpowiadały zarówno mi jak i Bucky'emu. Była to miła odmiana po ogromie miejsca w Avengers Tower, gdzie jeden pokój był większy od całego naszego mieszkanka...

Widząc pojemniki po chińszczyźnie, które grzały miejsce na stoliku przy kanapie jeszcze od wczoraj, podeszłam, aby je zgarnąć. Nie zdziwiłam się, widząc, że w każdym została przynajmniej jedna trzecia zawartości. Co mogę poradzić? Wczoraj bardzo spieszyło nam się do deseru... Zgarnęłam pudełka i jedno wyrzuciłam, z drugiego natomiast zaczęłam dojadać resztki. Burczało mi w brzuchu i było wręcz niedobrze z głodu, więc musiałam się czymś posilić, a to był na pewno szybszy sposób niż robienie czegoś od podstaw. Przeżuwając kolejne kęsy wstawiłam kawę i postanowiłam zrobić naleśniki. Bucky na pewno będzie zadowolony, bo uwielbia takie śniadania, a w końcu muszę mu jakoś podziękować za to, że dał się wczoraj namówić i wziął dzisiaj wolne. Co prawda to oznacza, że moje autko znajdzie się w warsztacie dopiero w poniedziałek, ale jestem w stanie to poświęcić w zamian za cały weekend z moim chłopakiem. 

Właśnie piekłam pierwszego naleśnika, kiedy doszła kawa. Nalałam sobie pełen kubek życiodajnego napoju i wróciłam do kontynuacji swojej zabawy w kucharza. Przy piątym naleśniku, wyrzuciłam puste pudełko po chińszczyźnie i wzięłam duży łyk czarnej cieczy. Skrzywiłam się jednak na gorzki smak w ustach i dodałam do kubka jeszcze mleko i cukier. Wzięłam kolejny łyk i tym razem na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech. Wzięłam patelnię do rąk i właśnie obracałam naleśnika na drugą stronę, niczym prawdziwy mistrz kuchni, kiedy poczułam ręce na swojej talii. A dokładniej jedną ciepłą, a drugą  metalową  zimną, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić. Udałam, że mnie to nie rusza i dalej zajmowałam się robieniem naleśników, chociaż czułam przyjemne mrowienie w brzuchu.

Bucky jednak nie miał zamiaru odpuścić i jego dłonie zjechały na moje biodra, a głowa znalazła się nagle w zgięciu mojej czyi. Czułam jak jego ciepły oddech łaskocze moją szyję, a usta zaczynają muskać skórę. Zdusiłam w sobie jęk rozkoszy i starałam się pozostać niewzruszoną.

 Jeśli zaraz nie przestaniesz, na śniadanie zjesz przypalone naleśniki.

 Zaryzykuję  wymruczał mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz. Właśnie starałam się uformować kolejnego naleśnika, ale w tym momencie James dotarł do mojego czułego punktu na szyi, przez co nie udało mi się powstrzymać i z moich ust wydobył się stłumiony jęk. To nie było jednak wystarczająco dużo, abym się odwróciła  byłam twardym zawodnikiem. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy ręce Jamesa, zjechały na moje nogi i zaczęły powoli sunąc do góry, zahaczając o brzegi koszulki... Wspominałam już, że miałam na sobie moją ulubioną "piżamę", czyli za dużą na mnie koszulkę Bucka i jedynie majtki pod spodem?...

Kiedy jego dłonie zaczęły niebezpiecznie wsuwać się pod materiał, odwróciłam się, gwałtownie wciągając powietrze i tym samym zmuszając go do przerwania.

 Witaj  mruknął z zadowoleniem wypisanym na twarzy. W jego oczach skakały iskierki zwycięstwa  wiedział, że udało mu się mnie zagiąć. 

 Jestem zajęta  odparłam, wydymając wargę, żeby ukryć czający się na mojej twarzy uśmiech.

 Okej, już ci nie przeszkadzam  powiedział, unosząc ręce w geście obronnym, a na mojej twarzy pojawiło się rozczarowanie pomieszane z zaskoczeniem. Spodziewałam się innej reakcji, ale kiedy zobaczyłam pewny siebie uśmiech wstępujący na twarz Barnesa, w mig pojęłam, że tylko mnie podpuszczał.

