Loki
Loki nie znosił Strange'a. Wiedział, że było to odwzajemnione. Dlatego szczerze życzył, by doktorek zachorował i żeby przez to cierpiał. Nawet jeśli przez to, to właśnie jemu przypadały wszystkie obowiązki Strange'a. A nie było ich tak dużo. Musiał jedynie sprzątać pokój do medytacji (do czego używał stroju do oddychania pod wodą, bo inaczej się nie dało przez te wszystkie kadzidła) i rozpakowywać zmywarkę.
Nie powiedział tego jednak Starkowi. Czując, że ten jeszcze się na niego gniewa za to, jak niby "bezuczuciowo" potraktował Petera. Gdyby Tony tylko pamiętał, do czego był zdolny, dziękowałby mu na kolanach, że skończyło się na groźbach, których i tak nie miał zamiaru spełniać. Wsadzanie komukolwiek ręki w usta było ohydne. Miliarder jednak na niego nawrzeszczał. A nikt nie miał prawa na niego krzyczeć, jakby był jakimś dzieckiem!
Stark zasłużył sobie na karę i to nie byle jaką.
Loki, będąc jeszcze agentem Asgardu, często kradł różne cenne przedmioty. Później niestety jego niesamowite zdolności ograniczały się jedynie, do kradnięcia jedzenia z kuchni i okazjonalnie różnych rzeczy innych Avengersów. Teraz jednak znów nadarzała się okazja, żeby jego celem nie padł dodatkowy kawałek ciasta, czy lewe skarpetki Bucky'ego (patrzenie, jak Barnes wpada w szał, kiedy nie mógł skompletować żadnej pary, było przezabawne), ale coś ważnego. A konkretnie chowany przed resztą świata, najcenniejszy skarb Starka.
Dlatego w sobotę z rana opuścił swoją komnatę i zjawił się na progu pokoju Petera. Nie przejmował się pukaniem. Pająk i tak nie zamykał nigdy drzwi na klucz.
Parker nie zauważył jego wejścia. Był zajęty graniem wraz z Shuri graniem na konsoli. Zmniejszyli wyświetlacz wielkiego na całą ścianę telewizora do rozmiaru dość zwykłego i razem siedzieli na pufach. Loki jęknął w duchy. Znając księżniczkę, będzie musiał ją także wciągnąć w swój plan, bo inaczej się wygada. Chociaż czuł, że akurat nią nie będzie takiego problemu, jak z Peterem.
Czekając, aż oni skończą, zaczął się rozglądać po pokoju, szukając jakiejś inspiracji. Musiał czymś przekonać Petera. Czuł, że czas mu się kończy, a ciągle nie miał żadnego sensownego pomysłu. W końcu jego wzrok padł oprawione zdjęcie, stojące na biurku. Podniósł je i przyjrzał się uśmiechniętemu Peterowi i równie szczęśliwej May. Kiedy odkładał fotografię pod odpowiednim kątem, sam także się uśmiechał.
Peter i Shuri jednocześnie jęknęli, co było znakiem, że skończyli grać. Nie dał im czasu, żeby zaczęli poziom od początku.
-No ładnie.
Dzieciaki aż podskoczyli i obrócili się w jego stronę. Widział, że pająk był przygotowany, żeby w niego strzelić siecią, a Czarna Pantera szykowała się do skoku. Na ich szczęście, żadne niczego nie zrobiło.
-Wczepię ci czipa- odezwała się Shuri.- Przysięgam. Będzie mi dawał znać, gdzie jesteś.
-Możesz próbować.- Zerknął na Petera. Widząc, malujący się na jego twarzy strach dodał- Nie przyszedłem po to zadanie z hiszpańskiego.- Chłopak nawet nie ukrywał, że odetchnął z ulgą. Na to Loki przewrócił oczami, jednak szybko wrócił do swojego planu.- Nuda?
-Trochę- mruknął Peter. Zerknął na kontroler i się lekko ożywił.- Loki... Przejdziesz za nas ten poziom?
-Nie.
-To chociaż nam pomóż, go przejść- odezwała się Shuri.
-Nie.
-Loki, siedzimy przy tym już od wczoraj.
-To zróbcie sobie przerwę i wróćcie do tego jutro- zaproponował.- Tak ja zawsze robię.
-To co niby mamy robić przez ten czas?- Shuri odłożyła konsolę i spojrzała na niego wymownie.
-Przeczytajcie książkę...
-Wszystkie przeczytane.- Peter wskazał na półkę książek.
-Obejrzyjcie film...
-Nie chce nam się- odparła Shuri.
-Serial?
-Za długi- odpowiedzieli jednocześnie.
-To gdzieś wyjdźcie?
-Las jest nudny.
-To pojedźcie do miasta- Loki sprawił, że brzmiał na zrezygnowanego.
-Jakiego niby? Przecież ty nic nie ma- prychnęła Shuri.
-Nie wiem? Edison?- Shuri przewróciła oczami.- Jersey?- Słysząc to, Peter prychnął.- To Nowy Jork?- Na to już chłopak się zainteresował.
