Loki

Chłopak na początku się nie zorientował, gdzie go prowadzi Loki, jednak kiedy drzwi się otworzyły i czyste białe wnętrze. Wtedy wskoczył na ścianę, a następnie na sufit i pobiegł przed siebie. Loki jedynie wtedy przewrócił oczami i poszedł do swojego pokoju. Pająk pierwszy raz był w bazie i na pewno zgubił się już po kilku zakrętach, a jemu naprawdę nie chciało się za nim biegać.

Loki zajął pokój najgłębiej w skale, gdzie mało kto się zwykle zapuszczał. Miało to wielki plus w tym, że miał do dyspozycji wszystkie otaczające go pomieszczenia i nigdy nie musiał zachowywać się cicho, czego zazdrościł mu Tony. Ten wybrał jeden z największych i najbliższych salonu, a przy tym, mający za sąsiadów wszystkich mieszkających w bazie. Przez to musiał zrezygnować ze swojego nawyku puszczania muzyki na cały głos.

Wszedł do pokoju, zostawiając młot tuż przy drzwiach. Pomieszczenie było tak wysokie i jednocześnie małe, że Loki zrobił z niego trzypiętrowe mieszkanie. Na parterze miał kilka regałów z książkami i składnikami do czarów, które miał na każdym piętrze, fotel do czytania, który też był na każdym piętrze, biurko alchemika, kanapę przed telewizorem i konsoli do gry. Do tego jeszcze dochodziły drzwi do łazienki, gdzie właśnie szedł.

Tam zrzucił z siebie resztkę tego, co wcześniej było zbroją i peleryną, i wziął prysznic. Potem z mokrą głową wszedł na piętro. Ono było już mniejsze niż parter i po jednej stronie znajdowała się barierka, która miała zatrzymać Lokiego przed upadkiem na parter, co mu się zdarzyło kilka razy z każdego piętra. To piętro było tak naprawdę jego garderobą. Ubrał najluźniejszą koszulkę jakiejś kapeli i jeansy.

Potem jeszcze z przyzwyczajenia wszedł na najwyższe piętro. Było na tyle małe, że było tam tylko trochę wolnego miejsca na regał i karton, a resztę zajmowało wielkie łóżko.

-No nie- mruknął do siebie Loki, widząc karną, włochatą kulkę, leżącą na środku jego łóżka.

Podszedł tam i ją podniósł, a kulka napięła mięśnie i wbiła pazurki w kołdrę. Zaspana kulka długo nie wytrzymała i ustąpiła, po czym została zrzucona na podłogę. Uderzając o dywan, głośno miauknęła i spojrzała na czarnowłosego z wyrzutem.

-To jest moje łóżko- odparł chłopak- Ty masz swoje- wskazał na karton.

Kotka miauknęła i wysoko podniesionym ogonem ruszyła ku schodom. Loki sam nie wiedział, czemu ją zatrzymał, lecz ona po prostu pewnego dnia się do niego przyczepiła i nie dawała mu spokoju w irytujący i kreatywny sposób. A kiedy zaskoczyła czarnowłosego, wyskakując z wentylacji, zdobyła jego szacunek i zasłużyła sobie na zamieszkanie z nim.

Loki wyminął ją i ruszył na sam dół, po drodze czując oceniające spojrzenie zielonych oczu kotki. A kiedy ją zignorował, zaczęła jeszcze za nim miauczeć i podbiegła do niego, włażąc mu pod nogi. Chłopak jakimś cudem utrzymał się na nagach, pomimo wszelkich starań zwierzaka.

-Następnym razem to cię zrzucę na sam dół Mimi- powiedział do niej- I zobaczymy, ile ci jeszcze tych żyć zostało.

Kotka wydawała się, jakby go zignorowała, jednak przestała kręcić się przy nogach i skoczyła na jeden z foteli. Chłopak pokręcił jedynie głową i ruszył do wyjścia. Spojrzał jeszcze na zegarek i spokojnie wyszedł na korytarz. Skręcił kilka razy, nawet nie patrząc, dokąd idzie. Jak się spodziewał, usłyszał, po jakimś czasie czyjeś kroki i poszedł w ich kierunku. Po chwili wyszedł naprzeciw zagubionego Petera.

-Ale...- nastolatek spojrzał na niego, po czym obrócił się i wskazał na siebie- Ty byłeś tam- znów spojrzał na niego- Pozwoliłeś mi tak tu biegać bez celu, kiedy ty poszedłeś się przebrać?

-Nie- odparł Loki- Pozwoliłem ci tak tu biegać bez celu, kiedy poszedłem umyć i przebrać. A teraz chodź- złapał Petera i pociągnął go za sobą- A teraz idziesz do ambulatorium, czy ci się to podoba, czy nie.

-Ty po wskrzeszeniach nie musiałeś iść na badania- stwierdził Peter, zapierają się nogami.

-Po pierwsze, wtedy tylko udawałem- odparł starszy, bez problemu ciągnąc chłopaka za sobą- A po drugie, w tamtych czasach chciano, bym pozostał martwy. Za każdym razem była to dla nich nieprzyjemna niespodzianka.

-Nawet za ostatnim razem? Wtedy, kiedy nie udawałeś?

Loki nie zatrzymał się przez to pytanie. Cieszył się jednak, że chłopak nie widzi jego twarzy. Był pewien, że teraz nie pokazuje żadnych emocji. Wiedział, że tak się dzieje, gdy on sam nie był pewien, jaką emocję ma przybrać.

Czy jakikolwiek Avengers był szczęśliwy, kiedy go widział, po roku spokoju? Przecież to jego obecność zapowiadała zawsze problemy. A on pojawił się akurat, kiedy mieli ważniejsze rzeczy na głowie, niż zajmowanie się nim.

-Wtedy w szczególności- powiedział wreszcie gromowładny. Za wszelką cenę starał się powstrzymać wspomnienia tamtego dnia, lecz one po prostu stawały mu przed oczami. Próbował się skupić na czymś innym, szkodach, jakie odniosła baza po wizycie Kapitana Hydry, świetle lamp, Peterze i fakcie, że zgubił gdzieś marynarkę i buty. Nic jednak nie pomagało.

********

6 lat temu

Loki uciekał już od kilku tygodni, jednak wiedział, że to nie dawało nic. Musiał jak najszybciej wymknąć się z tego miasta i schować się w lesie. Tam, gdzie nie ma żadnych kamer ulicznych, żadnych telefonów, żadnych ludzi. Wtedy jedynie będzie miał szansę im zwiać. Inaczej oni go dopadną i wolał nie myśleć, co z nim później zrobią.

Szedł szybko, jednak nie biegł. Wymijał ludzi, w ogóle nie zwracając na siebie uwagę. Ani razu nie ryzykował rozejrzenia się bądź nawet zerknięcia przez ramię. Jedynie, kiedy skręcał, mógł szybko ogarnąć, co się dzieje za nim. Od jakiegoś czasu nikogo nie widział, jednak w żaden sposób go nie uspokajało.

Wszystko zaczęło się ponad rok wcześniej, kiedy obudził się w ruinach jakiejś wioski w Norwegii. Potem dowiedział się, że została ona zniszczona przez Hydrę w czasie drugiej Wojny Światowej, jednak to nie miało żadnego znaczenia dla niego. Ani to, ani nawet fakt, że znajdowała się tuż niedaleko miejsca, gdzie rozegrała się bitwa pomiędzy Asgardem i Jotunheimem. Ważne dla Lokiego było to, że znowu miał jakieś trzynaście lat.

Pamiętał wtedy wszystko, z wyjątkiem ostatniego tygodnia jego życia jako dorosłego. I dopóki nie przypomniał sobie tego, obwiniał Thora i jego bandę przebierańców, za to, co mu się stało. Sądził, że to oni jakimś sposobem doprowadzili go do takiego stanu. Próbował nienawidzić Thora, tak jak pamiętał, że go nienawidzi, jednak odkrył, że po prostu nie może. Nie w ten sposób.

