Peter Parker
Peter czuł się zagubiony, od chwili, gdy się obudził. Miał przy tym wrażenie, że spał naprawdę długo i całe jego ciało ciągle nie chciało się dobudzić. On z resztą też tego nie chciał. W tamtej chwili najbardziej pragnął jedynie znów zasnąć. Jednak cała sytuacja, jaką zastał, po otwarciu oczu, nie dopuszczała takiej możliwości.
Leżał na podłodze wśród jakichś drewnianych desek i białego materiału w pomieszczeniu, którego w ogóle nie poznawał. Przypominało trochę z umeblowania klasyczny, angielski salon pełen staroci. Półki z książkami, kominek i sofa. Nic niezwykłego. Tak przynajmniej na początku sądził.
Potem jednak zauważył, że podłoga, po której walało się drewno, była wymalowana w różne wzory. Każdy sprawiał wrażenie, że lekko pobłyskuje własnym światłem. Zaczął rozsuwać deski, odkrywając kolejne takie znaki, łączące się w jakiś większy symbol. Chodził na czworaka po podłodze, tylko po to, aby poznać całkowity jego kształt. Po prostu było to coś tak niesamowitego i jednocześnie znajomego, że nie potrafił się od tego oderwać. Skupił się na tym tak bardzo, że zauważył, że nie jest sam w pomieszczeniu, dopiero gdy wpadł na czyjeś nogi.
Od razu odskoczył na bezpieczną odległość, starając się jednocześnie podnieść z ziemi. To był mężczyzna około czterdziestki, ubrany w strój wyrwany chyba z jakiejś książki fantasy. Nawet jego czerwona peleryna poruszała się sama z siebie. Brakowało mu tylko szpiczastej czapki i długiej siwej brody. Brodę posiadał lecz była krótka i brązowa, jak jego włosy, które jedynie przy uszach stawały się siwe.
Zrobił krok w stronę Petera i chłopak od razu wykonał gest, taki jak wtedy, gdy chciał wystrzelić pajęczyną. Nic się jednak nie stało. I dopiero wtedy odkrył, że nie miał już na sobie kostiumu Spider-mana. To naprawdę mu nie pasowało. Pamiętał, że był w niego ubrany. Teraz jego miejsca zajął chyba jakichś garnitur. Wydawał się naprawdę elegancki i zupełnie do niego nie pasował.
-Wiem, że możesz się czuć bardzo nieswój, ale uspokój się na chwilę i mnie uważnie...- zaczął mówić mężczyzna, jednak Peter mu przerwał.
-Gdzie ja jestem?! Co tu się dzieje?! Kim ty jesteś?! Co to za znaki?!- wskazał na podłogę- Miałem już rozmowę w szkołach o sektach i sabatach, i naprawdę nie chcę do żadnego wstępować!- zrobił krótką przerwę, którą mężczyzna próbował wykorzystać. Jednak gdy tylko otworzył usta, Peter znów zaczął mówić. Przez tę krótką pauzę przypomniał sobie coś naprawdę ważnego- Gdzie jest Iron man?! Gdzie są Aven...- z tym jednym wspomnieniem przyszły kolejne. Wszystkie dotyczyły jednego. Jego pierwszej prawdziwej misji ze znaną grupą bohaterów. I tym, jak się to dla niego zakończyło. Na myśl o tym ostatnim, jego plecy zaczęły boleć. Spojrzał jeszcze na to, co miał na sobie, po czym podniósł wzrok na mężczyznę. Próbując ukryć strach w głosie, zapytał- Co się stało?
-Naprawdę nie wiem, jak ci to powiedzieć- facet zbliżył się do Petera. Ręce trzymał ciągle na widoku- Zacznijmy jednak od początku. Nazywam się doktor Stephen Strange i jestem przyjacielem Tony'ego Starka- podszedł do chłopaka- Muszę cię zbadać Spider-manie.
Wyciągnął skądś małą latarkę i zaświecił mu w oczy światłem. Peter sam był sobie zdziwiony, że nie zaczął przy tym krzyczeć, bądź próbować uciekać. Coś w głębi mu jednak mówiło, że znał tego kolesia i mógł mu zaufać. Zupełnie jakby go znał. Co dziwniejsze, wieść o tym, że ten nieznajomy człowiek wiedział, o tym, że Peter jest Spider-manem, wcale nie zbudziła w nim żadnego zdziwienia. W pewnym momencie doktor wyłączył latarkę i mruknął pod nosem:
-Źrenice reagują poprawnie.
-Co się stało?- zapytał Peter- Tam w bazie. Co z moimi plecami?- mężczyzna złapał go za nadgarstek i zaczął sprawdzać tętno- I czy nie powinienem trafić do jakiegoś szpitala, a nie- rozejrzał się po pomieszczeniu- tutaj?
-Wszystko jest w całkowitym porządku- znów szepnął pod nosem doktor, po czym szybko podniósł głowę i dodał zdecydowanym tonem- Musisz iść za mną- obrócił się i ruszył do drzwi.
-Ej czekaj!- zawołał za nim Parker, jednak Stephen się nie odwrócił. Przeanalizował wszystko szybko w głowie.
Znajdował się w nieznanym miejscu, z nieznanym człowiekiem, podobno przyjacielem pana Starka, który właśnie go opuszczał. Jakby miał zostać zaatakowany, to chyba powinno się to wydarzyć, kiedy jeszcze leżał na ziemi i był nieprzytomny. Ten mężczyzna jednak może mu wskazać drogę do wyjścia i wszystko przy tym mu wytłumaczyć. Zaryzykował i pobiegł za nim.
-Panie Strange! Mam mnóstwo pytań- dogonił szybko Stephena.
-Jestem doktorem- poprawił nastolatka mężczyzna- Najpewniej będziesz chciał wszystko, co powiem, kwestionować, ale uwierz, że jest to sama prawda. Misja, na którą wyruszyłeś wraz z Avengers, ta gdzie musieliście zbadać bazę Hydry, to ostatnie co pamiętasz prawda?
-No tak- odparł chłopak.
-To wszystko wydarzyło się cztery lata temu.
-Co?! Jak to...
-Nie pamiętasz tego, ponieważ podczas właśnie tej misji zostałeś zabity- mężczyzna skręcił w jakichś korytarz.
-Jak to zabity!- Peter stanął na chwilę w miejscu, lecz potem szybko podbiegł do Strange'a- Przecież tu stoję, oddycham, mówię... Ja żyję- na ostatnie słowo mocno nacisnął.
-Tylko dlatego, że ja cię wskrzesiłem i teraz...- Gdzieś wgłębi budynku rozległ się jakichś hałas- Teraz musimy szybko znaleźć telefon i zadzwonić po resztę, zanim inni cię dopadną.
-Jacy inni?- zapytał chłopak. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Najpewniej został porwany i teraz jest przetrzymywany przez tego Strange'a, który pewnie jest jakimś wariatem. Musiał się jak najszybciej dowiedzieć, gdzie jest i się stąd wyrwać.
Weszli do jakiegoś większego pomieszczenia i doktor zamarł. W pokoju znajdowała się jakaś kobieta o białych włosach, ubrana zupełnie jak mężczyzna. Trzymała w dłoniach długi, lśniący bicz, który sprawiał wrażenie, stworzonego z czystej energii. Stephen na jej widok wyciągnął ręce, wokół których pojawiły się złote obręcze. Przy dłoniach tymczasem zajaśniały jakieś talerze pełne dziwnych wzorów, podobnych do tych, które znajdowały się na podłodze tam, gdzie Peter się obudził. Wszytko to, co się pojawiło znikąd, zdawało się zrobione z tego samego materiału, co bicz białogłowej.
