2

Steve:

Szedłem u boku Alex jednym z korytarzy Helicarrier'a. Fury chciał, żeby dziewczyna w czymś mu pomogła, a poza tym dzisiaj znów mieliśmy zająć się poszukiwaniami Bucky'ego. Robiliśmy to już od trzech miesięcy. Pomimo, iż T.A.R.C.Z.A. miała odpowiedni sprzęt, wciąż nie udało nam się go znaleźć. Cały czas się przemieszczał, a gdy udawało nam się znaleźć jego 'kwaterę' i przybywaliśmy na miejsce, za każdym razem okazywała się pusta.

Doszliśmy do głównej hali. Fury jak zwykle stał na mostku, zdziwiło mnie jednak, że przy komputerach siedziało tylko kilku agentów. Gdy mężczyzna nas zobaczył, podszedł do nas.

- Dobrze, że jesteście.

- Ahoj! Jak się masz piracie? - spojrzałem zdziwiony na Alex i dopiero po chwili zrozumiałem żart. Sam Fury popatrzył na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Uniósł jedną brew i spojrzał na mnie, a ja tylko wzruszyłem ramionami.

- Wracając. Brooke mam do ciebie sprawę. Jak już pewnie zauważyliście, liczebność załogi trochę się zmniejszyła. Musieliśmy dokonać pewnych zmian i dokładniej sprawdzić naszych pracowników, za sprawą Pierce'a duża część agentów pracowała dla Hydry. Odesłaliśmy ich do specjalnego więzienia, a resztę sprawdziliśmy, zostali tylko zaufani ludzie.

- To wiele wyjaśnia - odezwałem się.

- No dobra, a po co nas wezwałeś? - zapytała Alex.

- Chyba chcieliście szukać Barnes'a, prawda?

- Mam wrażenie, że to nie jedyny powód.

- Masz rację - zgodził się mężczyzna. - Zatrudniliśmy nowego technika, żeby wzmocnił bezpieczeństwo danych przechowywanych na komputerach, ale coś mu nie wyszło. Nie chcemy, żeby ktoś z Hydry włamał nam się do systemu, więc pomyślałem, że mogłabyś na to rzucić okiem. Słyszałem, że radzisz sobie z takimi rzeczami równie dobrze jak Stark.

- Rodzinny talent. A tak przy okazji, może zapomniałeś, ale ja też jestem Stark. Mam po prostu zmienione nazwisko.

- Zerkniesz czy nie?

- Dobra, gdzie ten cały technik?

Fury wskazał na młodego mężczyznę, który siedział przy jednym z komputerów, a dziewczyna ruszyła w jego kierunku.

- Możesz go przy okazji trochę poinstruować - dziewczyna przystanęła i odwróciła się.

- Na pewno chcesz, żebym uczyła czegokolwiek twoich pracowników?

- Masz rację, nie chcę żadnych buntów na pokładzie, więc może po prostu zrób swoje.

Szatynka uśmiechnęła się zadziornie.

- Ajaj kapitanie - powiedziała i odeszła.

- Wiesz, że nie odpuści ci już z tym piratem? - zapytałem patrząc jak Alex podchodzi do stanowiska i zajmuje miejsce obok nowego technika.

- Domyślam się - odpowiedział Nick i oboje skierowaliśmy się w dobrze znanym mi kierunku. - W ogóle bardzo się zmieniła.

- Stała się pogodniejsza. Częściej się uśmiecha i śmieje. Już na wszystkich nie warczy, chociaż czasami zdarza jej się z kimś pokłócić. No i często żartuje - stwierdziłem.

- Dziwisz się? To w końcu bratanica Tony'ego.

- Nie we wszystkim jest do niego podobna - Fury spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Już się tak nie upija - wyjaśniłem.

- Ma z kogo brać przykład - powiedział mężczyzna.

- W sumie Tony też się trochę zmienił. Odkąd Alex z nami zamieszkała nie urządził żadnej imprezy.

- Może nie chciał jej dawać złego przykładu.

