Loki

Obudził się, kiedy ludzie wokół niego postanowili wykonywać najzwyczajniejsze czynności tak głośno, jak się tylko dało. Oni musieli to robić celowo. Nikt nie mógł przecież tak głośno myć zębów! Poprawka, teraz wiedział, że Peter był do tego zdolny.

Pomimo że nie spał, czego bardzo żałował, nie raczył dać żadnego znaku, że tak jest. Z doświadczenia wiedział, że jeśli odkryją, że jest chociaż trochę przytomny, nie zostawią go w spokoju, żeby mógł sobie spać dalej i nikomu nie przeszkadzać, i zostanie znowu zmuszony do koegzystowania z innymi ludźmi.

Starał się zasnąć. Wrócić do tego marzenio-koszmary, gdzie na początku siedział sam na jakiejś rąbniętej polanie z matką i Thorem, możliwe, że zboku była jeszcze Natasza i Clint, wreszcie udowadniając, że lata, jakie poświęcił na ich połączenie, nie poszły na marne i był najzwyczajniej szczęśliwy. A potem został zaciągnięty przed tron i kazano być królem. Chociaż to dziwnie brzmi, on tego nie chciał. I to nie tylko w śnie, ale także w realu.

Miał dość tej odpowiedzialności, na jaką był skazany teraz. Dlatego właśnie w rzeczywistości odkładał swoją koronację na czas nieokreślony, ku radości bardziej tradycyjnej części społeczeństwa i rozpaczy wuja, który twierdził, że powinien się wreszcie ustatkować. Znaleźć sobie męża bądź żonę, założyć rodzinę i siedzieć w pałacu, który ciągle był w trakcie odbudowy. Taka wizja jego przyszłego życia, zamiast go zachęcać, jeszcze bardziej go odrzucała. Nawet nie pozwalał sobie myśleć o tym, że miałby być kiedyś królem. Jednak we śnie nie miał zbytniej możliwość.

Miał tam, koronację, której jedynym świadkiem był Odyn. A to nie pomagało. Stary dziad głośno się z niego śmiał i mówił, jak bardzo Loki się do niczego nadaje. Jednak powrót do tego słodko-gorzkiego świata nie był mu dany. Zamiast tego ktoś zaczął nim nieprzyjemnie potrząsać.

Bardzo mało brakowało, żeby dźgnąć tego kogoś na oślep. Jednak wiedział, że jeśli to zrobi, a rannym, Loki nie wątpił, że by nie trafił, okazałby się Peter, Stark z chęcią przetestowałby na nim swój nowy wynalazek. A jeśli to, by go nie zabiło, to człowiek-żelazko dokonałby tego później sam. Nie lepiej wyglądała sytuacja z Shuri. Lecieli przecież do jej domu, gdzie najpewniej za zranienie księżniczki będą, czekały go wymyślne kary. Tak naprawdę jedyną w miarę bezpieczną możliwością była Hope, po której bardziej spodziewał się, że na niego nawrzeszczy i każe siebie uzdrowić, co nie jest taką łatwą sprawą w porównaniu z tym, co myślą ludzie.

Niechętnie otworzył oczy. To był Peter.

-Czego?- wydusił z siebie, zbytnio nie zwracając uwagi, czy brzmiało to, jak jęk duszy potępionej.

-Shuri mówi, że zaraz będziemy lądować, a Hope nie chce, żebyś obijał się na ziemi, jak jakichś bagaż, jeśli trafią się nam turbulencje.

-Muszę?

-Tak.- Za Peterem Stanęła Hope.- Nie chcę mieć żadnych problemów z Pepper, jeśli wrócisz posiniaczony. A teraz wstawaj i się ogarnij. Wyglądasz, jakbyś zamiast włosów masz jakieś dzikie zwierzę.

Jak na jakieś zawołanie kilka kosmyków straciła dar przeciwstawiania się grawitacji i opadła na jego twarz. Loki próbował je zdmuchnąć, ale nic to nie dało.

-Właśnie o tym mówię- powiedziała na ten widok Wasp.- Do tego nie muszę ci przypominać, że jesteś reprezentantem dwóch kosmicznych krajów i głupio, by było, gdybyś okazał brak szacunku swoim wyglądem Wakandzie.

Trzech, poprawił ją w myślach Loki. Jotunheim, przez urodzenie i taki mały fakt, że jest tam koronowanym księciem i Asgard, przez wychowanie i ciągły tytuł ichniego księcia. To powinno wystarczyć, jednak w jego sytuacji dochodził jeszcze świat pochodzenia jego rodzonej matki, który na nieszczęście nie był żadnym ze wcześniejszych. Nie powiedział tego na głos. Nie był gotowy na te wszystkie pytania, które na pewno padną, jeśli się przyzna. Sam dopiero przyswajał tę informację. Dowiedział się o wszystkim podczas jego ostatniej wizyty w Jotunheimie, gdzie pomiędzy ważnymi spotkaniami z radą, naukowcami, politykami i generałami, znalazł chwilę żaby zapytać o to wuja. Czuł, że był na wszystko gotowy i zachował nawet spokój po tym, jak usłyszał całą historię. Jednak przez kolejne dwa dni nie mógł się zbytnio na niczym skupić i z chęcią zamknąłby wszystkich, którzy cokolwiek od niego chcą, w lochach bez jedzenia i wody, Teraz było już lepiej, ale tylko dlatego, że po prostu starał się o tym zbytnio nie myśleć. Dlatego, teraz kiedy nachodziły go jakiekolwiek myśli z tym związane, spychał je tak daleko, jak tylko mógł. A jeśli to nie wychodziło, przypominał sobie jakąś megażenującą sytuację ze swojej przeszłości.

