12

Alex:

Wyszłam z quinjeta, prosto na lądowisko Helicarriera. Już długo nie odwiedzałam T.A.R.C.Z.Y i nie wiedziałam jak wygląda sprawa z szukanien kolejnych baz Hydry.

Przeszłam przez kilka, już dobrze znanych mi korytarzy i znalazłam się w sterowni. Tym razem przy komputerach siedziało więcej agentów niż ostatnio, czyli Fury znalazł nowych pracowników. Wśród nich zobaczyłam swojego przyjaciela. Kiedy spojrzał w moją stronę, pomachałam mu z uśmiechem, a on dyskretnie odmachał.
Szef T.A.R.C.Z.Y stał jak zazwyczaj na mostku. Podeszłam do niego, stając obok i patrząc na monitory, które stało dookoła.

- Cześć Piracie - przywitałam się, kilkając przy okazji na monitory, żeby poprawić niektóre parametry.

- Długo cię tu nie było - powiedział Nick. Rzadko kiedy się witał. Zazwyczaj rzucał tylko pojedyńcze zdania, przechodząc od razu do rzeczy.

- Byłam trochę zajęta - wyjaśniłam.

- Sprawy z Barnes'em posunęły się do przodu?

- I to bardzo. Przywróciliśmy mu wspomnienia.

- Świetnie - powiedział, ale jego twarz dalej pozostała niewzruszona. - Widzę, że wiesz już o swoim przyjacielu.

- Wiedziałeś już wcześniej, prawda? - wcale mnie to nie zdziwiło.

- Nie zaprzeczę.

- Czy jest coś czego nie wiesz? - zapytałam sceptycznie. Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Znaleźliście coś nowego? - wreszcie poruszyłam główny powód mojego przybycia.

- Nie mamy jeszcze dokładnych namiarów, ale kolejna baza Hydry jest najprawdopodobniej w Europie. Ostatnio działo się tam parę podejrzanych rzeczy.

- To znaczy?

- Hydra masowo skupywała broń w Niemczech, Rosji i Czechach.

- Nie mają jej już wystarczająco? - zapytałam retorycznie sama siebie. - Chyba kroi się coś większego.

~*~

Bucky:

Wchodząc do salonu zastałem w nim wszystkich, oprócz Alex, która z samego rana poleciała do T.A.R.C.Z.Y.
Członkowie drużyny siedzieli na kanapach, a Tony stał na środku. Wyglądało to na jakieś zebranie.
Chciałem przejść do kuchni, ale moja obecność nie została niezauważona.

- O, Barnes dobrze, że jesteś - odezwał się Stark. Spojrzenia skierowały się w moją stronę, a ja poczułem się niezręcznie, nie lubiłem tłumów. Nie dałem jednak tego po sobie poznać.

- O co chodzi? - zapytałem.

- Tony bawi się szefowanie - rzucił łucznik, z tego co wiem Clint.

- Przygotowujemy imprezę - brunet puścił uwagę Clinta mimo uszu. - Alex ma jutro urodziny, więc chcemy zrobić jej dzisiaj wieczorem imprezę niespodziankę.

- Skoro ma jutro urodziny, to chyba może się czegoś takiego spodziewać - mruknąłem.

- Niekoniecznie. Jest to bardzo wątpliwe, a nawet niemożliwe - zaoponował Stark. - Ona żyje we własnym świecie, tak się ostatnio angażuje w sprawy Mścicieli, naszego Kapitancia i twoje, że pewnie nawet nie wie który jest dzisiaj dzień tygodnia. O miesiącu nie wspominając.

- Więc co ja mam zrobić? - zapytałem.

- Ty i Thor macie zająć czymś Alex, przez cały dzień. Wyjdźcie z nią gdzieś, cokolwiek. Ma jej nie być w wieży jak najdłużej się da. Reszta pomoże przygotować imprezę - wyjaśnił Stark.

Chyba dam radę...


~*~

Alex:

Wróciwszy do wieży, weszłam do salonu. Zastałam w nim Bucky'ego, Thora i Tony'ego. Ich wzrok był skupiony na mnie.

- O co chodzi? - zapytałam, nie rozumiejąc ich zachowania.

