Tony Stark
Iron man siedział na niesamowicie wygodnej ławce, wbudowanej w ściany statku tej dziwnej afrykańskiej dziewczyny. Miała chyba na imię Shami lub bardzo podobnie. Tak właściwie znał ją jedynie od jakichś dwudziestu minut i nie zdołał tak naprawdę nawet z nią porozmawiać. Loki ją przyniósł do domu, po swoim spotkaniu z bratem i uczynił członkiem zespołu. Bez konsultacji z nim. Jednak teraz nie było czasu na dyskusje, czy ma prawo ściągać ludzi do drużyny, czy nie. Właściwie byli już bardzo spóźnieni. Każda minuta się liczyła.
-Daleko jeszcze?!- zawołał w stronę pilota.
-Dolecimy do Nowego Yorku za jakieś trzy minuty!- odpowiedziała dziewczyna.
Tony oparł głowę o ścianę i spojrzał na wszystkich w statku. On, Hulk, Bucky, Loki, dziewczyna, co prowadzi oraz ta dwójka nowych: Ant-man i Wasp. Kim właściwie teraz byli? Nazywano ich Avengersami, ale czy ciągle nimi byli? Z oryginalnego składu pozostał tylko on, Iron man ze sztuczną dłonią i Hulk, który utknął w postaci zielonego olbrzyma i nie wracał do Bruce'a już od lat. Jednak i tak jest to o wiele lepsze niż to, jak skończyła reszta. Mogli zawsze wylądować na cmentarzu, gdzie pochowali Clinta i złożyli koło niego prochy Nataszy. Te, które T.A.R.C.Z.A. łaskawie im oddała.
Właśnie T.A.R.C.Z.A. Miliarder ciągle nie był pewien, czy może ją tak dalej nazywać. Nie była już to ta sama organizacja szpiegowska, która walczyła ze złem, dla pokoju na Ziemi. Tony nie wiedział, kiedy to się właściwie stało. Musiało to następować małymi krokami i najpewniej w ogóle, by tego nie zauważył, gdyby nie pewne wydarzenia, takie jak znalezienie zamrożonego, znowu, Bucky'ego i zmienienie go w policjanta, do łapania tych, których wskazała mu agencja, czy zmiana światopoglądu Steve'a i wiążących się z tym konsekwencji. Jednak dzięki temu i poświęceniu Nataszy wiedzieli, że T.A.R.C.Z.A. tak naprawdę jest Hydrą z Fury'ym na czele.
Fury'ym który tak naprawdę nie jest Fury'ym, bo prawdziwy Nick jest zamknięty gdzieś na dnie oceanu. A dowiedział się o tym tuż przed wylotem. Ta dziewczyna, która Loki przyprowadził, ubrana w czarny strój, przyniosła im nagranie, które wysłał jednooki. Na nim oznajmił, że on sam został porwany i uwieziony, a jego miejsce zajął jakichś oszust. Teraz jednak nie było pewności, czy to jest jakaś pułapka, która ma ich zgubić, czy może prawda i trzeba będzie uratować dyrektora. Istniała jeszcze opcja tego, że ta Shawami, czy jak jej tam na imię, jest agentką Hydry i albo przynosi prawdziwe informacje, by wkupić się w ich łaski, a potem zdradzić, albo od razu daje podrobione nagranie i chce ich zdradzić.
I jeszcze teraz doszła ta sprawa, do której właśnie lecieli. Sama poprzednia wiadomość powinna starczyć na jeden dzień, lecz zostali obrzuceni podobnymi wielkimi wieściami w tym dniu już kilkukrotnie. Zaczęło się od tego, że Loki, jak zwykle co miesiąc, poleciał odwiedzić brata w Rafie. Okazało się, że spotkał tam innych Avengers z innego wymiaru, którzy jeszcze byli dziećmi. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionej, stojącej po ich stronie agentce Hill, udało się Tony'emu tam polecieć i zabrać dzieciaki do bazy. Jednak kiedy tam dotarli, ich jedyny, a zarazem najważniejszy więzień- Kapitan Hydra uciekł i zrobił dość spore zamieszanie. To jednak nie wystarczyło, bo Hydra wypuściła z więzienia Thora, który od razu poleciał, by zabić brata. Gdy mu się nie udało, uciekł. W taki właśnie sposób cała roczna praca Avengersów została wyrzucona do kosza.
A chwilę po tym, jak zdołali wysłać młokosy z innej rzeczywistości do siebie, kiedy już czuli, że mogą wreszcie odpocząć, zadzwonił do nich Stephen Strange, jeden z członków zespołu, od którego nie było wieści od dwóch miesięcy. Zanim zniknął, oznajmił, że musi załatwić coś bardzo ważnego, po czym zamknął się w swoim sanktuarium. Teraz właśnie do niego lecieli, by uratować ten jego czarodziejski tyłek, bo cały jego magiczny świat chce go ukarać, za złamanie prawa natury, jaki jest nieprzywracanie zmarłych do życia. Magik jednak to zrobił i ściągnął z powrotem jedną osobę.
Chłopaka, którego śmierć Tony widział przed oczami każdej nocy. Pierwszą ofiarę, człowieka, którego wcześniej uważał za przyjaciela, który potem został Kapitanem Hydrą. Jeszcze nawet nie szesnastolatka, który chciał jedynie udowodnić, że jest już gotowy działać z Avengersami, a Iron man się na to zgodził. Przez tą właśnie decyzję obwiniał się, za jego śmierć przez cztery lata, aż dotąd. Dzisiaj mógł ocalić Spider-mana. Oddać Peterowi życie, które przedwcześnie zabrał mu Rogers.
Stark zamknął oczy. Zbyt dużo myśli kłębiło mu się w głowie. Denerwowały go. Dekoncentrowały. Wreszcie zepchnął większość na skraj świadomości, by skupić się na aktualnym zadaniu. Wtedy jednak w jego głowie pojawiło się pytanie. Było strasznie głośne i nie dało się go pozbyć. Najpewniej pojawiło się na skutek wizyty innowymiarowców i tego, że trzeba było ich, jak najszybciej zapoznać z sytuacją. Pytanie brzmiało: Kiedy to się wszystko zaczęło? Właśnie. Kiedy?
*******
6 lat temu
-Tony obudź się!- krzyknął do niego Steve Rogers.
