23

Siedziałam i wpatrywałam się w hologram przede mną. Widniały na nim trzy punkty: aktualne miejsce pobytu Avengers i dwie kryjówki Hydry, które zdążyli już zdemaskować i zniszczyć. W obydwu było pełno broni, co bardzo nas niepokoiło. Skoro Hydra tak się zbroi to na pewno ma jakiś powód.

Bardzo żałowałam, że nie mogę być tam z nimi i walczyć, ale przynajmniej stąd mogę im pomóc. Od dwóch godzin przeglądałam więc okolicę pobytu całej drużyny, aby określić, gdzie mniej więcej znajduje się kolejna zamaskowana kryjówka Hydry. Bucky siedział obok mnie i pomagał mi studiować hologramową mapę.

- A może tutaj - wskazałam budynek, który znajdował się nad rzeką przy moście i który w rzeczywistości był opuszczonym hangarem.

- Za blisko centrum - stwierdził mężczyzna. - Poza tym masa ludzi przejeżdża mostem, więc jest za duży ruch.

Westchnęłam i po raz kolejny zaczęłam miętosić rękaw swojej bluzy. Nie przypuszczałam, że technicy T.A.R.C.Z.Y wykonują tak złożoną robotę i że czasami naprawdę jest aż tak trudno, znaleźć jeden głupi budynek.

- Dobra, czas na przerwę - westchnęłam i odepchnęłam się od blatu, podjeżdżając na krześle do komputera, który stał obok. Bucky śledził dokładnie moje poczynania.

Włączywszy urządzenie, weszłam w pliki, w których znajdowały się główne dane T.A.R.C.Z.Y. Oczywiście nie były to informacje, do których dostęp można było uzyskać z pierwszego lepszego komputera na Helicarrierze, więc musiałam złamać kilka przepisów, aby do nich dotrzeć.

- Ciekawe pojęcie przerwy - powiedział James rozkładając się na fotelu i wciąż nie spuszczając mnie z oka.

- Hakowanie zawsze mnie relaksowało - powiedziałam, klikając jednocześnie na dane o pracownikach. - Mam cię - mruknęłam, wpatrując się w zdjęcie brunetki.

"Adeline Cage" głosił napis pod zdjęciem, z którego szarymi, zimnymi oczami wyglądała na mnie pamiętna kobieta, przez którą zostałam oblana kawą, a która teraz pracowała dla T.A.R.C.Z.Y. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jej osoba mnie niepokoiła. Było w niej coś takiego, co budziło we mnie wewnętrzny instynkt ostrzegawczy. Szczególnie dziwne wydało mi się jej nastawienie do mnie, które zmieniło się błyskawicznie, po tym jak ujrzała moją twarz. Nie wiem dlaczego, wciąż nie mogłam o tym zapomnieć

- Kto to? - usłyszałam obok swojego ucha, głos Barnes'a.

- Spotkałam ją raz w parku, dziwnie się zachowywała. Teraz pracuje dla T.A.R.C.Z.Y. - odpowiedziałam, czując, że stoi tuż za mną.

Spojrzałam na resztę informacji. Według tego Cage jeszcze rok temu mieszkała w Los Angeles i pracowała dla FBI, a niedawno przeprowadziła się do Nowego Jorku.

Przyglądałam się wszystkim tym informacjom w niezmąconej ciszy.
No właśnie... ciszy.

- Gdzie jest Peter? - zapytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Na krześle zauważyłam tylko bluzę chłopaka.

- Wyszedł pół godziny temu. Poszedł 'pozwiedzać' - odpowiedział Bucky, przyglądając mi się z rozbawieniem. - Naprawdę nie zauważyłaś? Ja od pół godziny czuję się jak w niebie - cisza spokój i nikt mi nie trajkocze nad uchem.

- Żeby się tylko nie zgubił - mruknęłam.

- No co ty, prędzej zemdleje z wrażenia - parsknął Buck, a ja spojrzałam na niego karcącym wzrokiem. Nie zdołałam jednak powstrzymać lekkiego rozbawienia, które wkradło się na moją twarz, kiedy odwróciłam wzrok.

~*~

- Nie mam już siły tego szukać - burknęłam zrezygnowana. - Po prostu do nich zadzwonię i zapytam czy nie zauważyli czegoś dziwnego.

Wybrałam numer do Tony'ego, wiedząc, że nawet jeżeli nie ma przy sobie telefonu, Jarvis poinformuje go o przychodzącym połączeniu.

Pomimo pięciu prób nie udało mi się z nim skontaktować. Coraz bardziej zła, podeszłam do komputera wpisując kilka odpowiednich komend i podpinając się pod ich komunikatory. W pomieszczeniu niemal natychmiast dało się usłyszeć ich rozmowy.

