Peter Parker

Kiedy tylko Loki wspomniał o Nowym Jorku, Peter wiedział, że musi tam wrócić. Po zerknięciu na zdjęcie jego i May, jedynie bardziej się upewnił. Musiał wrócić do domu. I naprawdę nie wiedział, jak mógłby się odwdzięczyć Lokiemu, że ten się zgodził zabrać jego i Shuri. 

Zdawał sobie jednak całkowicie sprawę, że powrót nie będzie wcale łatwy. Przez całą drogę starał się, o tym nie myśleć. Śpiewał piosenki (Loki twierdził, że fałszował, ale chłopak uznał, że to jedynie z wrodzonej wredoty przyjaciela), liczył drzewa, słuchał, jak reszta śpiewa i powtarzał po kolei te czynności. Nawet, kiedy już był w mieście, jego mieście, skupiał się na samych pozytywnych rzeczach i mówił je Shuri. Loki oczywiście wtrącił swoje pięć groszy realizmu (jak było już wcześniej mówione, wrodzona wredota), jednak to nie zepsuło nastroju Parkera. Wręcz go polepszyło. 

Problemu zaczęły się, kiedy dotarli na cmentarz i Peter został sam. 

Chciał stamtąd uciec. Wrócić do reszty i zapewnić ich, że wszystko jest dobrze, po czym ruszyliby dalej. Wiedział jednak, że jeśli tak zrobi, nie będzie w stanie spotkać się z ciocią. Będzie widział przecież jej twarz, a May najpewniej zada mu milion pytań, na których odpowiedzi nie znał. Twarzy tych, których miał zamiar teraz poznać, nie widział. Nie zadadzą mu też żadnego pytania. Więc dlaczego to jest takie trudne? 

Wybrał najdłuższą trasę, jaką tylko mógł, licząc że nawet jeśli teraz stchórzy, będzie mógł powiedzieć, że załatwił swoje sprawy i nikt tego nie zakwestionuje. 

Szedł jednak przed siebie. Nogi same go prowadziły dobrze znaną, nieszczęsną ścieżką, tak jakby posiadły własną świadomość i Peter już dłużej nie podejmował decyzji. Na szczęście dotyczyło to jedynie dolnych kończyn. Przez to zdołał spuścić wzrok i zamknąć oczy, w chwili, kiedy stanął przed dwoma płytami nagrobnymi. 

"Czego ty się boisz?" upomniał się w myślach. "Jesteś Spider-manem, Avengerem, bohaterem. Walczyłeś przynajmniej raz z Hydrą i udaremniłeś mnóstwo kradzieży. Tu nawet nie jest niebezpiecznie". Trochę pewniejszy siebie podniósł głowę i powoli otworzył oczy. Zamarł. 

"Jesteś Peterem i nikim więcej".

-Cz-cześć mamo... Cześć t-tato.- Spojrzał na ich wspólny grób. Obrócił lekko głowę i spojrzał na kolejny nagrobek.- Cześć wujku. Wróciłem.- Głos mu się załamał, jednak jeszcze walczył z łzami.

Dalej był jeszcze jeden kamień, chociaż Peter go nie pamiętał. Nie mógł go pamiętać. Postawiono go, bowiem już po jego śmierci. Ostrożnie podszedł do własnego grobu i się załamał. Pozwolił, by łzy spływały mu po policzkach i nawet nie próbował ich wycierać.

"Jesteś Peterem i jesteś martwy".

*********

Peter się cieszył z tego uścisku. Nawet jeśli łączył się on z powstrzymywaniem własnych łez, aby dać Milesowi coś w rodzaju oparcia. Sam właściwie nie wiedział dlaczego, ale czuł, ze jeśli sam się teraz rozpłacze, to żaden z nich nie przestanie, zanim Loki nie kroczy do akcji, aby ich zastopować i uspokoić (a szczerze wolał uniknąć niespodzianki jaką go najpewniej uraczy przyjaciel. Znając go, jego wrodzona wredota nie przegapi tej szansy). 

Czuł się w pewnym sensie bezpiecznie, ale także i dziwnie. Może to dlatego, że ostatni raz, kiedy się widzieli to Peter był wyższy. Teraz to Miles przewyższał go jakoś o połowę głowy, a nie odwrotnie. Cóż cztery lata to szmat czasu, nawet jeśli inny tak nie uważają. 

Wtedy właśnie ilość minionego czasu dotarła do Parkera, wraz z wiedzą, że Miles nie jest już tym trzynastolatkiem, którego znał. Morales mógł mieć teraz dobre siedemnaście lat, co sprawiało, że był starszy niż Peter. 

Miles był od niego starszy...

Z tą wiedzą zaczęło ogarniać Petera zimno. Powoli pochłaniało siedzące w chłopaku emocje, pozostawiając jedynie pustkę. Parker nawet nie próbował z tym walczyć. W pewnym sensie nawet sądził, że tak jest dobrze. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. 

Jednak zanim zimno zdołało osiągnąć swój cel, Miles wypuścił go z objęć. 

-J-jak to możliwe?- Ciągle płakał, ale widoczne było, że to jedynie resztki wcześniejszego wybuchu.- Czy to było naprawdę? 

-Tak- powiedział całkowicie bez emocji, co go samego zaskoczyło.- Byłem martwy.

-To jak?- Miles wyglądał jednocześnie na zaskoczonego i przerażonego. 

Peter otworzył nawet usta, ale dotarło do niego, że nie wie, w jaki sposób wrócił do żywych. Po prostu żył i na tym się przez cały czas skupiał. Dlatego obrócił się w stronę jedynej osoby w okolicy, która może mieć o całym tym procesie, jakiekolwiek pojęcie.

-Loki wytłumacz.

Sam Loki zdawał się posyłać Peterowi groźne spojrzenie, po czym przewrócił oczami i wstając z ziemi, powiedział:

-Taki jeden gość...

-Doktor Strange- wtrąciła się Shuri. Loki przewrócił oczami. 

-To on użył swojej pseudo magii i  bibidi babidi bu, mamy Petera z powrotem.- Wskazał na pierwszego Spider-mana.  

-Więc to dlatego...- Miles zerknął na Petera.

-Dlatego, co?- Peter obrócił się do niego. Czuł, że nie spodoba mu się, co miał zamiar powiedzieć Morales, jednak chciał to usłyszeć. Widząc niepewne spojrzenie nowego pająka, dodał- Dawaj. 

