Tony Stark
-A co jeśli Peter ma chorobę morską?- zapytał Tony, strzelając w pocisk, aby ten wybuchnął przed nim.
-To wtedy zwymiotuje do kibla na statku- odpowiedział mu Strange, otwierając portal na jakąś pustynie i wypychając pierwszego lepszego gostka przez niego.
-A jeżeli ma jakieś alergie i tam coś zje, i zacznie się dusić, i...- Stark laserem zaznaczył kółko w metalowej ścianie, a potem w nie wleciał. Osłabiony metal się złamał i Iron man przeleciał na drugą stronę.
-On nie ma żadnych alergii- przerwał mu Stephen.
-A jeżeli tam jest coś, czego nie ma u nas i na, to dostanie jakiejś na to coś?- zapytał, po czym włączył głośnik, aby wszyscy, nie tylko Avengers, go słyszeli.- Na podłogę i nie wstawać!
Większość padła, ale znaleźli się tacy, którzy zaczęli strzelać do Iron mana. Wtedy miliarder odpowiedział ogniem i już wszyscy byli na podłodze.
-I tam zostać.
-To jest naprawdę zaawansowany kraj i jestem pewien, że poradzą sobie z czymś takim jak zwykła alergia- stwierdził Doktorek, wlatując za nim do pomieszczenia.
-A jeśli...
-Skończ z tym! On nastolatkiem i potrafi o siebie zadbać!- krzyknął doktor. Jeden, z leżących na podłodze gości, rzucił mu zdziwione spojrzenie.- Dziecko po raz pierwszy wyjechało na kilkudniową wycieczkę i gość się za bardzo stresuje.- Gość pokiwał ze zrozumieniem głową, a parka za nim wydała z siebie dźwięk zasłodzenia. Stark to zignorował i wylądował przed czarodziejem.
-A co jeśli się pochoruje?
-Wtedy zabijesz Hope.
-Ej!- Tony spojrzał na ramię maga i ze zdziwieniem odkrył, że stał tam Scott. A był całkowicie pewien, że został w tyle.- Nikt nie będzie jej zabijał. A jeśli spróbujesz, to najpierw będziesz musiał przejść przeze mnie.
-Oczywiście Stuarcie Malutki.
-Zrozumiałeś?- Ant-man tym razem zwrócił się do Doktora Strange'a.
-Od kiedy ty tu jesteś?- zapytał Stephen, po czym zignorował go i we trójkę ruszyli dalej, rozwalając po drodze kilka komputerów.- On da sobie radę. Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się o pozostałą dwójkę, ale...
Tony stanął. Strange, co było trudno mu przyznać, miał rację. Shuri miała spotkać się z rodzicami. Pepper mu mówiła, jak bardzo dziewczyna się stresowała do nich zadzwonić, a spotkanie w realu jest o wiele gorsze. Ona przecież uciekła, nic im nie mówiąc. Może się załamać, czy jeszcze gorzej. On na jej miejscu najpewniej zacząłby zachowywać się jak dupek bądź unikałby konfrontacji za wszelką cenę.
-Coś ty narobił?- Usłyszał głos Scotta.
A nawet jeśli Shuri dogada się z rodzicami i będą mieli kochającą i wspierającą się relację, to wtedy pojawi się kolejny problem. A konkretnie Loki i jego doświadczenia z własną rodziną. Wspomnienie tego, jak po ostatniej wizycie w Asgardzie, wrócił i rozwalił całkowicie salę treningową, po czym zamknął się w pokoju. Przez pierwsze kilka godzin bali się do niego iść. A kiedy wreszcie to zrobili, całą drużyną, bo ciągle się bali, że skończą tak, jak roboty treningowe. Znaleźli go w szczątkach mebli, przytulając kota i powoli się uspokajając. Każde kolejne spotkanie z Odynem było dla niego coraz gorsze, a świadomość, że Shuri ma normalnie działającą rodzinę, jedynie go mocniej przybije.
-Chciałem mu coś jeszcze powiedzieć, ale już odleciał.- Głos Strange'a dotarł do niego.
Chciał być przy nich. Naprawdę, ale Shuri uważała, że jest potrzebny tutaj, bądź tak jedynie lubił sobie wmawiać. Wiedział, że najpewniej zupełnie nie potrafiłby się zachować w Wakandzie i Hope nadaje się o wiele lepiej, niż on. Jednak mimo to, chciał mieć ciągle oko na Petera, by nic mu się nie stało. Na wszelki wypadek wspierać Shuri. Pocieszać Lokiego.
-Ziemia do Tony'ego?- Przed nim pojawił się Scott już w normalnym rozmiarze.- A może zbroja mu się zacięła?- Człowiek od owadów, spojrzał w stronę czarodzieja.- Możemy my jakoś zrobić reset zbroi?- Stephen wzruszył ramionami. Lang znowu zwrócił się do Iron mana.- Jeśli tam utknąłeś, wydaj z siebie jakichś odgłos! Bądź zastukaj!
-Nie musisz wrzeszczeć.- Stark wrócił do normalności i ruszył dalej, jakby nigdy nic. Miał nadzieję, że jeśli przez resztę misji nie będzie miał żadnych takich odpałów, Scott i Stephen niczego nie powiedzą Pepper. Coś tak czuł, że ona najpewniej zaczęłaby się uśmiechać tym swoim uśmiechem, którego nigdy nie rozumiał.
-Co teraz robimy?- Scott do niego podbiegł i rozglądał się przy tym naokoło.
-Zabieramy dane i dzwonimy po federalnych, aby i ich zgarnęli- odparł Stark. Wszyscy w bazie byli normalnymi ludźmi bez żadnych mocy, więc nie byli zmuszeni, aby wzywać T.A.R.C.Z.Ę. do czego byli zmuszani, jeśli trzeba było zamknąć kogoś z jakimiś nadnaturalnymi umiejętnościami.- Zostań z kumplem z klasy Pottera i przypilnuj, żeby nie wstawali. Ja się zajmę komputerami.
