Dziękuję Ci- Pietro Maximoff

Chodzę po całym mieszkaniu. Nie mogę usiedzieć w miejscu. A co jeśli coś się stało? Czemu tak długo nie wracają? A jeśli nie dali rady? Co jeśli już nigdy go nie zobaczę?

-Holly... skarbie, uspokój się. Nic im nie będzie. Twój ojciec na pewno tego dopilnuje- patrzę na moją mamę.

-A jeśli coś się stało? Jeśli poszło coś nie po my...- Nie dokańczam, bo słyszę otwierane drzwi i głosy. Szybko zbiegam na dół i moim oczom ukazuje się grupka super bohaterów.

-Tato!- krzyczę i podbiegam do Hawkeye. Jestem córką Clinta Bartona. Możecie sobie pomyśleć ,,Ale ma fajnie...". Faktycznie. Super jest mieć tatę bohatera. Uczył mnie strzelać z łuku, a teraz ze sobą rywalizujemy. Czasami też inni Avengers przyjdą do domu i mogę z nimi pogadać. Lubią mnie, a ja ich. Ale najgorzej jest, gdy wyjeżdża na misje.

-Cześć Holly!- przytula mnie.

-Witaj panno Holly- mówi Thor i uśmiecha się do mnie.

-Witaj Thor. Tato, dlaczego tak długo was nie było? Coś się stało?- odrywam się od niego i patrze po całej grupce bohaterów. Jak zwykle poobijani.

-Cóż...- drapie się po karku.

-Clint nam z nowu prawie zginął- odzywa się Iron man. Patrzę na Clinta zszokowana i z nowu go przytulam.

-Jak to prawie? Co się stało?- mówię przejęta.

-Mieliśmy już wylatywać, gdy... gdy zauważyłem chłopca. Matka go wołała, a właśnie nadlatywały kolejne roboty. Pobiegłem wiec do niego...- urwał na chwilę- Myślałem, że... że te roboty zabiją mnie i chłopca, ale uratował mnie...- w tym momencie miga mi coś niebiesko- białego przed twarzą.

-Ja- przede mną stoi chłopak, może 2-3 lata starszy ode mnie. Ja osobiście mam 18. Jest ubrany w niebieski strój. Uśmiecha się do mnie. Ma specyficzną barwę włosów- białą.

-To Pietro- mówi jakaś dziewczyna. Nie zauważyłam jej wcześniej. Ma kasztanowe włosy i jest mniej więcej w moim wzroście.

-Albo jak wolisz Quicksilver- posyła mi uśmiech. Rzucam mu się w ramiona i przytulam.

-Dziękuję, że uratowałeś Clinta- po policzku ścieka mi łza.

-Hej, spokojnie. To była wielka przyjemność uratować jego tyłek przed Ultronem- odrywam się od niego i ocieram łzę. Lekko się do niego uśmiecham.

-Jestem Holly- zwracam się do niego i tej dziewczyny.

-Wanda- podaje mi rękę kasztanowłosa. Patrzę na innych, którzy oglądają całą tą scenkę.

-O jeny, przepraszam was! Co was boli? Ktoś ma coś złamane? Postrzelili kogoś?- biegnę po mój zestaw apteczki.

-Raczej nie, ale mogłabyś jeszcze sprawdzić?- prosi mnie mój tata. Wracam do salonu, gdzie są wszyscy.

-Jasne- odpowiadam. Uczę się na lekarza, wiec takie zajęcia praktyczne zawsze mi się przydadzą. Mimo iż wolałabym nie robić ich na nich.

-Holly, jak zwykle nasza lekarka- podśpiewuje wesoło Stark.

-I najlepsza!- dodaje dr. Banner.

-Bo mam najlepszego nauczyciela!- często Banner uczy mnie. Sam jest lekarzem, a jak on to mówi ,,Uczenie ciebie sprawia, że nie czuje się jak wielki, zielony potwór, który nie panuje nad sobą."

-Przesadzasz- mówi.

-Okej, dosyć tych pogadanek! Czuje się pokrzywdzony, że mi nikt nie prawi komplementu!- wtrąca się Tony.

-Jesteś najbardziej arogankim facetem na świecie. Może być?- Wszyscy, oprucz niego reagują śmiechem.

-Okej, po kolei- Najpierw badam Natashe. Dyskutujemy razem na temat naszego ulubionego serialu. Potem Bannera i rozmawiamy o jego nowych badaniach. U niego także wszystko dobrze. Z każdym mam jakiś temat do rozmów: z Kapitanem Ameryką rozmawiam o filmach historycznych, z Wanda znalazłam wspólny język, dzięki temu, że obie kochamy czytać, z Thorem omawiamy wszystkie zwyczaje i tradycje na temat Midgradu. Jak wytłumaczyć bogu z innej planety, na czym polega przebieranie się za potwory w Halloween? On uważa, że to straszne. Z Tony'm... cóż, z Tony'm zawsze o czymś innym. Tym razem znalazł sobie temat...