Ostatnie brakujące wspomnienia wróciły do niego, kiedy już się dostał do Ameryki. Po drodze odkrył, że jego niektóre jego czary nie do końca działają tak, jak powinny. Co bardzo wydłużyło jego podróż. Przypomniał sobie wszystko, kiedy pewnej nocy grupka tępych osiłków zaatakowała go w środku nocy. Oczywiście wtedy pozałatwiał ich bez problemu, jednak za późno zauważył, że jeden z nich podszedł do niego od tyłu i uderzył go w głowę jakąś metalową pałą.

Ci idioci okazali się przy okazji przesądni, bo później Loki ocknął się zakneblowany i związany w zakopanej na rozdrożu trumnie. Jednak dzięki temu pamiętał już wszystko. W tym fakt, że zginął w płomieniach, które zżerały go od środka, co sprawiło, że czuł się okropnie przez kolejne kilka tygodni. Przez to wreszcie zrozumiał, dlaczego mimo wszystko, za wszelką cenę chciał się dostać do Stanów. Wewnętrznie pragnął wrócić do brata.

Po tym, jak się tylko odkopał, zrozumiał, że najgłupszą rzeczą w jego obecnej sytuacji, był właśnie powrót do Thora. Nie wiedział przecież, co mu się stało, a gromowładny na pewno nie będzie chciał mu w to uwierzyć. Nie po tym wszystkim.

Nie mógł jednak pozbyć się chęci pilnowania w jakichś sposób Odinsona. Chciał zostać na uboczu, posiadając jednak możliwość zareagowania, jeśli nie byłoby innej opcji. Dlatego właśnie w pewien sposób śledził Avengers. Kiedy się tylko dowiadywał, że oni gdzieś wyruszali, też próbował się tam dostać. W większości się udawało. Tylko kilka razy wylądował w Kanadzie, Meksyku, czy Francji, czyli w miejscach, gdzie akurat nie powinien kończyć podróży.

W pewnym momencie zaczęło mu się to nudzić. Patrzenie jak grupka przebierańców rozwala innych przebierańców, w pewnym momencie w ogóle przestaje być interesująca. Nauczył się wręcz na pamięć wszystkich rodzajów kopniaków w wydaniu gościa, co chodzi ubrany we flagę. Rodzaje strzał Robin Hooda przestały go zaskakiwać. Jedynie chwilami komentarze latającej puszki mogły go zdziwić. Z grubsza jednak czuł się, jakby oglądał zapętlony film.

Dlatego właśnie zaczął eksperymentować, jak bardzo może manipulować akcją walki z cienia. Chwilami po prostu zamykał niektóre drzwi znajdujące się na drodze walki. Innym razem odkręcił ciekły azot, w jednym z laboratoriów. Jednak najbardziej uwielbiał straszyć ludzi, którzy i tak za chwilę mieli oberwać od idiotów ratujących świat. Odstawiał wtedy różnego rodzaju zagrywki z horrorów, z chwili przed wyskokiem jakiegoś potwora. A kiedy naprawdę nic się nie działo, co zdarzało się dziwacznie często, jak na życie bohaterów, obrywało się także tym dobrym. To klaun z łukiem wpadał do jakieś dziury, kiedy indziej tona desek spadała na zielonego olbrzyma, raz to nawet wylał olei na rycerza z recyklingu. Zawsze jednak ewakuował się zaraz po wykonaniu swojego zadania. Zrobił wyjątek tylko jeden raz i właśnie przed jego konsekwencjami uciekał. To było wtedy, kiedy postanowił wysadzić czołg.

Oczywiście mu się to udało. Ci sługusi Hydry nawet go nie zauważyli. Zresztą tak jak wszyscy inni. A potem podszedł ten łucznik i oberwał. Loki na początku chciał uciec, od tego wszystkiego. A potem zobaczył resztę i Kapitana, który zasłaniał tarczą czerwonowłosą agentkę przed odłamkami. Zerknął wtedy na leżącego i pobiegł mu pomóc, wiedząc, że to się najpewniej źle dla niego skończy.

Skręcił za w kolejną ulicę i kątem oka zobaczył jakąś postać na dachu jednego z budynków. Sięgnął do kieszeni i zacisnął rękę na runie, mając nadzieję, że ona wreszcie zadziała. Nie obchodziło go, że zniknie na środku ulicy. Chciał się stąd wynieść jak najdalej od tych wszystkich ludzi.

Właśnie wtedy ktoś go złapał za ramię i zatrzymał, a nad sobą usłyszał czyjś głos tuż nad głową.

-Poczekaj synu.

Zerknął na trzymającego go mężczyznę. Krótkie blond włosy. Niebieskie oczy. Mina poważnego, ale wyrozumiałego skauta. To się wpakował. Spojrzenia Kapitana całkowicie się zmieniło, kiedy uświadomił sobie, na kogo patrzy. Uniósł wysoko brwi i rozluźnił nieco chwyt.

Loki to wykorzystał. Wyrwał i się i pobiegł przed siebie, klnąc pod nosem. Skupił się na tym, co było za nim i nie zauważył miss Ameryki. Chwilowa wolność nie trwała zbyt długo, bo tuż przed z tłumu wyłonił się Barton. Wtedy nie miał zbytniej możliwości i wbiegł w ciemne uliczki za budynkami.

Po drodze znów wyciągnął runę i zaczął o nią uderzać. Ta jednak była niczym zwykły, płaski kamyk z wyrytym na nim symbolem.

Skręcił w jedną uliczkę, lecz tam już na niego czekał człowiek z żelaza.

-Nie chcemy ci nic zrobić- powiedział do Lokiego, a ten odwrócił się i pobiegł w jedyną wolną drogę. A ta akurat kończyła się siatką.

Wściekły na swoją głupotę włożył całą swoją siłę w ostatniej próbie użycia runy. A kiedy to nie pomogło, zaczął czarować swoje buty. Spróbuje się odbić od ściany i przeskoczyć siatkę, a potem pobiegnie jeszcze dalej i szybciej.

Już się przygotował do skoku, kiedy usłyszał, jak ktoś głośno ląduje tuż za nim. A potem, ta sama osoba złapała go za kaptur bluzy i uniosła go nad ziemię. Chłopak od razu się skulił, kiedy poczuł, jak się obracał twarzą do bohatera, którego najbardziej bał się zobaczyć.

-Teraz możemy, spokojnie porozmawia....- powiedział Thor, ale przerwał, kiedy zobaczył, do kogo mówi.

Mina gromowładnego była warta zapamiętania i Loki najpewniej, by się z niej śmiał. W tej sytuacji jednak śmiech, by mu nie pomógł. Jedyne, co z siebie wykrzesał, to marny, lekko zakłopotany uśmieszek i pytanie:

-Tęskniłeś?

Thor nie odpowiedział od razu. Zdawało się, jakby próbował to wszystko przyswoić. Reszta za nim wyglądała podobnie, z wyjątkiem Czarnej Wdowy. Do pełnego składu ekipy brakowało jedynie wielkiej, zielonej bestii. I Loki to wykorzystał.

Podniósł wysoko ręce. Wyślizgując się z lekko za dużej bluzy, pozwolił, by plecak, w którym trzymał wszystko, co miał, upadł na ziemię tu koło Thora. Nie podniósł go, tylko od razu pobiegł w stronę reszty bohaterów. Wyminął pierwszą straż, składająca się z Kapitana i Iron mana, jednak złapała go Czarna Wdowa i Hawkeye. Ci mocno go trzymali za oba ramiona.

Thor i reszta mu się dokładnie przyjrzeli. Lokiemu to się nie podobało. Czuł się, jak jakieś zwierzę w cyrku. Jakichś wybryk natury. Wręcz czekał, aż wszyscy wybuchną śmiechem.

-Czemu mi nie powiedziałaś?- zapytał Thor, już nie patrząc na nastolatka. Patrzył na Czarną Wdowę. Tak naprawdę teraz wszyscy na nią patrzyli.

-Wiedziałam, jak zareagujesz- odparła chłodno kobieta- Wiedziałam, jak wy wszyscy zareagujecie.