Peter na widok tego wszystkiego, ukrył się za plecami doktora. Przed spotkaniem tej kobiety, myślał, że da radę. Uda mu się wyrwać z tego dziwnego miejsca i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło. Teraz jednak było zupełnie inaczej. Ci zwariowani członkowie jakiejś sekty naprawdę coś, chyba wyczarowali. Wcześniej magię widział jedynie w wykonaniu Lokiego. A to zupełnie nie przypominało tego, co zielonooki tworzył.
-Kiedy ci powiem, wiej- wyszeptał w jego stronę Strange, całkowicie zasłaniając mu widok. Parker słyszał jedynie strzał z bicza i widział szybkie ruchy rąk doktora. A potem rozległ się dźwięk pękającego drewna i mężczyzna krzyknął- Teraz!
Pająk ze wszystkich sił ruszył w kierunku, z którego przybył, jednak zamiast normalnego przejścia przekroczył jakiś okrągły portal. Nie miał jednak możliwości, zmienić kierunek biegu, bo sam Strange znajdował się tuż za nim. Parker przekroczył próg magicznego przejścia i znalazł się w zupełnie innym pomieszczeniu.
Była to prawie na pewno biblioteka. Ściany pełne półek otaczały go ze wszystkich stron. Biegł tak szybko, że miał problemy z wyhamowaniem i wpadł na duży stół, ustawiony pomiędzy regałami. Te buty, które miał na sobie, miały naprawdę okropną przyczepność. Tam dopiero zdołał się obrócić i zobaczyć, co znajduje się po drugiej stronie portalu.
Na samym środku pomieszczenia znajdowała się ogromna starta desek, betony i wszystkiego, co wchodziło w skład sufitu. A pośrodku tego wszystkiego ciągle stała kobieta o białych włosach. Ręce miała wyciągnięte do góry, a tuż nad nimi jaśniała złota tarcza. Spuściła wzrok i spojrzała prosto na Petera. I w tym własnie momencie doktor zamknął portal.
Stephen obrócił się w stronę chłopaka i powiedział:
-Musimy się śpieszyć. Tutaj chyba zostawiłem komórkę, ale i tak powinien tu być zwyczajny telefon- ruszył przed siebie. Mijając nastolatka, dodał- I możesz już zamknąć buzię.
Parker dopiero wtedy sobie uświadomił, że miał je otwarte. Nawet nie wiedział, od kiedy. Zamknął je i podbiegł do Strange'a.
-Czyli jesteś czarodziejem?- zapytał dorosłego.
Ten opuścił na biurko stos książek i przy tym głośno westchnął.
-W najprostszych słowach, tak jestem czarodziejem- powiedział, wypowiadając ostatnie słowo jakby było czymś naprawdę złym. Potem podniósł wzrok na miejsce, obok którego przed chwilą zabrał książki. Spomiędzy stron jednej z książek wystawał kawałek telefonu stacjonarnego- Jest!
Kiedy on wyciągał rękę po komórkę, Peter zauważył, że dłoń pokrywały mu blizny. ślady układały się w proste linie, zupełnie jakbym, to co je wywołało nie było żadnymi przypadkowymi cięciami noża. Przypominały wręcz swoją dokładnością blizny po operacjach.
Czarodziej wziął do ręki małe urządzenie i zaczął wybierać numer, Peter zajrzał do otwartej książki. Całe strony były zapisane w nieznanym mu języku. Przypominały mu jakieś wzory składające się z lekko zaokrąglonych linii prostych i przy tym sprawiały wrażenie, jakby narysował je jakichś trzylatek, myśląc, że umie pisać.
Strange podniósł słuchawkę do ucha i właśnie w tym momencie tuż koło nich pojawił się okrągły portal. Zaraz z niego wyskoczyło pięcioro czarodziejów. Troje z nich stworzyło złote łańcuchy i rzucili je w stronę doktora. Oplotły mu ręce i jedną nogę.
-Masz- czarodziej podał Spider-manowi komórkę, po czym obrócił się i zajął się walką z magami. Chyba nawet w pewnym momencie zaczął latać.
Peter jednak nie był pewny, ponieważ uświadomił sobie, że jest celem pozostałej dwójki czarodziejów. Oni stworzyli takie same kajdany i okrążali chłopaka, zupełnie jakby był jakimś dzikim zwierzęciem. Nastolatek mocniej chwycił telefon, ten garnitur nie miał żadnych sensownych kieszeni i czekał, na odpowiedni moment. Obserwował, jak dwaj mężczyźni są coraz bliżej, aż w końcu jednocześnie rzucili w niego łańcuchy.
Peter to wykorzystał. Wyskoczył w odpowiednim momencie, tak by oba łańcuchy się wyminęły i oplotły magów. Miał nadzieję, że później na nich wyląduje i będzie mógł pomóc jakoś Stephenowi. Plan udał się w jakichś czterdziestu procentach. Złote łańcuchy uderzyły o siebie i się połączyły, a chłopak na nich wylądował. Przecenił swoje aktualne umiejętności. Stracił przy tym równowagę i upadł chwilę później na ziemię. Jednocześnie jedna jego noga była ciągle przyczepiona do łańcucha.
Dwójka czarodziejów od razu puściła łańcuchy, które chwilę później znikły i zbliżyli się do Petera. W ich dłoniach zajaśniały, oczywiście złote, noże. Parker obrócił się idealnie, by widzieć zbliżające się ostrze. Już wciągnął powietrze, myśląc, że to jest jego ostatni oddech, kiedy stracił oparcie podłogi i wpadł w przepaść.
Spadając, widział, że był to tylko kolejny portal, nigdy nie sądził, że coś takiego przyjdzie mu na myśl. Okrągłe przejście szybko się za nim zamknęło, a on ciągle leciał. I leciał. I leciał.
Czas płynął strasznie długo, a on ciągle spadał w pustkę. W pewnym momencie uświadomił sobie, że trzyma telefon stacjonarny. Otaczał go półmrok i jakoś zobaczył lekko świecący ekran.
Na początku ogarnęło go zdziwienie, że takie urządzenia ciągle istnieją na świecie. Wyglądało to tak nieporęcznie, że na początku miał problem z ogarnięciem wszystkiego. Szybko sobie jednak przypomniał swój własny telefon, który dostał po cioci May...
-May...- wykrztusił z siebie. Zupełnie o niej do tej pory nie pomyślał. Jeśli to wszystko, co mówił doktor Strange, było prawdą, to najpewniej teraz nie mógł wrócić tak po prostu do domu. A skoro umarł, to znaczyło, że ciocia najpewniej zrobiła mu pogrzeb. Uważała go za martwego.
Tak samo najpewniej wszyscy jego przyjaciele. Doktor mówił o czterech latach. Najpewniej skończyli już szkołę i poszli na studia. Żyli dalej własnym życiem. Może nawet go przez chwilę opłakiwali. Wiedział, że Ned na pewno to robił. Może nawet MJ uroniła kilka łez, kiedy się o tym dowiedziała. Zastanawiał się nawet, czy Miles pojawił się na jego pogrzebie. Jednak to wszystko już minęło. Przeżyli jego śmierć i poszli dalej.
Uświadomił sobie przy tym, że tak najpewniej musiał się czuć Kapitan Ameryka, po obudzeniu się w teraźniejszości.
