Peter Parker

Peter chciał znaleźć pana Starka i z nim porozmawiać, o jego lekcjach. A dokładnie o uświadomieniu jednego konkretnego człowieka, że został nauczycielem, bez swojej wiedzy.

Pod koniec pierwszej, tak naprawdę drugiej, ale o jego pierwszej nikt nie chce rozmawiać, misji mężczyzna wspomniał o jakiejś szkole dla chłopaka. Parker pomimo wiedzy, że szkoła jest pożyteczna i że trzeba się uczyć, nie chciał iść do żadnego liceum. Jego poprzednie było normalną szkołą, ale miało coś, czego nie będzie nigdy miało żadne inne. Tam byli jego przyjaciele, a on nie chciał iść gdzieś, gdzie będzie odczuwał tę mieszaninę strachu, stresu, smutku, bez nich.

Oczywiście otoczą go tam inny ludzie, ogólnie spełniający te same funkcje, co w jego liceum, ale to nigdy nie będzie to samo. Przecież taki nauczyciel, jak pan Harrington trafia się raz na milion. Żaden wkurzający dzieciak nie będzie Flashem. Ani jedna „dziwna" dziewczyna nie będzie tak zabawna, mądra i piękna jak MJ. A Neda... Neda po prostu nie dało się zastąpić.

Kiedy jednak pewnego, normalnego dnia Tony poprosił go, aby przyszedł do laboratorium, spodziewał się wtedy wszystkiego, naprawę wszystkiego, ale nie tego, co usłyszał.

-Peter, kiedy to... Kiedy zdarzył się wypadek- Iron man stanął przed nim i oparł się o stół- byłeś w środku roku szkolnego. Co za tym idzie, nie zdałeś matury. Dlatego teraz nie mogę... Nie możemy- zerknął na Pepper, siedzącą na stole koło niego- abyś zaprzepaścił możliwość, życia normalnie. Dlatego właśnie postanowiliśmy do nauki.

„Proszę, nie wysyłajcie mnie do liceum. Błagam, wszystko, tylko nie to" powtarzał w myślach te dwa zdania odkąd tylko Stark zaczął mówić.

-Zaczniesz od zaraz.- Peter spojrzał na niego z niezrozumieniem. Teraz już był gotowy, aby wyciągnąć ciężką broń i zacząć prosić na głos, robiąc przy tym oczy szczeniaczka.- Zamówiłem już jakieś książki, ale nie sądzę, że będziesz ich potrzebował. Głównie oprzemy się na zeszycie i holograficznym rzutniku, który posłuży nam do symulacji...

-Tony- przerwała mu pani Pepper- nie wytłumaczyłeś mu, w jaki sposób wróci do nauki.- Mówiła spokojnie, ale to nie pomogło Peterowi, który był zdolny jedynie do patrzenia się, z szeroko otwartymi oczami, na parę.

-Prawda.- Iron man zwrócił się z powrotem do chłopaka.- Chcę ci po prostu powiedzieć, że my będziemy cię uczyć. My, to znaczy ludzie z drużyny i Jarvis.-Podszedł do Petera i kontynuował już poważniejszym tonem, niż dotąd.- Wiem, że lepsze dla ciebie byłoby zmienienie nazwiska, posłanie cię do jakiegoś normalnego liceum, żebyś się integrował z rówieśnikami, a nie spędzał cały czas z nami, ale po prostu to jest zbyt niebezpieczne. Nie wiedziałem, co robić i wtedy Pepper wpadła na ten pomysł...- skinął głową w stronę kobiety.

-Tak zwal całą winę na mnie- wtrąciła się tamta. Peter nie wiedział dokładnie, kiedy wstała i do nich podeszła, ale teraz stała tuż obok.

-Że my moglibyśmy spróbować cię czegoś nauczyć. Skoro znamy się na paru sprawach- pan Stark dokończył, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co powiedziała pani Pepper.- To, co ty na to?

Peter nie wiedział, co powiedzieć. Jego najgorsze myśli się nie spełniły, a do tego miał być uczony przez możliwie najciekawszych, z wyjątkiem nauczycieli z Hogwartu, ludzi, jacy tylko mogliby mu się trafić. Czuł się zupełnie, jakby to był jakichś sen. Zaczął nawet wbijać sobie paznokcie w skórę dłoni, nie za mocno, byle tylko poczuć jakichś ból, aby się upewnić, że to jest jawa. Bolało, ale nawet pomimo tego dowodu, ciągle nie mógł w to wszystko uwierzyć.

Patrzył na pana Starka i panią Pepper, i wiedział, że oni oczekują od niego jakiejś reakcji. Nie chciał ich zawieść. Najpewniej nikt z osób, które będą go uczyły, nie chciał poświęcać swojego wolnego czasu na zajmowanie się nim, dlatego wypadało przynajmniej coś wydukać z siebie. Zaczął już w myślach układać jakieś marne podziękowania, ale kiedy już otwierał usta, żeby je wypowiedzieć, po prostu nie mógł.

Oni robili to wszystko dla niego. Do tej pory robili wszystko, żeby poczuł się jak najswobodniej. Dostał ekstra pokój, z takimi meblami, jakie tylko mu się zamarzyły. Nie miał w nim okien, ale zamiast tego dostał wielgachny telewizor, który potrafił emitować światło tak podobne do światła słonecznego, że kilka razy się już pomylił. Trenowali go i uczynili prawdziwym członkiem drużyny. Dostał nawet własne krzesło przy okrągłym stole! A teraz jeszcze to...

W tej jednej chwili uświadomił sobie, ile im zawdzięcza. Oraz fakt, że tak naprawdę nigdy nie zdoła się im odwdzięczyć. Tego wszystkiego po prostu było za dużo.

Zamknął usta, które chyba przez pewien czas miał otwarte. Chociaż nie był pewien, kiedy je właściwie otworzył. Przełknął ślinę i wreszcie zaczął dukać, coś, co w jakichś sposób przypominało zdanie.

-J-ja napr-naprawdę nie wiem, co powiedzieć.- Spojrzał na nich i się uśmiechnął, mając nadzieję, że jest to dziękczynny uśmiech, ale na pewno wyszedł jakichś krzywy. Peter po prostu to czuł.- Nie wiem, jak się odwdzięczyć.

-To nic takiego... Chociaż mógłbyś...- zaczął Iron man, ale przerwała mu Pepper.

-Tony- powiedziała z ostrzeżeniem w głosie, po czym zwróciła się w stronę Petera.- Po prostu się ucz i wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

-I tylko przy okazji mógłbyś mnie nie znienawidzić, za to, że będę cię uczył- dodał jeszcze pan Stark.

Na te słowa Parker otworzył szeroko oczy i uświadomił sobie, że jeszcze nie zadał ważnego pytania. Niestety był już na tyle rozluźniony, że zanim zdołał je ładnie opracować w myślach, wypowiedział je na głos.

-Kto właściwie mnie będzie uczył?

-No... Znam się trochę na fizyce, mechanice i matematyce- odpowiedział pan Stark, masując sobie ręką kark- więc pomyślałem sobie, że może spróbuję cię czegoś nauczyć. Jest jeszcze Strange. On ciągle, pomimo wszystko, jest lekarzem, któremu odebrano prawo do wykonywania zawodu i skończył medycynę. On ma biologię i chemię w małym palcu. Tylko jeżeli się zjawi naćpany, to od razu masz mi zgłaszać. Scott i Bucky zgłosili się na historię, czyli najpewniej będą odstawiali jakieś porąbane rzeczy, ale mam nadzieję, że to zadziała i może coś zapamiętasz.

-Najpewniej będą odstawiali jakieś parodie, które będą odstawiali parodię scen historycznych, żeby ci nie czytać wszystkiego, co jest w podręczniku- dopowiedziała pani Pepper.

-Powinno być zabawnie. Jest jeszcze hiszpański, ale twój nowy nauczyciel jeszcze nie wie, że został nauczycielem, bo poszedł na niezasłużone chorobowe i nie chce ruszyć dupy ze swojego pokoju. Trzeba będzie się nim zająć.- Przerwał na chwilę, po czym kontynuował. Wyglądał przy tym zupełnie, jakby odhaczał kolejne punkty na wyimaginowanej liście.- Resztą przedmiotów zajmie się Jarvis. Nie mamy jeszcze żadnego prowizorycznego planu lekcji, ale zaczniemy od dzisiaj, a konkretniej od zaraz. Tylko jeszcze muszę znaleźć jedną rzecz i będziemy mogli zaczynać...- Zaczął przeglądać szuflady i szafki w poszukiwaniu przedmiotu.

-Chce pan powiedzieć, że będzie mnie hiszpańskiego uczył Loki?-zapytał Peter i rozumiejąc, że od pochłoniętym poszukiwaniami Iron mana, nie otrzyma prędko odpowiedź. Zwrócił się więc do pani Pepper.- To jakichś żart?

-On uwielbia się przechwalać, że zna wszystkie języki świata, chociaż widziałam ostatnio, jak Shuri go zagięła. Uznaliśmy, że może wreszcie zrobi z tego większy użytek. Ale nim się zajmiemy później. A teraz siadaj- wskazała mu na jedno z krzeseł. Peter zrobił, co kazała.- Coś jeszcze miałam ci dać, zanim zaczniesz...- Podeszła do pana Starka, ale ona niczego nie szukała, tylko od razu wyciągnęła rzecz z jednej szafki. Wróciła do Parkera i podała mu dzwonek.