-Shuri, jedźmy- Parker spojrzał na księżniczkę. Oczy aż mu błyszczały z podekscytowania. Złapał przynętę.
-Stark nas nie puści...- zaczęła, po czym spojrzała na Lokiego.
-Nie, nie, nie. Znam to spojrzenie.
Księżniczka wstała i pociągnęła za sobą Petera.
-Ty masz auto- dziewczyna podeszła do Lokiego- mógłbyś nas zabrać.
-Po co miałbym to robić?
Peter zaczął się rozglądać po pokoju, po czym jego wzrok musiał paść na zdjęcie na biurku. Loki ustawił je ta, żeby pająk mógł je zobaczyć, kiedy tylko wstanie z pufy. Chłopak momentalnie zaczął robić minę smutnego szczeniaczka.
-Proszę Loki, chcę odwiedzić ciocię. Tęsknię za nią. Nie widziałem jej od czasu... Tego wszystkiego.- Shuri spojrzała na niego i chyba podchwyciła strategię, bo także zaczęła robić smutną minkę.
-A ja jeszcze nie była na zewnątrz tak normalnie, a nie na żadnej misji.
Oboje otoczyli Lokiego. Teraz wystarczyłoby się tylko zgodzić, a ta dwójka wpadłaby idealnie w jego pułapkę. Jednak, gdyby to zrobił, nie brzmiałoby to realistycznie. Jeszcze zaczęliby się czegoś domyślać, a na to nie mógł pozwolić. Dlatego udawał, że się zastanawiał, po czym zapytał:
-Co bym z tego niby miał? Do tego Stark na pewno wam nie pozwoli.
-Ale on nie jest twoim szefem, a ty robisz, co chcesz- powiedziała Shuri. Brzmiała na podekscytowaną, jednak ciągle uważnie przyglądała się Lokiemu. Starszy pozwolił, by przez jego twarz przebiegł grymas. Shuri odczytała to, dokładnie jak zamierzał, za wygraną.- Jedziemy!
-Naprawdę?- Peter spojrzał to na Shuri, to na Lokiego.- Zabierzesz nas?
-Dobra- jęknął przeciągle Loki, chociaż wewnętrznie uśmiechał się wrednie.- Aby się wykraść, będziecie musieli robić wszystko, co mówię jasne?- Oboje pokiwali głowami.- Doskonale. I pamiętajcie, robię to jedynie ze szczerości serca- Shuri przewróciła oczami- więc będziecie mi winni.
*********
Loki wielokrotnie wymykał się z bazy bez wiedzy kogokolwiek. Miał nawet pewien układ z Jarvisem, że ten nie będzie informował o tym Starka, dopóki ten nie zapyta konkretnie i bezpośrednio, czy Loki wyjechał. Już kilkakrotnie to i fakt, że Tony raczej nie szczycił się cierpliwością, uratowało mu skórę.
Wykradnięcie Petera i Shuri było dla niego drobnostką. Miał jedynie nadzieję, że to też podejdzie pod jego deal z komputerem. Nie osiągnie zamierzanego efektu, jeśli Jarvis od razu wygada się Starkowi. Wtedy także nic nie wyjdzie z kradzieży, bo miliarder na pewno zatrzyma ich, zanim uciekną wystarczająco daleko.
Nic takiego jednak się nie stało, więc w głębi duszy Loki podziękował Jarvisowi i zanotował, by przez jakichś czas nie przeszkadzać interface'owi w ciągu dnia.
Po około półtora godziny jazdy, w której trakcie kilka razy musiał się zatrzymywać, ponieważ nikt z nich nie jadł śniadania, a dzieciaki nie potrafiły znieść głodu, stwierdził, że minęło już odpowiednio dużo czasu, by Stark zauważył zniknięcie chłopaka. Dlatego na kolejnym postoju, przy pomocy zostawionej w pokoju runy, wysłał swoją iluzję na przeszpiegi i możliwe zmycie z siebie podejrzeń.
Kiedy się zmaterializował w pokoju, leżąca na kanapie kotka nasyczała na niego. Nie miał innej opcji i jej odsyczał. Z chęcią złapałby ją i zrzucił z siedziska. Niestety nie był do tego zdolny i jego ręka jedynie przeszłaby przez ciało zwierzaka. Czar nie był dostatecznie mocny, aby iluzja mogła mieć jakikolwiek kontakt z przedmiotami, czy żywymi osobami.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę częściej używanych pomieszczeń. Nie musiał czekać długo, bo już po przemierzeniu kilku korytarzy, do jego uszu doszły satysfakcjonujące go krzyki.
-Gdzie go ostatni raz widziałaś?!- To z całą pewnością był, odchodzący od zmysłów Stark.
-Chyba wczoraj w kuchni...- Była z nim Hope. Bez pośpiechu ruszył w stronę głosów.
-Chyba?!- Głos Starka podniósł się o oktawę.
