Hulk-Bruce Banner

Peter się rozchorował. Na początku tylko kichał, jednak potem doszła gorączka i chłopak wylądował we własnym łóżku z zakazem ruszania się, jeśli nie jest to konieczne. Mówił, że boli go głowa, mięśnie i że w ogóle jest osłabiony. W ocenie Doktora Strange'e Peter miał po prostu grypę.

Cassie chciała siedzieć z chłopakiem w pokoju i po prostu mu towarzyszyć, jednak Scott obiecał jej, że będzie miała jeszcze mnóstwo czasu, żeby bawić się z Peterem, jak wyzdrowieje. Dlatego dziewczynka w większości spędzała czas z Shuri lub Lokim. Raz dała Hulkowi jeden rysunek, żeby przekazał go Peterowi, jak do niego przyjdzie.

Kiedy pajączek zobaczył go, uśmiechnął się i nawet zaśmiał.

-Spójrz Hulk.- Przystawił obrazek tuż obok swojej twarzy.- Podobni jesteśmy, co nie?

Hulk spojrzał na rysunek bujającego się na sieci Spider-mana bez maski, który chyba ostatnio nieźle przypakował na siłowni.

-Kostium tak, reszta nie- odparł wreszcie.

-Jak to?- Chłopak przyjrzał się obrazkowi.- Ma brązowe włosy. Ja też mam brązowe. I Ned dawniej mi mówił, że jak się zastanawiam, robię podobną minę.

-Tak. Tylko on jest muskularny w porównaniu do ciebie, który jesteś drobny pajączku.

-Jaki drobny?- Podwinął rękaw i pokazał ramię, napinając przy tym mięśnie.- Spójrz na to. Czy to byś nazwał drobnym?

-Tak.

Peter nie odpowiedział, tylko położył się na plecach z głośnym westchnieniem.

-Nie jestem drobny- wymruczał Peter i brzmiał przy tym, jak małe dziecko, którym właśnie był dla Hulka. Potem, jakby na tego potwierdzenie, zapytał- Hulk podasz mi soczek?

Hulk starał się, jak najczęściej odwiedzać Petera, co wcale nie było łatwe, patrząc na to, że tak naprawdę jedynie on dbał o alpakę i prawie cały ogród (z wyjątkiem kawałka, gdzie Loki hodował jakieś zioła i truskawki), kiedy nie ma Pepper. Próbował jednak, a przez to chciał mu pokazać, że reszta drużyny nie zapomniała o nim. Bo tak wcale nie było.

Tony z każdym dniem zdawał się coraz bardziej wychodzić z siebie, aby zdobyć jakieś lekarstwa, które pomogłyby Peterowi wyzdrowieć, bądź aby zapewnić mu jak największy komfort. Raz Hulk nawet widział, jak mężczyzna prosił Stephena, czy lekarz nie mógłby drugi raz tego dnia sprawdzić, czy z pajączkiem na pewno jest dobrze. Słyszał także wielokrotnie rozmowy, jakie Iron man odbywał z Pepper o stanie zdrowia chłopaka. Do tego jeszcze przez ostatnie kilka dni natykał się na mężczyznę, wręcz czatującego pod drzwiami do pokoju Petera, w razie jakby pajączek czegoś potrzebował. Hulk odnosił przy tym wrażenie, że on chyba nigdy nie widział Starka tak zmęczonego. Jednak nie mógłby, być pewien, ponieważ miał w głowie także wspomnienia Bannera, który był świadkiem całkowitego załamania miliardera. Problem polegał na tym, że Hulk miał chwilami kłopot z rozróżnieniem, czyje wspomnienia są czyje.

Reszta także nie ustępowała w staraniach.

Stephen jako lekarz zdawał się posiadać największy zakres obowiązków. Do tego miał wielkie pole do popisu swoimi umiejętnościami. Codziennie badał Petera, jednak nic się nie zmieniało przy werdykcie. Ma leżeć w łóżku, brać leki i mu przejdzie. Był przy tym tak profesjonalny, że można było pomyśleć, że nie interesuje tak naprawdę zdrowiem Petera. Jednak Hulk, wracając wieczorem z ogrodu, po wyplenieniu dość sporego kawałka z chwastów, zobaczył, jak peleryna czarodzieja wlatuje do pokoju chłopaka, niosąc szklankę pełną wody.

Hope cały czas pytała, czy nie może w czymś pomóc. Sprawiała przy tym wrażenie, jakby czuła się winna, że Peter zachorował. Hulk podejrzewał, że coś się wydarzyło w Wakandzie, o czym żadna z osób, które tam były, nie wspomniały.

Scott jako ojciec zdawał się, całkowicie rozumieć, przez co przechodził Tony i cały czas go wspierał. Raz nawet wręcz kazał Iron manowi iść spać, mówiąc mu przy tym, że nie będzie w stanie zajmować się Peterem, jeśli będzie padać z nóg.

Bucky, w ten swój niezręczny sposób, zajął się podstawowymi rzeczami, dzięki którym życie w bazie jakoś funkcjonowało. To on jeździł na zakupy, przy czym prawie zawsze towarzyszyła mu Cassie. Scott oznajmił przy tym, że uważa Bucky'ego za najlepszą ochronę dla swojej córki. Kapitan do tego przejął wszystkie zadania i misje, jakimi Avengers powinno się zająć.