-Dziękuję...- odpowiedział chłopak, starając się ukryć zdziwienie. Czuł, że mu nie wyszło. Tak samo, jak nie wyszło mu, powstrzymanie się od zadania pytania- Tylko, po co?

-Jeśli Tony zacznie mówić za szybko lub wkroczy w tematy, których jeszcze nie poruszaliście, bądź po prostu zacznie, ciebie ignorować, to po prostu go użyj.

-Naprawdę nie sądzę, że to będzie mu kiedykolwiek potrzebne, kochanie- odezwał się Stark. Położył na stole, tuż przed Peterem, karton, w którym coś zabrzęczało.

-Wszyscy tutaj doskonale wiemy, że uwielbiasz się popisywać.- Pani Pepper spojrzała na niego i się lekko uśmiechnęła.- Ale tutaj teraz liczy się Peter i to, żeby zrozumiał i się czegoś nauczył.- Zerknęła w stronę chłopaka i się jeszcze szerzej uśmiechnęła.- Dlatego, dlatego, jeśli cokolwiek takiego się zdarzy, nie wahaj się i dzwoń.

-Oczywiście, proszę pani- odpowiedział od razu Parker, nawet się do końca nie zastanawiając, na co się właściwie zgadza. A nawet, kiedy zrozumiał, co właśnie powiedział, nie był pewien, czy mógłby powiedzieć cokolwiek innego. Bo przecież nie mógł, odmówić pani Pepper, która robiła mu śniadania, siedziała z nim, kiedy reszty nie było i wysłuchiwała jego monologów na tematy filmów i seriali, które na pewno jej normalnie nie obchodziły.

Jednak mina pana Starka była tak wyraźna, że jednak Peter, zaczął się zastanawiać, czy na pewno postąpił słusznie.

-Pepper, nie chciałbym, żeby to zabrzmiało, jakbym chciał cię wyrzucić, ale chcę już zacząć lekcję, a aktualnie rozpraszasz mojego ulubionego ucznia- powiedział wreszcie miliarder.

Peter uśmiechnął się wewnętrznie, zewnętrznie zrobił wielkie oczy, kiedy usłyszał, że jest ulubionym uczniem pana Starka. Przy tym jednocześnie za wszelką cenę chciał zignorować wiedzę, że jest jego jedynym uczniem i nawet jeszcze nie zaczęli pierwszej lekcji.

-Dobrze, już sobie idę, tylko...- Potts dokładnie przyjrzała się Parkerowi. Wyglądał, jakby przez chwilę się wahała, ale wreszcie podeszła do niego i go przytuliła, a chłopak od razu odwzajemnił uścis. Był po prostu tak nauczony, że zawsze należy odwzajemnić przytulasa i rozdawać ich, jak najwięcej ludziom dookoła.- Ucz się i nie martw się, jeśli coś ci nie wyjdzie- wyszeptała mu do ucha.

Peter z chęcią coś, by jej odpowiedział, ale po prostu nie mógł. Chciał płakać i za wszelką cenę się powstrzymywał. Czuł się bezpiecznie i dobrze. Po prostu dobrze. Zupełnie tak samo, gdy przytulała go May. I właśnie to podobieństwo prawie doprowadzało go do płaczu. Miał wrażenie, że gdyby zamknął teraz oczy i otworzyłby je z powrotem, to okazałoby się, że znów jest w domu, a ciocia go uspokaja przed jakimś naprawdę trudnym testem.

-Peter, coś się stało?- Panie Pepper odsunęła się od niego i spojrzała mu prosto w oczy.

Pierwsze, co Peter chciał zrobić, to poprosić, by go dalej przytulała. Chciał znów poczuć, że jest z May. Nie powiedział tego jednak. Zamrugał kilka razy, aby pozbyć się śladów łez z oczu i wydusił z siebie:

-Wszystko jest dobrze.

Panie Pepper jednak nie wyglądała na przekonaną. Wychodząc, ciągle uważnie przyglądała się chłopakowi. Parker przez resztę trwania lekcji starał się zapomnieć o tym, co przed chwilą czuł i skupić się na tym, co mówi do niego pan Stark. Musiał użyć dzwonka z trzy razy.

Chłopak ocknął się i zrozumiał, że ciągle stał przed drzwiami. Chciał teraz, jak zobaczył Lokiego, poza swoim pokojem, porozmawiać z panem Starkiem, o pomyśle Iron mana. Peter naprawę nie chciał zostać wmanewrowanym w wyjaśnieniu wszystkiego o wiele starszemu chłopakowi. Jeśli on zacznie rozmowę, będzie miał jakąś przewagę.

Wreszcie zapukał.

-Otwarte- usłyszał głos chyba pana Strange'a.

Peter powoli otworzył drzwi i na początku tylko zajrzał do środka. Wszyscy dorośli, z wyjątkiem Shuri i Lokiego, co do których nie potrafił się zmusić, żeby nazywać ich dorosłymi, tam byli. Stali wokół okrągłego stołu, na którym wyświetlał się jakichś holograficzny obraz. Nikt z obecnych nie zwrócił uwagi na Petera, więc ten powoli się wsunął do środka pokoju i najciszej, jak się tylko dało, zamknął za sobą drzwi.

-A może one znajdują się nad granicami płyt tektonicznych?- zapytał pan Bucky.-Jarvis nałóż na to zarysy płyt. Dzięki Jarvis.

-Niektóre mogą normalnie badać oceany- podsunął pan Hulk.

-Hulk ma rację- odezwał się pan Stark.- Ale to nie może odnosić się do wszystkich. Ich jest po prostu za dużo. A to tylko te, których położenia znamy.

-A ich ułożenie ma jakieś znaczenie? Może to jakichś wzór?- Panie Pepper nachyliła się nad stołem. - Stephen, a ty? Siedzisz cicho już od dobrych dziesięciu minut.- Zerknęła w stronę doktora i chyba zauważyła Petera. Od razu się wyprostowała i trąciła Iron mana ramieniem. Ten na początku machnął ręką w jej stronę, ale ona powtórzyła czynność.

-O co cho...- Pan Stark podniósł głowę i też zauważył Parkera.- Peter, co tu robisz? Coś się stało?

-Nie, nic się nie stało- odpowiedział od razu chłopak.- Tylko prosił pan, żebym panu powiedział, kiedy on wyjdzie w końcu z pokoju. To, to się stało i wreszcie wyszedł, i on kuleje. Ja nic nie zrobiłem i nie mam zielonego pojęcia dlaczego, gdzie on oberwać tak mocno, że kuleje...

-Spokojnie Peter.- Pan Stark podszedł do niego.- Nikt cię nie oskarża o współudział w jego durnych, autodestrukcyjnych przygodach. A o kulenie nie musisz się martwić. Już się tym zająłem i do jutra mu przejdzie.

-Okej...- Wyjrzał za ramię mężczyzny i zobaczył wyświetloną mapę świata, z zaznaczonymi holograficznie jakimiś punktami.- Co to jest?- Ominął Iron mana i podszedł do stołu.

-Zupełnie nie musisz się tym przejmować, to tylko pewne dane, które znaleźliśmy w dokumentach Hydry.- Pan Stark podszedł tuż za nim.

-Tony...- jęknęli jednocześnie pani Pepper i pan Barnes.

-A co to konkretnie jest?- Peter wychylił się, żeby dokładnie przyjrzeć się punktom, które wyglądały jak szpilki z czerwonymi główkami. Tuż koło nich wyświetlały się ich współrzędne.

-Bazy badawcze na dnie oceanu- odpowiedział pan Hulk.

-Hulk!- krzyknął pan Stark.

-Dzięki, panie Hulk- odpowiedział jednocześnie z Iron manem chłopak. Przez chwilę patrzył na punkty, po czym go olśniło.- To znaczy, że w którejś z nich zamknięto tego prawdziwego Nicka Fury'ego? Shuri już wie?- Zanim ktokolwiek zdołał mu odpowiedzieć, zaczął mówić dalej.- Ona musi się dowiedzieć! To przecież ona zajmuje się tą anteną w laboratorium i nadzoruje poszukiwania! Ostatnio mówiła mi, że ma za mało danych i sama antena jest za słaba. Od dwóch dni, widzę, jak wszędzie ze sobą nosi notatki, jak można, by ją unowocześnić, bądź jak ona to nazywa „zwakandyzować". Wścieknie się, jeśli jej o tym nie powiecie! Do tego jeszcze się stresuje tą koronacją brata... Ona wydrapie wam oczy, jeśli jej nie powiecie! Albo zmieni hasło do wi-fi! Ktoś zna hasło do wi-fi?!- Spojrzał na otaczających go dorosłych, którzy jedynie na niego patrzyli.

-Dlatego Peter, właśnie teraz z tobą pójdę i wszystko jej i Lokiemu wytłumaczę- odezwał się po chwili ciszy pan Stark. Złapał chłopaka za ramiona i poprowadził w stronę wyjścia.- A w ogóle jadłeś coś dzisiaj? Kiedy ostatni raz sprawdzałem, to jeszcze spałeś i nie chciałem cię budzić.

Kiedy doszli do salonu, zastali tam pozostałą dwójkę młodszej części drużyny. Loki siedział na stole i chyba jadł śniadanie. Położył nogę, na którą kulał, na osobnym krześle i wyglądał, jakby każdy ruch szczęką sprawiał mu problem. Peter sobie uświadomił, że należałoby też o tym powiedzieć pany Starkowi. Tak, samo, jak powinien zapytać, o przyczynę tego wszystkiego.