Loki jęknął i się podźwignął.

-Ile mam czasu?

-Wyrobisz się w pół godziny?- zapytała go Shuri z kokpitu.

Nawet nie chciało mu się na to odpowiadać. Złapał swoją torbę i poczłapał w stronę łazienki.

-Zawsze mogłeś wstać wcześniej- postanowiła go uświadomić Hope. Posłał jej jedno z dłuższych spojrzeń. Ta się do niego lekko uśmiechnęła i dodała- Przestań się tak gapić i bierz się do roboty.

Loki przewrócił oczami i zamknął się w tyci łazience. Wyszedł z niej po jakichś dwudziestu minutach, chociaż szczerze sądził, że potrzebował gdzieś jeszcze cztery razy tyle czasu, aby doprowadzić się do normy. I może jeszcze więcej snu. Jednak, skoro tego już nie zazna, do całkowitego obudzenia się, potrzebna mu była kawa. Najlepiej podawana dożylnie.

Wyszedł z łazienki i się rozejrzał, po czym uświadomił sobie dość poważny problem. Nie miał kawy. To znaczyło, że teraz nie tylko będzie wyglądał, jak jakichś zombie, ale także będzie się czuł jakimś zombie. Życie bywa cudowne.

-Jak tam twoja noga?- zapytał go Peter, kiedy Loki usiadł na wolnym fotelu.

Loki spojrzał na kończynę. Prawda, uświadomił sobie, ona jeszcze wczoraj nie dawała mu spokoju.

-Jest dobrze- odpowiedział.

-To dobrze, bo do laboratorium raczej się przejdziemy- powiedziała do nich Shuri, po czym nachyliła się w stronę jednego z komputerów. Coś nacisnęła i zawołała do reszty- Dobra, a teraz cisza, bo będzie naprawdę wielki wstyd.- Po czym zaczęła coś mówić po wakandyjsku.

Loki był trochę wkurzony, kiedy nie rozumiał, co ona mówi. Wolał wiedzieć, co ludzie wokół niego mówią. Dlatego, zamiast słuchać, uważnie przyglądał się jej odbiciu. Na początku się cieszyła, najwidoczniej odebrał ktoś, kto cieszył się, że ona wraca. Potem zrobiła zakłopotaną minę, a potem zdawała się zmęczona. Musieli zapytać, kogo zabrała i najpewniej teraz jej jęczeli.

W głębi się nawet ucieszył, że najpewniej to przez niego miała o wiele większy problem. Przynajmniej ciągle posiadał reputację. Tak przynajmniej uwielbiał sobie wmawiać. Czasami miał wrażenie, że właśnie ta licha reputacja, pomimo że jest przesadzona i błędna, jest jedyną rzeczą, która mu pozostała i nadal mu przypominała, że nie jest jedynie podróbką Thora.

Wreszcie księżniczka się rozłączyła i się obróciła do nich.

-Dobra wiadomość- uśmiechnęła się do Lokiego- nie zakują cię w kajdanki.

-Mogliby próbować- odparł tamten.- Nawet gdyby dali rade, mi je założyć, to ściągnąłbym je od razu.

-Jeszcze nigdy nie próbowałeś się pozbyć wakandyjskich kajdanek.

-Nie, ale udało mi się to zrobić z asgardzkimi kajdanami, łańcuchami, które blokowały mi magię. Nie wspominając już o wszelkich kosmicznych ustrojstwach, które miały robić to samo. Więc nie sądzę, żeby twoje kajdanki były lepsze od całej reszty. A pomyśl sensownie. Musisz konkurować z dosłownie, dla was, kosmiczną technologią.

-Wakadyjski i tak są lepsze- mruknęła dziewczyna i obróciła się z powrotem.

Zapadła chwila ciszy, przez którą Loki liczył, że jak zamknie oczy, zapomni, że siedzi w jednym statku z ludźmi. Kiedy jednak to zrobił, Peter postanowił ze strachem w głosie, zapytać:

-Shuri, jesteś pewna, że dobrze lecimy?

Otworzył oczy i najpierw spojrzał na wystraszonego nastolatka. Potem zobaczył wyraz twarzy Hope, która zastygła tuż za fotelem pilota. Wreszcie sam obrócił się, żeby zobaczyć, na co pozostała dwójka patrzy. Lecieli prosto w klify pokryte drzewami.

Uniósł jedną brew i spojrzał na odbicie, widocznie zadowolonej z siebie dziewczyny. „A więc to tak" pomyślał i się wygodnie rozłożył na fotelu.

Zobaczył przy tym, jakie spojrzenie rzucał mu Peter. Chłopak wyglądał, jakby był na granicy krzyku, dlaczego Loki nie panikuje, chociaż zaraz na pewno zginą w wyniku walnięcia w te klify. Starszy bez słowa obrócił pająkowi głowę tak, żeby widział dokładnie, co się dzieje przed nimi i nawet sam tam spojrzał.

