13


Stanęliśmy w progu salonu. Impreza trwała w najlepsze. Nadal byłam trochę zmieszana widząc taką ilość nieznanych mi ludzi. Zresztą Bucky też nie wydawał się zadowolony z tego faktu. Ruszyłam powoli przed siebie, uważając, żeby na kogoś nie wpaść, a Barnes podążył za mną.
Wzrokiem szukałam znajomych twarzy. W końcu zauważyłam Andrew i Fury'ego, którzy stali przy barze.

- No patrzcie, ja znam tego Pirata - powiedziałam podchodząc do nich. Andrew spojrzał na mnie lekko zaskoczony i rozbawiony jednocześnie. Nie słyszał jeszcze ksywki, jaką wymyśliłam Nick'owi.

- Wreszcie raczyłaś stawić się na swojej imprezie - zażartował Fury. - O proszę, jest i Barnes. - dodał widząc za mną szatyna.

Bucky kiwnął lekko głową w geście powitania.

- Chcę zamienić z tobą kilka słów - powiedział i odszedł z nim kawałek dalej.

Ciekawe. O czym Fury chciałbym rozmawiać z Bucky'm? Nie dane mi jednak było się nad tym zastanowić, bo niemal natychmiast moja uwaga została zajęta czym innym.

- Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak wystroiłaś - zagadnał mój przyjaciel.

- Ja? Spójrz lepiej na siebie. Garnitur? Krawat? To chyba nie twoje klimaty Andy - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Masz rację nie moje - przytaknął. - Ale słyszałem, że taki jeden głuptak ma urodziny - wzruszył ramionami i wydął wargi.

- Andrew! - krzyknęłam rozbawiona i uderzyłam go w ramię. - Nie ładnie wyzywać ludzi od ptaków. I to jeszcze głupich! - szatyn zaśmiał dźwięcznie.

Po chwili wrócił Fury z Bucky'm.

- Do zobaczenia - pożegnał się dyrektor T.A.R.C.Z.Y

- Już idziesz? - zapytałam.

- Nie lubię tłumów - odezwał się Nick. Chociaż nie jestem pewna czy to był główny powód jego szybkiego zniknięcia. - Nie upij mi pracownika. Jutro ma się zjawić w pracy - upomniał mnie.

- Niczego nie obiecuję - powiedziałam, uśmiechając się niewinnie. Mężczyzna pokiwał zrezygnowany głową.

- A, i wszystkiego najlepszego - rzucił na odchodne.

- Dzięki Piracie - czyli jednak potafi wydusić z siebie choć krztę emocji.




*kilka godzin później*

Impreza była naprawdę udana. Pomimo dużej ilości nieznanych mi osób, świetnie bawiłam się w obecności tych, których znałam. Andrew wyszedł trochę po północy, tłumacząc się tym, że jutro naprawdę musi iść do pracy. Obiecał mi jednak, że niedługo znowu się spotkamy. Reszta osób wybyła po drugiej, więc zostali tylko mieszkańcy wieży. Długo rozmawialiśmy i co chwilę żartowaliśmy, wygodnie siedząc w salonie i popijając drinki.





*w tym samym czasie*

Blondwłosy mężczyzna siedział na kanapie w salonie, w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu. W pomieszczeniu panował półmrok i tylko pojedyńcza, mała lampka nocna rzucała słabe światło, które nie docierało w najgłębsze kąty pokoju. Blondyn siedział nieruchomo, wpatrując się w zegar elektroniczny, który widniał pod telewizorem. W ręku trzymał kieliszek, na którego dnie znajdowała się odrobina whiskey. Kiedy cyfry pokazały godzinę drugą szesnaście, mężczyzna gwałtownie łyknął alkochol.

Tak właśnie świętował urodziny najważniejszej dla niego osoby. Odkąd pamiętał inaczej wyobrażał sobie tą szczególną datę. Jednak nigdy nie myślał, że spędzi ją w samotności. Nawet jego najlepszy przyjaciel poszedł na imprezę, która była wyprawiana z tej okazji. On jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Od prawie czterech lat, był teoretycznie martwy. O tym, że żyje wiedzieli tylko nieliczni, wybrane osoby, do których niestety nie zaliczała się pewna szatynka. Już wiele razy chciał wyjawić jej prawdę, ale zawsze coś go powstrzymywało. Z odległości czasu widział, że źle zrobił. Trzeba było powiedzieć jej wcześniej. Teraz jest już za późno.

Szklany kieliszek z charakterystycznym dźwiękiem rozbił się o ścianę.