-Kiedy poznamy w końcu twojego chłopaka, co?- unosi brwi do góry i szczerzy zęby. Wzdycham.

-Nie mam chłopaka. Kiedy to do ciebie dotrze?

-Nigdy. Powiedz, jest tak przystojny, seksowny i wspaniały jak ja?- strzelam facepalma. Słyszę za sobą śmiech. Odwracam się i napotykam wzrok Pietra. Kiwam głową z dezaprobaty.

-Nie. Może dlatego, że go nie ma? Nie istnieje. Kurcze, prędzej wytłumaczę Thorowi na czym polega Halloween niż tobie, że nie mam nikogo!- z nowu słyszę śmiech Pietra. W sumie to teraz w salonie jestem tylko ja, Tony, Clint i on. Reszta gdzieś poszła. Mam nadzieje, że nie zwiedzają wnętrza mojego pokoju. Jest w nim na pewno wielki syf.

-Okej, idź. Jesteś zdrowy fizycznie. Jeśli chodzi o psychikę, to nie do mnie te problemy- mówię do Starka.

-Dzięki, ale nie sądzę, aby miał by mi być potrzebny psychiatra- wstaje z sofy.

-A ja tak. Umówić cie?

-A to kobieta?- strzelam kolejny raz facepalma. I z nowu słyszę ten śmiech.

-Okej, okej. Ja już idę, bo jeszcze zrobisz sobie coś waląc się ciągle w twarz- jak mówi tak wychodzi. Koło mnie siada Quicksilver. Robie mu te same badania co innym.

-Masz piękne oczy, wiesz?- patrzy się na mnie. Podnosze wzrok, ale od razu do spuszczam.

-Dziękuję...- mówię nieśmiało. Siedzimy tak chwilę w ciszy. Sprawdzam mu czy wszystkie odruchy są. Czy wszystkie kości ma mną swoim miejscu- Nic ci nie jest. Trzeba tylko odkazić tą ranę na policzku- odwracam się do mojego asortymentu. Wyjmuje z niego płyn dezynfekujący. Nalewam trochę na gazik i odwracam się do mojego pacjenta.

-Może trochę zaszczypać- mówię i przykładam mu do policzka. Syczy cicho, ale
się nie rusza. Bada wzrokiem mój każdy ruch. Nie zaprzecze, ale niezręcznie mi. Lekko się czerwienie. Po odkażeniu rany, odkładam gazik na stół.

-Dziękuję- słyszę z jego strony.

-Nie masz za co- uśmiecham się do niego, a on to odwzajemnia.

-Ja... ja już pójdę- Pietro wstaję z kanapy i po chwili znika. Szkoda... pewnie mnie nie polubił. A ja go tak... z zamyślenia wyrywa mnie mój tata, siadając obok mnie.

-Co jest?- robię mu te same badania co innym.

-A co ma być?

-No nie wiem. Ty mi powiedz- wzruszam ramionami.

-Nic.

-Nie jestem ślepy i dobrze o tym wiesz.

-Nie rozumiem.

-Widziałem, jak Pietro się na ciebie patrzył- uśmiecha się i szturcha mnie w ramie jak dobrego przyjaciela.

-To proszę tato, oświeć mnie- odkładam wszystkie przyrządy i inne do apteczki.

-Moja mała córeczka dorasta!

-Tato... nie wiem co wziąłeś od Starka, ale proszę Cię. Nigdy więcej.

-Niczego nie brałem! Oj, weź się spytaj Thora!- wskazuje na mężczyznę, który stoi przy blacie.

-O co chodzi?- podchodzi do nas.

-Widziałeś, jak Pietro patrzył się na Holly?- uśmiecha się mój ojciec.

-Tato...

-Muszę przyznać rację Clintowi panno Holly. Widocznie bardzo zaciekawił cie swoją osobą- mówi wielkolud.

-Serio, nie wiem co braliście od Starka, ale zakaże Tony'emu wam to dawać- idę do swojego pokoju. Gdy otwieram drzwi, widzę na półce błękitną róże, a przy niej karteczka.

Dziękuję za pomoc
Masz piękne oczy xx

ciepło mi się zrobiło na sercu. Rzadko kiedy dostaje takie prezenty. Wkładam róże do wazonu z wodą i kładę go na półkę, obok łóżka.

-Masz piękne nie tylko oczy- podskakuje z zaskoczenia. Za mną stoi Pietro i się uśmiecha. Chyba jest zadowolony, że mnie wystraszył.

-Em... dziękuję... za te róże także... jest piękna...- robię się czerwona.

-Nie tak jak ty- uśmiecham się na te słowa. Patrzę się w podłogę- wskocz mi na barana- zszokowana patrzę na niego.

-Słucham?

-No dawaj!- robi dwa kroki w moją stronę.

-Eee...- zacinam się, a w tym czasie on mnie bierze na ręce.

-Trzymaj się- jestem... zaskoczona. Jakieś obrazy migają nam po drodze. Po chwili Pietro staje, a ja mogę już stać o własnych nogach.