-No...- Miles zerknął na Lokiego, który z lekkim uśmiechem przyglądał się im.- Musiałeś zauważyć, że jesteś... Cały czas... Ciągle tego samego wzrostu...- Wyglądał przy tym, jakby był gotowy skoczyć na kolejny dach w każdej sekundzie. 

-Po prostu chodzi mu, że jesteś mały- powiedział Loki, na co Miles bezgłośnie jęknął.- Szczerze, wyglądasz jak dwunastolatek.

-A czasami zachowujesz się, jak pięciolatek- dodała Shuri. 

Peter westchnął, po czym spojrzał na pozostałą trójkę, uświadamiając sobie, jaki wiek ich dzieli. Miles wystrzelił w górę, Loki był praktycznie dorosły,a Shuri... Z nią było dla Petera najgorzej, ponieważ technicznie powinni być rówieśnikami i tak ją cały czas traktował. Jednak ona także osiągnęła pełnoletniość i nawet, z tego, co mówiła, skończyła studia. 

Tymczasem Parker został w tyle. 

-My się jeszcze nie znamy- odezwała się księżniczka, podchodząc do Milesa. Przy tym automatycznie ściągnęła maskę.

-Jesteś Czarną Panterą- wydusił z siebie Morales, przyglądając się jej uważnie, jakby nie mógł uwierzyć, że ona jest prawdziwa. 

-Tak, ale dla znajomych Shuri.- Wyciągnęła do niego rękę, którą chłopak ostrożnie uścisnął.

-Miles.- Wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy rozległo się ciche pikanie.- No nie... Akurat teraz.- Wyciągnął rękę i tuż nad nią wyświetliła się mapa Nowego Jorku. 

-Niezły kostium- zauważył Peter, podchodząc do niego.- Skąd ty go masz? 

-Sam nie mogłem uwierzyć, ale kilka miesięcy po...- Spojrzał nerwowo na Petera.- No wiesz... Wróciłem do domu, a tam na biurku czekała na mnie wiadomość od samego Starka.- Dobrą sekundę zajęło Parkerowi zrozumienie, togo, o czym chłopak mówił.- Było coś tam o tym, że nie chce pozwalać mi latać po mieście w dresach. Pisał, że mogę wybrać swoje preferencje w tym kolor, a on się już reszta zajmie. I ta dam.- wskazał na siebie jedną ręką.

-Wysłałeś mu konkretny szkic, czy to jego wizja artystyczna?- Tylko tyle zdołał powiedzieć. 

-Raczej napisałem mu jedynie o jakimś materiale, na którym spreje będą się trzymać. A potem zająłem się resztą. 

-Naprawdę sam to zrobiłeś?- Peter uważnie przyjrzał się kostiumowi. 

-No wiesz, nie chciałem, żeby było zbyt podobne do twojego, żeby na nie mylono. 

-Przepraszam, że wam przerywam, ale może wrócimy do tej ciekawej mapy, która ciągle wyświetlasz?- Zwróciła ich uwagę Shuri. Cały czas przy tym próbowała przyjrzeć się, ciągle ruszanej przez Milesa mapie.- O co tutaj właściwie chodzi?

-A to.- Miles wreszcie przestał ruszać ręką i spojrzał na mapę.- Jakichś czas temu zacząłem zajmować się sprawą handlarzy bronią. Oni przewożą ładunek przy pomocy furgonetki kuriera. Ludzie się ciągle tam zmieniają i cały czas są zamaskowani, ale pomimo zmiany tablic furgonetka jest ciągle ta sama. Udało mi się ostatnio podłożyć jej nadajnik i wygląda mi na to, że się wreszcie zatrzymała tak na stałe.- Nacisnął na mapę.- Czyli magazyn jest...- Mapa się przesunęła, pokazując czerwony punkt za Hudson.- W Jersey- jęknął.- Czyli wszystko idzie do piachu. 

-Co wy wszyscy macie do Jersey?- zapytała Shuri, spoglądając na Petera.- Jeśli teraz się zbierzemy, to zdążymy na prom i będziemy w Jersey w ciągu godziny. Oczywiście, jeśli chcesz nas.

-Naprawdę chciałbym was zabrać. Nawet wsparcie, by mi się przydało, ale...- Znów spojrzał na mapę.- To nie jest mój teren. 

-Od kiedy bohaterowie mają tereny?- Peter nie zdołał się powstrzymać.- Nie jesteśmy przecież policją.

-Wiesz, trochę się zmieniło, przez ten czas, kiedy cię nie było- odparł Miles. Wyglądał na naprawdę rozczarowanego, całą sytuacją. Zajmował się cała sprawą od samego początku i tuż przed najciekawszą częścią, coś mu stanęło na drodze. Peter czuł, że musi coś zrobić z tą sprawą. Chciał pomóc jakoś Milesowi. Może nawet zacząć mu rekompensować to, że zostawił go samego. 

-Jesteśmy w Avengers- zaczął Parker, zerkając na resztę- a to oznacza, że naszym terenem jest cały świat. A Jersey wchodzi w zakres całego świata, czyli jak pójdziemy z tobą technicznie rzecz biorąc nie naruszysz swojego terenu, bo będziesz z nami. 

-Naprawdę?- Miles spojrzał na niego z niedowierzaniem.- To byłoby super. To znaczy... 

-Że musimy już się zbierać!- zawołała Shuri.- Chodźcie i...

-Kto powiedział, że wasza dwójka może iść?- zapytał Loki. 

-Tak nie możesz!- jęknęła księżniczka.- Nie teraz, kiedy dzieje się coś ekstra! 

-Proszę, Loki.- Peter znowu próbował sztuczki z oczami szczeniaczka. "Proszę, Loki, chodźmy i załatwmy jeszcze jakichś złoli, żebym nie musiał już zaraz spotykać May". 

-Nawet, jeśli się nie zgodzisz, to i tak pójdziemy.

Wspólne błagania trwały dobre kilka minut, w trakcie których Loki nawet nie udawał, że nie sprawia mu to przyjemności. 

-Dobra, możecie iść- powiedział wreszcie nordycki bóg.- Tylko jeśli Peter się zabije, będzie na ciebie Shuri. 

-Jasne, okej!- zawołała dziewczyna, po czym nachyliła się do pająka.- Peter postaraj się, nie zabijać, zgoda?

-Nie miałem takiego zamiaru.- Spojrzał z uśmiechem na Milesa.- Gotowy?

-Zawsze- odparł tamten, zakładając maskę.- Kto ostatni w porcie, kupuje bilety!- Wyskoczył z dachu, wypuszczając sieć. 