Nie czekając na odpowiedź, poleciał dalej. Zatrzymał się dopiero przed głównym komputerem, gdzie otworzył zbroję i z niej wyskoczył. Jarvis przejął sterowanie i teraz osłaniał Tony'ego. Stark spokojnie wszedł do systemu i zaczął zgrywać dokumenty na pendrive'a.
-AIM, a już myślałem, że nie możesz stać się głupsze- mruknął pod nosem Stark, bez problemu otwierając super tajny plik. Nie gonił ich czas, więc pomimo tego, że Strange na pewno będzie jęczał, otworzył pierwszy lepszy plik i zaczął czytać.
To było potwierdzenie jakiegoś zamówienia dla organizacji terrorystycznej. Nie poświęcając na to zbytnio uwagi, zaczął przeskakiwać na inne zamówienia, szukając czegoś, co miało dla niego większe znaczenie. Później tak jak zwykle Jarvis posegreguje wszystko i wyśle kopie do federalnych. Już miał kończyć i wracać do reszty, ale wreszcie znalazł coś ciekawego.
Prawie pusty dokument, gdzie AIM, zamiast przyjąć całe zamówienie, zgodzili się jedynie na stworzenie kilku części. W dalszej części tłumaczyli się, że reszta nie jest możliwa do stworzenia, a nawet jakby była, nie dałoby się tego połączyć w całość. Rzeczy, których nie da się zbudować, zawsze ciekawiły Tony'ego i stanowiły rodzaj wyzwania. Jako że wcześniej nie podano adresata, grzebał dalej.
-To sobie żarty robisz!- Za nim usłyszał Strange'a. Nie brzmiał na zadowolonego.- Zostawiasz nam całą akcję z federalnymi, a sam grabież w komputerze!- Podszedł do niego.
-Przyjechali już?- zapytał, chociaż tak naprawdę wcale go to nie obchodziło. AIM nie tyle było durne, ale także miało bałagan w dokumentacji. Aby znaleźć dane organizacji, od których brali zamówienia, trzeba było wyjść z jednego pliku dokumentów do innego, a potem tam jeszcze kopać. Tony wręcz czuł się jak górnik.
-Tak i zaczęli zgarniać tamtych ludzi.- Stephen oparł się o biurko.- Potem najpewniej wezmą nam na przesłuchanie.
-Lepsi oni niż T.A.R.C.Z.A.
-Jednak za każdym razem mam wrażenie, że oni robią jakieś zakłady i przegrany się nami zajmuje.
-To wysoce prawdopodobne.- Wreszcie chyba dotarł do listy zamawiających.- Znamy coś o nazwie „The Brotherhood of the Spear"?
-Pierwsze słyszę- stwierdził Strange, zerkając na ekran.- A co?
-Własnie rzucili mi pewne wyzwanie...
-Stark, nie przyjmuje się wyzwań od nieznanych, najpewniej terrorystycznych, organizacji, które zamawiają rzeczy u AIM!
-To najpierw odkryje, co to jest, a potem podejmę wyzwanie- stwierdził Tony, wreszcie zamykając system i wyciągając pendrive.
-Stark nie przyjmuje się też wyzwań od znanych organizacji, które zamawiają rzeczy u AIM!
-Nawet terrorystycznych?- Tony spojrzał na niego, udając zaskoczenie.
-Szczególnie terrorystycznych!- Westchnął zupełnie, jakby miał do czynienia z dzieckiem, a Tony się uśmiechnął. Lubił patrzeć, jak ten magik się wkurzał i zarzucał mu brak logiki, w szczególności, że to właśnie on zajmuje się magią. Było widać, że Stephen chce coś jeszcze powiedzieć. Najpewniej jakichś wykład o bezpieczeństwie. Na tę myśl uśmiech zniknął z twarzy Starka. Tego typu wykłady zbyt bardzo przypominały mu Rogersa.
Na szczęście do żadnego wykłady nie doszło, ponieważ odezwał się trzeci głos.
-Panie Doktor Strange, Iron manie, jest sprawa.
Tony obrócił się w stronę, skąd dobiegł głos. Kątem oka zauważył, że Strange zrobi to samo. Przed nimi stał Scott.
-Coś się dzieje krasnoludku?
-Od kiedy ty tu stoisz?
Tony i Stephen zapytali w tym samym momencie. Stark posłał długie spojrzenie magowi, które je całkowicie zignorował. Scott to zauważył, ale niezręcznie zaczął mówić.
-To mam trzy wiadomości. Dobrą, dobrą i złą. Od której mam zacząć?
-Wal od razu tą złą.
-To T.A.R.C.Z.A. przyjechała...
-Co?!- Tony nie zdołał się powstrzymać. To miała być ich misja. Durna mała misyjka, która odwracała jego uwagę od wyjazdu Petera, Shuri i Lokiego. Za bardzo się martwił o pająka, a przez Strange'a też o resztę, żeby przejmować się T.A.R.C.Z.Ą. Do tego Fury nie miał czego tutaj szukać. Zajęli się wszystkim, po czym oddali sprawę federalnym.
-A jakie są te dobre wiadomości?- zapytał gość od sztuczek magicznych.
-Hill nimi dowodzi...