-Popatrz- wskazuje głową w drugą stronę. Odwracam się i widzę zachód słońca z klifu- pięknie tu, prawda?- aż zaniemowiłam.

-Bardzo... gdzie jesteśmy?

-W moim ulubionym miejscu...- przyglądamy się choryzontowi- Chodź- łapie mnie za rękę i schodzimy okrężną drogą. Po chwili znajdujemy się na piasku. Ściągam buty i niose je w ręce. Tak samo robi mój towarzysz. Idziemy obok siebie brzegiem. Jest miło.

-Wanda to twoja siostra?- zaczynam temat o byle czym.

-Tak, jesteśmy bliźniakami- mówi wesoło.

-O, fajnie. A właściwie jak to się stało, że teraz należycie do Avengers?

-Możemy zmienić temat...?

-Jasne, przepraszam.

-Nic się nie stało- uśmiecha się do mnie, dzięki czemu aż mi ciepło- co lubisz robić? Masz jakieś hobby?

-Em... czytam dużo książek, a tak to opiekuje się nimi, gdy wracają z wszelkich misji. O i wkurzanie Starka! To mi się nigdy nie znudzi!- śmiejemy się oboje.

-Metalowa puszka!

-Haha! Dobre- śmiejemy się razem- Drużyna składająca się z Metalowej puszki, Królewny, Kapitana Lateksa...

-Shreka!

-Wiewiórki!

-I ptaszka!- patrzę się na niego i z nowu wybucham śmiechem.

-Nie zapomnij o sobie Niebieski zajączku!- popycham go lekko.

-Czemu zajączku?- oddaje mi.

-Bo zajączek jest szybki i ty też!- z nowu go popycham, ale tym razem mocniej. On mi oddaje kolejny raz, ale tym razem wpadam do wody. Gdy wstaje widzę jego rozbawioną minę. Chlapie go wodą.

-Ej!

-Masz za swoje!- krzyczę i po chwili już chlapiemy się na całego wodą, śmiejąc się przy okazji.

-Okej, okej! Wygrałeś!- śmieje się, gdy nie przestaje mnie oblewać.

-O to mi chodziło!- przyglądamy się sobie przez chwilę. Jest tak samo mokry jak ja. Jego białe włosy opadają mu na twarz. Spoglądam w niebo i widzę, że jest już prawie ciemno. Strasznie szybko czas zleciał. Na ramionach pojawia mi się gesia skórka. Pietro, widząc to podchodzi do mnie i bierze mnie na ręce.

-Czas już wracać- spoglądam w jego oczy. Obejmuje dłońmi jego kark i zamykam oczy. Po chwili jesteśmy obok mojego domu, na górce. Siadam na trawie i przyglądam się przyjaciołom. Czuje powiew wiatru. Po chwili z nowu to samo. Pietro kładzie mi kurtkę na ramiona i siada obok mnie, wręczając kubek kakao.

-Dziękuję- mówię cicho. Patrzymy się na krajobraz. Stark wykłóca się ze Stevem, Thor rozmawia z Clintem i Brucem, a Natasha z Wandą. Po kilku minutach wszyscy idą juz w stronę domu. Podnosze głowę i przyglądam się gwiazdą. Zmeczona opieram głowę o ramię Pietra. Gdy zdaje sobie sprawę z tego co zrobiłam, od razu się odrywam.

-Mi to nie przeszkadza. A nawet wręcz przeciwnie- pod osłoną nocy ledwo widzę jego zarys twarzy. Wacham się przez chwilę, ale wracam do poprzedniej pozycji. Pietro obejmuje mnie i opiera głowę o moją.

-Powinniśmy chyba już iść...- odrywamy się od siebie i chłopak pomaga mi wstać. Chce mnie wziąć na ręce, ale zaprzeczam.

-Może się przejdźmy?- pytam z nadzieją w głosie.

-Chętnie- widzę zaledwie cień jego uśmiechu. Łapie mnie za rękę i trzyma mocno, nie chcąc puścić. Idziemy tak w stronę domu. Gdy znajdujemy się przed drzwiami, na ganku zapala się światło.

-Dziękuję Ci, Pietro...- przytulam go- za wszystko.

-A ja tobie...- patrzymy sobie chwilę w oczy. Jego wzrok spada na moje usta i po chwili już przylegają jego do moich. Całuje delikatnie, a jednocześnie namiętnie, obejmując mnie ręką w talii.

Odrywamy się nagle od siebie, gdy drzwi wejściowe się otwierają.

-O! Czyli miałem rację! Mogłaś powiedzieć, że znam twojego chłopaka!- drzwi otworzył Stark. Kiedyś go zabiję- Ej! Ludzie! Nie zgadniecie!- Tak. Serio kiedyś go zabije. Robie się czerwona i strzelam facepalma. Pietro łapie mnie za rękę i wciąga do środka.

To był... dziwny ale i miły dzień.

******************
Okej... i jak? :3
Może być?
Kto ma być kolejny? Osobiście mam pomysł na Bucky'iego, ale czekam na propozycję! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top