Miliarder otrząsnął się i otworzył oczy. Wraz z pozostałą piątką bohaterów, do pełnego składu brakowało jedynie Thora, siedział przy okrągłym stole, na którym wyświetlało się holograficzne nagranie ich ostatniego starcia z Hydrą na ulicach Nowego Jorku. W prostych słowach organizacja skopała im tyłki. Tak samo, jak już od kilku tygodni. A przez to, że podczas nagranej walki nie było po ich stronie Thora, oberwali jeszcze bardziej.
-Tak, tak żyję- odpowiedział Stark, przecierając oczy dłońmi. To, że przysypiał to nie była jego wina. Odpowiedzialność ponosił Steve, przez te swoje nudne wywody, które można, by było zamknąć w kilku zdaniach, a sens pozostałby taki sam.
-Więc jak już wcześniej mówiłem- kontynuował Kapitan- Musimy ciągle się doskonalić. Teraz to wszystko zaniedbaliśmy i widzimy tego konsekwencje.
-To nie ma sensu!- oznajmił Iron man- Jesteśmy ciągle niesamowici. Jak nie bardziej.
-To co ty sugerujesz?- zapytała go Czarna Wdowa. Ona też najpewniej nie słuchała Rogersa. Od początku zebrania zaplatała swoje długie, czerwone włosy w warkocze. Tak przynajmniej wnioskował Tony, ponieważ przed tym, jak zamknął oczy, kończyła drugi mały warkoczyk, a teraz miała jeden gruby, stworzony z mniejszych. Agentka widząc, na co mężczyzna się patrzył, jedną ręką zniszczyła całą fryzurę, po czym dodała- Ty w ogóle coś chcesz zasugerować, czy możemy wrócić do pomysłów Kapitana?
-Tak, chcę coś zasugerować. Chcę zasugerować, to, że problem nie leży po naszej stronie, tylko po stronie Hydry. Musimy się dowiedzieć, co zmienili, a potem, tak jak zwykle, pokonać ich w epickim stylu. Co wy na to?- przebiegł wzrokiem po Clincie, przykładającym woreczek z lodem do głowy i Bruce'ie, którego mina świadczyła, że nie chce uczestniczyć w kolejnej kłótni i najchętniej uciekłby z tego pomieszczenia, po czym w końcu zatrzymał się na Steve'ie. Kapitan ze zmarszczonymi brwiami już miał coś powiedzieć, lecz wtrącił sie naukowiec.
-A może weźmiemy pod uwagę obie opcję i będziemy ćwiczyć ciężej, ale także dowiemy się, co zmieniła Hydra w swoich działaniach- nachylił się i powiększył hologram przedstawiający jedną z maszyn organizacji- Na pierwszy rzut oka wygląda tak samo, jednak wygląda na to, że dopracowali pancerz i teraz jeszcze zmienili działa. A zapowiada się, że to jeszcze nie koniec unowocześnień. Musieli nad tym pracować od pewnego czasu i dopiero teraz wdrażają to w życie...- podniósł wzrok na Rogersa- Steve dostałeś ostatnio jakieś wiadomości od... Swojego przyjaciela?
-Bruce, Zimowy Żołnierz go nie pamięta- odezwał się Tony. Naprawdę chwilami miał dość tego, że wszyscy wokół tej prostej rzeczy tak manewrują i nie chcą jej po prostu nazwać po imieniu- Dobrowolnie, by się w życiu z naszym Kapitanem nie skontaktował. A już na pewno nie powiedziałby nam nad czym pracowała Hydra, kiedy jeszcze w niej był.
-On ma na myśli, czy Barnes zostawił ostatnio zatłuczonego prawie na śmierć gangstera, czy jakiegoś złodziejaszka w ciemnej uliczce- mruknęła Natasza.
-W sumie to ma sens- wyszeptał pod nosem miliarder. Wielokrotnie towarzyszył Rogersowi, gdy ten badał takiego typu sprawy. Wniosek z nich zawsze był jasny. Stary kumpel Kapitana, po praniu mózgu, Bucky postanowił likwidować złodziejski półświatek, przy pomocy metalowej pięści i pistoletów.
-Od pół roku nie ma po nim żadnego śladu- powiedział Steve. Najpewniej próbował ukryć smutek, jednak i tak Tony go słyszał. Kapitan Ameryka podniósł głowę i dodał już poważniejszym tonem- Skoro już omówiliśmy przyczynę...- Stark rzucił mu takie spojrzenie, którego nikt nie mógł zlekceważyć- Przyczyny naszych porażek, czas zająć się tym, co zrobiliśmy źle.
Cofnął holograficzny film i przywrócił go do normalnych rozmiarów. Znalazł odpowiedni moment, po czym puścił nagranie. Pokazywało chwilę, kiedy ostatnia z maszyn, które przypominały czołgi wielkości samochodów, wybuchła.
-Kto mi powie, co zostało źle zostało zrobione podczas tego wybuchu?- zapytał Kapitan Ameryka- Ktoś ma jakieś pomysły?
-Nie jesteśmy w szkole na miłość boską!- zawołał Tony. Szturchnął siedzącego koło siebie Clinta- Co nie?
-Szkoła to była najgorsza rzecz, którą przeżyłem do tej pory- odparł trochę nieprzytomnie łucznik, po czym spojrzał na Kapitana- Proszę nie zmuszaj mojego mózgu, do przypominania sobie tego.
-Właśnie sprawę twojej głowy chciałem w tym momencie poruszyć- powiedział Steve, po czym zrobił zbliżenie na szybkie ujęcie lecącego do tyłu człowieka. Był to Clint, który został odrzucony w wyniku eksplozji. Na kamerach jednak uchwycono krótki moment jego lotu. Później wylądował w jednym z zaułków. Tony wiedział o tym, ponieważ sam go tam znalazł, leżącego na ziemi wśród metalowych odłamków. Aż cud, że żaden w niego nie trafił, a Hawkeye skończył z jedynie obolałą głową.- Clint czemu nie zgłosiłeś, że strzelasz strzałą wybuchową do tego czołgu. Powinieneś chociaż dać znać reszcie. Nikt na to nie był przygotowany.
-Ja do niego nie strzeliłem- odparł Barton- On sam z siebie wybuchnął.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę.
-Sam wybuchnął?- powtórzył Bruce- Czyli nawet nie próbowałeś uciekać?
