Szkoła T.A.R.C.Z.A. #3/3
-Wstawać łajzy!- drę się na całą mordę.
-Nie...- jęczy Cindy.
-Okej, jak c hciałyście- idę na chwilę do swojej szafki. Wyjmuje z niej dwa kubki. Szkoda, że nią mam patelni...- wstawać!- drę się nad ich uszami i zaczynam walić kubkiem o kubek.
-No dobra, wstałam już! Może być? Ughh...- jęczy Cindy.
-Ależ oczywiście- szczerze się.
-Czemu ci się tak śpieszy?- pyta Raven.
-Trening jest rano! Dlatego!- łapie szczotkę i robie sobie szybkiego warkocza. Jestem już gotowa do wyjścia, nie to co te łajzy.
-Ej! Ja idę! Nie chce mi się na was czekać!
-Dobra, idź. Tylko nie pozabijaj nikogo, nie kłóć się z nikim, ani... a nie, czekaj. Podrywać Pietra możesz!- Cindy się śmieję.
-Spadaj- mówię i wychodzę z pokoju, trzaskajac drzwiami.
Szybkim krokiem, docieram do sali treningowej. Jest już kilka osób. Na ringu Natasha walczy z Clintem, na bierzni jest Steve, Thor siedzi i bawi się młotem, Wanda ćwiczy swoją moc na ciężarkach i Bucky, który bije worek treningowy. Podchodzę do Rogersa i wchodzę obok niego na bierznie.
-Hej, Nancy- posyła mi uśmiech, nie zwalniając.
-Cześć- odpowiadam i uruchamiam bierznie- co tam?
-Miło, że pytasz. Nic ciekawego. A u ciebie?
-Podobnie. Jak się trzyma Bucky?
-Ech... na pewno lepiej niż wczoraj i gorzej niż jutro. Powinnaś z nim pogadać. Polubił cie.
-No ja mam nadzieje- śmieje się- zaraz pójdę. Może z nowu spusci mi łomot.
-Walczyliście ze sobą?!
-Można to tak nazwać. Bardziej on mną pomiatał. Ale nie zaprzecze, że mogłam w końcu powalczyć z kimś, kto nie pada od razu po jednym kopnięciu.
-A co powiesz na sparing ze mną? Będę ostrożny- posyła mi uśmiech.
-Serio? Jasne! Z wielką chęcią!- wyłączamy bierznie. Podchodzimy razem do ringu i przez chwilę przyglądamy się walce Nat z Clintem. Po kilku minutach pada Barton. Czarna Wdowa nieźle go wykończyła.
-Chodź- Steve łapie mnie za rękę i ciągnie na ring. Wchodzę z nim.
-To będzie ciekawe- mówi Natasha.
-Dobra, nie będę wykonywał gwałtownych ruchów, ale skup się- obydwoje przybieramy pozycję. Stevie czeka na mój ruch. Ostrożnie podchodzę do niego i zadaje szybki cios w śledzione. Co, nie spodziewałeś się tego? Surprise!
-Nieźle- mówi Clint. Zerkam na niego, ale Kapitan łapie mnie za ramię i przerzuca przez swoje. Z hukiem upadam na podłogę. Sycze.
-Wszystko dobrze?- Rogers podaje mi rękę. Łapie za nią. Podnosze się i od razu wykręcam mu ją. Drugą łapie mnie za rękę i rzuca o ziemię. Przeslizguje mu się pod nogami i uderzam go pięścią w szyję. Na pewno zabolało, ale przecież walczę z Kapitanem Ameryką. Koniec w końców i tak to ja wyląduje na ziemi.
Rogers po chwili odwraca się w moją stronę i celuje we mnie pięścią. Byłam na to przygotowana. W porównaniu z Kapitanem jestem mniejsza i co za tym idzie zwinniejsza. Zgrabnie wymijam ten cios, ale jednak nie zdołam juz kopnięcia prosto w brzuch. Upadam kawałek dalej. Wszystko mnie boli, ale zmuszam mięśnie do wstania.
-Młoda ma krzepe- słyszę głos Bartona.
-Dawaj Nancy!- dopinguje mnie Wanda.
Szybko na niego nacieram. Gdy chce zadać mi cios ręką, schylam się po prostu i zdzielam go pięścią w brzuch. Zgina się, ale praktycznie od razu łapie mnie za ramiona i przerzuca przez siebie. Udaje mi się jakoś odwrócić w locie i zamiast na plecach, ląduje ma zgietych nogach, za Stevem.
