Tony Stark

Kiedy Pepper przyjechała, Tony znowu poczuł się w bazie jak w domu. Odkąd zrobiło się tu tłoczniej, nie potrafił się odnaleźć. Chciał wypaść na tego doświadczonego, zawsze przygotowanego, odpowiedzialnego i w pewnym sensie nawet opiekuńczego. Po prostu chciał zachowywać się, jak Steve, kiedy zakładali drużynę.

Zauważył jednak, że kompletnie mu to się nie udawało. Bucky zajął się wszystkimi sprawami organizacyjnymi. Tymczasem Hulk po prostu traktował wszystkich jak jakieś szczeniaki. Stark był świadkiem, jak zielony nawet klepał Scotta po głowie. Nie wspominając już o Shuri, która uwielbiała być niesiona na barana.

Teraz doszła Pepper, która pilnowała, aby spali o normalnych godzinach, głównie Loki, jedli cokolwiek, to dotyczyło Tony'ego, i aby ich krew nie składała się głównie z kawy, co było chwilami trudne dla Tony'ego i Lokiego.

Stark pogodził się z tym, że zawiódł na całej linii. Teraz mógł bez problemu siedzieć w laboratorium, dopóki Pepper go stamtąd nie wyciągnie. Tak, jak teraz.

-Wystarczy ci- stwierdziła, podchodząc do niego od tyłu.- Nawet Shuri już stad wyszła.

-Jak tylko naprawiliśmy strój Wasp, przychodzi, tylko żeby pobrać dane i najwyżej przestawić antenę. Potem znika- powiedział, żując gumkę na końcu ołówka, którego nigdy nie zatemperował. Trzymał go jedynie do gryzienia tej biednej gumki.

Pepper westchnęła.

-Peter siedzi sam z Geraldem od ponad czterech godzin.

-Co?!- Tony obrócił się od razu w jej stronę.- Co on robi sam?

-Próbowałam go stamtąd wyciągnąć, ale się nie dał. Ciągle tylko siedzi i albo głaszcze twoją alpakę, albo sprawdza facebooka. Może ty spróbujesz?

-Daj mi chwilę.- Znów się obrócił do komputera i nacisnął enter, po czym wyłączył komputer.

Wiedział, że zawalił, ale nie spodziewał się, że aż tak. Chciał, aby Peter był tu szczęśliwy. Nie, że tak od razu. To przecież byłoby niemożliwe. Ale po miesiącu, sądził, że chłopak zdołał się już wśród nich odnaleźć.

Idąc do ogrodów, uświadomił sobie, że on ciągle był przecież wśród obcych ludzi. Z tych, których Peter znał, ostał się jedynie on. A przecież wcześniej nie widywał go codziennie. Była oczywiście jeszcze Pepper, ale ona głównie słyszała o pająku, a nie go spotykała. I Loki, chociaż Stark ciągle nie był pewien, jak dobrze ci dwaj się znali. Kosmita naprawdę rzadko wspominał o Peterze, po wypadku. Z drugiej strony jednak Spider-man traktował cwaniaka jak starego przyjaciela.

Zjechał na sam dół i wchodząc do tego roślinnego raju, dotarło do niego, że nie ma zielonego pojęcia, co miałby mu powiedzieć. Pytanie „coś nie tak?", brzmiało strasznie głupio. Wiele rzeczy było nie tak.

Tutaj najpewniej przydałaby się jakaś figura ojcowska. Tak, jak to robił dawniej Steve, czasami nazywając innych „synem", bądź starał się mówić młodzieżowym językiem, co mu nie wychodziło. Tony jednak nigdy nie miał dobrego kontaktu ze swoim ojcem. Jedyny wzór, jaki posiadał, był właśnie Rogers, ale on skończył, jak skończył. A teraz on miał zrobić coś takiego. Nie miał zielonego pojęcia, jak to zrobić i był przerażony.

A potem zobaczył Petera, który pokazywał jakichś filmik na tablecie Geraldowi. Alpaka, co jakichś czas starała się odwrócić głowę, jednak chłopak, głaszcząc ją, trzymał ją przy sobie. Do tego pająk, co jakichś czas podkładał jej pod pyszczek miseczkę ze startą marchewką.

-Spójrz- powiedział do Geralda Spider-man.- To są inne alpaki. I one biegają. Widzisz, jak one biegają?

Tony się uśmiechnął i zapomniał, o wszystkich swoich zmartwieniach. Peter próbujący zmusić alpakę do patrzenia na inne, biegające alpaki, był widokiem, którego się nigdy nie spodziewał i od teraz wiedział, że właśnie tego brakowało mu w życiu. Patrzył na niego, nie wiedział do końca, jak długo. Mogła być to najwyżej sekunda bądź nawet godzina. To go nie obchodziło. Był jedynie zły, że coś w jego głowie, kazało mu wrócić myślami do powodu, dlaczego właśnie tu przyszedł.

-On jest bardziej typem alpaki kanapowej.

Peter aż podskoczył. Tablet ledwo mu przy tym nie wypadł z rąk. Przestał głaskać Geralda i obrócił się w stronę Starka. Chłopak spojrzał na milionera, tak jakby widział prawdziwego ducha.

-Nie usłyszałem, kiedy pan wchodzi- wydusił z siebie dopiero po jakimś czasie.

-Coś tak widzę, że znalazłeś nowego przyjaciela.- Tony do niego podszedł i usiadł przy nim. Alpaka wykorzystała sytuacje, kiedy Peter przestał go pilnować i sobie normalnie poszedł w stronę swojej zagrody. Chłopak dopiero po chwili to zauważył i wyciągnął w jej stronę rękę.

-No ale właśnie oglądaliśmy filmik- powiedział w stronę zwierzęcia.- Zdrajca.- Obrócił się w stronę Tony'ego.- Skąd go pan w ogóle wytrzasnął?

-Wtedy to był naprawdę wyczerpujący dzień. Do tego byliśmy w środku przeprowadzki, tak że nam się po prostu nie chciało wracać. Potem dosłownie wpadliśmy na farmę, gdzie sprzedawali alpaki. A Gerald był na tyle dziwny, że do nasz podszedł. I jakoś się to dalej potoczyło. Latem go wyprowadzamy na powierzchnię. Chociaż nie sądzę, że on tego chce.- Uśmiechnął się do chłopaka. Zupełnie nie czuł się przygotowany, ale jednak coś mówił. I wtedy właśnie stracił panowanie nad językiem.- A ty, czemu tu tak sam siedzisz?

Peter spojrzał na niego, sprawiając wrażenie, zupełnie nie rozumiejąc, co usłyszał. Potem zerknął na alpakę, a następnie spuścił wzrok na tablet. Wyłączył go i odłożył na bok, ale nie podniósł głowy.

"Co ja narobiłem?" zapytał samego siebie. Naprawdę nie wiedział, dlaczego to powiedział. Czuł się do tego teraz okropnie. Wyszedł przy tym na tego natarczywego i nie umiejącego robić rzeczy subtelnie. I do tego Peter też wyglądał, jakby odczuwał to samo. Milczał już od ponad dobrej minuty. „Czemu nie potrafię ugryźć się chwilami w język?". Przecież wystarczyło jedynie trochę dłużej z nim pogadać, o jakichś drobnostkach. Potem dopiero powoli, delikatnie należałoby wspomnieć o problemie.

Był tak na siebie zły, że wręcz prawie nie usłyszał, jak Peter mu odpowiada.

-Ja... Ja po prostu nie wiem.

Tony mu nie odpowiedział. Nie był w stanie. A chłopak widocznie jeszcze nie skończył.

-Po prostu, czuję się dziwnie. Chwilami mam wrażenie, że plecy mnie bolą, ale nie wiem, czy tak jest naprawdę, czy nie... Tu nie chodzi o resztę. Oni są naprawdę mili i nawet chwilami zapominam o... Tym. Ale ja... Nie wiem.- Spojrzał na milionera. Mógł być smutny i jednocześnie przerażony.- Nie wiem, panie Stark. Przepraszam.