-Stałem tam i nagle tylko wielgachne bum! Potem pamiętam uderzenie o ziemię i jakiegoś dzieciaka, który stanął nade mną i coś machał rękami, a wokół niego pojawiło się coś świecącego. Potem pamiętam Tony'ego.
-Jakiego dzieciaka?- Natasza spojrzała na niego- I dlaczego dopiero teraz nam to mówisz?
-Bo nikt mnie wcześniej nie chciał słuchać- kiedy Barton to mówił, Tony przypomniał sobie, że gdy go znalazł, łucznik pytał, gdzie ktoś pobiegł. Zlekceważył to wtedy ze względu na szok po wybuchu.- A dzieciaka to nie znam. Twarzy nie widziałem. Stał do mnie tyłem i miał założony kaptur na głowę.
-Jarvis pokaż nagrania z innych kamer- wydała polecenie agentka- Najlepiej by było, gdyby można było zobaczyć na nich Clinta i to dziecko, o którym mówił.
Hologram nagrania się wyłączył, a jego miejsce zajęły trzy zminiaturyzowane obrazki gotowe do otworzenia.
-Pana Bartona w takich okolicznościach znalazłem jedynie na tych nagraniach- odezwał się interface- Pokazać konkretne fragmenty?
-Jakbyś mógł- zgodziła się kobieta.
Wszyscy przysunęli się do hologramów, by lepiej się wszystkiemu przyjrzeć. Wszystkie trzy okienka ukazały tą samą scenę z innych perspektyw. Wszędzie Clint uderza o ziemię i coś jęczy. Zaraz potem zza rogu wybiega jakichś chłopak, kilkunastolatek, ubrany w czarną bluzę i jakieś ciemne spodnie. Tak, jak mówił Clint, miał założony kaptur, mocno naciągnięty na twarz, tak że było widać jedynie usta. Zatrzymał się tuż przed łucznikiem i wyciągnął przed siebie ręce. Kiedy tylko to zrobił, wokół niego zajaśniała półprzeźroczysta, lekko świecąca, zielona ściana. Była na tyle szeroka, aby ochronić jego, jak i Bartona, lecz nie na tyle, by zająć całą przestrzeń. Odłamki maszyny się od niej odbijały. Po wszystkim chłopak sprawił, że tarcza zniknęła i odbiegł, pozostawiając Hawkeye'a samego.
-Cofnij trochę- rozkazała Natasza. Jarvis wykonał polecenie i zaczął cofać nagrania, do momentu, kiedy agentka kazała mu zatrzymać.
-Chłopak- stwierdził Steve, patrząc na zastygniętego dzieciaka.
-W obecnych czasach to nie wiadomo- powiedział Tony- Nazwijmy go osobą.
-Nazwijmy go chłopakiem i już- odparła agentka- To jeszcze dziecko.
-Ile on mógłby mieć lat?- zapytał Steve- Piętnaście?
-Bardziej szedłbym w stronę trzynastu- ocenił Tony.
-Na pewno nie ma szesnastki- stwierdził Barton.
-Bruce, a co ty na to?- agentka spojrzała na naukowca.
-Nie jestem pewien, czego on używa, by stworzyć to pole ochronne- doktor przysunął się jeszcze bardziej do stołu- Może ma jakieś urządzenie, bądź włada jakąś energią, którą kształtuje do własnego użytku.
-Czyli magia?- zapytał Rogers.
-To nie musi być magia. My właściwie nie wiemy, czym jest magia. To mogą być zwyczajne supermoce. Jednak nie można wykluczyć magii...
-Tylko nie magia!- zawołał Clint- Od czasów Lokiego mam dość magii. Dobrze, że ten gość w końcu umarł. Nienawidzę magii!
-Nie mów takich rzeczy przy Thorze- przypomniała mu Czarna Wdowa- Pamiętasz, jak on to przeżył, kiedy umarł. W końcu, podobno, pod koniec się nawrócił.
-Takie akcje zwykle kończą się śmiercią- mruknął Tony. Wszyscy spojrzeli w jego stronę- No co? Nie oglądaliście Powrotu Jedi? Dart Vader i te sprawy? Nawracanie się w ostatniej chwili i ratowanie przy tym wszystkim życia, zawsze kończy się śmiercią nawróconego. Zawsze.
-Wracając do sprawy- Kapitan zwrócił na siebie uwagę- Czy jest możliwość, że to własnie ten chłopak mógł spowodować wybuch czołgu?
-Tak, ale jest to tylko teoria- zgodził się Banner- Tak naprawdę wybuch mógł być spowodowany przez wszystko. Dzieciak mógł być jedynie w pobliżu i pomóc.
-Można to łatwo sprawdzić- stwierdził Stark- Jarvis sprawdź bazę danych ze względu na umiejętności i te części twarzy, które posiadamy. Do tego przeszukaj inne nagrania z naszych ostatnich spotkań z Hydrą i sprawdź, czy go też tam nie ma.
-Oczywiście panie Stark.
-To według mnie wystarczy na dzisiaj- Iron man klasnął w dłonie- Resztę omówimy jutro przy kawie- odsunął krzesło i wstał.
-Naprawdę chcesz teraz wyjść?- zapytał go Rogers.
-Tak- Tony obrócił się w jego stronę i zaczął iść do tyłu- Dokonaliśmy jakiegoś przełomu. Utwierdziliśmy się w stwierdzeniu, że Clint nienawidzi magii. I szczerze Steve, nikt cię już nie słucha. Lada chwila wróci Thor, a ja mam ochotę przynajmniej spróbować tego kurczaka z lodówki, więc spadam.
Wychodząc słyszał, jeszcze jakieś głosy i dźwięk odsuwanych krzeseł. Tak jak się spodziewał, kiedy go zabrakło, duszy towarzystwa, reszta też zaczęła się rozchodzić. Spokojny o to, że narada już na pewno się skończyła, usiadł przy stole i zaczął jeść udka. Po chwili dołączył do niego Bruce.
-Długo jeszcze Steve starał się was utrzymać na miejscach?- zapytał go miliarder, ogryzając udko.
-Kilka minut- odparł naukowiec, siadając koło niego- Zaraz potem Clint stwierdził, że nie wytrzymuje i poszedł szukać jakichś tabletek przeciwbólowych. Natasza poszła mu pomóc. A mnie samego nie chciał przetrzymywać. Wiesz, ja nie mam żadnych innych pomysłów, a omawianie ze mną taktyk walk jest bezsensowne.