 Jesteś okropny  wydusiłam i przyciągnęłam go do siebie, wpijając się w jego usta. Cóż mogłam na to poradzić? Zawsze byłam niecierpliwa i łatwa do sprowokowania.

Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Ręce Jamesa zjechały na moje uda i już po chwili uniósł mnie, sadzając na blacie obok i ponownie zaczął zajmować się moją szyją. Jęknęłam, wplatając ręce w jego włosy. Czułam silne mrowienie w brzuchu. A może to tylko zbyt duża ilość kawy mieszała się z wczorajszą chińszczyzną? Po chwili przekonałam się, że niestety faktem jest drugi scenariusz. Czułam już ogromne ssanie w brzuchu i gulę podchodzącą mi do gardła.

Z lekkim trudem odepchnęłam Jamesa i zeskakując z blatu, pobiegłam jak szalona do łazienki. Dopadłam do sedesu i zaczęłam zwracać wszystko, co zdążyłam zjeść i wypić tego poranka.

Cudownie, prawda? Nie ma to jak puścić pawia, w trakcie pieszczot z chłopakiem. Gdyby przydarzyło to się komuś innemu, uznałabym to za dość jednoznaczne.

 Wszystko w porządku?  usłyszałam obok siebie i poczułam jak Barnes kucnął za mną i przytrzymał mi moje długie kosmyki, podczas gdy ja dalej rzygałam jak kot po środkach przeczyszczających.

 Przecudownie  sarknęłam w przerwie pomiędzy wypluwaniem wnętrzności. Nie mogłam uwierzyć, że zadał to pytanie.

Pewnie bym go wyprosiła, jak większość kobiet w mojej sytuacji, ale widział mnie już w o wiele gorszym stanie, więc naprawdę nie miało to sensu. Poza tym chciałabym jednak zachować czyste włosy, więc sami rozumiecie.

Po pięciu minutach przytulania deski klozetowej, mój żołądek w końcu uznał, że może skończyć tą dramę, która wywołał i udało mi się wstać z podłogi.
Wypłukałam usta i westchnęłam ciężko, odgarniając włosy, które teraz zleciały mi na twarz.

 Alex... usłyszałam niepewny głos Bucky'ego, który nieco mnie zaniepokoił. Zerknęłam w jego stronę.  Czy my... Czy ty jesteś...

 Nie  odpowiedziałam, natychmiast cała się spinając, bo wiedziałam dokładnie o co chciał zapytać. Na samą myśl mój żołądek zacisnął się w supeł ze stresu oraz żalu i miałam ochotę ponownie przywitać się z klozetem, ale nie miałam już czego z siebie wypluwać.

Wyszłam z łazienki jak najszybciej się dało, aby nie wyglądało to podejrzanie, bo obawiałam się, że Bucky wyczyta wszystko z mojej twarzy.
Mężczyzna podążył za mną i na moje nieszczęście dalej drążył temat.

 Jesteś pewna? zapytał, co w sumie wydało się logiczne, zważając na to, że o niczym nie wiedział.

Zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią.
Przecież nie powiem mu, że jestem tego pewna, bo przez to, że dźgnął mnie nożem jako Zimowy Żołnierz stałam się bezpłodna...

 Biorę tabletki  rzuciłam pierwsze, co przyszło mi do głowy i o dziwo wyszła z tego normalna wymówka. Dziwnie się z tym czułam, bo ten temat był i nadal jest jedyną rzeczą, w której nie jestem z nim szczera. Choć zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, bo nigdy go nie poruszaliśmy, to byłam świadoma, że taki moment jak ten kiedyś nadejdzie.  Nie martw się — powiedziałam, widząc jego wyraz twarzy.  Nic się nie dzieje, naprawdę. Po prostu wczorajsza chińszczyzna z kawą z mlekiem nie tworzą najlepszego połączenia  skrzywiłam się lekko, a fakt, że tym razem mówiłam prawdę nieco mnie pokrzepił. Na szczęście James mi uwierzył i nie drążył dalej tematu. Udał się do sypialni, a ja słysząc powiadomienie o wiadomości, schyliłam się po telefon, który od wczoraj leżał na stoliku obok kanapy. Podniosłam urządzenie i odczytałam wiadomość.