- Myślę, że obudził się w nim pewnego rodzaju instynkt macierzyński, lub coś w ten deseń - zaśmiałem się cicho.

- Nie tylko w nim - powiedział Nick, patrząc na mnie wymownie, akurat kiedy doszliśmy pod odpowiednie drzwi. - Hill jest w środku, pomoże ci dopóki Alex nie skończy.

- Jasne, dzięki - powiedziałem i wszedłem do środka.

W pomieszczeniu znajdowała się duża ilość nowoczesnego sprzętu, Maria siedziała przy jednym z blatów. Przed nią znajdował się duży holograficzny ekran. Zamyślona szukała czegoś, przesuwając na bok kolejne informacje.

- Namierzyliście go? - zapytałem prosto z mostu.

- Ostatnio dwa razy - kobieta oderwała wzrok od ekranu i odwróciła się w moją stronę. - W starym, niezamieszkanym domu i opuszczonej fabryce.

- Wysłaliście tam ludzi?

- Oczywiście.

- I co?

- Nic. Rozpłynął się, nie było po nim śladu jak zwykle.

Westchnąłem. Uczucie bezsilności, zaczęło mnie przytłaczać. Wiedziałem, że mój przyjaciel żyje, ale nie mogłem go znaleźć, a co dopiero mu pomóc.

- No cóż, zabierajmy się do roboty - powiedziałem i przysiadłem się do Marii.

~*~

Alex:

Siedziałam obok starszego od mnie szatyna i wprowadzałam odpowiednie komendy do komputera. Z łatwością mogłam zgadnąć, że nie podobała mu się ta sytuacja, jego mina mówiła sama za siebie. Jak to mężczyzna nie mógł znieść, że kobieta i to młodsza jest w czymś od niego lepsza. Ignorowałam jednak jego posępne spojrzenie i dalej robiłam swoje.

Po dłuższej chwili skończyłam. Cały system był teraz naprawdę dobrze zabezpieczony. Wstałam i oświadczając młodemu technikowi, że skończyłam, odeszłam od stanowiska. Podeszłam do Fury'ego.

- Już skończyłaś? - zapytał.

- Twój system jest bezpieczny, nikt się nie przedrze - Fury przytaknął głową, na znak, że rozumie.

Otworzyłam usta, z zamiarem zapytania gdzie jest Steve, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zobaczyłam blondyna razem z Hill na korytarzu. Nie byłoby by w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie to, że biegli. Szybko znaleźli się obok nas. Spojrzałam pytająco na Steve'a, w którego oczach skakały iskierki radości.

- Znaleźliśmy go - powiedział Steve potwierdzając moje podejrzenia. Nasze spojrzenia skierowały się na Fury'ego.

- Lećcie, ale macie wziąć ze sobą dziesięciu ludzi - kiedy to powiedział spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Dziesięciu ludzi?! - krzyknęłam. - Zwariowałeś?!

- Barnes jest niebezpieczny.

- Tak, więc weźmy jak największą obstawę, żeby go przestraszyć i zmusić do walki. Świetny pomysł! Jakbyś nie zauważył za każdym razem, kiedy braliśmy twoich ludzi, Bucky uciekał i nie było po nim śladu!

- Nie mam wpływu na humory Barnes'a.

- Nie wezmę ze sobą żadnych agentów!

- Kto powiedział, że tam polecisz? - zamurowało mnie, kiedy to powiedział.

- Nick - westchnął Steve - wiesz, że bez niej sobie nie poradzimy. To jedyna osoba po czyszczeniu pamięci, którą Bucky zna.

- Czas leci - odezwała się Hill. - Jaka jest decyzja?

~*~

Hill podjechała samochodem pod starą kamienicę, w nie za dobrej dzielnicy. Większością budynków na ulicy były walące się rudery. Dzielnica była mało uczęszczana i raczej nie za przyjazna. Między budynkami ciągnęły się ciemne uliczki.