Słysząc te przeprosiny, poczuł się jeszcze gorzej. Bo przecież on był dzieckiem, które nie zrobiło nic złego. To mężczyzna go w to wszystko wciągnął. Peter nie prosił się o śmierć. Wykonywał jedynie to, co powiedział mu Stark. Bo przecież mu ufał. Do tego chłopak nie prosił się o wskrzeszenie. Nie nawiedzał ludzi, jako prawdziwy duch. Co prawda śnił się Tony'emu po nocach, ale mężczyzna nie wierzył, że pająk zrobiłby to sam z siebie. Pepper, Natasza, Clint, a nawet Loki mu o tym mówili. Nic nie było winą dzieciaka. A mimo wszystko to Peter go przepraszał.

-Nie. Nie musisz przepraszać.- Przysunął się lekko do niego, po czym go przytulił. Chciał go trzymać w swoich objęciach, dopóki nie poczuje się lepiej. Dzieciak jednak był oporny.- Wręcz ci powiem, że nie możesz za coś takiego przepraszać. Nie można przepraszać za swoje uczucia.

-Ja po prostu mam wrażenie, że już tu nie pasuję- wydusił z siebie chłopak. Tony nie zdołał mu odpowiedzieć, bo Peter wyrwał się wreszcie z jego uścisku.- I nie chcę nikomu sprawiać kłopotów. Pan Bucky jest naprawdę zajęty pracą. Shuri też cały czas ćwiczy. Mówiła, że nie może przestać czegoś robić, dopóki nie dojdzie z tym do perfekcji. Nie wierzyłem jej, a teraz codziennie próbuje zrobić idealnie wyskok z drapaniem. Wygląda przy tym, jak jakichś wściekły kot.- Nawet się zaśmiał pod nosem. Szybko jednak z powrotem posmutniał.- Gram z panem Scottem na konsoli i z nim rozmawiam nawet dość często. Tylko zawsze mam wrażenie, że on podchodzi do mnie ze strachem. Tak samo jest z panią Hope. Doktora po prostu nie rozumiem. Zawsze, kiedy go widzę, czuję, jakby mnie oceniał i sprawdzał, jak jakieś urządzenie, co może się za chwilę popsuć. A pan Hulk... Ja się go trochę boję- powiedział, to tak, jakby przyznawał się do czegoś naprawdę wstydliwego.- A Loki zdaje się mnie unikać.- Każde kolejne słowo wymawiał, z coraz bardziej drżącym głosem.

Tony powoli się do niego przysunął i położył mu rękę na ramieniu. Nie wiedział, co czuć względem tego, co usłyszał. No może z wyjątkiem Strange'a. Ten to chyba zapomniał, że ma kontakt z dzieckiem. Resztę w jakichś sposób rozumiał, ale to nie polepszało sprawy. Do tej pory nie był świadomy, co odczuwał chłopak.

-Naprawdę nie wiem, czy to, co ci powiem, jest poprawne w jakikolwiek sposób. Peter ty...

-Ja umarłem!- Chłopak się do niego obrócił i strącił rękę mężczyzny z ramienia. Płakał.- Wszyscy starają się tego unikać. Zapomnieć. A ja nie potrafię... Wszedłem na swojego facebooka i May stała się opiekunem mojego konta. Tak samo, jak wcześniej było z wujkiem.... Ona jest tam teraz całkiem sama, proszę pana. Obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie zostawimy. A teraz siedzę tutaj, a ona jest w Nowym Jorku... A ja jej obiecałem...

-Peter...- To było jedyne, co zdołał z siebie wydusić. Jeszcze raz przytulił Parkera, jednak tym razem pająk go odwzajemnił.- Będzie dobrze.

To samo chciał mu wcześniej powiedzieć. Te dwa słowa. Obietnica. Rzadko kiedy spełniona, ale jednak ciągle oficjalna. I do tego zawsze polepszała humor. Teraz nie było inaczej. Peter przestał drżeć w jego ramionach już tak mocno, jak jeszcze przed chwilą.

-Będę mógł ją zobaczyć?- zapytał go pełen nadziei.

-Tak- powiedział prawie od razu. Po prostu nie mógł mu odmówić. Nawet jeśli to z było prawie niemożliwe do spełnienia.- Ale nie teraz. Dla twojego i jej bezpieczeństwa. Hydra jest wszędzie. Nie mogą się dowiedzieć o twoim istnieniu. Ale później oczywiście.

-A jeśli ona nie będzie chciała mnie widzieć? Jeśli ona też zauważy, że tu nie pasuję?- Tony odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że pająk przestał już płakać.

-Nikt nie twierdzi, że tu nie pasujesz. A w szczególności ona. Peter, May cię kocha i zawsze będzie kochała. Ty zawsze będziesz jej chłopcem.- Odsunął go od siebie, ale za to trzymał go za ramiona.- Jesteś normalny, jak każdy normalny człowiek.

-Normalni ludzie nie byli wskrzeszani- powiedział, chociaż już nie brzmiał smutno.

-Może nie byli. Za to dla mnie nie jesteś pierwszym takim przypadkiem. Loki przetarł już tą ścieżkę. Właściwie, co jest między wami?

-Interesy- odpowiedział od razu Spider-man.

-Znając jego niektóre interesy, to zaczynam się bać. Nie brałeś udziału w żadnym napadzie na bank, czy nie kradłeś z jakiegoś grobowca? Chyba kiedyś były jeszcze nielegalne wyścigi i jakieś problemy w kosmosie.... Proszę, powiedź, że nie miałeś z tym nic wspólnego.

-Nie. Ja tylko dostarczałem mu kawę, kiedy mieszkał w wieży.

-To byłeś ty?!- Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.- A Thor mi nie wierzył, kiedy mówiłem, że on ma dostawcę! Powiedz, że przynajmniej ci dobrze płacił? Czy mam na niego nawrzeszczeć, tak jak planuję to zrobić ze Strangem?

-Płacił lepiej niż za wyprowadzanie psów. Tylko nie wiem, skąd brał pieniądze.

-Najpewniej z mojego portfela- mruknął pod nosem Stark. Peter musiał to usłyszeć, bo się roześmiał. Udało mu się, chociaż na jakichś czas odgonić od niego tych dziwnych myśli. Chciałby wierzyć, że to już nigdy nie powróci. Jeśli jednak było to chociaż trochę podobne do tego, co on czuł po śmierci Spider-mana, to bardzo, by się mylił.

Zanotował w pamięci, że będzie musiał sprawdzić w internecie coś na temat traum. Chociaż najlepiej będzie po prostu zapytać o to Jarvisa. Kiedy pobrał mu wszelką wiedzę z podręczników do medycyny i psychologii. Wtedy to drugie pobrał tylko z obowiązku. Dopiero potem odkrył, jak bardzo jest to przydatne.

Wtedy pomiędzy nimi pojawiła się puchata głowa alpaki. Gerald pochylał się prosto w stronę miseczki z marchewką.

-Nie przeszkadzaj sobie- powiedział do niego Stark.- Nas tu wcale nie ma.

Gerald spojrzał na niego, jednak nie zamierzał się ruszyć. Całkowicie był zajęty jedzeniem startej marchewki.

Tony zerknął na Petera, który nie mógł opanować zachwytu nad zwierzęciem. Jednak dobrze zrobił, że wtedy dał się przekonać szczenięcym oczom Lokiego.

I nagle w głowie pojawił mu się pomysł. Chciałby z nim zrobić, coś, czego on nigdy nie mógł robić ze swoim ojcem.

-To, co teraz powiem, może wydać ci się głupie.

-O co chodzi?- Peter spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.

-Chcesz porzucać piłką?

Oczy chłopaka gwałtownie się powiększyły. Przez jakichś czas otwierał i zamykał bez mówienia oni słowa. Tony aż zaczął się zastanawiać, czy nie powinien zawołać kogoś na pomoc. Jednak wtedy Peter zdołał wydusić się z siebie jedno słowo:

-Tak.

