Daj mi tydzień...- Tony Stark

"Miłość jest jak ukrycie gorzkiej czekolady. W końcu i tak ktoś ją znajdzie, a nie koniecznie będzie słodka."

Wiatr we włosach. To wszystko co mi jest potrzebne do szczęścia. Adrenalina, która płynie w żyłach.

Parkuję centralnie pod Stark Tower moim motocyklem YZF- R3*. Pieszczotliwie nazywam go Zack. Zdejmuję kask z głowy i niosąc go w ręce, wchodzę do wielkiego drapacza chmur. Po drodze witam się ze znajomymi z pracy i wchodzę do windy. Jadę na to piętro, co zawsze. Z moim laboratorium. No dobra, może nie do końca moim.

Jestem głównym naukowcem w tym budynku i Stark udostępnił mi osobny gabinet. Często mnie odwiedza i razem przy czymś majsterkujemy. Nie wiem co inni do niego mają. Ja bardzo go lubię. No dobra. Nie bardzo, a bardzo bardzo. Przyznaję się! Podoba mi się. Tak trochę. Nie mam czasu na związki, a poza tym wiadomo jaki ma stosunek do kobiet. Mi to jednak nie przeszkadza we wspólny spędzaniu czasu.

Ale wróćmy do rzeczywiści.

W windzie słucham tej samej muzyki, co zawsze. Rozpuszczam swoje ciemne blond włosy i otrzepuję kostium do jazdy motocyklem z kurzu. Wychodząc z platformy, zauważam kilka osób siedzących przy obszernym stole. Zwykle jem przy nim obiad razem z Tonym. Ten facet wyżyłby na samych kebabach.

-Witaj Lottie.

Otrzymuje miłe powitanie i uroczy uśmiech ze strony Kapitana Ameryki. Koło niego siedzi jeszcze reszta Avengers: Natasha, Clint, Thor i Bruce.

-O, cześć! Nie spodziewałam się was tutaj.- Odwzajemniam uprzejmy gest.- Gdzie jest Stark?

-Tutaj!- Z windy wychodzi Tony. Jak zwykle świetnie ubrany. Tym razem granatowy garnitur, pod nim biała koszula i czarny krawat, dopełniający wszystko.

-Ciągle masz motor?- pyta Bruce. Lubię go. Jak czasami nas odwiedzi, to pracujemy razem w laboratorium. Banner od lat pracuje nad projektem pt. "Jak portki Hulka się nie rozrywają?".

-Tak jak świetny tyłek- wtrąca się Tony, na co przewracam oczami. Czy mnie to denerwuje? Nie. Stark jest osobą, która wprowadza śmieszną atmosferę, nawet jeśli mam zły humor. Wtedy lepiej mi nie podskakiwać. No właśnie, wyjątkiem jest tylko Iron Man. Dzięki niemu, gdy nie czuję się najlepiej, po jednym zdaniu uśmiech od razu wraca mi na twarz.

-Tak, mam. To moje kochanie!- zwracam się do Bruce'a.

-Prędzej by wrzuciła mnie pod pociąg niż pozbyła się motocyklu.

Zerkam na miliardera. Ma na twarzy spory uśmiech, który odwzajemniam.

-Co prawda, to prawda! A teraz przepraszam was, pójdę się szybko przebrać.

Zostawiam kask na stole i idę szybko do łazienki z torbą w ręce, którą wzięłam z laboratorium. Ściągam czarno- niebieski strój i zakładam na to krótkie spodenki i bluzke z logo Stark Tower. Do tego obowiązkowy biały fartuch i wychodzę. Wracając do pomieszczenia, w którym zostawiłam przyjaciół, słyszę jakieś krzyki.

-No ja nie wierzę...- zaczynam się śmiać, gdy zauważam Tony'ego z moim kaskiem na głowie, próbujący go zdjąć. Nie tylko ja się śmieję. Każdego bawi ta sytuacja.

-Może mi ktoś pomóc to zdjąć?!- Słyszymy zduszony okrzyk. Jeszcze bardziej się z niego nabijamy.

-Już idę ci na pomoc przyjacielu- mówi Thor, ale go powstrzymuję.

-Ja to zrobię. Jeszcze niechcący zniszczysz mi kask swoją siłą- uśmiecham się do niego, a on kiwa raz głową.

