Peter Parker

Od dziecka przyglądał się pociągom. Siedząc na dachu swojego bloku, mógł dostrzec miejsce, gdzie metro wyjeżdża z podziemi. Kiedy był mały, wraz z Benem chodzili na dach i liczyli samochody, motory i wszystko, co tylko jeździło. Siedząc teraz w laboratorium w Wakandzie i wpatrując się w te super zaawansowane pociągi, Peter czuł się zupełnie, jak dawniej, pomimo tego, że nic nie było już takie samo. Był na innym kontynencie w laboratorium super zaawansowanego kraju i patrzył na pociągi przewożące świeżo wydobyte vibranium. Wujek już od dawna nie żył. On od dawna nie żył. Wszystko się zmieniło. Więc dlaczego on czuł się zupełnie tak samo?

-Niesamowite, co?- Peter aż się wzdrygnął, kiedy usłyszał głos. Obrócił się i zobaczył panią Hope. Po kilkugodzinnym śnie wyglądała o wiele lepiej niż w chwili przylotu. Kobieta przez chwilę stała bez słowa, a potem usiadła koło niego.- Aż mnie zastanawia, dlaczego Shuri stąd wyjechała. To istny raj na ziemi.

-Tu jest pięknie- odpowiedział Peter, tak naprawdę dlatego, że chciał jedynie coś dodać, a nie wiedział, jak inaczej ubrać w słowa to, co odczuwał w tej kwestii.- Potrzebuje pani w czymś mojej pomocy?- Zerknął na stół pokryty już skończoną robotą. Czuł się źle ze świadomością, że pani Hope prawie całkowicie sama pracowała przez cały ten czas. W głębi jednak słyszał jakiś głos, który mówił mu, że nie ma żadnego powodu, aby czuć wyrzuty sumienia w tej sprawie. Pani Hope przecież sama go odsuwała od pracy i najwyżej rzucała mu jakieś mniej ważne elementy, aby tylko go czymś zająć. Peter walczył z sobą, czy przyznać rację temu głosowi, czy nie. Nie osiągnąwszy żadnego sensownego wyniku w tej potyczce, nie powiedział nic więcej na ten temat.

-Nie, dzięki Peter, wszystko już zrobione- odparła pani Hope, ze wzrokiem wbitym w szybę. Zdawała się pochłonięta myślami, jednak w pewnym momencie zdawała się wybita z rozmyślań. Spojrzała na chłopaka i dodała tonem, który wręcz można go określić przepraszającym- Pomogłeś tyle, ile tylko mogłeś Peter, ale- westchnęła- wychodzi na to, że cierpię na to, co ma mój ojciec. Nie da się wyrwać pracy z rąk. Przepraszam, jeśli poczułeś się odsunięty.

Peter przez chwilę przerabiał to, co pani Hope mu właśnie powiedziała. Nie wiedział konkretnie, jaka relacja łączyła kobietę i jej ojca, ale czuł napięcie, jakie wiązało się z przełamaniem się i przyznaniem podobieństwa pomiędzy rodzicem a córką.

-Nie ma problemu- wyrzucił z siebie, czując, że przedłużające się milczenie zaczynało im ciążyć.

Po wypowiedzeniu tych słów chłopak zrozumiał, że temat został zamknięty i zostawił po sobie coś nieprzyjemnego, związanego z samym wspomnieniem doktora Pyma. Hope znów zdawała się pochłonięta myślami, ale tym razem zdawała się o wiele smutniejsza i może wręcz zawiedziona. Parker nie mógł dłużej tego znieść i musiał zmienić temat na coś lekkiego i w ogóle niezwiązanego z przeszłością kobiety. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł ciągle śpiącego Lokiego. Nordycki bóg rozłożył się w chyba najzimniejszym kącie laboratorium i zasnął, jak tylko Shuri wyszła.

-Myślisz, że z nim wszystko dobrze?- zapytał, po czym zrozumiał, że może właśnie przeskoczył z jednego ciężkiego tematu na inny. Ze strachem zaczął łączyć wszystko, co wiedział o Lokim i naprawdę nie podobało mu się to, co wyszło. On był przecież Jotunem, członkiem rasy, która lubi zimno, a oni byli teraz w Afryce i Loki prawie cały czas spał.

-Nie wiem- odparła pani Hope i Peter zauważył, że ona mogła dojść do tego samego odkrycia, co on.- Obudźmy go.