Wysiadłam z auta razem ze Steve'm. Maria postanowiła zostać w samochodzie. Miałam ogromne szczęście, że moim towarzyszom udało się jakoś przekonać Fury'ego, żeby nie wysyłał na miejsce agentów. Byłam wręcz pewna, że to przez ich towarzystwo nie udało nam się jeszcze złapać Bucky'ego. Zresztą nie dziwię się, że przez cały czas uciekał. Przez lata zabijał i w kółko miał czyszczoną pamięć, nie wiedział jaką miał przeszłość, a jedyne co pamiętał to okropne bunkry i agentów Hydry. Miał tak jakby wyuczony wstręt do agentów z bronią. Skąd miał wiedzieć, że ci z T.A.R.C.Z.Y. chcą mu pomóc? I jaką miał pewność, że znowu go nie zapuszkują?

Stanęliśmy z Rogers'em przed starym budynkiem. Tynk odpadał gdzie nie gdzie, ukazując gołą cegłę. Steve wziął ze sobą swoją tarczę, ale powstrzymał się od ubrania stroju.

Odszukałam wzrokiem okno, które miało być tym od mieszkania Barnes'a. Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy zobaczyłam stojącą w nim postać. Kryła się za firankami, więc ciężko było zobaczyć jej twarz, ale dokładnie znałam tą sylwetkę.

- Czeka na nas - powiedziałam do Steve'a.

- Nie ucieka - spojrzeliśmy po sobie zadowoleni i ruszyliśmy w stronę wejścia do kamienicy. Zanim jednak zdążyliśmy przekroczyć próg budynku, usłyszeliśmy jak za nami przejeżdża jakiś samochód. Odwróciłam się i kiedy zobaczyłam, że z dużego czarnego busa, wysiadają agenci z bronią, krew się we mnie zagotowała. W mgnieniu oka mój wzrok przeniósł się na okno. Po Bucky'm nie było śladu, a w miejscu gdzie przed chwilą stał falowała firanka.

- Do jasnej cholery - rzuciłam przez zaciśnięte zęby. - Zatrzymaj ich tak długo jak się da - nakazałam Rogers'owi i wbiegłam na klatkę schodową. Biegnąc, przeskakiwałam po dwa stopnie. Szybko znalazłam się pod odpowiednimi drzwiami, które były oczywiście zamknięte. Wiedziałam, że mam mało czasu. Odsunęłam się kawałek i wysunęłam przed siebie ręce. Po chwili drzwi leżały na podłodze. Szybko wpadłam do pomieszczenia. Nie miałam czasu się rozejrzeć, ale była to nie za duża kawalerka.

I wtedy go zobaczyłam, chciał uciec drugim oknem, które prowadziło na schody przeciwpożarowe. Zatrzymał się jednak na chwilę zdezorientowany moim widokiem. Na plecach miał plecak, a w ręce coś ściskał, chyba jakiś papier.

- Bucky stój. Nie uciekaj, proszę - powiedziałam i widziałam w jego oczach wahanie. Kiedy już byłam prawie pewna, że zostanie, usłyszeliśmy kroki na korytarzu. Szatyn spojrzał na mnie, wypuścił to co trzymał w ręce i zeskoczył z parapetu. Zaczął zbiegać po schodach.

W tym czasie do mieszkania wbiegli agenci T.A.R.C.Z.Y. z bronią w rękach. Nie zwracając na nich uwagi podeszłam szybko do okna. Bucky był już na samym dole, zaczął biec chodnikiem. Kilka agentów, którzy otaczali budynek coś krzyczało.

- Zatrzymaj się! - usłyszałam krzyk jednego z nich. Barnes biegł dalej nie zwracając uwagi na jego słowa.
Echo strzału rozeszło się po całej dzielnicy, a chwilę po nim krzyk James'a. Kiedy to usłyszałam moje serce na chwilę zamarło, a oddech uwiązł mi w gardle. Bucky jednak biegł dalej, pomimo postrzelonej nogi. Agent wycelował jeszcze raz . Zanim jednak oddał kolejny strzał Steve rzucił w niego tarczą, powalając go na ziemię. Broń wypadła mu z ręki.

Za sobą usłyszałam głos jednego z mężczyzn.