Tony znalazł piłkę w szopie z narzędziami. Peter rzucał na początku dość niepewnie. Potem jednak radził sobie coraz lepiej. Aż w pewnym momencie rzucił piłkę za daleko. Mężczyzna podskoczył, ale mimo to jej nie dosięgnął.

-Mam ją- odezwał się głos zza nimi.

Mężczyzna najpierw zerknął, na chyba zawstydzonego Petera, a potem dopiero się obrócił. Przy windzie stał Bucky w pełnym kostiumie. W metalowej ręce trzymał piłkę.

-Chcesz dołączyć?- zapytał go.- Możemy zamienić piłkę na frisbee.

-Tylko chciałem ci powiedzieć, że zabieram Quinjet.- Odrzucił mu piłkę prosto w Tony'ego, tak, że cudem byłoby jej nie złapać.

-A gdzie lecisz?

-Na Arktykę z Lokim. Jest tam mały problem z AIM. Wrócimy przed wieczorem.

-Arktyka?- powtórzył Peter zdziwiony i może także zafascynowany.

-Tam są pingwiny- powiedział do niego milioner, po czym znów wrócił do Kapitana Ameryki.- Powinno mu się spodobać. Jak ulepicie bałwana, to zróbcie zdjęcie. Najlepiej z pingwinami w tle.

Barnes sprawiał wrażenie, jakby chciał się roześmiać, ale coś go powstrzymywało. Tony widział to tak często, że już się zdołał to tego przyzwyczaić.

-Coś tak czuję, że nie zjawiłeś się tutaj, w celu pochwalenia się planami. O co chodzi?

-Kup w końcu te nowe samochody. Mamy jednego całego jeepa, dwa zwykłe auta i motor, którego Loki ostatnio rozbił.

-Spoko.

Bucky obrócił się w stronę windy. Zanim drzwi się jednak zamknęły, odezwał się jeszcze do Spider-mana.

-Peter nie rzucaj za wysoko. Ani podkręconych. On ma problemy z łapaniem. I pamiętaj o jego wzroście.

-Tak jest panie Barnes!

Tony spojrzał na niego zdziwiony.

-Nie mów, że ty też dołączasz do klubu śmiania się z mojego wzrostu?

-To jest taki klub?

Iron man zaklął w myślach. Powinien ugryźć się w język.

********

Tony wieczorem wpadł na pomysł, że powinien codziennie spędzać z chłopakiem czas. Pokazać mu przy tym, że jest prawdziwym członkiem drużyny. Dlatego następnego dnia grał na konsoli w drużynówkę. Scott i Peter kontra on i Pepper. Drużyna mrówko-pajęcza miała większy staż i była o wiele bardziej ogarnięta. Zdawało się, że oni wręcz czytali sobie w myślach. W przeciwieństwie do pary. Zupełnie nie dogadywali i przeszkadzali sobie podczas działań. Chociaż z drugiej strony Tony był zaskoczony tym, że Pepper w ogóle potrafiła grać. Jednak to jedynie spowolniło ich niechybną przegraną.

Przez kolejne dni Tony starał się uczyć Petera jeżdżenia autem. Początki były ciężkie. Wręcz bardzo ciężkie. Wreszcie jednak udało mu się ruszyć bez problemu. A potem doszło skręcanie do tyłu i cały stres powrócił.

Potem jeszcze zapoznali Shuri z Geraldem i Stark nie słyszał takich pisków, odkąd Pepper zobaczyła szczura. Wraz z dzieciakami zmusił Lokiego do grania z nimi w baseball. Skończyło się na tym, że dołączyła do nich cała reszta i zrobili pierwsze w historii Mistrzostwa Baseballa Avengers. Każdy korzystał ze wszystkich swoich umiejętności, co stworzyło naprawdę chaotyczną rozgrywkę.

Przez to, odkrył, że nie ma już tyle czasu na siedzenie w laboratorium niż wcześniej.Do tego oczywiście dochodziły jego codzienne ćwiczenia i pilnowanie młodych na ich treningach. Postanowił, więc jedynie codziennie sprawdzać wyniki swoich poszukiwań. Jednak każdego dnia, przykładał do tego coraz mniej. Przychodził z kawą i popijając ją, przeglądał wszystkie wiadomości.

I tak pewnego dnia przystąpił do swojej rutyny. Wstał, pocałował jeszcze śpiącą Pepper, która jak zwykle go odgoniła ruchem ręki. Ruszył do kuchni, coś zjadł, nawet nie pamiętał co. Zaparzył kawę i poszedł do laboratorium. Po drodze wpadł na Hope, która z mokrymi włosami, wychodziła z łazienki. Prawie przy tym rozlał kawę, jednak mu to nie przeszkadzało.

Nie wiedział do końca czemu, ale czuł się wspaniale. Może to dlatego, że wczoraj Peterowi w końcu się udało idealnie zaparkować.

Wszedł laboratorium i powiedział:

-To, co codziennie Vis.

-Oczywiście panie Stark.

Mężczyzna usiadł przed komputerem i wziął łyka kawy. Kiedy jednak ekran się włączył, od razu się opluł.

-Nie- wydusił z siebie z niewiarą. Przeczytał wszystko jeszcze raz.- Nie!- Pomimo że brzmiał na wściekłego, tak naprawdę był przerażony. Odetchnął kilka razy, po czym zwrócił się do Jarvisa.- Jarvis, przekaż Bucky'emu, że chciałbym, aby tu przyszedł. Teraz.

-Oczywiście panie Stark.

Tony odsunął się od komputera. Zdenerwowany nie wiedział, co zrobić. Nie chciał myśleć o tym. Skupił się więc, na swoich zwykłych planach. Tych, które najpewniej nie dojdą do skutku. Udało mu się już opracować całą listę aut, które miał kupić. I dzisiaj chciał to wszystko załatwić. Do tego jeszcze dzisiaj Peter miał się w końcu nauczyć parkowania równoległego.

-Co się dzieje Stark?- zapytał Bucky wchodząc do laboratorium.- I dlaczego chodzisz w kółko?

-Znalazłem go- powiedział bez tchu Iron man.

-Go?

Tony pokazał mu komputer. Barnes podszedł do niego i wszystko uważnie przeczytał. Potem się wyprostował i zwrócił się do milionera.

-Skoro znaleźliśmy już Steve'a, to nie możemy czekać. Trzeba wszystkich wezwać i od razu wyruszać. Tony nie chcę robić sceny przed resztą.

-O co ci chodzi?- zapytał, chociaż doskonale wiedział, do czego dąży Kapitan.

-Kazałeś mi, mówić ci, kiedy chcę zabrać młodych na misje. To jest odpowiedni moment. Chcę cię prosić o pozwolenia na zabranie Shuri i Petera.

-Peter nie jest gotowy- od razu powiedział Tony.

-Pomyśl racjonalnie.- Barnes podszedł do niego.- Na to czekaliśmy. Atak z zaskoczenia, kogoś, kogo nikt się nie spodziewa. Spider-man jest idealny. Rogers się tego nie spodziewa. On ciągle sądzi, że Peter nie żyje.

-I dzięki temu jest bezpieczny!

-Jest doskonale przygotowany- odparł Bucky.- Na treningach radzi sobie doskonale. W walce jeden na jeden i drużynówce radzi naprawdę dobrze. Dokonał ogromnych postępów.- Mówił to spokojnie.

-A jeśli nie da rady?- Widział, że Barnes ma rację. Oraz to, że się zgodzi. Wolał jednak to odkładać.

-Nie możesz go chronić przed całym światem. W szczególności, kiedy on sam chce pomóc. Jeśli go nie puścimy, w końcu ucieknie i sam stawi czoła Hydrze. A wtedy będzie bardziej prawdopodobne, że coś mu się stanie. Teraz przynajmniej będziemy mogli go obronić w razie problemów.

-On jest ciągle dzieckiem.

-Ma szesnaście lat. Uczysz go prowadzić auto. Widziałem, jak sprawdzasz, czy będzie mógł napisać maturę. On dorasta. A za dwa lata będzie miał osiemnastkę. A to minie strasznie szybko. Będzie tak samo, jak z Lokim.

