5
Przenieśliśmy naszą rozmowę do salonu. Agenci Fury'ego chcieli wejść za nami do środka, ale zanim to zrobili zasunęłam im drzwi przed nosem. Nick spojrzał na mnie tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie wchodzimy z bronią do domu - wymyśliłam na szybko, a Fury westchnął. - Zresztą po co chciałeś ich tu ciągnąć? Jeżeli zamierzasz strzelać, to lepiej od razu sam rzuć sobą o ścianę i nie rób mi problemu.
W salonie nie było nikogo oprócz nas. Nie zdziwiłam się tym zbytnio, bo pora jest wczesna i reszta pewnie jeszcze śpi, szczególnie Bruce, którego wyciągnęłam z łóżka w środku nocy.
Stanęłam na przeciwko Fury'ego. Sam i Bucky usiedli na kanapie, zachowując jednak odległość metra. Steve stanął trochę z boku, tak, aby wszystkich widzieć.
- Może usiądziesz, stanie chyba ci nie służy - powiedział Nick patrząc na moją nogę. Nogawka wciąż była rozcięta i było widać bandaż.
- Postoję - odpowiedziałam starając się ignorować dokuczliwy ból i zmęczenie. - Skąd wiedziałeś, że Bucky tu jest? - zapytałam niby od niechcenia.
- Moi ludzie znaleźli ślady kół przy opuszczonej fabryce. Z łatwością odkryli, że opony należą do ferrari. Zważając na, że na takie auto nie stać byle kogo, a ty zaledwie wczoraj mówiłaś, że sama znajdziesz Barnes'a, wiedziałem gdzie go szukać. Jak widać nie pomyliłem się.
- Nie zabierzesz go. Nie dam ci go zapuszkować i trzymać pod kluczem - powiedziałam odczytując jego myśli. Poczułam na sobie wzrok Bucky'ego, ale dalej patrzyłam z determinacją na Fury'ego.
- Nie zabiorę - potwierdził. - Chcę, żebyście się nim zajęli i przywrócili mu wspomnienia - wytrzeszczyłam oczy. Chyba się przesłyszałam. Mój zmęczony mózg płata mi figle. Spojrzałam na Steve'a, on też wydawał się zaskoczony tym co usłyszał.
- Jeszcze wczoraj mówiłeś, że to niebezpieczne - nie rozumiałam czemu zmienił zdanie.
- Jak widać umiesz sobie poradzić, zresztą Rogers na pewno ci pomoże - powiedział i skierował się do wyjścia.
Po jego wyjściu stałam osłupiała w miejscu. Co tu właśnie zaszło?
Nagle poczułam jak się unoszę. Krzyknęła przestraszona nagłym oderwaniem od ziemi. Steve zakręcił się wokół własnej osi, przytulając mnie. W końcu postawił mnie na ziemi i spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem.
- Dziękuję - powiedział, a w jego błękitnych oczach skakały iskierki radości. Uśmiechnęłam się szeroko. Steve wreszcie odzyskał swojego przyjaciela.
Narrator:
Dyrektor T.A.R.C.Z.Y. wrócił na lądowisko. Niemal natychmiast obok niego pojawili się agenci.
- Wszyscy na pokład. Wracamy - oznajmił. Mężczyźni wykonali polecenie i zaczęli po kolei wchodzić do środka maszyny. Została tylko kobieta. Brunetka podeszła do Nick'a.
- Nie zabieramy go, prawda szefie?
- Myślę, że obydwoje chcielibyśmy jeszcze żyć. Odebranie Barnes'a tej dziewczynie, raczej nie gwarantuje nam spokojnej starości - oznajmił.
- Poszedłeś jej na rękę.
- Jest bardziej uparta niż jej ojciec - bronił się jednooki.
- Po prostu ją lubisz - stwierdziła kobieta wchodząc do odrzutowca.
- Nieprawda - rzucił i także wsiadł do środka. Maria jednak nie zwróciła większej uwagi na jego zaprzeczenie. Wiedziała, że jej szef przywiązał się do dziewczyny i polubił ją za jej charakter oraz cięty język, którym nie raz sprawiła im już kłopot.
Steve:
Zostawiłem na chwilę Alex i Bucky'ego w salonie. Dziewczyna powiedziała, że wszystko mi opowie, ale potrzebuje trochę kofeiny. Zająłem się więc parzeniem kawy, Sam siedział przy stole i jadł śniadanie. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Bucky nareszcie przestał uciekać i zgodził się sobie pomóc. Teraz będziemy mogli przywrócić mu wspomnienia sprzed Hydry.