-Tony uspokój się!- kobieta na niego krzyknęła.- Wypij herbatę i weź kilka głębszych wdechów. Musimy do tego podejść rozsądnie...
-Rozsądnie?! Petera nigdzie nie ma! Shuri też zniknęła! Dwójka dzieci zniknęły spod mojego nosa, a ty mi mówisz, bym się uspokoił!- Stanął na progu i spojrzał na scenę w kuchni. Tony chodził w kółko po całym pomieszczeniu, kiedy Hope bujała się na krześle. Na stole stały dwa parujące kubki. Stark obrócił się na pięcie i nagle stanął.- Bosz, Loki wystraszyłeś mnie. Przynajmniej ty nie zniknąłeś.
-Coś się stało?- Ledwo powstrzymał się przed oparciem o framugę. Brzmiał na rozluźnionego i trochę zaskoczonego tym, co zastał w kuchni.
-Coś się stało?- Tony go przedrzeźnił.- Czy coś się stało?! Hope powiedz mi, czy stało się cokolwiek ważnego. Pomyślmy... Tak! Peter i Shuri zniknęli! To się stało!
-Uuuu...- Posłał Hope spojrzenie, które mówiło, że niepokoi się o stan miliardera. Ta w odpowiedzi jedynie lekko pokiwała głową.- Jesteś pewien, że nie grają w chowanego, czy cokolwiek?
-Jestem pewien! Sprawdzałem wszędzie i...- Spojrzał na chłopaka.- A ty gdzie byłeś?- w jego głosie było oskarżenie.
-Spałem- rzucił w odpowiedzi. Wszyscy w bazie wiedzieli, że uwielbia spać i nikt się nigdy nie dopytywuje, kiedy właśnie przez to wyjaśniał swoją nieobecność. Tak samo było teraz. Przez dobrą minutę.
Przez ten czas Hope przewróciła oczami, a Tony zaczął wymieniać miejsca, gdzie widział zaginione nastolatki. Potem jednak Stark obrócił się znowu w jego stronę.
-Jest sobota. Skoro spałeś, to dlaczego wyszedłeś z pokoju?- Brzmiał, jakby był policjantem, który pierwszy raz kogoś przesłuchuje.
-Wyszedłem po coś, do namalowania pułapki na demony.- Tony, słysząc to, przewrócił oczami, a Hope przyjrzała mu się uważnie.- Mój kot to prawie na pewno demon- wyjaśnił jej.- Ostatnio, kiedy narysowałem pułapkę, siedziała w niej przez dobre pięć godzin, dopóki nie przerwałem kręgu. Jednak niektórzy, ty mam na myśli doktorka kuku na muniu- zakręcił palcem niedaleko głowy- mi nie wierzą.- Stark machnął na niego ręką i znów zaczął dreptać w kółko.- Skoro tak, to was zostawię. Powodzenia, w szukaniu ich- wypowiedziawszy ostatnie zdanie, usłyszał szybkie kroki w jego stronę. Nie zdołał zareagować dostatecznie szybko zareagować. Wiedząc, że już za późno, spuścił jedynie głowę i spojrzał, na wystającą z jego klatki piersiowej rękę, która zacisnęła się w pięść. Zły znak.
Obrócił się, pozwalając, by ciągle wyciągnięta ręka przeszła przez resztę jego ciała. Nie śpieszył się przy tym. Kiedy spojrzał w oczy Starka, mógł przysiąc, że ten teraz naprawdę żałował, że nie może mu przywalić.
-Pozwól, że zgadnę... Powodzenia?- Zaryzykował, wypowiadając słowo, które najpewniej go zdradziło.
-Taki dupek, jakim chwilami jesteś, nigdy by nikomu nie życzył powodzenia- powiedział miliarder przez zaciśnięte zęby.- Do tego sądzę, że chociaż trochę byś się przejął, gdybyś usłyszał, że oni zaginęli, a ty nie miałbyś z tym nic wspólnego.
-Nie doceniasz mnie. Ludzie chwilami obchodzą mnie mniej niż sposób odżywiania grzybów.
Patrzenie z góry na wkurzonego Starka, ze względu na jego wzrost, też było nawet zabawne. Było niczym obserwowanie szczekającego jorka, siedzącego w swoim kojcu.
-Gdzie oni są?
-Ze mną.
-Loki...- Hope wstała i podeszła do miliardera.
-Nic im nie jest.- Podniósł ręce w uspokajającym geście. Widział jednak, że Stark szykował się, żeby znowu na niego nawrzeszczeć, dlatego, zanim ten zdołał cokolwiek powiedzieć, odezwał się- Jeśli teraz zaczniesz znowu na mnie wrzeszczeć, mogę cię zapewnić, że nie zobaczysz ich do końca tygodnia. Przy tym w ogóle nie będę ich pilnował i niech sobie wpadają pod pierwsze lepsze auta.
Tony wreszcie wyciągnął rękę z ciała iluzji i zacisnął pięść tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. Wyglądał przy tym, jakby był wulkanem i szykował się do wybuchu. I to takiego jednego z większych. Kiedy już był na krawędzi, nagle się w miarę uspokoił.