Podeszli do niego bardzo ostrożnie, nie wiedząc tak naprawdę dlaczego. Kiedy Peter już miał zamiar potrząsnąć Lokim, pani Hope go powstrzymała, po czym go lekko odsunęła. Sama podeszła do śpiącego i zaczęła delikatnie nim potrząsać. Kiedy jednak Loki zaczął okazywać jakiekolwiek oznaki, że już nie śpi, odskoczyła od niego najdalej, jak tylko mogła.

Peter posłał jej pytające spojrzenie, kiedy go jeszcze trochę odsunęła.

-Tony mówił, że nie kontroluje starych nawyków, kiedy się go budzi- odpowiedziała kobieta szeptem. Parker chciał zapytać, o te „stare nawyki", ale całą jego uwagę pochłonął rozciągający się Loki. Wyglądał ciągle na zmęczonego, chociaż przespał większość dnia, jednak poza tym wyglądał dość zwyczajnie.

-Coś się stało?- Loki spojrzał w ich stronę, po czym ziewnął, zakrywając ręką usta.- Chcą nas aresztować? Peter coś rozwalił?

-Ej!

-Mówię tylko najbardziej prawdopodobne możliwości.- Zaczął masować się po karku.- Mam w czymś pomóc? Jeśli gadałem przez sen, to zapomnijcie o tym.

Peter chciał coś powiedzieć na temat tego, że Loki uważał, że bardziej prawdopodobne byłoby to, że pająk coś zniszczył, niż to, że on miałby w czymś pomóc. Pani Hope go jednak uprzedziła.

-Nic złego się nie dzieje i nawet nie musisz nic robić. Wszystko już zrobiliśmy za ciebie...

-To, czemu mnie obudziliście?

Pani Hope i Peter wymienili między sobą spojrzenia. Żadne z nich nie wiedziało, jak powiedzieć Lokiemu, że martwili się o jego stan zdrowia związany z jego rasą. Chłopak wiedział z opowieści, że to naprawdę drażliwy temat, a on nie chciał starszego chłopaka urazić. Bał się, że przez to Loki odsunie się od niego jeszcze bardziej, a Peter nie chciał stracić teraz przyjaciela. Nie mógł stracić teraz przyjaciela.

-Rozumiem...- Z zamyślenia wyrwał go głos Lokiego.- Boicie się, że coś mi jest, bo jest na dworze gorąco, a ja jestem Jotunem, tak?- Przyjrzał się uważnie najpierw Peterowi, potem pani Hope. Parker nie mógł znieść jego spojrzenia i odwrócił wzrok.- Nic mi nie jest. Mam wodę- skinął głową na szklankę.- Mam swój kąt. A na dworze nie jest aż tak gorąco. Musiałbym wylądować na Saharze, żebyście musieli się martwić. Skoro to już mamy wyjaśnione- wziął łyka ze szklanki- to ja wrócę do spania.

-Tony opowiadał mi, że rzeczy mają się inaczej- odparła pani Hope, kiedy Loki próbował się wygodnie rozłożyć. Peter spojrzał na to na nią, to na Lokiego. Nie wiedział, o czym mówiła Wasp, co mu się naprawdę nie podobało. Świadomość tego, że coś ważnego się działo, kiedy on... Kiedy go nie było, sprawiała, że czuł, że jeszcze bardziej nie pasuje.

-Stark lubi wyolbrzymiać.- Loki odparł.- A to było półtora roku temu, a podczas tamtego lata płonienie Muspelheimu musiały odwiedzić Midgard. Nie ma żadnego innego wytłumaczenia.

-To było po prostu upalne la...

-Ja śpię!

Pani Hope jeszcze coś mówiła, a Loki wydawał z siebie jakieś jęczenia, jednak Peter, który nie miał możliwości uczestniczyć w rozmowie, zaczął się wycofywać. Chciał pogrzebać w laboratorium i zobaczyć, jakie niesamowite rzeczy tu jeszcze są. Gdy się obrócił, odkrył jednak, że jego plany się nie ziszczą. Na samym środku pomieszczenia stała kobieta, która przyszła wcześniej ostrzec Shuri przed tym, że jej mama przyszła ze strojem koronacyjnym. Miała chyba na imię Okoye i była generałem.

-Dobry- wydusił z siebie Peter, kiedy uświadomił sobie, że gapił się na nią od dobrej minuty. Jego głos musiał zwrócić uwagę reszty, bo pani Hope zapytała:

-Coś się stało?

-Nie musicie się niczym martwić- odpowiedziała wojowniczka. Miała poważny ton, jednak słychać było w jej głosie nutkę radości, którą starała się ukryć.- Księżniczka prosiła, by was zaprowadzić do pałacu.