-Maria?- Iron man spojrzał na Langa. Hill była jedną z nielicznych agentek T.A.R.C.Z.Y. którym ufali. Będąc jednak prawą ręką Fury'ego, chociaż on najpewniej nie jest prawdziwym dyrektorem, nie miała możliwości na swobodne działania. Już wcześniej im pomagała, a kiedy Loki odwiedzał brata w więzieniu, mieli z nią comiesięczny kontakt. Teraz jednak Thor był na wolności i wszelka próba rozmowy byłaby dla niej zbyt niebezpieczna. To był właśnie powód, dlaczego Natasza zginęła. Skoro Hill się teraz pojawiła, musiała mieć coś dla nich. Wiadomość bądź wskazówkę.
-A druga dobra wiadomość?
-Ja i Bucky załatwiliśmy sprawę przesłuchań i papierologii, i możemy wracać!- Szeroko się uśmiechnął. Pamiętał, jak to jak tylko zjawił się z Buckym w Sydney i odkryli, że potrzebują jeszcze Scotta do załatwienia tej sprawy, Stephen otworzył portal. To była także chwila olśnienia dla Starka, że mogliby zawsze korzystać z mocy czarodzieja do podróżowania. Lang z wielką niechęcią do nich dołączył, wcześniej żegnając się długo z córką. Z trudem Tony uświadomił sobie, że Scott musiał równie mocno, jak nie mocniej martwił się teraz o swoje dziecko.
-To brzmi super- odezwał się Strange. Spojrzał na Starka i zwrócił się do niego.- Będziemy wracać, jak przylecieliśmy?
-Chyba tak...- wydusił z siebie Tony, ciągle zajęty rozmyślaniem, o tym, co Maria mogłaby mu powiedzieć. Może ten niby-Fury popełnił jakichś błąd. Dzięki temu będą mogli wyprzedzić T.A.R.C.Z.Ę, a co za tym idzie także Hydrę.
-To ja poszukam Barnesa, a ty się zajmij innymi rzeczami.- Stephen zdawał się rozumieć, co się dzieje w głowie Starka. Nie mówiąc nic więcej, złapał Scotta za ramię i razem wyszli z pomieszczenia, zostawiając Iron mana samego.
Tony rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym spojrzał na pendrive, którego ciągle trzymał w rękach. Pomimo tego, że ufał Hill, nie mógł go mieć przy sobie, jak ją spotka. Ktoś inny w jej otoczeniu mógłby mu go zabrać. Podszedł do zbroi i pozwolił, by urządzenie zostało wchłonięte przez nanoboty. Ciągle się jeszcze do nich nie przyzwyczaił, ale coraz częściej korzystał ze zmienności formy. Powoli zaczynał się przekonywać, żeby wymienić swoją sztuczną lewą dłoń, na model z nanomotów.
Zbroja się otworzyła i miliarder wszedł do środka. Widział, jak Jarvis zaczął zajmować się nowymi dokumentami i zaczął je sortować, czyli coś, na co AIM jakoś nie wpadło.
Miał zamiar wylecieć z siedziby i złapać Marię na zewnątrz. Agenta go jednak zaskoczyła i w połowie drogi Tony musiał wyhamować, żeby w nią nie wlecieć.
-Hill, torujesz aortę komunikacyjną- powiedział do niej, lądując tuż obok kobiety. Zaraz potem wyskoczył ze zbroi, po czym obdarzył ją jednym ze swoich olśniewających uśmiechów.
-To ty latasz po korytarzach jak jakichś wariat- odparła Maria, po czym również się uśmiechnęła. Nie przytulili się. Nawet nie wymienili uścisku dłoni. Nawet, pomimo że Tony chciał to zrobić i czuł, że ona także. Nigdy nic nie wiadomo. Zamiast tego jedynie wymienili się skinieniami głów.
-Chcesz dać mi jakichś wykład o braku konkretnego planu, czy mogę zacząć pytać, co ty w ogóle tu robisz?- Podszedł do niej, a Jarvis, kierujący zbroją, podążał za nim jak cień.
-Może jedynie chcę cię pochwalić, za dobrze przeprowadzoną akcję?- Zerknęła na zbroję, po czym całkowicie zajęła się Starkiem.
-Bobrze przeprowadzona?- Zaśmiał się.- Zgubiłem Bucky'ego na samym początku, a Ant-man znikał mi co chwila.- Razem powoli ruszyli w stronę wyjścia.
-Czyli bez zmian. Pepper jeszcze się tobą nie zmęczyła?
-Dlaczego zawsze pytasz, czy już się rozstaliśmy? Chciałabyś zająć jej miejsce?
-Raczej twoje. Nie mam siły na niańczenie kogokolwiek.
-Muszę cię zawieść. Ciągle jesteśmy razem i zapowiada się, że to się nie zmieni.- Nie mógł się powstrzymać i się uśmiechnął. Po prostu za każdym razem, gdy o tym myślał, zaczynał się cieszyć, jak Peter, gdy układa Lego.
-Szczerze nie jestem zaskoczona. Zmarnowała zbyt dużo czasu, żeby cię wychować, aby teraz z tego zrezygnować. Zamiast tego dziwię się, że cię tu widzę.
-Dlaczego niby?
-Sądziłam, że będziesz się raczej kręcił w Chile. Tam podobno też jest siedziba AIM, którą podobno mieliście się zająć. Wtedy T.A.R.C.Z.A. zajęłaby się tutejszą.
-To...- To było zbyt oczywiste, a w Chile naprawdę AIM miało jedną ze swoich siedzib.- Dowiedzieliśmy się, że to prawie pusty magazyn, więc zajęliśmy się tym.
-Łatwiej byłoby, gdybyśmy współpracowali. Uniknęlibyśmy takich sytuacji jak teraz.
-Fury raczej nie przepada za widokiem mojej twarzy. O głosie nie wspominając. Obawiam się, że jeśli się do niego odezwę, to on zabije mnie spojrzeniem, albo udusi Mocą.
-Mówiłam ci już tysiąc razy. On nie jest Jedi.- Tony już otwierał usta, jednak ona była szybsza i dodała- Ani Sithem.