-Powinienem wiedzieć!- zawołał bóg piorunów, wskazując młotem na chłopaka- On jest przecież moim...- czarnowłosy spojrzał na niego i Thor to zauważył. Chłopak chciał zobaczyć, jak wiking to mówi. I czy w ogóle to powie. Przez sekundę patrzyli sobie prosto w oczy, aż wreszcie dorosły znów zwrócił się go agentki- On jest przecież Lokim!

-Dajcie spokój ludzie- odezwał się teraz łucznik- Spójrzcie tylko na niego. To jest dziecko! Loki był dorosły. Sensowniej byłoby stwierdzić, że on sobie zrobił dzieciaka, którego teraz złapaliśmy.

Chłopak spojrzał na niego zdziwiony i zniesmaczony.

-Chciałbym w to wierzyć stary- odezwała się puszka- Ale to na pewno on. Zresztą spójrz jego minę- skinął w stronę Lokiego.

-Natasza to niczego nie tłumaczy!- Thor nie przejął się rozmową pomiędzy tamtą dwójką. Podszedł do agentki- Jak ja niby bym się zachował?!

-Poleciałbyś do niego sam i wszystko, byś zaprzepaszczył- odparła agentka spokojnie- Zanim coś powiesz, powinieneś wiedzieć, że nie zdołałbyś go złapać. On zdołał mi uciec dwa dni temu i nie wiesz, jak się namęczyłam, żeby go znaleźć z powrotem. Do tego nie chciałabym marnować całej mojej pracy, którą włożyłam w szukanie go.

Loki uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że wtedy ktoś go śledzi, ale nie podejrzewał, że to właśnie ona. Przynajmniej teraz wiedział, że ciągle jest w tym dobry. Nie tak dobry, jak był wcześniej, ale nadal się wyrabiał.

Thor zrobił krok do przodu, a Czarna Wdowa spojrzała mu prosto w oczy. Loki zrobił największy krok, jaki tylko mógł zrobić, w stronę Clinta. Nawet zdołał się trochę nim zasłonić. Teraz to on powinien się odwdzięczyć i posłużyć za jego tarczę, w wypadku, gdyby ta dwójka rzuciłaby się na siebie. Oczywiście najpewniej zostałby przez Rosjankę pociągnięty w bójkę, lecz on wtedy zabrałby ze sobą łucznika.

-Spokój!- zawołał Kapitan Ameryka. Stanął pomiędzy tą dwójką- Musimy wrócić do wieży. Takich spraw nie załatwia się na ulicy. Natasza będziesz musiała nam to wszystko później wytłumaczyć na spokojnie. A ty Thor- spojrzał na boga w jego zagniewane i przerażone oczy, po czym zetknął na Lokiego- zamij się bratem.

Czarna Wdowa puściła wreszcie ramię Lokiego, ale Clint tego nie zrobił. Thor nie wyszedł z żadną inicjatywą i to właśnie Hawkeye poprowadził chłopka do statku.

Loki był zdziwiony, kiedy zobaczył, gdzie Avengers zdołali ukryć swój transport. Wcześniej przypuszczał, że przylecieli statkiem, tak jak zawsze, jednak spodziewał się, że wylądowali na jednym z dachów. Okazało się jednak, że znaleźli odpowiednio wielką szparę pomiędzy budynkami i dokładnie tam wlecieli.

Po wejściu na pokład zmusili Lokiego, żeby usiadł pomiędzy właśnie Thorem a Nataszą. Gromowładny wstał i podszedł do reszty drużyny, zostawiając chłopaka samego z kobietą. Nastolatek patrzył, jak Avengersi rozmawiają między sobą.

-Uspokój się- usłyszał głos tuż nad uchem. Obrócił się i spojrzał na agentkę.

-Jestem spokojny- odparł od razu.

-Jasne- kobieta się do niego uśmiechnęła- Jesteś tak samo zestresowany, jak Thor.

Na to Loki już nie odpowiedział. Spuścił wzrok i patrzył uważnie na swoje buty.

Mówiła mu, żeby był spokojny, ale to nie jej życie się właśnie ważyło. Został złapany i najpewniej teraz reszta omawiali, jak się go pozbyć. Przetrzymanie go w jakikolwiek sposób byłoby strasznie głupie. Nawet oni powinni się uczyć na błędach.

Wreszcie podszedł do nich Tony. Już nie miał na sobie zbroi, ale w rękach trzymał coś, co Loki dobrze znał. Chłopak wyciągnął przed siebie ręce i playboy go skuł w te same kajdanki, co zawsze.

Loki odczuł boleśnie zmianę rozmiaru. Wcześniej wbijały mu się w ciało, a teraz były na tyle duże, że ledwo się mu trzymały na rękach i jedynie trzymały się na jego nadgarstkach. Położył ręce na kolanach, starając się je ustawić tak, aby dotykały mu żaden sposób skórę.

-Wszystko dobrze Natasza?- miliarder wstał i spojrzał na Czarną Wdowę- Nie sprawia problemów?

-On się za bardzo boi, by cokolwiek zrobić- odparła kobieta.

-Wcale nie!- zawołał Loki.

-Widzisz to, co nie?- agentka uśmiechnęła się do Iron mana.

-Masz racje- stwierdził Stark, uśmiechając się tak samo, jak Romanoff- I jeszcze próbuje zaprzeczać.

-Przestańcie!- wykrzyknął chłopak, po czym za wszelką cenę starał się to powstrzymać, ale w końcu ziewną. Naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio spał. A jeśli nawet, to najwyżej były to dwugodzinne drzemki. Podniósł od razu dłoń, aby zasłonić usta. A to w połączeniu z faktem, że był skuty, sprawiło, że druga ręka wisiała w powietrzu, bez celu.

Reakcja Iron mana była natychmiastowa. Przekrzywił lekko głowę, a jego uśmiech się powiększył. To było naprawdę denerwujące i dziwaczne. I właśnie wtedy podszedł do nich Thor.

-Mam ci przypomnieć Tony, ile razy przez niego znalazłeś się na krawędzi życia i śmierci?- zapytał gromowładny, odsuwając midgardczyka od Lokiego.

-Najwyżej dwa- stwierdził Stark, spokojnie odchodząc w stronę kokpitu.

Wszyscy zajęli swoje miejsca, po czym polecieli. Hawkeye rozłożył się na pustych miejscach naprzeciwko ich. Już po kilku minutach, wyglądał jakby spał. Kiedy tak Loki na niego patrzył, jego własne oczy zaczęły się robić ciężkie. Kilka razy przyłapał się na tył, że zamknął je na dłużej. Wtedy mrugał szybko i rozglądał się naokoło, by w jakichś sposób je uświadomić, gdzie się znajdują. W końcu jednak dał za wygraną. Oparł się i je zamknął, przysięgając sobie, że je otworzy za minutę.

Kiedy jednak to w końcu zrobił, uświadomił sobie, że musiało minąć więcej niż minuta. Na początku zobaczył, że już przestali lecieć. Silniki nie pracowały i jedynym hałasem w statku był łucznik. Hawkeye mruczał coś pod nosem, śpiąc sobie w najlepsze.

Loki chciał zamknąć oczy jeszcze raz, ale wtedy to, na czym opierał głowę, zadrżało. Chłopak od razu podniósł się i spojrzał, co to było. Kiedy zobaczył, że leżał na ramieniu Thora, od razu się odsunął.

-Wstawaj- powiedział do niego gromowładny. W jego głosie nie było gniewu, co sprawiło, że Loki odsunął się jeszcze bardziej. To brzmiało podejrzanie. Thor spojrzał na niego i chłopak ledwo uwierzył, w to, co widzi. Kąciki ust blondyna lekko się podniosły, jednak szybko wróciły do poprzedniego stanu. Wstał i podciągnął czarnowłosego za kajdanki- Rusz się.

Loki wstał, przy czym odkrył, że ktoś go przykrył jego bluzą, a przez Thora był bliski wywrócenia się. Blondyn od razu się zatrzymał. Odwrócił się do chłopaka, lecz potem skupił się na śpiącym Clincie.