-A mogę cię zapewnić, że Hulk radził sobie doskonale- mężczyzna odłożył kość kurczaka na talerz- Rozwalił dwa czołgi-potwory. A potem nawet z nim pogadałem.
-Co mówił?
-Marudził, że nie pozwoliłem mu rozwalić lampy. A potem nawet spytał, co się dzieje z Clintem. On jest nawet spoko, jak nie wpada w szał. Zachowuje się jak dziecko.
-Przynajmniej to można uznać, za jakieś dobre wieści- mruknął Banner, unikając wzroku Iron mana.
Tony wziął do ręki talerz i zaczął wyrzucać resztki do kosza, a potem włożył go do zmywarki. Hulk to był trudny temat do rozmów z Bannerem i to doskonale rozumiał. Naukowiec musiał mieć naprawdę dobry dzień, a najlepiej kilka dni, by porozmawiać o zielonym otwarcie. A aktualna sytuacja, w jakiej się znaleźli nie pomagała. Dlatego postanowił użyć wyjścia ewakuacyjnego, w postaci zmiany tematu, zanim Bruce zacznie się użalać nad sobą. Jednak problem polegał na tym, że nie wiedział, jaki temat będzie najodpowiedniejszy.
-Witajcie przyjaciele! Jak tam Midgard?
Tony obrócił się i zobaczył Thora, wchodzącego do kuchni. Blondyn był ubrany w jakąś bardziej uroczystą zbroję, niż te, które nosił podczas walk. Była większa, bardziej ozdobiona tymi ichnimi wzorami i do tego bardziej lśniła. Peleryna też zdawała się być bardziej szykowna. Zajmowała większą powierzchnie niż normalnie, ale ciągle kończyła się tuż nad podłogą. Nawet we włosach miał więcej, bardzie dokładnie zaplecionych, warkoczyków. Podszedł do stołu i postawił na nim Mjolnir, który też został chyba wypucowany.
-Hydra nas ostatnio załatwiła- mruknął w odpowiedzi Bruce.
-Ale daliście sobie radę, tak jak zwykle?
-Jakimś cudem, ale było już blisko- odparł Tony- A ty co? Mieliście tam bankiet, czy coś?
-Uroczystą ucztę- poprawił go Thor, po czym podszedł do lodówki- Został jeszcze kurczak?
-Właśnie wracasz z uroczystej uczty i nadal jesteś głodny?- Tony podszedł do ekspresu i zaparzył sobie kawy. Zerknął na Bruce'a i zapytał- Też chcesz?
W odpowiedzi naukowiec tylko pokiwał przecząco głową. Nawet nie pytał o to Thora. Kiedyś mu nalał kawy, lecz wiking po wypiciu łyku, po prostu ją wypluł.
-Kurczaka nie ma- powiedział miliarder- Właśnie go zjadłem. To jak tam w domu?
-W Asgardzie wszystko dobrze- blondyn zamknął lodówkę- Panuje pokój i nie ma żadnych zapowiedzi na nową wojnę, czy nawet lekkie starcia. Nawet relacje z Jotunheimem przestały być takie napięte, chociaż jeszcze rok temu grozili nam wojną, za zabójstwo L...- przerwał na chwilę. Dopiero po kilku sekundach wrócił do kontynuowania- Następcy tronu, ale teraz jest już dość dobrze.
-Właśnie opisałeś mi, jak się ma sytuacja w państwie- stwierdził Tony- A mnie chodzi o to, jak się mają sprawy w domu. No wiesz? Rodzina i te sprawy? Ta uczta teraz. Co to właściwie za uczta. Tylko nie mów, że twoje urodziny, bo nie jestem pewien, skąd skołować tort z tyloma świeczkami. Już upchanie tych stu świeczek na torcie Rogersa było trudne...
-To nie są moje urodziny- uspokoił go gromowładny- To tylko takie święto. Co roku się zbieramy i musi być przy tym obecna cała rodzina królewska. Dlatego to wszystko- wskazał na zbroję.
-Naprawdę Tony nie zauważyłeś , że on znika co roku tego samego dnia?- zapytał Bruce- Co roku odkąd stworzyliśmy Avengers?
-Umknęło mi to- stwierdził Stark. Naprawdę nie ogarniał, dlaczego Thor wyjeżdżał do Asgardu. Czasami po prostu tam leciał, bo tęsknił, innym razem był umówiony na polowanie, zawsze przywoził z nich dziwaczne rogi, bądź inne części stworzenia, które upolował, bądź było jakieś święto. Jednego jednak Tony był pewien. Thor jako jedyny miał rodzinę, która nie mieszka z nim w jednej wieży i nie należała do jednej drużyny, i starał się ogarnąć ją i tą którą miał na miejscu.- To jak tam rodzice?
-Jak zwykle- odparł asgardczyk- Ojciec marudził i dawał mi dość wyraźnie znać, że woli mnie na miejscu. Do tego wychwalał niedawne osiągnięcia Lady Sif. Narzekał na temat zachowania midgardczyków.
-W skrócie nie lubi ziemi i chce byś wrócił. Do tego próbował cię zeswatać- stwierdził Tony- Bruce, czy ci też to przypomina zachowanie typowej matki?
-W sumie- naukowiec się zastanowił- Chce mieć syna przy sobie i pilnuje, by wybrał odpowiednią, według niego, partnerkę na żonę. Racja.
-Skoro już o matkach mowa- Stark wrócił do Thora- Jak tam królowa?
-Coraz lepiej. Nawet życzyła mi powodzenia, przed rozmową z ojcem. Nawet go stopowała, kiedy przesadzał.
-I to się nazywa matka- stwierdził Tony, biorąc łyk kawy- To ile wypiłeś?
-Wiedziałem, że to pytanie padnie- powiedział Bruce z uśmiechem.
Thor jedynie wybuchł śmiechem i poklepał miliardera po plecach.
**********
Teraz
-Jesteśmy!- zawołała dziewczyna z kokpitu. Po drugiej stronie statku otworzyła się rampa. Hulk, który był o nią oparty, wręcz wypadł na zewnątrz. Reszta miała już z tym większy problem. W statku było bowiem mnóstwo pudeł. Zdołali wynieść kilkanaście tuż przed startem, tylko dlatego, że zielony się nie mieścił.