*cztery lata wcześniej*

Dwudziestolatek siedział na przeciwko czarnoskórego mężczyzny z przepaską na oku. Był zszokowany opowieścią, którą przed chwilą usłyszał. Dowiedział się, że jego dziewczyna jest poszukiwana przez tajną nazistowską organizację, która chce ją wykorzystać jako broń. Z kolei jej ojciec pracował kiedyś dla T.A.R.C.Z.Y, organizacji, przed której dyrektorem właśnie siedzi. To wszystko wydawało się nieprawdopodobne, wręcz nierealne. Dlaczego wcześniej o tym nie słyszał? Niejaki, Nicholas Fury, twierdzi, że Alex także o tym nie wie.

- Wiem, że trudno ci w to uwierzyć - zaczął spokojnie mężczyzna, jednak chłopak mu przerwał.

- Dlaczego pan mi to mówi? - zapytał, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że przecież musi mieć w tym jakiś cel.

- Chcę ci zaoferować posadę agenta - odpowiedział z kamienną twarzą. - Potrzebuję kogoś do jej ochrony - jasne było, że chodzi mu o dziewczynę. - Kogoś z jej najbliższego otoczenia, kogo będzie z nią wiązało coś więcej niż tylko poczucie spełnienia obowiązku. Kogoś komu tak zależy na ochronie jej, że jest gotów zrobić wszystko, aby spełnić ten cel.

Wszystko. Tak, Ethan z pewnością był gotów zrobić dla niej bardzo wiele, ale wszystko? O jakim 'wszystkim' była mowa w tym przypadku? O poświęceniu swojego dobra i przyjemności, na rzecz jej? Był gotów to zrobić. O poświęceniu życia, jeżeli dojdzie do niebezpiecznej sytuacji? Był gotów to zrobić. Ale kłamstwa na rzecz bezpieczeństwa? Czy to nie za wiele? Co jeśli kiedyś będzie musiał odejść?

- Wiem, że wiele rzeczy będziesz musiał utrzymać w tajemnicy, ale zastanów się. I tak wiesz już co jej grozi.

Rzeczywiście. Przecież już wie. Przecież już nie będzie mógł spokojnie spać w nocy, ze świadomością, że jej może się coś stać. T.A.R.C.Z.A. oferowała bezpieczeństwo, ochronę, a on powinien zrobić wszystko, żeby jej tą ochronę zapewnić.

- Zgadzam się - powiedział po chwili.

~*~

Przystąpienie do T.A.R.C.Z.Y oznaczało nie tylko ciężką pracę i treningi, ale także misje, nawet wtedy, kiedy Alex nie była w niebezpieczeństwie.
Taka właśnie misja miała miejsce pewnego chmurnego przedpołudnia, kiedy minął dokładnie rok od zostania przez chłopaka agentem. Był już wcześniej na kilku misjach, podczas których zdążył pokrzyżować plany Hydrze.
Tym razem miało to być przejęcie broni, którą skupywała Hydra. T.A.R.C.Z.Y udało się ustalić miejsce jej przechowywania.

O dziesiątej w porcie morskim, agenci otoczyli jeden z większych magazynów.

- Broń w gotowości - powiedział cicho blondyn, który dowodził całą misją.

Po chwili większość z agentów w czarnych kombinezonach wkroczyła do środka, celując w ludzi, którzy znajdowali się w środku.

- Na ziemię! Opuścić broń! - rozległy się krzyki.

Kilku mężczyzn próbowało strzelać, jednak zostali szybko unieszkodliwieni. Reszta została wyprowadzona.

Ethan jako jedyny został w magazynie i zaczął przechadzać się między drewnianymi skrzyniami, w których była różnego rodzaju broń, sprawdzając ich zawartość i ilość.

Nagle zza jednej z większych skrzyń wyskoczył jakiś mężczyzna. Chłopak był tak zaskoczony, że nie zdążył się osłonić przed ciosem w brzuch. Przewrócił się na ziemię, uderzając głową o podłogę. Był trochę zamroczony, jednak nadal przytomny.

- Dobrze ci radzę, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy dzieciaku - powiedział mężczyzna zachrypniętym głosem. Blondyn rozpoznał w nim jednego z agentów Hydry, który był obecny przy jego innych misjach.
Podciął mężczyźnie nogi, a ten rzucił się na niego. Potoczyli się kawałek po podłodze walcząc.
Mężczyzna, trzymał w dłoni nóż i bez przerwy próbował dosięgnąć gardła chłopaka, zadając mu przy okazji kilka ran na ciele.
Blondyn dzielnie walczył i w końcu udało mu się dosięgnąć pistoletu. Oddał dwa strzały. Mężczyzna zamarł, a po chwili padł na ziemię krztusząc się swoją krwią.