-Zajmij się chłopakiem- powiedziała Czarna Wdowa- Ja go obudzę.

Thor kiwnął głową i poprowadził Lokiego do wyjścia. Czarnowłosy zerknął jeszcze przez ramię. Tam agentka pochylała się nad Bartonem i lekko nim potrząsała.

Kiedy tylko weszli do wieży, nastolatek zobaczył, że nic się nie zmieniło. Przynajmniej droga do więzienia wyglądała tak samo. W pewnym momencie podbiegł do nich mężczyzna w koszuli w kratę. Zatrzymał się, jak tylko zobaczył ich dwójkę.

-Steve mi mówił, co się stało, ale nie sądziłem, że to prawda- powiedział nowy. Loki przyglądał mu się uważnie. Wydawał się skądś znajomy.

-To teraz wiesz- odparł Thor, prowadząc dalej chłopaka.

Mężczyzna jednak zatrzymał blondyna.

-Kapitan powiedział, żeby go zabrać przed salę zebrań.

-Co?!- wiking obrócił się w jego stronę.

I właśnie wtedy Loki dostał olśnienia.

-Banner- wydusił z siebie. Naprawdę rzadko spotykał naukowca. Zwykle miał do czynienia z jego bardziej wkurzoną wersją.

Bruce spojrzał lekko przerażony na niego, po czym starał się z powrotem skupić na przyjacielu z pracy. To mu jednak trochę nie wychodziło i co jakichś czas zerkał na niego.

-Wiem, jak to brzmi. Ale to ma sens. Naprawdę chciałbyś zobaczyć go za szklaną ścianą?

-Może- odparł Thor. Loki obrócił się w jego stronę i asgardczyk to zauważył- Czego?

Chłopka rozejrzał się, po czym wskazał na siebie palcem.

-Mówisz do mnie?

-Tak i już zaczynam tego żałować. Czego chcesz?

-Określ się.

-Co?- gromowładny spojrzał na niego zdziwiony.

-Wolisz mnie widzieć w klatce, czy nie? Chociaż i tak wiem, co powiesz.

-Skąd ty możesz to wiedzieć?- Thor zatrzymał go i obrócił go w swoją stronę- Skąd?!

-Przecież to jasne- odparł chłopak- Nie chcesz mnie tu- uśmiechnął się- Najlepiej wrzuciłbyś mnie do tej szklanej klatki, ale byłoby ci głupio to przyznać. Bo nie wypadałoby. Ktoś by rozpowiedział, ze wrzuciliście dziecko do tej klatki, na której ścianach widać ślady wydrapane przez poprzedników. Na serio ją wyremontujcie! Widziałem tam konkretny plan wysadzenia elektrowni jądrowej! Bądź przynajmniej...

-Loki- bóg przerwał mu. Kiedy ten przestał wreszcie mówić, uświadomił sobie, że głos mu się łamał. Od razu spuścił wzrok. Thor schylił się do niego- Ja tego nie chcę robić, bo nie pozwalają mi na to bariery społeczne. Ja po prostu nie wiem- przysunął się do niego, po czym go przytulił- Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć braciszku.

Loki oparł brodę o jego ramię. To było jedyne, co mógł zrobić ze skutymi rękoma.

I właśnie wtedy Bruce odchrząknął. Obaj bracia odwrócili się w jego stronę. W tym Loki podniósł przy tym jedną brew, sprawiając, że naukowiec zrobił krok w tył. Thor spojrzał wtedy ostrzegawczo na chłopaka, który z kolei jedynie wzruszył ramionami.

-Naprawdę powinniśmy tam iść- wskazał głową w stronę korytarza.

Asgardczyk podniósł się i już delikatniej poprowadził Lokiego do dość zwykłego korytarza. Przy jednej ścianie ustawiono kilka krzeseł i właśnie na jednym z nich usiadł czarnowłosy. Naprzeciwko jego znajdowały się drzwi, przez które weszli Bruce i Thor. Ostatni jeszcze spojrzał na niego i powiedział:

-Postaram się znaleźć najlepsze wyjście- i zostawił brata samego.

„Najlepsze wyjście" nie oznaczało, że przeżyje, pomyślał chłopak. Gdyby Loki był na miejscu brata, poszedłby właśnie w tym kierunku. Oni przecież znają zakończenie tej historii. Dawano mu już wcześniej szansę, a on je zaprzepaszczał. Problemy pojawiały się przez niego. A najszybszym sposobem na pozbycie się problemów, było wyeliminowanie ich źródła. W tym wypadku jego.

W pewien sposób nawet się z tym pogodził w chwili, kiedy go złapali. Nawet gdyby wtedy im uciekł, nie pobyłby na wolności zbyt długo.

Kajdany wbijały mu się w dłonie, więc podniósł je do góry. Wtedy zatrzymały się gdzieś pośrodku drogi pomiędzy nadgarstkami a łokciami. Przyjrzał się im i zaczął się zastanawiać, czy jeśli trochę by poczekał, to spadłyby z jego rąk bez niczyjej pomocy.

Wtedy drzwi się otworzyły i wyszła przez nie Czarna Wdowa. Podeszła do niego i kazała mu za sobą iść.

Loki wstał i ruszył za nią. Nie patrzył nawet, w którą stronę idzie. W głowie miał tylko jedną myśl. A więc to już.

Agentka zaprowadziła go do jakiegoś pomieszczenia i kazała mu stanąć w progu. Zrobił to.

-Stań tak, żebyś dotykał plecami ściany- zrobił to- Piętami też masz ją dotykać- to też wykonał- Nie stawaj na palcach.

Kobieta podeszła do niego i go ustawiła. Pomimo swych zapewnień, że umrze z otartymi oczami, teraz je zamknął.

Przynajmniej wybrali dobrą osobę do tej roboty. Czarna Wdowa nie chybia i zawsze wykonuje swoją robotę do końca. Z jednym wyjątkiem, ale to był wtedy Barton. Tak przynajmniej słyszał. Jedynie tak naprawdę miał zastrzeżenia co do miejsca. Próg sprawiał, że oba pokoje będą brudne po wykonaniu roboty. Chyba że członkini Avengers wykorzysta jakąś inną metodę. Chociaż kulka w głowę, poderżnięcie gardła, czy coś nowego, nie miało znaczenia dla niego. Agentka nie lubi bawić się w tortury, więc na pewno będzie to szybkie i zawsze skończy się dla niego tak samo.

-Skończyłam- usłyszał nad sobą głos Romanoff.

Loki otworzył oczy i spojrzał na nią zdziwiony.

-Nie patrz tak na mnie- odparła kobieta, po czym podniosła wzrok- Ty naprawdę mały jesteś.

-Co?

-Chodź tu- pociągnęła go do siebie. Pokazała mu dwie czarne kreski na framudze- To twój aktualny wzrost- wskazała na niższą- A to kiedy cię ostatni raz spotkałam- pokazała na wyższą. Różnica między nimi była dość spora.

Przez to Loki uświadomił sobie, jaki naprawdę jest niski. Nawet Wdowa i Stark byli od niego wyżsi. To było naprawdę żenujące.

-Ty mnie zmierzyłaś?- spojrzał na Nataszę- Po co?

-Byłam ciekawa.

To zupełnie nie mu nie wystarczało jako odpowiedź. Już chciał zacząć się dopytywać, ale wtedy wszedł Thor. Asgardczyk zatrzymał się i spojrzał na nich.

-Muszę go zabrać.

-Nie podoba mi się to- czerwonowłosa zacisnęła ręce na ramionach chłopaka.

-To wykracza poza nasze pojęcie- stwierdził gromowładny.

-A jego niby nie?

-Natasza oddaj mi brata- Thor westchnął. Agentka puściła Lokiego i nawet lekko go popchała w stronę nordyckiego boga. Ten wyprowadził chłopaka z pokoju. Znów przeszli różnymi korytarzami, aż wreszcie dotarli na dach. Słońce chyliło się już ku zachodowi.

-Gotowy?- Thor spojrzał na nastolatka.

-Jasne- odparł tamten. Nie ma innego wyjścia.