-Albo moją głowę! Zróbcie coś z tym, a obiecuje, że już nigdy nie tkne żadnego kasku motocyklowego!

Śmieję się podchodząc do Starka. Odpinam specjalne zapięcie i ściągam go z jego głowy. Widzę lekki grymas na twarzy bruneta, ale pojawia się po chwili na jego miejscu uśmiech.

-Lepiej nigdy nie dotykaj moich rzeczy.- Patrzę w jego ciemne, ale za to jakie cudne, tęczówki.

-Zapamiętam. Następnym razem chyba mnie coś zabiję!

Kładę kask na poprzednie miejsce i udaję się w stronę laboratorium.

-Nie potwierdzam, ale też nie zaprzeczam!- krzyczę za sobą.

Otwieram jedną z szuflad. Wyjmuję zeszyt z moimi notatkami, a także czarno- białe okulary, które zakładam na nos. Nie mam za dobrego wzroku. Na codzień noszę okulary, ale na przykład podczas jazdy motorem zakładam udoskonalone soczewki. Je zdjęłam wcześniej z łazience. Wracam do zebranych i otwieram zeszyt.

-Skoro jesteście wszyscy, a nie mam kiedy was złapać, chciałam wam zrobić kilka badań, aby dopasować broń, tak aby była idealnie dopasowana do was.- Patrzę po zebranych.

-Będzie boleć?- Zgłasza się Clint.

-Jeśli chcesz to może- odpowiadam z bananem na twarzy.

-Wolę nie...

-Okej, to najpierw Steve. Chodź ze mną.- Kapitan wstaje od stołu i idzie za mną do laboratorium.- Wiesz, chciałam zrobić ci jakaś broń na wszelki wypadek. Nie zrozum mnie źle, ale wolałabym aby każdy z was był ubezpieczony na wszelki wypadek.

-Jasne- odpowiada wesoło Rogers, na co się uśmiecham pod nosem.

-Okej, wyprostuj rękę. O właśnie tak... a ja ją zmierzę.- Biorę taśmę z centymetrem. Mierzę mu najpierw długość ramienia, przedramienia i dłoni.

-Długo już tu pracujesz?- Zagaduje mnie, gdy wszystko zapisuje do notatnika.

-Ponad dwa lata.- Staram się skupić na obliczeniach.

-Myślałem, że znamy się dłużej.- podnoszę wzrok i napotykam jego lekki uśmiech.

-Mi też się tak wydaje.- Podchodzę do niego i mierze mu teraz biceps.

-Nie przeszkadzam wam?- Odrywam się od czynności i spoglądam na wejście, w którym stoi Stark.

-Nie, jasne że nie. Tony, wiem, że jesteś niecierpliwy, ale jesteś ostatni w kolejce do moich badań.- Zerkam na niego przepraszająco.

-Okej, jasne- odburkowuje pod nosem i wychodzi. Wzruszam tylko ramionami i dokańczam badania.

Po nie całej godzinie zostały mi tylko pomiary Starka.

-Jarvis? Mógłbyś zawiadomić Tony'ego, że może przyjść?- pytam się stucznej inteligencji.

-Oczywiście, panno Lottie.

-Dzięki- mówię krótko. Po kilku minutach wchodzi mój ulubiony geniusz.

-Już mogę?- Podchodzi do mnie i zagląda mi przez ramię do szkiców.

-Tak.- Łapie za taśmę i się przybliżam.- Wiesz, myślałam aby zmniejszyć wagę twojego stroju.- Sprawdzam obwód nóg i zapisuję to.- Zmienię rakiety, na te najnowsze i chciałam także poprawić celowniki na większą odległość.- Teraz mierze mu ręce tak jak Steve'owi.

-Dobry pomysł. Dlatego jesteś moim głównym doradcą i naukowcem.- Posyła mi swój firmowy uśmiech.

-Ja to wiem. Nie musisz mi tego mówić- cicho się śmieję.- Czy zmniejszenie skromności jest efektem ubocznym zadawania się z tobą?- Zachodzę go od tyłu i mierze szerokość barków.

-Bez przesady, że ubocznym. Powiedz, jak to jest mieć najlepszego i najseksowniejszego szefa na tej planecie i poza?