- Ktokolwiek tak się do ciebie dobija, powinieneś odebrać Tony - usłyszałam głos Steve'a.

- To tylko świry z T.A.R.C.Z.Y, na pewno nic ważnego - stwierdził Stark.

- Sam jesteś świrem Tony - powiedziałam wytrącona z równowagi.

- Alex? Co ty robisz na naszej linii? - zapytał zdziwiony.

- Próbuje się z tobą skontaktować od dziesięciu minut - burknęłam.

- No to wpadłeś - zaśmiał się Clint.

- Trzeba było odebrać stary - Sama również śmieszyła zaistniała sytuacja.

- Co ty robisz w T.A.R.C.Z.Y? - zapytał Stark.

- Pracuje. Jakbyś nie zauważył też należę do waszej grupy i to, że nie pomagam wam w walce nie znaczy, że nie mogę pomóc w inny sposób.

- Sam, leć jeszcze za tymi dwoma facetami, mogą im pomagać - powiedział Kapitan.

- Co teraz robicie? - zapytałam.

- Małe rozpoznanie - usłyszałam Natashę.

- Wyśledziliśmy kilku szemranych typów z ciężarówkami po brzegi wypełnionymi bronią i teraz razem z Nat ich śledzimy - oznajmił Barton. - Reszta chyba bawi się w chowanego.

- Tak się składa, że nie tylko wy tu coś robicie - wtrącił się Sam. - Trochę się ich tu namnożyło.

- Doprowadzą nas prosto do swojej kryjówki.

- Obyś miał rację Steve, bo ja tu od rana wyprówam sobie żyły, żeby cokolwiek namierzyć - powiedziałam, napotykając wzrok James'a. - Oczywiście z małą pomocą... W każdym razie, jak będziecie już mieli więcej informacji, wyślijcie mi je na ten komputer. Postaram się wam pomóc.

- Zrobimy to niezwłocznie. Do usłyszenia panno Stark - zaśmiałam się na słowa Tony'ego.

- Następnym razem lepiej odbierz, wujku.

- No nie! Znowu to ro... - brunet nie zdążył dokończyć, bo przerwałam połączenie.

- No to chyba dzisiaj mamy już wolne - zwróciłam się do Bucky'ego. - Zgarniamy młodego i do domu - powiedziałam wstając i biorąc ze sobą bluzę Petera.

~*~

Trochę zajęło nam odszukanie Petera. Ostatecznie znaleźliśmy go w jednym z laboratoriów razem z Conrad'em Rein'em.

- A ty co tutaj robisz? - zapytałam Petera, widząc, że majstruje coś przy sprzęcie.

- O, już jesteście - powiedział nieco zaskoczony naszym widokiem. - Wiedzieliście, że mają tu taki świetny sprzęt? Zrobiłem sobie trochę nowej pajęczyny! - zachwycił się chłopak, a ja spojrzałam w kierunku Rein'a.

- Znalazłem go koło magazynu z bronią. Nie chciałem, żeby coś sobie zrobił. Zresztą chyba się zgubił, więc zabrałem go tutaj - wyjaśnił.

- Dzięki. Gdyby nie ty, pewnie szukalibyśmy go do wieczora - stwierdziłam. - Dobra, zbieraj się młody - powiedziałam i rzuciłam mu jego bluzę.
Chłopak złapał ją i zabierając ze sobą swoją sieć, ruszył w stronę wyjścia. Podążyłam za nim razem z Barnes'em, kiedy nagle do środka ktoś wszedł.

Czarnowłosa dziewczyna była podtrzymywana przez szatyna. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak mnie to ruszyło.
To przez Andrew czy Cage?
Szatyn pomógł jej usiąść.

- Zwykła rana postrzałowa - powiedział w stronę Conrada. - Straciła trochę krwi.

Kiedy miałam już wychodzić z pomieszczenia, Andrew złapał mnie za ramię.
Spojrzałam na niego, w oczekiwaniu, że mnie puści, ale w jego oczach zobaczyłam coś co nie znosiło sprzeciwu.

Dałam znak Bucky'emu, żeby poczekali na mnie na zewnątrz. Przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu wyszedł nieco zmartwiony.

- Czego chcesz? - zapytałam, mówiąc tak, żeby brunetka mnie nie usłyszała. Czułam na sobie jej wzrok i wcale mnie to nie cieszyło.

- Musimy porozmawiać - w jego ustach te słowa brzmiały gorzej niż wypowiedziane przez jakąkolwiek kobietę...



Weszłam do pustego magazynu, a za mną, zamykając drzwi, wkroczył Andrew.

- Chyba musimy sobie wyjaśnić parę spraw - powiedział.