Peter otrząsnął się i spojrzał na telefon. Miał teraz okazję zadzwonić do kogoś, kto mógłby wyjaśnić mu wszystko i nie zamierzał rezygnować. Nawet jeśli jego głos miałby przestraszyć Iron mana, w końcu on tam był, kiedy to się stało, musiał spróbować.
Wybrał numer i przyłożył słuchawkę do ucha. Nic się nie wydarzyło. Nie słyszał nawet sygnału. Chłopak spojrzał na telefon, jednak na małym ekraniku było pokazane, że Parker dzwonił. Po kilkunastu próbach zrezygnował. Możliwe, że był teraz w miejscu, gdzie nie ma żadnego zasięgu. Jeśli oczywiście można, by było nazwać tę szarą pustkę miejscem.
Spider-man złożył ręce na piersi i czekał. Od czasu do czasu sprawdzał godzinę, lecz starał się tego zbyt często nie robić, bojąc się, że bateria się wyczerpie. Kiedy minęło półgodziny, zaczął się obawiać, że czarodziej po prostu o nim zapomniał i teraz będzie spadał do końca swego życia.
Kilka minut później zobaczył mały punkcik światła wśród szarości. Peter nie sądził, że umarł tak szybko. Kiesy jednak się zbliżył do okręgu, zobaczył, że to kolejny portal. Przygotował się na bolesny upadek. Przeleciał przez koło światła i nagle zaczął zwalniać. Tuż nad podłogą się zatrzymał i po sekundzie upadł na nią.
Rozejrzał się dookoła i tym razem odkrył, że znajduje się na jakiejś klatce schodowej. Tuż przed nim stał Doktor Strange. Był spocony, brudny i zmęczony. Włosy sterczały mu we wszystkie strony, a ręce ciągle trzymał wyciągnięte, zupełnie jakby był przygotowany na kolejny atak.
-Daj mi to- powiedział do Petera słabym głosem.
Peter rzucił mu telefon. Czarodziej złapał go w locie i przyłożył sobie urządzenie do ucha. Przez ten krótki czas do pomieszczenia wbiegła jakaś kobieta, ubrana w podobne szaty, co poprzedni magowie. Zawołała, że tutaj są, ruszyła do ataku.
Stephen machnął ręką i stworzył wokół siebie pole siłowe.
-Nie wytrzyma długo- mruknął do Petera- Jak tylko upadnie, masz stąd uciec i się gdzieś schować. Tędy najpewniej nie wyjdziesz...- wskazał głową drzwi frontowe, po czym całkowicie zmienił ton głosu- Potrzebuję waszej pomocy!
Peter zrozumiał, że wreszcie się dodzwonił do pana Starka.
-Nie pora na opowieści. Cały Kamar Taj chcę mnie zabić!
Chłopka spojrzał na czarodziejów strzelających magią do tarczy. Doktor szybko wytłumaczył, co się dzieje. Opowiedział, że złamał jakąś najświętszą zasadę i wymienił duszę Petera na duszę jakiegoś pacjenta w śpiączce. Nastolatek spojrzał na mężczyznę. Jeśli dobrze zrozumiał, ten człowiek właśnie przyznał się do morderstwa. Nie mógł jednak długo nad tym pomyśleć, bo zauważył, że Strange rzuca mu telefon.
-Powiedz im coś- zażądał dorosły- Za chwilę opuszczę barierę, a ty masz uciekać. Nie czas na bycie bohaterem.
Peter przyłożył sobie telefon do ucha i mając nadzieję, że po drugiej stronie jest Iron man, powiedział:
-D-dzień dobry panie Strak- zaciął się na widok kolejnych magów- Wszyscy próbują mnie zabić. Znowu.
Usłyszał na początku głos jakiejś dziewczyny. Zupełnie jej nie poznawał, lecz nie martwił się tym teraz. Po niej odezwał się ktoś, używając słów, które mógłby wypowiedzieć Thor. Jednak na pewno nie był to bóg piorunów. Głos był o wiele młodszy i znajomy. Czy to był Loki?
Potem jednak rozległ się głos, którego właściciela na pewno Peter znał. Tony Stark wydawał się przerażony i kto, by mu się dziwił.
-Trzymajcie się tam! Już po was lecimy! Peter, jak coś, użyj Strange'a za tarczę!- przynajmniej upewnił się, że ci dwaj się znają- Tylko poczekajcie na...
Nie usłyszał końcówki, ponieważ doktor krzyknął w jego stronę:
-Teraz.
Magiczna bariera opadła i Peter wskoczył na ścianę. Kiedy po niej biegł, upuścił telefon, który upadł na ziemię. Na początku chciał po niego wrócić, ale drogę zastopowała mu ta sama białowłosa kobieta. Zrobił szybki w tył zwrot i pobiegł dalej.
Czasami skakał po ludziach i chwilami nawet udało mu się skopać kilkoro. Cały czas jednak nie przestawał uciekać. Zatrzymał się, dopiero gdy znalazł jakichś pusty pokój. Wtedy odetchnął z ulgi. To był ostatni raz, kiedy to zrobił przed znalezieniem się na statku Avengers.
*********
Peter rozejrzał się po zebranych w statku. Dopiero, co sam Tony Stark nazwał go Avengerem i za wszelką cenę starał się opanować emocje. Do tego jeszcze ledwo oddychał po tym, co przeszedł. To wszystko było dla niego naprawdę dużo jak na jeden dzień, a zapowiadało się, że będzie tego jeszcze więcej. Połowy otaczających go ludzi nie znał, a reszta się bardzo zmieniła.
Pierwszy raz na oczy widział dziewczynę w czarnym kostiumie kota. Zdołał z nią zamienić jedynie kilka słów. Podczas walki trudno o coś konkretniejszego. Mówiła z jakimś, chyba afrykańskim, akcentem, jednak głowy, by nie dał. Wydawała się nawet fajna i trochę nieogarnięta, jeśli chodzi o bardziej bohaterskie sprawy. Nie, żeby Peter należał do ogarniętych. On miał jednak jakieś doświadczenie, którego chyba brakowało ten dziewczynie.
Była jeszcze ta dwójka, która teraz siedziała na pudłach. Z tego, co nastolatek rozumiał, potrafili się kurczyć. Jednak nic więcej. Obiecał sobie, że później z nimi porozmawia. Pomimo że oni chyba przedstawiali odłam bohaterów owadowych, a on pajęczakówych, mogliby znaleźć jakichś wspólny temat.
Miał naprawdę dość spory problem, z uzmysłowieniem sobie kim jest człowiek, dzierżący tarczę Kapitana Ameryki. Dopiero gdy zobaczył metalowe ramię, uświadomił sobie tożsamość tego człowieka. Jednak to, zamiast wyjaśnić zaistniałą sytuację, przysporzyło jedynie więcej pytań. Postać Zimowego Żołnierza była dla niego chodzącą tajemnicą. Dlatego ledwo powstrzymywał się, by nie zerkać na mężczyznę, siedzącego koło niego. Wcześniej Iron man zarysował mu historię starego przyjaciela Stave'a Rogersa, jednak brakowało w niej sporo elementów, których już pan Stark zdradzić mu nie chciał. Jedynie Loki później mu trochę więcej opowiedział. Jak to Bucky stał się zabójcą Hydra, a później jakiegoś rodzaju policjantem, zajmującym się zabijaniem ludzi z listy, którą wręczyła mu T.A.R.C.Z.A.
Peter podniósł wzrok na siedzącego naprzeciwko Lokiego. Z osób, które nastolatek znał, on zmienił się chyba najbardziej. Ledwo uwierzył, że to ciągle ten sam bóg psot, kiedy go zobaczył.