"W poniedziałek po zajęciach u mnie"

Przeczytałam niepodpisaną wiadomość od nieznanego mi numeru. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się od kogo może być i dopiero po chwili dotarło do mnie, że najpewniej napisała ją Olivia. Ciekawe skąd miała mój numer? Odpisałam jej zrezygnowana krótkie "Ok" i nie poświęcałam temu więcej uwagi, nie chcąc psuć sobie humoru w weekend. Swoją drogą pewnie znowu zasypywała Daniela wiadomościami i to od niego dostała mój numer.

— Kto to? zapytał James, wracając z koszulką, którą wciągnął na swój wyrzeźbiony tors.

 Olivia  mruknęłam niezadowolona, a on nie pytał dalej. Dobrze wiedział jaka ona jest, bo często mu o niej opowiadałam, kiedy psuła mi dzień. Chciałam dodać coś jeszcze, ale nagle poczułam zapach spalenizny. Mój mózg szybko połączył kropki.  Cholera!  krzyknęłam i pomknęłam w stronę patelni, gdzie znajdował się spalony na węgiel, czarny naleśnik, a raczej to, co z niego pozostało. Szybko wyłączyłam kuchenkę i wrzuciłam rozgrzaną patelnię do zlewu, zalewając ją zimną wodą. Jednak nawet po namoczeniu czarna skamielina przylgnęła do jej powierzchni i nie wydawało mi się, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić.

 Świetnie  burknęłam.  Patelnia do wyrzucenia.

*

Pomimo niezbyt dobrego początku reszta dnia nie była tak feralna. Na śniadanie wraz Jamesem zjedliśmy naleśniki, które udało mi się zrobić zanim zwęgliłam patelnię. Nie chwaląc się  były zajebiste. No, bo halo? W końcu to ja je robiłam. A tak szczerze  wcale nie jestem świetną kucharką, oprócz kilku potraw, które w miarę mi wychodzą (do których zaliczam właśnie naleśniki) reszta to katastrofa. Szczerze mówiąc Bucky jest zdecydowanie lepszym kucharzem, więc kiedy ja nie robię tych kilku rzeczy, które akurat mi wychodzą, to zazwyczaj on gotuje lub coś zamawiamy (co zdarza się zdecydowanie częściej).

W każdym razie po pysznym śniadanku, poszliśmy pobiegać, co zakończyło się jak zawsze wstąpieniem do mojej ulubionej kawiarni (nie oceniajcie, okej? Po wysiłku trzeba uzupełniać kalorie!). Była to mała, urocza knajpka w jednej z bocznych uliczek znajdująca się niedaleko naszego mieszkania. Często wpadaliśmy tam na kawę czy po jakieś pyszności, bo oba mieli tam najlepsze. Nastrój był tam iście domowy, bo zazwyczaj miejsce odwiedzali tylko stali klienci. Właścicielem był natomiast przemiły starszy człowiek (jak dla mnie wyglądał na Włocha), który zawsze stał za ladą, klientów obsługiwała niska szatynka  jego pracownica, którą jednak traktował jak córkę, bo nie miał rodziny. 

 Moje ulubione zakochańce  zawołał, gdy tylko zobaczył nas w wejściu, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Naprawdę go lubiłam, zresztą tak samo jak Buck, którego kącik ust również powędrował nieco do góry. 

 Dzień dobry, panie Diaz!  odpowiedziałam, podchodząc wraz z Barnesem do lady.

 Zgadując po waszym ubiorze, znowu katowaliście się biegając w kółko po mieście.

 Panie Diaz  westchnęłam, nachylając się lekko w jego stronę, tak jakbym wyjawiała mu wielki sekret.  Pan wie, że ja najchętniej spędzałabym cały wolny czas, stołując się u pana. Sęk w tym, że nie najlepsza byłaby ze mnie kula, no i preferuję chodzenie od toczenia się.

Mężczyzna zaśmiał się serdecznie.

 Ale po co aż tak się przemęczać? Naprawdę nie pojmuję... Ale no dobrze, w takim razie zgaduję, że bierzecie to co zawsze po tych torturach?

Przytaknęłam głową z uśmiechem. Ten człowiek naprawdę nieźle już nas poznał i jakimś cudem zapamiętał co i w jakich sytuacjach zawsze zamawiałam, tak, że teraz nie musiałam już właściwie składać zamówień.