-Był mały. Mniejszy nawet ode mnie i Nat.- Uśmiechnął się na wspomnienie, kiedy mógł na niego patrzeć z wysoka. I to jego wkurzone spojrzenie.- I mógł się wtedy upić. Szkoda, że to mu się zmieniło z wiekiem.

-Widzisz. Peterem będzie to nawet szybsze. Uważam, że ty doskonale wiesz, co trzeba zrobić.

Tony się od niego odwrócił i ruszył do drzwi. Wychodząc, rzucił przez ramię.

-Zebranie w sali zebrań. Teraz.

***********

4 lata temu

Nie pasował tu. I przez to czuł się jeszcze gorzej. Zwracał za dużo uwagi. A to nie na nim ludzie powinni się skupić. Nie dzisiaj.

Stał na samym końcu nawet dość sporej grupki ludzi. Nie miał żadnych szans, aby zobaczyć trumnę. I nawet się z tego cieszył. Nie chciał widzieć, tej spokojnej twarzy po raz kolejny. Za każdym razem miał wrażenie, że Peter tylko śpi. Zaraz się obudzi i zapyta, dlaczego ludzie się tak na niego patrzą.

Jednak on tego już nigdy nie zrobi. Bo on przecież już nie żyje.

Ciągle nie mógł w to uwierzyć. Bo przecież miało być tam bezpiecznie. Jednak, kto by się spodziewał zagrożenia od strony Kapitana Ameryki. I to własnie Tony kazał mu do niego iść. Pomimo że Rogers zamordował chłopaka, to tak naprawdę to była jego wina.

Na pogrzeb przyszli chyba wszyscy nauczyciele Petera. Jednak był pewien, że zjawił się każdy z jego klasy. Za to z rodziny była jedynie jego ciocia. Chyba że on nie miał żadnych innych krewnych. To znaczyło, że Maj została teraz sama. To wszystko było przez niego.

Chowali chłopaka na tym samym cmentarzu, na którym leżeli jego rodzice oraz wujek. Dzieliło go od nich jedynie kilka grobów. Przynajmniej teraz jest wśród rodziny.

Tony rozejrzał się, szukając jakiejś pomocy. Przed niedaleko niego stał jakichś czarnoskóry chłopak. Też zdawał się tu nie pasować. Mógł mieć jakieś trzynaście lat, ale przyszedł sam. Do tego, tak samo, jak Stark, nie podszedł do Maj, aby złożyć jej kondolencje.

Mężczyzna zerknął przez ramię. Za murem cmentarza zobaczył Nataszę, Clinta i Bruce'a. Jedynych, którzy pozostali z oryginalnego składu. Barton przytulał Czarną Wdowę, a ona nawet się o niego opierała. Tony mrugnął kilka razy, aby się upewnić, że to, co widzi, jest prawdą. Ten widok się nie zmienił, ale zauważył, że wśród nich jest ktoś jeszcze. Pomiędzy agentką a naukowcem był ktoś jeszcze. Loki.

Gdyby wszyscy się zjawili na pogrzebie, to wydawałoby się to jeszcze dziwniejsze, niż jest teraz. Dlatego oficjalnie przyszedł tylko on, a reszta udaje przypadkowych przechodniów. Pepper też by przyszła. Jednak miała przylecieć z Hiszpanii dopiero za kilka godzin. Jednak pomimo dzielącego ich wszystkich dystansu, nie czuł się tak bardzo samotny.

Wreszcie złożono trumnę do grobu i Tony odetchnął z ulgą. Czuł się z tego powodu okropnie, ale wreszcie poczuł się trochę lepiej. Jakby sama obecność ciała, ściągała na niego przeczucie, że Rogers zaraz tu wróci i zabije kogoś jeszcze.

Tłum zaczął rzednąć. Pierwszy zniknął ciemnoskóry chłopak. Potem odchodzili nauczyciele, rozmawiając między sobą.

-Ostatnio był strasznie roztrzepany, ale to był dobry chłopak- powiedział jakichś mężczyzna w okularach do kobiety w płaszczu, przechodząc koło Starka.

-Był za młody- odparła tamta.- Wczoraj jeszcze żył, a dzisiaj zamiast niego jest stos dokumentów.

Dość długo wytrzymali nastolatkowie. Wielu z nich odchodząc, płakała. To oni najbardziej przyglądali się Tony'emu.

-Nie sądziłem, że przyjdziesz- powiedział jeden z chłopaków do Hindusa, ubranego w drogą kurtkę. Ten drugi starał się ukrywać, że płacze, ale mu to zbytnio nie wychodziło.- Ty go w ogóle lubiłeś?

-Parker był wkurzający, ale jednak...- Zaczął Hindus, ale nie zdołał wydusić z siebie reszty zdania.

-Dobra chodź Flash. Dzisiaj zrobię wyjątek i nikomu nie powiem, że beczałeś.

Najdłużej została Maj, przyjaciel Petera Ned i ta dziewczyna, w której się pająk zakochał- Michelle. Może coś, by się między nimi w przyszłości wydarzyło. Oczywiście, jeśli Peter miał realny zamiar spełnić, to co mu wcześniej mówił. Teraz jednak nic z tego nie będzie.

Mężczyzna mógł wreszcie zobaczyć stos kwiatów, ułożonych w miejscu przyszłego nagrobka. Nawet dojrzał swój średni wieniec.

Wreszcie jednak i on ruszył do wyjścia. Przy bramie, obrócił się jeszcze raz w stronę grobu chłopaka i wyszeptał:

-Byłeś najlepszym bohaterem, jakiego w życiu poznałem. Żegnaj Peter.

Wyszedł, ale to nie koniec na dzisiaj. Za jakieś pół godziny miała się zacząć stypa w mieszkaniu Maj Parker. On miał się tam zjawić, kiedy już wszystko się skończy. Chciał ją zapytać, czy mógłby w czymś pomóc. Nawet jeśli ona, by odmówiła, zostawiłby jej wizytówkę, ze specjalnym numerem telefonu, tak, że na pewno odbierze, jeśli się jednak zdecyduje.

Przeszedł kilka ulic, zanim przed nim zatrzymała się ciemna, nawet dość mała, limuzyna kierowana przez Clinta. Bez słowa wsiadł do środka. Usiadł na samym tyle i spojrzał na wszystkich w samochodzie.

Najbliżej niego siedział Loki. Chłopak jednak w ogóle nie zwracał na niego uwagę. Wpatrywał się cały czas w laskę, którą obracał na kolanach. Szesnastolatek z laską mógłby dziwnie wyglądać, ale on z zaczesanymi włosami do tyłu i ubrany w garnitur, przypominał swoją dorosłą wersję bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Do tego, był już wyższy od Tony'ego o dobre kilka centymetrów, co powodowało tylko mnóstwo pytań. Miliarder był pewien, że jeszcze miesiąc temu byli równego wzrostu. Postanowił zwalić winę na te jego geny olbrzymów.

Dalej siedział Bruce i Natasza. Naukowiec również starał się unikać kontaktu wzrokowego milionera, ale to mu słabo wychodziło. Ciągle na niego zerkał i Tony to wiedział. Nie zaczął jednak rozmowy.

Zrobiła to, siedząca naprzeciwko niego Natasza.

-Jak było?

Tony spojrzał na nią. Mimo że prawie na co dzień ubierała się na czarno, dzisiaj wyglądała naprawdę poważnie i... Odpowiednio.

-Tak, jak na pogrzebie- odpowiedział Tony.- Jakieś wiadomości.

-Nic. Ani śladu Steve'a, ani Thora.

Loki zacisnął pięści na lasce.

Tony nie odpowiedział jej. Nie wiedział, czy może zaliczyć brak wiadomości od tej dwójki do sukcesu. Bo przecież najlepiej będzie, jeśli rozwiążą wieczną dramę rodzinną braci z Asgardu jak najszybciej. Rogersa jednak w ogóle nie chciał widzieć. Był nawet na siebie zły, że nie żałował, że w ogóle go poznał. Po prostu nie mógł. Kapitan Ameryka miał naprawdę spory wpływ na jego życie. I w większości na dobre.