- Nie chcesz się gdzieś z nimi wybrać? - rzucił Tony. Zmarszczyłam brwi, zaskoczyła mnie ta nagła propozycja.

- Czemu tak nagle pytasz? - próbowałam się czegoś dowiedzieć.

- Thor wyżera jedzenie z lodówki, a metalowej ręce się nudzi - rzucił natychmiast brunet.

- Yyy... - zająknęłam się. Czy on właśnie nazwał Barnes'a 'metalową ręką'...?

- No to wszystko ustalone. Weź ich na jakąś wycieczkę i widzimy się wieczorem! - krzyknął i niemal wepchnął mnie do windy.

Drzwi się zasunęły, a ja stałam osłupiała obok Bucky'ego i Thora.

- O co tu do cholery chodzi?

Chłopcy bardzo chcieli się gdzieś wybrać. Ja proponowałam spacer po parku i szybki powrót do wieży, w końcu chciałam jeszcze dzisiaj potrenować. Jednak pod namolnymi namowami, zgodziłam się w końcu zabrać ich do zoo. Nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kupując bilety i przekraczając bramę ogrodu zoologicznego, czułam się jakbym niańczyła dwójkę dzieci. Zepchnęłam jednak tą myśl na bok i cieszyłam się z tego, że Thor nie ubrał swojej zbroi.

Przechadzaliśmy się alejkami, między wybiegami najróżniejszych zwierząt. Thor cieszył się najbardziej z naszej trójki, zawsze powtarzał, że 'midgardzkie stworzenia, niezwykle go intrygują'. Podbiegał wręcz do wybiegów, wypatrując na nich zwierząt. Bucky szedł spokojnie obok mnie, a ja obserwowałam uważnie Thora, żeby przypadkiem się nie zgubił. Nie miałam zamiaru go potem szukać.

Wszystko szło dobrze, dopóki nie doszliśmy do mini zoo. Pod moją krótką nieuwagę Thor próbował wynieść kozę, tłumacząc się, że znalazł świetne mięso na wieczerzę. Małe dzieci patrzyły na niego z rozdziawionymi ustami, a ja musiałam go zmusić do pozostawienia kozy na wybiegu, co wcale nie było łatwe. Potem tłumaczyłam pracownikowi zoo, że Thor wcale nie chciał zjeść tej kozy i że tylko żartował. Facet z trudem uwierzył w moje słowa, nakrzyczał na nas i kazał opuścić wybieg. 

- Ten Olbrzym mnie wykończy - jęknęłam, żaląc się Bucky'emu.

- Jest osobliwy - przyznał szatyn.

Po mini zoo przyszła kolej na pawilon z gadami i płazami. W środku panował przyjemny półmrok. Oglądając słodką żabkę, która okazała się rzekotką czerwonooką, straciłam Bucky'ego i Thora z oczu. Kiedy już napatrzyłam się na stworzonko, odwróciłam się, aby pójść dalej. Poczułam jednak ucisk na nadgarstku. Odwróciłam się, a gdy zobaczyłam kto przede mną stoi, zaczęłam przeklinać swoje 'szczęście' w głowie. Nie wierzyłam, że dupek jeszcze sobie nie odpuścił. Przede mną stał David.

- Cóż za zbieg okoliczności. Znów się spotykamy.

- Chyba mnie nie śledzisz - warknęłam. On wzruszył tylko ramionami.

- Pasowalibyśmy do siebie - stwierdził, a mi zachciało się wymiotować.

- Nie sądzę. Wiesz co to znaczy 'odwal się'? Z tego co pamiętam właśnie takimi słowami cię ostatnio uraczyłam, więc przestań za mną łazić - chciałam odejść, ale blondas dalej ściskał mój nadgarstek. Przyciągnął mnie bliżej siebie.

- Ja dostaję wszystko czego chce.

- Rozczaruję cię, bo tym razem tak nie będzie - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Mogłam go po prostu uderzyć, ale wokół było pełno ludzi, a ja nie chciałam wywoływać paniki. - Puść mnie.

- Nie - odpowiedział mi w twarz i wzmocnił uścisk.

 Bucky:

Oglądałem właśnie terrarium z jakimś wężem, kiedy usłyszałem zdenerwowany głos Alex. Kłóciła się z jakimś chłopakiem. Ludzie ignorowali ich i przechodzili dalej. Przysłuchiwałem się chwilę ich wymianie zdań. Chłopak zaciskał rękę na jej nadgarstku i najwyraźniej nie chciał się odczepić. Ruszyłem w ich kierunku.