-Nie narzekam.- Nie muszę patrzeć, aby wiedzieć, że się uśmiecha. Schylam się i obejmuje jego brzuch od tyłu, aby złapać za taśmę. Boże dopomóż. Jakie on ma mięśnie... Lottie, stop. Za bardzo się zapędzasz. Bez słowa wstaję, odwracam się i siadam na krześle, aby zapisać wszystkie wyniki i przy okazji ukryć rumieniec za mojej twarzy. Dwie minuty i zniknie.

-Może pomóc ci w czymś?- Słyszę przy uchu jego głos. Opiera się o moje krzesło.

-Em... nie. Nie trzeba. Poradzę sobie. Powiedz tylko reszcie, aby zgłosili się do mnie za dwa dni, to wszystko będzie gotowe- mówię zakrywając się włosami. Kurde, zamiast pozbyć się rumieńca czuje, ze jest jeszcze większy.

-Nie ma sprawy. Ale nie mam na dzisiaj żadnych planów, wiec z chęcią ci pomogę.- Przegryzam lekko wargę na jego słowa.

-Dobrze. Możesz zacząć budować glocka dla Rogersa.- Podsuwam mu szkic, a on coś mamrocze pod nosem. Uśmiecham się z rozbawienia i dzięki temu od razu schodzi mi czerwony kolor z twarzy.- Ja zajmę się projektami dla innych.

Wstaje z krzesła i podchodzę do innego stanowiska. Mija kilka minut, nim patrzę na Starka. Napotykam jego wzrok, na co on od razu go spuszcza.

-Lot? Mam prośbę...- Podchodzi do mnie, a ja badam każdy jego ruch.

-Słucham uważnie...- Znajduje się krok ode mnie.

-Jutro jest mój coroczny bankiet. Może chciałabyś mi potowarzyszyć?- Robi minę zbitego psa. Nienawidzę go. Wie, jak bardzo na mnie to działa.

-No... dobrze. Niech Ci będzie. Może przyda mi się trochę przerwy od pracy.- Widzę wielki uśmiech na twarzy Tony'ego i pociemniałe tęczówki.

-Świetnie!- Klaszcze raz w dłonie.- Jutro idziemy na zakupy! Musimy kupić ci jakaś sukienkę!- Mierzy mnie wzrokiem.

-Mam już kilka od ciebie- wzdycham i patrze się na niego błagalnym wzrokiem.

-Ale ta musi być wyjątkowa!

-Tony...

-Bez dyskusji! W mojej głowie wyglądasz jeszcze piękniej niż normalnie, a to duży wyczyn!- Spuszczam wzrok i się rumienie. Nienawidzę tego.- Chociaż w moich myślach nie masz na sobie nic.

Podnoszę wzrok i próbuję go zabić wzrokiem. Szkoda, że się nie udaje.

-No dobrze! Żartowałem!- Śmieje się i podnosi ręce w geście obronnym. Wzdycham tylko na to, no bo co innego mogę zrobić?

-Ech... dobra, wiesz... ja już się będę zbierać- mówię i ściągam okulary, zastępując je soczewkami.

-Podwieźć cię?- Czuje jego ciepły oddech na szyi. Przechodzi mnie dreszcz. Serio Stark? Serio? Zostaw mnie... proszę... nie skończy się to dobrze dla żadnego z nas...

-Nie, mam swojego Zacka.- Odwracam się. Biorę torbę w ręce i idę w stronę łazienki. Szybko zakładam strój i wychodzę, zostawiając na krześle, przy głównym stole, moją torbę.

-Mówiłem Ci, jak świetnie wyglądasz w tym stroju?- Odwracam się i spoglądam prosto na Starka.

-Czy ja wiem... może z jakieś... codziennie?- Unosze brew do góry.

-Serio? Też chciał bym taki. Tylko może nie na motor, a do wyścigówki.

Łapię za kask i uśmiecham się pod nosem. Wchodzę razem z playboy'em do windy i zjeżdżamy na dół.

-Przyjadę jutro po ciebie o 12.00.- spoglądam w jego oczy. Są ciemne. Bardzo ciemne. Aż mam ochotę w nich zatonąć. I jego włosy... dotknąć ich... Lottie! Stop! Odwracam szybko wzrok i karce się w myślach za to. Cholera, Lottie. Zakochasz się, a tego byśmy nie chcieli...