Tuż przed wyjściem Tony sprawdził jeszcze raz, co z metalową kapsułą, w kształcie walca z lekko stożkowatą jedną końcówką, którą zabrał ze sobą. Trzymał w niej coś, co naprawdę mogłoby się przydać w obecnej sytuacji. Jednak, kiedy Kapitan Hydra uciekał, jego przesyłka została zniszczona. Oczywiście włożył wszystkie jej części do tuby, lecz nie było dostatecznie dużo czasu, aby mechanizm wewnętrzny naprawił przesyłkę całkowicie. Zerknął po raz ostatni na ekran z wyświetlanym procentem wydajności i jęknął. Licznik pokazywał jedyne 57%. Musiało wytrzymać.
Kiedy wyskoczył ze statku, jego zbroja się aktywowała i na dach wylądował już, jak na Iron mana przystało.
-Nieźle- usłyszał koło siebie głos tej dziewczyny.
Ona ubrała maskę i tym dopełniła swój koci strój. Tuż za jej plecami statek, którym przylecieli, zaczął znikać. Tony się jednak tym nie przejął. Od razu ruszył w stronę drzwi do budynku. Po zrobieniu jednego kroku został powstrzymany przez wielką zieloną rękę.
-Marny bóg się tym zajmuje- zabrzmiał Hulk.
Dopiero gdy to powiedział Tony, zauważył, Lokiego gmerającego przy zamku. Czy on musiał nawet w takiej sytuacji zachowywać się jak włamywacz? Powinien był rozwalić tym swoim młotem te najzwyczajniejsze drzwi. Po co on w ogóle go ma!
-Tu nic nie jest tym, na co wygląda- usłyszał koło siebie spokojny głos Bucky'ego- Mówił o tym, kiedy lecieliśmy. To jest magia. Scott nawet nie próbuj rzucać tym kamieniem!
Trochę z boku rozległ się stłumiony szept Ant-mana:
-Skąd on wiedział?
Wreszcie Loki odsunął się i otworzył przed nimi drzwi. W takiej sytuacji nikt nie zdołałby powstrzymać Iron mana. Przeleciał przez nie prosto do środka.
Był w sanktuarium wcześniej tylko raz. Było to wtedy, kiedy Strange stwierdził, że dla całego świata, fizycznego i magicznego, będzie lepiej, jeśli do nich dołączy. Starał się jednak za wszelką cenę połączyć obowiązki strażnika z byciem Avengersem. Dlatego zjawiał się jedynie, kiedy ktoś go wezwał. W naradach uczestniczył bardzo rzadko.
Teraz Iron man nie wiedział zupełnie, gdzie jest. Wszystkie pomieszczenia, przez które przelatywał, wyglądały równie dziwnie. Całe wypełnione jakimiś artefaktami w gablotach, starymi meblami i różnymi, walącymi się wszędzie księgami. Najpewniej pogubiłby się jeszcze bardziej, gdyby nie donośne odgłosy walki. One bardzo przypominało to, co słyszał podczas krótkiej rozmowy z doktorem. I to właśnie one uspokoiły Starka. Znaczyły, że czarodziej jeszcze żyje. Jednak pomimo tego i tak czuł się, jak szczur w labiryncie.
-W prawo- usłyszał głos w komunikatorze i dopiero teraz zauważył, że leci koło niego Wasp. Odskoczyłby, gdyby mógł. W swojej pomniejszonej wersji naprawdę przypominała wróżkę. Skręciła i Iron man też to zrobił.
Przelecieli przez kolejne pomieszczenia, jedno było wypełnione mnóstwem drzwi, chociaż na pewno nie było tyle pomieszczeń w tym dziwacznym budynku, aż wreszcie dolecieli do miejsca, gdzie powinna znajdować się klatka schodowa. Rozpoznał to pomieszczenie tylko dzięki wielkiemu oknu z mistycznym wzorem. Nie było już tam schodów, a ich szczątki leżały na ziemi. Resztki podłogi z wyższego piętra znajdowały się jedynie przy ścianach. Nie wspominając już o jakiejś dziesiątce magów, którzy co chwila tworzyli jakieś złote bicze i atakowali jednego. Ten, ubrany w czerwoną pelerynę, próbował się wznieść, lecz ciągle był ściągany na dół i tam atakowany. Poza tym kręciło się tam jeszcze ponad pięciu innych magów, którzy czegoś szukali. Lub kogoś.
Właśnie jeden z nich wskazał na Iron man i coś zawołał. Kilku, stojących wokół niego też podniosło głowy. Wyciągnęli ręce w taki sposób, jakby trzymali łuki i potem naciągnęli niewidzialną strzałę. Tylko że w momencie, kiedy to robili, strzała pojawiła się naprawdę.
-Czy oni naprawdę myślą, że coś takiego może...- nie dokończył, bo jedna ze strzał przeleciała przez zbroję i wbiła mu się prosto w ramię. Tony z niedowierzaniem spojrzał na nią, a ta zaczęła znikać. Po mniej niż sekundzie nie było już jej ani śladów, że kiedykolwiek istniała. Żaden system nie został uszkodzony, lecz ból pozostał najprawdziwszy. Był tak tym zaszokowany, że rozkazał:
-Jarvis przejmij kontrolę nad lewym ramieniem, z wyjątkiem dłoni- ona jako robotyczna mogła dalej działać- I wyłącz na chwilę dźwięk- po czym zaczął krzyczeć z bólu i przeklinać na cały głos. Jednocześnie starał się uniknąć gradu strzał.
Po kilku sekundach ktoś go pociągnął do tyłu. Kiedy znów znalazł się w jednym z korytarzy, odwrócił się i zobaczył, kto to zrobił. Muszą się przecież znaleźć tam na dole i pomóc Strenge'owi. Taki ruch wcale im nie pomógł. Już miał na tę osobę nawrzeszczeć, ale zobaczył, że to był Hulk. Z nim naprawdę nie chciał zadzierać.
-Potrzebujemy planu- stwierdził Kapitan Bucky, stojący tuż za zielonym.