Szerze powiedziawszy, był zaskoczony rozmachem, z jakim Wakandyjczycy posunęli się, żeby ukryć swoje państwo. Spodziewał się bardziej, że wylądują w jakimś podziemnym lądowisku i stamtąd dopiero przejdą do miasta. Jednak, kiedy zasłona opadła, od razu ujrzał miasto w całej swojej okazałości. I było ono... nawet, nawet, jak na migdardzkie miasto.

Usłyszał, jak Hope wypuszcza wstrzymywane dotąd powietrze. Sam kątem oka zerknął na Petera. Chłopak patrzył się przed siebie z szeroko otwartą buzią. Jeszcze trochę i zacznie się ślinić. Aż Lokiego kusiło, żeby mu ją zamknąć. Nie sądził jednak, by jego trud zostałby zauważony i czy w ogóle przyniósłby jakichś skutek. Tutaj potrzebna będzie taśma klejąca. I chusteczka. Powiedział sobie w myślach, że najpewniej przesadza i jedynie popuścił swoją wyobraźnię. Obrócił wzrok.

Zobaczył, że Shuri spojrzała na niego, szukając najpewniej ulgi, taką, jakiej doznała Hope, kiedy się nie roztrzaskali, co dowodziłoby, tego, że się bał, bądź wielkiego zachwytu, jaki przejawiał Peter. Nie chciał dać jej żadnej satysfakcji. Nie ukazał więc nawet skrawka tego delikatnego zaskoczenia, jakie odczuł, kiedy zobaczył miasto. Zachował kamienną minę.

Księżniczka odwróciła od niego wzrok i skupiła się na lądowaniu. Kiedy osiedli na ziemi, nacisnęła przycisk otwierający właz i dosłownie wyskoczyła z fotela. Wyglądało na to, że zaraz wybiegnie ze statku, jednak zatrzymała się w połowie drogi.

-Posłuchajcie...- powiedziała dość cicho.- Tam będą moi rodzice i... Po prostu... Loki zachowuj się.

Nawet już nie chciało mu się, pytać, dlaczego właśnie on. Przywykł do tego, że ludzie mu nie ufają i uznają, że zawsze coś zniszczy, czy zrobi jakichś durny kawał. Nawet Pepper powiedziała mu to samo tuż przed odlotem.

-Shuri- do księżniczki podeszła Hope- wszystko będzie dobrze. Nami się nie martw. Jak coś to ich przypilnuję. Damy radę.- Zerknęła w stronę już otwartego wyjścia.- Biegnij.

Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wystartowała zupełnie, jakby chciała pobić rekord świata w biegu na krótki dystans. Hope ruszyła za nią, ale stanęła w wyjściu.

Loki szturchnął Petera, który zdawał nie do końca ogarniać, że już trzeba wychodzić. Chłopak spojrzał na niego, a kiedy ten wstał, podążył jego śladem. Wychodząc ze statku, Peter się odezwał tonem, jakby dokonał właśnie wielkiego odkrycia.

-Rodzice Shuri są królem i królową...

-Ta- mruknął Loki. Uświadomił sobie, że dzień się dopiero zaczął, a on już jest zmęczony. Brak porannej kawy dawaj o sobie jeszcze bardziej odczuć. Czuł, że jeśli jego organizm nie dostanie dziennej dawki kofeiny, następne kilka godzin będzie prawdziwym koszmarem.

-Czyli co mam zrobić, kiedy ich spotkamy? Pokłonić się, czy jak?

-Patrząc na twoją pozycję, to najpewniej tak.- Loki wewnętrznie uśmiechnął się wrednie.

Przecież tak naprawdę nic nie zrobił. W Asgardzie wszyscy muszą kłaniać się królowi. Nawet jego rodzony syn. Jedynym wyjątkiem była królowa.

-Ja bym z tym kłanianiem się poczekała- odezwała się Hope, kiedy tylko zeszli z platformy, po czym wskazała na Shuri, witającą się ze swoimi rodzicami.

Księżniczka nie zawracała sobie głowy żadną etykietą. Nie robiła tego też para królewska. Rodzice najpierw przytulili córkę, która zdawała się niechętnie ich później puścić. Potem uważnie jej się przyjrzeli, wymienili kilka zdań, po czym cała trójka wybuchła śmiechem, a na koniec znowu się przytulili. Zupełnie przy tym nie zwracali uwagi na oddział uzbrojonych kobiet, zapewne gwardii królewskiej, stojący tuż za nimi.

Na ten widok coś wewnątrz Lokiego zabolało. W Asgardzie coś takiego nigdy nie miałoby miejsca. Król, by na to nie pozwolił. Nie przy wojskowych. Nie przy obcych. Nie przy jakichkolwiek świadkach, że Odyn darzy swoją rodzinę jakimiś cieplejszymi uczuciami. Tam każdy przestrzegał zasad. Pierwsze przywitanie było zawsze chłodne. Dopiero kiedy witający się przechodzili do osobnego pokoju, gdzie byli sami, do głosu dochodziły uczucia. Tak właśnie robiła Frigga za każdym razem, kiedy Loki zjawiał się w Asgardzie. Tylko jeden raz odstąpiła od zasad. Sześć lat temu, kiedy jej syn powrócił. Jednak Odyn nigdy nie witał się z żadnymi, wychodzącymi poza oczy, emocjami. A z tego, co Loki wiedział, ten stary jednooki dziad nie zrobił żadnego wyjątku nawet dla Thora.