-Chcesz, gdzieś jechać, czy wracamy do wieży?- zapytała go Czarna Wdowa.

-Nie- mruknął pod nosem mężczyzna.

-Clint- Natasza obróciła się w stronę małego okienka- słyszałeś. Wracamy...

-Nie- przerwał jej Tony.

Wszyscy obrócili się w jego stronę. Z wyjątkiem niewidocznego Clinta i ciągle wpatrzonego w laskę Lokiego.

-To, co robimy?- tym razem odezwał się Bruce.

Tony spojrzał na swój zegarek. Jarvis miał mu wysłać wiadomość, kiedy ludzie, których było z pięcioro, będą wychodzić z mieszkania. Najpewniej sami najbliżsi przyjaciele Petera. Na to jednak zdecydowanie za wcześnie.

Stark jednak nie chciał wracać do siebie, gdzie mógłby w pewien sposób odpuścić, schować się w laboratorium i czekać, aż będzie musiał wrócić do świata. A tam od nowa uświadamiać sobie, że Petera już nie ma. Nie był do końca pewien, czy zdołałby tego dokonać.

Spojrzał na Nataszę i Bruce'a oraz pomyślał o prowadzącym limuzynę Clincie. Pomimo że wierzył, że oni najpewniej, by go wsparli i pomogliby mu wstać i wrócić do zadania, wolał nie ryzykować. I tak naprawdę teraz chciał zostać sam. Nie to, że ich nie potrzebował. Potrzebował ich, tylko nie teraz.

-Nie wiem, gdzie wy chcecie jechać- odpowiedział wreszcie- ale ja się przejdę.- Widząc spojrzenie Bruce'a, dodał- sam.

-Jesteś pewien?- zapytał Banner ze strachem w głosie.

Tony jedynie kiwnął spokojnie głową. Bał się, że jeśli się odezwie, to po prostu nie udźwignie tego krótkiego słowa.

Natasza jednak nie zawracała sobie głowy pytaniem. Zmierzyła jedynie milionera wzrokiem, po czym obróciła się w stronę okienka.

-Słyszałeś?- zapytała kierowcę.

-Wszystko- odpowiedział Barton.

Po tych słowach w samochodzie zapadła męcząca cisza. Bruce naprawdę wyglądał, jakby chciał powiedzieć do Tony'ego, aby nie szedł nigdzie sam. Jednak tego nie robił. I Stark był mu wdzięczny za to, chociaż widział, że przyjaciel walczy ze sobą. Natasza wyglądała przez okno, jednak co jakichś czas zerkała na niego. Nie walczyła z przegraną sprawą, ale teraz go pilnowała. To mu wystarczyło. Nawet Loki, który ciągle był zajęty obracaniem laski, patrzył na niego ze spuszczoną głową.

Wreszcie auto stanęło i Clint powiedział:

-Dawaj.- Tony już otwierał drzwi, kiedy łucznik dodał- Tylko uważaj na siebie.

Mężczyzna wyszedł i zamknął drzwi, po czym odetchnął głęboko miejskim powietrzem. Było dalekie od sensu słowa przyjemne, ale ono mu pomogło. Utwierdziło go w rzeczywistości.

Wszedł na chodnik, w ogóle nie patrząc na limuzynę. Nie zapytał, gdzie Clint go wysadził i nie wiedział, gdzie konkretnie w Queens wylądował. Chociaż go w to nie obchodziło. Jak nadejdzie czas, Jarvis da mu znać i wtedy po prostu użyje GPS-a. Jak on kochał technologię, za zajmowanie się rzeczami, o których akurat wolał nie myśleć.

Szedł chodnikiem, starając się nie myśleć o tym, że ciągle jest w Queens. Nie wiedział, czemu, ale prawie wszystko przypominało mu chłopaka. To były jakieś miejsca, o których raz czy dwa wspominał. Kiedy indziej jakichś dzieciak zachowywał się zupełnie, jak on, mówiąc, podekscytowany, dość głośno, albo łapiąc w ostatniej chwili spadający telefon.

A potem zobaczył coś kątem oka w jednej z uliczek ze śmietnikami. Zatrzymał się w pół kroku i skręcił właśnie w tamtą stronę. Najpierw widział jeden bok całości, która ukazała mu się, dopiero kiedy kolejny raz skręcił w mały korytarzyk pomiędzy blokami.

To było graffiti. Cholernie piękne graffiti. I Tony po prostu nie mógł powstrzymać łez.

Udało mu się nie płakać na pogrzebie. Dał radę w limuzynie. A załamał się w tej brudnej uliczce. Łzy ciekły mu po policzkach i nie potrafił tego zatrzymać. Chociaż to, na co patrzył, naprawdę na to zasługiwało.

Graffiti przedstawiało Spider-mana w locie, wystrzeliwującego swoją sieć. Pomimo że pająk był zrobiony w sposób kreskówkowy, wszystkie szczegóły kostiumu zostały zachowane. A sama poza była tak bardzo naturalna, dla Petera, że Tony po prostu widział, jak malowany bohater buja się pomiędzy budynkami. Tuż pod nim znajdował się napis, wyglądający, jakby został zrobiony z pajęczyny.

-Dziękujemy ci Spider-manie- przeczytał to szeptem Stark, kiedy wreszcie znów udało mu normalnie oddychać.

Nie wiedział po jakim czasie, ale wreszcie zdołał zahamować płacz. Po czym wrócił na ulicę.

Nie chciał ściągać na siebie uwagę. Nie zasłużył na coś takiego. Nie zasłużył na to wszystko, co dostaje codziennie. Na zaproszenia, bilety, imprezy...

To Peter powinien zdobyć większą uwagę. Będąc właśnie zwykłym, przyjacielskim pajączkiem z sąsiedztwa. Co z tego, że największą sprawą, jaką się zajmował, był handel nielegalną bronią. Chłopak robił to z pasji i z pewnością doszedłby dalej, niż on zrobiłby to kiedykolwiek. Dlatego to Peter powinien dostać wszystko, co dostaje Tony, a nie tylko na to cholernie cudowne graffiti.

Szedł przed siebie, pilnując się jedynie, aby nie wpaść na nic, ani nikogo. Z kilka razy prawie wlazł prosto pod koła samochodu. Zatrzymał się, dopiero kiedy jego zegarek zadrżał. Zerknął na niego i wreszcie wybrał jakąś sensowną drogę.

************

Drzwi się przed nim otworzyły i stanęła w nich brunetka, ciągle ubrana w czarną sukienkę. Mimo że sama mu przed chwilą słyszała go przez domofon, wydawała się zaskoczona.

-Moje kondolencje- wydusił z siebie Tony, po chwili niezręcznej ciszy.

-Dziękuję- odpowiedziała u Maj.- Ja... Widziałam pana na pogrzebie... Nie sądziłam jednak, że się pan zjawi...

-Jeśli przeszkadzam, to pójdę i...

-Nie- kobieta mu przerwała.- Przepraszam ja... Proszę wejść.

Maj zaprowadziła go do salonu. Usiedli na kanapie na przeciwległych krańcach i znów zapadła nieprzyjemna cisza.

-Może kawy, herbaty?- zapytała kobieta i Tony był jej naprawdę wdzięczny za przerwanie milczenia. On sam nie czuł się dostatecznie silny, aby to zrobić. Jednak teraz, gdy to pierwsze zdanie już zostało wypowiedziane, nie bał się tak bardzo.

-Nie, nie trzeba- odparł milioner.

Dawno temu, kiedy Tony pierwszy raz wychodził na scenę, tak bardzo się bał, że nie potrafił utrzymać mikrofonu w dłoni. Potem jednak wydukał w jakichś sposób kilka pierwszych zdań i to wszystko popłynęło. Strach ciągle był, ale już nie miał władzy nad Starkiem. Miliarder czuł się teraz dokładnie tak samo.