-Czyli nici ze spania- jęknął Loki.

-Jeśli księżniczka cię dopadnie, nie liczyłabym na to- stwierdziła pani Okoye.

*********

-Jesteście!- zawołała Shuri na ich widok. Ciągle była ubrana w oficjalny strój.- Okoye mam nadzieje, że Loki nie sprawiał kłopotów?

-Dlaczego, zawsze chodzi o mnie?- Loki spojrzał na Petera, który jedynie wzruszył ramionami.

-Jedynie ciągle ziewał- odparła generał.

-Nie wiem, jak bardzo mam ci dziękować.

-Księżniczka wręcz nie może dziękować.

-Okoye...- Shuri spojrzała na nią błagalnie, po czym westchnęła.- Generale możesz odjeść do swojego oddziału.- Pani Okoye skrzyżowała ręce w X i spuściła głowę, po czym odeszła. Shuri, patrzyła, aż wojowniczka zniknęła wśród innych kobiet z dzidami.- Jak ja nienawidzę tego.

-Czego?- Peter nie zdołał się powstrzymać i zapytał.

-Całego tego oficjalnego zachowania.- Shuri obróciła się w jego stronę.- Czasami jest spoko i można się pośmiać, ale potem nagle trzeba znowu do tego wracać. A wtedy znowu wszyscy nazywają mnie księżniczką i w ogóle. Sam byłeś przy tym. Nawet dziękować normalnie nie mogę, bo...

-Bo okazuje się wtedy brak wiary we własny status- dokończył za nią Loki.

-Dokładnie!- Shuri wskazała na Lokiego.

Peter spojrzał na tę dwójkę i poczuł, jak bardzo od nich odstaje. Oni mogli mieć wiele wspólnych tematów. Peter tymczasem był niczym piąte koło u wozu wśród nich. Mógł jedynie, kiwać głową bądź zadawać pytania, jeśli zaczną rozmawiać o denerwujących zwyczajach w rodzinach królewskich, starszych braciach, czy nawet o kulturze. A skoro nie pasował do nich, osób wiekowo najbliżej niego, z którymi spędza całe dnie, to gdzie mógłby pasować? Jeśli Kapitan Ameryka po odmrożeniu czuł to samo, tylko o wiele mocniej, to Peter zaczął się zastanawiać, czy był to jeden z powodów, dlaczego skończył, tak jak skończył.

-Ale nie sprowadziłam was tutaj, by wam się żalić.- Shuri uśmiechnęła się w kierunku pani Hope.- Podejrzewam, że wszystko już skończone.- Wasp pokiwała lekko głową.- Więc możemy świętować. A mamy powód. Otóż teraz nie macie już zaszczytu rozmawiać z Shuri, księżniczką- skrzywiła się przy tym słowie- Wakandy, córki króla i królowej, ale z Shuri księżniczką Wakandy, siostrą króla.

-Naprawdę?! Super!- Peter przytulił Shuri i jednocześnie kamień spadł mu z serca. Wiedział przecież, jak bardzo dziewczyna się martwiła, czy je bratu się powiedzie. Pani Hope też pogratulowała i przytuliła księżniczkę, a Loki jedynie uśmiechnął się pod nosem.

-Mamy więc powód do świętowania- powiedziała Shuri, kiedy wreszcie przestała być tulona- a wy widzieliście jedynie kawałek Wakandy. Dlatego oficjalnie zapraszam was do świętowania! Jesteście pierwszymi ludźmi z zewnątrz, dlatego stanowicie pewną atrakcję.- Poprowadziła ich ścieżką przy pałacu.- W szczególności ty Hope.

-Ja?- Kobieta wskazał na siebie.- Jesteś pewna, że nie ten tutaj?- Tym razem pokazała na Lokiego, który wywrócił oczami.

-Właśnie nie. Chociaż fakt, że jest z innej planety, sprawia, że bardziej chcieliby go przebadać...- Peter spojrzał na nią nie tyle, że zdziwiony, ale także trochę przestraszony. Zerknął na Lokiego, jednak on wyglądał, jakby niczego nie słyszał.- Wiem Peter, ale ludzie tutaj nie są szalonymi naukowcami. Mogę cię o tym zapewnić.

-Gorsi niż ci goście z Hydry być, nie mogą- odezwał się Loki. Pozostała trójka spojrzała na niego pytająco i Peter ucieszył się, że nie jest jedyny, nie rozumiejący, o czym on mówi.- Raz mnie „złapali", w każdej chwili mogłem uciec, ale to była taka zabawa, że nie chciało mi się. Wmówiłem im, że jeśli zjem truskawki, będę mówił samą prawdę. To najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w moim życiu.