Przed oczami stanął mu obraz, jakby to oni, w całą czwórkę się tak powitali. Thor wreszcie przejrzał na oczy, że Loki nie planuje żadnej zemsty na nim. Odyn przynajmniej przez jakichś czas zapomniał o obrzydzeniu, jakie darzył do adoptowanego syna. A Frigga byłaby wreszcie szczęśliwa.

Ta wizja była taka piękna. Szkoda, że nigdy się nie spełni.

*******************

4 lata temu

Wylądował dość niezgrabnie. Ciągle jeszcze miał problemy z lataniem przy pomocy młota. Jednak co się dziwić, Thor doskonalił to latami, a na niego Mjolnir został zrzucony niecałe cztery miesiące temu. W czym tak naprawdę ćwiczył jedynie przez trzy miesiące, ponieważ przez resztę czasu dosłownie tracił zmysły. Nie wspominając już o ostatnim tygodniu, w trakcie którego był przykuty do łóżka.

Zupełnie, jakby to był zwyczajny dzień, wszedł do złotego pałacu. Tak naprawdę z o wiele większą chęcią, zażądałby konia, aby przebyć trasę tęczowego mostu, ale nie mógł. Skoro miał się pokazać ojcu, jakim teraz oficjalnie jest, to musiał przybyć właśnie w ten sposób. Zupełnie jak to robił dawniej Thor.

Szedł korytarzami, udając, że nie dostrzega tego, że wszyscy się na niego patrzą. Nie dziwił się im. Kiedy robił za agenta Asgardu, przemykał się korytarzami zamku tak, aby widzieli go jedynie nieliczni. W szczególności, gdy dostarczał znaleziony przez siebie artefakt. A teraz szedł głównymi korytarzami, żeby jak najwięcej osób go zobaczyło. Zupełnie to do niego nie pasowało. I właśnie tak miało być.

Dwaj strażnicy stojący przy drzwiach do sali tronowej, otworzyli je przed nim z opóźnieniem. A kiedy wszedł do środka, zamknęli je nazbyt pośpiesznie. Zupełnie jakby był jakimś dziwny, dzikim stworzenie, które mogłoby się na nich rzucić, gdyby nie drzwi, a oni byli zbyt zaszokowani, że nie zdołaliby się obronić. Bądź mordercą w drodze do swojej kolejnej ofiary.

Loki przebył mniej niż połowę długości, jaka dzieliła go od tronu, kiedy odrzucił wszelkie takie myśli i skupił się na swoim zadaniu. Miał przecież dzisiaj im powiedzieć, dlaczego już nie wykonuje swoich zadań i dlaczego Thor nie wróci na razie do domu. Dosyć kłamania w listach, pisanych przez niego podrabiając perfekcyjnie charakter pisma Odinsona.

Podniósł wzrok znad posadzki i spojrzał w stronę tronu, po czym zaklął w myślach. Odyn i Frigga nie byli sami. Przed podwyższeniem stała Sif wraz z Trzema Wojownikami. W tym Fandral i Hogun go już zauważyli. Zapowiada się niezła zabawa, pomyślał.

Dwaj wojownicy potrząsnęli Volstaggiem, który także zwrócił głowę w jego stronę. Kiedy wreszcie dotarł do podwyższenia, całą trójką ustąpili mu z drogi i robili miejsce. Nie zwrócił uwagi na to, ze Sif coś mówiła. Przyklęknął na jednym kolanie, przyłożył sobie pięść do serca i spuścił głowę. W pomieszczaniu zapadła grobowa cisza, która została przerwana, dopiero kiedy królowa się odezwała.

-Loki...- szepnęła, ale mogłaby krzyczeć, a odniosłaby ten sam skutek.

Loki podniósł się i spojrzał w stronę króla. Zachował kamienną minę, chociaż jednocześnie chciało mu się śmiać, krzyczeć i płakać. Nie chciał tu być. Pragnął wrócić do Wieży. Być z dala od Odyna.

Sytuację nie polepszył sposób, w jakim jednooki patrzył się na niego. Początkowe zaskoczenie i niezrozumienie zmieniło się w coś, co Loki znał aż za dobrze. Teraz wyglądał zupełnie jak dawniej, kiedy go skazywał. Zupełnie, jakby z chęcią go wychłostał, rzucił na publicznie bicie, a dopiero na sam koniec skrócił o głowę. Jednak ta maska nie zdołała ukryć przed nim prawdziwej emocji, która pochłaniała króla. Był to strach o swojego syna.

-Co to ma znaczyć?- zapytał wreszcie Odyn.

-Przybyłem wyjaśnić, w jakiej sytuacji się znajdujemy- odpowiedział spokojnie Loki.

Nie odwracał wzroku od króla, ale czuł spojrzenia, jakie rzucała mu Sif. Najchętniej chciałaby przetestować na nim ostrość swojego miecza. Trzej Wojownicy najpewniej, by jej nie powstrzymali. Wiedział, o czym wszyscy myśleli. Sądzili, że zabił Thora i zabrał mu Mjolnir.

-A w jakiej sytuacji się znajdujemy?

Król też tak uważał. Chłopak poczuł się strasznie mały wśród tych ludzi, którzy chcieliby go zamknąć z powrotem w lochach. Przed aresztowaniem chronił go, dla nich, dowód jego winy. Nie dało się przecież podnieść młota. Chyba że jest się godnym. A to słowo nie należało do jednych, którymi określali Lokiego.

-Jak możesz zauważyć, teraz to ja dzierżę Mjolnir...