-Czekaj... Chwila... musze... złapać oddech...- strasznie dysze. Opieram ręce o kolana i próbuje złapać oddech - uff... okej... mogę dalej- mówię po chwili i staje prosto.
-Może zrobimy sobie przerwę?- pyta Steve, patrząc na mnie.
-A co? Zmeczyłeś się?- pytam z uśmiechem na twarzy. Odpowiada mi tym samym.
Korzystam ze swoich całych sił i próbuje go kopnąć, ale z łatwizną łapie mnie za nogę i zwyczajnie powala na ziemię. Leżę na niej brzuchem.
-Okej, wygrałeś! Umarłam!- krzyczę i obracam się na plecy. Ciężko oddycham. Mój przeciwnik podchodzi do mnie i podaje mi rękę. Korzystam z gestu.
-Coraz lepiej ci idzie- oznajmia mi Steve.
-Dałam ci fory- mówię stanowczo, ale po chwili zaczynam się śmiać, aż bolą mnie wszystkie mięśnie.
-Idź odpocząć- obejmuje mnie Steve i prowadzi mnie do ławki. Siadam na niej i pije moją wodę. Patrzę na innych. Wrócili do swoich zajęć.
-Już po treningu? Napadł na ciebie Loki, czy co?- obok mnie siada Raven i Cindy.
-Nie, tylko Steve. A tak poza tym, widziałyście Laufeysona?
-Nie. Ale ty i tak masz zakaz widywania się z nim.
-Zasady są po to, aby je łamać- uśmiecham się i wstaję.
-Też tak uważam!- odwracam się. Widzę Tony'ego- ale o co chodzi?
-Bo Nancy chce...
-Cicho!- karce przyjaciółkę- nic takiego. Jedynie nie wyrzucić pustego kartonu po mleku- mówię do Starka.
-Jesteś okrutna...
-Wiem- szczerze się. Co jak co, ale kłamcą jestem świetnym. Sam Loki byłby pod wrażeniem. A właśnie, skoro cześć ludzi jest tu, to bym mogła go odwiedzić...
-Stark!- To Clint- szkoda, że nie widziałeś, jak Nancy spuszcza łomot Rogersowi!
-Serio? No Nancy, jestem pod wrażeniem... powiedz proszę, że połamałaś mu to i owo...
-Prędzej on mi- śmieje się- Ej, ja już idę. Widzimy się później- mówię.
-Jasne, do zoba- odpowiada mi Stark. Łapie za butelkę z piciem i wychodzę z sali treningowej.
*
D
ziewczyny przed chwila przyszły z treningu. W tym czasie ja czytałam książkę i przebrałam się. Za kilka minut musimy iść na pierwszą dzisiaj lekcje- Biologię z Brucem. Łapie juz za plecak i razem z przyjaciółkami wychodzę z naszego pokoju.
-Wanda mi mówiła, że świetnie ci szło w walce z Kapitanem- mówi Cindy.
-To miło. A jak wam dzisiaj poszło?
-Coraz lepiej- odpowiada Raven. Idziemy i rozmawiamy trochę o lekcjach, serialach i juz prawie docieramy do sali. Nagle jednak przystaje.
-Co jest?- pyta Cindy.
-Słyszycie to?- na chwilę panuje całkowita cisza.
-Nie- mówi Raven.
-No właśnie. Coś tu nie gra...- przerywa mi długi alarm.
-Cindy, coś ty zrobiła?!- krzyczę razem z Raven.
-Ja? Nic! Moi ziomkowie mieli przyjść dopiero później!
-O kurde...- podbiegam do sali. Otwieram ją, ale nikogo tam nie ma. Jesteśmy same- kurde, kurde, kurde.
-Co robimy?- pyta Cindy.
-Dobra, słuchajcie. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Nie wiem gdzie wszyscy są. Ale jedno wiem. Musimy stąd spadać.
-Ale gdzie?
-W sumie w pokoju mam pistolet- obie patrzą na mnie dziwnie- No co? Natasha mi dała. Ale teraz to nie ważne. W sali treningowej są pancerne drzwi i broń. Musimy...- milkne, gdy słyszę kroki- szybko, do sali- szepcze w stronę dziewczyn. Wchodzimy do środka. Przykładam ucho do drzwi. Ten ktoś nas mija. Niesłyszalnie otwieram drzwi, zostawiając przy okazji plecak. O ja nie wierzę... jakiś gościu w czarnym kostiumie ze... znakiem Hydry na ramieniu, odchodzi. Znika za zakrętem. Cofam się do sali.