Martwiłem się jednak trochę o Alex. Nie miałem pojęcia co stało jej się w nogę. Na razie zdołała się wykręcić od odpowiedzi, ale przy najbliższej okazji na pewno ją o to zapytam.
Skończyłem parzyć kawę, więc wziąłem kubki i skierowałem się do salonu. Przystanąłem jednak w progu, widząc śpiących przyjaciół. Alex zasnęła na fotelu, a Bucky na kanapie. Położyłem kubki na stoliku i wróciłem do kuchni. Trochę snu dobrze im zrobi, zważając na to, że Alex nie spała od prawie doby, o czym sama mi powiedziała, a Buck na pewno nie pozostawał jej dłużny.
Póki obydwoje spali postanowiłem porozmawiać z Tony'm zanim sam przypadkiem odkryje obecność Bycky'ego. Skoro Alex spała rozmowa na pewno będzie spokojniejsza. Od jakiegoś czasu stała się bardzo nerwowa jeżeli chodzi o Bucky'ego. Nie mogłem tego zrozumieć, w końcu Buck był moim przyjacielem, a ona praktycznie go znała, oprócz jego drugiej tożsamości - Zimowego Żołnierza, który ją porwał.
Na myśl przychodziła mi tylko jedna odpowiedź - Alex tak troszczyła się o mojego przyjaciela, bo sama straciła swoich. Wiedziała jaki to ból i nie chciała, abym znów przez to przechodził. Nie umiem powiedzieć, jak bardzo jestem jej za to wdzięczny.
Mogłaby jednak chociaż spróbować nie unosić się tak przy Fury'm. Kiedy się kłóci i walczy o swoje jest zdolna prawie do wszystkiego.
Kiedy byliśmy na pokładzie Helicarrier'a, aby wyjaśnić postrzelenie Bucky'ego i nagłe pojawienie się agentów T.A.R.C.Z.Y. we mnie też wszystko się gotowało, ale starałem się zachować spokój, a przynajmniej wyglądać na opanowanego. Byłem pewien, że jeżeli ja też zacząłbym się awanturować, skończyłoby się to o wiele gorzej.
*kilka godzin później*
Alex:
Powoli otworzyłam zmęczone oczy. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że zasnęłam w salonie. Było około godziny szesnastej. Obok leży Bucky, czyli on też przespał cały dzień.
Wszystko mnie boli od niewygodnego spania na fotelu, nie mówiąc już o nodze, w którą sama wbiłam sobie skalpel. Wstałam powoli, podpierając się o fotel. Na stoliku zobaczyłam dwa kubki. Czyli Steve jednak przygotował kawę. Obiecałam, że wszystko mu opowiem. Biedak, pewnie ma mi do zadania parę pytań. Będę musiała z nim porozmawiać.
Spojrzałam na Bucky'ego i uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszę się, że czuł się tu na tyle bezpiecznie, żeby zasnąć. Obejrzałam go dokładnie. Jego ubrania były zniszczone i brudne, z resztą on sam nie był najczystszy. Przydałby mu się prysznic, no i nowe ubrania, bo diurawe i zakrwawione spodnie, raczej mu się do niczego nie przydadzą.
Na tyle sprawnie i cicho, na ile pozwalała mi moja zraniona noga, ruszyłam do pokoju Steve'a. Na korytarzu nikogo nie było. Zapukałam kilka razy, ale nikt mi nie otworzył, ani nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Jestem pewna, że Steve się nie obrazi, jeśli pożyczę od niego kilka ubrań. Swoją droga ciekawe, gdzie wszyscy się podziali.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jedna parę ciemnych dżinsów, szarą bluzkę z krótkim rękawem i czarną, rozpinaną bluzę z kapturem. Lekko zmieszana wzięłam jeszcze jakąś bieliznę i skarpetki, ciekawe co powie Rogers jak dowie się, że grzebałam mu w majtkach...
Kiedy już miałam to, czego potrzebowałam poszłam z powrotem do salonu. Położyłam ubrania na kanapie obok Bucky'ego, w tym samym momencie poczułam na sobie jego wzrok. Widocznie już się obudził. Nie zmienił jednak pozycji i wpatrywał się we mnie leżąc na kanapie. Poczułam się trochę nieswojo pod jego spojrzeniem.
- Pomyślałam, że chciałbyś doprowadzić się do porządku - mruknęłam. - Przyniosłam ci ubrania. Tam jest łazienka - wskazałam głową na drzwi wgłąb korytarza.