Po prostu nie sądził, by ktokolwiek inny prócz Thora był w stanie podnieść ten młotek. Do tej pory myślał, że trzeba było spełnić niewyobrażalną ilość warunków, lub być Thorem. Wiedział przy tym, że Loki za wszelką cenę starał się zmienić. Jednak możliwość, że właśnie on byłby godny młotka, przez myśl Peterowi nie przeszła. Nigdy. A teraz patrzył na to i w jego mózgu pojawił się problem poznawczy.
Loki w złotej zbroi i czerwonej pelerynie wyglądał naprawdę dobrze. Chociaż mógłby lepiej, gdyby tylko to wszystko było w lepszym stanie. Ta zbroja przypominała tą, którą nosi jego brat, ale jednocześnie była lżejsza i delikatniejsza. Jednak mimo to Peter czuł, że to wszystko nie pasuje.
Czarnowłosy do tego był czymś naprawdę ważnym. Był dowodem na to, że Doktor Strange mówił prawdę. Kiedy ostatni raz pająk go widział, mógł mieć najwyżej wtedy szesnaście lat. Teraz ze spokojem Parker dałby mu te dwadzieścia lat.
Loki chyba wyczuł, że Peter na niego patrzy, bo podniósł wzrok i uśmiechnął się do niego. Tak samo, jak zawsze. Przynajmniej to się nie zmieniło. Po czym wrócił do swojego zajęcia, jakim było czarowanie.
Chłopak spuścił wzrok na ręce nordyckiego boga, jednak je zasłaniało zielone ciało Hulka. Spider-man na początku się zastanawiał, czemu zielony nie wraca do postaci naukowca, lecz później uświadomił sobie, że w tym zapchanym statku nie ma miejsca i spokoju na coś takiego. Do tego było tu strasznie gorąco. Nastolatek czuł, jak pot ścieka mu po karku, a ten durny garnitur, który miał pod spodem, nie pomagał.
-Peter.
Usłyszał swoje imię i podniósł wzrok na Tony'ego Starka. Mężczyzna usiadł jakimś cudem koło niego. Cały hełm Iron mana gdzieś zniknął i teraz chłopak mógł widzieć całą twarz milionera. Oprócz tego, co już znał, zauważył, że przybyło kilka nowych zmarszczek i chyba trochę siwych włosów. Oczy jednak błyszczały tak, jak zawsze.
-Powinieneś ściągnąć kostium- powiedział do niego pan Stark- Nie zdołał się w pełni naprawić w pojemniku i system chłodzenia nie działa sprawnie. Jeszcze się tam w środku zagotujesz.
-To ma sens- stwierdził chłopak- Tylko jak to zrobić? Nie widziałem żadnego zamka ani niczego takiego.
Iron man podszedł do niego i po prostu położył lewą rękę na jego ramieniu. Po mniej niż sekundzie nastolatek poczuł przyjemny powiew chłodniejszego powietrza. Spojrzał na swoje ręce i zanim zdołał do końca ogarnąć, co się dzieje, strój już całkowicie zniknął. Zaczął oddychać z ulgą i wachlować się rękoma. Był cały mokry.
-Masz- pan Stark podał mu jakiś płaski przedmiot. Peter złapał go i dokładnie się jemu przyjrzał. Miał kształt czerwonego koła ze wzorem pajęczyny i czarnym pająkiem na środku. Obrócił go w dłoniach, nie mogąc do końca zrozumieć, co się właściwie stało. Cały kostium przecież nie mógł się zmieścić w czymś tak małym. Mógłby to spokojnie schować w kieszeni.
-To nanotechnologia młody- chłopak podniósł głowę i spojrzał zafascynowany na milionera. Ten się do niego uśmiechnął i dodał- Spójrz.
W jednej chwili cała zbroja bohatera zaczęła znikać w jego reaktorze na piersi, który był przyczepiony do koszulki. Potem mężczyzna odczepił urządzenie od ubrania i też mu je podał. Parker zauważył przy tym, że lewa dłoń bohatera była zrobiona z czerwonego metalu.
Zamiast zachwycać się nad tym, co właśnie zobaczył, pająk wskazał na rękę i zapytał:
-C-co się stało?
-A to- Tony zerknął na protezę, po czym westchnął- Chciałem ci to powiedzieć, w jakimś lepszym miejscu, ale to teraz też może być- powiedział, po czym zaczął opowiadać.
Historia, którą usłyszał, sprawiła, że nie chciało mu na początku w to wierzyć. Jednak, gdy tylko się rozglądał po reszcie, widział w nich to, o czym mówił pan Stark. Łącząc poszczególne fakty w głowie, przed oczami Petera stanęło mu jego pierwsze spotkanie z Avengers. Wtedy w ogóle, by mu do głowy nie przeszło, że sprawy potoczą się w takim kierunku.
*********
5 lat temu
-Ile można czekać na zielone?- Peter skakał z nogi na nogę, uporczywie wpatrując się w światła. Sprawdził godzinę na zegarku i jęknął- Na pewno się spóźnimy!
-Mówiłem, jedźmy metrem- odparł stojący koło niego Ned- A zresztą powinni poczekać na nas. Harrington mówił przecież, że mamy zarezerwowane miejsca.
-A jeżeli nas nie wpuszczą?- Parker odwrócił się do kumpla- Zamkną przed nami drzwi i ominie nas rozdanie nagród! Ominie nas spotkanie z Tonym Starkiem!
-Oddychaj! Spójrz zielone- pociągnął przyjaciela za rękę.
Ten jednak szybko mu się wyrwał. Peter narzucił takie tempo, że Ned musiał za nim biec, jednak mimo to został w tyle. Nic nie zdołało powstrzymać nastolatka od dostania się na galę wręczania nagród. W pewnym momencie skręcił za róg, akurat na nadjeżdżające auto. Gdyby nie dziwne uczucie z tyłu czaszki, nie zauważyłby go. Wyskoczył w powietrze dostatecznie wysoko, by uniknąć potrącenia, ale jednocześnie tak, aby nikt nie uznał tego, za coś dziwnego.
On sam jednak poczuł się dziwnie. Od ponad pół roku miał niezwykłe moce i jeszcze się do nich do końca nie przyzwyczaił. Używanie ich już przeszło u niego do rutyny, ale jednak chwilami zdarzało mu się zapomnieć, co teraz potrafi. Raz przez przypadek wyrwał klamkę z drzwi, a kiedy indziej długopis przykleił mu się do dłoni.
Jednak radził sobie coraz lepiej. Nawet zaczął pomagać ludziom. Są to drobne sprawy, jak ściągniecie kota z drzewa, bądź powstrzymanie złodzieja torebek, ale jednak to zawsze coś. Ludzie jednak gapili się na niego dziwnie, więc musiał zacząć nosić maskę. A żeby nie wyglądać jak jakichś rabuś, to dorobił do maski cały kombinezon, który teraz miał w plecaku. Zawsze warto być przecież przygotowanym.
Skafander nie należał może do najwybitniejszych dzieł. Był zszywany już kilkakrotnie, a na łokciach i kolanach musiał zrobić łaty, bo materiał się całkowicie zdarł. Nie każdy bowiem ma jakieś niesłychane talenty w tworzeniu kostiumu. A fakt, że nie ma się kasy, jak lodu, by mieć super zbroję na każdą okazję, nie polepszał sprawy. Przecież kostiumy bohaterów nie są takie wspaniałe od samego początku.