-Co widziałaś?- pyta podenerwowana Cindy.
-Słuchajcie... mamy problem.
-Jaki?!
-Cicho. Usłyszą nas.
-Kto?- juz szepcze.
-Hydra- obydwie bledna na dźwięk tej nazwy- Dobra, słuchajcie. Ludzie pewnie mają kłopoty. Tylko my tu jesteśmy. Musimy coś zrobić- podchodzę do biurka Bruca i grzebie w nim. Wyciągam kilka małych słuchawek, do komunikacji. Podaje Raven i Cindy po jednej i sama swoją wkładam do ucha.
-Co teraz?- pyta Cindy.
-To proste. Dobra, nie. W ogóle. Jeśli jest tu cały oddział Hydry, nie mamy szans. Zero. Dlatego po pierwsze musimy skombinować broń. To podstawa.
-Okej, ale jak dostaniemy się do sali?- zadaje pytanie Raven.
-Mogę wam zaufać, prawda?- kiwają głowami- Świetnie. Mamy jak się porozumieć. To już dużo. Sala jest nad nami. Idziemy schodami. Po cichu. Jeśli zauważycie coś to powiadomcie mnie.
-Jak?
-Może ciche słowo: mutant?
-Okej, może być- odpowiadam.
-Ale... jeśli Hydrant jakiś nas zaatakuje?- Cindy jest speszona.
-Cóż... będziecie miały możliwość wykazania się. A teraz za mną- wychodzę z sali. W skradaniu jestem mistrzem. Często, a praktycznie codziennie ćwiczyłam na spacerach w nocy. Lubiłam to. Znaczy czasami też się przejdę, ale po siedzibie tarczy. Jeszcze nikt mnie nie złapał.
-Cicho...- szepcze do dziewczyn. Gdy wyłaniamy się zza zakrętu do sali treningowej, przebiega jakiś hydrant. Zza rogu podstawam mu nogę. Wywraca się. Zabieram mu szybko karabin i przytrzymuje go przy ziemi stopą. Celuje w niego bronią.
-Co tu robisz i czego chcesz?- facet ma z jakieś 30 lat. Boi się. Widać to na pierwszy rzut oka.
-Nic nie powiem!
-Mów!- krzyczę i przestawiam magazynek w karabinie.
-Okej, okej! Tylko nie krzycz!- juz chce się odezwać, ale słyszę za mną głosy.
-Opuść broń, albo one zginą!- odwracam się, ale broń wciąż kieruje w stronę tego gościa. Cindy I Raven trzyma jakiś facet. Nie znam go. Ale wiem, że jest z Hydry. Ma w dłoni karabin. Patrzę na dziewczyny. Są przerażone. Powoli odkładam broń. Niezauważalnie kiwam głową do dziewczyn. Zrozumiały o co chodzi, bo Raven walnela gościa z łokcia w brzuch, Cindy po chwili kopnela go w krocze, a ten się skulił i leży na podłodze.
-Podnieście broń!- krzyczę do nich. Sama to robię i nie spuszczam wzroku z tego, co jest obok mnie- co tu robicie i czego chcecie?!
-Myślisz, że ci powiemy?- warczy gość w rękach moich przyjaciółek. Szybko w niego wymierzam i strzelam mu w nogę. Wrzeszczy z bólu.
-Nancy!- krzyczy Cindy- mogłaś nas postrzelić!
-Nie zrobiłabym tego, jesteście mi potrzebne na treningi!- obydwie patrzą na mnie spode łba- Mów, co robi tu Hydra i gdzie są wszyscy!
-Nic nie powiem- jęczy. Wzdycham. Kopie młodszego w głowę z całej siły, przez co traci przytomność i podchodzę do tego drugiego. Dziewczyny z przerażeniem przyglądają mi się.
-Mów.
-Nie!- nadeptuje na jego rane, przez co wyje z bólu. Nic jednak nie mówi, tylko po chwili mdleje. Klne pod nosem.
-Z - Zabiłaś go...- zacina się Cindy.
-Nie, tylko zemdlał.
-To... co teraz robimy?- rozglądam się w okół.
-Musimy znaleźć resztę- wymijam je- chodźcie!- krzyczę, gdy one stoją w miejscu. Tak szczerze, to nie mam pojęcia, gdzie mam iść.
-Ale gdzie?- pyta Cindy.
-Eee... do biura Starka! Może tam coś będzie.