Mężczyzna podniósł się powoli i wziął ode mnie ubrania. Wymruczał coś na kształt podziękowania i ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku.
Usiadłam na kanapie nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Siedziałam tak z dziesięć minut rozglądając się bez celu po pokoju, w końcu wzięłam do ręki jeden z kubków, który leżał na stole. Popatrzyłam na brązową ciecz i upiłam łyka. Poczułam w ustach gorzki smak zimnej kawy. Skrzywiłam się i odstawiłam naczynie na miejsce.
- Ohyda - powiedziałam dalej się krzywiąc.
- Zimna kawa nie smakuje najlepiej, szczególnie jeśli stoi przez kilka godzin - usłyszałam zachrypnięty głos. Odwróciłam się w stronę Bucky'ego. Naprawdę szybko wziął ten prysznic. Mokre włosy opadały mu na twarz. Ubrania Steve'a były w sam raz. Chyba mają ten sam rozmiar.
- Nie da się ukryć.
Mężczyzna także usiadł na kanapie, jakiś metr ode mnie.
- Alex obudziłaś się już? - usłyszałam z kuchni krzyk Sama. Skąd on się tam wziął? Musiał tam pójść, kiedy byłam w pokoju Steve'a, aż dziwne, że odzywa się dopiero teraz.
- A co stęskniłeś się? - odkrzyknęłam.
- Mam do ciebie ważną sprawę, chodź tu - westchnęłam. Jakby sam nie mógł ruszyć swoich czterech liter. Wstałam jednak i ruszyłam do kuchni. Właśnie przekraczałam próg pomieszczenia, kiedy nagle coś przede mnie wyskoczyło, wydając przy tym dziwny dźwięk, jakby krzyk. Wrzasnęłam przerażona. Zdążyłam zauważyć jakąś ohydną gębę. Odskoczyłam do tyłu, napotkałam się na oparcie drugiej kanapy i fikołkując przez nią znalazłam się na podłodze. Moje potargane włosy całkowicie zasłoniły mi twarz, dodatkowo przy upadku nie dało się nie czuć bólu w nodze.
Zmarszczyłam brwi kiedy usłyszałam donośny śmiech. Odchyliłam włosy do tyłu. Bucky zaskoczony dalej siedział na kanapie. Przy wejściu do kuchni stał natomiast Sam. Śmiał się głośno, a w ręce trzymał maskę kosmity, potwora, czy jakiegoś innego cholerstwa.
- Widzisz tak wygląda dobry żart - powiedział dalej się śmiejąc. Poczułam, że robi mi się gorąco, moja twarz zrobiła się pewnie czerwona.
- Ty idioto! - wrzasnęłam. - Prawie zawału dostałam!
Błyskawicznie ściągnęłam but i rzuciłam nim. Przedmiot trafił w Wilsona.
- Ała - powiedział, zasłaniając się rękami, jednak dalej nie przestał się rechotać.
- Chodź tutaj! - wstałam i zdejmując drugiego buta zaczęłam iść w jego kierunku. Mężczyzna zaczął uciekać, a ja pośpiesznie rzuciłam za nim swoim obuwiem. Tym razem nie trafiając. Stanęłam zrezygnowana nie mając siły na pogoń za tym głupkiem. Nie jestem pewna, czy ktoś widząc mnie teraz nie pomyślałby, że jestem jakimś zombie. Włosy całe poczochrane, spodnie podarte i zakrwawione, a pod nimi bandaż, ponadto nie mam butów. Nie mówiąc o tym, że już dawno nie widziałam prysznica, a pod oczami mam pewnie wory. Ale jedno wiem na pewno.
Wojna właśnie się zaczęła Panie Wilson.
______________________
Na tym właśnie rozdziale kończy się mój zapas. Próbowałam ostatnimi czasy coś napisać, ale wena mnie opuściła, a do głowy wkradły się nowe pomysły na inne opowiadania. Strasznie irytowało mnie to, że nie mogłam zacząć kolejnego rozdziału, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam pomysłu. Na szczęście wena powoli wraca i postaram się to nadrobić.
Tymczasem mam do was bardzo ważne pytanie. A mianowicie... Z kim shipujecie Alex?
Steve x Alex
Bucky x Alex
Ethan x Alex
Proszę żebyście napisali w komentarzu z kim widzicie naszą bohaterkę, możecie też podać jakiś powód, dlaczego akurat z tą osobą. Wasze zdania na pewno wezmę pod uwagę przy pisaniu kolejnych rozdziałów. Więc zostawcie po sobie komentarz i do zobaczenia <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top