Bo przecież tym właśnie Peter był. Bądź będzie w przyszłości. Bohaterem. Takim samym jak Iron man, Kapitan Ameryka, Thor, Czarna Wdowa, Hulk i Hawkeye. Może nawet go kiedyś zauważą i wezwą go. A on im pomoże. On Peter Parker. Spider-man.
-Stary ile t dzisiaj kaw wypiłeś? May pozwala w ogóle ci pić kawy?- Ned dobiegł do niego.
-C-co?- Peter spojrzał na przyjaciela. Dopiero po chwili zrozumiał, o czym tamten do niego mówi- Nie, nie pozwala. Ciągle twierdzi, że jestem za młody.
-I dobrze- ocenił Azjata- Skoro masz taką energię bez kofeiny, to z nią byłbyś nie do powstrzymania- wyminął go- Idziesz?
-Tak już- chłopak zrównał się z przyjacielem. Skręcili za kolejny róg i już zobaczyli wejście do budynku, w którym odbywało się rozdanie nagród.
Kilka miesięcy temu Peter wraz z przyjaciółmi wzięli udział w konkursie technologicznym, sponsorowanym przez samego Tony'ego Starka. Przedstawili swoją pracę i tydzień temu dostali wiadomość, że zostali nominowani do jednej z głównych kategorii. Teraz musieli znów zaprezentować swoją pracę, jaką był robot z mechanicznym ramieniem umiejący nie tylko ułożyć kostkę Rubika, grać w szachy, pokonać każdego w papier, kamień, nożyce, ale także otwierać drzwi. Jednak tym razem głównym oceniającym będzie właśnie Iron man. Miliarder ma też na samym początku wygłosić jakąś przemowę, a potem pod koniec wręczyć nagrody zwycięzcom.
Dwaj przyjaciele weszli do holu i właśnie się rejestrowali, kiedy do Petera, ktoś zadzwonił. Chłopak wyciągnął telefon i odebrał.
-Co tam MJ?
-Nie sądzę, byście powinni się zjawiać- odparła dziewczyna bez żadnego przywitania.
-Wiem, że jesteśmy na styk- chłopak założył swój identyfikator- Ale jednak się nie spóźniliśmy.
-Nie o to mi chodzi. Problem polega na tym, że jak tylko się zjawicie, to obaj padniecie.
-Mamy takie okropne szanse?
-Nie, Reszta to jakieś cieniasy. Chodzi mi o to, że Stark nie jest tu sam.
-Czekaj- Peter wszedł do holu. Na jego końcu znajdowały się drzwi, za którymi odbywała się wystawa- Teraz mów.
-Są tu Avengersi.
Młody bohater zatrzymał się w połowie kroku. Najwięksi bohaterowie ludzkości mieli znajdować się tuż za tymi drzwiami. Michelle musiała sobie żartować. Szóstka bohaterów nie wytrzymałaby wśród nastolatków. Tego Peter był pewien. A jeśli jednak oni tam byli, to Peter nie czuł się na siłach, by przekroczyć próg.
Chłopak uświadomił sobie, że Ned próbował go ruszyć, dopiero gdy wyciągnął mu z ręki telefon. Przez chwilę drugi chłopak rozmawiał z MJ, po czym zareagował tak samo. Dziewczyna przez chwilę mówiła w próżnię, po czym się rozłączyła.
Przyjaciela spojrzeli na siebie i jednocześnie przełknęli ślinę. Podeszli do drzwi.
-Gotowy?- zapytał Peter Neda.
-Nie- odparł Ned.
-Ja też.
Pomimo wszystko Spider-man nacisnął klamkę i przekroczył próg. Miał być w końcu bohaterem, a oni są odważni.
Znaleźli się w przestronnej sali, wypełnionej stoiskami z projektami. Jednak pomiędzy nimi kręciły się pojedyncze osoby. Jednak całe tłumy piętrzyły się po drugiej stronie pomieszczenia. Ponad głowami ludzi można było dojrzeć głowy bądź jedynie czubki głów jakichś ludzi. A Peter doskonale wiedział, kim oni są. Widział ich niezmierzoną ilość razy w telewizji, internecie i tak naprawdę wszędzie.
Peter nie potrafił się ruszyć. Do tej pory miał wewnętrzną nadzieję, że MJ jedynie sobie robiła z nich żarty, mając nadzieję, że się ponabija z ich min rozczarowania. Zerknął na Neda, ktry chyba przeżywał, to samo, co on.
-Co tam mięczaki?
Obaj podskoczyli na dźwięk głosu przyjaciółki. Obrócili się jednocześnie w jej stronę, idealnie na pstrykniecie im zdjęcia. Dziewczyna stała oparta o ścianę i zadowolona patrzyła na telefon.
-Zaraz to wyślę wszystkim ludziom z klasy- powiedziała z zadowolonym uśmiechem.
Peter już zamierzał jej coś powiedzieć, ale właśnie wtedy zjawił się Flash.
-Co? Penis Parker spóźnił się na spotkanie z Avengers?
-Jeszcze jest czas- stwierdził Ned zerkając za ramię- Oni chyba się nigdzie nie wybiera...
-O Peter, Ned jesteście- podszedł do nich pan Harrington. Odwrócił się do reszty uczniów, którzy znajdowali się tuż za nim. Wszyscy pokazywali sobie nawzajem autografy bohaterów, będące w najróżniejszych miejscach. Abe miał podpisy całej szóstki na daszku od czapki. Odwrócił się i jeszcze ich policzył- Chyba wszyscy są. To możemy już iść zająć miejsca.
Nauczyciel poprowadzić uczniów do sali audiencyjnej, znajdującej się w przeciwległym kierunku do niż Avengersi. Peter i Ned zerknęli przez ramię. Ich droga do bohaterów została zatorowana przez innych ludzi z ich drużyny.
Weszli do długiej sali pełnej krzeseł. Usiedli kilka rzędów od sceny. Po drodze Parker słyszał niezwykłe rzeczy, które sprawiły, że jedynie poczuł się gorzej.
-Ej on się do mnie uśmiechnął! I nawet mrugnął!- zawołała jakaś dziewczyna.
-Widziałeś już to, co Thor mi napisał na koszulce! Nigdy jej nie umyję!
-Hawkeye patrzył na naszą maszynę!
-Czy Czarna Wdowa w ogóle coś powiedziała?
I tak dalej i tak dalej.
-Naprawdę powinniśmy pojechać wtedy metrem- mruknął pod nosem.
Za wszelką cenę starał się ignorować wszystkie głosy naokoło. Cisza jednak zapadła, dopiero kiedy światło zgasło. Wszyscy zwrócili się w stronę sceny. Przez chwilę nic się nie działo, jednak potem włączono pojedynczy reflektor, oświetlającą postać mężczyzny w garniturze.
-W telewizji wyglądał na wyższego- powiedział ktoś za plecami Petera. Jednak był to jedyny odgłos w całej sali.
Tony Stark przeszedł przez scenę, a światło podążało za nim. Zatrzymał się, dopiero gdy dotarł na jej środek. Odchrząknął pod nosem, po czym powiedział, do mikrofonu.
-Wiem, że najpewniej mnie znacie, ale mimo to się przedstawię. Nazywam się Tony Stark i jestem właścicielem Stark Industries. Do tego jestem również Iron manem, a tu w pierwszych ławkach siedzi reszta Avengers- wskazał na nich ręką- Ściągnąłem tu Kapitana, aby nabył dobrej opinii o młodzieży, zanim media mu ją zepsują. A Thora zabrałem, bo chciałem naprostować jego opinię na temat młodzieży z Ziemi. Reszta przypałętała się tu za nami.