Poza tym, jak pewnie zdążyliście już zauważyć, pan Diaz miał uraz do sportu i koniecznie starał się przekonać mnie i Bucky'ego, że jest to pewna forma masochizmu i na zdrowie by nam wyszło, gdybyśmy zamiast się tak przemęczać po prostu usiedli w jego kawiarni i zajadali się pysznościami, wykonanymi według jego rodzinnych przepisów.
Niestety należenie do Mścicieli (nawet w stanie spoczynku) do czegoś zobowiązywało i gdyby nagle trzeba było uratować świat, a my wyglądalibyśmy jak toczące się pączki... cóż, przypał.

Po krótkiej rozmowie z panem Diazem i odebraniu naszego zamówienia, na które składały się dwie gorące czekolady i dwa ciastka (jedno z nadzieniem morelowym, a drugie ze śliwkowym) wyszliśmy z kawiarni, kierując się do domu.

Tak, nie przesłyszeliście się. Odnalazłam tu swój nowy dom. Ciasny, ale własny. Z normalnym życiem; nie było tu wybuchów, zwrotów akcji, szalonych nemezis chcących mnie zabić czy zakłamanej przeszłości. Były za to studia, przyjaciele, mój ukochany i od czasu do czasu wkurzający wujek wpadający z wizytą. Były też oczywiście trochę gorsze rzeczy, ale nic co wykraczałoby poza "problemy dnia codziennego". No wiecie, takiego normalnego dnia codziennego, w którym nikt nie próbuje cię zabić albo wykorzystać jako śmiercionośnej broni. Oczywiście, że brakowało mi wszystkich Mścicieli, ale wiedziałam również, że nawet gdybyśmy zostali w Nowym Jorku i tak nie widywalibyśmy się codziennie. Tutaj czułam się... świetnie, szczerze mówiąc. Bucky miał pracę i nawet kilku "znajomych", których udało mu się tam poznać. Ja miałam studia i Harper oraz Daniela. W końcu mieliśmy siebie, nasze małe mieszkanko i małą, domową, idealną kawiarnię, do której regularnie wstępowaliśmy niczym w jakiejś tandetnej komedii romantycznej.
Czego chcieć więcej?

Wspaniałego seksu i porozumienia w związku powiecie? To też mieliśmy!

Ujęłam zdrową dłoń Jamesa, a on splótł nasze palce razem.

 Boję się, że pewnego dnia mu ulegniesz i naprawdę skończymy siedząc w kawiarni i obżerając się zamiast trenować  usłyszałam nad uchem, na co się zaśmiałam.

 Nie bój się. Już moja w tym głowa, żeby utrzymać twoje gorące ciało w dobrej formie  odparłam, po czym przelotnie go pocałowałam.

 Aha. Czy ty chcesz powiedzieć, że nie podobałbym ci się jako grubas?  zapytał Bucky marszcząc brwi i mówiąc obrażonym tonem.  Dzięki — prychnął i zanim zdążyłabym coś powiedzieć, dodał:  Dla twojej informacji ja byłbym w tobie zakochany, nawet gdybyś wcinała tyle co Thor i toczyła się po parku zamiast biegać.

 Hej!  zatrzymałam się i rozdzielając nasze dłonie, pacnęłam go w ramię, udając oburzenie.  Ten tekst z Thorem to była przesada  stwierdziłam, wydymając wargi.  Poza tym skoro tak ci zależy, żebym się toczyła to proszę bardzo. Z przyjemnością zjem również  twoją porcję  od czegoś trzeba zacząć.

Ruszyłam szybko do przodu, odchodząc z papierową torebką z naszym jedzeniem i zostawiając Barnesa samego. Kiedy usłyszałam, że Bucky rusza za mną, przyspieszyłam i zaczęłam biec.
Niestety James zawsze był szybszy ode mnie, więc już po chwili poczułam jego ręce na swojej talii i szarpnięcie, na co pisnęłam. Znalazłam się w jego ściśle zamkniętych ramionach i poczułam jego ciepły oddech owijający się wokół mojej szyi.

 Nie waż się jeść mojego ciastka ze śliwkami  usłyszałam jego poważny głos, choć wiedziałam, że tylko udaje.

 Bo co mi zrobisz?  droczyłam się z nim pomimo tego, że oczywiście miał przewagę, bo wciąż byłam w jego uścisku, a jego ramiona ściśle mnie oplatały.