Idziemy wiec. Odpuszczamy sobie windę, bo by nas zdradziła, wiec biegniemy po schodach. Docieramy na miejsce. Zaskakuje mnie agent Hydry, który tam stoi. W sumie można by się tego spodziewać. Od razu strzelam do niego. Ale w nogę. Nie chce go zabić, tylko unieszkodliwić. Gość krzyczy z bólu, ale nim zdąrzam podejść do niego, słyszę wołanie. Raven.
Podbiegam do dziewczyn, które kleczą.
-O Boże...- kucam obok nich. To Stark. Jest cały zakrwawiony. Ledwo oddycha.
-Tony...- mówi cicho Raven. Adrenalina płynie w moich żyłach. Co zrobić.... co zrobić?
-Stark, do jasnej kurna nędzy obudzić się!- wyrzucam z siebie słowa, a ten nagle otwiera oczy.
-Nancy! O matko! Miałem dziwny sen. Śniło mi się, że Steve ubrał się w kostium Iron Mana na Stark Expo i wyruszył w nim na misję- strzelam facepalma. Ale szczerze się ciesze, ze żyję.
-Żyjesz...- wzdycha z ulgą Raven.
-No jasne! Nikt nie zabije mnie!
-Stark, skup się. O co chodzi? Jesteś ranny? Coś cię boli?- pytam z troską w głosie.
-A, no. Zapomniałbym. Mam zlamaną nogę. Hydra na nas napadła. Nie mogłem przyzwac zbroi.
-Dlaczego cie nie zabili?- pyta Cindy.
-Pewnie miałbym im pomóc w czymś. Historia lubi się powtarzać.
-Gdzie reszta? Steve, Bruce, Clint? Wszyscy?
-Nie wiem- próbuje wstać na nogi, ale zlamana noga mu to uniemożliwia.
-Zostań tu. Cindy, Raven pilnujcie go. Tego tam też- pokazuje głową na juz nieprzytomnego hydranta.
-O nie, idę z tobą- mówi Stark.
-Ogarnij się, Tony. Idę sama.
-O nie, nie puścimy cie samej- zaprzecza Cindy. Raven potwierdza.
-Ech... okej. Ale jedna z was musi z nim zostać.
-Ej! Jestem już dorosły! Mogę o siebie zadbać!
-Ostatnio gdy to zrobiłeś wleciałeś z atomowką to portalu, stworzyłeś Ultrona, groziłeś terroryście...
-Okej, zrozumiałem.
-Świetnie. Cindy, weź to- padaje jej pistolet, a sama biorę karabin hydranta- idziemy. Raven, jakby coś się działo, zawiadom nas.
-Jasne. Uważajcie- kiwamy głowami i wychodzimy.
-Gdzie idziemy?
-Pamiętasz więzienie Lokiego?
-Tak. Czekaj...
-Tak. Tam- idziemy szybkim krokiem. Nie wiem ile mija minut, ale szybko docieramy na miejsce. Słyszę hałasy w środku. Kiwam głową do Cindy i kopie w drzwi.
-Ręce do góry!- krzyczę. Rozglądam się. W szklanym więzieniu znajduje się Loki, Bruce, Thor, Vison, Pietro i Wanda. Wszyscy leżą nieprzytomni. Jak im się to udało?! Pokonali ich! Ale... jak?
Wymierzam w... w sumie nie mogę w nikogo wymierzyć dokładnie, bo jest tu... ośmiu agentów. I to oni celują we mnie i Cindy. Cholera.
-No, no, no. Kogo my tu mamy?- mówi jeden. Widziałam jego akta. Strucker. To się nazywa nienawiść od pierwszego wejrzenia.
-Odwołaj agentów- mówię stanowczo. Ale strasznie się boję. Ten podchodzi do mnie.
-A jak nie?- Nie odpowiadam. Pstryka palcami, a dwóch z agentów przeładowuje magazynek. Teraz widzę, o co chodzi... jeden celuje z Steva, a drugi w Bucka. Jeszcze raz: Cholera.
-Wystarczy jeden znak, a twoi przyjaciele zlecą w przepaść- patrzy na szkło- albo dostaną kulkę w łeb- Patrzę najpierw na blondyna. Ma ledwo otwarte oczy. Spoglada mi w oczy, w których widzę czysty ból. Przenoszę wzrok na bruneta. On nie wygląda lepiej. Jego klatka piersiowa ciężko się podnosi i opada.
-Opuść broń- robię jak każe. Nie dobrze mi, ale nie pokazuje tego. Strasznie się boję- Ty też- mówi do Cindy. Robi to samo.