-To najpewniej użyłby jakiegoś nowego cacka, właśnie przez was odkrytego, które działałoby, jak Moc. Rozumiesz, co mam na myśli?
-Tak i chyba powinnam się zapisać do psychiatry. Wracając, czasami warto zajmować się zwykłymi magazynami. Nawet jeśli są prawie puste. Z doświadczenia wiem, że opuszczone miejsca, są najlepsze do chowania rzeczy.
-Chcesz powiedzieć, że my powinniśmy się zająć pustakami, a wy będziecie mieli zabawę?
-Miej sobie tyle zabawy, ile tylko chcesz. Chcę ci tylko powiedzieć, że kiedy to T.A.R.C.Z.Y. będzie dostawała odznaczenia, to ty i reszta możecie czuć się zaproszeni na after party.
-Mówisz, jakbyśmy chcieli pójść na wasze after party. Najpewniej, aby się tam dostać, trzeba będzie złożyć z pięć raportów, a potem przebić jakichś dziwny tor przeszkód.
-Podobno ty potrafisz rozkręcić każdą imprezę.- Uśmiechnęła się do niego.
Dotarli wreszcie do wyjścia, gdzie się rozstali.
-Pilnuj siebie i resztę- powiedziała do niego Hill na pożegnanie. Uśmiechała się, jednak Tony czuł, że mówi na serio. Od razu poczuł ciarki na plecach, jakby ktoś właśnie do niego celował.
-Ty też- wydusił z siebie i odszedł.
Tony ruszył, do już czekających na niego ludzi. Scott zachowywał się zupełnie, jak dziecko niemogące się doczekać, powrotu do domu, więc kiedy wreszcie Strange'a otworzył portal, Lang pierwszy przez niego skoczył, a Stephen zaraz za nim podążył.
Tony został więc sam z odnalezionym, najpewniej przez czarodzieja, Buckym. Kapitan Ameryka patrzył na każdego mijającego ich agenta T.A.R.C.Z.Y. jakby ten zaraz miał na nich wyskoczyć. Stark westchnął i pociągnął go do statku. Po nic ty teraz po nich.
Kiedy tylko wylecieli, myśli mężczyzny wróciły do Petera i reszty. Bał się ciągle o przebieg całego ich wyjazdu, jednak teraz doszedł do tego inny lęk. Co, jeśli ktoś zacznie polować na Petera? Hydra wiedziała o nim. Dopóki siedział w bazie, był bezpieczny. Czuł jednak, ze z czasem coraz trudniej będzie go tam utrzymać. Już teraz wyrwał się w świat. Wakanda jest krajem tak bardzo zaizolowanym, że wiadomość o koronacji nowego króla najpewniej pojawi się jako jakąś mniejsza ciekawostka w internecie dopiero za jakichś miesiąc, więc chłopak powinien być bezpieczny. Na razie.
Mimowolnie zerknął na Barnesa.
Widział już kiedyś prawie zabitego nastolatka, niedokończoną misję Zimowego Żołnierza i za żadne skarby nie mógł pozwolić, by Peter tak skończył. Bądź gorzej.
****************
5 lat temu
Zasnął w laboratorium. Nie wiedział konkretnie, kiedy to się wydarzyło, ale musiało się wydarzyć, bo obudził się pod jednym ze stołów. Dziwniejsze od miejsca, które sobie wybrał, był fakt, że w ogóle nie miał problemów ze snem. W łóżku zawsze, nawet kiedy był strasznie zmęczony i jedyne, o czym marzył to sen, gapił się w sufit przynajmniej pół godziny, zanim odpłynął. A nawet wtedy nie mógł zaznać spokoju. Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz, jak spędził noc w łóżku bez budzenia się.
Wszedł do kuchni i zrobił sobie kawę. Coś czuł, że Rogers nie da mu spokoju i na drzemkę nie mógł liczyć. Pozostało mu jedynie zwrócenie się o pomoc do kofeiny.
Z parującym kubkiem wrócił do salonu, osiadł an kanapie i włączył telewizor. Nie wiedział tak naprawdę dlaczego. Może z przyzwyczajenia. Nic ciekawego nie leciało, a on jedynie skakał po kanałach. Już zaczął się zastanawiać, czy nie wyłączyć telewizora i nie posłuchać muzyki, ale wtedy drzwi koło windy gwałtownie się otworzyły.
Tony spojrzał w ich stronę i zobaczył, stojącego w progu, Thora. Musiał dopiero, co wrócić z Asgardu. Miał na sobie elegancką zbroję, jednak to nie zwróciło uwago Starka. Gromowładny wyglądał bowiem, jakby był gotowy się na kogoś rzucić.
-Gdzie on jest?!
Tony się zdziwił, bo zamiast gniewu, którego się spodziewał, w jego głosie usłyszał strach.
-Hej Thor- wstał z kanapy i podszedł do wikinga. Starał się mówić najspokojniej, jak tylko potrafił.- Wyglądasz na zdenerwowanego. Może usiądziemy? Zaparzę ci herbaty i pogadamy...
-Tony nie rozumiesz!- przerwał mu Thor.- Ja muszę wiedzieć, gdzie on jest! Wiesz, gdzie on jest?!
Miliarder czuł się zbity z tropu. Nie miał zielonego pojęcia, o kogo Thorowi chodziło. Bał się mu nakłamać, że wie, gdzie ten ktoś jest. Odinson mógłby się wtedy jeszcze wkurzyć, a on nie słynął z kontroli gniewu. Jednak każda sekunda ciszy sprawiała, że na twarzy blondyna pojawiało się coraz większe przerażenie.
Na szczęście na pomoc przyszli mu Steve i Clint.