-Tak się nie robi!- krzyknął za nim pierwszy Spider-man, również zakładając maskę i skacząc. Za nic jednak nie mógł powstrzymać śmiechu. 

*********

4 lata temu

Peter siedział w pełnym kostiumie na jednej z drabinek przeciwpożarowych i odrabiał lekcje. Nie zdołał uzgodnić konkretnej godziny, o której miał się spotkać z tamtym chłopakiem, więc siedział tu już od pewnego czasu. 

Zresztą wczoraj i tak nie było czasu na dłuższe pogawędki. Pająk bardziej był zajęty rozprawianiem się z grupką rabusiów, kiedy zobaczył tamtego chłopaka przyklejonego do ściany nad nim. Przyklejonego, zupełnie, jak on. A do tego śmiertelnie przerażonego. Zdołali wtedy jedynie ustalić, że spotkają się następnego dnia popołudniu w tym samym miejscu i tyle. 

Teraz Peter jedynie liczył, że chłopak się pojawi i może odpowie mu na pewne pytania. W tym, jak to możliwe, ze najpewniej ma takie same moce, jak on? Do tej pory Parker myślał, że jest jedyny. Teraz jednak to mogło się zmienić. A świadomość, że nie jest się jedynym, była dla Petera czymś miłym. 

Z drugiej strony, czuł lekki strach, że pan Stark i Avengers przestaną się nim interesować, jeśli odkryją, że nie jest jedyny w swoim rodzaju. Ale, czy mógł zostawić chłopaka samemu sobie, kiedy już sam wiedział, jak sobie ze wszystkim radzić?

Zamykając podręcznik z fizyki i przecierając sobie oczy, zauważył jakichś ruch pod sobą. Spojrzał tam i mimowolnie się uśmiechnął. Chłopak jednak się zjawił. 

Zeskoczył na ziemię najciszej, jak tylko mógł. Starał się przy tym, nie ukrywać swojej obecności, ale także nie być nachalny. Chyba mu się nie udało, bo chłopak wręcz sam podskoczył, jak go zauważył.

-Spokojnie- Peter podniósł ręce w geście pokoju- nic cie nie zrobię. 

-Tak wiem, po porostu...- Chłopak nie wydawał się do końca wierzyć, że to się dzieje naprawdę.- Ty jesteś Spider-man, tak? Ten z internetu?

-No w sumie racja. A ty jesteś...

-A tak... To znaczy, jestem Miles.- Chłopak niezręcznie się uśmiechnął. Zdawało się, ze stara się ukryć prawdziwe emocje, co na razie ledwo mu się udawało.

-Fajnie cię poznać. Nie możesz uwierzyć, ile mam do ciebie pytań. Skąd w ogóle masz moce? Od jakiego czasu je masz? Czy one są takie same, jak moje? Jest nas więcej...

-Poczekaj chwilę- przerwał mu Miles. Jeśli nadal starał się ukrywać emocje, to już mu to nie wychodziło. Dla pająka znów był tym przestraszonym dzieciakiem, przyklejonym do ściany bloku.- To ja mam mnóstwo pytań do ciebie! Nie wiem, co się dzieje! Musisz mi pomóc!

Peter przyjrzał się zdesperowanej twarzy chłopaka. Mógł mieć najwyżej jakieś trzynaście lat. Przy tym naprawdę wyglądał na przerażonego. Ta wiedza sprawiła, że Parker poczuł się głupio przez swój wcześniejszy natłok pytań. 

-Przepraszam.- W tym momencie bardziej niż zwykle, cieszył się, że ma na sobie maskę. Nie zniósłby, gdyby Miles teraz widział jego zażenowaną twarz.- Jasne, oczywiście, że ty masz prawo zacząć. Dawaj.

-Jak to powstrzymać?- zapytał od razu młody.

To pytanie zamurowało Petera. Sprawiło, że wrócił do czasów, kiedy to on sam szukał, jakiegoś sposobu, aby to wszystko odwrócić. I to były najstraszniejsze kilka dni w całym jego dotychczasowym życiu. Nie miał wtedy do dyspozycji żadnych zaawansowanych technologi, jednak wszystko, co sprawdził prowadziło do jednej odpowiedzi, która na pewno nie spodoba się Milesowi.

-Z tego co wiem, nie da się.- Miles spojrzał na niego szczerze zrozpaczony.- Ale mogę pomóc ci z tym żyć- dodał szybko Peter.

-W jakim sensie? Co też mam zacząć się, ubierać w lateks i łamać kieszonkowców?- Spojrzał na niego lekceważąco.

 -Jeśli nie chcesz to nie. Mógłbym ci pomóc z tym, że najpewniej się do wszystkiego przyklejasz.- Słysząc to, Miles się zaciekawił.- Jak ogarnąć to dziwne uczucie, które jakby dzwoni ci w głowie, kiedy coś się zaraz wydarzy. Znam nawet kilka sposobów, jak kontrolować siłę. 

-A pajęczyna?- wtrącił się chłopak.- Mam się martwić, że w jakimś momencie zacznie mi wypływać jakichś śluz z nadgarstków lub gorzej?

-A to...- Peter zerknął na swoje nadgarstki. "Ludzie naprawdę myślą, że ona wypływa ze mnie?" zdołał pomyśleć, po czym skupił się na uspokojeniu Milesa.- Nie musisz się tym martwić. To sieciowody- podniósł rękę- i sam je zrobiłem.

-Zrobiłeś co?- Miles przyjrzał się uważnie tej części kostiumu. Wyglądał, jakby nie wiedział, na co konkretnie miał patrzeć i wtedy do Petera dotarło, że prawie cały mechanizm jest wbudowany w strój.

-Tak, ale poczekaj sekundę.- Podszedł do ściany i na nią wszedł, po czym zaczął się wpinać do miejsca, gdzie zostawił plecak.- Powinienem mieć same seciowody w plecaku.- Doszedł do drabinki i zaczął szukać urządzeń w piórniku.- Zawsze je noszę.- Spojrzał na dół. Miles patrzył się na niego z otwartą buzią.- Tak na wszelki wypadek.- Wreszcie je znalazł i znów zeskoczył na ziemię.- Masz.- Wyciągnął rękę z sieciowodami do Milesa. 

Chłopak się wahał. Wyglądał, jakby nie był pewien, czy bransolety nagle nie ożyją i rzucą się na niego. Jednak pomimo to wziął je od Petera. 