Shuri, kiedy tylko nie zajmowała się Cassie, często siedziała u Petera. Mówiła przy tym, że prowadzi badania, ponieważ nie pamięta, kiedy ostatnio widziała chorą osobę. Hulk zbytnio nie rozumiał, na czym polegały jej badania, a wtedy dziewczyna pokazała mu obliczenia prędkości zużywania chusteczek przez pajączka.

Loki tymczasem mówił, że niby go to wszystko nie obchodzi, ale jak tylko Tony chciał, żeby zrobił cokolwiek dla Petera, ten od razu się zgadzał. Miał jednak przy tym zupełnie inne podejście. Opierające się na grożeniu.

Iron man dość szybko się o tym dowiedział.

-Hulk łap go!- Miliarder krzyknął do zielonego, kiedy ten spokojnie zajmował się własnymi sprawami, idąc właśnie do pokoju.

Hulk spojrzał przez ramię i zobaczył biegnącego Lokiego i goniącego go Tony'ego, który ciągle pozostawał daleko w tyle. Chłopak musiał czarować buty, bo te zaczęły się świecić na zielono. Nawet skoczył i odbił się od ściany. Chyba próbował przeskoczyć zielonego. Ważnym słowem było „próbował".

Hulk złapał go w połowie skoku, po czym sobie przytrzymał go pod pachą. Oczywiście Loki się szarpał i starał się jakoś wymknąć, jednak wtedy zielony mocniej go ścisnął. Rozluźnił uścisk, dopiero kiedy Bambi przestał walczyć. Mogło to być spowodowane tym, że nie mógł oddychać. Jakikolwiek był powód, działało.

-Dziękuję- powiedział Tony, kiedy wreszcie do nich dobiegł, a raczej doczłapał.- Pozwolisz, że teraz na niego nawrzeszczę?

-Jasne- odparł Hulk, wystawiając ledwo dychającego Lokiego Tony'emu.

-Dziękuję bardzo.- Po czym zwrócił się do chłopaka.- Coś ty sobie myślał?! Czegoś takiego nie mówi się dziecku! W szczególności, kiedy to dziecko jest chore i ma gorączkę, i słabo kontaktuje!

-Przynajmniej przy mnie zaczął kontaktować.- Pomimo tego, że jego głos był słaby i ciągle wisiał w uścisku Hulka, zielony czuł, że Loki powoli odzyskuje siły. Przygotował się, na wszelki wypadek, gdyby musiał znowu ścisnąć Bambiego. Z krzyków Tony'ego rozumiał, że mężczyzna był daleko od zakończenia.

-Tak i usłyszał, że jeśli nie weźmie leków, to wsadzisz mu je wraz z własną pięścią do gardła, tak, że będzie miał tylko dwie opcje! Albo je połknie, albo zwymiotuje! Groziłeś mu! Opiekowanie się kimś, kiedy jest chory, nie polega na grożeniu! W ogóle nikomu nie powinno się w domu grozić, jeśli się nie ma dobrego powodu! A ty nie miałeś! Peter to dziecko! Pomyślałeś, chociaż co on mógł wtedy czuć?! On ma się czuć u nas bezpieczny! Ma nam ufać! Czuć się wręcz jak w domu! Czegoś takiego nie da uzyskać, jeśli się będzie mu groziło! Rozumiesz?! Spójrz na mnie i powiedz, że rozumiesz!

-Rozumiem.

Przez chwilę Tony patrzył tylko na Lokiego, a Hulk starał się nie czuć strasznie niezręcznie. Wreszcie Iron man wydał z siebie westchnienie. Brzmiał przy tym, jak rodzić, który stracił cierpliwość podczas użerania się dzieckiem. Wreszcie powiedział:

-Hulk puść go.- I Hulk to zrobił.

Loki upadł na ziemię i Hulkowi się zrobiło nawet trochę go żal. Przez sekundę, gdy tam leżał, wyglądał jak zakrzyczany szczeniaczek. Potem jednak całkowicie zmienił minę. Jego twarz wyrażała całkowicie nic. Wstał, otrzepał się i odszedł bez słowa.

Zielono patrzył na niego, dopóki nie zniknął za rogiem. Tak naprawdę nie wiedział, czego oczekiwał. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy do niego nie podejść, ale potem spojrzał na Tony'ego. Iron man wyglądał na wykończonego. Zupełnie jakby zmęczenie ostatnich dni osiągnęło apogeum.

-Tony?- Co innego mógł zapytać? Doskonale wiedział, co się dzieje, a raczej z mężczyzną nie było dobrze.

Iron man zaczął kręcić głową.

-Nie mam pojęcia, co z nim zrobić- powiedział wreszcie.- Wiem, że miał trudne dzieciństwo i powinienem być dla niego wyrozumiały, ale... Kiedy się tak zachowuje... Zwykle mi nie puszczają nerwy i staram się z nim porozmawiać... No wiesz...- Spojrzał na Hulka, jakby szukał potwierdzenia, że dobrze robi. Zielony jedynie kiwnął głową.- Tylko teraz... Z Peterem... Nie wytrzymałem... Co, jeśli teraz znów będzie, trzeba go oswajać?- W jego tonie Hulk czuł panikę.

-Będzie dobrze- Hulk starał się go uspokoić.- Wkurzy się na chwilę i będzie dobrze.- Zielony delikatnie popchał Tony'ego w stronę jego pokoju. On naprawdę potrzebował snu.