 Nie chcesz wiedzieć  szepnął i obrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, przez co znowu pisnęłam. Zaczął mnie zachłannie całować tak, że aż zmiękły mi kolana. Kiedy skończył, wyminął mnie z triumfalnym uśmiechem na twarzy, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że coś jest nie tak. Teraz to Bucky trzymał w dłoniach nasze jedzenie i właśnie wyciągnął z niego swoje ciastko ze śliwkami i wziął wielkiego gryza.

 Nie fair  mruknęłam, ale na mojej twarzy pomimo wszystko pojawił się uśmiech.  Kanciarz  dodałam już głośniej, kiedy się z nim zrównałam i dałam mu kuksańca w bok.

On jedynie wyciągnął w moją stronę papierową torbę, z której sama wyciągnęłam swoje ciastko i wgryzłam się w nie z jękiem przyjemności.  Pycha!

*

Wciąż nie był to jednak koniec dnia.
Po powrocie do domu, dokończeniu ciastek i wypiciu czekolad, wzięliśmy wspólny prysznic (oszczędność wody i takie tam...), po czym legliśmy oboje na kanapie, zawinięci w koc i wtuleni w siebie nawzajem.

Oglądaliśmy komedię. Co prawda była dosyć głupkowata (jak wiele komedii), ale i tak mnie bawiła. Co jakiś czas parskaliśmy z rozbawienia, aż w końcu oboje wybuchliśmy śmiechem. Kiedy przestaliśmy, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, uniosłam się nieco na rękach, żeby nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie i pogładziłam go po policzku.

 Kocham twój śmiech  powiedziałam, szczerząc się jak głupia.

 Ja twój kocham bardziej  odparł James i odgarnął mi włosy z twarzy.

Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i delikatnie musnęłam jego usta. Bucky równie delikatnie oddał pocałunek i przyciągnął mnie do siebie tak, że siedziałam na jego kolanach.
Aktualnie film przestał nas interesować. Teraz byliśmy tylko my.
Wplotłam dłonie w jego włosy, a on położył dłonie na moich policzkach. Pogłębiliśmy nasz pocałunek, który jednak nie był namiętny, a pełen czułości. Był wolny i zawierał wszystkie nasze uczucia.
Gdzieś w tle wciąż było słychać lecącą komedię, a po chwili doszedł do tego również dźwięk dzwoniącego telefonu, ale żadne z nas się tym nie przejęło.
Nasz pocałunek tylko się pogłębiał i byłoby naprawdę pięknie, gdyby tylko ten przeklęty telefon nie zaczął dzwonić po raz drugi, a potem po raz trzeci i czwarty.

Oderwałam się od Bucky'ego z westchnięciem ku naszemu obopólnemu niezadowoleniu i sięgnęłam po komórkę.
Z moich ust wydobyło się kolejne westchnięcie, kiedy zobaczyłam kto dzwoni i musiałam zamknąć na chwilę oczy i policzyć od dziesięciu w dół, żeby się uspokoić. Kiedy już to zrobiłam, odebrałam, wciąż siedząc na Buckym, który z zainteresowaniem wpatrywał się w moją twarz.

 Tak, Tony?

 No, wreszcie odebrałaś! Co wy tam robicie? Albo nie. Nie mów. Nie chcę wiedzieć...

Uniosłam oczy ku niebu, powstrzymując się od kolejnego odliczania.

 Chciałeś coś konkretnego czy dzwonisz, żeby mnie powkurzać?

 Szczerze? Oba  zdecydowanie mogłam stwierdzić, że uśmiechał się kiedy to mówił.

 Wujku...  westchnęłam i byłam bardziej niż pewna, że uśmieszek właśnie zszedł mu z twarzy.  O co chodzi? Coś z berłem? Kolejna nieudana misja? Możesz się w końcu wysłowić?  zapytałam, kiedy przez dłuższą chwilę nic nie mówił.

 Znaleźliśmy je  wydusił Stark, obrażony za to, że nazwałam go wujkiem, ale zrobił to tak szybko, iż nie byłam pewna czy się nie przesłyszałam.

 Co?  zapytałam, unosząc brwi, a Bucky spojrzał na mnie zaintrygowany i zaniepokojony jednocześnie.

 Znaleźliśmy berło Lokiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top