-Pani Parker, wiem, że pani przechodzi naprawdę trudne chwile i naprawdę chciałabym jakoś pomóc. Jeżeli jest cokolwiek, to proszę powiedzieć, a ja się tym zajmę.- Ledwo wypowiadał poszczególne słowa, ale jakoś dał radę.

Maj popatrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym uśmiechnęła się. Zrobiła to tak, jakby podniesienie kącików ust sprawiał jej ból.

-Peter miał rację.- Tylko tyle powiedziała i Tony nie wiedział, co ma dalej zrobić.

-Peter był naprawdę mądrym chłopakiem- wydusił z siebie.

-On był naprawdę bardzo szczęśliwy, kiedy dostał się na ten staż.- W jej oczach pojawiły się łzy.-Spełnił pan jego marzenia. O nic więcej nie mogłabym prosić. Mogę jedynie pana przeprosić.

-Nie ma pani potrzeby- odparł automatycznie Stark, chociaż nie wiedział, za co miałaby go przepraszać. Powinno być odwrotnie, ale nie chciał się zdradzić, a miał coraz większe trudności z wypowiadaniem słów.

-Właśnie, że jest- sprzeciwiła się Maj.- Kiedy się dowiedziałam, o Peterze, byłam w rozsypce i na początku obwiniałam pana, za jego śmierć. Ale potem dotarło do mnie, że to było strasznie głupie i Peter, by tego nie chciał. To był okropny wypadek, którego nikt nie mógł przewidzieć.

Oficjalna wersja śmierci Petera była taka, że chłopak zginął podczas wypadku samochodowego, kiedy wracał firmowym autem, ze spotkania dla stażystów. Natasza ją wymyśliła i zajęła się wszystkimi szczegółami. Jakby ta była prawda, winą śmierci można, by było obarczyć zepsute światła, tak jak zostało napisane w raporcie.

Tony jednak znał prawdę. I ona go uderzyła. Zupełnie, jak wcześniej przed graffiti, załamał się. Tylko tym razem było gorzej. Beczał jak dziecko na oczach ciotki Petera.

A ona potraktowała go tak, jak potraktowano by płaczące dziecko. Przesunęła się do niego i go delikatnie przytuliła. Ruchy miała pewne i dokładne. Musiała robić to już wielokrotnie. Tony przez chwilę myślał, że przytula go jego własna mama.

-Lepiej?- zapytała go Maj, kiedy wreszcie zdołał się opanować. Odsunął się od niej, uświadamiając sobie, jak to musiało wyglądać. Przecież oni właściwie się nie znali. Łączył ich jedynie Peter.

-Tak, dziękuję- powiedział Tony, podnosząc wreszcie spojrzenie na nią. Planował, że teraz będzie się zachowywał profesjonalnie i albo Maj zapomni o tym płaczu, albo uzna, że tylko udawał, aby zdobyć jej sympatię. Kiedy jednak spojrzał w jej oczy, uświadomił sobie, że wszelkie kłamanie, byłoby złe. Ona zasługuje na prawdę. Na całą prawdę.- Peter był niezwykłym dzieckiem.

-Tak. Mądry, zabawny, tylko nie potrafił zagadać do dziewczyn, które mu się podobały.

-Każdy miał z tym problem- ocenił miliarder.- Ale on był bardziej niezwykły, niż pani sądzi.

-O czym pan mówi?

Stark wziął wdech. Jeszcze ma szansę wszystkiego uniknąć. Może ciągle powiedzieć, jakąś zwykłą bzdurę na temat, któregoś z talentów.

-Peter miał moce- pomimo całego swojego strachu wypowiedział te słowa.

-Co?- zapytała Maj. Patrzyła się na niego, jakby wypowiedział właśnie, jakąś wielką bzdurę.-Mój Peter miałby mieć moce?- Zdawała się szukać jakiegoś zaprzeczenia od strony mężczyzny. Tony jedynie skinął delikatnie głową.- Peter, którego wychowałam od piątego roku życia? To jest niemożliwe, by miał jakiekolwiek... ponad naturalne zdolności bez mojej wiedzy.

-Z tego, co wiem, uzyskał je jakichś rok temu, przez wypadek- odparł Tony.- Maj, Peter był Spider-manem.

Kobieta wyglądała, jakby straciła wszelkie oparcie.

-Kłamiesz- wydusiła z siebie.- Peter... Mój Peter nie mógłby być Spider-manem.- Mówiła to tak, jakby chciała to sobie samej upewnić w tym.- On nawet nie potrafił zagadać do dziewczyny, która naprawdę mu się podobała, chociaż znał Michelle od lat....- Spojrzała na Starka z gniewem, po czym powtórzyła- Kłamiesz.

-Wiem, jak to brzmi. Ale nie kłamię. Gdzieś tu powinien być jego kostium. I...

-Przestań- przerwała mu.- Peter to był zwykły chłopiec. Moim chłopcem. On...- Spuściła wzrok i zdawała się łączyć ze sobą fakty. Tak przynajmniej oceniał Tony i uśmiechnął się wewnętrznie, że jego dedukcja była poprawna, kiedy ona spojrzała na niego i głuchym głosem zapytała- Gdzie miałby być ten kostium?

-Najpewniej, gdzieś w jego pokoju- stwierdził Iron man.- Gdzieś, gdzie mógłby coś schować i gdzie nikt zbytnio nie ma dostępu....

-Wentylacja- powiedziała, ciągle tym głuchym głosem.- Właz jest na suficie.

-Pasuje.

On wstał pierwszy i czekał, aż Maj zrobi to samo. Ona jednak zwlekała z tym przez kilka minut. Nie poganiał jej. Wreszcie ona też wstała i poprowadziła miliardera do zwykłych, białych, zamkniętych drzwi. W zamku był klucz, który ona przekręciła, zanim weszła do środka. Tony stanął w progu i zajrzał do środka. To był zwyczajny pokój nastolatka: niezgrabnie pościelone łóżko, książki na biurku, stos ubrań na krześle i stary, rozłożony na części komputer w rogu. Pokój Petera.

Maj stała na środku i rozglądała się naokoło. Dopiero potem wzięła, spod biurka, długi patyk i podeszła pod klapę do wentylacji. Potem, drżącymi rękoma podniosła ten patyk i przesunęła nim klapę do góry. Od razu z włazy wyleciały złożone ubrania, które zawisły na sznurku tuż przed kobietą. Zaczęła szybciej oddychać i cała zaczęła się trząść. Patyk wypadł jej z rąk i chwyciła kostium, urywając przy tym sznurek.

Dopiero wtedy Tony wszedł do pokoju.

-Zastanawiałam się, czemu przytachał do domu ten badyl- wyszeptała, powoli rozkładając ubranie.- Pytałam go, a non tylko powiedział, że to do szkoły na jakichś zielony projekt. A teraz...- Spojrzała na maskę domowej roboty i zaczęła płakać.

Zachwiała się i Tony do niej podbiegł, by ją złapać. Trzymając ją, pomógł jej usiąść na łóżku. Sam usiadł trochę dalej od niej, ale na tyle blisko, żeby mógł ją złapać, jeśli zemdleje.

Maj przytuliła kostium i powiedziała:

-On nie zginął w wypadku samochodowym, prawda?

-Nie- odparł Tony, ocierając łzy z kącików oczu.

-Jak?

-Zabił go Steve Rogers.

Przez chwilę panowała cisza. Aż wreszcie Maj zapytała, jeszcze bardziej drżącym głosem:

-Kapitan Ameryka?

-Tak...

-Dlaczego?! Co Peter mu zrobił?!

-Nie wiem.- Im ona mówiła głośniej, to Tony robił coś zupełnie przeciwnego. Stark każde kolejne słowo wypowiadał coraz ciszej.

Znów zapadła cisza. Maj przytulała do siebie kostium, pozwalając, aby łzy ciekły jej po policzkach.

-Opowiedz mi- powiedziała w pewnym momencie.

-Co proszę?- Tony spojrzał na nią zdziwiony.

