Prolog

"In the end
As we fade into the night
Who will tell the story of your life?"


***

Nick Fury nie miał daru przewidywania przyszłości, ale doświadczenie w sprawach nie z tego świata na tyle duże, by wiedzieć więcej niż przeciętny Amerykanin, który ogląda telewizję. Domyślał się, iż to, co działo się teraz, cała ta wojna w Nowym Jorku, jego niemal śmierć, potężne kamienie i niebezpieczne stwory, rozwinięta nauka, wrogowie z innych planet oraz galaktyk to tylko wstęp. Wszystko dążyło do czegoś większego, do czegoś gorszego. Do czegoś, co mogli powstrzymać wyłącznie Avengers.

Tylko czy aby na pewno? Nick siedział w barze, na co sobie pozwalał bardzo rzadko. Właściwie wtedy, gdy musiał przemyśleć kłopotliwą kwestię. Dumał, jak potoczą się losy świata. Owszem, dumał nad tym bardzo często, bo chciał uniknąć zagłady ludzkości, tyle że poziom trudności wzrastał. Teoretycznie Avengers rosło w siłę, jednak mogły istnieć siły większe od potęgi Thora czy Hulka, nowocześniejsze niż wynalazki Starka czy innych naukowców. Kamienie niepokoiły Fury'ego. Intuicja podpowiadała mu, że nie można im ufać. I że musi w razie katastrofy zabezpieczyć to, co znał i kochał, czyli Ziemię.

Wypił piwo bezalkoholowe, zimne i smaczne, które nie rozjaśniło jego umysłu, ale na pewno dało chwilę oddechu. Posiedział w ciemnym kącie baru, rozejrzał się po ludziach, którzy również tu przebywali. Mężczyźni, kobiety, grupki przyjaciół, pary. Myślał o tym, że niedługo znów coś spadnie z nieba lub otworzy się dziwaczny portal, wkroczą kosmici i wszyscy tu zgromadzeni zginą, bo za mało się wysilił. Chwila ulgi minęła i Nick znów gotów był do walki. Sięgnął na swoją szyję i zza czarnej koszulki wydobył długi, złoty łańcuch, na którego końcu widniał medalion. Przynajmniej tak to wyglądało, nawet z bliska, tyle że to nie był przeciętny wisior, a kompas.

Kompas, który powierzono mu w akcie najwyższego zaufania. Absolutnie nikt o tym nie wiedział, nawet Kapitan Marvel. To był jeden z warunków otrzymania go. Miał go użyć wtedy, gdy pomyśli, że to na pewno ten moment. Nie gdy wybuchnie walka, bo byłoby za późno. Powinien zawierzyć swojemu sercu, rozumowi, intuicji. I czuł, że ten moment nadszedł. Zbyt wiele złego się działo. Tyle że mogło stać się jeszcze więcej, właśnie przez decyzję, którą podejmował teraz. Ale jeśli potem będzie za późno?

Zapłacił za napój i wyszedł z baru. Wsiadł do swojego świetnie wyposażonego auta, po czym ruszył przed siebie. Nie wracał ani do mieszkania, ani do kryjówki, ani w ogóle nie udawał się w konkretne miejsce. Jechał przed siebie, aż stanął na poboczu jakiejś mało uczęszczanej drogi. Znów sięgnął po kompas. Średniej wielkości, okrągły, zamykany. Na wierzchu widniały dziwne znaki, nic nie mówiące Nickowi, ale to nieistotne. Dotknął złota i zamknął oczy. Otworzył je i zabrał dłoń. Znaki leciutko rozbłysły i zaczęły zmieniać kształt. Mężczyznę to urzekło, serce mocniej zabiło, lecz po kilkunastu sekundach wieczko otworzyło się i ujrzał potrzebne mu urządzenie.

Igła wskazywała południe. Dobrze, tam więc Nick musiał się udać. Magiczny kompas nie dostarczał mu więcej informacji, niemniej dostarczał ją też drugiej stronie. Ten, z którym miał się spotkać, powinien to czuć. Powinni spotkać się po drodze, tak mu kiedyś powiedział Katell.