-Peterowi się nie polepsza, a ja mam wrażenie, że zajmuję się wszystkim, oprócz niego- kontynuował miliarder.- Jakbym gasił małe ogniska, a nie pożar. A wczoraj naprawdę gasiłem pożar. Shuri chyba coś podpaliła ekspres bądź mikser. Bardziej prawdopodobne, że mikser, bo nikt jeszcze tu nie umarł. Nawet nie wiem dlaczego. Może chciała coś pokazać Cassie, ale tego też nie wiem. Właściwie teraz to mało rzeczy wiem. Hope jest przy mnie spięta. A ja naprawdę myślałem, że teraz będzie, jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Scott cały czas biega za Cassie... Nie mam mu tego za złe, to jego córka, a po tym wszystkim ma wszelkie prawo jej pilnować, ale... Nie wiem, jak to zrobić sam, bez Pepper. A co jeśli nie nadaję się na męża? Pepper chce założyć rodzinę, a ja nie radzę sobie nawet z grypą dziecka... -Hulk otworzył drzwi do pokoju Tony'ego i pokierował go na łóżko, a mężczyzna zdawał się zupełnie tego nie dostrzegać. Zareagował, dopiero gdy zielony go posadził na materacu.- Co? Nie Hulk, ja mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Miałem coś zrobić ze Stephenem i... I Bucky też chciał ze mną rozmawiać. Ja nie mogę teraz spać!

-Jesteś zmęczony- odparł Hulk, kładąc go ostrożnie na łóżko.

-Shuri chyba oszczędziła ekspres. Wypiję kawę i nic się nie stanie, a potem...

-Chcesz pomóc Peterowi?- zapytał Hulk, nie zwracając uwagi na to, co mówił Tony.

-Co? Oczywiście! Dlaczego miałbyś, o coś takiego pyta...

-To będziesz mógł mu naprawdę pomóc, tylko wtedy, jeśli sam będziesz w stanie.- Widząc, że Iron man otwiera usta, by znowu zacząć mówić, Hulk dodał.- Jak tak dłużej będziesz się tak zachowywać, to najpewniej się od pajączka zarazisz i wtedy nie będziesz mógł mu pomóc. Prześpij się.

-A jak coś się stanie? A jak to nie grypa, tylko coś gorszego?- Tony znowu usiadł na łóżku.

-Nic się nie stanie. Gdy się prześpisz, zobaczysz, że wszystko jest łatwiejsze i dasz sobie z tym radę...- Hulk chciał go uspokoić. Szczerze upartość Tony'ego zaczynała go już denerwować, jednak ciągle zachowywał spokój. Mężczyzna po prostu zachowywał się, jak dziecko, które trzyma swojego, pomimo sensownych argumentów.

-A co jeśli nie?!- Tony po prostu wybuchł.- Skoro teraz nie potrafię się zająć Peterem, to jakim ja będę mężem?! Mam wrażenie, że to jest jakichś jebany test, a ja go oblewam na całej linii. Pepper to w końcu zauważy, przejrzy na oczy i odejdzie, rozumiejąc, ile lat na mnie zmarnowała...

-Zamknij się- przerwał mu spokojnym tonem. To zbiło Tony'ego z tropu.

-Co?

-Masz się zamknąć, bo gadasz głupoty. Pepper od ciebie nie odejdzie. A nawet gdyby zależałoby to od jakiegoś testu z zajmowania się chorym nastolatkiem, to zdałeś go już lata temu.

-O czym ty...- Przez chwilę Tony w ogóle nie rozumiał, o czym Hulk mówił, ale po chwili zaczął łapać.- Wtedy też zawaliłem. Siedziałem cały czas w laboratorium, kiedy Loki zachorował i gdyby nie Pepper, ominęłoby mnie to. Tak jak wcześniejsze jego problemy. Wszystkim tym zajmowała się Nat i Clint.

-Byłeś w żałobie.- Nie wspomniał, że to była żałoba po Peterze.- A potem się zjawiłeś i właśnie ty odkryłeś, gdzie był problem.

Tony wyglądał, jakby chciał się jeszcze kłócić, ale nie miał już sił. Zamiast tego jedynie zapytał:

-Skąd ty to wiesz? Nie było cię tam.

-Ja nie, ale Bruce był- odparł Hulk.

Bruce przy tym był, jak Bambi „zachorował". Naukowiec został zamieszany w tamtą sprawę od samego początku, gdy Natasza go pewnego ranka obudziła, aż do końca, kiedy Lokiemu stanęło serce.

-Idź już spać.- Tym razem miliarder posłuchał. 

*********

4 lata temu

Bruce nie wiedział, co konkretnie go obudziło, jednak kiedy otworzył oczy, od razu zobaczył stojącą nad nim Nataszę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na spokojną, jednak Banner zauważył, jak nerwowo uderza palcami o stolik nocny. Coś się działo i on nie do końca wiedział, czy chce brać w tym udział.

-Nat, o co chodzi?- zapytał, licząc, że Natasza przyszła do niego z taką sprawą, która też Sam będzie mógł się zająć. On w końcu był Kapitanem i powinien się przyzwyczaić, że drużyna będzie do niego przychodziła z problemami.

-Jesteś lekarzem- bardziej stwierdziła, niż zapytała.

-Niby tak...- Ziewnął.- Sama o tym doskonale wiesz.- Spojrzał na nią. Wyglądała strasznie poważnie, co mu się naprawdę nie podobało.