-Jak one działają?- zapytał, obracając w dłoniach sieciowody.

-Zakładasz je na nadgarstki- Miles dokładnie to zrobił- i obracasz ten odstający kawałek tak, aby przylegał do wnętrza dłoni.- Znów chłopak wykonał polecenie. Widząc własny wynalazek na nadgarstkach chłopaka, Peter mógł sobie uświadomić, jak wielki i nie wygodne były jego dzieła. Jeszcze bardziej był przy tym wdzięczny za strój od pana Starka.- Na dłoni masz spust. Ja naciskam go dwoma palcami, a resztą mierzę do celu.- Tym razem to Peter zaprezentował, o co mu chodziło.- I ta dam.- Sieć trafiła w ścianę bloku i się przykleiła tuż nad śmietnikiem.- Nic trudnego.  

-Może dla ciebie- mruknął pod nosem Miles. Przy tym przyglądał się to sieci przyklejonej do ściany, to sieciowód. 

-Chcesz spróbować?- To był najlepszy sposób, by pokazać młodemu, że coś nie jest trudne. Nauczyć go w praktyce. 

-Tak- odpowiedział od razu tamten. Brzmiał przy tym na o wiele młodszego i bardziej dziecięcego. Zupełnie, jakby właśnie dostał zabawkę i zapytano go, czy chce się nią pobawić. 

-To wyciągnij prosto rękę. Niech cel będzie pomiędzy wskazującym i małym palcem, i strzelaj. 

Uśmiechał się pod maską, kiedy Miles wystrzelił. Najpewniej nie trafił tam, gdzie chciał, jednak sieć przykleiła się także do ściany. 

-Wow- wydusił z siebie chłopak.- To jest super! 

*********

Teraz

-Wy naprawdę chcecie, to zrobić?- zapytał Loki, przyglądając się Peterowi i reszcie. 

Spider-menowie i Czarna Pantera stali na skraju dachu i przyglądali się magazynowi, w którym, według Milesa, znajdował się cały zapas nielegalnej broni. Wszystkie wejścia były pozamykane i najpewniej od środka pilnowali ich uzbrojeni strażnicy. Tak przynajmniej zakładali. 

-Ta- odpowiedziała cała trójka prawie jednocześnie. 

-Zabijecie się, jeśli tam wbijecie bez planu.- Słysząc to, Peter przewrócił oczami. 

-Miles? Masz jakichś pomysł?- Parker zerknął na chłopaka. Ten wyglądał, jakby był pochłonięty w rozmyślaniach i w ogóle nie słyszał, co do niego powiedział pająk. Shuri także się obróciła w stronę Moralesa i czekała. 

-Hmm...- Miles wyprostował się, po czym zobaczył Petera i podskoczył.- Sorry... Coś mówiłeś? 

-Mamy jakichś plan?- zapytała Shuri.

-Plan... To dobra rzecz.- Miles spojrzał na każdego z nich po kolei, po czym wreszcie powiedział- Ma ktoś, coś w rodzaju haczyka?

-Ja chyba mam- odezwała się księżniczka. Parker spojrzał na nią zaskoczony.- Peter, podaj mi kurtkę.

Chłopak ściągnął z ramion plecak i rzucił go dziewczynie. Tak właściwie nawet nie wiedział, kiedy wyszło, że to on nosił rzeczy Shuri, ale nie dyskutował. Może mogło to mieć związek, że prawie zapomniał zabrać plecaka z uliczki. 

Patrzył, jak dziewczyna wyciągnęła swoją kurtkę i zaczęła sprawdzać kieszenie. W pewnym momencie wyciągnęła z jednej małą kotwiczkę. Na ten widok chłopak wytrzeszczył oczy.

-Mam nadzieję, że wystarczy.- Podała ją Milesowi.

-Dlaczego masz kotwiczkę w kieszeni?- zapytał pierwszy Spider-man, kiedy księżniczka zaczęła wpychać kurtkę z powrotem do plecaka. 

-Bo się przydaje. Mam także żyłkę, pilnik, długopis, linijkę, kabel usb, skalpel, sreberko i taśmę klejącą.- Zapięła plecak i podała go z powrotem Peterowi. 

-Jak ci się to wszystko mieści? 

-Normalnie.- Wzruszyła ramionami. 

-Mam wiele pytań, do czego ci się przydają te rzeczy?- odezwał się Miles.

-Ja tam wszystko, oprócz linijki, rozumiem- stwierdził Loki.- Po co ci linijka?

-Nie zapytasz o sreberko?- Morales spojrzał na niego.- Ani o skalpel?

-Ostre przedmioty są potrzebne ludziom.- Klasnął w dłonie.- Plan, bo was zwiążę i sam tam pójdę, skoro niby trzeba.

Peter przełknął ślinę. Wolał nie pytać, czym on ich zwiąże, ani jak mocno. Spojrzał więc, przy tym zauważył, że Shuri robi to samo, na Milesa. 

-To... Tam jest właz.- Morales wskazał na dach magazynu.- To pójdziemy tam i wejdziemy przez ten właz do środka i zajmiemy się ludźmi.- Spojrzał na resztę.- Jakieś pytania?

-Tak- powiedział Peter.- Po co ci kotwiczka?- Reszta była w miarę  zrozumiała i sensowna. Ba nawet sam, by tak zrobił. Chociaż on bardziej okrążyłby magazyn, szukając innych okien, aby nie wpaść prosto na uzbrojonych ludzi. Jednak się nie odezwał. To była misja Milesa i on teraz rządził. 

-Jeden z nich ostatnio mnie podobnie załatwił. Chciałbym się odwdzięczyć.

Przeskoczyli na dach magazynu. Peter zauważył, że Miles wykonywał takie same ruchy, co on. To go ucieszyło, chociaż nie do końca wiedział dlaczego. Zauważył kątem oka, że Loki praktycznie przeleciał nad ulicą. Rozejrzał się w poszukiwaniu Shuri. Był pewien, że skakała razem z nimi. Wreszcie zauważył, dwie ręce trzymające się krańca dachu. 

Ruszył w ich stronę, ale Miles go prześcignął. Pierwszy złapał rękę i pomógł wciągnąć dziewczynę na dach. 

-Cała jesteś?- zapytał ją nowszy Spider-man. 

-Tak...- Księżniczka spuściła wzrok.- Jeszcze nigdy nie skakałam z dachu na dach. 