-Dzwonię do ciebie- zawyrokował i już wyciągał telefon.
-Nie radzę.- Ręka mężczyzny zatrzymała się w połowie ruchu.- Aktualnie zapierdalam kwestie Lafayette'a w Guns and Ships i jeśli teraz mi przerwiesz, przysięgam, że wjadę w pierwsze drzewo, które rośnie przy drodze.
-Nie zrobisz tego.- Stark wskazał na niego komórką.
-Zrobię.- Uśmiechnął się jednym z bardziej demonicznych uśmiechów. Tony wyglądał, jakby miał coś powiedzieć, ale zagryzł wargę i schował telefon.
-Loki to jest porwanie- odezwała się Hope.
-Sami mnie prosili o to, bym ich zabrał.- Obrócił się i już miał znikać, kiedy zatrzymał go głos Starka.
-Pilnuj ich tylko. To będzie pierwszy raz Shuri. A Peter...- Głos mu się załamał.- On i tak przeżył już za dużo.- Powstrzymał się, przed wypomnieniem, że technicznie rzecz biorąc, Peter tego nie przeżył. Zerknął na, teraz naprawdę zatroskaną twarz miliardera.- Nie powiesz mi najpewniej, gdzie jedziecie?- Pokręcił głową.- To nie wpadnijcie tylko w kłopoty! Ale zabraliście stroje na wszelki wypadek?- Kiwnął głową.- To nie używajcie ich bezpodstawnie! Do tego, jeśli...- Nie usłyszał reszty, ponieważ mężczyzna znów zaczynał krzyczeć rzeczy, których nie chciał słuchać. Więc pozwolił, by iluzja się rozwiała.
*********
-Po co ci plecak?- zapytała Shuri, wysiadając z auta.- Ja niczego nie mam, Loki ma...- Zerknęla na niego.- Laskę?
-Poczekaj chwilę, a zmienię go, w coś zręczniejszego.- Odstawił Mjolnir pod postacią laski na dach samochodu i zaczął poprawiać swój płaszcz. Naprawdę nie znosił, że musiał mieć młotek ciągle przy sobie.
Shuri jedynie przewróciła oczami i znowu zwróciła się do pająka.
-To, co ty tam trzymasz?
-Wiesz, wodę, telefon, portfel...- Loki podniósł wzrok na niego.- Strój...
-Przecież on mieści się w... Nie.- Księżniczka podeszła do niego.- Nie mów, że wziąłeś ten stary model.- Peter kiwnął szybko głową.- Nie! Przez ciebie nie będziemy się dobrze prezentować, jeśli coś się stanie.
-Posłuchaj Shuri, to jest moje miasto i będę się w nim prezentował tak, jak chcę- powiedział pewnym tonem. Zaraz jednak dodał już delikatniej- Po prostu chciałem tutaj mieć ten super technologiczny lateks, a nie nanoboty.
Dziewczyna zdawała się, jakby chciała mu coś jeszcze powiedzieć, ale nie miała do tego serca. Peter naprawdę przypominał trochę szczeniaczka, pilnującego cennej dla niego rzeczy.
-Dobra, chodźmy na ten cmentarz.- Loki w końcu uznał, że odpowiednio się prezentuje. Złapał laskę, która od razu się skurczyła do takiego rozmiaru, że mógł swobodnie trzymać ją w kieszeni. Ruszył przed siebie, przechodząc pomiędzy młodszymi. Nie patrzył na nich, ale słyszał, jak do niego podbiegają i chwilę później zrównali się z nim.
Razem wyszli z zaułka, zostawiając w nim, ukryte pod iluzją, auto i ruszyli w stronę cmentarza, na którym cztery lata temu pochowano Petera.
Loki tak naprawdę nie chciał tam iść. Za każdym razem, kiedy odwiedzał ten konkretny grób, walczył ze sobą i niechętnie przychodził. Jednak sam Peter nalegał I Loki mniej więcej go rozumiał. Sam odwiedzałby swój grób, gdyby tylko takowy istniał. Bał się jednak reakcji pająka, jak zobaczy nagrobek z własnym imieniem. Do tej pory reszta drużyny nie poruszała bezpośrednio tematu morderstwa Spider-mana i chłopak nie zdawał się, być z tym w pełni pogodzony. A teraz miał stanąć przed pomnikiem, upamiętniającym jego śmierć.
Peter zdawał się, pomimo tego, że to był jego pomysł, nieświadomy, gdzie idą. Rozpierała go radość. Rozglądał się naokoło, jakby każdy budynek, uliczka, śmietnik, a nawet ludzie się do niego uśmiechali. Do tego nie potrafił się zamknąć.
-Mówię ci Shuri, spodoba ci się tu.- Na chwilę spojrzał na dziewczynę, po czym wrócił do patrzenia na wszystko naokoło. Księżniczka także się rozglądała. Jednak ona patrzyła na otaczający ją świat z ostrożną ciekawością. Jakby nie ufała niczemu, co widzi.- Wystarczy, że pobędziesz tu z godzinę i poczujesz, jak to miasto żyję.