Alex:

Mierzyłam Davida ostrym spojrzeniem, byłam już na granicy cierpliwości. Spięłam się, czując jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przyciągając do siebie.

- Wszystko w porządku, kochanie? - usłyszałam i spojrzałam w bok. Wytrzeszczyłam oczy widząc Bucky'ego. Mój mózg próbował przetworzyć obecną sytuację. David w końcu uwolnił mój nadgarstek od swojej dłoni, a ja w tym czasie zrozumiałam sprytną koncepcję Barnes'a.

- Tak, wszystko dobrze kotku - odpowiedziałam miło. - Chodźmy już.

 Złapałam szatyna za rękę, splatając nasze palce i ciągnąć za sobą.

- Na razie David - rzuciłam z chytrym uśmiechem na twarzy. Blondyn stał i przyglądał mi się zdezorientowany.

Przyszliśmy parę metrów trzymając się za ręce, a kiedy przekroczyliśmy zakręt, odetchnęłam z ulgą.

- Dzięki za pomoc - powiedziałam i puściłam jego rękę, która swoją drogą była przyjemnie ciepła. - Jak w ogóle wpadłeś na pomysł udawania pary?

- Zrobiłem to samo, co facet z tego filmu, który oglądaliśmy - odpowiedział.

- Rzeczywiście - zaśmiałam się, wciąż miałam przed oczami minę blondyna. - W każdym razie na prawdę dziękuję.

- Nie ma za co - odpowiedział i uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest. Patrzyliśmy na siebie przez moment, ale po chwili zmarszczyłam brwi, przypominając sobie o czymś.

- Gdzie jest Thor?!

Po dość długim poszukiwaniu Olbrzyma w końcu udało nam się go znaleźć. Znowu kręcił się przy mini zoo, więc musieliśmy go odciągać, żeby znów nie próbował wynieść jakiejś kozy.

Kiedy wracaliśmy do wieży, słońce już zachodziło za horyzont, rzucając piękną pomarańczową poświatę na wieczorne niebo. Byłam wykończona. Po drodze rozmawialiśmy. Thor mówił o 'midgardzkich zwierzętach' i zachwycał się niektórymi, a my z Bucky'm komentowaliśmy jego wypowiedzi. Nie obeszło się także bez śmiechu.

W końcu dotarliśmy do wieży. Wjechaliśmy windą na górę, a kiedy drzwi się rozsunęły do moich uszu dotarła głośna muzyka. W naszym salonie było pełno odstawionych ludzi. Na dodatek prawie wszystkich nie znałam.

- Co do... Co tu się dzieje? Nagle przed windą, z której nie zdążyliśmy jeszcze wyjść pojawiła się reszta Mścicieli.

- Wszystkiego Najlepszego! - krzyknęli. Patrzyłam na Tony'ego, Steve'a, Bruce'a, Sama, Clinta i Natashę. Chłopcy byli w garniturach, oprócz Sama i Bruce'a, którzy nie mieli na sobie marynarek, tylko koszule. Nat natomiast była ubrana w czarno-białą sukienkę.

- Czy któryś z was ma dzisiaj urodziny? - zapytałam Bucky'ego i Thora. 

- Ty masz urodziny - zaśmiał się Stark. - Co prawda jutro, ale impreza niespodzianka, musi być wcześniej.

- Ja? O Boże, rzeczywiście! - krzyknęłam. Jak mogłam zapomnieć o swoich urodzinach? - Zrobiliście mi imprezę niespodziankę? Rety... Dziękuję - rzuciłam im się na szyje. 

Kiedy już wszystkich wyściskałam, łącznie z Bucky'm i Thorem, którzy przez cały dzień skutecznie odwracali moją uwagę, rozejrzałam się dookoła. 

- Nie wiem tylko co to za ludzie - mruknęłam.

- Twoje znajomości są bardzo ograniczone, więc pozwoliłem sobie zaprosić paru moich znajomych dla zapełnienia miejsca - odparł Tony.