- Chyba ty musisz wyjaśnić mi parę spraw - stwierdziłam, zakładając ręce na piersi.

- Posłuchaj mnie uważnie. Nie chciałem żeby tak to się potoczyło.

- Więc dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Obiecałem mu to. Myślisz, że mi było łatwo? Udawać, że on nie żyje, codziennie cię okłamywać. Patrzeć ci w oczy za każdym razem kiedy gryzło mnie sumienie. Nie masz pojęcia ile razy prosiłem go, żeby ci w końcu powiedział prawdę - słuchałam uważnie jego słów.

- Jak to możliwe, że jesteś jednocześnie najlepszym i najgorszym przyjacielem na świecie? - zapytałam patrząc wprost na niego. Nie miałam pojęcia, że tak wyglądało to z jego strony. Skoro prosił go o to, żeby wyznał mi prawdę, może nie jest jednak na tyle winny na ile myślałam.

- Jutro wraca - oznajmił. - Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale myślę, że dobrze byłoby gdybyście porozmawiali.

- Zawsze myślałam, że to on robił w naszej grupie za tego rozsądnego - powiedziałam, podsumowując jego słowa.

- Zdziwiłabyś się - odrzekł, po czym opuścił pomieszczenie.

~*~


Kiedy następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika, byłam dziwnie zestresowana. Żołądek zawiązał mi się chyba w supeł i szczerze wątpiłam w to, że dam radę cokolwiek przełknąć.

Po porannej toalecie i ubraniu się, ruszyłam do kuchni, jednak Bucky'ego i Petera zastałam już w salonie.
Oglądali coś w telewizji, siedząc na najdalszych krańcach kanapy.

- A wy co? Boicie się dotknąć czy jak? - zapytałam rozbawiona ich postawą. - Chodźcie, pora się zbierać.

- Nie zjesz śniadania? - zapytał Barnes.

- Jakoś nie mam ochoty...

Dwadzieścia minut później byliśmy już na Helicarrierze. Ruszyliśmy w stronę naszego miejsca pracy. Byłam wdzięczna, że Fury dał nam osobne pomieszczenie do do tego zadania. Nagle Peter skręcił w jeden z bocznych korytarzy.

- A ty dokąd? - stanęłam, patrząc w jego stronę.

- No... Do pana Rein'a - podrapał się z zakłopotaniem po karku. - Nie to, żebym wolał spędzać czas z nim niż z wami... ale wiecie on ma takie wystrzałowe laboratorium! I zna się na tylu rzeczach, że... 

- Dobra, dobra. Rozumiem - uspokoiłam go. - Odprowadzę cię i tak mam pewną sprawę do załatwienia, a nie wiem co mi zrobi Tony jak cię zgubię... Niedługo przyjdę - ostatnie zdanie wypowiedziałam w stronę James'a i ruszyłam razem z Peter'em w stronę laboratorium.

- Witajcie - przywitał się Conrad, kiedy tylko nas zobaczył. - Ty znowu tutaj Peter?

- Uparł się, żeby do ciebie przyjść - wytłumaczyłam. - Tak więc... miłego dnia. I gratuluję Rain, właśnie awansowałeś na jego niańkę - uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z pomieszczenia. Za sobą usłyszałam jeszcze zdziwionego Conrada.

Kiedy tylko znalazłam się na korytarzu, uśmiech zniknął z mojej twarzy. Zmierzając do najbardziej oddalonego gabinetu na Helicarrierze zastanawiałam się czy nie jestem masochistką... W miarę zbliżania się do wyznaczonego celu, czułam coraz większy strach i zdenerwowanie.

W końcu doszłam pod drzwi. Spojrzałam na swoje ręce. Dłonie mi się trzęsły, a między palcami zaczęły przeskakiwać białe wyładowania. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, zaciskając jednocześnie dłonie w pięści, aby uspokoić ich drżenie. Nie mogłam sobie pozwolić na wybuch.

Jesteś i zawsze będziesz Starkiem. - przywołałam słowa Tony'ego w głowie.

- Jestem Starkiem - szepnęłam, czując jak moje ręce przestają drżeć. Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do środka, stając na przeciwko Ethana.








_______________________

Witajcie!

Jest i kolejny rozdział. Trochę się przy nim napracowałam, szczególnie, że kilka razy podczas jego pisania dopadł mnie brak weny. Starałam się, żeby był trochę dłuższy niż poprzednie, chyba mi się udało, chociaż planowo miał być jeszcze dłuższy. No, ale cóż... Na razie nie ma jakiejś konkretnej akcji, ale spokojnie, wszystko w swoim czasie... 😏

Jak zwykle mam nadzieję, że się podobało. Do zobaczenia 👋


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top