Lokiego zobaczył kątem oka ruch i zerknął w tamtą stronę. To była Sif sięgająca do rękojeści swego miecza.

-Gdzie jest Thor?- Tym razem król prawie krzyknął.

Kusiło go, żeby teraz wyjawić im wszystkim całą prawdę o idealnym Thorze. Opowiedzieć im o tym, jak ich ukochany książę się na niego rzucił. Próbował zabić. Obiecał, że zabije. Ponieważ dla niego Loki już nie był bratem. Tylko potworem, który zabił jego prawdziwego braciszka. Który zabił Petera. Który zniszczył Kapitana Amerykę.

Thor uważał go za źródło zła, nie dostrzegając niczego więcej i uznał sobie za cel, żeby się go pozbyć, żeby wszystko wróciło do normy. Nie słuchał przy tym nawet swoich przyjaciół, którzy próbowali mu przemówić do rozsądku, ale ten ich odrzucił. Nie dochodziły do niego żadne sensowne argumenty. Jak sobie coś wmówił, teraz w tym trwał. I przez to popełnił kilka dość poważnych zbrodni.

Chciał im powiedzieć, że perfekcyjny Thor jest teraz kryminalistą, zupełnie jak dawniej Loki. Pragnął im opowiedzieć, jakie to zniszczenia w całym Nowym Jorku wywołał ich złoty książę, poprzez jedną ze swoich prób zabicia Lokiego. Nie wspominając, jak to on w naprowadził Hydrę na ślad ziemskich czarowników, w tym Przedwiecznej.

Już chciał im to wszystko powiedzieć, kiedy uświadomił sobie, że usłyszy to wszystko królowa. Prawda zaboli ich wszystkich, a w szczególności ją. A Loki nie zniósłby widoku cierpienia jego matki. Reszta na to zasługiwała, ale nie ona. I to mu wystarczyło. Musiał skłamać, żeby chronić ją przed prawdą.

-Thor aktualnie nie przebywa w Midgardzie. Ani na żadnej innej planecie. Nawet go nie ma w naszej galaktyce.

-O czym ty mówisz?!

Loki westchnął i spuścił głowę.

-Pojawiła się szczelina między wymiarami. Możliwie, że dlatego, że Stark i inni Midgardcy naukowcy przy tym majstrowali. Tamten świat był okropny. Śmierć, zniszczenie i wojna... Zwykli przeciwnicy urośli tam w taką siłę, że zgromadzili armię. Wraz z pomocą tamtejszych Avengers udało nam się ją odbić. Oni jednak nie radzili sobie we własnym świecie. Było to spowodowane brakiem jednego członka, który zginął kilka lat wcześniej, ratując wtedy cały świat przed zagładą.- Podniósł wzrok.- Był to ich Thor. Bez niego drużyna była osłabiona i inny atak jeszcze bardziej ich zniszczył. Kiedy Thor to usłyszał i zobaczył, w jakim świecie tamci żyją, postanowił wyruszyć z nimi, żeby im pomóc. Próbowałem go powstrzymać, ale on się uparł. Mówił coś, że to jego obowiązek. Błagałem go, żeby został, ale on jedynie przysiągł, że powróci, jak tylko wszystko załatwi... A przed jego odejściem dał mi Mjolnir, każąc sobie obiecać, że przejmę jego obowiązek chronienia Midgardu. Tego już było za wiele. Wyzywałem go od wariatów, idiotów... Mówiłem, że postradał zmysły. Jednak on był tak samo oparty, jak ze swoją decyzją o przejściu do innego wymiaru. W końcu się zgodziłem i...- Rozłożył ręce- I teraz stoję przed tobą ojcze...

-Nie jestem twoim ojcem- przerwał mu lodowatym tonem Odyn.- I nie nazywaj mnie tak synu Laufeya.

Wiedział, że do tego dojdzie. Zdawał sobie sprawę, że Odyn nigdy go nie zaakceptuje. Jednak do tej pory mógł mówić do niego „ojcze". Jeszcze nigdy nie czuł się tak bardzo wyklęty, jak teraz. Bądź może, już dawniej to się działo, ale wtedy go to nie obchodziło.

-To teraz stoję przed tobą wasza wysokość- poprawił się.- W związku z obowiązkiem, który został mi powierzony, nie mogę dalej być agentem i wykonywać powierzanych mi przez waszą wysokość zadań, mój królu.

-Lepiej by było, gdybyś pozostał martwym- wycedził przez zęby Odyn, po czym dodał głośnie- Thor popełnił błąd, jednak uszanuję jego decyzję. Wróć do świata, który masz chronić i nie wracaj tu, jeśli nie dostaniesz takiego rozkazu. Odejdź już stąd Laufeysonie.

Loki ukląkł, po czym doszedł. Słyszał za sobą cichą rozmowę między Sif a Trzema Wojownikami. Nie obrócił się, żeby spojrzeć na Odyna, ani na swoją matkę, czy może już powinien mówić królową. Przed nim przeleciał kruk. Obserwował go, szukając najpewniej jakiegokolwiek dowodu, żeby teraz go aresztować. Jednooki potrzebował czegokolwiek, żeby go aresztować i później skazać. Loki nie miał zamiaru dać mu żadnej satysfakcji. Król sam go uczył, jak powinien się należycie zachowywać Asgardczyk i chłopak coś czuł, że Odyn przeklinał się teraz za to.