-Aha...- Przez chwilę Shuri jeszcze wyglądała na zdziwioną, po czym wróciła do tematu.- Hope ci fani to głównie ludzie z mojej poprzedniej klasy. Słyszeli o Ant-manie i w ogóle, ale bardziej ich zastanawiają skrzydła, aktywujące się przy skurczeniu i twoje unowocześnienia. Nie pytaj skąd wiedzą, po prostu wiedzą- dodała na widok miny pani Hope.- I możliwie, że porwą cię na chwilę dla siebie. Jesteśmy!

Wyszli do jakiegoś ogrodu, który po prostu niesamowity. Wszystkie drzewa zostały przyozdobione latarniami i to one stanowiły główne źródło światła. Oczywiście były tam postawione różne stoły s przekąskami, ale te zostały tak dopasowane, że sprawiały wrażenie, jakby były częścią natury. Wolne miejsca została chyba pozostawiona jako parkiet do tańca, bo w niektórych miejscach postawiono kolumny. Bądź przynajmniej rzeczy przypominające kolumny.

-Ige! Oluchi! Chike!- Zawołała Shuri do grupki nastolatków w jej wieku. Peter patrzył na nich, uświadamiając sobie, że są tak naprawdę dawniej byli jego rówieśnikami. Przy Shuri zapominał o wieku biologicznym, przez jej zachowanie, jednak tych jej znajomych nie znał, a wyglądali na prawie dorosłych. On tymczasem nadal był dzieciakiem.

Księżniczka podeszła do swoich znajomych i wszyscy wykonali ten sam gest, co wcześniej pani Okoye. Shuri machnęła na to ręką i zaczęła z nimi rozmawiać w innym języku. Peter najpierw był zaskoczony tym, jak dziewczyna pasuje do reszty, a potem poczuł, że jest obgadywany. Wreszcie odwróciła się i powiedział już po angielsku:

-Ludzie z Ameryki poznajcie ludzi z mojej klasy. Hope uważaj na Chike- wskazała na chłopaka, który miał na głowie coś w rodzaju irokeza z warkoczyków i który zrobił obrażoną minę- zagaduje ludzi nałogowo.

Pani Hope wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale zbyt szybko została przechwycona przez nastolatków.

-A wasza dwójka idzie ze mną.- Shuri z uśmiechem obróciła się do Petera i Lokiego.

Weszli przez wielkie otwarte na rozcież drzwi do środka pałacu. Jeśli na zewnątrz była część rozrywkowa imprezy, to w środku znajdowała się część oficjalna. Równo ułożone stoły z piękną zastawą zajmowały całą przestrzeń. Shuri prowadziła ich dalej. Chwilami mijali jakichś ludzi. Oni za każdym razem przystawali i wykonywali ten sam symbol w kierunku dziewczyny.

-Shuri?- Peter rozglądał się i starał się zapamiętać wszystko, co tylko zobaczył.- Gdzie nas prowadzisz?

-Chce wam pokazać tyle Wakandy, ile tylko będę mogła. Mamy całą noc. Teraz jednak musimy się śpieszyć, bo nie zdążymy, a muszę wam to pokazać.- Zerknęła przez ramię.- Lokuś nie zostawaj w tyle.

Peter obrócił się i dopiero zauważył, że Loki był dobre kilka metrów za nimi. Już chciał do niego podbiec, zapytać, czy wszystko na pewno dobrze, bądź nawet mu pomóc.

-Wszystko dobrze- powiedział Loki, po czym sam nadrobił dzielącą ich odległość kilkoma większymi krokami.- Peter nic mi nie jest, przestań się tak na mnie gapić. To gdzie konkretnie idziemy?

-Zaraz zobaczysz. Trzeba tylko wejść na szczyt.- Dziewczyna wskoczyła na pierwsze stopnie schodów.- Kto pierwszy na górze!- wykrzyknęła, po czym zaczęła biec.

Oczywiście była pierwsza, ale tylko dlatego, że Peter dał jej lekkie fory. Tak przynajmniej siebie zapewniał. Wybiegli na sporej wielkości balkon, z którego rozpościerał się wspaniały widok na miasto. Ku zaskoczeniu Petera, naprawdę mocno tutaj wiało, w porównaniu z tym, że na ziemi nic nie czuł.

-To, co jest warte mojego zmęczenia?- zapytał Loki, wreszcie zjawiający się u szczytu schodów.