Mężczyzna przyciągnął go do siebie i zawołał:

-Heimdallu otwórz most!

Otoczyło ich światło i Loki czuł, jak stopy odrywają mu się od ziemi, tylko po to, by po kilku sekundach znów na niej pewnie stać. Tylko, że to nie była ta sama ziemia. Teraz znajdował się wewnątrz złotej kopuły. Tuż przed nim zaczynał się podest, na którego szczycie stał czarnoskóry mężczyzna w złotej zbroi. W ręku trzymał wielki miecz.

-Witam w domu książę Thorze- powiedział strażnik, po czym zerknął na Lokiego. Ten przez spojrzenie tych złotych oczu, chciał się wręcz ukryć za peleryną brata. Powstrzymał się jednak od tego i stał tam bez ruchu.

-Przyjacielu, nie wiem jak o to zapytać, ale czy...- zaczął blondyn, lecz Heimdall mu przerwał.

-Nie widziałem go. W Midgardzie jest mnóstwo podobnych ludzi i nawet gdybym wiedział, kogo szukać, zajęłoby mi to jakichś czas.

-Dziękuję ci- odparł książę i już ruszył ku wyjściu, ale się jeszcze obrócił- Czy mógłbyś...

-Już przekazałem wiadomość królowi, że musisz się z nim pilnie widzieć.

-Jesteś najlepszy- stwierdził Thor, po czym nachylił się do czarnowłosego. Złapał go pod ramiona i za łańcuch w kajdanach, po czym powiedział- Musisz się mocno trzymać.

-A może wezwiemy konie?- zaproponował chłopak.

-Za długo, by to trwało- ocenił blondyn, zaczynając machać młotem.

-Tylko, że ja naprawdę dobrze potrafię jeździć konno, a latać to już niezbyt...

Wznieśli się z ogromną prędkością w powietrze. Przelatywali nad tęczowym mostem prosto w stronę złotego zamku. Loki zamknął oczy i z całych sił trzymał się ręki Thora. Nawet kiedy podmuch wiatru i szum w uszach ustał, nie chciał się puścić.

-Jesteśmy- powiedział do niego spokojnie dorosły.

-To mnie odstaw na ziemię- odparł drugi z ciągle zamkniętymi oczami. Thor chyba zaśmiał się pod nosem, ale to uczynił. Dopiero gdy stopy czarnowłosego dotknęły twardej i pewnej ziemi, otworzył on oczy i się rozejrzał.

Tak samo, jak w przypadku wieży, tu tez się nic nie zmieniło. Te same kolumny, sztandary, pochodnie, malowidła. Całe złoto. Wszystko było takie samo jak zawsze.

Szybko przeszli przez wielkie korytarze. Tym razem nikt już nie musiał go nigdzie prowadzić. Od dziecka chodził tymi korytarzami. Znał każde tajemne przejście. A drogę do sali tronowej mógł pokonać z zawiązanymi oczami. A właśnie tam zmierzali.

Dwójka strażników przy wrotach przyjrzeli im się uważnie, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Bez słowa jednak otworzyli przed książętami złote drzwi, a kiedy ci weszli do środka, zamknęli je za nimi.

-Thor wysłałem ci kruka, z wiadomością, że dzisiaj naprawdę nie mam czasu, ale widzę, że musiałeś go prześcignąć- odezwał się białowłosy mężczyzna, siedzący na wielkim, oczywiście złotym, tronie. Nie patrzył nawet w kierunku syna, tylko w zwój trzymany w dłoni.

-Ojcze, to sprawa niecierpiąca zwłoki- książę spokojnie szedł do podnóża tronu. Loki już tak bardzo nie współpracował i teraz znów był pchany przed siebie.

-Oczywiście...- mruknął Odyn. Właśnie wtedy do sali wleciał jeden z jego ptaków. Kruk usiadł Wszechojcowi na ramieniu, po czym nachylił się do niego, zupełnie, jakby coś mówił. Dopiero wtedy jednooki podniósł głowę znad dokumentu, po czym od razu wstał z tronu. Wyglądało to, jakby dostał nagłego zastrzyku kofeiny- Jak to?

Spojrzał na Thora, po czym zatrzymał swoje spojrzenie na Lokim. Ten niezręcznie w kajdanach pomachał do niego jedną ręką. Zwój wypadł królowi z ręki i upadł na ziemię. Chłopak tymczasem nachylił się do brata.

-Możesz mi ściągnąć te kajdany? One są naprawdę za duże.

Gromowładny nie odpowiedział. Patrzył się jedynie w stronę ojca i na ślepo odwrócił Lokiego, aby ten zrobił to samo.

-Loki- wydusił wreszcie z siebie Odyn- Przecież ty umarłeś.

-Bardziej sprecyzowałbym, że zostałem zabity przez płomienie i kilku naprawdę wkurzających ludzi- odparł chłopak, po czym się uśmiechnął- Ciebie też miło widzieć.

I właśnie wtedy drzwi do sali tronowej się znowu otworzyły. Najpierw przez szparę przeleciał kruk, a potem, kiedy ta była już większa, przeszła przez nie kobieta. A konkretnie wkroczyła niczym królowa, która właściwie była.

-Huginn, powinieneś był, mnie ostrzec- Odyn mruknął do kruka, który wylądował mu na drugim ramieniu. Ptak jedynie otrząsnął się, po czym wraz z Muninnem podleciał do tronu. Tam rozsiadły się na dwóch przeciwległych krańcach.

Loki cofnął się w stronę Thora. Wszechojciec najpewniej znów niczego nie powiedział żonie i chłopak nie chciał się znaleźć pomiędzy nimi, kiedy nastąpi konfrontacja.

Frigga zatrzymała się tuż przed podwyższeniem, jednak całkowicie zignorowała Odyna. Odwróciła się w stronę synów i spojrzała na nich z niedowierzaniem. Jej cudowne szare oczy były mokre. Czarnowłosy nie wytrzymał tego spojrzenia i spuścił wzrok.

-Loki...- powiedziała królowa i podbiegła do niego, mocno go przytulając- Nie mogę uwierzyć. Daj mi się tobie przyjrzeć- delikatnie dłońmi uniosła jego brodę.

-Tęskniłem matko- chłopak spojrzał na nią przepraszająco, a ona jedynie się do niego uśmiechnęła. Po czym zauważyła, że ma skute ręce.

- Kajdany?- podniosła wzrok i spojrzała na Thora.

Ten zrobił zakłopotaną minę. Królowa jedynie pokręciła głową, jednak pomimo tego się uśmiechała. Uśmiech zniknął jej po sekundzie z twarzy, kiedy zawołała:

-A ty nawet nie myśl o ucieczce- wstała i odwróciła się do Odyna. Jednooki był już na niższym stopniu, ale wrócił się na sam szczyt podwyższenia, kiedy Frigga zrobiła krok w jego stronę- Wyjaśnij mi, proszę, dlaczego dowiaduję się czegokolwiek, tylko jeśli zamknę jakiegoś kruka w klatce?

-Zamknęłaś Huginna w klatce?- król spojrzał na jednego z ptaków. Loki zmarszczył brwi. Nie wiedział jakim cudem, jednooki potrafi je rozróżnić. Spędził z nimi naprawdę dużo czasu i zdołał rozróżniać je tylko wtedy, kiedy złamał jednemu przez przypadek skrzydło.

-Bo ty niczego, byś mi nie powiedział- zawołała królowa.

-Bo nie było czasu kiedy ci to przekazać- stwierdził Odyn.

-A to, że kazałeś Heimadllowi wszystko ważne kazałeś sobie przekazywać?

-Tylko po to, by posłaniec się zbytnio nie męczył. Ciebie zawsze trzeba szukać.

-Zapominasz, że jestem królową, a nie zwykłą poddaną. Ja też rządzę Asgardem. Tylko ci o tym przypomnę.

-Tylko, kiedy zajmujemy się czymś razem, to wszystko trwa za długo!

Frigga spojrzała na niego w taki sposób, że nawet Loki i Thor zrobili krok w tył, a oni stali z boku.