Shuri siedziała na kanapie z tabletem w jednej ręce i rysikiem w drugiej. Co jakichś czas zapisywała i kreśliła to, co przed chwilą zapisała. Przy tym zerkała także w stronę telewizora i lecącym na nim serialu.

-Skoro ty nawet tego nie oglądasz, to powinnaś mi dać wybrać, co oglądamy- powiedział w jej stronę Peter.

-Już co mówiłam. Muszę mieć przerwę od Spongeboba przynajmniej jednodniową- odparła dziewczyna, znowu coś skreślając i zapisując od nowa.

-Peter mówił mi, że chcesz unowocześnić, tak już najdokładniejszą antenę na świecie.- Pan Stark podszedł do księżniczki i nachylił się nad notatkami.- Wymyśliłaś coś?

-Po pierwsze, to nie jest najnowocześniejsza antena na świecie- odparła Shuri- a po drugie, nie. Mam jedynie jakieś zarysy pomysłów, ale niczego bardziej konkretnego.

-To dawaj te zarysy. Może jakoś wspólnie to rozwiążemy.

-Wątpię w ale niech ci będzie.- Dziewczyna przewinęła notatki i odczytała- Usunąć niepotrzebne okablowanie i wsadzić tam, coś, co się może przydać.- Podniosła wzrok na Iron mana.- To tyle.

-Jakie niepotrzebne okablowanie?- zapytał ją z lekkim oburzeniem pan Stark. Peter przysunął się bliżej, aby lepiej wszystko słyszeć.- Wszystko, co tam jest, jest niezbędnie potrzebne, bądź przydatne. O czym ty mówisz?

-Całe chłodzenie i łączące, je kable jedynie spowalniają sprzęt. Gdyby, je zamienić, można, by zwiększyć szybkość, badanych terenów. No na razie działa to w ślimaczym tempie. Dopiero wczoraj udało się całkowicie sprawdzić zatokę św. Wawrzyńca. A jeszcze czekają nas wszystkie rzeki, jeziora i oceany na całym świecie.

-Rozumiem cię, tylko nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, jakie chłodzenie jest ważne?

Peter zrobił kolejny krok w ich stronę, ale poczuł, jak coś stuka go w ramię od tyłu. Odwrócił się i nie odkrył, co to było, ale za to zobaczył Lokiego, który nie ruszył się ze swojego miejsca. Starszy chłopak rzucił mu ostrzegające spojrzenie, po czym pokiwał przecząco głową. Peter zrozumiał i już dalej się nie przesuwał w stronę dwójki naukowców.

-Oczywiście, że rozumiem- odparła Shuri.- Tylko, można, by je zmniejszyć i cała reszta, by się zmieściła.

-Chyba umknął ci łamy fakt.- Pan Stark obszedł kanapę i stanął przed Shuri.- Dla takiej maszyny chłodzenie jest naprawę ważne, I to, co ona ma w sobie, jest najmniejszym i jednocześnie najwydajniejszy, jaki tylko istnieje.

-Jaki tylko istnieje, poza granicami Wakandy- odparła dziewczyna.- Gdybym tylko była w domu, mogłabym z łatwością...- przerwała i zaczęła szybko coś sprawdzać. Przez chwilę była tak niepokojąco cicho, że Peter podszedł do pana Starka i razem wymienili lekko przestraszone spojrzenia. Chłopak już chciał się odezwać, żeby wytrącić księżniczkę z tego stanu, ale ona właśnie wtedy zawołała- Muszę szybko zadzwonić!- Wstała i podbiegła do drzwi. Na progu się jeszcze odwróciła i dodała- To się może udać!- I już jej nie było.

-Wiesz może Peter, o co jej chodziło?- zapytał Tony, patrząc na miejsce, gdzie zniknęła Shuri.

-Nie- odparł chłopak, który robił to samo.

I właśnie wtedy usłyszeli za plecami śmiech. Odwrócili się i zobaczyli Lokiego, który śmiał się, kręcąc głową.

-W padła na najprostsze rozwiązanie, o którym wasza dwójka nawet nie pomyślała- powiedział, biorąc łyk kawy. Peter podejrzewał, że to jest kawa. Nie widział jeszcze, by Loki pił z kubka coś innego niż kawę.

-A ty skąd niby możesz to wiedzieć?- zapytał go Iron man.

-Bo ona pochodzi z bardziej rozwiniętego kraju, niż cała wasza planeta i ma większy pogląd na całą sytuację, a w domu rozwinęła większość klasycznych systemów, żeby działały lepiej, pomimo sprzeciwu niektórych, przez co nauczyła się myśleć nieszablonowo. Do tego ty jesteś za dumny, żeby przyznać, że twoja "wspaniała" antena nie jest idealna. A tak poza tym, to tylko zgaduję.- Skrzywił się, po czym przybrał kamienny wyraz twarzy.

-Dobra, już się nie przechwalaj.- Pan Stark do niego podszedł, a Peter nie odstępował dorosłego na krok.- Ściągaj iluzję i pokazuj twarz. Chcę to zobaczyć w lepszym świetle.

-Iluzję? Loki zakłada sobie iluzję?- zapytał Peter, z niedowierzaniem. Przysunął się tak blisko do twarzy Lokiego, jak tylko mógł, żeby lepiej się wszystkiemu przyjrzeć. Chciał znaleźć jakieś zarysy, gdzie on mógł sobie nałożyć iluzję. Może gdyby mu się to udało, zdołałby zobaczyć, co pod nią ukrywał. Liczył na jakąś bliznę. Może taką od walki ze smokiem, bądź zdobytą podczas jakiejś wielkiej bitwy, albo od porażenia piorunem.

Po namyśle zrezygnował z tego ostatniego, rozumiejąc, że taki powód mógłby się wiązać z Thorem. Peter chciał wiedzieć, co się między braćmi wydarzyło, że znowu wylądowali po różnych stronach mocy, tylko bał się, że jeśli zapyta, Loki zamknie się w sobie i go zignoruje. Zupełnie jak ostatnio przez cały czas.

Prawda była taka, że Peter zawsze chciał mieć jakieś rodzeństwo. Nie obchodziło go, czy miałoby być starsze, czy młodsze, ani, czy brat, czy siostra. Po prostu nie chciał być sam. W domu, w Nowym Jorku, miał przyjaciół, ale to ciągle nie było to samo. Teraz mieszkał pod jednym dachem z dwójką osób, które byliby w jego wieku, gdyby nie to, że on... Że on umarł.

Z Shuri dogadywał się naprawdę fajnie, mimo że ostatnio zaczęła się z niego śmiać, że musi się uczyć. W większości jednak razem się śmiali, grali w gry, zajmowali się Karen, oglądali seriale i ćwiczyli. Tylko chwilami dawała mu znać, że jest od niego starsza. Z Lokim było już trudniej, co zasmucało Petera. Wcześniej, przed czterech lat, traktował go... Milej? Wtedy też trzeba było najpierw do niego dotrzeć i w pewien sposób oswoić, ale teraz było to o wiele trudniejsze.

-Oczywiście, że zakłada sobie iluzje. I to na początku dziennym.- Pan Stark odsunął Petera.- Nie zdziwiło cię, że nigdy nie ma pryszczy? Bo ja z nim mieszkałem, kiedy był w wieku, gdy pryszcze u nastolatka to problem codzienny i ani razu żadnego nie widziałem.

-Nie możesz, po prostu zrozumiesz, że jestem za ładny na jakieś pryszcze?- odpowiedział Loki, pokazując rękoma swoją twarz.

-Za to dojrzewanie próbowało cię zabić dwa razy w twoim życiu- twierdził Iron man ze złośliwym uśmieszkiem.

-Zamknij się- dosłownie wysyczał Loki.

-Co?- zapytał Peter. Spojrzał najpierw na gromowładnego, a potem na widocznie zadowolonego z siebie pana Starka.- O czym mówicie?

-Nie musisz się niczym martwić Peter- odpowiedział mu mężczyzna.- To nic takiego. Naprawdę. To tylko nasze takie dogryzanie. Nie przejmuj się.

„Ale ja chcę wiedzieć" pomyślał Parker. „Jesteśmy jedną drużyną. Potraktujcie mnie na serio".

-Dobra. Ściągaj ją- Iron man znów się zwrócił do Lokiego.- I nawet nie marudź.

Ten jęknął, ale jego twarz na mniej niż sekundę zalśniła na zielono, po czym Peter zobaczył ogromnego siniaka. Zajmował gdzieś połowę jego twarzy. Do tego jeszcze miał tak opuchnięte oko, że aż chłopak się zastanawia, czy widzi przez nie cokolwiek.

-Co się sta...- zaczął, ale przerwał mu Loki.

-Moja sprawa, jasne? Ej!- krzyknął do pana Starka, kiedy ten obrócił mu głowę pod światło.- Co ty robisz?

-Chcę lepiej rozróżnić kolory. Posmarowałeś to, tą swoją magiczną maścią?

-Tak.

-A zaczarowałeś, żeby szybkiej się zniknęło?

-Tak.

-Nogę też?

-Też.

-Przyłóż do tego jeszcze lód.- Pan Stark wreszcie go puścił.

-Wyglądasz gorzej, niż ja, kiedy do ciebie przychodziłem- stwierdził Peter.

-Ja wyglądam teraz lepiej, niż ty w ogóle- stwierdził Loki.

-Zaraz, co?- Pan Stark spojrzał na nich.- Peter, kiedy do niego przychodziłeś? I po co?

-Dawno temu. Nie ma się czym pan martwić. Naprawdę. To nic takiego.