-Em... dobrze.- Jedziemy w ciszy. Ale nie niezręcznej. Lubie taka ciszę. Mówi więcej o człowieku, niż same słowa. Gdy winda zatrzymuje się na parterze, wychodzimy z niej.

-To do jutra- mówię.

-Do jutra- lekki uśmiech tak samo jak na mojej i jego twarzy się pojawia. Wychodzę z budynku i zbliżam się do motoru. Zakładam kask i ruszam w stronę domu.

*

-Tony... proszę Cię... daj już spokój- jęcze, gdy przynosi mi do przymierzalni kolejną niewyobrażalnie drogą i piękną sukienkę.

-Nie. Musimy znaleźć coś idealnego- zaprzecza. Wychylam głowę zza przebieralni.

-To zróbmy tak: ja wybiorę coś masakrycznie drogiego i pięknego, abyś się nie czepiał, a ty idź dla siebie po garnitur.- Patrzę na nim błagalnym spojrzeniem.

-Niech będzie...- mruczy pod nosem, na co chichoczę.

-To za pół godziny przy budce z lodami- wracam do przymierzalni i myślę nad tymi wszystkimi sukniami.

-Tylko pół godziny?

-Musisz się wyrobić mój geniuszu!- O matko. Nie, nie, nie. Serio powiedziałam to na głos. Cholera. Dobra, może nie usłyszał?

-Niech będzie!- Słyszę jak odchodzi. Po chwili proszę sprzedawczyni o jakąś sukienkę, nie najdroższą, ale szykowną. Nie chce przyjść w jakiś szmatach, ale bez przesady. W końcu wybieram czerwoną. Myślę, że Tony'emu się spodoba. Płacę oczywiście z pieniędzy Starka, bo jakże by inaczej? I idę w umówione miejsce. Widzę już tam bruneta, który kupuje lody.

-I jak?- Staje obok niego.

-O! Już? Powinnaś dłużej tam siedzieć...- wręcza mi wafelek z dwoma gałkami lodów. Moje ulubione- cookies i czekolada.

-Dzięki! Skąd wiesz jakie są moje ulubione?- Pytam z ciekawości.

-Niektóre rzeczy zapamiętuje, np. to, że Pepper jest uczulona na truskawki. To kiedy jej kupujemy?- śmieję się na jego pytanie. Siadamy na ławce. Gdy Tony chce sięgnąć po moją torbę, bije go po łapach.

-No co?

-Zobaczysz dopiero wieczorem- odpowiadam posyłając mu mój uśmiech.

-Czego ty ode mnie wymagasz kobieto...- wzdycha i odpuszcza. I dobrze. Chcę go zaskoczyć.

*

Przeglądam się jeszcze w lustrze i stwierdzam, iż jestem gotowa. A przynajmniej bardziej gotowa być nie mogę. Zakładam jeszcze naszyjnik, który dostałam kiedyś od Tony'ego na urodziny. Srebrny w kształcie puzzla. Uwielbiam go, ale tylko czasami go zakładam, bo boję się że coś mu się stanie.

Biorę jeszcze szybko szpilki i wychodzę przed dom. Przed domem stoi już... no kurde! Stark! Zabiję cię. To, że mam według ciebie zabłysnąć, nie znaczy, że mam wysiąść z limuzyny! Z niechęcią wchodzę do środka i mówię cicho dzień dobry.

Po kilkunastu minutach docieram na miejsce. O nie... paparazzi. Niechętnie wychodzę z pojazdu i wtedy oślepiają mnie błyski fleszy. Szukam wzrokiem Tony'ego i go znajduję. Podchodzi do mnie, łapie mnie za rękę i wciąga do środka, gdzie nie ma dziennikarzy.

-Wyglądasz... cudownie, to mało powiedziane.- Gdy to mówi spogląda mi w oczy i mierzy wzrokiem, szeroko się uśmiechając.

-Dzięki...- mówię cicho.- Ty też wyglądasz świetnie.- Patrzymy sobie przez chwilę w oczy, aż budzi mnie głos Steve'a.

-Lottie wyglądasz... piękne- on także się uśmiecha.- Zatańczysz ze mną?- Nie wiem co powiedzieć, ale nawet nic nie muszę, bo on już ciągnie mnie na parkiet. Posyłam szybkie, przepraszajace spojrzenie Tony'emu.