***************

Odetchnął z ulgą, dopiero kiedy wrócił do Midgardu. Miał to już za sobą. Oficjalnie stał się gromowładnym. Tak samo, jak Thor zniknął ze świata.

Teraz zaczną się pojawiać nowe problemy. Odyn, jak tylko się uspokoi, zacznie naciskać, żeby zdobyć jak najwięcej kontroli nad nim. Żeby Loki stał się jego marionetką bądź się złamie i przyzna do zabicia Thora. Wtedy król będzie miał wolną drogę do skrócenia go o głowę. I tym razem nawet Frigga, by go nie uratowała. Nie wspominając już o Sif i Trzech Wojownikach, którzy najpewniej zrobią wszystko, żeby odkryć, co naprawdę stało się z Thorem.

Loki będzie musiał dopilnować, żeby nikt z Asgardu nie pojawił się Midgardzie, oraz ograniczyć swe wizyty w złotym królestwie do minimum. Nie powinno być to trudne. Ciągle obowiązywała go obecność na kilku ważnych świętach, czyli jakichś trzech. Odyn także będzie czekał, aż nawinie się konkretna okazja, żeby go przyszpilić. Jeśli mu się poszczęści, będzie musiał wracać do Asgardu jedynie pięć razy do roku.

Spojrzał na światła Nowego Jorku i przez chwilę się zastanawiał, czy to wszystko zdarzyło się na prawdę, czy znowu mu odbija i nie wiedząc o tym, stworzył jedynie bardzo realistyczną iluzję. Przejechał jednak palcami po delikatnych bliznach na nadgarstku, żeby odrzucić ten pomysł. Gdyby było tak, jak podejrzewa, nie czułby śladów. One tak jak wszystkie kontrolowane iluzje, zniknęłyby.

Wszystkie jego dawne blizny zniknęły, kiedy stał się znowu dzieckiem. Postanowił jednak zatrzymać te na nadgarstkach pod postacią iluzji. Jako pamiątka i ostrzeżenie, żeby już nie popełniał tych samych błędów. Tylko nowe.

-Wróciłeś!- Z rozmyślań wyrwał go głos. Obrócił się i zobaczył, stojącą w szklanych drzwiach Pepper. Po chwili dołączył do niej Stark. Dla Lokiego ciągle dziwne było widzieć Tony'ego poza laboratorium, w którym spędził ostatnie kilka miesięcy. Kobieta do niego podeszła. Nie przytuliła go, za co był jej wdzięczny, ale złapała go za ramiona i posłała pocieszający uśmiech. Odwzajemnił go, udając, że wszystko jest w porządku.

-Pepper...- odezwał się Stark, podchodząc do nich.

-Nie siedźcie za długo.- Kobieta puściła Lokiego i zwróciła się do swojego chłopaka.- I pamiętaj, on ma tylko szesnaście lat.

-Pamiętam.

Pepper westchnęła i jeszcze raz spojrzała w stronę Lokiego, po czym odeszła.

-O co chodzi?- zapytał nastolatek.

-Po prostu uznałem, że jak już wrócisz, będziesz chciał z kimś o tym porozmawiać- powiedział Tony, podchodząc do szklanej barierki i opierając się o nią.

-Błędnie- skłamał Loki.- Aktualnie jedyne czego chcę, to zostawienie mnie samego.- Kolejne kłamstwo.

-To może chcesz się napić?

-A to z chęcią.

-Takich odpowiedzi się spodziewałem.- Tony uśmiechnął się do niego.

Weszli do salonu. Loki rozłożył się na kanapie, kiedy Tony grzebał w barku. Wyciągnął z niej dwa kieliszki i butelkę wódki.

-Z zapasów Nataszy?- zapytał na ten widok Loki. Czarna Wdowa bardzo pilnowała swojego alkoholu i nie puszczała płazem, jeśli ktoś korzystał z jej zapasów, bez jej zgody. Chłopak nie chciał jeszcze bardziej obrywać u niej na ćwiczeniach niż teraz.

-Pozwoliła nam- odparł Tony, nalewając alkohol do kieliszków i podając jeden Lokiemu. Ten spojrzał tęsknie na butelkę. Stark to zauważył.- Nawet o tym nie myśl. Ciągle masz szesnaście lat.

-Z całej drużyny spodziewałem się, że właśnie ty, będziesz miał najmniejszy problem z tym że piję- mruknął Loki. Wypił wszystko za jednym zamachem.

-Po tym, co Thor i Natasza mi urządzili, kiedy się upiłeś, wolę nie powtarzać tego doświadczenia- odparł Tony.

Loki spojrzał na mężczyznę i zauważył, że ten, jak postawił swój kieliszek na stoliku do kawy, tak go nie dotknął.

-Coś się stało?

-Nie... Po prostu posłuchaj. Wiem, że masz pod górkę z Odynem i wyjaśnienie mu wszystkiego, nie było dla ciebie łatwe...

-Jeśli chcesz mi robić kazanie, musisz mi jeszcze polać, bo sobie po prostu pójdę- przerwał mu Loki.

-Tego też się spodziewałem- mruknął Tony, ale spełnił jego żądanie. Nalał mu, a on znowu opróżnił kieliszek.- Ja chcę po prostu, żebyś wiedział, że nie jesteś teraz sam. Z nami zawsze możesz pogadać.- Loki wysunął do przodu kieliszek.- Naprawdę?- Wystarczyło jedno pewne spojrzenie Lokiego, żeby tamten zrozumiał, że nie ma innej opcji. Znów mu nalał, mrucząc- Wychowuję alkoholika.