-Okej- mruknął Iron man, jednak ciągle uważnie się im przyglądał. W szczególności Peterowi. Było trudno wytrzymać pod jego spojrzeniem i nie opowiedzieć, jak to Loki naprawiał mu twarz, ale chciał potraktować go tak, jak on sam został potraktowany. Udało mu się i wreszcie mężczyzna odwrócił się do Lokiego.- Znasz dobrze hiszpański, co nie?

-To zależy- odparł tamten, znów nakładając iluzję.

-Od czego?- zapyta pan Stark. Brzmiał na naprawdę zmęczonego.

-Od tego, po co wam to i co mi za to dacie.

-Pomyślmy, co moglibyśmy ci dać?- Pan Stark się zastanowił, a Peter powoli się od nich odsunął. Nie chciał być pomiędzy tą dwójką, jeśli do czegoś dojdzie.- Nie wykopiemy cię stąd.

-Nie chcesz się chociaż trochę pobawić? Wiesz, jak za starych lat.- Uśmiechnął się do niego, ale mina pana Starka pozostawała taka sama. Wreszcie Loki przestał się uśmiechać i dodał z poważniejszą miną.- Naprawdę? Nawet troszeczkę? Nic?- Westchnął.- Dobra, czego chcesz?

-Będziesz uczył Petera hiszpańskiego- powiedział pan Stark.

-Co?!

-Od jutra. Przez pięć dni w tygodniu. Aż zda maturę.

-Ja?!- Wskazał na siebie.- Jego?!- Pokazał na Petera.- Ty sobie chyba żartujesz! Nie mam czasu na uczenie twojego dzieciaka. Sam muszę ćwiczyć i to nie na zwykłe treningi, ale także walkę sztyletem, włócznią, mieczem, nie wspominając już o tym młotku. Do tego jeszcze dochodzą błyskawice i zamrażanie, nie zapominając jednocześnie o mojej własnej magii. Nie można zapomnieć o eliksirach i amuletach dla Strange'a. On niszczy je nałogowo! Każ Jarvisowi to robić! Nie mnie!

Słysząc to, chłopak poczuł się gorzej, niż wtedy, gdy pan Stark nie chciał mu o czymś powiedzieć. Został odrzucony. I nie wiedział dlaczego. Przecież nic złego nie zrobił. Prawie się nie widzieli. Loki mógł nie chcieć go uczyć, ale mówił, jakby w ogóle nie chciał mieć z nim wspólnego. To bolało.

-To nie jest kwestia do dyskusji. Zaczynasz jutro. Przyślę do ciebie Petera, jak już z nim skończę.- Obrócił się w stronę chłopaka.- Idę do reszty. Jeśli czegoś będziesz potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać?- Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia, po czym zwrócił się jeszcze raz do chłopaka.- Peter, jadłeś już śniadanie?

-Tak, proszę pana- odpowiedział chłopak.

-To dobrze- powiedział i wyszedł.

W pokoju został tylko on i Loki.

-Loki, wiem, że nie chcesz sobie zawracać głowy uczeniem mnie, ale mogę cię zapewnić, że nie będzie to trudne. W mojej dzielnicy mnóstwo osób mówi po hiszpańsku i uczyłem się przez praktykę. To będzie tylko doskonalenie umiejętności. Czasami musiałem niektórym sąsiadom odpowiadać po hiszpańsku, kiedy...

-Peter- odezwał się Loki.- Nie obchodzi mnie, co robiłeś w domu. Tak samo, jak cztery lata temu mnie też to nie obchodziło. Po prostu zostaw mnie w spokoju. Idź, poszukaj Shuri, czy biegnij do Starka, bądź rób cokolwiek innego, ale zostaw mnie samego.

Peter zastygł w miejscu i patrzył się na Lokiego. Ten już w ogóle przestał zwracać na niego uwagę i wrócił do jedzenia.

-J-jasne. Już sobie idę- powiedział Parker i wyszedł z pokoju.

******************

4 lata temu

Peter związał ostatniego złodzieja siecią, po czym zaczął się wspinać na blok. Dotarł na sam szczyt idealnie, żeby zobaczyć, jak policja przyjeżdża, żeby zgarnąć przestępców. Uśmiechnął się pod maską, po czym odwrócił się do stojącego obok niego chłopaka.

-Dzięki za długopis- powiedział i podał Milesowi jego długopis.- I jak się podobało?

-To był odjazd!- krzyknął do niego trzynastolatek.- Ty go uderzyłeś, kiedy tamten wyciągnął pistolet. Potem go kopnąłeś, a tamten odtworzył drzwi i... I walnąłeś w nie majestatycznie.

-E to nic takiego.- Machnął na to ręką Peter. Wyjrzał, żeby lepiej wszystko widzieć. To chyba był jego rekord. Ósemka złodziejów za jednym zamachem. Naprawdę szeroko się uśmiechał, chociaż uśmiech bolał. Chyba któryś z tamtych gości musiał go walnąć w twarz. Tak z kilka razu.

Kiedy wreszcie zabrali tamtych, odwrócił się w stronę Milesa. Nie wiedział czemu, ale chłopak wyglądał na smutnego.

-Coś się stało?- zapytał go.

-Nie- odparł, chociaż wcale na to nie wyglądało.

-Ej.- Peter położył mu rękę na ramieniu.- Możesz mi powiedzieć, jeśli coś się stało.

-Ja...- Spuścił wzrok.- Świetnie sobie radzisz i w ogóle jesteś super Spider-manem. I w ogóle jesteś taki normalny w rozmowach z ludźmi, jakbyś był zwykłym człowiekiem, a nie bohaterem. Dzisiaj nawet mi zapozowałeś, żebym mógł zrobić zdjęcie.

-Ciągle nie wiem, po co ci to, ale masz- odparł Parker. Czuł się dziwnie przyjemnie. Zwykle nie rozmawiał z ludźmi, jako Spider-man, ale Miles był inny, ponieważ Miles był jak Peter. Też miał pajęcze moce, chociaż jeszcze nieopanowane na takim poziomie, co Parkera. Jednak młody miał dopiero trzynaście lat i starszy, w pełni działający, pająk zdawał sobie ze smutkiem sprawę, że najpewniej w przyszłości Miles go prześcignie.

-Ja po prostu czuję... Ja po prostu wiem, że nigdy nie nadam się bycie Spider-manem. Nie taki jak ty. Ty jesteś bohaterem, a ja jestem zwykłym chłopakiem i...

-Miles- przerwał mu Peter. Nie chciał, żeby chłopak zagalopował się za bardzo i wpadł na jakieś dziwne wnioski.- Ja jestem normalnym chłopakiem.

-Ty?- zapytał z niedowierzaniem Miles.- Ty jesteś Spider-manem.

Peter wcześniej się zastanawiał, czy powiedzieć młodszemu chłopakowi swoją tajemnicę. Czuł, że może mu ufać. I teraz nadarzała się do tego idealna okazja.

-To tylko maska- sięgnął po nią i pomimo malującego się przerażenia na twarzy Milesa, ściągnął ją- a tak naprawdę jestem normalny.- Młodszy chłopak patrzył się na niego zupełnie, jakby zobaczył kosmitę. Peter jednak nie zwracał na to uwagi i się, pomimo bólu, uśmiechnął szeroko.- Jestem Peter Parker.- Wyciągnął do niego rękę.

-M-Miles Morales- odpowiedział chłopak, ściskając jego rękę. Ciągle patrzył się na niego, jakby wyrósł mu róg na czole.

-Czy moja twarz wygląda tak, jak czuję, że wygląda?- wskazał na nią.

-Przepraszam- Miles spuścił wzrok, ale nie mógł powstrzymać się od patrzenia- tylko ciągle nie mogę się oswoić z tym że ty tu jesteś bez maski i że w ogóle ty masz maskę, a nie jesteś robotem, chociaż mój znajomy zapewniał mnie, że właśnie nim jesteś.

-Robotem?- zapytał z niedowierzaniem Peter. Czytał wiele różnych teorii na temat bohaterów, chociaż ciągle nie mógł uwierzyć, że się do nich zalicza, i jeszcze nigdy nie wpadł na taką, która mówiła, że Spider-man jest robotem.

-Tak, stworzonym przez Starka, żeby zając się problemami miasta, aby ludzie przestali się go i Avengers czepiać, że nie zajmują się sprawami Nowego Jorku, w którym sami mieszkają. A co do twojej twarzy... No trochę jest... Masz podbite oko. Policzek też oberwał. I masz rozciętą wargę...

-To źle- jęknął Peter. Nie mógł wrócić w takim stanie do domu. Nie trzeci raz w tym miesiącu. May wpadłaby w szał i nie wypuściłaby go nigdzie, nawet do szkoły, przez kolejny miesiąc.- Podasz mi plecak?

-Jasne.- Miles podbiegł na drugi kraniec dachu. Tam, gdzie leżały ich plecaki. Chłopak złapał plecak Petera i podał mu go.- Masz.

-Dzięki.- Peter wyciągnął z niego telefon i włączył w aparacie przednią kamerkę, żeby lepiej siebie widzieć.- Jest źle. Naprawdę źle. May mnie zabije.- Pogrążyłby się w jakimś rodzaju rozpaczy, kiedy sobie uświadomił, gdzie są. Niedaleko był Most Brookliński, a dalej Manhattan, gdzie mieszkał, ktoś, kto mógł mu pomóc, za pomocą magii. Pod warunkiem, że akurat był w domu, a nie na jakiejś innej planecie.