-Wstawaj- rozkazała i ruszyła do drzwi, zabierając przy tym torbę lekarską, w ogóle nie patrząc na to, czy Bruce się jej posłuchał. Przez sekundę go kusiło, żeby wrócić do spania, jednak potem oprzytomniał. Nie chciał być kolejną ofiarą Czarnej Wdowy. Wręcz wyskoczył z łóżka i niezgrabnie pobiegł za nią.

Kobieta szła do kuchni, a on za nią. Kiedy tam dotarł, nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

-Natasza?

-Huh?- Czarna Wdowa położyła torbę na stole, po czym podniosła na niego wzrok.

-Dlaczego Loki jest przywiązany do krzesła i ma jabłko w ustach?- zapytał, patrząc to na chłopaka, to na kobietę.

-Jabłka są zdrowe.- Podeszła do chłopaka i wystawiła pod nim rękę.-A on nie lubi kagańców. Gryź.- Tamten posłusznie ugryzł i owoc spadł na jej dłoń.

-Tylko... Dlaczego?- Bruce nie rozumiał. To wszystko było strasznie dziwne.

-Ja ci powiem dlaczego!- wykrzyknął Loki, przeżuwając jabłko.- Natasza ubzdurała sobie, że coś mi jest i teraz nie chce mnie puścić! Przemów jej do rozsądku!

Bruce nie wiedział, co robić. Spojrzał pytająco na Nataszę, licząc, że ona coś powie. Wyda rozkaz. Nie chciał jej denerwować, uwalniając Lokiego. Wolał znać konkretny powód, dlaczego tak skończył.

-On ma gorączkę i plecie bzdury- powiedziała agentka, uważnie przyglądając się Lokiemu.- Cały czas upiera się, że to nić takiego. Zbadaj go.- Spojrzała na Bruce'a i dodała już łagodniejszym tonem- Proszę.

-Jasne.- Naukowiec czuł się trochę przytłoczony tym jednym słowem. Natasza naprawdę rzadko o cokolwiek prosiła. Zazwyczaj mówiła tak, jakby nie wyobrażała, że nie miałaby, zostać wysłuchana. Raczej nie dawała opcji wyboru.

Wyciągnął z torby rzeczy i przeszedł do badania. Natasza miała rację. Loki miał gorączkę, ale to nie było wszystko, co Bruce znalazł. Chłopak miał rozszerzone źrenice i zdawało się, jakby nie mógł na niczym skupić wzroku. Do tego jeszcze lekko drżał, zupełnie jakby było mu zimno.

-Nic mi nie jest- mówił Loki przez całe badanie.

-Znów gada bzdury- mruknęła pod nosem Natasza.

-Nie byłem chory, odkąd byłem dzieckiem...

-Którym jesteś teraz.

Zaczęli walczyć na spojrzenia, przez co Bruce czuł się strasznie niezręcznie. Najchętniej wyszedłby z pokoju, żeby ta dwójka mogła powiedzieć sobie wszystko, co tylko chcą. Najpewniej skończyłoby się to na krzyku, czy nawet bójce.

Wreszcie skończył badanie i odwrócił się do Nat.

-Wiesz, co jest z nim?- zapytała, z nadzieją w głosie, co nie należało do normy. Czarna Wdowa była, według Bruce'a, realistką.

-Miałaś rację- odpowiedział ostrożnie. Nie chciał dawać złych wiadomości tak od razu.- Ma gorączkę, ale poza tym nie wiem, co mu jest.

-Tego się spodziewałam- westchnęła kobieta.

-Może weźmiemy go do ambulatorium i jeszcze Jarvis go prześwietli?- zaproponował naukowiec. Chciał jakoś pomóc.

-To dobry pomysł- Natasza się do niego lekko uśmiechnęła.

-Ile razy mam wam powtarzać, że nic mi nie jest?!

Bruce aż podskoczył, kiedy za nim rozległ się głos chłopaka. Obrócił się i zobaczył, że ten pozbył się wiążącego go sznura i stał tuż za Bannerem. Naukowiec był trochę przestraszony, ale także wkurzony. To pierwsze dlatego, że jeszcze miał dość dobrze w pamięci, to wszystko, co dawniej chłopak odwalał. Mógł go przecież dźgnąć, a Bruce nawet, by tego nie zobaczył, dopóki nie byłoby za późno. Wkurzony był natomiast za to ciągłe powtarzania, że niby nic mu nie jest, nawet jeśli wszyscy doskonale wiedzieli, że jednak coś się złego dzieje. Loki przypominał przy tym upartego pięciolatka.

-Więc jeśli pozwolicie, oddalę się już.- Chłopak ruszył do drzwi. Mijając Nataszę, kobieta podstawiła mu nogę, a on, ku zdziwieniu Bannera, potknął się o nią. Najpewniej wywróciłby się, gdyby nie Czarna Wdowa. Ona złapała go za tył koszuli i przytrzymała. Loki próbował się wyrwać, szarpiąc się.- Puszczaj mnie!- wrzeszczał.

-Jesteś chory, czy tego chcesz, czy nie.- Nachyliła się do niego.

-Wcale nie!

-Nie zmienisz faktów.- Wreszcie go puściła i tamten upadł na podłogę.- Zobaczysz, pogorszy ci się.

-Wcale nie, bo nic mi nie jest!- Wyszedł z kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi.

Natasza miała rację. Przez cały dzień pogarszało się chłopakowi. Jednak kiedy Bruce proponował mu wzięcie jakichś leków, ten fukał coś w odpowiedzi. Naukowiec nie przejął się tym za bardzo. W końcu młody się doigra i się w pełni rozchoruje. Bruce liczy jedynie, że ta choroba nie jest zaraźliwa.