-Jestem twoją żoną i obiecywaliśmy sobie, przed całym królestwem, że wszystkie decyzje będziemy podejmować razem. Ty zapomniałeś o tym już dawno temu, więc pozwoliłam ci rozwiązywać mniejsze sprawy. Jednak coś tak poważnego, jak to, co się stało z naszym synem, powinniśmy się tym zająć wspólnie. Jak równy z równym. A teraz zejdź z tego podwyższenia. To nie pora na twój kompleks wzrostu- każde słowo wypowiadała w taki sposób, że było czuć w nim całą jej władzę.

Tymczasem z boku Loki, starając się za wszelką cenę utrzymać kajdanki na rękach, nachylił się do Thora.

-Kłócą się.

-To tylko małżeńska sprzeczka. Takie się zdarzają- stwierdził starszy.

-Sądzisz, że będzie rozwód?- kajdany coraz bardziej się zsuwały.

-Loki!- gromowładny spojrzał na brata- Nie mów tak.

-Jeśli będzie, to ja zostaje z mamą- stwierdził chłopak- Ty możesz zostać sobie z ojcem i płacić alimenty.

-Naoglądałeś się telewizji- wyprostował się, po czym jeszcze wyszeptał- Zawsze wiedziałem, że jak będzie rozwód, to przez ciebie.

I właśnie w tym momencie kajdanki zsunęły się najpierw z jednej, a zaraz potem i z drugiej dłoni, po czym z głośnym hukiem upadły na podłogę. Frigga i Odyn odwrócili się w ich stronę. Thor z otwartymi oczami spojrzał to na braciszka.

-Mówiłem ci, że są za duże- powiedział chłopak do blondyna.

-Synku- Frigga podeszła do niego- Chodź ze mną.

I po raz kolejny tego dnia, ktoś prowadził gdzieś Lokiego. Tuż przed drzwiami, królowa się odwróciła i zawołała:

-Nawet się niczego nie ważcie załatwiać beze mnie. A do tej rozmowy wrócimy później mężu.

Po tym wyprowadziła czarnowłosego z sali tronowej. Dwaj strażnicy przy wrotach wyprostowali się i udawali, że przed chwilą starali się wszystko podsłuchać.

-Na razie jeszcze macie króla, jakbyście się zastanawiali- powiedziała do nich królowa, po czym wraz z synem ruszyła jednym z korytarzy.

Nie zaszli jednak oficjalnymi korytarzami za daleko, bo już za trzecią kolumną się zatrzymali. Spojrzała wtedy na syna i się uśmiechnęła. Ten odpowiedział im tym samym. Potem razem nacisnęli na jedno ze złoconych znaków. Po sekundzie symbol, jak i połowa ściany zapadły się w sobie i przed nimi otwarło się tajemne przejście.

Jedynym podobieństwem między sekretnym korytarzem a całkiem jawnymi korytarzami było to, że zostały one wykonane z tego samego materiału. Oprócz tego stanowiły one zupełne przeciwieństwa. Brakowało tu lśniących ozdób, a jedynym źródłem światła była niezapalona pochodnia. Frigga wzięła ją w jedną rękę. Drugą tymczasem wyczarowała żółty płomień i ją zapaliła.

-Gdzie idziemy?- zapytał Loki, kiedy przejście się za nimi zamknęło. Ten korytarz łączył się z innymi i można było się nim dostać do najróżniejszych miejsc. Nawet do lochów.

-Zobaczysz- odparła królowa- Jak długo jesteś...- spojrzała na niego- W takim stanie?

-Chyba rok...

-Spędziłeś rok sam w Midgardzie? To tłumaczy, dlaczego jesteś w takim stanie.

-W jakim stanie?- chłopak spojrzał na siebie.

-Za duże ubrania. Wyglądasz, jakbyś nie jadł nic od miesiąca. Do tego jesteś brudny- zatrzymała się i zaczęła mu wycierać twarz rękawem.

-Mamo przestań- chłopak zaczął się wiercić.

-Przepraszam- królowa wyprostowała się- Tylko nie mogę wytrzymać, kiedy jesteś tak umorusany. Jesteśmy- odstawiła pochodnię na pusty uchwyt. Zaraz potem płomień sam zgasł, a koło niego ściana się poruszyła i otworzyło się kolejne przejście. Wyszli przez nie na już zwykły, pełen zdobień korytarz.

Frigga otworzyła jedne z nic nieróżniących się drzwi i wskazała, aby Loki wszedł do środka. Chłopak to zrobił, po czym z szeroko otwartymi oczami się rozejrzał.

To był jego pokój. I nic się w nim nie zmieniło, chociaż nie było go w nim już od lat. Ten sam regał pełen ksiąg. Ten sam fotel tuż przy oknie. To samo łóżko, na które najchętniej, by wskoczył i ledwo się powstrzymywał, by tego nie robić. Szafa, dywan, biurko, lampy, skrzynie. Wszystko było tam, gdzie je zostawił. Może nawet było, trochę czyściej.

-Widzę, że ci się podoba- powiedziała królowa- A teraz mnie posłuchaj- obróciła syna w swoją stronę- Ja wrócę do twojego brata i ojca, i postaram się załatwić całą sprawę.

-Rozwiedziesz się z nim?- zapytał chłopak. Matka zaśmiała się na to pytanie, ale odpowiedziała.

-Na razie się na to nie zapowiada. Do tej pory załatwił sobie tylko spanie na kanapie. Zamknę przed nim wszystkie komnaty z łóżkami.

-Kiedyś mi się śniło, że rozwiodłaś się z ojcem. Na początku było fajnie, ale potem zaczęłaś umawiać się ze Strakiem i za niego wyszłaś. Mamo, proszę, nie wychodź nigdy za tego idiotę.

-Loki mówiłam ci, żebyś nie jadł bekonu przed snem. Zawsze masz po nim dziwne sny.

-To było moje jedyne jedzenie- stwierdził chłopak.

-Porozmawiamy później o twoich nawykach żywieniowych- stwierdziła kobieta- Jak już mówiła, ja tam wrócę i postaram się znaleźć najlepsze rozwiązanie. A jak mi się uda, to będziesz mi winny najlepszy na świecie prezent na dzień matki.

-Jak naszyjnik z diamentami?

-Tylko niekradziony- sprecyzowała bogini macierzyństwa- A teraz ty masz wziąć gorącą kąpiel. Kiedy wyjdziesz, powinny czekać tu na ciebie jakieś ubrania i zupa.

-Ubrania nie po Thorze?

-Raz się zdarzyło, a ty to ciągle wypominasz. Zjedz zupę. Dowiem się, jeśli ją wywalisz przez okno.

-Skąd ci mógł taki pomysł przyjść do głowy?- zapytał Loki, robiąc urażoną minę. Naprawdę nie chciał jeść tej zupy.

-Loki- Frigga go przytuliła- Cieszę się, że tu jesteś- odsunęła się i podeszła do drzwi- I jeszcze jedno. Nie wychodź. Ludzi może naprawdę zdziwić i przestraszyć twój widok. I to nie jest zachęta. Postraszysz ich później.

-Jasne- odparł chłopka i patrzył, jak jego matka zamyka za sobą drzwi.

Został sam i pierwsze, co zrobił, to zaczął skakać po łóżku. Kiedy na nie wreszcie upadł, nie chciał z niego wstawać. To było najwygodniejsze łóżko, na świecie. Jednak wreszcie z niego zlazł. Poszedł do łazienki i się wykąpał. To była długa kąpiel, której tak mu brakowało przez ostatnie kilka lat. Naprawdę trudno jest sobie cokolwiek podobnego załatwić, kiedy jest się bezdomnym, bądź, gdy wszyscy próbują cię zabić.

Kiedy wreszcie wyszedł z łazienki, znalazł na łóżku nowe ubrania, a na biurku czekała na niego zupa. Najpierw się ubrał. Wszystko pasowało idealnie. Potem przyszła kolej na zupę.