Fury nie zważał na późną godzinę, wyjął komórkę i zadzwonił do Marii. Odebrała po kilku sygnałach, ale nie oczekiwał czegoś innego, w końcu była druga w nocy. Przywitał go zaspany głos.

- Jest druga w nocy – wymamrotała Hill, nieprzejęta telefonem, bo nie dzwonił z alarmowego, więc nikt raczej nie atakował Ziemi.

- Mam zegarek. Lecimy na południe. Już – zakomunikował.

- Co się dzieje? – Kobieta rozbudziła się, czując napięcie w głosie szefa.

- Jeszcze nic. I oby nic się nie stało. I właśnie dlatego musimy lecieć na południe.

Nick wiele ryzykował tym posunięciem. Nie powinien zabierać ze sobą nikogo, tyle że musiał pokazać, iż nie tylko on jest godny zaufania. Mimo że Fury sto razy spotykał się z rzeczami nie z tej planety, nadal niektóre z nich były dla niego skomplikowane. Na przykład te tutaj, istoty z planety Ziemia, reguły i wartości nimi rządzące, dzieci nocy, które żywiły się krwią. Zrodzone tak dawno temu, niedziałające jako batalion, więc i nierzucające się w oczy. Chociaż i skutecznie eksterminowane, na przykład przez Blade'a. Miał przyjemność spotkać go kilkukrotnie. Zdecydowanie nie był typem kogoś, kto lubi czyjekolwiek towarzystwo... Niemniej działał na rzecz ludzkości. Nick nie planował wcielać go do Avengers, do spraw bardziej przyziemnych też ktoś musiał istnieć.

Chciał za to wcielić Bastiena Katella. Choć zastanawiał się, czy to nie trudniejsze zadanie niż pertraktacje z Bladem. O tym miał przekonać się później. Musiał brać samolot i lecieć, bo południe raczej nie oznaczało południa Ameryki. Kontynentów istniało siedem.

*

Nick obudził się w fotelu statku, którym leciał. Po telefonie do Marii dwie godziny później wyruszali. Z tym że Fury poczuł się tak zmęczony, że odpłynął kilka minut po wejściu na pokład. Na szczęście jego współpracownica doskonale wiedziała, jak kierować pojazdem, a przede wszystkim była w miarę wyspana.

- Teraz moja kolej – zakomunikował po pięciu minutach od pobudki szef T.A.R.C.Z.Y, zerkając na kompas, po którym wiło się mnóstwo znaków. Oznaczało to, że Bastien jeszcze go nie znalazł.

- Co to jest? – zapytała kobieta, oddając mu stery.

- Coś, co nam pomoże, albo zniszczy.

- Powiedziałabym, że brzmi groźnie, chociaż po tym, co się ostatnio działo, to sama nie wiem.

- Całkiem szczerze, też nie wiem. Liczę, że nie będę tego żałować. Inaczej sam Thor nam nie pomoże.

Lecieli kilka godzin. Nick zaczął się zastanawiać, czy ma to jakikolwiek sens. Używał kompasu pierwszy raz, zgodnie z instrukcjami Bastiena, lecz póki co bezskutecznie. Czyżby robił coś nie tak, a może jednak chłopak go oszukał? Niestety nie posiadał do niego innego kontaktu. Ogólnie Fury'ego naszły wątpliwości. Jak to zawsze bywało, po śnie problemy wydawały się mniejsze, niepotrzebujące radykalnych środków. Może jednak nie powinien wyciągać asa z rękawa? Zazwyczaj postępował szybko i zdecydowanie, by zniwelować wszelkie tragedie. Jednak teraz, w statku, zmierzając nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co i tak naprawdę nie wiadomo do kogo, zwątpił w swoją decyzję.