Tony podniósł przyłbicę hełmu i spojrzał na niego oraz na resztę znajdującą się tuż za Kapitanem Ameryką. Ant-man, który skądś wytrzasnął mrówkę, i Wasp stali na ramieniu Hulka. Tuż za olbrzymem była Sharima, czy jak jej na imię. Dziewczyna, widząc, że milioner na nią patrzy, jak przystało na kota, wysunęła pazury. Do tego dochodził jeszcze, stojący tuż koło niego, Loki, który machając Mjolnirem tworzył tarczę, od której odbijały się magiczne strzały.
Wszyscy byli już osłabieni, po poprzednich walkach. Kostium Hope był powyginany i jej skrzydła nie chciały się składać. Hulk miał bandaż na ramieniu. Wina Thora. Czarna kotka dyszała ze zmęczenia. Też wina Thora. Loki wyglądał jak ktoś, kto przed chwilą został wbity w ziemię, bo tak właściwie było. Odpowiedzialność znowu spadała na Thora.
-Masz rację- powiedział wreszcie- Ilu ich jest Loki?
-Teraz to ponad dwudziestu i ciągle zjawiają się nowi- oparł tamten- Większość skupiła się na nas. To jest dobra wiadomość, jakbyście nie wiedzieli. Doktorek ledwo daje radę.
Tony wziął kilka głębokich wdechów. Dał się porwać emocją i stracili element zaskoczenia. W tym momencie naprawdę chciałby, polecieć do Petera i go stąd zabrać. Jednak w tej sytuacji to on był liderem. A lider musi podejmować decyzje dobre dla wszystkich, a nie dla niego. Dlatego z ciężkim sercem powiedział:
-Bucky, ty i ja pomożemy Strange'owi. Hulk i owady zajmiecie się nadwyżką magów. Loki i nowa poszukacie Petera, dajcie mu to- podał dziewczynie kapsułe- I wyciągnijcie go stąd. Nie wygramy tego. Musimy jedynie naszych stąd zabrać. Zrozumiane?- i nie czekając, na odpowiedź kontynuował- Avengers- zamknął hełm i przygotował się do skoku- Assemble!
Tony wyskoczył i wystrzelił kilka torped w stronę najbliższych magów. Pierwszy oberwał tak, jak należy. Pozostali jednak stworzyli jednak przed sobą tarcze ochronne. Iron man wylądował i włączył moduł walki. Zaatakował najbliższego, jednocześnie strzelając do pozostałych.
Na ekranie wyświetlił mu się obraz zza jego pleców. Strange powoli opadał na ziemię, a kiedy wreszcie jej dotknął, jego nogi ledwo wytrzymały. Szybko zjawił się koło niego Kapitan Ameryka i pomógł mu wstać.
Tymczasem przed Iron manem Hulk wbił jednego maga w ścianę, po czym rzucił się na kolejnego. Obok grupka czarodziejów próbowała się pozbyć czegoś niewidzialnego, ceując swoją mocą w podłogę, lub najzwyczajniej po niej skacząc. Po chwili pomiędzy nimi powiększył się Ant-man. Oni rzucili jakieś zaklęcia, lecz mężczyzna się skurczył, zanim do niego dotarły, więc oberwali nimi sami magowie. Wasp tymczasem powiększała i zmniejszała różne rzeczy, które potem używała przeciwko każdemu w mnisim ubraniu. Miliarder nie zdołał jednak, w całym tym zamieszaniu, znaleźć Lokiego i jego nowego zwierzaka.
Stark odparował jakichś niezwykle skomplikowany atak. Sam nawet nie wiedział, jak. Czuł się aktualnie, jak kukiełka, która ktoś steruje. Przynajmniej dzięki temu miał pewność, że niczego nie schrzani. Sam zupełnie się nie znał na sztukach walki. W takim wypadku lepiej się zdać na wiedzę internetu. W pewnym momencie jednak zaczął przegrywać. Magów było więcej i więcej. Otoczyli go.
Wystrzelił kilka granatów, jednak oni otoczyli je polami siłowymi i zneutralizowali ich wybuchy. Reszta magów stworzyła liny i zarzuciła je na Iron mana, oplątując go przy tym całego. Potem pociągnęli go, zmuszając do kleknięcia. Wyciągnął dłoń i wymierzył czysty strzał w jednego, czy dwóch czarodziejów. To jednak nie wystarczyło. Przerzucił moc do nóg i zmusił zbroję do lotu. Złote pęta były jednak mocne. Najwyżej dwie pękły, ale na ich miejsca pojawiło się kilka innych.
Tuż przed nim jakaś czarodziejka o nienaturalnie białych włosach wymierzyła w niego tak jak ci pierwsi magowie. Ci czarodzieje, którzy nie trzymali żadnych lin, zrobili to samo. Złote strzały pojawiły się w powietrzu. Tony wiedział, że teraz, że żadne z nich nie celuje w pierś, czy w ręce bądź nogi. Chcieli go zabić. A żeby być pewnym, że coś na pewno nie żyje, strzela się w głowę.
-Sir odnotowuję wysokie prawdopodobieństwo trafienia- odezwał się Jarvis.
Miliarder nie odpowiedział. Czekał jedynie na odpowiedni moment. Kiedy oni wypuścili strzały, Tony zatamował przepływ mocy do butów. Poleciał w dół metr i znów wyregulował lot. Strzały przeleciały nad nim, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była jego głowa.
Odetchnął z ulgą i zaczął okręcać się wokół własnej osi. Liny zaczęły się do siebie zbliżać, coraz bardziej i bardziej. W końcu niektórzy magowie nie zdołali ich utrzymać i puścili. Jednak w tym momencie Tony zauważył ostatnią złotą strzałę.
To była ta białowłosa, która jako pierwsza wymierzyła w niego. Jako jedyna nie wypuściła strzały Czekała na odpowiedni moment i kiedy on nastał...
Coś odciągnęło ją do tyłu, jednocześnie przy tym przewracając. Wypuściła jednak strzałę, która chybiła jedynie o kilka centymetrów. Kobieta upadła na ziemię, po czym coś oplotło jej ręce, jak i nogi tak, że nie mogła wstać.
Tym czymś okazała się biała, naprawdę cienka nić, wystrzelona skądś spod sufitu. Zaraz potem wystrzeliły kolejne, odciągając następnych magów i ich uziemiając. Większość puszczała przy tym liny. Jednak reszta ciągle stała na nogach. Wymierzyli w tego, kto do nich strzelał, swoje strzały. Wtedy, tuż za ich plecami, z sufitu zeskoczyła drobna, zwinna postać, ubrana w czerwononiebieski strój. Przeskakiwała nad magami, robiąc przy tym niewyobrażalne fikołki. Wreszcie, unieruchomiwszy wszystkich przeciwników, obrócił się w stronę, już prawie wolnego Tony'ego.