-To, jak na pierwszy raz, dobrze ci poszło. Ja, kiedy skakałem, nawet nie doskoczyłem do krawędzi drugiego- pocieszył ją Morales. Razem podeszli do włazu. Miles wypuścił trochę sieci i przywiązał jeden jej koniec do kotwiczki i resztę przewiązał przez ramię. Spojrzał na wszystkich i zapytał, z niepewnością w głosie.- Robimy to?

-Tak- powiedziała z pewnością Shuri. Przykucnęła i zaczęła majstrować przy włazie. Peter jedynie kiwnął głową, Miał nadzieję, że wyszło zachęcająco. Nie słyszał, by Loki cokolwiek powiedział.

Księżniczka delikatnie uchyliła klapę i zajrzała do środka.

-Widzę przynajmniej dziesięciu. Jest też furgonetka...

-Broń?- zapytał Loki. 

-Cały bagażnik auta jest nią wyładowany. Do tego przy jednej ścianie stoi kilka stołów. Tam też jest mnóstwo karabinów. O weszła jeszcze dwójka. 

-Miles?- Peter spojrzał na chłopaka. Morales był cały spięty, jednak kiedy zobaczył, że Peter patrzy na niego, od razu złożył ręce na piersi i chyba starał się, wyglądać bardziej poważnie. Nie bardzo mu wyszło, ale Parker tego nie skomentował. Czuł, że sam często podobnie tak wyglądał.

-To- delikatnie się rozejrzał- wchodzimy. 

Shuri otworzyła na rozcież właz. Miles wskoczył pierwszy, Loki zaraz za nim podążył. Oczywiście od razu zaczęły się strzały. Peter już chciał iść w ich ślady, ale Shuri po powstrzymała. 

-Poczekaj może, aż odliczysz do dwudziestu, ok?- zapytała, ale nie czekając na odpowiedź, także wskoczyła do magazynu. 

Peter nie chciał czekać. Nie dopuszczano do do prawie żadnych misji i teraz był głodny adrenaliny. Nie pozwoli sobie teraz tego odebrać. Cofnął się kilka kroków, po czym z rozpędem wskoczył do środka. 

Od razu wpadł w sam środek walki. Ludzie strzelali, ktoś krzyknął, inny wysiał pod sufitem, zawieszony przez kotwiczkę wbitą w koszulkę. Nie zapinając o gościu, który dosłownie był wbity w ścianę. A on wylądował w samym środku powoli gasnącego starcia. Powoli. 

W głowie mu brzęczało za każdym razem, kiedy kula leciała w jego kierunku. Tylko dzięki temu udało mu się nie zostać trafionym. Przeskakiwał, robił uniki i starał się także atakować. Strzelił siecią w kilku gości. Jednemu zakleił twarz, a drugiego udało mu się przykleić jedną rękę do ciała. Kątem oka, zobaczył Lokiego, który dosłownie tańczył, robiąc uniki, przed gostkiem ubranym w żółtą kurtkę i starającego się uderzyć Gromowładnego metalową, świecącą rękawicą. Nie udawało mu się, kiedy tymczasem Loki w odpowiednich momentach atakował go sztyletem, bądź ciągle rzucanym młotek. 

Peter rozejrzał się, szukając kogoś do kogo mógłby się przyłączyć w walce. Loki odpadał. Pająk nie ogarniał jego tańca. Zobaczył Shuri. Podbiegł do niej i w połowie drogi wpadł na Milesa. 

-Łap!- zawołał do niego młodszy pająk, strzelając do niego siecią. Peter strzelił w nią swoją i obie się połączyły.- Może trochę kopnąć, ale wytrzymaj!- Peter nie wiedział, o czym mówił Miles. Zaraz po tym z rąk Moralesa przepłynęły niebieskie iskry elektryczności. Przeskoczyły przez złączenie na sieć Petera, po czym dotarły do Spider-mana. Czuł, kiedy prąd dotarł do niego, ale nie było to jakieś straszne. Nie wiedział, czy to przez to, że rękawice były zabezpieczone, czy przez jego moce, czy dlatego, że Miles sam to sprawił.- Biegniemy!- krzyknął Morales i Peter w ostatniej chwili załapał, że mówił to do niego. 

Ruszył przed siebie, kiedy sieć go pociągnęła. Biegli z dzielącą ich trzy metrową liną stworzoną z sieci, podpiętej do prądu, którego źródłem musiał być Miles. Łapali wszystkich stojących na ich drodze ludzi z bronią. 

-Mogę cię zapytać, skąd znasz Lokiego?!- zapytał Peter, przeskakując nad porzuconym karabinem z przyklejoną ceną. 

-Wpadaliśmy na siebie, kiedy jeszcze mieszkał w Nowym Jorku!

Shuri ich zauważyła i ściągnęła gości, z którymi sama się biła, na trasę pająków. W ostatniej chwili przeskoczyła nad siecią, robiąc przy tym salto. 

-Szpanujesz!- krzyknął do niej Peter. 

-Teraz!- Miles wypuścił swoją sieć i Parker zrobił dokładnie to samo. 

Dwa końce zawinęły się wokół złapanych ludzi i ich związały. 

Peter i Miles odwrócili się do siebie i przybili piątkę. 

-Co to było?- zapytała Shuri, podchodząc do nich.- To z tym prądem.

-Właśnie...- Parker spojrzał na nowszego Spider-mana. 

-Po prostu to umiem.- Wzruszył ramionami.- Potrafię jeszcze być niewidzialny.

-Żartujesz...- Wydłużył ostatnią sylabę, kiedy stający przed nim Miles, po prostu zniknął. 

-Super!- Księżniczka zaczęła tykać palcem w powietrze, gdzie przed chwilą stał chłopak. 

-Au!- jęknął pająk, po czym się znów pojawił.- Trafiłaś między żebra.- Zaczął się pocierać po boku. 

Wtedy jedne z drzwi magazynu z hukiem się otworzyły. Na progu stanęła dziewczyna, możliwie w wieku Petera (tym biologicznym, nie kalendarzowym), w niebieskim stroju przypominającego sukienkę z żółtym piorunem na środku. Wyglądało na to, że pod ta sukienką miała jeszcze czerwony kombinezon, ponieważ spod sukienki było widać czerwone rękawy i nogawki. Do tego dochodził jeszcze czerwony szalik, który aktualnie zasłaniał jej twarz. Dziewczyna szybko go poprawiła ręką ze złota bransoletą, jednak nie zdołała opanować rozwiane brązowe włosy, po czym Peter zauważył, że miała na twarzy wąską maskę, zasłaniającą oczy. 