- Hail Hydra - wyszeptał ledwo słyszalnie, zanim uleciało z niego ostatnie tchnienie.
Chłopak patrzył na to przerażony. Teraz zrozumiał.

Wszystko. Czyli nawet zabić, żeby tylko ona była bezpieczna.

~*~

Podpadnięcie Hydrze było ściśle związane, ze znalezieniem się na ich liście 'celów do zlikwidowania'. Było to więc bardzo niebezpieczne i gdyby nie ochrona T.A.R.C.Z.Y Ethan pewnie już dawno byłby martwy.
Nocne wędrówki raczej nie były wskazane, szczególnie ostatnio kiedy ilość agentów Hydry w mieście, znacznie się zwiększyła.
Co miał jednak zrobić blondyn, kiedy pewna szatynka, najbardziej zagrożona z ich strony, zadzwoniła do niego w środku nocy?

- Ethan, kotku przyjeeedź po mnie - kiedy tylko to powiedziała, wiedział, że jest pijana.

- Alex gdzie ty jesteś? Jest pierwsza w nocy! - krzyknął patrząc na zegarek.

- Nie krzycz tak - wybełkotała. - Jestem w parku.

- Czy ty jesteś pijana?! - zapytał, chociaż i tak znał już odpowiedź.

- Tylko troszeeeeczkę...

To nie wyglądało na troszeczkę. Chłopak uświadomił sobie, że dziewczyna siedzi sama, w środku nocy, w parku i do tego jest pijana. Musiał ją szybko znaleźć.

Długo biegał między alejkami zanim znalazł szatynkę, siedzącą na jednej z ławek.

- Coś ty narobiła? Dlaczego jesteś pijana? - zapytał podchodząc do niej szybko.

- Bo piłam - odpowiedziała banalnie.

- Dlaczego? - dopytywał blondyn.

Przez moment wyglądało jakby dziewczyna się zawiesiła, ale po chwili znowu się odezwała.

- On go zabił, rozumiesz? Nie uratował go i pozwolił mu zginąć - stwierdziła, bardzo poważnie.

- Alex co ty mówisz... Jesteś pijana... - wiedział o historii jej ojca. Wiedział też, że jej wujkiem jest Anthony Stark, któremu nie udało się uratować brata. Ale musiał udawać. Nawet jeśli dziewczyna przez swój stan, nie pamiętałaby niczego następnego dnia.

- Nie. On go nie uratował... Nienawidzę go... - zamarł kiedy usłyszał te słowa. Przez moment miał ochotę powiedzieć jej, że to nie tak; że jej wujek zrobił co mógł i że nie ma powodu, aby go nienawidzić, ale nie mógł. Widział, że ona cierpi z tego powodu, a nie mógł zrobić jedynej rzeczy, która by to cierpienie usunęła - powiedzieć prawdy.

Jego serce krzyczało. Domagało się sprawiedliwości. 'Przecież tak nie można' - wręcz słyszał głos swojego serca. 'Ale trzeba' - upierał się rozum.
Tak będzie najlepiej...

Powoli udało mu się doprowadzić ją miejsca, gdzie zaparkował samochód. Kiedy zajmował się otwieraniem auta, nie zauważył kiedy dziewczyna oddaliła się na środek jezdni.
Usłyszał jednak zbliżający się samochód i błyskawicznie zrozumiał sytuację.
Przeraził się, kiedy zobaczył dziewczynę na środku ulicy.

- Alex uważaj! - krzyknął i skoczył, żeby odepchnąć dziewczynę.

Szatynka upadła parę metrów dalej, uderzając głową o twardy beton i starciła przytomność.

Chłopak wylądował bliżej, ledwo unikając kół rozpędzonego samochodu.

Obolały leżał przez chwilę na ziemi. W tym czasie z samochód zatrzymał się i wysiadło trzech, rosłych mężczyzn. Podeszli do bagażnika wyjmując z niego broń.
Blondyn, który zdążył zorientować się w sytuacji, wyciągnął swój pistolet, dziękując niebiosom, że wziął go ze sobą. Odciągął nieprzytomą dziewczynę pod witrynę jakiegoś sklepu, a sam schował się za śmietnikiem.

Strzelił do jednego z mężczyzn. Trafił go w rękę. Ten krzyknął z bólu i ruszył w jego kierunku, oddając serię strzałów z karabinu. Pozostała dwójka schowała się za drzewami, także oddając strzały.