-Błagałeś nas na kolana, żebyśmy przyszli- rozległ się kobiecy głos. Towarzyszyły mu śmiechy- Spokojnie wrzucę dla was zdjęcia do internetu- tym razem rozległy się oklaski i wyznanie, że Czarna Wdowa jest najlepsza.
-Tylko oni nie są dzisiaj ważni- miliarder powrócił do przerwanego wątku- Nawet ja dzisiaj nie jestem ważny. Dzisiaj ważni jesteście wy- wskazał na tłum nastolatków- Stanowicie reprezentacje swojego pokolenia. I robicie to wyśmienicie. Sam fakt, że się tu dostaliście, jest czymś niezwykłym. A pochodzicie z różnych części kraju. Mamy tu grupę z Los Angeles! Killeen! Portland! Waszyngtonu! Wodogrzmotów Małych! Kiedy się o was ostatnich dowiedziałeś, myślałem, że urwaliście się z kreskówki!
Za każdym razem, gdy wypowiadał nazwy miast, rozlegały się krzyki. Wymieniał jeszcze dziesięć innych miejscowości, aż w końcu doszedł do ostatniej.
-Oraz nasi gospodarze. Szkoły z Brooklynu...- kolejne krzyki i jedna osoba z pierwszego rzędu uniosła zwycięsko pięść w powietrze. Peter podejrzewał, o popełnienie tego czynu pana Rogersa. Czytał gdzieś, że Kapitan Ameryka jest wielkim patriotą swojej małej ojczyzny- I Queens!
Ludzie wokół Petera ludzie zaczęli klaskać i wiwatować. Chłopak też się starał to robić, jednak przestał, kiedy spojrzał na Starka. Miał wrażenie, że mężczyzna patrzy właśnie na niego.
-Nie przedłużając, za chwilę zacznę obchodzić stoiska z waszymi projektami. I pamiętajcie, wszyscy jesteście już teraz zwycięzcami, bo się tu dostaliście. To do dzieła!
Wszyscy wyszli z sali i ustawili się koło swojego stoiska. Grupa Petera zajmowała jeden z licznych stołów na środku pomieszczenia. Stamtąd chłopak widział, jak grupa dorosłych podchodziła po kolei do każdego projektu. Mógł także dojrzeć niektórych Avengersów, chodzących pomiędzy stoiskami. Na jego nieszczęście żaden nie był wystarczająco blisko.
-Peter, czy ty nas w ogóle słuchasz?- zapytała Cindy, stojąca tuż przed nim.
-Ta jasne. Oczywiście- odparł nastolatek bez zastanowienia.
-To, co ja przed chwilą mówiłam?
-Eeeee....
-Mówiłam, że trzeba zachowywać się profesjonalnie- powiedziała dziewczyna- Bez żadnego zacinania się, proszenia o autografy, czy mdlenie na stojąco. Chłopaki rozumiecie?- obróciła się w stronę męskiej części drużyny- Jasne?
-Ta... Oczywiście- mruknęli wszyscy jednocześnie.
A potem czekali. Czekanie to naprawdę najgorsza czynność. W szczególności, gdy wszyscy bohaterowie postawili sobie chyba za punkt honoru omijać ich stanowisko. Dlatego powtarzali w kółko swoje kwestie. Wreszcie jednak nadeszła upragniona chwila.
Tony Stark wraz z grupką elegancko ubranych dorosłych podeszli do nich.
-No i mamy nasze Queens- miliarder zanotował coś na kartce- Dawajcie. Zaskoczcie nas.
-To tak- zaczęła Cindy- Stworzyliśmy tę rękę- odsunęła się i pokazała, ustawioną na stole mechaniczną dłoń normalnych rozmiarów. Robot pomachał w stronę jury, za co od razu w stronę Neda poleciało kilka ostrzegających spojrzeń- Można ją sterować własnoręcznie, tak by wykonywała od razu wszystkie polecenia, ale również można ją ustawić, aby zrobiła jakąś konkretną pracę.
-Dzięki tej oto kamerze- Peter wskazał na kamerę wbudowaną w podstawę. Za wszelką cenę starał się, aby jego głos nie drżał z podniecenia- Robot potrafi rozpoznać środowisko, w którym się znajduje. Dzięki temu może rozpoznać klamki od drzwi, szachy, czy nawet ludzką dłoń.
-Algorytm, którym się kieruje- Ned wskazał na swój laptop ustawiony na stole- Jest naprawdę po prostu. wystarczy wpisać jedynie polecenie- chłopak wstukał w klawiaturę „przybijanie piątki"- a robot wykona to z precyzją ludzkiej dłoni.
Abe przybił piątkę z robotem.
-Jeśli chodzi o inne zastosowania, to można wykorzystać go wszędzie, gdzie tylko jest potrzebna pomocna dłoń, a nie zmieści się tam człowiek- kontynuował Flash.
-Do tego jest mistrzem w papier, kamień, nożyce- zakończyła Michelle.
Potem zadano im jeszcze kilka różnych pytań, na które starali się odpowiedzieć, jak najdokładniej. Pod sam koniec odezwał się Iron man.
-I mówicie, że on jest mistrzem w papier, kamień, nożyce?
-No tak- odparła MJ.
-Daj mi sekundę- miliarder odwrócił die i powiedział- Clint mógłbyś podejść?
Po chwili zjawił się koło niego szatyn w skórzanej kurtce. Rozejrzał się naokoło i zapytał:
-O co chodzi? Tam są roboty grające w pingponga. Czemu odciągasz mnie od robotów grających w pingponga?
-Spróbuj pokonać tego robota w kamień, papier, nożyce- Stark wskazał na ramię.
-Tę rękę?- Hawkeye spojrzał na robota, który do niego pomachał. Znów wszyscy spojrzeli na Neda.
-Tak. To dzieciaki zostawiamy was na chwilę z naszą maskotką- Tony odwrócił się i ruszył dalej, do kolejnych stanowisk.
Tymczasem łucznik zaczął grać z ręką. Po pierwszej przegranej zrobił wielkie oczy. To jedynie sprawiło, że zaczął próbować dalej.
-To jest niemożliwe!- zawołał wreszcie bohater. Peter wraz z resztą ledwo się powstrzymywał przed wybuchnięciem śmiechem. Nie na co dzień trafia się przecież Avengers, próbujący wygrać z robotem.
W pewnym momencie zjawił się jednak pan Harrington i przerwał im zabawę.
-Dobra dzieciaki już czas wracać do sali- popchał ich w stronę wejścia do sali audiencyjnej. Zatrzymał się jednak koło Hawkeye'a i dodał- Panie Barton, pan chyba też powinien już iść.
Bohater podniósł głowę i stwierdził:
-Tak, tak oczywiście- i ruszył wraz z nimi do drzwi. Po drodze jednak się obrócił i posłał zabójcze spojrzenie robotycznej dłoni.
Nie zajęli pierwszego miejsca, tylko drugie. Kiedy wyszli po odbiór nagrody, uścisnęli dłonie wszystkim znajdującym się na scenie. W tym z Tonym Starkiem. Kiedy nadeszła jego kolei, Peter czuł, że zaraz zemdleje.
Rozdanie nagród dobiegało końca. W chwili, gdy Tony znów wyszedł na scenę, by pogratulować zwycięzcom, rozległ się jakichś wybuch. Avengersi w pierwszym rzędzie od razu wstali. Iron man jednak wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Proszę wszystkich do udania się w stronę wyjść ewakuacyjnych. Trzymajcie się w grupie i nie rozdzielajcie. My się tym wszystkim zajmiemy- po czym zszedł ze sceny.