-Thor!- krzyknęli obaj jednocześnie i Tony posłał im dziękczynne spojrzenie. Kapitan Ameryka i Hawkeye stanęli przy Starku i także starali się uspokoić. Jednak w przeciwieństwie do milionera, oni zdawali się wiedzieć, o kogo chodzi Thorowi.
-Czy on...
-Jest bezpieczny- powiedział Clint i to już uspokoiło gromowładnego.
-Gdzie jest?- zapytał z ciągle słyszalnym strachem.
-Tutaj. W Wieży- odpowiedział Steve i dopiero wtedy Thor odetchnął z ulgą.
Tony tymczasem spojrzał na Rogersa ze zdziwieniem. Nie pamiętał, by brali kogokolwiek pod swój dach, podczas nieobecności asgardczyka. Robiąc to, zauważył coś na balkonie. Coś, a raczej kogoś.
Na jednym z krzeseł ogrodowych siedział Bucky. Zimowy Żołnierz wyglądał, jakby spędził cała noc na dworze. A patrząc na jego mokre włosy, musiało padać. Dopiero po dłuższym czasie obserwacji zauważył, że Barnes miał okropnie spuchnięte palce jednej ręki. Zupełnie, jakby ktoś wcześniej mocno na nie nadepnął.
Stark poklepał Rogersa po ramieniu i bez słowa wskazał palcem na niespodziewanego gość. Reszta też się chyba obróciła i po chwili Tony poczuł, jak Thor idzie w stronę balkonu. Teraz gromowładny wyglądał, jakby chciał komuś dobrze walnąć. Jasne było, że tym kimś w aktualnej sytuacji był właśnie Bucky. Steve i Clint od razu jednak złapali gromowładnego. Nordycki bóg spojrzał na nich z istnymi błyskawicami w oczach, przez co Stark ucieszył się, że to nie na niego patrzył.
-To on...- powiedział przez zaciśnięte zęby Thor.
-Thor, wiem, że chcesz mu przywalić błyskawicą, ale...- Hawkeye zerknął na Kapitana- Ale nie chcesz go teraz zobaczyć?
To proste pytanie dotyczące tego kogoś w wieży, sprawiło, że wiking zdawał się już porzucić całkowicie pomysł, żeby przywalić Barnesowi. Spojrzał jednak jeszcze w stronę balkonu. Wtedy wkroczył do akcji Steve.
-Ja się nim zajmę- powiedział od razu Rogers z lekkim strachem w głosie.- Wiem, że Bucky zrobił okropną rzecz, ale pamiętaj, on jest dla mnie, jak dawniej dla ciebie Loki.
Steve zagrał mocną kartą i Tony to wiedział. Z czymś takim Thor po prostu nie mógł się teraz kłócić, nie wychodząc na hipokrytę.
Nordycki bóg bez słowa odstąpił i jedynie spojrzał na Kapitana.
-Chodź- odezwał się lekko niezręcznie Barton.- Zaprowadzę cię do niego.- Thor kiwnął głową, po czym razem opuścili pomieszczenie.
Tony, jak tylko ta dwójka wyszła, odezwał się do żołnierza:
-Steve...
-Tak, wiem.- Kapitan obrócił się do niego. Brzmiał na zmęczonego. Jakby miał już dość słuchanie w kółko tego samego.- Wiem, że to jest niebezpieczne i może w twojej opinii głupie, ale... Nie mogę dać za wygraną.
-Steve, uważaj tylko na siebie- powiedział Tony po chwili milczenia, po czym ruszył za Thorem i Hawkeyem. To było wszystko, co mógł zrobić w tej sprawie. Już dawno się przekonał, że próby powstrzymania Steve'a, przed zrobieniem czegoś nieroztropnego, są do niczego.
Długo mu nie zajęło szukanie pozostałej dwójki. Podbiegł do nich, po czym zrównał się z nimi. Miał nadzieje, że może uda mu się odkryć, co się stało w nocy i kogo przygarnęli.
-Steve go przywiózł, kiedy z Nataszą oglądaliśmy film. Już wtedy Bucky tam siedział.- Barton potwierdził jedną z teorii Starka, jednak nie tłumaczył niczego więcej.
-W jakim jest...- Thor zdawał się bać, dokończyć zdanie. Jakby nie chciał uświadomić sobie, że ten ktoś mógłby być w naprawdę złym stanie.
-Jest stabilnie i się wyliże, ale niczego więcej ci nie powiem. Nie znam się na tym. Odpłynął, kiedy wyciągaliśmy z niego kule, po czym obudził się po godzinie. Dostał nowe ubranie, bo jego było zniszczone, po czym znowu zasnął.- Spojrzał na Starka.- Daliśmy mu twoje ubranie.
-Czy ktoś mógłby mi...- zaczął Tony, jednak nie dano mu było, dokończyć zdanie. Chociaż sprawa była poważna, bo ten ktoś miał na sobie jego ubranie.
-Thor!- W Ich stronę biegł Bruce. Wyglądał, jakby nie spał cała noc, co najpewniej było związane z tym, co się wydarzyło. Zatrzymał się jakichś metr od nich, po czym od razu zwrócił się do wikinga.- Nie mogłeś wejść jakoś ciszej?! Obudziłeś go! Wiesz jak długo...
-Jak on się czuje?
-On...- Banner przełknął ślinę- Nie skarży się, ale sądzę, że będzie trzeba podać mu coś na ból. Prawie cały czas spał, więc raczej nie mieliśmy, możliwości go o to zapytać.- Spojrzał na Thora. Odinson patrzył na niego w taki sposób, jakby chciał, o coś zapytać, ale jednocześnie się tego bał. Bruce musiał to zauważyć i zrozumiał, bo odpowiedział na to nie zadane pytanie.- Został cztery razy postrzelony. Ma kilka złamanych żeber, złamaną nogę i rękę, wybity nadgarstek, a drugi skręcony. Do tego dość spore rozcięcie na czole i jakieś dziwne ślady jakby oparzenia, wokół oczu.