-Opowiedz mi o nim.- Oderwała od siebie kostium i na niego spojrzała.- Ty go znałeś, jako Spider-mana, prawda?- Iron man kiwnął głową.- To opowiedz mi o nim. Ja wiedziałam, jaki jest Peter. Nie znałam Spider-mana. Opowiedz mi.

-Spider-man... On był Peterem, tylko w kostiumie.

*************

Teraz

Tony wpadł na Shuri i Petera tuż przed drzwiami do zali zebrań.

-Połamania pazurów- powiedział chłopak do dziewczyny i się odsunął, aby przepuścić Iron mana. Patrzył przy tym na drzwi, jakby za nimi krył się jakichś największy skarb.

-To na razie- odpowiedziała mu dziewczyna i posłała mu pocieszający uśmiech, po czym weszła do środka.

Parker obrócił się i stanął tuż przed mężczyzną.

-Do widzenia panie Stark.- Wyminął Tony'ego.

Stark mógł go przepuścić. Pozwolić, by spędził kolejny dzień w bazie. Mógł tu przecież być bezpieczny. Tylko czy on tego chciał? Przed oczami Tony'ego stanęła wizja, że Peter sam wreszcie wydostaje się stąd i całkiem sam staje przed wrogiem. Bo przecież właśnie to wcześniej robił, tylko na mniejszą skalę. Po to, aby mu udowodnić, że jest gotowy zostać Avengersem, chociaż Tony nigdy mu nie powiedział, że taka możliwość istnieje. A teraz, kiedy miał to na wyciągnięcie ręki, nie odpuści. Tak przynajmniej zrobiłby Tony.

Dlatego właśnie złapał go za ramię.

Peter spojrzał na niego ze zdziwieniem.

-Coś zrobiłem?

-Nie- odpowiedział tak spokojnie, że sam się zdziwił. Wewnętrznie cały się trząsł.- Chodź do środka.

Oczy chłopaka rozszerzyły się tak, że Tony zaczął się martwić, czy wszystko z nim dobrze. Kiedyś, gdzieś przeczytał, że coś takiego mogłoby być syndromem guza mózgu.

-Ja?- zapytał, drżącym głosem, wskazując na siebie palcem.- Tam?- Pokazał na drzwi.

-Tak, chyba że się źle czujesz. Wyglądasz blado.

-Nie, nie, nie, nie, nie, nie.... Wszystko dobrze proszę pana!- zapewnił Peter, wyrzucając z siebie każde kolejne „nie" z szybkością karabiny maszynowego.

-To chodź.- Trzymając go za ramię, poprowadził go do drzwi. Tam przepuścił chłopaka, przed sobą i nadchodzącym Lokim.

-Mam ci przypomnieć, jak długo ja siedziałem na tym korytarzu, czekając, aż mnie wpuścicie?- zapytał Gromowładny. Wyglądał przy tym, jakby z chęcią mógłby komuś przywalić. Tony miał nadzieję, że to nie on będzie tym kimś.

-Eeeee....

-Rok. A byłem czynnym członkiem drużyny.

-Co się dziwisz, jesteś sobą.- Wskazał na niego.- A zresztą chodziło nam wtedy o młotek.

-A mam ci rozwalić tym młotkiem twarz?- zapytał takim niewinnym tonem i anielskim uśmiechem, że Tony aż się cofnął o krok z przerażenia. Loki wszedł do środka.

-Co go ugryzło?- zapytał Tony, patrząc za nim.

-A co mogło go ugryźć?

Tony aż odskoczył. Obrócił się i zobaczył Pepper.

-Boże nie strasz mnie tak!- Złapał się za pierś.- To, co z nim jest? Dziewczyna, z którą umawiał się potajemnie, go rzuciła, czy co? Bo ja jeszcze nie trenowałem rozmowy na pocieszanie złamanego serca.

-Nie to. Sądzisz, że kogoś ma?- Pepper spojrzała na niego sceptycznie.

-Z nim nigdy nie wiadomo, ale widziałem, gdzieś dwa miesiące temu, jak całował się z dziewczyną o... Jaki to był kolor... Turkusowy! Miała turkusowe włosy.

-Naprawdę?- Z uśmiechem, przyjrzała się, jak Loki zajął swoje miejsce.- A wczoraj pił soczek z kartonika. 

-Do tego miała tatuaż na całym ramieniu. Jak go zapytałem, to powiedział, że złapał ją na zapleczu baru, sprawdzającą dokumenty, które on miał przeszukać. Oczywiście żadnego z nich tam nie powinno być, ale... Znasz życie.

-To ma chłopak gust... Młotek leci!- Odepchnęła milionera od siebie. Pomiędzy nimi przeleciał Mjolnir ze swoim charakterystycznym świstem. Loki złapał go, nawet nie patrząc w ich stronę, zajęty rozmową z Hulkiem.

-To, co go tak ugryzło?-zapytał Tony, prostując się.

-Jak zwykle ze Strangem się pokłócił. Udało mi się to załagodzić, ale było ciężko.

-Jak ja sobie poradzę z nimi, kiedy znowu wyjedziesz? A teraz jest ich jeszcze więcej!- Spojrzał na Shuri i Petera śmiejących się z czegoś.

-Ja się naprawdę zastanawiam, jak ty przeżyłeś do dzisiaj. Idzie Stephen! -Para od siebie odskoczyła, przepuszczając czarodzieja. Ten też wyglądał, jakby z chęcią komuś przywalił. Wyminął ich bez słowa i zajął swoje miejsce.- Tym razem powiedziałam im, że dopóki Stephen nie stworzy perfekcyjnej iluzji i użyje run, a Loki nikogo nie wskrzesi, to nie mają prawa oceniania siebie nawzajem. Oczywiście od razu zaczęli sobie obiecywać, że zrobią to lepiej niż drugi. W tym Loki stwierdził, że wymieni za kogoś duszę doktora. Będziesz miał przerąbane.

-O tak.- Zajrzał do środka.- Wszyscy już są?

-Na to wygląda- odpowiedziała Pepper, licząc wszystkie głowy. Wszelka radość w jej głosie zniknęła.- Tony, co się dzieje?

-Znalazłem go- wyszeptał.

Pepper spojrzała na niego przerażona.

-Chodź.- Stark poprowadził ją do środka.

Tony wskazał Pepper, aby zajęła jego miejsce, a sam stał. Tak, jak Peter i Shuri nie miała fotela. Oficjalnie było powiedziane, że jedynie członkowie zespołu, ale zanim ekipa się powiększyła, miała miejsce. Stark już zamówił wszystkie trzy fotele. Miały przyjechać w przyszłym tygodniu. Na razie jednak trzeba było sobie radzić. Księżniczka dostała stołek i siedziała tuż obok. Parker tymczasem usiadł na ścianie.

-To nie jest zwykłe zebranie- zaczął Tony. Wszyscy spojrzeli w jego stronę.- Tak samo, jak nie jest zwyczajna sprawa.- Spojrzał na swoją metalową dłoń i zacisnął ją w pięść.- Cztery lata temu, podczas właśnie zwyczajnej akcji, ówczesny Kapitan Ameryka, Steve Rogers, zabił członka zespołu.- Podniósł wzrok, ale nie patrzył na nikogo konkretnego. Zupełnie, jakby był na scenie i przedstawiał jakichś nowy wynalazek.- Uciekł i po miesiącu przekazał ogłoszenie, którego treść znacie.

-Odezwa do narodu- wyszeptał Peter, ale przez ciszę, która zapadła, wszyscy go słyszeli.

-Rogers uciekał, ale go znalazłem. Ukrywa się w San Francisco.

-Co?- zapytał Ant-man. Zaczął się rozglądać, po wszystkich w pokoju.- Ja tam wczoraj byłem.

-Spokojnie Scott. On siedzi po drugiej stronie miasta.- Tony wiedział, o czym Lang najpewniej teraz myślał. Jego rodzina przecież tam była. Jego była żona, jej nowy mąż i córeczka. Pokazywał mu jej zdjęcia. Wczoraj miała swoje dziesiąte urodziny. Rozumiał, że takie zapewnienia nic nie dadzą. On za bardzo ich kochał.- Bucky powiedz plan.