-Pamiętasz, jak mówiłem ci, że Jersey, to nie mój teren?- Miles nachylił się do Petera. Chłopak wydał z siebie dźwięk, który miał oznaczać "tak".- Bo Jersey to jej teren. 

Dziewczyna wyglądała na wkurzoną, do momentu, kiedy przyjrzała się dwóm Spider-menom i Czarnej Panterze. Oczy jej się rozszerzyły i wydawało się, że chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie, żadnego słowa. Jedynie otwierała i zamykała usta i przypominała w tym trochę rybę. 

Wtedy do Petera podszedł Loki. Bawił się młotem i zupełnie nie zwracał uwagi, na stojącą w progu dziewczynę. 

-Leży tam wam złoczyńca kategorii C, jak nie D.- Spojrzał na związanych i nieprzytomny ludzi, lezących naokoło.- I ponad połowę z tych no-namów, też załatwiłem. 

-Hipster wiking- wydusiła z siebie wreszcie dziewczyna. Loki jęknął bezgłośnie i obrócił się w jej kierunku z czarującym uśmiechem. Peter zanotował, żeby tez się nauczyć, tak uśmiechać. 

-Hej, Ms Marvel, co u ciebie?

Ms Marvel nie odpowiedziała. Zamiast tego w oddali zabrzmiały syreny policyjne. 

-Shur, pendrive- rozkazał Loki. Księżniczka podała mu urządzenie, które nie wiadomo skąd wzięła.- Wy wszyscy na dach, teraz.- Sam podbiegł do komputera i zaczął tam pracować. 

Nikt, nawet nowa dziewczyna, się nie sprzeczał. 

-Nic nie wspominałaś wcześniej o pendrivie- stwierdził Miles, po czym wyskoczył przez właz.

-Bo pendrive to podstawa, o której nawet nie warto mówić.- Rozejrzała się, po czym spojrzała ku górze.- Pomożesz?- Z szybu wyleciała sieć i Shuri zaczęła się wspinać. 

Peter poczekał chwilę i ocenił, czym Ms Marvel będzie, potrzebowała pomocy z dostaniem się na dach. Raczej nie miała żadnego sprzętu, ani niczego, co mogłoby jej pomóc. 

-Podsadzić cię, czy coś?- zaproponował, kiedy dziewczyna stanęła pod włazem. 

-Co? Poradzę sobie... Dziękuję, ale... Ja potrafię... Dam radę...- Brzmiało to, jakby zmuszała się do wymawiania jakichkolwiek słów.

-Okej.- Wystrzelił sieć i wyskoczył. Kiedy już był na dachu, spojrzał przez właz w dół. Ms Marvel zdawała się, rosnąć. A dokładnie, nie rosła ona sama, ale jej nogi się wydłużały. Dzięki temu, zrobiła krok i stanęła koło Petera, jednocześnie się przy tym skurczając, tak, ze wróciła do normalnego wzrostu.- Wow. 

-Co?- Ms Marvel spojrzała na niego.- Ja wow? Ty jesteś pierwszym Spider-manem! Ty wow! Wróciłeś? Dlaczego w ogóle zniknąłeś? 

-To trudno wytłumaczyć.- Nie był pewien, czy można było jej powiedzieć prawdę. Nie znał jej. Nie chciał jednak jej kłamać. Bał się przy tym, że jego wymówka brzmiałaby zbyt głupio, że ona od razu przejrzałaby, że kłamie. Na szczęście na razie jej to wystarczyło.

-A ty jesteś drugim Spider-menem.- Zwróciła się do Milesa.- Aktualnym Spider-manem! Co ty właściwie tu robisz?- Przysunęła się i spojrzała na niego podejrzliwie.

-Handel bronią- wydusił z siebie nowszy Spider-men.- Sprzedawali ją u mnie...

-Hmm.- Odsunęła się od niego.- Także miałam zamiar śledzić ta furgonetkę... Następnym razem zadzwoń, czy coś.

-Nie mam twojego numeru. 

-A masz coś do zapisania?- Miles kiwnął głową i dziewczyna szybko podyktowała numer. Peter także go zapisał przy pomocy kostiumu.- Ma ktoś...

-Proszę.- Shuri podała jej długopis.

-Jak ty mogłaś mieć długopis w kostiumie?!- zapytał tym razem Peter. Księżniczka w odpowiedzi jedynie wzruszała ramionami. Tymczasem Miles dał swój numer dziewczynie, która zapisała go sobie na dłoni, po czym go oddała Shuri. 

-Dzięki...- W tym momencie dotarło do niej, kto jej pożyczył długopis. Od razu można było stwierdzić, że dziewczyna zaczęła mieć problemy z oddychaniem.- Ty jesteś Czarną Panterą! Jesteś w Avengers! 

-Tak. 

-Technicznie rzecz biorąc to ja też jestem w Avengers- wtrącił się Peter. Skoro ona już go widziała, to chciał, żeby wiedziała, że jest w Avengers. 

-Ja też jestem w Avengers. Nic wielkiego- powiedział Loki, który nagle pojawił się, za dziewczyną. Ona obróciła się i jedynie spojrzała na jego zbroję.- Mną też mogłabyś się zachwycić. 

-Nie dzięki, hipster wikingu- odparła tamta.- A więc tak wyglądasz w pełnej zbroi. 

-Przestań mnie tak nazywać. 

-Skąd wy się w ogóle znacie?- zapytała Shuri.

-Nasze spotkanie jest przykładem, dlaczego nie warto udzielać przysług rodzinie- mruknął Loki, po czym wychylił się lekko, żeby zobaczyć, co się dzieje na ulicy. Peter zrobił to samo. Radiowozy zatrzymały się przed magazynem, a za nimi stanęła furgonetka telewizyjna.- Dobra spadajmy stąd, zanim nas nagrają... O za późno.- Peter zobaczył, jak kamerzysta obraca się w ich stronę.- Chodź.- Loki złapał za ramię i pociągnął. 

Skakali przez dachy, dopóki nie znaleźli się tak daleko, że nie słyszeli syren policyjnych. Shuri od razu została w tyle, ale jak Peter się obracał, to zauważał, że coraz lepiej jej idzie. Wreszcie całą piątką zatrzymali się na dachu chyba jakiejś kawiarni. 

-Mam nadzieję, że już cię nie spotkam w moim mieście- powiedziała nowa dziewczyna do Lokiego.

-Ja też mam taką nadzieję, Ms Marvel- odparł Loki, po czym spojrzał na pozostałych.- Wracajmy...