-Bądź zostaniesz przewiana przez przeciągi.- Loki naprawdę nie mógł pozwolić, by Shuri dała się omamić przez zamazany miłością obraz do rodzinnego miasta, jaki Peter jej podsuwał. Ktoś musiał reprezentować realia i niestety teraz padło na niego.- Nie zapominając o smogu.
-Tu jest magia. Pokażę ci wszystkie moje ulubione miejsca. Będziemy musieli wpaść po najlepsze w mieście kanapki.
-Lepiej nie chodzić niektórymi uliczki po zmroku. Mówię to z doświadczenia. Sam w nich miałem niezłą reputację. Raz nawet uratowałem Petera przed dźgnięciem.
-Nauczę cię wszystkiego, co wiem. Do jakiego wagonu metra wsiadać, by nie było tłoku. Dlaczego food trucki serwują najlepsze jedzenie. Skąd zamawiać pizzę. Gdzie jest wejście do kanałów z graffiti z żółwiami ninja zboku.
-O spójrz, bezdomny.
Wreszcie dotarli do bramy cmentarnej. Peter nawet nie zauważył, że są już na miejscu i jedynie dzięki Shuri, która złapała go za kaptur kurtki, nie poszedł dalej.
-A tak...- wydusił z siebie, obracając się w stronę wejścia do cmentarza. Loki widział malujący się na jego twarzy strach.
-Jeśli chcesz- odezwał się skandynawski bóg- możemy z tobą tam iść.
-Dzięki, ale nie.- Peter pokręcił głową.- Poczekajcie tutaj.- Zrobił krok przed siebie.
-Tylko pamiętaj, że nie jesteś sam- powiedziała do niego księżniczka. Peter spojrzał na nią przez ramię i się uśmiechnął, po czym już trochę pewniej wszedł na teren cmentarza.
Loki go obserwował i widział, że pająk nie szedł prosto do swojego grobu. Dopiero po chwili do niego dotarło, że przecież nie tylko Peter był tu pochowany.
*********
4 lata temu
Miał dość. Nie wytrzymywał tego ciągłego napięcia, jakie panowało w wieży. Stark od tygodnia, odkąd pochowano Petera, nie wychodził z laboratorium. Bruce zdawał się jeszcze bardziej wyczulony niż zwykle. Natasza cały czas pilnowała Lokiego, tak jakby w każdej chwili mógł ześwirować. Zdawało mu się, że jedynie Clint stara się utrzymać jakąkolwiek pozytywną atmosferę w domu. Może udałoby mu się to nawet, gdyby nie fakt, że musiał się zajmować wprowadzeniem w ich styl życia Wilsona. Nowego Kapitana Amerykę, który uciążliwie ciągle nazywał Lokiego "szczeniakiem".
Manewrował po pokoju, pomiędzy rozłożonymi byle jak kartonami z jego mieszkania. Jeszcze się nie rozpakował. Tak naprawdę nie miał zamiaru się rozpakowywać. W dzień kiedy ostatnio się rozpakował, jego bratu prawie udało się zabić Lokiego, a chwilę później dowiedział się, że jego, pierwszy w życiu zdobyty przez niego samego, przyjaciel nie żyje. Miał więc niezbyt przyjemne doświadczenia z końcem rozpakowywania i osiedlaniem się gdzieś na stałe.
Loki stanął przy oknie i spojrzał na chaos pudeł panujący w jego pokoju. Na jednym z nich spała, zwinięta w kulkę, kotka. Tak naprawdę nie chciał jej zabierać, ale ona schowała się w którymś z kartonów. Oczywiście nikt mu w to nie wierzył.
Niedaleko zwierzaka leżał Mjolnir. Na jego widok dreszcze przeszły Lokiemu po plecach.
Obrócił się na pięcie i otworzył okno. Od razu zimne powietrze owiało go ze wszystkich stron. Tak, tego potrzebował. Odetchnąć. Jednak wywietrzenie pokoju mu nie wystarczało. Musiał stąd wyjść.
Wiedział, że jeśli Natasza się o tym dowie, będzie miał przerąbane, ale nie było innej opcji.
Stanął na parapecie, po czym po prostu skoczył.
*********
Lubił wyskakiwać przez okna, bądź skakać z wieżowców. Może to miało związek z jego relacją ze śmiercią samobójczą i faktem, że ona wszelkie jego próby nigdy nie odnosiły sukcesu. Może chodziło o pewność, że przeżyje, przenosząc się w inne miejsce w połowie lotu, więc mógł się nacieszyć swobodnym spadaniem. Bądź może dlatego, że to zawsze doprowadzało Avengers do białej gorączki. A w szczególności Thora.
Biegł po dachach, nie całkiem ogarniając w której aktualnie jest dzielnicy. Nie obchodziło go to. Po prostu uciekał przed myślami o Thorze i Peterze. Te jednak, pomimo tego, jak bardzo się starał, dogoniły go.