Nie mógł się jednak całkowicie martwić o Lokiego, ponieważ miał inne obowiązki na głowie. A konkretnie jeden. Tony nie wychodził z laboratorium od śmierci Petera. Bruce mu przynosił jedzenie i picie. Przy tym także zabierał talerze z zazwyczaj nietkniętym jedzeniem. Starał się przy tym, chociaż porozmawiać z Tonym (już przestał liczyć, że go przekona, by opuścił laboratorium), jednak ten go ignorował, bądź nawet nie zauważał. Zdarzało się, że Bruce zastawał miliardera śpiącego. Wtedy, przy pomocy kogoś jeszcze, zanosił go do łóżka. Ono jedna było puste każdego kolejnego ranka.

Kolejnego dnia w ogóle nie widział Lokiego ani Nataszy. Dopiero wieczorem Sam mu powiedział, gdzie wraz z Clintem ich znaleźli.

-Byli w pokoju szczeniaka. Wiedziałeś, że młody się pochorował?- Bruce pokiwał głową.- Nieźle się załatwił, a Natasza się nim opiekowała, czy coś. Była wyczerpana, ale nie chciała od niego odejść.

-Potrzebujecie pomocy z nią?- zaniepokoił się naukowiec. Wiedział, jak trudno było przekonać Nataszę, kiedy się uprze.

-Clint jej obiecał, że będzie cały czas przy Lokim, kiedy jej nie będzie i wtedy ustąpiła. Właśnie ją odprowadziłem do pokoju.

Ustalili, że lepiej będzie, jeśli oni dołączą do Clinta i rozplanują, jakieś warty, żeby łucznik się nie wykończył. Kiedy mu jednak przedstawili plan, ten się sprzeciwił.

-Obiecałem to Nat, że kiedy jej nie będzie, ja tu będę siedzieć i nie zamierzał złamać słowa.

-Clint posłuchaj-odezwał się Bruce.- Z logicznego punktu widzenia, lepiej będzie, jak się podzielimy. Będziemy mogli lepiej go wtedy pilnować, niż jeśli zajmiesz się tym sam.

-To nienawidzę logiki- mruknął Clint.- Będę tu siedział, aż Natasza nie wróci, jasne?!- krzyknął tak głośno, że aż Loki zaczął jęczeć coś przez sen. Trzej mężczyźni od razu zamilkli. Podobno Natasza napracowała się, żeby go w końcu położyć, spać, a oni nie chcieli jej denerwować, niszcząc jej pracę. Wstrzymywali oddechy, aż do momentu, kiedy byli pewni, że chłopak głęboko śpi.

Przez ten czas Bruce po raz pierwszy przyjrzał się dokładnie Lokiemu. Wyglądał naprawdę marnie. Zupełnie, jakby wyssano z niego całą energię. Do tego widocznie drżał, jakby z zimna, chociaż był przykryty kilkoma warstwami koców. Teraz naukowiec zaczął się martwić.

Reszta nocy przebiegła dość zwyczajnie. Na warcie Bruce'a Clint kilka razy przysypiał, po czym nagle się budził, jak zjeżdżał z krzesła. Gdzieś po trzeciej w nocy Banner myślał, że Loki się obudził i coś do niego mówi. Obrócił się, żeby kazać mu iść spać, ale zobaczył, że chłopak wcale się nie obudził.

-Gada przez sen- powiedział Clint z ziewnięciem. Czarna kotka, śpiąca na jego kolanach, z niechęcią przyjęła jakikolwiek ruch swojego materaca.- Natasza mówiła mi o tym. Kazała Jarvisowi wszystko, co on mówi.

-A co on mówi?- Bruce zbliżył się do śpiącego. Mówienie przez sen zawsze było dla niego zbyt wyolbrzymione. Słyszał zbyt dużo wymyślonych historii związanych z tym, że zaczynał wątpić, czy takie zjawisko w ogóle występuje.

-Zwykle jakieś pojedyncze zdania. Z dwa razy mówił coś do Thora i z trzy do swojej matki. Śni mu się chyba Asgard.

Bruce przysunął sobie krzesło do łóżka i czekał. Liczył na to, że Loki coś jeszcze powie, a on będzie mógł być tego światkiem. A co najważniejsze, zrozumie. Po jakiejś godzinie poszczęściło mu się.

-Idź Thor...- powiedział, ledwo otwierając usta. Słowa wyszły niewyraźne i zrozumienie ich trochę zajęło Bruce'owi.- Dam radę... Idź, baw się...

-Co o tym myślisz?- Bruce spojrzał na Clinta.

-Loki odwalał jakąś brudną robotę, kiedy Thor się bawił- odparł tamten, z trudem podnosząc śpiącą głowę.- Tak przynajmniej stawiam.

Bruce pokiwał głową w milczeniu.

Natasza przyszła z samego rana. O wiele za wcześnie w opinii Bruce'a.

-Siedziałeś tu całą noc, Clint?- zapytała na widok Bartona.

-Obiecałem ci, więc tak- odparł tamten.

-Dziękuję.- Natasza pocałowała go w policzek, a Clint poczerwieniał.

-Widzisz- powiedział do Bruce'a, kiedy ci wychodzili z pokoju, żeby odespać noc- warto było.- Bruce przewrócił oczami.