-Mieszkam niedaleko- odezwał się Miles.- A moja mama jest pielęgniarką. Ona mogłaby ci pomóc z twarzą.

-Miles to wspaniałe, ale moja obecność sprowadziłaby wiele pytań. Lepiej będzie, jeśli sam się tym zajmę.

-Ale przed chwilą mówiłeś, że ktoś będzie na ciebie strasznie zły.

-Wiem, ale naprawdę nie chcę ci robić problemu. A jeśli chodzi o moją twarz, to mam przyjaciela, który mi pomoże. Przynajmniej na to liczę.

-Przyjaciel? Jeden z bohaterów?

-Można tak powiedzieć.

-Gościu!- zawołał Miles.- Ty to masz życie. Możesz sobie wpadać do domu bohaterów, jak do kumpli.... chociaż oni są twoimi kumplami. Też chciałbym, kiedyś mieć takie znajomości.

-Będziesz mieć. Jeszcze sam siebie zadziwisz. Uwierz w moje słowa.- Założył maskę i ubrał plecak.- Jeszcze rok temu, gdybyś mi powiedział, że pozałatwiam ósemkę złodziei, to bym tobie nie uwierzył i nawet wyśmiał. A teraz...

-Masz zniszczoną przez nich twarz.

-Dokładnie.- Stanął na progu dachu.- Będę spadał. Zdzwonimy się jeszcze. Dasz radę zejść sam?

-Jasne. Istnieje coś takiego, jak schody, których się do tego używa.

-Trzymaj się Miles- powiedział i skoczył.

Z obciążeniem, takim jak plecak i tona książek, zawsze trudniej mu się bujało na sieci. Na szczęście, dzięki Karen udało mu się złapać najszybszy autobus i spędził większość drogi na jego dachu. A potem jeszcze musiał się wspinać i znaleźć odpowiedni blok oraz, co było najtrudniejsze, właściwe okno. Chyba po drodze wystraszył jakiegoś gostka, ale wreszcie wdrapał się na odpowiednie piętro.

„Proszę bądź w domu. Proszę bądź w domu" modlił się w duchu, pukając w okno. Jeśli go nie będzie, skazał siebie, rezygnując z propozycji Milesa, na zagładę. May nie tylko go nie wypuści z domu, ale także każe powiedzieć mu, kto go tak urządził. A on nie będzie w stanie, jej nakłamać, jeśli się na niego wkurzy. Wtedy wygada całą prawdę na temat tego, że jest Spider-manem, a ciocia, albo zemdleje, albo zadzwoni do pana Starka, żądając wyjaśnień. Przy tym jeszcze na pewno zakaże mu, działać, jako bohater.

-Zdajesz sobie sprawę, że normalni, cywilizowani ludzie używają dzwonków i drzwi, kiedy chcą kogoś odwiedzić?

Prawie się odkleił od ściany, kiedy usłyszał głos. Spojrzał w stronę okna i zobaczył, że jest ono otwarte i wychyla się przez nie Loki.

-Nawet mój brat używa dzwonka i drzwi- kontynuował starszy nastolatek.- Chyba że wydałeś wojnę schodom, tak jak Thor wydał wojnę gołębiom. Nie skończyło się to dla niego dobrze i najpewniej dla ciebie, coś takiego, też nie skończy się dobrze.

-Hej Loki, potrzebuję twojej pomocy- powiedział Peter.

Loki westchnął i odsunął się od okna, każąc mu wchodzić do środka. Peter nie wahał się ani sekundy i już stał na twardej podłodze w kawalerce. Rozejrzał się naokoło, by jak najlepiej zapamiętać wszystkie szczegóły. Nie codziennie przecież, można odwiedzić nordyckiego boga w jego domu. I szczerze powiedziawszy, mieszkanie wyglądało na całkiem zwyczajne, z wyjątkiem kilku szczegółów. Jednym z nich były miecz i włócznia, oparte o kanapę, jakby nigdy nic. Do tego dochodziły różne, wyglądające na bardzo stare, księgi, leżące na stole w salonie i kuchni. Oczywiście Peter nie mógł, nie zauważyć pudeł, niczym do przeprowadzki, znajdujących się pod każdą ścianą. Nigdzie przy tym nie było żadnych zdjęć. Pająk do tej pory nie mógł sobie wyobrazić domu bez żadnych fotografii rodziny, czy przyjaciół, sam miał w pokoju z dziesięć przyczepionych do ścian.

-Ej, a ty się przypadkiem nie wprowadziłeś przynajmniej pół roku temu?- zapytał Peter, zamykając za sobą okno.

-Tak. Czego chcesz?

-Mógłbyś mi pomóc z tym?- Peter ściągnął maskę, aby pokazać mu cały problem. Musiał wyglądać naprawdę słabo, bo nawet Loki, zrobił minę, jakby mówił bezdźwięcznie "auł".- Naprawisz mi twarz?

-Zależy, co konkretnie chcesz.- Podszedł do niego i zaczął dokładnie się przyglądać siniakom.- Mogę nałożyć iluzję, żebyś wyglądał, jak wyglądasz zwykle. Tylko że one wytrzymują tak do dnia, a potem znikają, a ja jutro wyjeżdżam, więc nie będzie miał kto, odświeżyć czar.

-A jest jakaś inna opcja?

-Mogę zadzwonić do Starka...

-Nie, nie, nie. To nie wchodzi w grę. Zacząłby zadawać pytania i robić wykłady. A ja mam pracę domową do zrobienia. Nie mógłbyś tego po prostu wyleczyć czarami?

-Mógłbym, tylko to zajęłoby kilka godzin, a ja nie jestem pewien, czy zniosę twoje towarzystwo przez ten czas.

-Tak, tak, tak! To by było ekstra.- Spojrzał na Lokiego.- Proszę, zrobisz to? Ciocia mnie zabije, jeśli wrócę tak do domu.

Loki przez chwilę patrzył mu w oczy, po czym westchnął i wskazał na krzesło w kuchni.

-Siadaj. Zaraz wracam z rzeczami.- Sam ruszył w stronę drzwi, prowadzących do najpewniej do łazienki. Tam przynajmniej u niego w domu trzymano apteczkę.- Miałem właśnie zamawiać pizzę. Też chcesz?

-O tak, chętnie. Nic nie jadłem od lunchu.- Usiadł na krześle i wyciągnął telefon.- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zadzwonię do cioci i wyjaśnię, dlaczego wrócę później do domu.

-Dzwoń, skoro musisz.

-Dzięki.- Wybrał numer i zadzwonił. May odebrała po kilku sygnałach.- Hej May, wrócę do domu, trochę później.

-Zdefiniuj trochę- odpowiedziała mu kobieta.

-Trochę to znaczy...- Peter spojrzał na Lokiego, który już wyszedł z pokoju, niosąc jakąś torbę. Ten wyciągnał w jego stronę rękę z wyprostowanymi trzema palcami.- Trzy godziny. Wrócę za trzy godziny.

-A, co ty będziesz robił przez ten czas?

-Będę się uczył z przyjacielem.- Znów spojrzał na Lokiego, który teraz wyciągał z torby jakieś podejrzane słoiczki.

-Z Nedem? A on przypadkiem nie miał jechać dzisiaj do swojej babci?

-To nie jest Ned. To... Miles.

-Nie wiedziałam, że znasz jakiegoś Milesa. Chodzi z tobą do klasy?

-Nie, on jest z innej szkoły. Mieszka na Brooklynie. Pomagam mu w lekcjach.- To nie było kłamstwem. Peter pomagał Milesowi, ale nie w lekcjach i nie w aktualnym momencie.

-Brooklyn? Jak skończycie, będzie już ciemno... Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz potrzebował podwózki do domu.

-Oczywiście May.

-Kocham cię Peter.

-Ja ciebie też.- Rozłączył się i odłożył telefon na stół, po czym zwrócił się do Lokiego- Kiedy będziesz mi robił twarz, będę mógł robić zadania domowe?

-Głównie, będę, ci nakładał różne maśćcie i czekał, aż się wchłoną, żeby nałożyć kolejne, więc w trakcie czekania możesz robić, co chcesz. A teraz się przysuń.

Peter zrobił, co kazał. Loki najpierw wyciągnął rękę, która zaczęła lekko świecić i przejechał nią nad siniakami. Ból zelżał i po chwili odkrył, że po rozcięciu na wardze, pozostało jedynie lekkie zgrubienie. Potem Loki zaczął mu wsmarowywać jedną z maści. Potem mu powiedział, że ma chwilę wolną, a sam wytarł ręce w ręcznik.

Peter złapał swoje zeszyty i zaczął robić zadania domowe. Co jakichś czas zerkał na Lokiego i to, co on robił. Starszy chłopak, z nogami na stole, czytał jedną z tych starych ksiąg i co jakichś czas, zapisywał coś we własnym zeszycie. W pewnym momencie nawet wyciągnął mapę i coś na niej zaznaczył.

-Co robisz?- zapytał Peter, kiedy sobie uświadomił, że bardziej się skupia na tym, co wykonywał Loki, a nie na obliczeniach.

-Stark powiedział ci, czym się zajmuję?- odpowiedział mu pytaniem Loki.

-Pan Stark mówił, że szukasz jakichś artefaktów, bądź skarbów. Że jesteś takim archeologiem.

-Dokładnie. Indiana Jones, kiedyś powiedział, że większa część pracy archeologa znajduje się w bibliotece, niż w terenie. To- wskazał na księgi- jest moja biblioteka.