- Nawet Pirat przyszedł! - zdziwiona patrzyłam na Fury'ego, który rozmawiał z agentką Hill i z Andrew. Już chciałam ruszyć w kierunku mojego przyjaciela, żeby się przywitać, ale Tony mnie powstrzymał.

- Może najpierw się przebierzesz? Musisz jakoś wyglądać, w końcu to twoja impreza. Wy też chłopaki, strój galowy obowiązkowy - zwrócił się Tony do Thora i Bucka.

Ruszyłam do swojego pokoju, przeciskając się między ludźmi i zastanawiając co mam na siebie włożyć. Jednak kiedy tylko weszłam do swojej sypialni, zobaczyłam, że mój wujek zatroszczył także o to. Na moim łóżku leżała bordowa sukienka. Spódnica była rozkloszowana, a gorset i rękawy były zrobione z koronkowego materiału. Obok w pudełku znajdowały się, także bordowe, szpilki z paskiem.

Czas przygotować się na swoją imprezę.

Po piętnastu minutach, o dziwo, byłam gotowa. W pięknej sukience i butach z rozpuszczonymi włosami, w które po bokach były wpleciona dwa drobne warkoczyki, spotykające się z tyłu głowy. Wyszłam z pokoju. Idąc powoli do salonu, zauważyłam uchylone drzwi do pokoju Bucky'ego. Dziwiąc się, że jeszcze nie wyszedł, wstąpiłam do jego pokoju. Stał przed lustrem, w czarnych spodniach, butach i białej koszuli, która była podwinięta do łokci, odsłaniając jego metalową rękę. Próbował zawiązać ciemno czerwony krawat. Był tak pochłonięty walką z kawałkiem materiału, że nawet nie zauważył, że weszłam.

- Pomóc ci? - zapytałam, a mężczyzna odwrócił się w moją stronę.

- Nie widziałem, kiedy weszłaś - mruknął. Spojrzał na mnie kątem oka, a widząc moją stylizację, zawiesił na mnie na chwilę wzrok.

Podeszłam i stając przed nim, zaczęłam wiązać mu krawat. Po chwili był już zawiązany.

- Czegoś mi tu brakuje... Wiem - wzięłam cienką czarną gumkę. Podeszłam bliżej, pomimo butów na obcasie, musiałam stanąć lekko na palcach, żeby dosięgnąć do jego włosów. Znalazłam się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Podczas gdy ja wiązałam jego przydługie włosy w małego koczka, on, lekko spięty przyglądał się moim ruchom. Czułam się trochę niezręcznie. Kiedy skończyłam obejrzałam swoje dzieło. Kilka niesfornych pasm już wyleciało z niskiego upięcia i opadło na jego twarz, na której jak zwykle widniał lekki zarost.

- Pięknie... No to możemy iść.

Ruszyliśmy w stronę salonu, gdzie impreza trwała w najlepsze.

~*~

Narrator:

Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy, kiedy Ethan Jonhson stanął przed Avengers Tower. Stał i wpatrywał się w szklane drzwi, zastanawiając się czy wejść do środka. Wiedział, że Alex ma jutro urodziny, a dzisiaj została wyprawiona impreza, na którą zresztą jego przyjaciel został zaproszony. Zamierzał w końcu powiedzieć dziewczynie prawdę. Pokazać, że jednak żyje... 

Już zamierzał przekroczyć próg, ale zawahał się. Czy to na pewno dobry pomysł? Nie wiadomo jak zareaguje. Pewnie będzie zła... W ostatniej chwili zawrócił. Narzucił na głowę kaptur i wkładając ręce do kieszeni zaczął się oddalać od Avengers Tower. Dzisiaj jednak jej nie powie. Przecież nie będzie psuł jej imprezy...












_____________________

Cześć Wszystkim 👋

Przychodzę do Was z takim oto rozdziałem, który ma 1860 słów. Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Niestety mam złą wiadomość, w przyszłym tygodniu rozdział się nie pojawi. Niestety nie wyrobiłam się, niedawno wróciłam z obozu, a już w kilku następnych dniach wyjeżdżam za granicę, na prawie dwa tygodnie. Prawdopodobnie nie będę miała internetu, zresztą następny rozdział nie jest jeszcze napisany. Mam nadzieję, że uda mi się go dodać na następny termin.

Do zobaczenia 😉









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top