Wtedy też poczuł lekką wibrację w okolicach klatki piersiowej. Sięgnął po kompas, który przestał żyć własnym życiem, a on poczuł to samo podekscytowanie, co wcześniej, gdy w samochodzie ujmował go w dłonie. Byli blisko.

- Lądujemy – oznajmił tylko Nick, na co Maria dziwnie na niego spojrzała.

- Jesteśmy w Afryce, w Namibii – odparła, trochę zaskoczona docelowym miejscem.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale najwyraźniej tu znajduje się nasza odpowiedź.

Hill nic z tego nie rozumiała. Mimo to, nauczona doświadczeniem, o nic więcej nie pytała. Spojrzała przed siebie, obserwując lądowanie szefa. Statek był nowoczesny, więc tak naprawdę każde miejsce o wystarczającej wielkości nadawało się na port lotniczy. Ponadto z ukontentowaniem pomyślała, że piaskowe pustkowie, ozdobione suchymi krzakami jest obszarem, gdzie nikt nie uzna ich za kosmitów. Bo nikogo tu nie było. Prawie. Patrząc przed siebie ujrzała czarny punkcik. Jej zaciekawienie rosło.

Dokładnie tak samo jak wątpliwości i ożywienie Fury'ego. Wylądował na jasnym piasku, trochę niestabilnie, ale raczej bez problemów. Nie wyszedł jednak na zewnątrz, jakby to właśnie wahanie brało górę. Przyglądał się, jak Bastien Katell idzie w ich stronę, spokojnie i pewnie. Patrzył na jego rosnącą sylwetkę, jakby nie wierząc, że ten tu jest. A jednak. Cóż, Nick Fury powiedział a, więc musiał powiedzieć i b.

- Zostań – rzucił krótko do Marii, a sam wyszedł w prażące afrykańskie słońce.

Było tak gorąco, że mężczyzna od razu zlał się potem. Zdjął z siebie czarny płaszcz i zarzucił na plecy. Szedł w stronę chłopaka, w tym momencie nieco zazdroszcząc mu, że się nie poci i nie odczuwa pogody tak jak zwykły człowiek. Choć potem uświadomił sobie, że cena za to była ogromna.

- Kopę lat – przywitał się w swoim stylu Fury. Bastien uścisnął jego dłoń.

- Fakt, dawno się nie widzieliśmy – odrzekł brunet, mając na sobie skórzaną kurtkę, co normalnego człowieka zabiłoby przy takim upale. On pozostawał niewzruszony. – Co się takiego stało, że postanowiłeś się spotkać?

- To jeszcze nie wiesz? – zaśmiał się Nick. Mimo upływu lat Katell nie zmienił się, przynajmniej w stosunku do niego. Tak mu się wydawało.

- Po starej znajomości nie będę grzebał ci w głowie – uśmiechnął się krzywo jego rozmówca. – Wolę, byś sam powiedział, co cię trapi.

- Zaproponowałbym spacer, ale to nie jest najlepsze miejsce i pogoda na tego typu uciechy – rzucił lekko żartobliwie Fury, ocierając z czoła oraz brody pot.

- Możemy udać się do twojego statku, tylko widzę, że nie jesteś sam. – Mina chłopaka przestała być przyjazna. To Nick przewidział, więc odpowiedź przygotował.

- Nie, jestem z moją najbardziej zaufaną współpracownicą – zaczął wyjaśnienie, splatając swoje dłonie. – Wyrwałem ją w środku nocy, żeby za tobą przylecieć. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie chcesz, by ktokolwiek o tobie wiedział, ale jeśli zgodzisz się mi pomóc, to i tak ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Tutaj, na naszej planecie dzieją się niesłychane rzeczy. Niepojęte przez znaczną większość populacji ludzkiej. I nie są to rzeczy dobre. Na pewno słyszałeś o tym, co stało się w Nowym Jorku. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Cały czas coś się dzieje. I będzie dziać. Będzie gorzej, czuję to w swoich starych kościach. Avengers są wspaniali w tym, co robią, ale istnieją moce i technologie, którym pewnego dnia mogą nie dać rady. Myślę, że wiesz to lepiej ode mnie. Dlatego proszę o pomoc. Sam postawiłeś na jasną stronę, więc proszę, dołącz.