-Czego chcesz?- staram się, aby mój głos się nie załamał.
-Czego chce? Wiele... ale nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy- patrzę się na niego ze zdziwniem.
-O co ci chodzi?
-Ty mi pomożesz to dostać- ściskam mocno broń- obserwowaliśmy cie i twoich przyjaciół od kąd przyjęto was do Szkoły Tarczy.
-Nie.
-Oj pomożecie... albo możecie pożegnać się z przyjaciółmi- przełykam ślinę. Spoglądam na Rogersa. Przez chwilę patrzy mi w oczy, ale odwraca wzrok.
-Zgoda- odpowiada za mnie Cindy. Spuszczam głowę. No bo co innego mamy zrobić? Ośmiu agentów, na nas dwie? Mało fer.
-Świetnie! Możecie ich sprzątnąć- mówi Strucker. Od razu się ożywiam.
-Nie!- krzyczę i strzelam do Żołnierza, który celuje w Bucka. Pada na podłogę. Wywiązuje się z tego strzelanina. Ciągne Cindy za ścianę i mówię, aby się nie wychylała. Sama to robię I strzelam do Struckera. Nie wiem, czy go trafiłam, ale mamy przerabane. Na szczęście są zbyt zajęci zabiciem mnie, niż Rogersa i Barnesa.
-Co robimy?- krzywie się, gdy pocisk przelatuje obok mnie.
-Walczymy- odpowiadam. Wychylam się i oddaje kilka strzałów. Cofam się. Biorę kilka wdechów i przemieszczam się na drugą stronę, gdzie jest róg, za którym można się ukryć. Każe Cindy zostać na miejscu. Zostało czterech agentów. Strucker stoi, ale jest ranny. Na chwilę nasze spojrzenia się krzyżują. Celuje we mnie, ale w odpowiednim momencie unikam strzału.
-I tak cię zabijemy- podchodzi do mnie- i twoich przyjaciół!- Okej. Na yolo. Najwyżej zgine. Wychylam się cała za rogu i strzelam prosto w serce Struckera. Zamiera. Upada na kolana.
-Hail Hydra- szepcze.
-Nancy!- krzyczy Cindy. Został jeden agent, bo resztę ona postrzeliła. Huk. Wzdrygam się. Trafił mnie. Trafił? Nie, nie trafił. O Boże, zawał. Ostatni upada na ziemię. Za nim stoi Raven.
-Przyszłam w samą porę, nie?- kiwam głową na tak.
-Co ze Starkiem?- pyta Cindy.
-Ma złamaną nogę i zryta psychikę. Od złamania nie umrze, a z psychiką juz nic nie poradzimy- podbiegam do Rogersa i Barnesa.
-Nic wam nie jest? O co ja się pytam, jasne że jest! Postrzelili was? Co was boli? Wzywam karetkę- chce wstać, ale ręka Steva mnie powstrzymuje. Mamrocze coś pod nosem.
-Hę?- pytam. Z nowu to samo- co?- nadal nic nie rozumiem- Steve, nie rozumiem Cię. Potem pogadamy, teraz lecę po pomoc.
-Na moją tarcze, powiedziałem "Zdałyście". Aż tak nie wyraźnie mówię?- patrzę się na niego z wytrzeszczonymi oczami.
-Gratuluję- wstaje Bucky.
-O co tu chodzi?- dziwi się Raven. Wszystko znika. Tak po prostu. No może nie wszystko, ale plamy krwi, agenci i broń. Ogłupiałam.
-Gratuluję wam! Zdałyście pomyślnie test!- drzwiami wchodzi Fury.
-Jaki test do jasnej cholery?!- Wow, Cindy się poniosła.
-Język- karci Steve. Patrzę na niego spode łba.
-To był wszystko test. Hydra nas nie zaatakowała. Wszyscy żyją. Sprawdzalismy czy nadajecie się na agentów i jakiego stopnia. Gratuluję, Zdałyście pomyślnie.
Nasi przyjaciele nie byli w niebezpieczeństwie? To był test?
Odwracam się do Stevena, a on się szczerzy. Uderzam go z plaskacza. Jest zaskoczony. Nie dziwię się. Zaraz daje mu z liścia z drugiej ręki.
-Shhhh- Syczy Fury.
-A to za co?- pyta Steven.
-Ja... sama nie wiem.
-Jest roztrzesiona- mówi Bucky.
-Odprowadze was do pokoju- obok mnie pojawia się Pietro. On także żyję. Nie był bliski śmierci. Kiwam głową na tak.