Podczas wymiany ognia blondynowi udało się zastrzelić dwóch mężczyzn, jednak trzeci w zamieszaniu, zniknął mu z oczu.

Rozglądał się nerwowo, kiedy poczuł silne uderzenie w głowę. Upadł, a wrogi agent wręcz wykopnął mu broń z ręki. Kiedy chłopak, pomimo bólu, próbował wstać mężczyzna postrzelił go w nogę.
Krzyk blondyna przeszył powietrze.

- Trzeba było nie wtykać nosa w nie swoje sprawy - warknął mężczyzna niskim głosem i już kolejny raz wycelował w chłopaka, kiedy zobaczył nieprzytomną dziewczynę.

Wiedząc, że blondyn i tak jest już ranny i nie ma broni, podszedł do szatynki.

- Ładniutka - powiedział przyglądając się dziewczynie. - Chyba skądś ją znam... - stwierdził marszcząc brwi. W tym czasie blondyn, starając się ignorować ból, podczołgał się do wytrąconego wcześniej pistoletu. - Przecież to córka starego Starka! - wykrzyknął sam do siebie i już chciał wyjąć komunikator, kiedy usłyszał strzał. Został trafiony prosto w serce.

~*~

- Powiedziałeś, że się tym zajmiesz! Że będzie bezpieczna i Hydra jej nie dopadnie! - złości Anthony'ego Starka nie było końca. - A teraz leży w szpitalu, bo niemal zginęła pod kołami samochodu, którymi kierowali agenci Hydry!

- Radzę ci się uspokoić Stark - powiedział donośnym głosem, jak zawsze opanowany, dyrektor T.A.R.C.Z.Y. - Rzeczywiście byli to agenci Hydry, ale twojej bratanicy nic się nie stało, a ty możesz być pewien, że zasięgnę wszelkich środków, aby tak pozostało.

Brunet uspokoił się trochę, słysząc te słowa. Natomiast Nicholas Fury ruszył w kierunku skrzydła szpitalnego, w którym leżał Ethan Johnson.

Wszedł do środka i skierował się odpowiedniego łóżka, stając przed nim.

- Alex żyje - poinformował chłopaka Fury, a na jego twarzy pojawiła się ulga. - Ale mało brakowało - dodał.

- Pojechałem po nią - zacząl tłumaczyć blondyn. - Zadzwoniła do mnie w nocy i prosiła, żebym po nią przyjechał. Była pijana - zamilkł na chwilę. - Agenci Hydry zjawili się nagle, akurat kiedy mieliśmy wsiadać do samochodu.

- Zdajesz sobie sprawę, że chcieli zabić ciebie? - blondyn kiwnął lekko głową. Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu. - Odsuwam cię od tej sprawy - powiedział w końcu.

- Ale jak to...

- Twoim zadaniem nie jest już ochrona tej dziewczyny.

- Przecież jestem z nią praktycznie przez cały czas... Mówił pan, że jestem najlepszą osobą do tego zadania!

- Byłeś - poprawił go mężczyzna i chciał wyjść, ale chłopak go powstrzymał.

- Dlaczego?! Co zrobiłem źle?! - blondyn był wściekły wplątał się w to wszystko, żeby ją chronić, a teraz tak miało się to skończyć?

- Czy ty niczego nie rozumiesz chłopcze?! - tym razem Fury podniósł głos. - Ona prawie zginęła, chociaż atak był przeprowadzony ze względu na ciebie! Myślisz, że jak tak dalej pójdzie to jej nie rozpoznają?! Powinieneś się od niej odsunąć!

Chłopak patrzył na niego zszokowany. Powinien się odsunąć, odejść, zostawić ją.

- Przynajmniej na jakiś czas - dodał już spokojniej mężczyzna, widząc jego wyraz twarzy.

- Niech pan upozoruje moją śmierć w tym wypadku - powiedział cicho i beznamiętnie, wpatrzony w jeden punkt.

Wszystko. Czyli odejść, kiedy jest taka potrzeba.









____________________

Cześć!
Wróciłam z obozu i od razu wstawiam rozdział, bo wiem, że trochę na niego czekaliście.
Cieszę, że podczas wyjzadu znalazłam parę chwil, aby go napisać, a uwierzcie, wcale nie było to takie łatwe.

Jestem pewna, że w tym rozdziale znaleźliście kilka odpowiedzi na temat przeszłości Ethana. Chciałabym wiedzieć, co o tym sądzicie. Piszcie w komentarzach 😉

Do zobaczenia 👋


















































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top