Bastien nie odpowiedział. Stał blady, w gorących promieniach, które nie robiły na nim żadnego wrażenia. Nick nic nie potrafił wyczytać z jego twarzy, choć miał doświadczenia z całą gamą różnorodnych postaci. Musiał wiedzieć, komu ufać, komu nie, więc na ludziach miał obowiązek się znać. Patrzył na młodego mężczyznę, nie widząc żadnej emocji. Aż zachciało mu się śmiać. Jednak kilkanaście tysięcy lat istnienia dawało przewagę.

- A ona tu jest, bo mogę jej ufać. A ty, zanim na cokolwiek się zgodzisz, powinieneś zobaczyć kogoś oprócz mnie. Zobaczyć, że nie jestem jedyną osobą, która może być sprzymierzeńcem. Wiesz, co z jej obecnością zrobić, możesz odczytać jej myśli. Maria nie wie, kim jesteś, nie wie w ogóle, po co tu jesteśmy. Jeśli odmówisz, ona nigdy więcej cię nie zobaczy. I nikomu nic nie zdradzi. Nikt nigdy nie dowie się o tym spotkaniu. Odejdziesz w spokoju. Będziesz żył tak jak żyjesz. Twoje istnienie nadal jest bezpieczne. To ci mogę obiecać.

- A jeśli postanowię pomóc?

- To będziesz narażony na to, że odkryją twoją potęgę. I na obecność innych Avengers, która, krótko mówiąc, może czasem wkurzać, bo co poniektórzy mają większe ego niż cała ta pustynia. Ale są w porządku.

Nick powiedział wszystko, co przygotował. Czekał na reakcję, ale się nie doczekał. Entuzjazm i ekscytacja opadły. Pewnie się pomylił, źle ocenił sytuację na podstawie swojej intuicji. Cóż, zdarzało się najlepszym. Nie wydawało mu się, by Bastien wertował jego myśli, aczkolwiek nigdy tego nie wyczuł, choć ten to kiedyś robił. Patrzył mu w oczy, po czym zaczął się wycofywać. Przegrał. Bastien Katell postanowił nie pomagać. A Fury powinien nauczyć się, że nie zawsze dopnie swego.

- Odlatujemy. Teraz ty pilotujesz – powiedział Nick, gdy zasiadł z powrotem na swoim miejscu. Choć jego skóra odczuła fantastyczny komfort chłodu, tak w środku czuł się źle.

- Powiesz mi, o co tu chodzi? – zapytała Hill, choć zazwyczaj nie zadawała zbędnych pytań. Ale ta sytuacja po prostu tego wymagała. – Spotykasz się w Afryce z jakimś chłopakiem, który mógłby iść spokojnie na okładkę Vogue. Ty jesteś mokry, a on blady jak ściana, a przede wszystkim suchy. Mając na sobie skórę. Czy to aby na pewno człowiek...

- Po pierwsze – przerwał jej Nick, próbując nie wylewać na nią frustracji – jesteś inteligentna, więc sama sobie na ostatnie pytanie odpowiedz. A po drugie, zapomnij, że tu kiedykolwiek byłaś. Nigdy nie ruszaliśmy się z Nowego Jorku do Afryki, jasne?

- Tak jest.

Maria o nic więcej nie pytała, i tak nie uzyskałaby już żadnej odpowiedzi. Ruszyła, patrząc przed siebie, na młodego mężczyznę, który niezwykle uważnie ich obserwował. Wobec tego, co się działo na Ziemi, takie spotkanie nie powinno jej dziwić, a jednak zasiało w niej ziarno ciekawości. Kim był ten człowiek? O ile był człowiekiem? Skąd znał go Fury?

Nie wiedziała. I nigdy więcej o to nie pytała. A Fury o tym nikomu nie powiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top