Z każdym kolejnym dniem sytuacja się pogarszała. Loki coraz rzadziej się budził, a nawet jeśli nie spał, zdawał się nie do końca rozumieć, co się wokół niego dzieje. Natasza coraz rzadziej zostawiała chłopaka samego. Cały czas martwiła się o niego i naukowiec widział coraz większy strach pojawiający się w jej oczach z każdym dniem. Strach o to, że Lokiemu nie uda się wyzdrowieć. Coraz mniej jadła, a do spania trzeba było ją zmuszać. Bruce zaczynał się martwić, że ma do czynienia z takim samym przypadkiem, co Tony. Banner nie mógł do tego dopuścić. Wiedział jednak, że jedynym sposobem, aby kobieta wróciła do normy, było wyleczenie Lokiego. Szkoda tylko, że Bruce nie miał najmniejszego pojęcia, w czym jest problem.

-Musisz iść spać- powiedział Czarnej Wdowie mężczyzna, zaraz po tym, jak dosłownie wywlekł ją z pokoju.- Musisz odpocząć. Nie dasz rady, jeśli będziesz tak siebie traktowała. Loki się ze mną zgadza- dodał, licząc, że albo Natasza go wreszcie posłucha, albo zacznie mówić o chłopaku i przestanie walczyć. Obie opcje były zwycięstwem dla Bruce'a.

-On nawet nie ogarnia, który jest dzisiaj.- Czyli opcja druga. Niestety tylko z tym mężczyzna miał rację. Natasza jeszcze mocniej zaczęła mu się wiercić. Dobrze, że była osłabiona, bo na pewno udałoby jej się wyrwać.- Dlatego właśnie muszę przy nim być. Clint i Sam wyjechali, a przy nim nikogo nie ma. Co, jeśli teraz się coś dzieje?

-Spał głęboko od kilku godzin i jeśli zaczniesz współpracować, to wrócę do niego za dwie minuty.- Ona jednak w ogóle go nie słuchała. Bruce był zmęczony, miał już tego wszystkiego dość, a Natasza nie polepszała sprawy. W końcu nie wytrzymał.- Natasza przestań wreszcie się tak przejmować!- Strach w oczach kobiety sprowadził go do rzeczywistości. Kątem oka zobaczył jeszcze, jak jego zielone żyły wracały powoli do normalnego koloru.- Przepraszam.

-Nie Bruce... To ja przepraszam- Natasza spuściła wzrok.- Nie wiem, co się ze mną dzieje. Po prostu chcę już wiedzieć, co z nim jest nie tak.- Nagle wydała się mała i bezsilna.

-Ja też- powiedział naukowiec. Nie mógł być dłużej zły na Nataszę, kiedy ona była w takim stanie. Mógł się jedynie wściekać na siebie. To on przecież cały czas badał Lokiego i niczego nie potrafił znaleźć. Żadnych bakterii, żadnych wirusów. Przestudiował nawet, co chłopak robił tydzień do tyłu. I nic. Wręcz Bruce'owi się zdawało, że jego ciało walczyło z samym sobą. A to nie miało żadnego sensu.- Chodź do łóżka, a ja do niego wrócę.

Natasza kiwnęła głową i wreszcie go posłuchała. Dla pewności postanowił ją odprowadzić. Kiedy mijali drzwi od windy, te się otworzyły i Pepper weszła do pokoju.

-Boże Nat- zawołała kobieta na widok naukowca i agentki.- Co się stało?

-Loki się rozchorował, a Natasza właśnie idzie spać- odpowiedział od razu Bruce. Nie chciał, żeby Czarna Wdowa zaczęła rozmawiać z Pepper, bo wiedział, że wtedy szanse na bezproblemowe położenie jej spać, drastycznie by spadły. Kiedy jednak poradził sobie z agentką, wrócił do Pepper i wszystko jej opowiedział. Ta jedynie pokiwała głowa ze zrozumieniem, po czym kazała też Bruce'owi się położyć. Z chęcią się na to zgodził.

-Bruce, czy Tony...- zaczęła mówić, kiedy naukowiec już miał odejść. Nie dokończyła. Nawet nie musiała.

-Ciągle siedzi w laboratorium.

Następnego dnia rzeczy miały się jeszcze gorzej. Loki zaczął wymiotować, wszystko, co tylko połknął. Przez to przestał jeść. Sytuacja była na tyle poważna, że zdecydowali się na spotkanie dotyczące tego, co się z nim dzieje. Byli na nim wszyscy, z wyjątkiem ciągle zamkniętego w laboratorium Tony'ego i Nataszy, która postanowiła zostać przy Lokim.

-Wiemy kurwa jebane nic- podsumował Sam, wysłuchawszy wszystkiego, co powiedział Bruce na temat swoich badań. Nie było to może słownictwo godne Kapitana Ameryki, ale nikt mu tego nie wytknął.

-To, co teraz robimy?- zapytał Clint.

-Według mnie powinniście odegrać doktora House'a i wypisać wszystkie symptomy na białej tablicy.- Wszyscy obrócili się w stronę drzwi. Bruce nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Tony stał na progu. Przebywał dobrowolnie poza laboratorium pierwszy raz od śmierci Petera. Teraz w lepszym oświetleniu Banner zauważył, jak bardzo przez ten czas mężczyzna zbladł i schudł.- A tak zapomniałem. To ja jestem doktorem Hausem, a wy jesteście tylko jego pomocnikami. Oprócz ciebie- wskazał palcem na Pepper- ty jesteś jego szefową i kochanką. Żebyś wiedziała, że czasami bywasz złem wcielonym.