Peter wraz z resztą wyszedł z sali. Szybko jednak zdołał się zgubić przyjaciołom i Flashowi. W takich tłumach to wcale nie było trudne. Potem równie szybko znalazł schowek na miotły. Tam wyciągnął z plecaka swój kostium i go ubrał. To już z kolei zajęło mu trochę czasu. Kiedy wreszcie był gotowy, wymknął się przez luft.
Na ulicy zastał chaos. Budynek naprzeciwko stał w płomieniach. Widział, jak Czarna Wdowa wraz z Hawkeyem wyciągają ludzi ze środka. Z boku doktor Banner pomagał przy cywilach. Najpewniej nie chciał stawać się Hulkiem w takich okolicznościach. Tymczasem po drugiej stronie ulicy pozostała trójka Avengersów rozprawiała się z ludźmi w kapturach z jakąś dziwną bronią.
Spider-man wyprostował się i wtedy zobaczył, że po drugiej stronie, palący się budynek wali się, na jakichś ludzi. Wystrzelił sieć i poleciał właśnie tam. Poodciągał ludzi jak najdalej od niebezpieczeństwa. Potem jeszcze złapał jakiegoś kolesia, który prawie wpadł pod samochód. Ludzie w słuchawkach naprawdę powinni się rozglądać na ulicy. Na sam koniec przyciągnął do siebie dwóch strażaków, bo kolejna ściana miała własnie na nich spaść.
Po tym wszystkim zmęczony pająk wylądował na dachu budynku, w którym odbywała się wystawa. Był cały spocony i śmierdział dymem, ale to mu nie przeszkadzało. Później powie reszcie, że zabłądził, czy coś i znalazł się zbyt blisko płomieni. Pan Harrington na pewno to kupi.
Oddychał głęboko, kiedy do niego dotarło, że był szczęśliwy. Udało mu się pomóc tym ludziom i nie stchórzył. A nawet pomógł w jakichś sposób Avengersom. Przecież to on się zajął ludźmi naokoło, więc oni mieli czas powstrzymać sprawców. Wyprostował się i spojrzał na gaszony budynek, uśmiechając się przy tym pod maską.
-Niezła robota dzieciaku- powiedział, ktoś za nim.
Peter obrócił się. Znał oczywiście ten głos, lecz żeby uwierzyć, musiał zobaczyć. To po prostu wydawało mu się nieprawdopodobne. Ale jednak było prawdą.
Iron man w swojej zbroi stał tam i nie był sam. Towarzyszyła mu cała ekipa. Nawet doktor Banner tam był.
-Ja... Ja...- jedynie to zdołał z siebie wydusić, na ich widok.
-Nie musisz nic mówić, tylko posłuchaj- powiedział do niego Kapitan Ameryka, uśmiechając się lekko. Ze swojego pełnego stroju miał przy sobie jedynie tarczę. Tak naprawdę Jedynie Iron man i Thor byli w swoich zbrojach- Naprawdę nam dzisiaj zaimponowałeś.
-Już od pewnego czasu mamy cię na oku pajęczy chłopcze- dodał miliarder- I nie zawodzisz oczekiwań. Do tego jeszcze mogę ci powiedzieć, że jak na nowego, a oni rzadko się trafiają w tej branży, to radzisz sobie naprawdę dobrze. Do tego... Thor przestaniesz wreszcie grzebać w tym telefonie? Nie widzisz, że staram się brzmieć profesjonalnie? Widzisz, chociaż tę komórkę!
Peter dopiero teraz zauważył, że Asgardczyk cały czas naciskał na mały telefon.
-Próbuję do niego zadzwonić- powiedział wiking- Dzwonił dzisiaj, a ja nie zauważyłem.
-Czy ty przypadkiem wczoraj nie marudziłeś, że to właśnie on nie odbiera twoich telefonów?- zapytał łucznik, podchodząc do gromowładnego.
-Dokładnie tak było- zgodziła się Czarna Wdowa, zabierając Thorowi telefon- Rozmowa wideo będzie lepsza. Przydałoby się wiedzieć, co chłopak wyprawia.
-Nie zwracaj na nich uwagi- zbroja się otworzyła i wyszedł z niej mężczyzna. Podszedł do chłopaka i odciągnął go na bok- Chodzi mi po prostu o to, że naprawdę dobrze się zapowiadasz Peter.
Chłopak zatrzymał się w pół kroku.
-Co? Jaki Peter? Ja nie znam żadnego Petera. Ja jestem Spider-man- mówił naprawdę szybko. Pan Stark jednak się tylko na niego patrzył i uśmiechał.
-Spider-man powiadasz?- zapytał wreszcie- Chwytliwa nazwa. Jednak trochę niepasująca do wyglądu- przyjrzał mu się- Przy nas jednak nie musisz się ukrywać. Jak już mówiłem, mieliśmy cię na oku już od pewnego czasu. Peterze Parkerze z Queens- uśmiechnął się do niego.
Peter spojrzał na milionera, po czym obrócił się jeszcze w stronę reszty Avengers. Oni też się do niego uśmiechali. Z wyjątkiem Thora i Czarnej Wdowy. Ta dwójka rozmawiała z kimś przez telefon. Byli bohaterami i wiedzieli, więc nie było potrzeby dalej zakrywania twarzy. Sięgnął po kaptur i ją odsłonił.
-No i teraz lepiej. Dziwacznie w tym wyglądasz- powiedział do niego Iron man.
Tuż koło nich przeszedł bóg piorunów z agentką. Mężczyzna poklepał Petera po ramieniu i powiedział:
-Dzielnie się spisałem młody wojowniku.
-Ej Thor, a ty i Nat, gdzie się wybieracie?- zapytał ich Stark.
Agentka zatrzymała się tuż przy krawędzi dachu i powiedziała:
-On właśnie okrada bank.
-Czy on przypadkiem nie twierdził, że okradanie banku jest czymś niegodnym jego talentu?
-Tak- odparła kobieta, po czym zaskoczyła z dachu.
-Do zobaczenia pajęczy chłopcze- powiedział Thor. Chwilę później wzniósł się w powietrze. Tony i Peter patrzyli przez jakichś czas na niego.
-Tony, może przejdziemy wreszcie do sedna sprawy?- zaproponował Kapitan Ameryka.
-Sedno sprawy. Tak...- Iron man spuścił głowę i spojrzał na Petera- Bruce podasz plecak?
Naukowiec podszedł do nich. W rękach trzymał plecak Petera. Chłopak był pewien, że leży w schowku, tam, gdzie go wcześniej zostawił.
-Otóż młody- Tony, wziął od naukowca plecak i podał go nastolatkowi- Zostawiłem ci w środku moją wizytówkę. Zadzwoń o godzinie, która ci tam zapisałem. W piątek. Wtedy na pewno odbiorę.
-Jeśli zadzwonisz o jakiejś innej, możesz zostać zbyty, jak większość dzwoniących- dodał Hawkeye.
-Po prostu chcę nauczyć cię, jak to być bohaterem- kontynuował milioner- Wiem, że początku zawsze są trudne i uczenie się na błędach dość bolesne. Dlatego chcę ci pomóc. Tak, byś nie popełniał wszystkich możliwych błędów. Rozważ to.
Miliarder wrócił do zbroi, która się na nim zamknęła. Reszta bohaterów poklepała go po ramionach i niczym Czarna Wdowa zeskoczyli z dachu. Bruce jedynie pożegnał się i zszedł schodami. Iron man unosił się w powietrzu. On podleciał do chłopaka i jeszcze odwrócił się do niego.