-Czekaj- przerwała mu Shuri. Podeszła do dziewczyny i zapytała- Jesteś Ms Marvel? Jak Kapitan Marvel?

-Tak.- Dziewczyn się zarumieniła i spuściła wzrok. 

-Kapitan Marvel?- zapytał Peter. Shuri kiwnęła głową, a nowa podniosła wzrok.- Kto to Kapitan Marvel.- Ms Marvel spojrzała na niego, jakby właśnie się przyznał, że jest jednorożcem.

-Jak ty możesz...- zaczęła księżniczka, po czym westchnęła.- Czasami zapominam, że ominęły cię ostatnie lata.- Obróciła się do nowej.- Wybacz mu. Ciągle nadrabia ostatnie kilka lat. 

-Co?- Dziewczyna spojrzała na resztę, szukając najpewniej jakiegoś wyjaśnienia. Loki widowiskowo przewracał oczami, kiedy Miles unikał jej spojrzenia, patrząc w niebo.

-To...- Peter zwrócił się do Shuri.- Kto to Kapitan Marvel. 

-Jakichś czas temu wyciekły do sieci różne zdjęcia. Wszystkie pokazywały dziwne rzeczy. Wiesz typu Atlantyda, magiczne portale i czarodzieje ubrani, jak Strange... Ba nawet trafiło się zdjęcie statku z Wakandy, sprzed kilku lat, kiedy z bratem polecieliśmy do Disneylandu. Wśród nich były także zdjęcia takiej kobiety, która potrafi latać, strzelać mocą i w ogóle moc wręcz z niej promieniowała. Jej zdjęcia były oryginalnie w folderze o nazwie"Kapitan Marvel w akcji". A wiesz jaki jest internet. 

-A konkretnie- odezwał się Loki- to było dwa lata temu i to Natasza wypuściła zdjęcia z tajnych akt, wszystkie są prawdziwe, jakby ktoś się zastanawiał, żeby wprowadzić zamieszanie, kiedy wysyłała nam ciekawe rzeczy na temat T.A.R.C.Z.Y. Wiecie typu kod do sterowania Zimowym Żołnierzem, albo, że T.A.R.C.Z.A. to tak naprawdę Hydra w przebraniu. Wszystko jasne? Możemy już iść? powietrze z Jersey mi nie służy.- Tym razem to Ms Marvel przewróciła oczami. 

Peter słyszał coś w jego tonie. To nie było tylko zniecierpliwienie, które dało się usłyszeć przez cały jego wywód. To coś pojawiło się na początku, kiedy wspominał o Czarnej Wdowie.

-Skoro się upierasz, to chodźmy.- Shuri podeszła do Lokiego, ale jeszcze obróciła się do Ms Marvel.- W bazie bywa nudno. Będę do ciebie dzwoniła.

-Okej- odparła tamta, a Shuri pokazała jej kciuki do góry. 

-Peter chodź- pogonił pająka Loki.

-Ale...

-Mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia, pamiętasz?-Peter przełknął ślinę. Oczywiście, sprawa przez którą przyjechali do Nowego Jorku. 

-Pa- pożegnał się z Ms Marvel i miał nadzieję, że nie brzmiał na przerażonego. 

*********

-Może jednak...- zaczął Peter. Stał przed drzwiami do mieszkania, w który dawniej był jego domem. Teraz mieszkała tam tylko May. Zachowywał wszelkie środki ostrożności, żeby nikt go nie poznał. Miał założony kaptur z bluzy.

-Nie- przerwał mu Loki. Uparł się, że będzie pilnował chłopaka i szczerze to nawet mu nie przeszkadzało. On się w ogóle nie ukrywał. 

-Ona może nie być gotowa...- Może pamięta, że złamał obietnice, że zawsze będą razem?

-Stark powiedział jej, że jesteś Spider-menem. Do tego byłeś w telewizji, nie zaprzeczaj, widziałeś w wystawach sklepowych. Nagrali nas wszystkich. Nie sądzisz, że należą się jej jakieś wyjaśnienia, jeśli zobaczy człowieka, o takim samym wzroście i wadze, w przebraniu jej martwego bratanka w telewizji? 

-Tak, ale...- Co jeśli zobaczy go i zauważy, że tu nie pasuje i go wyrzuci?

-Za późno.- Loki nacisnął dzwonek, zanim Peter go powstrzymał. 

-Dlaczego to zrobiłeś?!- krzyknął szeptem, o ile coś takiego istnieje. 

-Skok na głęboką wodę. Tak Thor nauczył mnie pływać.- Znowu się uroczo uśmiechnął i złapał Petera za ramię. Zupełnie, jakby myślał, że chłopak chciałby uciec. Chociaż pająk sam nie wiedział, czy nie uciekłby. 

-Może jej nie ma w domu?- zapytał z nadzieją w głosie. 

-I zapeszyłeś- powiedział Loki ciągle z tym cholernym uśmiechem. 

Właśnie wtedy Peter usłyszał jakichś dźwięk dobiegający zza drzwi. Sekundę drzwi stanęły otworem. Z wnętrza przedpokoju patrzyła na niego May. oczy miała zaczerwienione, a na policzkach powoli zasychały łzy. Zasłoniła jedną ręką usta, kiedy drugą ciągle trzymała na klamce. Wyglądała tak samo, jak kiedy ją ostatnio widział.

-Ciociu.- Nie mógł się powstrzymać, głos mu się załamał i pozwolił, by łzy popłynęły. 

-Peter- wydusiła z siebie, po czym podbiegła do niego i go przytuliła. 

Do tej pory Peter nie był tak dokładnie świadomy, jak bardzo tęsknił za jej przytulanie, za nią. Kiedy trzymała go w objęciach, czuł się znowu, jak wtedy, kiedy był dzieckiem, a cały świat był prostszy. Nie obchodziło go, że płakała, że sam płakał. Wszystko było idealnie i nie chciał jej puszczać. 

Wtedy poczuł lekkie popychanie w stronę mieszkania.

-Lepiej nie robić scen na korytarzach- powiedział cicho Loki. Wprowadził ich, ciągle przytulających się, do przedpokoju i zamknął drzwi. Peterowi to nie przeszkadzało. Nic nie sprawiało mu kłopotu, kiedy był w uścisku May.- Zrobię wam herbaty. 

Słuchał bicia jej serce i czuł, że mógłby zasnąć na stojąco w jej objęciach. Był jednak w tym wszystkim mały problem. Nie wiedział, jak przestać płakać. 