Loki znów wszystko wypił.

-Sam nie miałem dobrego kontaktu z ojcem i wiem, jak to jest- wrócił do tematu. Westchnął.- Nie chcemy, żeby te ślady na nadgarstkach przestały być jedynie pamiątkami. Loki jesteś dla nas ważny...

-Ja, czy młotek?- przerwał mu Loki.

-Co?

-Słyszałeś. Zależy wam na mnie, czy na tym durnym młocie. Bo jeśli chodzi o Mjolnir, spokojnie mogę znaleźć kogoś, kto na pewno może go podnieść. Od pewnego czasu nawet podejrzewam doktor Foster. Jeśli moje podejrzenia, by się sprawdziły, to weźcie ją do zespołu, a ja odstąpię. Nie ma problemu- mówił, licząc wewnętrznie, że to się sprawdzi, a on będzie wolny.

-Nie- oparł od razu Tony i Loki aż się zdziwił, słysząc taką pewność w jego głosie.- Nie chodzi nam o młotek. Myślisz, że trzymaliby mnie, skoro mogą wsadzić kogokolwiek do zbroi?

-Ty płacisz.

-Dobra słuszna uwaga, ale nie o to chodzi. Jesteś dla nas ważny i teraz całkowicie samolubnie powiem ci, że nie mogę stracić nikogo więcej. Wiem, że kochasz się poświęcać, więc poświęć się i zostań dla mnie. A przy tym, może spróbuj z nami pogadać o tym, co się tam dzieje. Nie będziemy próbowali, bronić drugiej strony tylko staniemy od razu po twojej. Obiecuję.

Loki spojrzał na nie go i bez słowa posunął kieliszek do przodu. Tony również w ciszy nalał mu i bez żadnego komentarza patrzył, jak chłopak pije. Nastolatek położył kieliszek na stole i zaczął kręcić głową.

-Nie wierzę, że to robię. To nie mój styl...

-Ani mój- powiedział Tony, siadając tuż koło niego.- Nikomu nic nie powiem, a jak coś zwalimy na alkohol.- Przyciągnął go do siebie, nie do końca przytulając, ale jednak trzymał go w swoich objęciach.- No już. Szzzz...

-Oni wszyscy mnie nienawidzą- wydusił z siebie wreszcie. Ze zdziwieniem odkrył, że czuje wilgoć na policzkach. Trochę zajęło mu uświadomienie sobie, że płacze.- Czy jestem już pijany?- zapytał, chociaż wiedział, że tak nie jest.

-Jeśli tak uważasz, to tak jest- odparł Stark.- Jest dobrze. Nic tu ci się nie stanie.

-Chcą mnie zabić. Szukają jedynie jakiegoś powodu, żeby królowa się nie wtrącała. Oni myślą, że zabiłem Thora.

-To są głupi- stwierdził Tony.- Przecież widzą, że jesteś godny. Nie sądzę, że mógłbyś, podnieś młotek, gdyby tak było, jak myślą. Przecież powinni wiedzieć, jakie... Nie wiem... Zaklęcie? Zaklęcie rzucił na niego twój ojciec...

-Już nawet nie mogę go tak nazywać. Do tej pory zawsze mogłem, do niego mówić "ojcze". Nigdy tego nie komentował. Aż do dziś. Nawet powiedział, że powinienem pozostać martwy. Szkoda tylko, że to ode mnie nie zależało. A może zależało, tylko ja nic nie pamiętam. A jeśli tak jest...

-Nie przejmuj się tym- przerwał mu delikatnie Tony.- Zwykle konkurs na najgorszego ojca rozstrzygamy w dzień ojca, ale mogę już ci powiedzieć, że Odyn wygrał w tym roku.

-A kto wygrywał we wcześniejszych latach?- spytał Loki, pociągając nosem.

-Zwykle mój, ale zdarzały się lata, kiedy to był stary Nataszy.- Mężczyzna znowu zapełnił mu kieliszek.- Skoro już mamy zwycięzcę, to może od razu wzniesiemy toast. Co ty na to?- Podał mu kieliszek.

-Okej...- Loki przyjął go, nie do końca wiedząc, do czego to wszystko zmierza.

-To za najgorszych ojców.- Stark podniósł własny.- Jesteście do dupy. Nawet ja byłbym lepszym ojcem niż wy.

Loki się lekko uśmiechnął, po czym obaj opróżnili jednocześnie kieliszki.

-Dobra- Tony się podniósł i zabrał za sobą butelkę z resztą alkoholu- tobie już wystarczy na dzisiaj.

-Ale...

-Słyszałeś Pepper. Uwierz mi, nie chcesz jej wkurzyć. Ani Nataszy.- Schował butelkę w barku, po czym do niego wrócił i złapał go za ramię.- Idziesz teraz spać młody człowieku.

-Jestem...

-Wiem, kim jesteś i mnie to teraz nie obchodzi. Idziesz spać. Teraz. I będę wiedział, jeśli znowu będziesz słuchał przez całą noc My Chemical Romance i Panic! at the disco. Będę siedział przy tobie, póki nie zaśniesz.

*****************

Teraz

-T'Challa!- Shuri krzyknęła i rzuciła się w stronę wchodzącego mężczyzny. Ten akurat był w trakcie dawania chyba jakiegoś saluty do jednej z wojowniczek, że kiedy zobaczył dziewczynę, było już za późno. Razem upadli na ziemię. Po czym wybuchnęli śmiechem.