-Tony- Bruce po prostu musiał wypowiedzieć jego imię. W pewnym sensie musiał się przekonać, że on tutaj naprawdę jest.

-Chodź tutaj- Stark go przytulił.- I dziękuję.

Naukowiec nie wiedział, co odpowiedzieć. Otworzył usta, zaraz je jednak zamknął, po czym się uśmiechnął. Czuł głównie ulgę. Nie spodziewał się, że wszystko wróci do normy już dzisiaj, ale od teraz powinno być o wiele łatwiej.

-Dobra, to na czym stoimy?- Tony się odsunął i podszedł do stołu. Tam jednak Clint i Sam jedynie się na niego patrzyli ciągle zaszokowani. Oni chyba już mentalnie uznali Iron mana za martwego. Miliarder odwrócił się i powiedział- Jarvis ty mi wszystko pokazuj.-Jarvis wyświetlił na hologramach wszystkie notatki, jakie uzbierali do tej pory. Tony przeglądał je dość szybko.- Co to jest?- zapytał, wskazując na jedną z ostatnich.

-Wszystko, co Loki powiedział przez sen- odpowiedział Clint, który wreszcie się ocknął. Sam ciągle patrzył się na Tony'ego, jakby był żywym trupem.

-Ciekawe...- Otworzył ten plik.- To mi coś przypomina. Zrobiliście wywiad?

-Co?

-Spytaliście go o podstawy? Czy kiedyś chorował już na to? Ktoś w rodzinie ma raka, cukrzycę itd. Zrobiliście to?- Spojrzał na nich. Bruce spuścił wzrok zażenowany, że wcześniej o tym nie pomyślał.- Rozumiem... Cóż doktor Hause sam musi zacząć działać.- Ruszył do drzwi. Gdzieś w połowie drogi się zatrzymał i spojrzał na Bruce'a.- Idziesz? Wiesz, przydałby mi się ktoś, kto jednak zna się na rzeczy. I może słownik z nazwami chorób. I laska.

Tony naprawdę po drodze skołował skądś laskę. Bruce nawet tego nie zauważył. Ciągle nie mógł do końca, że Stark naprawdę wyszedł z laboratorium. Natasza też nie mogła uwierzyć, że to się stało. Aż zaczęła do nich mierzyć, kiedy tylko otworzyli drzwi. Bruce od razu podniósł ręce, a Tony wparował do środka.

-Obudź chorą królewnę- zawyrokował miliarder, wskazując laską na śpiącego Lokiego.

-Tony? Jak? Po co ci laska? Odbiło ci? Bruce możesz już opuścić dłonie.- Schowała pistolety do kabur.

-Najważniejsze, że jestem- stwierdził, po czym przyjrzał się Czarnej Wdowie.- Czy ja wyczuwam tu relację mama-miś mały-miś?

-Uważnie przemyśl, co zaraz powiesz- ostrzegła go Natasza.- Pamiętaj, ciągle mogę cię zabić ołówkiem.

Potem Tony i Bruce zaczęli tłumaczyć Nataszy, dlaczego muszą obudzić Lokiego. Trochę im to zajęło, ale w końcu się udało. Jeszcze dłużej czasu kosztowało ich obudzenie chłopaka.

-Nat- odezwał się, jak tylko zobaczył, kto go obudził- ja chyba mam halucynacje.

-Nie, on naprawdę tu jest- starał się go uspokoić Bruce.

-Teraz masz mnie posłuchać i odpowiadać na pytania.- Tony złapał go za brodę i obrócił jego stronę.- Miałeś kiedyś już coś takiego?

-Nie kłam- powiedziała Natasza. Bruce czuł siłę jej spojrzenia, a nawet na niego nie patrzyła.

-Ch-chyba tak- wydusił z siebie chłopak po pewnym czasie rzucania błagalnych spojrzeń.

-Chyba?

-Nie pamiętam dobrze, jasne?!- Próbował się nawet podnieść na łokciu, ale mu się nie udało i wylądował na poduszce.- To było dawno.

-Ile lat miałeś?

-Szesnaście.- Bruce wymienił spojrzenia z dorosłymi. Taki sam wiek.- Odyn i matka wyjechali, a Thor... Znacie go. Obiecał wcześniej Sif, Fandralowi, Volstaggowi i Hogunowi, że pójdzie z nimi na polowanie.

-Zostawił cię?

-Nie chciał, ale mu pozwoliłem.- Bruce'owi musiało się przewidzieć. Loki wyglądał, jakby był bliski płaczu.- P-po p-pr-prostu nie chciałem, by mnie jeszcze bardziej znielubili.- Natasza i Tony zaczęli go uspokajać i mówić, że wszystko już jest dobrze. Bruce musiał stwierdzić, że razem naprawdę dobrze im poszło. Już kilka minut później Tony zapytał go, naprawdę delikatnie, czy pamięta, jak to się skończyło.- Było mi zimno i gorąco. Ludzie coś krzyczeli.

Tony i Bruce wrócili do reszty. Tam Pepper chyba tłumaczyła Samowi, że Tony naprawdę wyszedł, a Clint rzucał holograficzną piłką do holograficznego kosza. Dopisali to, co wiedzą. Wtedy Bruce doznał olśnienia. Mieli przecież stare wyniki prześwietlenia Jarvisa, kiedy Loki był dorosłym. Kazał wyświetlić oba koło siebie i zaczął je porównywać.

-Co robisz?- zapytał Clint.