-Oglądałeś Indianę Jonesa?!- Peter nie zdołał się powstrzymać. Spotkał Thora kilka razy i on nie wyglądał na takiego, kto mógłby się oswajać z ziemską kulturą. Spodziewał się, że z Lokim będzie tak samo. Bo przecież oni byli arystokratami z innej planety, gdzie panują zupełnie inne standardy. Nie sądził, że będą się zniżać do takich rzeczy, jak ziemskie filmy, czy popkultura.

-A dlaczego miałbym nie oglądać?- Podniósł wzrok znad książki i spojrzał na niego.

-Nie. Możesz oczywiście oglądać- zaznaczył od razu chłopak- tylko się po tobie, szczerze tego nie spodziewałem. Nie to, że... Tylko myślałem, że ty jesteś bardziej... Nie wiem, jak to powiedzieć.

-Może, chodziło ci, że jestem, jak Thor?- podsunął mu Loki.

-Nie, nie, nie...- od razu Peter zaczął zaprzeczać. Nie chciał skończyć martwy, tylko dlatego, że wkurzył nieodpowiednią osobę. Jednak czuł, że już się pogrążył. Kłamanie bogowi kłamstw też było niebezpieczne. Spuścił więc głowę i dodał szeptem- Może trochę.

-Spoko- odpowiedział Loki, ku jego zdziwieniu. Parker spodziewał się jakiegoś wybuchu bądź chociaż złości w głosie, ale niczego takiego nie było.

-Nie jesteś zły?

Loki westchnął, zanim odpowiedział:

-Jesteś Midgardczykiem. Dla was wszyscy, pochodzący z innych planet, zachowują się tak samo. A mnie i Thora porównywano ze sobą tak często, że nawet nie mogę tego zliczyć. Dawniej, już dawno wyrzuciłbym cię przez okno, ale teraz... Teraz to tylko zmuszę cię do słuchania mojego rozczarowanego westchnięcia, żebyś poczuł się naprawdę źle.- Po czym westchnął w taki sposób, jakby w tym jednym wypuszczeniu powietrza z płuc, zawarł całe rozczarowanie ze swojego życia. Bądź ostatniego tygodnia.

-Porównywali was?- zapytał Peter. Czując na sobie znowu jego spojrzenie, zrozumiał, że powinien wrócić do zajęć. Jednak jak już zaczął, to nie mógł przestać.- Przecież to jak porównywanie ludzi w szkole. Zawsze uważałem, że to jest najgorsze w nauczycielach. Bo przecież fakt, że jeden rozumie lepiej matmę, nie oznacza, że wszyscy w klasie też potrafią ją zrozumieć. Bądź ogólnie życie. Jeśli się porównuje, to nie można powiedzieć, że ma się ciężko, bo zawsze będzie, ktoś, kto ma ciężej. I na odwrót...

-Szykujesz się do jakiegoś wystąpienia, czy co?- przerwał mu Loki.

-Nie. Ja po prostu...

-Wróć do zadań.

-Dobrze.- Peter nachylił się nad zeszytem i zaczął szukać ostatniego obliczenia, na którym skończył.

Potem przyjechała pizza. Loki nałożył mu jeszcze dwie warstwy innych maści. Po jednej z nich tak Petera łaskotała twarz, że musiał siebie szczypać, żeby jej nie podrapać. Inna tymczasem spowodowała, zawroty głowy. To wszystko sprawiło, że nie mógł się do końca skupić na łatwych zadaniach, a co dopiero na trudnych. Prawie cały czas kreślił, to co napisał, tylko po to, by napisać to jeszcze raz i znowu to skreślić. Nie wiedział, jak długo to robił, ale w pewnym momencie usłyszał westchnienie Lokiego i jego pytanie:

-Dlaczego tak maltretujesz ten zeszyt?

Peter podniósł na niego wzrok, po czym wzruszył ramionami.

-Rozumiem...- mruknął Loki, po czym znowu westchnął.- Wyglądasz, jak Thor, kiedy został zmuszony do odrabiania lekcji. Bądź Clint, gdy musi napisać jakichś raport.- Przyjrzał się uważnie chłopakowi, po czym kolejny raz westchnął.- Pokaż to zadanie.

Peter zrobił wielkie oczy. Nie był pewien, czy to, co własnie usłyszał, było prawdziwe, czy to tylko jakaś halucynacja wywołana przez którąś z maści. Zawsze się zastanawiał, jakie to uczucie, kiedy ma się halucynacje, ale nigdy się nie spodziewał, że nie poczuje niczego. Bądź może, coś poczuł, tylko przez to, co Loki używał, wydawało mu się, że wszystko jest normalne. Może tak naprawdę leży teraz na kanapie i tylko wyobraża sobie, że odrabia lekcje. A może to nie były halucynacje, tylko haj, jak wtedy, kiedy raz przedawkował syrop na gardło. Jeszcze raz spojrzał na Lokiego. Tak to definitywnie był jakichś rodzaj haju.

-Nie słyszałeś, co powiedziałem?- zapytał go Loki, całkowicie wytrącając go z rozmyślań.- I nie patrz się na mnie, jakbyś zobaczył jednorożca. Pokazuj zadanie.

Peter otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął. Nie chciał rezygnować z szansy na jakąś pomoc, w szczególności, teraz kiedy był na haju. A gdyby się odezwał, mógłby jakąś dziwną, niewidzialną linię, której przekraczać nie wolno i Loki naprawdę go wyrzuci przez okno. Obrócił więc podręcznik w stronę starszego chłopaka i pokazał mu zadanie.

Loki powiedział coś w innym języku, którego Parker nie rozumiał. Nie brzmiało to przyjemnie i przypominało syknięcie węża.

-Dobra- nordycki bóg wstał i podszedł do Petera- pokarz, na co do tej pory wpadłeś i dlaczego, to było do kitu.

-Jasne- Peter kiwnął głową i zaczął tłumaczyć, wskazując po kolei na pokreślone obliczenia. Czasami Loki się wtrącał i coś podsumowywał i nawet podpowiadał. Parker starał się zapamiętać, wszystko, co tylko tamten powiedział. Tak na wszelki wypadek. Kilka razy Loki zdawał jedno i to samo pytanie i nie chciał odpuścić, nawet kiedy Peter odpowiadał na nie ciągle tak samo. Wreszcie jednak odpowiedział inaczej, głównie dlatego, że miał dość monotonnego Lokiego. Wtedy drugi nawet się lekko uśmiechnął i rzekł, żeby pająk szedł dalej tym tropem. W ten sposób udało mu się skończyć zadanie, zrozumieć wszystko i uzyskać wynik taki, jak w odpowiedziach.

-Jak ty... Jak zrobiłeś, że ja...- Peter obrócił się w stronę Lokiego, który teraz kręcił się po kuchni.- I czy ty teraz robisz sobie kawę? Jest wieczór!

-Cicho bądź. Staruszka mieszkająca obok potrafi usłyszeć, jak Czarna Wdowa się włamuje do mojego mieszkania. Nie chcę mieć jutro od niej jakiegoś wykładu, o rodzinnych sprawach i jak to jej wnuk, coś tam zrobił na studiach. A to jest strasznie nudne.- Obrócił się w stronę młodszego, z kubkiem w ręku.- Ty nie masz żadnego prawa zakazywania mi, co mogę pić, a czego nie. Nie jesteś Thorem, Nataszą ani nawet Starkiem, chociaż sądzę, że ostatni już ciebie nieoficjalnie adoptował...

-Co?

-Nic.- Wziął łyk.- A co do tego...- Skinął głową na zeszyty.- Patrzysz na osobę, która sprawiła, że Thor na tyle, ile potrafił, samodzielnie skończył szkołę.

-Czy Thor przypadkiem, nie jest tym starszym?

-Tak i co z tego?

Peter już chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał. Ciągle pamiętał, pomimo pewnego haju, że jedynie słowa dzielą go, od zostania wyrzuconym przez okno. Bądź może, skoro Loki jednak ogarnia filmy z Harrisonem Fordem, zostanie wrzucony do zsypu na śmieci.

Zaczął się zastanawiać nad jakimś innym tematem do rozmowy. Loki nie wyglądał na chętnego do rozpoczęcia, kończył właśnie kawę, więc Peter musiał przejąć inicjatywę. A to nie było łatwe, bo za każdym razem, jak na coś wpadał, od razu to odrzucał.

I wtedy, kącikiem oka coś zobaczył. Jakąś czarną smugę. Obrócił głowę w tamtą stronę, ale już tego czegoś nie było. Kiedy zaczął się uspokajać, że to na pewno przewidzenia, czarna smuga pobiegła w jego stronę. To było tak nagłe, że Peter nie zapanował nad ciałem, krzyknął i dosłownie skoczył na sufit.

-Jeśli mi coś tam uświnisz, sprzątasz- powiedział Loki, nawet na niego nie patrząc.

Peter spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą siedział i zobaczył mała czarną kulkę, z wielkimi niebieskimi oczami, które zaciekle wpatrywały się w chłopaka.

-Masz kota?- zapytał, kiedy wreszcie uświadomił sobie, co na niego się gapi.

-Nie mam. Wlazła przez wentylację i została z powodu darmowego jedzenia.

-Jak ma na imię?- Peter ostrożnie zeskoczył z sufity. Czytał kiedyś, że koty wolą najpierw poznać zapach nowej osoby, więc wyciągnął rękę w stronę zwierzaka. Ten, z pełną godnością, ją zignorował i powrócił do swojego zajęcia, jakim było bieganie bez opamiętania po całym mieszkaniu.