-Od razu możesz do psychiatryka, bo się przyda- mówi Raven.
Serio, ogłupiałam.
*
-Proszę- Pietro podaje mi i moim przyjaciółką herbatę.
-Dzięki- odpowiada za nas Raven. Pijemy w ciszy.
-Świetnie wam poszło.
-A weź się już zamknij- odpowiada Cindy. Nieźle ją wkurzyli. Mnie zresztą też.
-Przepraszam- odpowiada i się już zamyka.
-No ludzie?! Po co to było?! My tu juz zdychamy, że zaraz umrzecie, a to był tylko TEST!- Cindy nie wytrzymała. Wybuchła. Ech. Rozlega się pukanie do drzwi.
-Uwaga, mamy broń i przez przypadek możemy kogoś postrzelić, myśląc, że to test!- drę się na cały ryj. Wchodzi Steve. I Stark. I Bucky.
-Czego?- pyta Raven.
-Chcieliśmy dać wam karty, które będą umożliwiać wam różne rzeczy- Steve kładzie to na szafce.
-Szkoda, że nie masz złamanej nogi- Raven patrzy na Starka- chociaż z chęcią Nancy ci ją złamie.
-A ty nie możesz?
-Ty jesteś od brudnej roboty.
-W sumie... zrobię to z wielką chęcią- gromie całą trójkę wzrokiem.
-Przykro nam, że tak to wyszło...- Rogers jest zmieszany.
-Zamknij się- warcze- albo... powiedzcie nam jak to zrobiliście.
-Jelonek użył iluzji i tadam!- tłumaczy Stark.
-Dlaczego?
-Mówił coś o śmianiu się z ciebie i zemście- odzywa się Bucky.
-Aha. Fajnie, że my też ucierpiałyśmy- wtrąca się Cindy.
-Idzcie juz sobie- Raven patrzy na nich- wszyscy- zwraca się do Pietra. Posłusznie wychodzą. Gdy zatrzaskuja za sobą drzwi, zrywam się z łóżka.
-To było świetne! W końcu moglysmy się wykazać! A teraz na dodatek jesteśmy agentami, jeśli można to tak nazwać!- ciesze się strasznie.
-No nie? Super było strzelać do ludzi!- szczerzy się Cindy.
-I ta adrenalina- potwierdza Raven.
-Czyli... nie mówimy im, że się nam to podobało?- pyta Cindy.
-Nie, niech mają wyzuty sumienia. Będziemy mogły to wykorzystać- szeroko się uśmiecham.
-Chyba ich- poprawia mnie Raven.
-Masz całkowitą rację!- A więc... sama nie wiem co. To było świetne. Ale na razie nie będziemy im o tym mówić. Może Stark w przeprosinach kupi nam maszynę do lodów? A Rogers pozwoli mi chodzić ze swoją tarczą?
Tak czy siak przyjaciół mam i tak wspaniałych, ale o tym już się chyba przekonaliście.
*******
Nominacja od WampirzycaAga
Nienawidzę was.
Ech... lets go.
1. Kości, Arrow, Dr. House, Once upon a time, Agenci TARCZY
2. Hmmm... Sylo. Ale strasznie ubolewam, bo nie wiem skąd wziąć drugą część ;-; Jeszcze jestem w trakcie czytania ,,Ewangelia według Lokiego". Świetne ^^
3. Hm... Kraina Lodu. Ale lubię też Zaplątani ^^
4. Czytanie książek, oglądanie seriali, filmów, pisanie lub spotykanie się z przyjaciółkami, spacery z psem, pisanie na wattpadzie, oglądanie głupich filmików na yt, czasami też rysowanie. I tyle chyba XD
5. Em... nie.
6. Moja pierwsza myśl: ,,Kur*a, z nowu ktoś mnie nominował?! Ja pierdole... dobra, just do it. Będę mieć to z głowy".
O boszzeeee...
Jestem tak zmęczona...
Wszystkich to interesuje.
Jeśli kogoś to interesuje (a wątpię) to całą noc musiałam pomagać Avengers ;-; i Fury'ego. Ciągle tylko zrób to, zrób tamto.... *ziewwww*
Mam ich dość. Robie sobie przerwę. Jakby ktoś się o mnie dopytywał, np. Stark bo ciągle chce mnie w laboratorium, abym pomogła mu przy różnych pierdołach, to powiedzcie, że poszłam do Hydry, bo tam mnie chociaż tak nie męczą.
Dobra, kończę, pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top