Wchodzę na parkiet ze Stevenem, który kładzie mi rękę na talii i lekko poruszamy się w takt muzyki.

-Lottie?- Napotykam wzrok blondyna.

-Tak?

-Chciałem ci coś powiedzieć.

Przełykam ślinę.

-Bardzo mi się podobasz i chciałem się spytać, czy byś się ze mną nie umówiła?- Szczerze? Zatkało mnie.

-S-steve... to bardzo miłe z twojej strony, ale... ale ja widzę w tobie tylko przyjaciela i no... przepraszam, ale...

-Odbijam!- Od tyłu ktoś mnie łapie i ciągnie w drugą stronę. Oczywiście to Stark. Kładzie mi dłonie na talii i przyciąga do siebie.

-Boże... dziękuję Ci.- Oddycham z ulgą.

-Kapitan Mrożonka mówił ci o swoim latającym talerzu? Albo o tym jak to było wspaniale kilka stuleci temu?- Śmieję się na jego słowa.

-Nie, ale zaprosił mnie na randkę. A ja... no ja po prostu lubię go jako przyjaciela.- Tony marszczy brwi. Przez chwilę nic nie mówimy. Słuchać tylko muzykę i rozmowy ludzi.

-Masz ten naszyjnik.- Zerka na mój dekolt, gdzie jest srebrny puzzel. Łapie łańcuszek w dłoń i przez chwilę mu się przygląda.

-Uwielbiam go.- Patrzymy sobie w oczy i lekko kiwamy do wolnego kawałka. Rumieniec oblewa moją twarz i przez to spuszczam wzrok.

-Hej, pięknie wyglądasz z rumieńcem!

Podnoszę niepewnie na niego spojrzenie i napotykam oczy Starka, a także jego szeroki uśmiech na twarzy.

-Em... ta... cóż... dzięki?- Nie wiem w ogóle co powiedzieć, a ten dupek widząc moje zmieszanie jeszcze bardziej się uśmiecha. Kiedyś go zabiję.- Może się napijemy?- Pytam, gdy wolna piosenka się kończy. Odrywam się od Starka i patrzę na czerwone szpilki. Cholera, ale mi niezręcznie.

-Jasne! Może w końcu uda mi się ciebie upić!- Ciągnie mnie do baru. Odkąd pracuję u niego, praktycznie co tydzień, jak nie częściej, razem pijemy. Za każdym razem próbuje mnie upić, ale to nic nie daje. Mam za mocną głowę. Nie to co on. Następnego dnia stoję nad nim, gdy on całuje deskę klozetową.

Siadamy przy barze i mój towarzysz zamawia nam whisky z lodem. Grubo zaczął. Z chęcią wypijam wszystko co mi oferuje.

*

Przyjazne pogadanki z Thorem zawsze i wszędzie! Trochę się już kiwam na nogach. Czuję szum alkoholu w głowie i to, jak płynie w moich żyłach. Dzisiaj przesadziłam.

-S-stałk! Gdzież ty się podziewasz na syna Odyna?!- krzyczę. Tak. Na serio przesadziłam. A raz się żyje.

-Ej, to przecież ja jestem synem Odyna!- krzyczy Thor.

-Oj Lot, dzisiaj mi się udało.

Obok mnie się zjawia mój geniusz. Tak, mój i tylko mój! Pieprzcie się dziennikarki i modelki!

-Nic ci się nie udało! A tera- teraz chodź ze mną na taras.- Wstaję z krzesła. Udaję się z Tony'm tam gdzie mówiłam. Jest już noc. Widać gwiazdy, a do tego światła Nowego Yorku. Jednym słowem: pięknie.

-Nareszcie!- Krzyczę.- Za dużo tam ludzi!- Opieram się o murek.

-Nie spodziewałem się po tobie, że tak bardzo ludzie cię wkurzają.- U mojego boku przystaje Stark.

-A myślisz, że dlaczego pracuje w laboratorium, gdzie nie ma ludzi? Kiedyś chciałam być płatnym zabójcą!- Odpycham się i staje naprzeciw niego.

-Chciałbym być na twoim celowniku.- Mówi specjalnie niższym głosem, patrząc mi w oczy.

-Byłeś! Gdy zaczynałam prace u ciebie miałeś być moją pierwszą ofiarą!- Dźgam go palcem w klatkę.