Momentalnie się zatrzymał i skulił się w jakimś kącie, pełen świadomości, że płacze.
To nie miało się tak skończyć. Peter miał żyć i być tym durnym bohaterem. Może nawet dołączyłby w przyszłości do reszty herosów od siedmiu boleści. Takie chyba było jego marzenie.
Loki miał być wreszcie tym bratem, an którego Thor zasługiwał. Wiedział, że nie był idealny, ani nawet nie zbliżał się do wyznaczonego celu (a wręcz ostatnio się od niego oddalił), ale czy było tak źle, że należało go zabić?!
Wszystko w jednej chwili było umiarkowanie dobrze, a w drugiej wszystkie nadzieje na lepsze życie i wszystko, co do tej pory osiągnął, runęło. A najgorsze było to, że Loki sam nie był bezpośrednio za to odpowiedzialny. Zawsze liczył chociaż, że jeśli wyląduje na dnie, to ze swojego powodu. Teraz nawet to Rogers mu zabrał.
W pewnym momencie usłyszał jakichś dźwięk. Wychylił się ze swojego ciemnego kąta i spojrzał w stronę, skąd dobiegał.
Przy w połowie zasprejowanej ścianie stał jakichś chłopak. Zmierzchało, a on rozkładał właśnie chyba jakieś lampy. Po chwili coś pstryknęło i ściana, wraz z jeszcze nieskończonym graffiti, została oświetlona. Chłopak, najpewniej twórca, też wszedł w okręg światła. Był czarnoskóry i miał krótkie, kręcone włosy. Mógł mieć najwyżej trzynaście lat. Złapał puszkę spreju i wrócił do pracy.
Loki otarł łzy ręką i wstał. Podchodząc do chłopaka, oceniał jego dzieło. Nie znał się na tym, ale ono wyglądało na coś dobrego. To był jakichś napis na tle Nowego Jorku i... Symbolu Spider-mana.
-Nieźle, ale dodałbym więcej zieleni- powiedział, przystając tuż za krawędzią światła. Chłopak wręcz podskoczył, wypuszczając przy tym puszkę. Złapał ją w ostatniej chwili, zanim ta uderzyła o ziemię. Po tym chłopak z istnym przerażeniem spojrzał na Lokiego.- Mogę zapewnić, że nie jestem z policji.
Nawet pomimo tego, chłopakowi zajęło z dobre kilka minut, zanim się odezwał.
-Kim ty jesteś?
-Loki. Bóg psot i oszust.- Mówił to tak naprawdę, żeby siebie samego przekonać, że tak jest. Nie chciał zmian w tym aspekcie swojego życia. Bał się ich.- Obywatel Norwegii.- To była prawda. Miał obywatelstwo norweskie.- Ty?
-M-miles- wydusił z siebie chłopak.
-Miło cię poznać Miles.- Oparł się o murek.- A wracając do twojego graffiti, naprawdę dodałbym tu coś zielonego.
*********
Teraz
-Jestem- powiedział Peter z wymuszonym uśmiechem, kiedy tylko wyszedł z cmentarza. Loki zauważył, że miał zaczerwienione oczy i pociągał nosem. Nie odezwał się jednak ani słowem.- Chodźmy do May.
Na to teraz nie mógł pozwolić. Peter wyraźnie przed chwilą płakał i nie był był dostatecznie silny, by spotkać żywego członka rodziny. Musiał zrobić przerwę, w trakcie której się uspokoi i przygotuje się na kolejne emocjonalne uderzenie.
-Może najpierw pójdziemy po te najlepsze w mieście kanapki?- zaproponowała Shuri. Ona także musiała zauważyć ślady po płaczu.- Bo nie wiem, jak wy, ale ja jestem głodna.
-Ja nie jadłem śniadania- odezwał się Loki.
Peter spojrzał na nich/ Na początku zdawał się, nie rozumieć, o co chodzi. Szybko jednak się uśmiechnął. I tym razem był to szczery uśmiech.
-Tak, chodźmy!- Rozejrzał się naokoło.- To... W tamtą stronę.- Wskazał na jedną z ulic, po czym złapał Shuri pod rękę i razem ruszyli do przodu. Loki szedł koło nich i słuchał, radosnej gadaniny chłopaka.- Loki spodoba ci się tam. Właściciel ma kotkę, która całymi dniami leży na swojej poduszce. A ty lubisz koty.- Loki przewrócił oczami.- Raz był tam pożar, a właściwie wybuch. Jak właściciela wyciągnąłem przy pomocy sieci, to po kota wbiegłem w płomienia. A ona jest taka puchata, że aż ręce się zapadały w jej sierści. Musicie wiedzieć, że ona zwykle miauczała do osób, które zna. Kiedy oddawałem ją właścicielowi i coś do niego powiedziałem, oczywiście w miarę zmieniłem głos, ona mnie usłyszała i głośno miauknęła. Byłem pewien, że już po mnie.- Nagle posmutniał.- Teraz raczej będę musiał udawać, że ja to nie ja, prawda?