-Szzzz. Wszystko jest dobrze Peter. Wszystko jest dobrze. Szzzz....- W pewnym momencie May zaczęła mówić. Chłopak nie mógł uwierzyć, jaki ona miała spokojny głos. Bał się tego, ale podniósł na nią wzrok. Patrzyła na niego i w jej spojrzeniu nie było niechęci, bądź zniesmaczenia, tylko sama miłość. 

-Tęskniłem za tobą.

-Ja za tobą też.- Uśmiechnęła się do niego, po czym na chwilę się zmartwiła.- Ale jak to możliwe? 

-Wiesz... Loki ci to lepiej wytłumaczy.- Pociągnął ją do kuchni.

-Loki?- zapytała, po czym stanęła na progu kuchni, w której nordycki bóg opierał się o szafkę, czekając najpewniej, aż czajnik zagotuje wodę. To był szczerze dziwny widok.- Ty jesteś Loki?

-Do usług pani Parker.- Gromowładny uśmiechnął się do niej . 

May spojrzała na Peter z niepokojem. 

-On jest dobry ciociu.- Uścisnął jej rękę mocniej.- Przywiózł mnie do ciebie. 

-Właśnie...- May puściła jego dłoń. Peter z trudem się powstrzymał, żeby nie złapać jej z powrotem.- Jak to możliwe? To było cztery lata temu, a Peter wygląda, jakby to było wczoraj. W jaki sposób on w ogóle...- "Żyje" nie padło, ale Peter mimo wszystko to usłyszał.- Jeśli to twoja jakaś sztuczka...- Zabolało go to. Wiedział, że ciocia mogła nie dowierzać w to, co widzi i wątpić, ale podejrzenie, że jest on jedynie jedną z iluzji Lokiego, zabolało.- Nie daruję. 

-Proszę się uspokoić. Peter tu naprawdę jest i to ten sam.- Czajnik zagwizdał i Loki nalał wodę do kilku kubków, po czym podał jeden May. Kobieta niepewnie go przyjęła.

-Jak to możliwe? Czy wtedy... To była prawda, czy tylko jakaś gra?

-To wszystko było prawdziwe. Jednak jakichś czas temu Doktor Strange...

-On jest czarodziejem- wtrącił Peter.

-Sprowadził Petera z powrotem.- Podał jeden kubek także Peterowi.- Proszę nie pytać jak. Sam tego nie wiem. 

-Kilka miesięcy temu?

-Tak. Od tamtej pory Peter siedział w bazie Avengers i stał się członkiem zespołu. 

-Chcesz mi powiedzieć, że Stark miał mojego Petera i nawet nie raczył zadzwonić i mi cokolwiek powiedzieć?!- Z każdym kolejnym słowem podnosiła ton głosu.- Kto w ogóle im pozwolił, na robienie cokolwiek z moim Peterem?!

Pająk zaczął ciężko oddychać. Czyli jednak zauważyła, że tu nie pasuje. Że jest to w brew naturze. Że powinien zostać martwy. zacisnął dłoń mocniej na kubku z herbatą.

-Strange sam podjął decyzję i nie raczył się z nią podzielić. Sam najpewniej nie miałbym prawa głosu. Traktują mnie, jak dziecko. Co do Starka... Zrobił to najpewniej, by chronić Petera. Osoba, która go wcześniej zabiła ma za sobą potężne siły i chłopak nie mógłby teraz wrócić w pełni do pani. 

-Chcesz powiedzieć, ze zabierzesz go ode mnie?!

-Niestety, tak.- Spuścił wzrok.- Dam herbatę Shuri i Milesowi.- Wziął dwa kubki i ruszył do okna, za którym była drabina przeciw pożarowa. Czarna Pantera i drugi Spider-man siedzieli razem na dachu. 

May wyglądał, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Obróciła się w stronę Petera i od razu jakikolwiek gniew zniknął z jej twarzy. 

-Peter- podeszła do niego- coś się dzieje?

-Nie chcesz mnie?- Nie potrafił się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Ono po prostu mu uciekło. 

-Jak możesz o to pytać? Oczywiście, że chcę. Tylko oni cię znowu zabiorą. Teraz, kiedy dopiero co cię odzyskałam.- Pocałowała go w czoło.- Nie chcę cię stracić. 

-Pan Stark jest naprawdę dobry. Uczy mnie fizyki i matmy. Pilnuje i to naprawdę dokładnie, by nic mi się nie stało. Loki dosłownie musiał mnie i Shuri, to Czarna Pantera i moja przyjaciółka, wykraść. Gdyby to było możliwe wcześniej, odwiedziłbym cię.- Spojrzał na nią.- Naprawdę chciałbym zostać. 

-Jesteś Avengerem- powiedziała i zabrzmiało to, jakby dopiero to do niej dotarło.- Zawsze chciałeś nim być.- Peter kiwnął głową.- Jak tam jest?

-Dostałem jeszcze inny kostium. Ćwiczę. Raz mnie zabrali na misję. Głównie jednak siedzę w bazie. 

May przyglądała mu się uważnie. 

Loki znowu wszedł do kuchni i kobieta się do niego obróciła. 

-Powiedz mi jedno.- W jej głosie już nie było gniewu. Stanęła tak, że zasłaniała Petera na tyle, ile tylko mogła.- Czy mój Peter, jest bezpieczny?

-Jest skarbem Starka- odpowiedział Loki. Patrzył przy tym prosto w May. Peter słuchał uważnie, bo nie do końca wierzył w to, co słyszy.- Tony prędzej da się sam zabić, niż pozwoli, by cokolwiek stało się Peterowi. Tak samo ja. nigdy nie będzie do końca bezpieczny. Taka praca. Jednak robimy wszystko, by nic mu się nie stało. 

May spojrzała na Petera i Przytuła go do siebie, po czym znów zwróciła się do Lokiego. Nic tym razem nie powiedziała. Jedynie kiwnęła głową.

💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Rok 2020 jest dosłownie, jak gra w Jumanji. Wchodzimy na level 9 i odblokowaliśmy miejsce zwane szkołą. Jedyne, co mogę powiedzieć to powodzenia. 

Na levelu 8 jednak straciliśmy kogoś. Straciliśmy króla. 

Chadwick na zawsze będziesz w naszych sercach.

Wakanda Forever!

Nie potrafię inaczej tego powiedzieć. Byłeś najlepszą Czarną Panterą i cudownym aktorem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top