-Mimi.

-Skoro ją nazwałeś, to znaczy, że jest twoja.- Uśmiechnął się szeroko, zadowolony z siebie. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Dlatego zmienił temat.- Ile jeszcze będę tu siedzieć.

-Gdzieś z godzinę. Siadaj.- Kiwnął głową w stronę krzesła.- Muszę ci nałożyć bandaże.

-Po co mi bandaże?- zapytał Peter, jednak wykonał polecenie.- Mówiłeś tylko o maściach. A one się wchłaniają.

-Tylko lepiej będzie, jeśli je wyciągniemy z twojego organizmu. One potrafią zrobić więcej złego, niż dobrego.- Usiadł przy nim i zaczął mu pokrywać twarz wilgotnymi bandażami. Peter wolał się nie zastanawiać, jakim eliksirem były przesiąknięte.- W przypadku asgardczyka mogą wystąpić majaki, drętwota członków i tymczasowa ślepota. Nie wiem, jakie są efekty uboczne u midgardczyka i szczerze wątpię, byś ty chciał to odkryć.

-Teraz mi to mówisz?!

-Tak.

-Czyli cały ten czas byłem na haju?

-Nie. Pierwsze cztery godzinny powinny być, nawet dla ciebie, bezpieczne. Dlatego wszystko, co zrobiłeś, jest sprawką twoją i twojej głupoty.- Zamilkł, dopóki nie skończyły mu się bandaże. Wtedy się odsunął i zapytał- To, kto cię tak urządził?

-Ale jak urządził?

-Nie zgrywał aż takiego idioty. Wyglądasz, jakbyś wrócił z jakiejś bitwy. I nie zaprzeczaj, wiem, o czym mówię. Gadaj.

-To byli złodzieje. Okradali sklep z biżuterią. Była ich ósemka.- Spuścił wzrok i już się mentalnie przygotowywał na reprymendę. Tej jednak nie usłyszał. Loki jedynie kiwną głową i odpuścił. Zupełnie, jakby tematu nie było. I był mu za to naprawdę wdzięczny. Jednak nie na tyle wdzięczny, żeby nie zapytać- Czyli brałeś udział w bitwach? Jak taka bitwa wygląda? Tak jak w filmach? W ilu bitwach brałeś udział? I po której stronie mocy wtedy byłeś? Czy wy...

-Opanuj słowotok- przerwał mu Loki.- Nie odpuścisz, dopóki ci wszystkiego nie wyjaśnię, prawda?

-Tak.

Loki westchnął.

-Dobra, od czego ci tu zacząć...- zastanowił się przez chwilę, w której trakcie Peter nie spuszczał z niego wzroku. Wolał być pewien, że Loki ciągle siedzi na swoim miejscu i nie uciekł.- Ile ich było, nie pamiętam. Po której stronie mocy też już niezbyt. Ostatnia taka prawdziwa, jaką stoczyłem, była wtedy, kiedy byłem dorosły i w jej trakcie zginąłem.- Parker uważnie wszystkiego słuchał. Wiedział, że to był jedyna szansa, żeby dowiedzieć się czegoś na dany temat. Dorośli nigdy, by mu nic nie powiedzieli.-Jeśli chodzi o to, jak wyglądają takie klasyczne starcia, to powiem ci, że są okropnie. Nie widzi się, czy ludzie wokół ciebie pomagają ci, czy próbują cię zabić. Kiedy się czymś oberwie, zwykle zauważy się to, dopiero gdy się zacznie umierać.- Zamilkł, po czym zaśmiał się pod nosem z czegoś. Nie był jednak taki wesoły śmiech.

-Coś się stało?- zapytał zaniepokojony Peter.

-Po prostu przypomniałem sobie, jak Thor się przechwalał, że Odyn zabrał go na pole walki, o wiele szybciej niż mnie. A potem wraz ze swoimi przyjaciółmi śmiali się, że tak długo zwlekał. Jednak przez to ich miny, kiedy tylko ich ratowałem, a zdarzało się to dość często, były niezastąpione.

-A ile mieliście lat, kiedy zaczęliście w nich walczyć?- Zapytał Peter. Chciał wiedzieć więcej, nie tyle o bitwach, ale także o samym Asgardzie. Chciałby kiedyś go zobaczyć, jednak zdawał sobie sprawę, że to było niemożliwe. Dlatego musiał, zadowolić się wszystkimi opowieściami o ojczyźnie Thora. A, jak tylko trafiała mu się okazja, dopytywał się jeszcze. Tak jak teraz.

-Mogłem mieć jakieś czternaście lat- odpowiedział Loki, po dłuższej chwili ciszy.- Thor miał trzynaście. To miał być prezent od Odyna, z okazji wkroczenia w dorosłość, czy coś takiego. Według mnie to było do kitu, ale ja niezbyt mogłem się wypowiadać.- Zerknął w stronę zegara.- Dobra, ściągamy to.

Nachylił się i zaczął przybandażowywać twarz Petera. Chłopak czuł, że ma nieprzyjemnie lepką skórę, tam, gdzie miał nałożony bandaż. Będzie musiał umyć porządnie buzię. Kiedy już był wolny, spojrzał na Lokiego i już chciał się uśmiechnąć, kiedy zobaczył, strach malujący się twarzy starszego.

-C-coś się stało?- zapytał niepewnie. Jeszcze nigdy nie widział, żeby Loki się bał czegokolwiek. Zwykle był bardziej w dwóch nastrojach. Jednym, w którego trakcie zachowywał się, jakby go przed chwilą obudzono i z chęcią zabiłby za jedzenie i drugim, czyli takim, że nie obchodzi go nic, co się wokół niego dzieje.

-Przepraszam cię Peter.- Odwrócił się od niego i zaczął czegoś szukać w torbie.- Robię to od wieków... Ostatnio nawet Clint się zjawił po jakiejś solowej misji i nie chciał, żeby Natasza odkryła, jaki dostał łomot, a dostał porządny. On naprawdę boi się Nat... Może to dlatego, że jest w niej...

-Loki, przejdź do sedna- przerwał mu pająk, jeszcze bardziej zaniepokojony. W końcu chodziło tu o jego twarz. Jeśli teraz wyglądał gorzej, niż wcześniej May na pewno nigdy nie więcej nie wypuści go z domu. Chyba że teraz nawet nie przypominał zwykłego pobitego nastolatka. Może teraz jego skóra była w jakimś przypadkowym kolorze. Bądź może coś mu wyrosło... Nawet o tym nie chciał myśleć, jednak jego umysł nie odpuszczał i wyobrażał sobie swoją twarz z dokowymi częściami.

-Musiałem się w czymś pomylić. Przez przypadek użyć złej maści, bądź może...- Z każdym kolejnym słowem, przed oczami Petera pojawiały się kolejne deformacje, jego biednej buzi.

-Możesz to odwrócić?

-Może, tylko będziesz musiał zachować spokój...

-Gdzie jest łazienka?!- Pomimo tego, że najpewniej jego widok, jedynie sprawi, że wpadnie w jeszcze większą panikę. Jednak nie mógł znieść niewiedzy. Loki bez słowa wskazał mu drogę. Peter pobiegł tam, osiągając przy tym prędkość wariującego kota.

Wręcz wyłamał drzwi, kiedy wbiegał do łazienki, nie wspominając już o tym, że ledwo wykręcił i był bliski walnięcia w ścianę. W środku nawet na początku miał problem ze zlokalizowaniem lustra. Wreszcie jednak je zauważył i z lękiem spojrzał na własne odbicie. Wyglądał... normalnie.

Nachylił się, żeby lepiej się przyjrzeć każdemu kawałku swojej skóry, jednak wszystko wyglądało w porządku. Nie było nawet żadnych śladów siniaków. Mógł bezpiecznie wrócić do May.

-Takiej gęby nawet ja nie naprawię- usłyszał za sobą Lokiego i zobaczył jego odbicie w lustrze. Opierał się o framugę, a w rękach trzymał Mimi, która głośno mruczała.

Był zły, za to, że Loki go tak wrobił, ale jednocześnie, rozpierała go radość, że znowu nie będzie musiał używać kosmetyków, aby ukryć ślady po walce. Ostatnio posunął się nawet do tego, że kupił własny podkład, aby nie zużywać May. Z pół godziny zajęło mu dobranie odpowiedniego odcienia i naprawdę nie chciał tego powtarzać w najbliższym czasie.

-Czyli jednak masz kota- powiedział, odwracając się. Loki na te słowa puścił Mimi, a ta spadła na podłogę.

-Dobra, masz naprawione to coś, co nazywasz twarzą, więc spadaj.- Obróci się i wrócił do salonu.

-Jasne.- Peter wyszedł za nim i spojrzał na okna. Za nimi było ciemno, a jemu naprawdę nie chciało się bujać na sieci z powrotem na Brooklyn. Do tego jeszcze plecak był strasznie ciężki i ciągnął go w dół.- Loki...

-Czego znowu chcesz?- syknął Loki. Zupełnie jak wąż. Peter miał wrażenie, że nordycki bóg zapytał go w języku węży, a on, niczym Harry Potter go zrozumiał. Dawniej najpewniej, by zrezygnował ze swojej prośby, jednak znał już Lokiego gdzieś od ponad pół roku i gdyby ten miał zamiar mu zrobić krzywdę, już dawno zrzuciłby go z Wieży Avengers.

-Podwieziesz mnie na Brooklyn? Na dworze jest zimno, w szczególności nad rzeką. Proszę.