Barnes włączył hologram na biurku. Pokazywał on ulicę z wieżowcami.

-Kapitan... Hydra ukrywa się w tym budynku.- Wszystkie wieżowce, oprócz jednego zniknęły.- To zwykły biurowiec, ale piwnice to inna bajka.- Hologram podniósł się, ukazując piwnicę, a reszta budynku zniknęła.- Tymczasowa siedziba Hydry. Centrum dowodzenia. Tu musimy się dostać.- Po czym zaczął tłumaczyć plan. Pod koniec, spojrzał w stronę dwójki czarodziejów.- Loki zrobiłeś?

Chłopak jęknął, ale wyciągnął z kieszeni woreczek i przepchał go w stronę Strange'a. Doktor wziął go do ręki, otworzył i wyciągnął z niego wisiorek wielkości centa na zawieszony na rzemyku. Tony aż się przysunął, by lepiej widzieć amulet. Wyglądał, jakby sam środek został zrobiony z ciemnego szkła, ale krawędzie były metalowe. Problem polegał na tym, że nie było pewne, kiedy jedno przechodziło w drugie. Stephen obrócił rzemyk i amulet zaczął się obracać, ukazując niewidoczne do tej pory runy.

-Duże to- ocenił Strange.- Za duże i nieporęczne.

-Musi takie być, żeby wszystko pomieścić- prawie warknął Loki.

-W Kamar-Taj działałem na amuletach o większej mocy, ale będącymi mniejszymi niż to coś.

-Nie masz pojęcia, jaką to ma w sobie moc. Te twoje produkowane hurtowo zabawki, się z tym nie równają. Więc może przestaniesz w końcu tylko oceniać i potraktujesz na serio, to co mówię..

-Znów się zaczyna- powiedział Hulk, starając się chyba mówić szeptem.

-A może posłuchałbyś kiedyś dorosłego.- Nachylił się do przodu.- Wiem, że ci hormony szaleją, ale powinieneś się już opanować. Młodsi od ciebie potrafią się lepiej zachować.

-Tak ci przypomnę, że mam ponad tysiąc lat i czarowałem, jeszcze zanim twoich dziadków nie było na świecie.

-Stephen twoje ręce świecą- odezwała się Hope, zerkając na dłonie czarodzieja.

-Moja magia jest przynajmniej rodzima i potrafi coś więcej niż tworzenie zwykłych sztuczek.

Loki wstał i oparł się o stół.

-Te zwykłe sztuczki- dosłownie wysyczał- uratowały ci życie. Moja magia...

-Nie pochodzi z Ziemi!- Stephen też wstał.- I tak naprawdę wcale nie powinno cię tu być. Gdyby nie Hydra sam wsadziłbym cię do portalu do Asgardu.

-Loki niebieściejesz- powiedział Bucky, odsuwając się od niego.

-Nie obchodzi mnie to...

-Chłopcy!- Pepper też wstała. Siedziała w połowie drogi między nimi i stanowiła mur. Zerknęła w stronę Tony'ego.- Już o to przychodziliśmy! Mniej niż pół godziny temu!

I Tony zrozumiał. Powoli się wycofał i podszedł do Shuri i Petera. Teraz nie było tu bezpiecznie. W każdej chwili, zamiast słów mogły przez stół latać zaklęcia. Złapał dwójkę za ramiona i wyprowadził ich z pokoju. Niestety stawiali czynny opór.

Zapierali się nogami i próbowali zerkać mu przez ramię.

-Ej, ja chcę to zobaczyć!- krzyknęła Shuri.

-A ja nigdy nie widziałem Lokiego niebieskiego- dodał, trochę ciszej, Peter.

-Nie, nie chcesz tego zobaczyć.- Tony w końcu wypchał ich za drzwi i zamknął je za sobą.- Żadne z was.- Usłyszał jakichś hałas za drzwiami.- Dobra, musicie się ubrać w kostiumy.

-Ja naprawdę idę?- zapytał chłopak, ciągle patrząc na Starka z niedowierzaniem.

-Tak- powiedział Tony.

„Oby Strange uszedł z tego z życie". pomyślał. „Peter potrzebuje bezpiecznej drogi ucieczki".

************

-Tu Tony!- krzyknął Stark, wyskakując z portalu, prosto do centrum głównego. Wymierzył w ludzi i starał się złapać równowagę. Strange otworzył ten portal w taki sposób, że on w niego wszedł, a wyleciał z sufitu.

-Naprawdę nie mogłeś na nic innego wpaść?- zapytał go Bucky, lądując tuż koło niego. Od razu musiał odeprzeć nadbiegającego gościa. Walną go raz w twarz i facet spadł na ziemię nieprzytomny.

-Dla mnie było spoko- oceniła Shuri, rozbrajając z dwóch agentów, za jednym razem.- Czy Stark właśnie przegrywa w rozbrajaniu złoli?

-Daje wam się jedynie pobawić- odparł Iron man, wypuszczając kilka rakiet. One zdjęły pozostałą piętkę ludzi, którzy starali się do nich strzelać. Kule odbijały się od niego i Shuri, a Bucky zasłaniał się tarczą.

-Ściągnij dane- powiedzieli jednocześnie Kapitan Ameryka i Iron man, do Shuri.

Bucky nauczył się tego, odkąd zaczął szukać informacji o sobie samemu. Tony jednak został do tego przyzwyczajony przez Nat. Ona mu to tak mocno mu wbiła, że trzeba ściągać dane, że aż sam zaczął to mówić reszcie.

-Dobra, dobra- mruknęła Czarna Pantera i zasiadła przy panelu sterowania. Zaczęła stukać w klawiaturę, ale jednak po chwili przestała.

W pokoju rozległy się ciche klaski. Z drugiej, ciemnej strony pomieszczenia, wyszedł Rogers, uśmiechając się przy tym.

Ciągle miał brodę, ale teraz była o wiele lepiej zadbana niż jeszcze miesiąc temu. Ubrany był czarny strój, a pod ręką miał swój hełm. Ten był prawie taki sam, jak jego dawny, z czasów, kiedy on był Kapitanem Ameryką, tylko ten miał czerwone szkła w dziurach na oczach, dzięki czemu mógł z szybkością sprawdzać wszystkie dane. Oczywiście, kiedy Rogers przeszedł na ciemną stronę mocy, od razu polubił technologię, chociaż przez lata Tony starał się przekonać go do zamontowania czegoś takiego.

-Czekałem na was- powiedział Kapitan Hydra, po czym założył hełm.

-Właśnie idealnie skopiowałeś wejście Lokiego sprzed kilku lat- odparł Iron man, zakrywając sobą Shuri. Widział w kamerce, jak dziewczyna się kuli. Bała się.

Bucky tymczasem nie marnował czasu na gadanie. Rzucił od razu swoją tarczą prosto w Rogersa. Ten jedynie się odchylił i pozwolił, by dysk wbił się głęboko w ścianę.

-O stary...- Steve sięgnął po tarczę i ją bez problemu wyciągnął.- Naucz się wreszcie rzucać frisbee.- Założył ją na ramię i przybrał swoją pozę.- Zaczynamy?

I wtedy tuż za nim otworzył się portal. Rogers zdołał jedynie lekko obrócić głowę, zanim sieć zakleiła mu całą twarz. Potem dostał kopniaka prosto w szczękę i coś przeskoczyło nad nim, wyrywając mu jednocześnie tarczę.

Spider-man wylądował tuż koło Iron mana. Wyprostował się i podał tarczę Barnesowi.

-To chyba twoje Kapitanie- powiedział, po czym obrócił się w stronę Steve'a, który wreszcie zdołał odkleić sieć z twarzy.- Dobry Kapitanie.

-Co?- zapytał Kapitan Hydra, przyglądając się pająkowi. W oczach miał strach. Po czym dostał Mjolnirem w tył głowy.

💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Hejo! 

Mam nadzieje, że się podobało. 

Tylko tyle.

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top