- Znów nam uciekł szefie - chęci mordu jaką odczułam, nie zapomnę do końca życia.

- Znów uciekł! - powtórzyłam odwracając się w ich stronę. - Trzeba tu było nie przyłazić i do niego nie strzelać pajace! - jednym ruchem ręki posłałam ich wszystkich na spotkanie ze ścianą, torując sobie tym samym drogę do wyjścia.

Nabuzowana wyszłam z kamienicy. Przeszłam kawałek i znalazłam się w miejscu, w którym postrzelono Bucky'ego. Na ziemi znajdowało się trochę krwi. Ten widok rozwścieczył mnie jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe.

Rozejrzałam się i zobaczyłam agenta, który wykonał strzał. Stał obok czarnego busa. Ruszyłam w tamtą stronę.

- Ty idioto - wysyczałam, łapiąc za kołnierz i przygwożdżając go do samochodu. - Powaliło cię?! Po co do niego strzelałeś?!

Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć, zostałam odciągnięta przez silne ramiona. Moje próby wyrwania się, nie przyniosły rezultatów.

- Puść mnie Steve - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- Nie wyżywaj się na nim - usłyszałam. - On tylko wykonywał rozkazy, mamy do pogadania z kimś innym. Chodź.

Rzuciłam ostatnie złowrogie spojrzenie mężczyźnie i poszłam za Steve'm do samochodu.

~*~

Szłam szybkim krokiem w stronę biura Fury'ego. Podczas lotu do Helicarrier'a trochę się uspokoiłam, ale teraz z każdym krokiem, z którym zbliżałam się do dyrektora T.A.R.C.Z.Y. byłam bardziej nerwowa.

- Postarasz się nie wybuchać? - zapytał kroczący za mną Rogers.

- Nie - odpowiedziałam krótko.

Kiedy doszliśmy do odpowiednich drzwi, nie bawiąc się w pukanie, wparowałam do środka otwierając drzwi na oścież. Steve westchnął wiedząc już, że nie obędzie się bez awantury.

Nick siedział spokojnie przy biurku, przeglądając jakieś dokumenty na biurku. Kiedy mnie zobaczył zamknął je.

- Jak mogłeś! - podeszłam do biurka i uderzyłam o nie ręką.

- Jak mogłem co? - zapytał spokojnie.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi, nie udawaj niewiniątka! Skłamałeś mówiąc, że nie wyślesz tam swoich agentów!

- O nie nie, nic takiego nie powiedziałem. Mówiłem, że możecie jechać sami, ale nie powiedziałem, że nie wyślę tam moich ludzi.

- Dobrze wiedzieć, że nam ufasz - powiedziałam z ironią.

- Tu nie chodzi o zaufanie i dobrze o tym wiesz! - teraz mężczyzna, także wstał.

- To o co?!

- Barnes jest niebezpieczny.

- Tak niebezpieczny, że trzeba do niego strzelać, kiedy ucieka?! - wydarłam się jeszcze głośniej.

Kątem oka zauważyłam, że w drzwiach, których nie zamknęłam zaczęła się zbierać grupka agentów, widocznie zaintrygowana tym co się dzieje.
Steve stał za mną i nie śmiał się wtrącić w naszą wymianę zdań. Widział, że oboje byliśmy zdenerwowani.

- Wydałem rozkaz strzelania, tylko w razie konieczności.

- Wsadź sobie w dupę tą swoją konieczność! Sama go znajdę! Nie potrzebuję pomocy twojej, ani twoich chłopców na posyłki! - krzyknęłam po raz ostatni i wyszłam. Agenci zebrani przy drzwiach zeszli mi z drogi widząc jaka jestem nabuzowana. Kiedy przechodziłam obok nich wydawało mi się, że widziałam między nimi jakieś znajome spojrzenie, ale zignorowałam to i szłam szybkim krokiem przed siebie.
Po chwili dogonił mnie Steve.

- Co zamierzasz zrobić? Jak chcesz go sama znaleźć?

- Pojedziemy tam jeszcze raz i trochę się rozejrzymy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top