Loki kolejny raz westchnął. Peter zerknął niepewnie w stronę okna. Mieszkanie było na jakimś drugim piętrze, a to znaczyło, że miałby mało czasu, żeby wypuścić sieć, jeśli zostanie teraz wyrzucony.

-Dobra zrobię to, tylko pod jednym warunkiem- odpowiedział wreszcie.

-Jakim?- zapytał podekscytowany Peter.

-Żadnego przytulania.

-Co?- Zdziwił się Peter. Prawda, przytulał na pożegnanie przyjaciół, których nie był pewien, kiedy lub czy jeszcze zobaczy, a Loki zaliczał się do tych kategorii.

-Dajesz sobie dzisiaj z tym spokój, a ja zabieram cię, gdzie tylko zechcesz.- Loki zaczął czegoś szukać w kartonach.

-Nie lubisz przytulania?- zapytał pająk, po czym sobie uświadomił, w jakie życie prowadzi wiking. Dlatego zmienił pytanie.- Ktoś próbował cię zabić, kiedy cię przytulał?

-Mój były.- Loki chyba znalazł to, czego szukał, bo wynurzył z kartonu jakichś przedmiot.- A wcześniej była. A jeszcze wcześniej, wiele innych.- Podszedł do kanapy i wziął miecz.

-To z kim ty się umawiasz? I po co ci ten miecz?

-Lepiej, żebyś nie wiedział, jaki jest mój typ.

-Czy ja do niego pasuję. Jeśli tak, to bardzo mi miło, ale jestem hetero i widzę cię tylko jako przyjaciela...

-Nie jesteśmy przyjaciółmi.- Wyciągnął miecz z pochwy i wyglądało na to, że sprawdzał jego ostrość.- I nigdy bym się z tobą nie umówił. Aż mi się nie dobrze robi, na tę myśl.- Schował miecz z powrotem do pochwy.- A Gram jest na pewnego mojego znajomego.

-Znajomego, czyli...- Peter uśmiechnął się do niego porozumiewawczo.

-Czyli pewnego nielegalnie przebywającego na ziemi Kree.

-Mamy na Ziemi nielegalnych kosmitów? Jak w Facetach w czerni?

-Mniej więcej. Łap.- Rzucił w pająka tym, co wcześniej wyciągnął z pudła. Peter złapał go, po czym dopiero spojrzał, co to jest. Był to kask.

-Ale ty rozwaliłeś swój motor. Słyszałem, jak pan Stark o tym mówił.

-To teraz mam nowy. Rusz się.- Złapał go za ramię.- I tym razem użyjemy drzwi.

***************

Teraz

Peter szukał Shuri przez dobre dwie godziny. Pomimo że mieszkał tu już jakichś miesiąc, ciągle nie sprawdził wszystkich pokoi. Teraz nadrabiał zaległości. W większości były puste bądź stanowiły magazyny, jak dawniej jego własna sypialnia. Jednak czasami napotykał naprawdę dziwne rzeczy.

W jednym z pokoi znajdowała się kolekcja matrioszek. Spędził tam kilka dobrych minut, rozkładając lalki, a potem je z powrotem składając. Niektóre z nich były tak piękne, że aż bał się nawet na nie patrzeć. Wszystkie jednak pokrywała warstewka kurzu. Zwykle roboty sprzątające zajmują się codziennie używanymi pokojami, z wyjątkiem sypialni z jakiegoś powodu, jednak najwidoczniej opuszczone pomieszczenia odwiedzają rzadziej.

Gdzie indziej cały pokój był wypełniony instrumentami muzycznymi. Niektóre z nich wyglądały, jakby zostały stworzone przez jakichś kosmitów.

Była także wielgachna garderoba, gdzie wszelkie kostiumy były włożone w przezroczyste worki, najpewniej, aby chronić je przed kurzem. Peter nie mógł się powstrzymać i poprzeglądał niektóre. Znalazł tam mnóstwo koszul hawajskich, mundurów i strojów baletnic. Z boku znajdował się także regał wypełniony okularami przeciwsłonecznymi.

Dalej jeszcze odkrył kombinezon ze skrzydłami, podpisany jako projekt "Falcon" i kilka innych wersji tego stroju ptaka. Niektóre z nich były w kolorach Kapitana Ameryki.

W innym jedynym meblem była kozetka. Co w porównaniu z białymi, jak śnieg ścianami sprawiło, że Peter ewakuował się stamtąd, jak najszybciej.

Potem jeszcze odkrył salę do trenowania strzelania z łuku. Na całej jednej ścianie były porozwieszane różne odmiany tej broni. Od długich drewnianych łuków, przez mniejsze, składane, metalowe do takiego zrobionego z ołówka i gumki recepturki. Obok stały kołczany załadowane różnymi strzałami. A dalej, na ścianie rozwieszono tarcze. Co dziwne, były w nie wbite strzały. Większość z nich nie była wbita w sam środek i znajdowały się w różnych odległościach od niego, ale z trzy osiągnęły swój cel. Zupełnie, jakby ktoś ćwiczył strzelanie z łuku.

Do ostatniego pokoju nawet nie zajrzał. Zrezygnował po tym, jak otworzył drzwi i ze środka zaczął wydobywać się dym o dziwnym zapachu. Od razu je zamknął i oparł się o ścianę, nie wiedząc, co ma dalej robić.

Mógł oczywiście sprawdzać kolejne pokoje, w nadziei, że znajdzie Shuri, jednak czuł, że nie ma w tym żadnego sensu. Prędzej znalazłby pokój pełen zabawek dla kota niż księżniczkę. A nawet, gdyby wreszcie odnalazłby ją, to był pewien, że teraz, zajęta sprawą anteny i najpewniej już wiedząca o podwodnych bazach, nie miałaby czasu dla niego czasu.

Mógłby wrócić od razu do swojego pokoju, ale to wcale nie było takie łatwe, ponieważ Peter znowu się zgubił i po prostu wstyd mu było wezwać Jarvisa na pomoc, bo to byłby już jakichś dziesiąty raz. Nie chciał, by pan Stark i reszta odkryli, że ma ciągle problem w zapamiętaniu rozpiski pomieszczeń.

Bez żadnego planu, usiadł na podłodze. Może spróbuje wrócić do pokoju ze skafandrami Falcona? Bądź do tego z matrioszkami? Po dłuższym zastanowieniu odrzucił jednak wszystkie te możliwości. Najpewniej kiedyś wstanie z tej podłogi, ale na razie po prostu tego nie chciał. Wolał zostać tutaj, gdziekolwiek "tutaj" było i przeczekać, aż ludzie przestaną być zajęci ważniejszymi sprawami i może z nim po prostu pobędą. Nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą.

Nie wiedział, ile czasu tam siedział, ale w pewnym momencie usłyszał ciężkie kroki. Potem za rogu wynurzył się Hulk.

-Cześć Hulk- powiedział do niego chłopak.

Olbrzym przystanął i spojrzał na niego.

-Pajęcze dziecko się zgubiło?- zapytał, a w jego głosie naprawdę było słychać zmartwienie.

-Nie, po prostu sobie tu siedzę- skłamał Peter.- Co robisz? Nie powinieneś być z resztą?

-Oni ciągle gadają, chociaż wszystko już wyjaśnione.- Hulk z lekko trudnością usiadł koło Parkera.- Pajączek wygląda na smutnego.

-Nie, nic mi nie jest.

-Pajączek jest smutny. Pajęcze dziecko chce coś porobić?

-Jasne.- Peter spojrzał na niego z nadzieją.- A co mielibyśmy robić?

-Hulk ma trochę obowiązków. Przydałaby się pomoc.

-Jakich obowiązków?

-Pajęcze dziecko zobaczy.- Hulk wstał i czekał, aż Peter się ruszy. Chłopak z ciekawości podążył śladami zielonego i chwilę później ruszyli razem przed siebie.

Pająk nie do końca wiedział, jak i po co, ale pomagał Hulkowi w jego zajęciach. W pewnym momencie jednak nie wytrzymał i zapytał:

-Dlaczego puszczamy Geraldowi muzykę uspokajającą?

-Bo Gerald wyczuwa negatywną atmosferę. Pajączek spojrzy na niego.- Wskazał ręką na alpakę, która usiadła na trawie i zaczęła się kiwać w rytm muzyki. Sam Hulk osiadł koło niej. Dlatego Peter też tak zrobił i było to nawet przyjemne. Zamknął oczy i odpłynął.

Z tego trasu wyrwał go dziewczęcy głos, mówiący z mocnym afrykańskim akcentem.

-Tu jesteś.

Peter otworzył oczy i spojrzał na Shuri.

-Hej Shuri. Widziałaś kiedyś alpakę, ruszającą głową w rytm muzyki.- Wskazał na Geralda.

-Nie i to jest przesłodkie- odpowiedziała dziewczyna.- Mam do ciebie ważne pytanie. Chcesz pojechać do Wakandy?

💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Hej!

Ja żyję, jakby się kto zastanawiał i jakby, kogoś to obchodziło. 

Mam pewną koleżankę, która mi mówi, żebym pisała krótsze rozdziały. Dlatego specjalnie dla niej publikuję ten rozdział z dziewięcioma tysiącami słów. Nie ma za co. 

Mam nadzieje, że czekanie na ten rozdział się opłacało i jego długość nikogo nie przeraża. 

Życzę wszystkim wesołych ferii, jeśli je już macie, lub, jeśli jeszcze na nie czekacie, wytrwania w szkole. 

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top