Z każdym kolejnym słowem niby-doktora medycyny Avengers Thor wyglądał na jeszcze bardziej wystraszonego. Kiedy wreszcie skończył zapadła cisza.
-Bruce?- Wreszcie odezwał się Barton.- Mówiłeś, że się obudził. Zostawiłeś go samego?
-Natasza z nim siedzi, więc radzę się pośpieszyć, bo...
-Nie!- Wszyscy usłyszeli głos Nataszy. Nie krzyczała, jednak brzmiało to tak pewnie, że Tony aż się spiął, z obawy, że mogłaby mówić do niego.
-Bo się właśnie to wydarzy- dokończył Bruce, po czym całą czwórką przyśpieszyli kroku w kierunku, skąd dochodził głos agentki.
Przez pewien czas panowała niepokojąca cisza. Tony jednak zaczął się uspokajać, ponieważ wiedział, że tylko szaleniec nie posłuchałby Nataszy, kiedy ona mówi takim tonem.
-Co ja przed chwilą powiedziałam?!- Słysząc te słowa Stark, zaczął tworzyć listę w głowie, co będą potrzebowali na pogrzeb tego nieszczęśnika. Thor w jednej sekundzie wystrzelił, jak błyskawica i pierwszy dotarł do drzwi, zza których dobiegał głos Czarnej Wdowy.
-Ale...- Tony był wystarczająco blisko, by usłyszeć odpowiedź, zanim do pokoju wpadł Thor, a za nim Clint i Banner.
-Loki!- krzyknął jeszcze Thor.
Loki? Tony przez chwilę był zaskoczony, jednak zaraz potem stwierdził, że miałoby to sens. W sumie tak naprawdę nie pamiętał, by Thor posiadał kogokolwiek innego na Ziemi, o kogo mógłby się tak bać. Miliarder aż się czuł zażenowany, że do tej pory na to nie wpadł.
Wreszcie sam dotarł do pokoju i zajrzał do środka. Natasza siedział na fotelu przy oknie i sprawdzała coś na tablecie. Przy przeciwległej ścianie, na łóżku leżał, przykryty kołdrą Loki. Wyglądał naprawdę okropnie. Jedno całe przedramię miał w gipsie, a nadgarstek u drugiej ręki został obandażowany. Nie wspominając już o plastrze na czole, zakrywający to rozcięcie, o którym mówił Bruce. Na jego jasnej skórze czerwone ślady wokół oczu były bardzo widoczne. Tony zauważył jeszcze kilka mniejszych zadrapań. Na razie jednak to były wszystkie widoczne obrażenia. Wiedza, jak mogła wyglądać reszta ciała chłopaka, przerażała Starka. Czegoś takiego nie robi się dziecku, nawet tak denerwującego i proszącego się o to, jak Loki.
Miliarder mimowolnie zerknął, na nie do końca zakrytą przez kołdrę koszulkę. Wyglądała na taką, jaką mógł kupić, jednak za żadne skarby nie mógł sobie jej przypomnieć. Barton miał szczęście.
-Hej Thor...- powiedział Loki zmęczonym głosem i dopiero teraz Tony uświadomił sobie, że bachor wyglądał na wykończonego. Thor przebył dzielącą ich odległość w mgnieniu oka i przytulił brata. Cwaniak się skrzywił i jęknął- Thor to boli.
Na te słowa gromowładny od razu się od niego odsunął i uważnie się przyjrzał bratu.
-Loki.- Zdawało się, jakby w wypowiedzeniu tego imienia, Thor zawarł całą ulgę, jaką czuł.
-To moje imię- odparł chłopak i się lekko uśmiechnął.- Ty to wiesz, ja to wiem, wszyscy w tym pokoju o tym wiedzą. Nie musisz tego ciągle powtarzać.
-Przepraszam.- Pomiędzy nich stanął Bruce.- Chciałbym sprawdzić jego oczy. Nie widziałem jeszcze takich obrażeń.- Zwrócił się do Thora, który zerknął na Lokiego, po czym kiwnął od razu głową. Doktor przystąpił do pracy.
-Nat, co próbował zrobić?- zapytał Clint agentkę.
-Chciał ściągnąć plaster z czoła- odpowiedziała kobieta, nie podnosząc wzroku znad tabletu. Przyglądała się na nim jakiemuś pociskowi, który wcześniej musiał zostać zeskanowany.
Stan Lokiego i obecność Barnesa stanowiły o jednym, uświadomił sobie Tony, zerkając na to, co robiła Natasza. Dzieciak był na tej cholernej liście celów Zimowego Żołnierza. Stark miał mieszane uczucia względem całego tego pomysłu, by żołnierz zabijał ludzi na żądanie T.A.R.C.Z.Y. Wyglądało to zupełnie tak samo, jak to, co robiła wcześniej Hydra. Pokazywało to, że ten sposób się sprawdzał, a nie powinno się dawać takiego rodzaju uznania dla czegoś takiego, jak ten stwór ściągnięty z mitologii. Z drugiej jednak strony Avengers nie musieli lecieć, aby zajmować się tymi wszystkimi ludźmi sami. Mieli mniej pracy, a fakt, że Barnes zabijał tych ludzi, w większości nie przeszkadzał Iron manowi. Loki stanowił wyjątek.
-Coś ty zrobił ze swoimi oczami?- Bruce spojrzał na leżącego.
-Nic takiego- Loki spojrzał w sufit.- Wpadłem do jednego magicznego jeziora...