-Serio?- Zadziornie się uśmiecha. Przybliża się do mnie. A najgorsze jest, że tego chcę.

-Tak! Wiesz jak się wkurzyłam, gdy przywiozłeś do siebie dziennikarkę? Wtedy już chciałam cię wrzucić pod mój motocykl!- Oto co alkohol robi z ludźmi. Zasada 1: miej przy sobie zawsze jakiegoś przyjaciela, który powstrzymałby cie przed takimi rzeczami. Ale niezbyt mogę liczyć na Avengers, a Tony... Tony jest bardzo blisko mnie.

Patrzy mi się w oczy, a ja nie wiem co zrobić. Nachyla się nade mną, ale się waha. Czekam na jego ruch. Decyduje się i lekko złącza nasze usta razem. Teraz wszystko zagłusza już szum alkoholu.

*

-Mhmmmmmm...- mruczę, gdy promienie słońca wlatują przez okno i padają na mnie. Przewracam się na drugi bok i przytulam do czegoś. To coś jest ciepłe. Umięśnione. Tym czymś jest Tony.

Otwieram gwałtownie oczy i szybko zrywam się z łóżka, budząc go przy tym. Kurde, kurde, kurde. Nie mówcie tylko, że... o matko. Jeny, jaka ulga. Mam na sobie ubranie. Dokładniej piżamę... nie przypominam sobie, abym przebierała się w nią. Ani żebym kładła się do łóżka razem z Tony'm. Ogólnie mało pamiętam.

-Dzień dobry- Stark szeroko się do mnie uśmiecha. Zabiję. Siebie lub jego. Jeszcze nie jestem pewna.

-Tony, czy my... razem... wiesz...- zacinam się. On wstaję z łóżka. Jest tylko w bokserkach. O ludu... zabierzcie mnie albo spłonę.

-Nie. Wolałbym abyś to pamiętała...- Przybliża się do mnie.

-Kurde, za dużo alkoholu. Przesadziłam.- Mówię pod nosem i przecieram ręką twarz. Nim się oglądam, on już jest przy mnie. Albo jest w cholerę szybki, albo to działanie kacu.

-Em... mógłbyś coś na siebie włożyć?- Wpatruję się w podłogę. Czuje jego palce na moim podbródku. Nim zdarzam zajrzeć w jego ciemne jak zwykle oczy złącza nasze usta. Odwzajemniam pocałunek. A co innego miałabym zrobić? Czy się w nim zakochałam? Nie wiem...

Przygważdża mnie do ściany i zjeżdża dłonią do mojej talii, a drugą opiera się o ścianę, przy mojej głowie.

-Nie wiesz, od jak dawna chciałem to zrobić- mruczy mi w usta. Opieram dłonie o jego wyrzeźbiony tors i lekko go od siebie odpycham. Z wielką i to wielką niechęcią.

-Co jest?- pyta zaskoczony, a mi jest głupio. Już żałuję, że to zrobiłam.

-Tony, ja... ja nie wiem, czy to dobry pomysł... wiesz ty i ja...- patrzę się mu w oczy. Jego klatka piersiowa powoli się podnosi i opada.

-Daj mi tydzień- mówi patrząc się na mnie błagalnie. Czy to dobry pomysł? Jasne, że nie. Ale co ja poradzę, że on jest jaki jest, a mi się cholernie podoba?

-Dobrze- mówię cicho.- P-pójdę się ubrać...- wychodzę z jego sypialni, zamykając za sobą drzwi. Będzie ciężko. Dlaczego? Bo już się w nim zakochałam. Pożałuję tego i dobrze o tym wiem. Idę szybkim krokiem do mojego pokoju, który Stark użycza mi, gdy nie wracam do siebie na noc i przebieram się w jeansy i bluzkę na krótki rękawek.

Decyduje się na spacer po mieście. Pochodzę sobie po okolicznych parkach. Zostawiam telefon. Nie chce, aby coś mnie rozpraszało. Muszę pomyśleć. Wychodzę na zewnątrz i idę w stronę pobliskiego parku.

Tego dnia zostaje porwana.

-----------------------------------------
I jak pierwszy One Shot? :D

Następny mam zaplanowany o Lokim :3
Bardzo bym was prosiła, abyście pisali w komentarzach o kim chcecie abym pisała i czy wam się podobało :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top