Shuri posłała Lokiemu błagające o pomoc spojrzenie. Było widać, że nie chciała przekazywać złych wiadomości przyjacielowi. Najstarszy wiedział, co i w szczególności jak ,powiedzieć Peterowi. Już nawet otwierał usta, kiedy kilka metrów dalej rozległy się jakieś krzyki, dobiegające z jubilera.
Dlatego zamiast spokojnego tłumaczenia, Parkerowi, że trzeba będzie mu założyć jakąś iluzję na twarz, która chociaż trochę zmieni jego rysy, jęknął:
Dlaczego, to się zawsze dzieje, kiedy jestem w pobliżu.- Złapał, zapatrzonych w napad Petera i Shuri, po czym próbował ich odciągnąć od całego zamieszania.- Chodźmy już.
-Co?- odezwał się zaskoczony Peter.
-O nie, nie, nie, nie- wtórowała mu Shuri. Oboje nastolatków stawiało wyraźny opór i nie zamierzali ruszyć się z miejsca.- Musimy im pomóc!
-Jesteśmy tu incognito.- Próbował im przemówić do rozsądku, którego wyraźnie im brakowało.- Jeśli weźmiemy w tym udział, zaraz pojawi się telewizja, a wtedy z wszelkich starań nici. Nie wspominając o tym, że Stark się od razu dowie i jestem pewien, że przyleci tu, żeby was zgarnąć. A to się wiąże z naprawdę poważnymi problemami. W szczególności dla mnie.
-Proszę Loki.- Peter spojrzał na niego, niczym kot ze Shreka i Normy on naprawdę zrobił postępy w przekonywaniu ludzi tym sposobem. Shuri szybko załapała taktykę pająka i od razu do niego dołączyła. Loki jednak dał radę. Pająk wyglądał na zrezygnowanego. W ostateczności dodał- Myślałem, że pan Stark nie jest twoim szefem, a ty robisz, co chcesz. Wyraźnie się myliłem.
To złamało Lokiego. Byle bachor nie będzie sobie myślał, że on, ten Loki, był na każde wezwanie Starka. O to, to nie.
Wepchnął Petera i Shuri do najbliższego zaułku tak, że nie było ich widać z ulicy.
-Przebierajcie się- rozkazał, a sam wyciągnął Mjolnir z kieszeni.- Zajmiemy się tymi nędznymi złodziejami.- Po czym, ku wielkiej uciesze dzieciaków, zmienił swój strój w pełną zbroję i zmienił młotek w jego prawdziwą postać (użył do tego wszystkiego magii, a nie pioruna, który zwracał wszystkich uwagę, jak Thor).
Shuri ściągnęła swoja kurkę, po czym, przez noszony na szyi naszyjnik, ubrała strój Czarnej Pantery.
-Teraz się cieszysz, że wziął plecak?- zagadał Loki, widząc, jak księżniczka wpychała do niego kurtkę. Dziewczyna na chwilę ściągnęła z twarzy maskę i wystawiła mu język.
Najdłużej się czekało na Petera, który, jako że zabrał swój stary strój, musiał się rozbierać aż do bielizny, by potem ubrać kostium. Potem sam wepchnął ubranie do plecaka. Rzucił nim do góry, po czym, wystrzeliwując sieć, przyczepił go do ściany budynku. Loki spojrzał jeszcze w tamta stronę i zamaskował plecak magią, że nikt postronny nie mógł go zobaczyć.
-To naprawdę dobry pomysł- stwierdził chłopak.- Już kilka razy mnie okradli.- Podbiegł do wyjścia z zaułka.- Dobra. Do boju Aven...
-Ja tu dowodzę- przerwał mu Loki- i teraz czas na mój okrzyk.- Dwoje zamaskowanych bohaterów spojrzała na niego wyczekująco.- Miejmy to już z głowy.
Wyskoczyli, załatwili złodziei, związali ich i uciekli na pobliski dach, zgarniając przy okazji plecak Petera. To wszystko trwało mniej niż pięć minut i chyba nikt nie ogarnął, co się właściwie stało. To Lokiemu odpowiadało, w szczególności, że zauważył śmigającą między blokami czarną sylwetkę, zmierzającą w kierunku jubilera.
-Zapomniałem zostawić informacji- odezwał się Peter.- Shuri masz długopis?- Loki spojrzał na niego. Chłopak był całkowicie nieświadomy, kto się zbliża i grzebał w plecaku.
-Powinnam mieć jakichś w kurtce.
Loki, ciągle obserwował zbliżającą się postać i jedynie kątem oka zerkał na młodych.
-Mam!- Wykrzyknął pająk, wyciągając długopis i jakichś zeszyt. Zaczął coś szybko pisać na kartce.- Okej, jest.- Wyrwał ją z zeszytu.
Dopiero wtedy Loki sobie uświadomił, co Peter chce zrobić. Zanim zdołał krzyknąć, żeby czekał, Spider-man wystrzelił siecią, tak, ze porwała kartkę i przykleiła się krzywo na oknie prawie obrabowanego sklepu. Idealnie, kiedy chłopak w czarnym kostiumie wylądował przed jubilerem.