-Najpiękniejsza rzecz w całej Wakandzie- odparła Shuri, po czym wskazała na zachód słońca. Peter powoli podszedł do barierki i się wychylił. Zachód słońca był zupełnie inny niż ten, do którego przywykł w Nowym Jorku. Zdawał się wolny. Zupełnie, jakby słońce miało więcej swobody, kiedy chowało się za górami, niż za blokami.- Tak przynajmniej zawsze powtarza mi tata.

-Ma rację.- Peter powiedział to, dopiero kiedy słońce wreszcie schowało się za górami. Zerknął na Lokiego i zobaczył, jak ten powoli podnosi głowę i zaczyna wpatrywać się w pojawiające się gwiazdy. Pająk zrobił to samo i po raz kolejny odebrało mu dech w piersiach. Nigdy w życiu nie widział tyle gwiazd na nocnym niebie. Były zupełnie, jak cekiny rozsypane na czarnej karce i ciągle ich przybywało.

-Tu jesteście.- Z zachwytu wyrwał go czyjś głos. Obrócił się i zobaczył stojącego przy schodach T'Challę. Miał na sobie oficjalnie wyglądający strój, jednak nie nosił żadnej korony.

-O już zmyłeś makijaż- odparła Shuri- i ubrałeś się. Szkoda, że go wcześniej nie widzieliście.

-Teraz udaje, że jest spokojna, a jeszcze przed chwilą się o mnie strasznie bała.- Stwierdził nowy król, uśmiechając się do Petera, który znowu nic nie rozumiał.- Rzucono mi wyzwanie- wytłumaczył T'Challa- i musiałem walczyć.

-Chciałbyś. Miałam przez cały czas pewność, że dasz radę- odparła Shuri.

-Mimo walki gratuluję udanej koronacji- odezwał się Loki, teraz opierając się o barierkę.

-J-ja też- wydusił z siebie Peter. Czuł się nieswojo, wiedząc, że jeszcze tego samego dnia aktualny król wyciągnął go ze stawu.

-To nic wielkiego.

-U mnie to coś wielkiego- wyszeptał Loki tak, że Peter ledwo to dosłyszał. Głośniej za to powiedział- Najważniejsze, że problemy były w miarę do ogarnięcia.

-Tak. Szkoda tylko, że ktoś podniósł rękę, kiedy pytano, czy rodzina pragnie mi rzucić wyzwanie.- T'Challa podszedł do siostry, która udawała niewiniątko.

-Chciałam tylko przyśpieszyć wszystko- powiedziała wreszcie.- Braciszku i wy ludzie, popatrzcie na to.- Przed ich oczami miasto się rozświetliło.- Simba, teraz to wszystko twoje. Zrób z tego jakichś użytek Simba.

-Shuri...

-Zamknij się Simba i ciesz się, że masz taką cudowną siostrę jak ja. Możesz się jednocześnie smucić, że będziesz musiał mnie oddać.

-Siostrę mam, ale czy cudowną, to nie wiem. Bardziej znośną. 

Peter nie mógł się powstrzymać i się zaśmiał. Miał przy tym tylko nadzieję, że nie wywołał żadnej wojny. Czuł się zupełnie jak wtedy, kiedy był jeszcze dzieckiem. Gdy świat był prostszy w jego mniemaniu.

*********

10 lat temu

-Widziałeś?! Przeleciał!- Zawołał dziesięcioletni Peter, wskazując na Avengers Tower. Nie było już śladu po lądującym tam przed chwilą Iron manie. Wraz z Nedem siedzieli na dachu jego bloku i od dobrej godziny czekali właśnie na to.

-Tak!- odkrzyknął siedzący koło niego Ned.- Ciekawe, skąd wraca.

-Najpewniej z jakiejś tajnej misji.

-Ratował świat... Przed gościem posiadającym obalić liderów światowych...

-Nuda!- Przerwał mu Ned.- Wymyśl coś innego.

-Ten gość miałby dziesięć pierścieni...- Peter zaczął wymyślać na szybko.- I każdy z tych pierścieni miałby inną moc.

-Robi się ciekawie- stwierdził Ned.- Jesteś pewien, że Iron man dałby sobie z nim radę sam? Nie wezwałby Avengers?

-Nie.- Peter był pewien swojej odpowiedzi. Tak naprawdę nie potrafił sobie wyobrazić, by jego ulubiony bohater potrzebowałby jakiegokolwiek wsparcia. W wyobraźni chłopaka to reszta drużyny dzwoniła do Iron mana z prośbą o pomoc, kiedy oni nie radzili sobie z przeciwnikami.- Dał sobie radę i teraz będzie reszcie o wszystkim opowiadać.