Jedzenie jej naprawdę zajęło mu sporo czasu. A fakt, że była zielona i miała konsystencję kremu, wcale nie pomagał. Gdzieś w połowie spojrzał na okno. Teraz pomysł z wyrzuceniem przez nie tej brei, był naprawdę interesujący. Kiedy wreszcie ją skończył, naprawdę pragnął zapomnieć, że w ogóle ją jadł.

A potem czekał. Nienawidził czekać na wynik, którego nie znał. Zaczął więc kręcić się po komnacie, sprawdzając, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Znalazł fiolkę z trucizną ukrytą za księgami. Sztylety przyczepione pod biurkiem, stolikiem nocnym, pod poduszką i jeden robiący za zakładkę w książce. Ten ostatni przyczepił sobie do pasa. Był on najmniejszy i najbardziej zręczny. Zawsze lepszy porządny sztylet od chińskiego scyzoryka.

Potem otworzył skrzynię i się zdziwił. Na samym wierzchu znalazł pluszowego, niebieskiego królika. Zwykle trzymał Niebieskouchego pod tym wszystkim. Ktoś musiał go stamtąd wygrzebać. I Loki nawet wiedział kto. Ta sama osoba, która przypilnowała, aby wszystko pozostało na swoich miejscach. Jedyna, która szczerze, bez żadnych wątpliwości za nim tęskniła.

-Dziękuję mamo- powiedział, biorąc pluszaka w ręce.

I wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Schował szybko zwierzaka do kufra i ją zamknął. Sam rozłożył się na fotelu i zaczął udawać, że bawi się sztyletem. Do komnaty weszła najpierw Frigga. Ona się do niego uśmiechała. Potem, bardziej wparowali, Thor i Odyn. Obaj zajęci jakąś dyskusją między sobą. Przerwali, jednak kiedy zobaczyli, co Loki ma w dłoni.

-Skąd on wziął sztylet?- zapytał król.

-To jest jego pokój- odparł Thor- Najpewniej ma ich tu jeszcze z dwadzieścia i przynajmniej pięć różnych trucizn.

-To ten z książki?- zapytała królowa.

-Tak- chłopka go podrzucił, po czym złapał w locie- Ustaliliście coś?

Dorośli wymienili miedzy sobą spojrzenia. Frigga i Thor patrzyli wymownie w stronę Odyna, który chyba starał się zachęcić, któreś z nich do mówienia. Wreszcie jednak się poddał. Westchnął i zaczął mówić.

-To było naprawdę trudne Loki. Patrząc na to, w jaki sposób żyłeś i co przez to życie uczyniłeś oraz w jaki sposób umarłeś. Postanowiłem...- Frigga odchrząknęła- Postanowiliśmy jednak dać pewną propozycję. Wiesz coś o funkcji agenta?

-Wywiady, kradzieże, podsłuchiwanie, skrytobójstwa, włamania, udawanie kogoś kimś się nie jest, papierkowa robota...- spojrzał na Thora- Romanoff jest agentką, prawda?

-Natasza była agentką- powiedział blondyn.

-Jak ktoś raz zostaje agentem, jest się nim na całe życie- stwierdził Loki- Chociaż z drugiej strony klaun z łukiem też niby był agentem...

-Wracając do sprawy- przerwał mu Odyn- Chcemy, abyś został naszym agentem. Agentem Asgardu.

Loki wyprostował się i zapytał całkowicie poważnie.

-Co miałbym robić?

-Musiałbyś zdobywać artefakty, które zostały... Które utraciliśmy- chłopak widział, jak Wszechojciec się męczy z wypowiadaniem tych słów.

-Czyli te, których podróbki znajdują się w skarbcu i te, które według propagandy zostały zniszczone?- dopytał się. Zrobił to głównie, by zobaczyć minę jednookiego, kiedy ten ma potwierdzić słowa nastolatka. Przez to również, by przyznał, że Asgard nie jest tak potężny, jak sam wolałby o nim myśleć.

-Tak- wydusił z siebie wreszcie król przez zaciśnięte zęby- To będzie trudne i naprawdę niebezpie...

-Podoba mi się to- czarnowłosy się uśmiechnął. Wreszcie dowie się, co tak naprawdę Asgard stracił przez ten czas pokoju i dobrobytu- Loki agent Asgardu. Nawet nieźle brzmi.

Frigga spojrzała na resztę.

-Mówiłam, że to mu się spodoba.

************

Teraz

Loki zdołał wreszcie doprowadzić jęczącego nastolatka do ambulatorium. Już miał wepchać chłopaka do środka, kiedy za rogu wyszedł Tony.

-Ty dopiero go tam zaprowadzasz?!- zapytał z niedowierzaniem, lustrując Petera wzrokiem- I gdzie on ma buty. To ostatni raz, kiesy daję ci go pod opiekę Loki.

-Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę- odparł czarnowłosy- Ostatnie, o czym marzyłem, to zostanie niańką.

-Peter chodź ze mną- miliarder złapał Spider-mana za rękę i ostatnie metry przebyli razem. Przy nim nastolatek już tak nie mękolił. Loki już miał zamiar się obrócić, kiedy Tony zawołał za nim-
Masz tu zostać. Zaraz do ciebie wrócę.

Nordycki bóg wywrócił oczami. Naprawdę chciał mieć jedynie święty spokój. Może wreszcie udałoby mu się skończyć poziom w grze.

Tony wrócił do niego po jakiejś minucie. Trzymał w rękach tablet, który podsunął gromowładnemu pod nos.

-Spójrz na to- powiedział, po czym puścił jakichś film.

Na nagraniu znajdowała się Shuri. Dziewczyna siedziała za biurkiem i świecono jej lampą po oczach.

-Naprawdę zabrałeś ją do pokoju przesłuchań?- zapytał młodszy.

-Zamknij się i słuchaj.

Shuri zaczęła opowiadać, skąd się tu wzięła. Mówiła, że jest księżniczką z kraju na nazwie Wakanda. Opowiadała, że polityka jej ojczyzny zabrania, mówienia o ich zdobyczach technologicznych reszcie świata. Dla niej to było naprawdę głupie. Potem jeszcze mówiła coś o kwiecie w kształcie serca i o legendzie Czarnej Pantery. Na koniec powiedziała, dlaczego właściwie tu przyleciała. Oznajmiła, że chce pomóc w znalezieniu prawdziwego Nicka Fury'ego, pokonaniu Hydry i chciałaby reprezentować swój kraj, nawet z ukrycia, na arenie międzynarodowej. Kiedy nagranie się skończyło, Tony zapytał:

-I co o tym myślisz?

-To, że zmusiłeś ją do wyjawienia sekretów jej państwa- powiedział i już chciał iść dalej, ale Stark go powstrzymał.

-Mówi prawdę , czy nie?

-Nie kłamie- stwierdził Loki- A Jarvis przypadkiem nie ma wbudowanego detektora kłamstw?

-Ma, ale wolałem się upewnić- spojrzał na tablet- Jesteś pewien, że mówi prawdę? Może potrafi tak kłamać, że nawet ty się pomylisz.

-Posłuchaj mnie Stark. Na ziemi istniała tylko jedna osoba, która potrafiła mnie oszukać- przypomniał sobie Nataszę- I ona nie żyje. Nie wątpij we mnie.

-Dobra spoko. Nie denerwuj się tak... Dlaczego cię wypuścili?!- zawołał milioner, na widok otwierających się drzwi i wychodzącego przez nie Parkera.

-Jarvis powiedział, że mi nic nie jest- odparł chłopak- Chociaż dał mi plaster na łokieć- podwinął koszulę i pokazał biały plaster w zielone żabki.

-Przynajmniej to jest dobra wiadomość- mruknął Tony, po czym zerknął na zegarek- Kur...- spojrzał na Petera- Motyla noga. Loki spóźnimy się. Barnes nas zabije.

-A to ty mi kazałeś się nie spóźniać- przypomniał mu Loki, po czym dwaj ruszyli korytarzem do sali z okrągłym stołem.

Peter pobiegł za nimi. Kiedy się z nimi zrównał, zapytał:

-Mogę iść z nami?