-Loki- przerwała mu Natasza ostrzegawczym tonem. Przez chwilę panowała cisza, po czym chłopak westchnął, zamknął oczy i powiedział:
-W Wanaheimie wlano mi w nie jad węża.
-Co?!- ryknął Thor.- Jak?! Kto to zrobił?!
-Ludzie, którzy niezbyt mnie lubią. Jest ich sporo.
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?!- Tym razem zamiast zaskoczonego, Thor brzmiał także na wściekłego.- Wiesz, czym to mogło się skończyć?! Bez pomocy uzdrowicieli mogłeś... Mogłeś...
-Oślepnąć?- Dokończył za niego Loki.- Tak się stało. Wzrok odzyskałem dopiero przedwczoraj.- Mówił to zupełnie bez emocji. Stark z całych sił próbował sobie wyobrazić ślepego Lokiego, jednak od razu przestał. Po prostu przyjął to do świadomości i nie starał się poznać większych szczegółów.
Tony patrzył to na przerażająco spokojnego Lokiego, to na Thora, który może wyglądałby, jakby chciał komuś walnąć, gdyby nie był tak zaskoczony. Bruce, stojący pomiędzy nimi, zaczął się powoli wycofywać w kierunku w miarę bezpiecznej ściany.
-Czemu nic mi nie powiedziałeś?- zapytał wreszcie gromowładny.
-Nie trzeba było- odparł ciągle spokojnie chłopak.- Potrafię sobie dać radę samemu.
-Właśnie widzę- mruknął pod nosem Thor.
-Myślisz, że nie wiedziałem, że Bucky na mnie poluje?- Już nie brzmiał tak spokojnie. Zdawał się nawet zdenerwowany, przez to, że starszy brat w niego nie wierzy. Tony zaczął się zastanawiać, czy nie opuścić pomieszczenia, kiedy ta dwójka zacznie kłótnie.
-Czyli sam pozwoliłeś na to?!- Odinson wskazał na ciało brata.
-Byłem blisko złapania go. Tak blisko...
-To, czemu nie użyłeś czarów?!
-Ja... Ja...- Loki spojrzał na swoją zabandażowaną dłoń. Zacisnął pięść, na tyle na ile mógł, po czym spuścił głowę.- Ja nie...- Nagle ją podniósł i z szeroko otwartymi oczami przyglądał się dłoni, na której chwilę później pojawiły się delikatne, zielone płomyki. Jak Tony przyjął całą tę sytuację ze spokojem, ponieważ już mniej więcej przywykł do czarów bachora, to sam Loki zaczął się cieszyć jak małe dziecko. Stark wymienił spojrzenia z Clintem i Bruce'em, jednak tamci też zdawali się nie rozumieć zachowania chłopaka. Thor także na nich spojrzał, szukając odpowiedzi, dlaczego Loki zaczął się tak zachowywać.
-Loki?- Cała czwórka mężczyzn spojrzeli na Nataszę. Nawet nastolatek przestał się bawić magią i też to zrobił.- To nie mogłeś używać czarów, prawda?- Loki powoli, jakby niepewnie kiwnął głową.- To przez kule.- Kobieta podała tablet Clintowi, który prawie od razu przekazał go Banerowi. Tony musiał się trochę naczekać, zanim przyszła jego kolej.
Kiedy wreszcie ona nadeszła, nie tracił czasu i od razu przybliżył obraz pocisku. Na początku myślał, że wgłębienia na nim powstały przez przypadek, jednak potem zobaczył, że to był jakichś wzór. A po obejrzeniu tego jeszcze z daleka, uświadomił sobie, na co patrzył. Ktoś wyżłobił na pocisku runy.
Bez słowa przekazał tablet Thorowi i spojrzał na Lokiego, który zdawał się już znudzony.
-To...- Chłopak spojrzał na nich wyczekująco.- Wiecie może, ile zajmuje dołączenie do yakuzy?
-Po co miałbyś dołączać do japońskiej mafii?- zapytał Clint.
-Mam zadanie do zrobienia, a cała sprawa w Wanaheimie prowadziła do ślepego zaułka.- Thor posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, które Loki całkowicie zignorował.- A czas mi się kończy, więc muszę się zbierać...
-Nawet o tym nie myśl- przerwał mu Tony. Nie należał do najlepiej ogarniających, ale wiedział, że Fury nie odpuści, dopóki Bucky nie wykona zadania, czyli w tym wypadku, nie uśmierci Lokiego. Wieża teraz mogła być jedynym bezpiecznym miejscem dla niego.- Zostaniesz tutaj.- Na tyle ile Loki chciał chyba zabić go wzrokiem, to Thor zdawał się mu bezgłośnie dziękować.- Dopóki nie wykreślimy cię z listy, musisz zostać w wieży z nami.
-Co?!- Krzyknął Loki. Patrząc na niego, Tony poczuł się, jakby przed chwilą dał mu szlaban i nie był zbytnio tym zachwycony.- Ty nie rozumiesz! To sprawa mojego życia a śmierci! Jeśli tego nie zrobię, stracę głowę! A ja lubię swoją głowę!
-Spróbuj pracować przez internet- odparł Stark, zaskakując siebie, jak pewnie brzmiał jego głos.- A jeśli ci się nie uda, my się tym zajmiemy.
-To brudna robota- Loki spojrzał na nich z lekką kpiną.- Nie dla was.
-To wtedy zajmie się tym Natasza. Ty siedzisz w wieży do odwołania. Bez dyskusji.- Już całkowicie ignorując chłopaka, zwrócił się do Thora.- Dowiedz się, gdzie ma rzeczy, a my po nie pojedziemy.- Po czym wyszedł z pokoju.
Kiedy tylko wyszedł na korytarz, oparł się o ścianę i przejechał rękami po twarzy. Powoli do niego dochodziło, co właśnie powiedział i na co skazał siebie i całą drużynę.