-Zapomniałbym. Oprócz ulotki wsadziłem ci tam coś jeszcze. Potraktuj to jako prezent dla nowicjusza- kiwnął mu głową i odleciał.
Peter patrzył w niebo przez jakieś kilkanaście minut. Nie mógł uwierzyć, co się tu przed chwilą stało. Jeszcze dłużej zajęło mu, pojęcie ostatnich słów Starka. Otworzył szybko plecak. Na samym wierzchu znalazł wizytówkę z numerem i zapisaną godziną i nazwą dnia tygodnia. Delikatnie włożył ją za etui telefonu, niczym gdyby była największym skarbem na świecie.
Potem znów zajrzał do wnętrza plecaka. Z niedowierzaniem wyciągnął, to, co leżało na jego obraniu. Zamrugał kilka razu, po czym się jeszcze uszczypnął. Czuł się, jakby był w najlepszym śnie ze wszystkich snów.
-Ekstra- wydusił z siebie.
W rękach trzymał najlepszy kostium Spider-mana, jaki mógł tylko sobie wyobrazić.
**********
Teraz
-A to się stało jeszcze dzisiaj- zakończył opowieść Tony.
Peter patrzył na niego jak wryty. Nic nie powiedział. Jedynie go przytulił. To, co pan Stark przeżył, było ponad jego wyobrażenia. Coś takiego mogłoby złamać każdego człowieka.
-Wszystko będzie dobrze- powiedział mu chłopak.
-Teraz już tak- odpowiedział Iron man.
Przytulali się tak długo, aż zrobiło się dziwnie. Dopiero wtedy się od siebie odsunęli. Chwilę później dziewczyna z kokpitu zawołała:
-Lądujemy!
Chłopak zaczął rozglądać się naokoło, mając nadzieję, że pomiędzy skrzyniami zobaczy nową bazę Avengers. Naprawdę był jej bardzo ciekawy. Z opowieści pana Starka wynikało, że jest genialna. Nic jednak nie widział.
-Masz- usłyszał głos Lokiego. Od razu odwrócił się w jego stronę. Czarnowłosy podawał Doktorowi Strange'owi jakąś bransoletę- Ukryje cię przed Kamar Tajem, przez jakichś tydzień. Jak tylko wylądujemy, zacznę pracować nad czymś trwalszym.
Czarodziej bez słowa wziął od niego bransoletą i ją założył.
Po chwili klapa się otworzyła. Peter w ogóle nie czuł, kiedy konkretnie wylądowali. Jednak od razu wstał i wyszedł ze statku. Znalazł się w ogromnym garażu, wypełnionym zniszczonymi autami. Zupełnie tak, jak opowiadał pan Stark.
-Dobra Hulk zanieś Strange do ambulatorium- powiedział Zimowy Żołnierz- Pójdę z tobą. Opatrunek ci zmienię.
Zielony wstał i podniósł czarodzieja jedną ręką. Po czym wraz z aktualnym Kapitanem Ameryką poszli przed siebie.
Tuż za nimi ze statku wyszli Ant-man i Wasp.
-Stark muszę naprawić skafander, dasz mi dostęp do laboratorium?- zapytała kobieta. Ona i jej towarzysz byli już w normalnych rozmiarach.
-Ta jasne- odparł Iron man- Jarvis słyszałeś?
-Oczywiście panie Stark.
-Naprawić powiadasz?- ze statku wyskoczyła dziewczyna w stroju kota. Już nie miała na twarzy maski i Peter potwierdził swoje przypuszczenie, że ona pochodzi z Afryki. Spojrzała w jego stronę i nawet się uśmiechnęła. Zaraz po tym podbiegła do kobiety- Mogłabym ci jakoś pomóc? Znam się na budowaniu różnych rzeczy i w ogóle.
Razem z dwójką dorosłych opuściła garaż.
-Ej czekajcie!- Tony podbiegł za nimi- Ja ciebie kocico wcale nie znam!- zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na Petera- Młody najlepiej będzie, jak ty też pójdziesz do ambulatorium! A Loki mamy spotkanie za dwie godziny! I nawet nie próbuj się spóźnić!- po czym wybiegł z garażu.
Peter rozejrzał się naokoło. Zobaczył wychodzącego ze statku.
-Loki!- zawołał chłopak i podbiegł do niego.
Czarnowłosy zatrzymał się i spojrzał na niego.
-Ty nawet nie jesteś zmęczo...- nie dokończył, ponieważ pająk mocno go przytulił.
Peter dopiero po chwili poczuł, jak Loki odwzajemnia przytulasa. Zdziwiło go trochę, że zajęło to tak długo. Wiedział z poprzednich doświadczeń, że Loki miał problemy z kontaktami między ludzkimi, ale jednak ostatnio ten czas był o wiele krótszy. Dopiero po chwili sobie przypomniał, że od ostatniego razu minęły cztery lata.
-Nawet mi się nie waż, drugi raz umierać- Parker usłyszał cichy głos zielonookiego.
-Ale ty robiłeś to częściej- przypomniał mu chłopak.
-Pogadamy, jak ty będziesz bogiem psot i oszustw.
-Urosłeś- stwierdził pająk, kiedy poczuł, że Loki mógł oprzeć swoją brodę o jego głowę.
-Powiedz to reszcie- gromowładny odsunął się od niego- Oni uwielbiają mnie traktować, jak dziecko- spojrzał na chłopaka- Chociaż może teraz przestaną. Skoro ty tu jesteś i Shuri- obrócił się i też ruszył do drzwi.
-Ej czekaj!- Peter podbiegł do niego- Chcesz nas tak wykorzystać? By ludzie się ciebie tak bardzo nie czepiali?
-Jesteś teraz oczkiem w głowie Starka- odparł Loki- Zobaczymy z czasem, czy będziesz miał tego dość.
-Ej Loki? Wyczarujesz coś?- no to pytanie dwudziestolatek się zatrzymał. Peter też to zrobił. Po chwili jednak w głowie pojawiła mu się myśl, że może młot, będzie uznawał czary psotnika za niegodne. Przez to zielonooki mógł już nie czarować tak, jak dawniej. Tłumaczyłoby to jego reakcję- O ile młot ci na to pozwala.
-Mjolnir nie może mi niczego zabronić- uśmiechnął się do niego, po czym pstryknął palcami i tuż nad nimi pojawił się zielony płomień- To jest tylko durny przedmiot- płonień zmienił się w ptaka, który odleciał.
Peter patrzył na zwierzę z szeroko otwartymi oczami. Kiedy zniknęło, odwrócił się i zaczął wołać:
-Jeszcze! Jeszcze! Proszę, Loki wyczaruj jeszcze!
Loki na ten widok najpierw zrobił zdziwioną minę, po czym się roześmiał. I dzięki temu Peter wiedział, że robi dobrze.
💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥
Głos w głowie: Miały być dwa tygodnie! Dwa! A nie dwa i pół! Skup się i wyłącz wreszcie te Wodogrzmoty Małe! Ona ci przechodzą do książki!
Powróciłam i żyję. Mam nadzieję, że ten oto rozdział się spodobał. Przepraszam od razu za opóźnienia, ale zajęło mi to więcej czasu, niż mogłam się spodziewać.
Przy okazji życzę wszystkim miłych wakacji, spędzonych na robieniu tego, co się tylko chce. Mam nadzieje, że oceny są takie, jakie chcieliście i że w ogóle jest wszystko super.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top