-Nie jesteś pełnoletni- odpowiedział mu Iron man- Będziesz czekał w holu.

-Proszę pana- Parker zrobił oczy szczeniaczka. Loki uśmiechnął się na widok tej zagrywki. Ona zawsze działała w jego wykonaniu.

-Nie ma mowy- odparł milioner, za wszelką cenę odwracając wzrok.

W pewnym momencie, kiedy Loki próbował robić oczy szczeniaczka, Thor i reszta też próbowali odwracać wzrok. Wtedy musiał stosować naprawdę różne manewry, aby pojawić się nagle, tuż przed nimi. Tak, aby oni nie mogli go nie zauważyć. Peter jednak nie ogarnął do końca jeszcze tej sztuki.

Dlatego, kiedy wreszcie dotarli do holu, zauważalnie smutny, usiadł na jednym z krzeseł. Loki jednak zauważył, że od razu zaczął się uśmiechać do Shuri, która siedziała trochę dalej. Kiedy wszedł do pokoju spotkań, ta dwójka już ze sobą rozmawiała.

W środku znajdował się okrągły stół, z wyświetlaczem wbudowanym w blat. Wokół niego ustawiono krzesła, w większości już zajęte. jedynie trzy były wolne. Czekały na niego, Starka i Strange'a. Czarodziej jednak nie zjawi się na naradzie. Najpewniej też przez przynajmniej tydzień nie opuści ambulatorium.

-Możemy zacząć?- zapytał Barnes, kiedy wszyscy już usiedli.

Loki zajął miejsce koło Wasp i Starkiem, a naprzeciwko Hulka. Zielony miał specjalne krzesło, odpowiednie na jego rozmiary.

Nikt nie odpowiedział Kapitanowi Ameryce. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i najpewniej nikomu, tak jak Lokiemu, nie chciało się tu być.

-Zajmijmy się najważniejszą sprawą- zaczął Bucky- Co robimy z Peterem.

-Jak to, co robimy?- oburzył się Tony- Chłopak dopiero, co się tu pojawił. Powinien odpoczywać i oswajać się ze wszystkimi zmianami. Jeszcze nawet nie zdołałem mu powiedzieć, co się stało z jego przyjaciółmi i że w Nowym Jorku jest teraz inny Spider-man.

-Stark ma rację- odezwała się Hope- Musimy się zająć Peterem. To jeszcze dziecko. Tak samo, jak Shuri. Przyleciała tu całkiem sama.

-Ta dwójka powinna, jak najszybciej zacząć ćwiczyć- stwierdził Bucky- Nie są przyzwyczajeni do działania w grupie. Dziewczyna to całkowity żółtodziób, a chłopak do tej pory działał sam na mniejszą skalę.

-To brzmi, jakbyś chciał ich zabrać na kolejną misję- ocenił Iron man.

-Bo chcę.

-Co?!- zawołał gniewnie miliarder- Peter jeszcze wczoraj nie żył, a ty chcesz go wystawiać na pierwszy ogień, jak tylko nadarzy się okazja?! On tam zginie! To zbyt niebezpieczne!

-Chodzi mi po prostu o to, że oni są czymś zupełnie nowym- odpowiedział spokojnie Barnes- Pomimo tego, że Hope i Scott się zbytnio nie wychylali, Hydra już coś o nich wie.

-No spotkaliśmy ją kilka razy- odezwał się Lang.

-Dokładnie. A Shuri dopiero, co się pojawiła na arenie. Nikt o niej wcześniej nie słyszał, a w akcji widział ją jedynie Thor. Nasz Spider-man tymczasem, jest ciągle uważany za martwego. Gdyby się nagle pojawił, zaskoczyłby wszystkich i nikt nie byłby pewien, co właściwie robić.

-On nie jest na to gotowy!- zabrzmiał Stark- Dziewczyna jest w pełni sił i ją możecie trenować, ale Petera nie. Musimy mu w jakiś sposób zwrócić, to co przeze mnie stracił.

-To, co chcesz, by wrócił do rodziny i przyjaciół?! Był martwy przez cztery lata Tony. A on ciągle ma piętnaście lat! Nie możemy im wmówić, że to był jakichś program ochrony światków.

-On nie będzie walczył!

-Pajęczak lubi się bić- zabrzmiał Hulk- Pająk chce się bić.

-Skoro chce, to chyba nie będziemy mu tego zabraniać tak całkowicie- wtrącił się Lang- Z doświadczenia wiem, że jeśli się dziecku coś zabrania, a ono bardzo tego chce, to mimo wszystko zdobędzie to coś.

-Co ty na to Tony?- zapytał Bucky.

Stark rozejrzał się, po czym jego wzrok padł na gromowładnego.

-Loki, a ty, co o tym sądzisz?

Dwudziestolatek spojrzał na Iron mana i na Kapitana Amerykę. Obaj patrzyli na niego, mając nadzieję, że poprze ich stronę. Jednak on nigdy nie lubił popierać cudzych stron. Wolał tworzyć własną.

-Uważam, że powinniśmy zostawić Petera na razie w pewnym sensie w spokoju- powiedział- Niech się oswaja i wszystko poznaje. Nie ma gdzie się tak naprawdę podziać, więc może zamieszkać w bazie. Tu jest mnóstwo wolnych pokoi.

-Słyszycie wszyscy?!- zawołał Tony- Słuchajcie go!

-Jednak- kontynuował Loki- On chce walczyć. Widzieliście go dzisiaj w sanktuarium. Ma możliwości i chęć. Powinien zacząć trening. Nie od razu, ale za kilka dni. A potem zabierzemy go na misję. Nie jakąś pierwszą lepszą. Powinniśmy go zachować na jakąś specjalną, aby zaskoczyć Hydrę.

-Nie słuchajcie go!- znów zawołał Stark- Gość bzdury gada!

-Tony- czarnowłosy spojrzał w jego stronę- On jest teraz Avegersem. Sam to przecież powiedziałeś.

Mina milionera uległa całkowitej zmianie. Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu powiedział:

-Wychodzisz- wskazał na drzwi. Ton jego głosy też się zmienił. Brzmiał teraz, jakby rozkazywał dziecku.

-Co proszę?!- zawołał Loki. Tony i reszta wyrzucali go kiedyś z zebrań, ale to było lata temu. Kiedy dopiero zaczynał w zespole- Nie jestem dzieckiem.

-Dla mnie ciągle masz te szesnaście lat- odparł Stark- Hulk wynieś go.

-Hulk przeprasza- olbrzym wstał i podszedł do krzesła Lokiego.

Ten wziął kilka głębokich wdechów, po czym sam wstał. Nie chciał wyjść w taki sposób, w jaki wynosi się niesforne dziecko. Ruszył do drzwi, lecz zatrzymał się w połowie drogi i zapytał:

-Kiedy wreszcie zaczniesz mnie traktować, jak dorosłego?

-Kiedy skończysz jakieś...- Tony przyjrzał mu się uważnie, po czym jeszcze rozejrzał się po obecnych- Kiedy będziesz mógł legalnie pić. Dwadzieścia jeden lat.

-To jest głupie- stwierdził Loki i podszedł do drzwi. Wychodząc zawołał jeszcze- Jestem starszy niż wy wszyscy razem wzięci!- po czym znalazł się na korytarzu.

Shuri i Peter patrzyli sie na niego ciekawscy. Loki przyjrzał się im uważnie, po czym z uśmiechem zapytał:

-Chcecie pozwiedzać?

💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Głos w głowie: Czekam...

Na co?

Głos w głowie: Spóźniłaś się.

Tylko jeden dzień.

Głos w głowie: Dwa. Już po północy.

Ale się udało.

Głos w głowie: Przestaniesz wreszcie układać tę kostką Rubika? Wiemy, ze potrafisz, przestań to robić. Zajmuje ci to tylko czas.

Nie nadaremnie męczyłam kolegę, aby mnie nauczył, żeby teraz zapomnieć. Cicho bądź.

To tak mam szczerą nadzieję, że rozdział się podobał. Przepraszam za zwłokę (obwiniamy Good Omens).

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top