„Jej starszy brat" pomyślał Loki i ból się pogłębił. Z chęcią odwróciłby wzrok, żeby tylko na to nie patrzeć. Jednak tego nie zrobił. Patrzył się jedynie niczym zahipnotyzowany na tę scenę, dziejącą się przed nim.

Wreszcie księżniczka wstała i złapała mężczyznę za rękę, po czym przyciągnęła go w stronę Hope, Petera i Lokiego. Para królewska podążyła za nimi.

-Dobra, mamo, tato, braciszku- powiedziała Shuri, kiedy wreszcie znaleźli się przed trójką przybyszów- to są Hope van Dyme, jest rozsądną częścią. Peter Parker... Peter, czy ty właśnie próbujesz się pokłonić?

-Eee...- wydusił z siebie chłopak, niezręcznie wracając do pozycji pionowej.

-Nie robimy tego tu- odezwał się brat dziewczyny. Ich rodzice wymienili się spojrzeniami i się uśmiechnęli.

-On jest uroczo-niezdarny. I zna wszystkie teksty ze Star Wars na pamięć!

-O niech to, kolejny- jęknął książę Wakandy.

-I...- Spojrzała na Lokiego.- Mam wymienić cały twój tytuł szlachecki, czy nie?

-Wystarczy Loki- odpowiedział gromowładny, uśmiechając się, zupełnie jak wtedy, kiedy do Asgardu przyjeżdżali jacyś politycy, a on musiał pokazać się jako grzeczny książę. Chociaż wewnętrznie kusiło go, żeby się zgodzić i słuchać, jak Shuri mówi, że jest księciem Asgardu i Jotunheimu oraz następcą tronu tego drugiego. Do tego mogłaby dodać, że jedynym w swoim rodzaju czarownikiem, niezastąpionym przywódcą i godnym Mjolnira gromowładnym. I do tego stoi na straży Midgardu. Chciałby wreszcie usłyszeć, jak ktoś to wszystko mówi. Jednak powstrzymał się, wiedząc, że to najpewniej zrujnowałoby pierwsze wrażenie.

-Loki Laufeyson, czy Odinson?- zapytał król, nieufnie patrząc na niego.

-Po prostu Loki.- Powstrzymał się od drgnięcia, kiedy padło drugie nazwisko.- Mam nadzieję, że nie słyszeliście zbyt dużo złego na mój temat, wasze wysokości.

-Jedynie im marudziłam, że nie pozwalasz mi grać na swojej konsoli- odparła Shuri.- I że raz groziłeś mi, że zmienisz mnie w kota.

-Przyszłaś do mnie w środku nocy- przypomniał jej Loki.

-Gdybym potrafił to, co ty, już dawno pozbyłbym się tej małej smarkuli- odezwał się starszy brat dziewczyny. Księżniczka spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami. Mężczyzna to zauważył i dodał- No co? Jesteś chwilami strasznie denerwująca.

-Tato, dopiero co przyjechałam, a on jest wredny dla mnie- Shuri spojrzała w stronę rodziców.

-Nie przejmuj się nim- odezwał się ojciec.- Nerwy go zjadają.

-Dlatego też go nie prowokuj- dodała królowa.

-Przecież ja go nie... Nie ważne- Machnęła na to ręką dziewczyna, ignorując zadowoloną minę brata. Po czym zwróciła się do zagranicznych przyjaciół.- Najpewniej, jak mogliście już zauważyć, moja mama, królowa Ramona, mój ojciec, król T'Chaka i mój głupi brat T'Challa.

-Ej!- krzyknął T'Challa.- Czy może któreś z was mi wytłumaczyć, dlaczego Stark jej jeszcze nie zwrócił w jakimś kartonie?

-Próbował- odezwała się Hope- nawet znalazł odpowiedni karton, ale Pepper mu przeszkodziła, mówiąc, że nie wysyła się ludzi pocztą. Teraz w wolnych chwilach zastanawia się nad alternatywnym sposobem przewozu.

Para królewska, książę i Peter się zaśmiali. Loki i Hope jedynie się uśmiechnęli. Shuri tymczasem czekała, aż reszta się uspokoi. Wreszcie nie wytrzymała.

-Dobra, może zajmiemy się sprawą w związku, której tu przyjechaliśmy.- Bez ostrzeżenia złapała Lokiego za rękę i pociągnęła go przed siebie.- Udowodnimy temu niedowiarkowi, że Wakanda jest lepsza od Asgardu.

💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Hej!

Udało mi się! Dwa tygodnie zajęło mi pisanie tego i mam nadzieję, że się jakoś nadaje i może stanowić jakieś zajęcie czasu podczas kwarantanny. 

Właśnie kwarantanna... Komuś odbija przez zamknięcie w domu? Czy tylko ja jestem taka dziwna, że mi to nie przeszkadza? 

Mam teraz tylko nadzieję, że nie przedłużą nam roku szkolnego i wszystko się jakoś ułoży. Tak. A teraz nadrabiamy seriale, filmy i książki. Pod warunkiem, że waszym nauczycielom nie odbiło i nie zadali wam o wiele za dużo niż normalnie. 

A tak z innej beczki, postaram się, żeby kolejny rozdział był w miarę szybko. Naprawdę. 

To pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top