-Tony, coś się stało?- Usłyszał zaniepokojony głos Steve'a. Otworzył oczy i zobaczył Kapitana, uważnie mu się przyglądając.
-Powiedziałem Lokiemu, że musi u nas mieszkać, aż go wykreślą z listy.
-O- Rogers spojrzał na niego, po czym oparł się o ścianę tuż koło niego.- Ja powiedziałem Bucky'emu, że może w każdej chwili do nas zapukać, a ja go wpuszczę do środka.
Tony po prostu nie mógł się powstrzymać i się zaśmiał. Bucky za oknem, a Loki wewnątrz. Zapowiadał się niezły cyrk.
***************
Teraz
-Stark!- Z rozmyślań Starka wyrwał głos Bucky'ego.
-No co?- Spojrzał w jego stronę.
-Pepper do ciebie dzwoni, odebrałeś, ale to ja musiałem gadać i Pepper ciągle słucha- Skinął głową na ekran, gdzie wyświetlało się, że odbywa się rozmowa.- Pepper masz pomysł, co się z nim działo?
-Po prostu odpłynął- usłyszał głos kobiety.- Jest już świadomy?
-Tak. Dawaj, powtórz mu to, co mówiłaś.
-Cześć Pep- odezwał się Tony lekko zażenowany. Nie byłoby tak, gdyby to Barnes odebrał połączenie, ale to on to zrobił automatycznie, po czym odleciał.
-To powtórzę to, co myślałam, że już ci powiedziałam, ale nie słuchałeś. Cassie uwielbia trampolinę przy łóżku- powiedziała zadowolona z siebie Pepper. Stark pamiętał, jak zajmowali się szykowaniem pokoju dla dziewczynki i trampolina była jedną z licznych kwestii spornych.
-Ciągle uważam, że piętrowe łóżko ze zjeżdżalnią, byłoby lepsze. Nie wspominając o basenie z piłeczkami.
-Scott się nie zgodził na basen piłeczkami- przypomniał Bucky. Tony posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Fakt, że to właśnie kolor ścian, jaki wybrał Barnes, został przyjęty, nie oznaczał, że ma prawo wypowiadać się w tej sprawie, kiedy dwoje projektantów, mówi o ich kolejnej skończonej pracy. Bo przecież cała baza była ich wspólną pracą. I internetu.
-Z tego, co Bucky mówił, strasznie się martwisz o Petera.- Pepper zmieniła temat, ku niezadowoleniu Tony'ego. Mógł znowu wyłożyć jej listę, dlaczego dziecko powinno mieć basen z piłeczkami. Do tego nie chciał się przyznawać, że boi się o chłopaka.
-Nie to, że jakoś strasznie. Po prostu chciałbym wiedzieć, jak sobie daje rade. Po prostu jestem ciekaw. Nie tak, że boję się o niego, ani o resztę. Wierzę w Hope i w ogóle ufam Wakandzie.
-Jasne... To niezbyt cię interesuje fakt, że Peter dzwonił?
-Peter dzwonił?! Co mówił?! Jak tam jest?!
-Taaa... Wcale się nie martwiłeś- mruknął przy nim Barnes, co Tony całkowicie zignorował.
-Mówił, że wymiata i jest ekstra. Przy tym opowiadał, że poznał brata Shuri. Podobno T'Challa, to jego imię, mu powiedział, że Shuri była aniołkiem, jako małe dziecko.
-To, co się z nią stało?
-Dostała klocki Duplo.
-Czyli była wychowana na klockach Dublo...- powiedział do siebie Iron man.- To niczego nie tłumaczy. Coś jeszcze mówił?
-Mówił, że siedział teraz sam, bo Shuri pojechała na koronację brata, a Hope i Loki zasnęli.
-A co wtedy robił?
-Mówił coś, o patrzeniu na pociągi, ale chyba źle zrozumiałam. A jak u ciebie?
-Rozmawiałem z Hill.
-Naprawdę? Co ona tam robiła?
-Podobno oni mieli się tym zając, ale jak przyjechali, już było po sprawie.
-Maria? Ta Maria? Gdyby ona chciała, załatwiłaby wszystko, kiedy ty byłbyś dopiero w połowie drogi. Co ci mówiła?
-Coś o współpracy, naszym związku i gadanie o pustych magazynach...- Pepper coś mówiła, ale on chyba wreszcie znalazł coś, co nie pasowało w tym, co mówiła mu Maria. Opuszczone miejsca są najlepsze do chowania rzeczy. Rzeczy lub ludzi.- Pepper- przerwał jej w połowie zdania- sądzę, że nie powinniśmy się skupiać na ciągle działających stacjach podwodnych i zająć się tymi opuszczonymi.
Przez chwilę zapanowała cisza. Tony nie wiedział, jak mogła wyglądać mina Pepper, jednak było wysoce prawdopodobne, że była podobna, jak nie taka sama, co mina Bucky'ego, który gapił się na niego ze zdziwieniem. Wskazówką, że to mogła być prawda, było to, że oboje zamilkli.
-To ciągle pozostaje spora ich ilość- odezwała się wreszcie Pepper.
-To już możemy zostawić Shuri. I tak nie da nam spokoju, dlaczego cokolwiek bez niej odkryliśmy- stwierdził Bucky.
💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥
Hej! Mam nadzieję, że rozdział jakoś się nadawał.
Przy okazji powodem opóźnienia są puzzle, które układam i ciągle nie mogę ich dokończyć. Tak naprawdę mój plan to zapełnienie podłogi w pokoju ułożonymi puzzlami, których mam sporo na półkach. Prezenty od rodziny, bo jedynaczka nie ma co robić sama, wreszcie zaczęły się przydawać.
To do następnego.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top