Przez chwilę między dwoma przyjaciółmi zapadła cisza. Obaj wpatrywali się w Avengers Tower. Słońce już zachodziło i zaczęło robić się zimniej.

-Ej, jak według ciebie, oni sobie tam żyją?- zapytał Peter.

-No normalnie. Tylko muszą codziennie ćwiczyć, że jak zostanie ogłoszony jakichś alarm, być zawsze gotowi- odparł Ned.- I sądzę, że cały czas muszą ściany naprawiać, po każdym pojawieniu się Hulka. I oczywiście przez latający wszędzie młot.

-Myślisz, że Kapitan śpi ze swoją tarczą?

-Tak na wszelki wypadek, jak bandzior wpadnie im do domu. Mógłby przecież odciąć im dostęp do zbrojowni.

-Prawda- Peter czuł się głupio, ze wcześniej o tym nie pomyślał.- Thora brat mógłby odwiedzić, czy jakichś duch...

-Naprawdę sądzisz, że tylko oni?- Ned spojrzał na niego zdziwiony.- Przecież na świecie jest mnóstwo złych ludzi.

-Tak, ale oni muszą mieć naprawdę dobre zabezpieczenia- wytłumaczył szybko Peter.- Zabezpieczenia takiego kalibru, że żaden człowiek, nawet z super mocami, nie dałby rady się tam dostać.- Westchnął. Naprawdę chciał zostać w przyszłości Avengerem i mieszkac z nimi w wieży. Był jednak w odpowiednim stopniu realistą, żeby wiedzieć, że coś takiego się nigdy nie wydarzy. Nikt jednak nie zabraniał mu marzyć, a właśnie wpadł na genialny pomysł.- Ej Ned, wyobraź sobie, że jesteś Avengerem. Będąc sobą, a nie Kapitanem, Thorem, czy Hulkiem.

-Dobra- Ned zamknął oczy.- Mam.

-Jakie masz moce?

-Potrafię zmieniać się w strumień energii i kontrolować całą elektronikę.- Otworzył oczy.- A ty, co byś umiał?

-Potrafiłbym latać, ale nie miałbym żadnej peleryny. Wiesz, jak to jest. A poza tym...- Nagle Peter napotkał ścianę. Podobała mu się wizja latania. Unoszenie się w powietrzu ponad ludźmi i osiąganie wielkich prędkości, było czymś niesamowitym. Wiedział jednak, że to nie wystarczyłoby, aby dostać się do zespołu. Musiał być kimś super.- Do tego...- Starał się ze wszystkich sił, ale nie potrafił wymyślić niczego fajnego. Na szczęście na ratunek przeszedł mu Ben.

-Hej chłopaki!- zawołał wujek, wchodząc po schodach pożarowych. W jednej ręce trzymał talerz pełen kanapek.- Zimno tu. Jak wy tu wytrzymujecie? Może pójść wam po koc, czy...

-Ben, ja ty byłem w trakcie wymyślania!- zawołał Peter. Nie mógł przecież pokazać Nedowi, że nie miał żadnego innego pomysłu na moc i tak naprawdę wujek go uratował przed zażenowaniem.

-Przepraszam- powiedział mężczyzna, podchodząc do nich.- May kazała mi jednak przynieść wam kanapki, bo na pewno zgłodnieliście, siedząc tu cały czas.- Postawił przed nimi talerz, po czym się rozejrzał.- Przeleciał już?

-Tak!- zawołali obaj chłopcy.

-Szkoda.- Ben obrócił się i spojrzał w inną stronę.- Peter, jedzie ten tramwaj z wymalowanymi oczami na boku!

-Naprawdę?- Chłopak od razu wstał i podszedł do wujka.- Myślałem, że już je wszystkie wymienili.

-A jednak ten się ostał.- Ben spojrzał to na bratanka, to na jego przyjaciela.- To ja wam pójdę po jakieś koce. Jakbyście chcieli więcej kanapek, May zrobiła ich całą masę i czekają w kuchni.- Podszedł do drabiny.- Oczywiście pod warunkiem, ze się załapiecie, zanim sam je zjem, bo zapowiada się, że May nie ma zamiaru żadnej kolacji dla mnie szykować.

Peter i Ned się zaśmiali, po czym wrócili razem do przyglądania się Avengers Tower, jedząc jednocześnie kanapki.