Iron man z niedowierzaniem spojrzał na Spider-mana. Kiedy przestał się ruszać, miliarder dostrzegł, że w mechanicznym stroju były dziury. Przez nie wystawały kawałki czarnego materiału.
-Peter- wyszeptał mężczyzna i już chciał do niego podbiec, lecz zorientował się, że ciągle jest przytrzymywany przez złote liny. Obrócił się w stronę magów. Chciał mieć ich już z głowy i zabrać stąd chłopaka. Miał całkowicie wolną jedną rękę, więc skorzystał z tego. Przy pomocy zbroi wymierzył nią w przeciwników, ale nie zdołał wystrzelić.
Jakichś szybki metalowy przedmiot uderzył w pierwszego, a potem pociągnął go przed siebie na kolejnych. Następnie wybił nimi kolejną dziurę w ścianie i powrócił do ręki właściciela. Loki złapał go, biegnąc w stronę Starka.
-Miałeś go stąd zabrać!- krzyknął do niego Stark.
-Pogadamy, jak ty będziesz miał przypilnować piętnastolatka!- odparł mu gromowładny, uderzając młotem w jednego z czarodziejów i podstawiając nogę drugiemu.
-Piętnaście i pół!- poprawił go Parker, przeskakując tuż nad Lokim.
-Pilnowałem ciebie!- przypomniał mu Tony, lądując na ziemi. Jednocześnie uświadomił sobie, jaki to był okropny okres w zajmowaniu się bogiem psot. Ta magia, która go wskrzesiła i zmieniła w dziecko, powinna się zlitować nad ludźmi i przeskoczyć okres dojrzewania.- Gdzie dziewczyna?!
-Pomaga Wasp!
-Stark!- zawołał do niego Kapitan Ameryka.
Iron man wyświetlił w hełmie obraz zza swoich pleców. Bucky nie radził sobie z pięcioma czarodziejami, trzymając Strange'a ręką. Tony wymierzył w magików z pocisków i wystrzelił. Nie czekając na efekt, podleciał w stronę Barnesa i pomógł mu w dźwiganiu byłego lekarza.
-Jesteś w stanie otworzyć portal?- zapytał Stephena, powstrzymując kolejne ataki.
-Nie do bazy- wyszeptał tamten.
-A na dach?- pochwycił pomysł Kapitan.
-Dajcie mi kilka minut- odparł doktorek i zrobił kilka niepewnych kroków bez niczyjej pomocy. Prawie się przy tym wywrócił, ale jakimś cudem mu się udało. Wyciągnął przed siebie rękę i zaczął kręcić kółka w powietrzu. Na początku nic się nie działo, lecz potem w powietrzu zaczęły pojawiać się złote iskierki.
Tony nie miał czasu na zbytnie podziwianie starań dobrego czarodzieja, bo jego kumple ze szkoły ciągle próbowali ich zabić. Radzili sobie jakoś, lecz naprawdę musieli się stąd ewakuować.
Widział, jak mały Ant-man zostaje zamknięty w jakiejś magicznej bańce. Wystrzelił do trzymającego go maga i złodziejaszek upadł na ziemię. Potoczył się kilka metrów, po czym zgarnęła go Wasp. Trochę dalej Hulk został zakuty w jakieś kajdany. Jemu próbowała pomóc afrykańska dziewczyna. Próbowała przeciąć złoty materiał swymi pazurami, jednak one przechodziły przez niego, zupełnie jakby go nie było. Tuż za nim Loki wraz z Buckym starali się ochraniać Strange'a.
-Ej to było super, tylko nie celuj tym we mnie!
Usłyszał po prawej stronie znajomy głos. Tam chłopka skakał i kopał wszystkich naokoło. Był tym tak zajęty, że nie zauważył, że zanim w jego stronę biegł strasznie wyskoki mężczyzna ze sztyletem w ręce. Tony wymierzył w niego, jednak odezwał się Jarvis:
-Proszę pana, skończyły się panu wszystkie naboje.
Tony zaklną i wypuścił flarę oślepiającą, co okazało się świetną decyzją. Ona nie tylko sprawiła, że nożownik zasłonił oczy i przez to się zatrzymał. Powtórzyła to ze wszystkimi otaczającymi pająka. Dzięki temu zdołał bez większych problemów podlecieć w tamto miejsce i zabrać go. Zrobił to bezceremonialnie, po prostu chwytając chłopaka pod pachami i podnosząc go z ziemi. Wypuścił go, dopiero kiedy byli tuż za Strangem, gdzie ochronę zapewniali im następcy Thora i Steve'a.
Chłopak odsłonił twarz, a Tony podniósł przyłbicę hełmu. Nie mógł się napatrzyć na twarz chłopaka, która zupełnie się nie zmieniła, przez cztery lata bycia martwym. Pomimo przerażenia i zmęczenia, wyglądał tak samo, jak w chwili pogrzebu. Najpewniej, pod kostiumem, miał ciągle ten garnitur.
-Panie Stark- powiedział drżącym głosem, rozglądając się naokoło- To jest szaleństwo! Gdzie jest Kapitan Rogers? I Thor? I Hawkeye? I Czarna Wdowa? Od kiedy Loki potrafi, podnieś młotek? I kim...
I wtedy Tony wreszcie go przytulił. Przestał kontrolować emocje i pozwolił, by łzy popłynęły. Kiedy go tulił, cały otaczający ich świat przestał istnieć. Wszelkie odgłosy walki były zagłuszone i Stark jedynie skupił się na oddechu Parkera. Tak dla pewności, że to jest prawda. Cały czas przy tym szeptał:
-Przepraszam.
Nie chciał, w ogóle go puszczać i najpewniej, by tego nie zrobił, gdyby nie to, że przez zaporę, blokującą dźwięki przebiło się wołanie Bucky'ego:
-Stark udało się!- po czym Kapitan Ameryka wydał rozkaz przez komunikatory- Wszyscy do portalu, ale już!