Loki od razu złapał Petera i Shuri, i zaciągnął ich w dół, żeby ukryli się za murkiem. To jednak ich nie powstrzymało przed wyciąganiem głów do góry. Gromowładny także lekko zerknął na to, co się dzieje na ulicy. Chłopak na ulicy podszedł do notatki i zaczął ją czytać.
-Kto to jest?- spytała Shuri.
-Czy to...- Peter nie dokończył, ponieważ akurat wtedy ten w czarnym obrócił się w ich stronę. Tym razem Loki nie musiał ciągnąć Petera w dół, ponieważ zrobiła to sama Shuri, która automatycznie się schowała.
Loki wiedział, że to nic nie dało i już zostali nakryci. Zerknął na Petera. Teraz będzie musiał mu na szybko wytłumaczyć kolejną sprawę. Już pal licho, by to było delikatnie.
-Peter, posłuchaj, po tym, jak...
-Ej, gdzie on jest?- Przerwała mu Shuri. Dziewczyna wyglądała znad murka na ulicę.
-Co?- zapytali jednocześnie Loki i Peter, po czym też wyjrzeli.
Wszystko wyglądało tak, jak chwilę przed naklejeniem karteczki przez Parkera. Bałagan wewnątrz sklepu, wraz za związanymi złodziejami, był widoczny przez otwarte drzwi. Na oknie, jednak po notatce pająka, pozostał jedynie ślad zerwanej pajęczyny. W jednej chwili rozległy się syreny i przed jubilerem zatrzymał się radiowóz policyjny, a zaraz za nim dołączyły kolejne dwa.
-Nie wiem kim jesteście, ale uważacie to za śmieszne?- Nagle rozległ się za całą trójką czyjś głos. Obrócili się. Chłopak w czarnym kostiumie stał na środku dachu i przyglądał się karteczce Petera. Miał na głowie maskę z wielkimi oczami z delikatnymi czerwonymi obrzeżami. Jego czarny kostium nie był tak naprawdę cały czarny. Palce u obu dłoniach, stopy butów, narysowane coś w rodzaju naramienników i przypominający trochę graffiti symbol pająka w okręgu, także były czerwone. Do tego jeszcze cały strój pokrywała delikatna pajęczyna.- Wiem, że podawanie się, za Spider-mana jest łatwym sposobem na zrobienie kariery, ale ta posada jest już zajęta.- Podniósł na nich wzrok i zamarł. Patrzył to na Czarną Panterę, to na Spider-mana, a wreszcie zatrzymał się, na siedzącym pośrodku Loki.- H-hej Loki- powiedział drżącym tonem.
-Hej- odpowiedział mu Jotun. Brzmiał przy tym na wyluzowanego. Przynajmniej nie stracił panowania nad głosem.
-C-co się tu dzieje?
Zanim Loki zdołał odpowiedzieć na to pytanie, jednocześnie najpewniej łagodząc całą sytuację, Peter wyrwał się do przodu. Wstał i podszedł kilka kroków do chłopaka w czarnym.
-Miles?- zapytał Peter. Brzmiał niepewnie, jakby bał się, że stojący przed nim chłopak zaraz zniknie w chmurze dumy. Chociaż w tej sytuacji Parker raczej nie powinien się martwić o jego zniknięcie, a raczej o możliwość spłoszenia.
-S-skąd ty wiesz, jak mam na imię?- Morales zaczął się cofać, jak Peter szedł do przodu.
-Miles to ja. Peter.- Parker wskazał na siebie.
-Nie, nie, nie.- Drugi pająk zaczął kręcić energicznie głową.- Peter umarł cztery lata temu.- Głos mu się złamał, a z każdym kolejnym słowem, było tylko gorzej.- On nie żyje. Nie możesz być nim...
-Miles, to ja.- Peter energicznie ściągnął maskę i się nawet lekko uśmiechnął. Była to raczej próba uśmiechu, ponieważ inaczej tego nazwać się nie dało.- To ja, Peter.
Miles stanął, jak wryty. Przyglądał się uważnie twarzy chłopaka, jakby miał zaraz namalować jej portret z pamięci. Po tym, jak się chyba już dostatecznie napatrzył, zerknął na Lokiego. Gromowładny jedynie pokiwał głową. Wtedy Morales sam ściągnął maskę.
Już nie był tym samym trzynastolatkiem, którego Loki spotkał tamtego dnia. Urósł z dobre piętnaście centymetrów, jak nie więcej. Jednak, kiedy zapłakany przyglądał się Peterowi zdawał się być tym samym dzieckiem, co wtedy.
Do tego wszystkiego Loki znał to spojrzenie. Morales, sekundę przed tym, jak mocno przytulił Parkera, patrzył na niego, jakby odnalazł zaginionego, starszego brata.
💥💥💥💥💥💥💥💥
Hej!
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Ja na razie będę się odmeldowywać.
Miłego dnia
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top