*********

Teraz

-Peter!- zawołał pan Stark, od razu łapiąc Petera w objęcia.- Przepraszam, że mnie nie było, jak wyjeżdżałeś. Jak było? Nic ci nie jest? Jadłeś coś? Ile spałeś?- Zadał jeszcze więcej pytań, ale chłopak już nie słuchał. Z doświadczenia wiedział, że wystarczy odpowiedzieć tylko na kilka pierwszych.

-Było naprawdę super. Naprawdę- dodał, widząc niewiarę w oczach mężczyzny.- Musiałbyś to zobaczyć. To miejsce jest niezwykłe. Pani Hope potwierdzi. Nic mi nie jest.- Pani Hope podczas drogi powrotnej powiedziała mu, że naprawdę nie powinien, wspominać o wpadnięciu do stawu.- Mieliśmy śniadanie w Wakandzie i też po drodze coś jedliśmy. A kiedy nie jedliśmy, spaliśmy.- Głównie Loki i Hope. On i Shuri byli zajęci tworzeniem nowej fryzury dla Lokesa.

-Naprawdę?- Pan Stark uniósł jedną brew, nadal nieprzekonany. Zaraz jednak jego uwagę przykuł Loki, właśnie wychodzący ze statku.

Iron man prawie parsknął śmiechem, a Peter z dumą patrzył na dwa warkocze, jakie wraz z Shuri zdołali zapleść, gdy starszy chłopak spał. Tak naprawdę pająk nie do końca był zachwycony ze swojego dzieła. Starał się zrobić go na tyle luźnego, żeby Loki się nie obudził. Teraz jednak zauważył, że był za luźny. Za to warkocz Shuri, mimo że wystawały z niego włosy i zaczynał się wyżej niż Petera, był o wiele mocniejszy. Zanotował, że będzie musiał się od niej nauczyć, jak dobrze zaplatać warkocze, jeśli w przyszłości będą chcieli to powtórzyć. Może jeszcze uda im się skołować na przyszłość wianek z kwiatów.

-Posłuchaj tego młody- wyszeptał do Parkera pan Stark. Odchrząknął i zaczął mówić profesjonalnym tonem.- Młody człowieku, jak się zachowywałeś na wyjeździe?

-Mówisz do mnie?- Loki spojrzał na niego i ziewnął.- Czy do swojego nowego syna?

-Adoptowałem, więc...- Peter otworzył usta i chciał już coś powiedzieć, tylko nie wiedział, co. Cóż znowu o czymś nie wiedział, bo go to ominęło.- Wstydu mi nie przyniosłeś?

-Podpaliłem laboratorium, wykradłem tajemnice rządowe, które mam zamiar sprzedać na czarnym rynku i dokonałem morderstwa członka rodziny królewskiej, co, jak tylko zostanie odkryte, wywoła wojnę. Zadowolony?

-Czyli, jak zwykle.- Ocenił pan Stark.

-Przepraszam, następnym razem wywołam zamach terrorystyczny- powiedział Loki skruszonym tonem.

-Mam nadzieję.- Przyciągnął Petera do siebie i podszedł do Lokiego, z którym zrobił to samo.- A teraz złapiemy dziewczyny i we czwórkę opowiecie mi, jak było. Słyszałem coś o super zaawansowanych pociągach, więc jestem zainteresowany. A przy okazji, masz cudowną fryzurę Loki. Powinieneś się tak częściej czesać.

-Co?- Loki ręką dotknął włosów, a Peter przełknął ślinę. Mina starszego od razu się zmieniła i spojrzał na Parkera. Naprawdę, ale to naprawdę nie był zadowolony. Chłopak aż zobaczył iskry w jego zielonych oczach. Pająk, nie panując nad tym, schował się bardziej za panem Starkiem, który stał na drodze Lokiego, gdyby ten chciał się rzucić na Petera.- Peter.- Loki dosłownie wywarczał jego imię.

-Żadnych bójek mi tutaj.- Parker poczuł, jak Iron man mocniej go przyciąga do siebie.- Zresztą macie mi sporo do opowiedzenia.

*********

-Jak to, ty masz fanklub?!- Pan Stark wręcz zadławił się wodą, która pił, kiedy usłyszał, co spotkało panią Hope w Wakandzie. Wasp z uśmiechem potwierdziła, na co mężczyzna spojrzał na Shuri i zapytał - Czy ja też mam u was fanklub?