Kilka sekund trwało, zanim sens tych słów, dotarła do Iron mana. Jednak kiedy wreszcie je zrozumiał, złapał Petera za rękę i pociągnął go w stronę okrągłego przejścia. Przeskoczył przez nie i znalazła się na dachu. Tam stał już Loki, trzymający Strange'a i jednocześnie pilnujący, by portal się nie zamknął. Niestety nie byli tam całkowicie sami.
Tuż przed niewidzialnym statkiem, stał Azjata, ubrany w mnisie przebranie. Na końcach jego rąk znajdowały się złote tarcze.
Tony, zamknął hełm i wymierzył w niego. A zaraz potem, koło niego zjawił się Bucky, z resztą. Loki zacisnął mocno pięści i z trudem zamknął portal. Stark wiedział, że ten rodzaj magii bardzo różni się od jego i nawet najprostsze czynności, jakie wykonują ziemscy czarodzieje, były dla niego trudne i przychodziły z ogromnym wysiłkiem.
Pomimo zmęczenia wszyscy Avengersi, oprócz ciągle zamkniętego w kulce Ant-mana, przygotowali się do walki.
-Wong proszę cię- jękną Strange.
-Złamałeś zasady i tym razem nie ujdzie ci to na sucho- odparł czarodziej- Teraz posunąłeś się za daleko- spojrzał w stronę Petera. Tony od razu zasłonił go swoim ciałem.
-Jako Najwyższy Mag nakaz...
-Przestrzegać świętych zasad i tradycji!- wykrzyknął Wong. Z głębi budynku rozległo się nieprzyjemne buczenie.
-Pilnowania, by świat ciągle istniał i powstrzymywania tych, którzy mu zagrażają- dokończył doktor- I to właśnie robię.
Wong przyjrzał się uważnie Stephenowi, potem znów spojrzał na Spider-mana, a na samym końcu na resztę Avengers. Wreszcie usunął się z ich drogi. Jego złote talerze zniknęły, kiedy opuszczał dłonie. Machnął nimi jeszcze raz, sprawiając przy tym, że kajdany Hulka, jak i kulka dla chomików Langa zrobiły to samo.
Dziewczyna w czarnym coś zrobiła, że jej statek znów stał się widoczny i opuścił klapę. Pierwsza weszła do środka. Tony przekazał Petera Bucky'emu, który wraz z pozostałymi wszedł do środka. Ant-man i Wasp siedzieli na ramionach Hulka, oszczędzając przy tym miejsca dla nowych pasażerów.
Na dachu pozostali jedynie Iron man, Loki i dwaj czarodzieje. Stark nie sądził, czy gdyby doszło do rękoczynów, gromowładny byłby w stanie, obronić siebie, jak i Doktora Strange'a.
-Dziękuję ci przyjacielu- powiedział Stephen.
-Następnym razem, jak się zobaczymy, będę musiał cię zabić- odparł Wong. Buczenie przybierało na sile- Nie zmarnuj tej szansy.
-Nie zmarnuję- Strange dał znak, żeby szli. Kidy doszli jednak do rampy Wong jeszcze zawołał maga po imieniu. Ten, z pomocą zielonookiego, obrócił się, po czym zapytał- Tak?
-Oddaj Oko.
Tony spojrzał na byłego lekarza. Nie znał się na mistycznych artefaktach, ale wiedział, że wisior, zawieszony na jego szyi, był czymś naprawdę ważnym i potężnym, będącym jednocześnie oznaką rangi. Doktor jednak pomimo to, to zrobił. Oddał Oko Agamotto Azjacie, po czym już całkowicie wsiadł do statku.
Stark odetchnął dopiero w chwili, gdy wystartowali. Odwrócił się do wszystkich znajdujących się w statku. Pomimo ciasnoty, jakoś się udało znaleźć miejsce leżące dla czarodzieja. Koło niego siedział Loki, już coś czarując. Ci, co potrafili się zmniejszyć, siedzieli w swoich małych wersjach, na jednym z pudeł. Hulk zajmował środek podłogi. Po drugiej stronie rozsiadł się Bucky i Peter. Chłopak z lekkim strachem patrzył na Barnesa. Przed jego śmiercią aktualnego Kapitana Amerykę nazywano Zimowym Żołnierzem i wtedy wzbudzał on powszechnie strach.
-Daliśmy radę- powiedział wreszcie Tony- I nie ważne, czy jesteście nowi- spojrzał na Wasp i Ant-mana- Czy prawie w ogóle się nie znamy- starał się, dostrzec dziewczynę w kokpicie- Czy dzielimy dość sporo historii- teraz głównie patrzył na Hulka- Jesteście Avengersami- zwrócił się w stronę Parkera.
Oczy chłopaka rozszerzyły się z radości i podekscytowania. Miliarder widział, że najpewniej spełnia jego marzenie. Przynajmniej to mógł teraz zrobić, zanim powie mu, co takiego się wydarzyło, kiedy go nie było.
💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥
Dobra, jakby to zacząć...
Hej!
Jeśli przeszliście tutaj z innej książki (głos w głowie: bazgraniny! I wątpię, by ktokolwiek się tu zapuszczał) niepopełnionej prze zemnie, to najpewniej już wecie, że lubię pisać takie wiadomości pod koniec każdego rozdziału. Jeśli jednak zagubiliście się w czeluściach Wattpada i trafiliście tu, to teraz już najpewniej to wiecie.
To witam was w tym świecie.
I jak to zawsze jest, pierwszego dnia zawsze są ogłoszenia i ustalenia.
Po pierwsze jeśli jesteście zainteresowani historią, w co wątpię, to rozdziału będą mniej, najpewniej mniej, więcej raz na dwa tygodnie. Z wyjątkami na święta i moje różne wyjazdy.
Po drugie wielkość tych rozdziałów, będzie mniej więcej taka sama, jak to, co jest widoczne na górze. Dlatego od razu przepraszam was, jeśli nie lubicie ciągnącego się tekstu na ekranie.
Po trzecie, fizjonomia tych rozdziałów będzie przypominała serial "Dawno dawno temu", Dla nie wtajemniczonych zawsze będą się zjawiały przebłyski z przeszłości. Jednak, jeśli ktoś chce tą przeszłość lepiej ogarnąć i to już teraz, to odsyłam do rozdziałów, zapisanych w Ogłoszeniach parafialnych.
I po czwarte... Mam nadzieję, że się podobało.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top