-Raczej nie...- odparła księżniczka.- Na pewno nie masz żadnego, którego ja znam. Plus nikt z mojej klasy nie zrobił o tobie prezentacji, jak musieliśmy wybrać kogoś z innego kraju i o nim opowiedzieć. W większości wybierano polityków, czy dawnych wynalazców. Wiesz, kogoś ciekawego.

Wszyscy w pomieszczeniu albo wybuchli śmiechem na widok miny pana Starka, albo z zaskoczeniem odchylili się w fotelach, wydając z siebie bezdźwięczne „ooo". Peter wylądował gdzieś pośrodku, głównie dlatego, że siedział zaraz obok pana Starka i nie chciał tracić pierwszej linii obrony przed ciągle wkurzonym Lokim.

-Ale ja jestem ciekawy- odparł naburmuszony mężczyzna.- Prawda, że jestem ciekawy Pepper?

-Oczywiście- odparła kobieta, po czym spojrzała na zegarek.- Tony, muszę już jechać.

Odezwały się grupowe protesty, żeby pani Pepper nie wracała.

-Ludzie, ludzie...- Pan Stark wstał.- Ona chce się spełniać zawodowo, a nie tylko robić dla was wszystkich za mamę. Uszanujcie to.- Większość pokiwała głowami. Peter jednak poczuł się nie tyle, że dziwnie, ale jakby odczuwał, że teraz już nie będzie tak przyjemnie w bazie. Zupełnie, jakby jego nowy dom, bo tym właśnie była dla niego baza, był ciastem, ale teraz już nie miałoby wypełnienia.- Dobrze. A teraz dzieci powiedzcie wszyscy „do widzenia" mojej byłej dziewczynie.

Peter spojrzał przerażony na pana Starka i pani Pepper. Ta dwójka stanowiła coś, czego był zawsze pewien. Byli przez cały czas główną rzeczą, która się nie zmieniła. Stanowili zaczepy do jego poprzedniego życia. Nie mógł sobie wyobrazić, że ta dwójka nie byłaby razem, a teraz to się wydarzyło. A teraz ich związek wraz z nikłą nadzieją, że wszystko wróci do normy, zniknął. I to przerażało chłopaka.

W pewnym momencie przyszła mu do głowy myśl, że może oni już dawno zerwali. Mogli nie być razem już od lat, a tylko udawali. Chciał myśleć, że robili to dla niego, aby właśnie potrzebował czegoś znajomego, jednak do tej pory nie znalazł niczego w internecie, więc mogli grać przed całym światem. Z doświadczenia widział, że trwałe związku dobrze działają na sprzedaż firm, więc pan Stark i pani Pepper najpewniej udawali właśnie dlatego.

Cały ten pomysł poszedł do piachu, kiedy rozejrzał się i zauważył zdziwienie i niedowierzania na twarzach reszty, z wyjątkiem pana Strange'a. Czarodziej zdawał się wręcz znudzony, jakby czekał, kiedy to wszystko się już skończy. Czyli nie udawali i zerwali przez ten czas, kiedy pani Pepper była tutaj. A nikt tego nie zauważył.

-Tony...- Pani Pepper, spojrzała na Iron mana, uśmiechając się.- Mówiłam ci, żebyś nie mówił o tym, w ten sposób.

-Tak, wiem, ale spójrz na ich miny- odparł mężczyzna.

-Napraw to.

-Dobra...- Pan Stark westchnął.- Teraz możecie powiedzieć „do widzenia" mojej narzeczonej!- Wskazał z dumą na panią Pepper, która zasłoniła twarz dłonią.- Ja też nie mogłem uwierzyć, kiedy się zgodziła.

-Gratulacje!- wykrzyknął pan Scott, wstając z kanapy. Pani Hope już była przy pani Pepper. Cała reszta odetchnęła z ulgą.

Peter też chciał pogratulować, jednak kiedy już miał coś powiedzieć, zaczął kichać.

💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Hej!

Wakacje coraz bliżej. To jedyne, co wiem, bo w ogóle nie ogarniam, kiedy mam zakończenie roku szkolnego. W ogóle nie wiem, jak to będzie wyglądało. Stawiam, że będziemy biegać do sali, zabierać rzeczy i uciekać. I tak wszyscy, z wyjątkiem jednej dziewczyny z mojej klasy, która kaszle od dwóch miesięcy. Jej wyrzucą rzeczy przez okno, a ona będzie je łapała w siatkę na motyle. 

Taka jest moja wizja, a żaden nauczyciel jej nie zmienił, więc ją utrzymuje. 

Tak... A to jest mój kandydat na prezydenta.

To mam nadzieję, że się podobało i do następnego. 

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top