-Jeśli przeżył to jako nastolatek, a teraz, kiedy jest znowu nastolatkiem, się to powtarza, to może jest to naturalne. A jakby było naturalne, to musiałoby do czegoś prowadzić. A to najpewniej zostawiło po sobie jakichś ślad. To!- Wskazał na pulsy.- To z nimi jest coś nie tak.

-Serce zaczyna bić wolniej z wiekiem- odezwał się Sam.- To nic nie tłumaczy.

Bruce'a to jednak nie przekonało. Kazał Jarvisowi wyrysować wykres zmian pulsu, o te informacje, jakie mieli, odkąd spotkali Lokiego, jako dziecko, a potem porównać z tym pulsem dorosłego. Zadowolony z siebie pokazał, że się nie pokrywają.

-Co to znaczy?

-To znaczy, że jego serce przeskoczy.

-Jarvis, jakie jest prawdopodobieństwo, że mu się nie uda?- zapytał Tony i wszyscy spojrzeli na niego.- Zawsze warto znać najgorszą opcję.

-Mniej niż dziesięć procent.

-Słyszałeś?- Tony spojrzał na Bruce'a.- Bądź gotowy na te dziesięć procent.

Kolejne dni były dla Bruce'a katorgą. Czuł się zupełnie, jakby obudził się kilka minut przed zadzwonieniem budzika. Niby nie chciał, żeby to nastąpiło, ale chciałby to mieć już za sobą. Jednak pomimo to, kiedy ten dzień wreszcie nadszedł, czuł się całkowicie nieprzygotowany.

W bazie był tylko on i Natasza. Tony po raz pierwszy od śmierci Petera pojechał na misję wraz z miłośnikami ptaków. Pepper miała jakieś ważne spotkanie i musiała się stawić w jakimś muzeum. W tym momencie Bruce naprawdę żałował, że nie ma przy nim Starka. Przyjaciel zawsze potrafił go uspokoić albo dobrze wykorzystać jego załamania. I na pewno wiedziałby, co w takiej sytuacji robić, mimo że spotkałby się z nią po raz pierwszy. Tak zawsze było.

Wbiegł do pokoju ze sprzętem i się przygotował. Zupełnie tak, jak ćwiczył przez ostatnie kilka dni. Wyuczone ruchy go uspokajały, jednak to uczucie, że nie ma pojęcia, co robić, go nie opuściło. Cały czas powtarzał sobie, kolejność ruchów. To go uspokajało. Liczył na to, że obejdzie się bez jego interwencji. W pewnym momencie zaczął nawet wierzyć, że wszystko przejdzie bezproblemowo. I właśnie wtedy serce Lokiego stanęło.

Od razu się podniósł i już zaczynał działać, ale Natasza mu nie pozwoliła.

-Czekaj- powiedziała ostro i dobitnie.

-Jeśli mózg nie dostanie tlenu w ciągu dwóch minut, może dojść do nieodwracalnych uszkodzeń.- Słowa wręcz wypluł z siebie. Do tego wypowiedział je z taką szybkością, że zbiły się w ledwo zrozumiałą ciapkę.

-Powiedziałam, czekaj- odparła kobieta.

Dla Bruce'a czas, jaki spędzili, na czekaniu był niewyobrażalnie długi. Naukowiec był pewien, że minęło przynajmniej dziesięć minut, a oni stracili kolejne dziecko. Chciał już krzyczeć na Nataszę, że to przez nią im się nie udało. Układał zarys przemowy, jaką jej zaraz wygłosi, kiedy wszystko wróciło do normy. No może prawie normy. Ten puls, jaki Loki miał, był w jego opinii o wiele za słaby, ale jednak go miał. Odetchnął z ulgą.

-Mój silny chłopiec- powiedziała Natasza. Bruce spojrzał na nią. Uśmiechała się z ulgą do momentu, kiedy zobaczyła, że na nią patrzy.- Jeśli kiedykolwiek mu powiesz, pożałujesz. Jasne?

Jedyne, co Bruce mógł wtedy zrobić, to podnieść ręce w geście poddania się.

*********

Teraz

Grypa ma to do siebie, że dość szybko się rozprzestrzenia. Avengers odczuli to pierwszego dnia, kiedy Peter poczuł się lepiej. Otóż zachorował Stephen. Większość mu współczuła, w tym Hulk, ale znaleźli się tacy, co przyjęli wiadomość z radością. A konkretnie jeden. Loki.

-Wreszcie spokój- powiedział Bambi rozkładając się na kanapie.- Już zapomniałem, jakie cudowne jest życie bez niby-czarodzieja czepiającego się wszystkiego. 

-I właśnie za to, przejmujesz jego obowiązki- powiedział Tony. Oczywiście zaczęli się o to kłócić, jednak Hulka to nie obchodziło. Miał misję do wykonania.

Cassie i Scott przez przypadek wypuścili Geralda z ogrodu i teraz alpaka biegała sobie po całej bazie. Żadne z nich nie potrafiło wyjaśnić jak to się stało, a Hulk nie naciskał. Sam wolał żyć w błogiej nieświadomości. We trójkę szukali alpaki, starając się ukryć całą sytuację przed resztą. Gdyby Tony się dowiedział mróweczki i sam Gerald mogliby mieć niezłe kłopoty. Zielony i mrówcza rodzinka rozdzielili się, żeby przeszukali, jak najwięcej pomieszczeń. 

Po tym, jak się upewnił, że Tony nie wie nic o całej sytuacji, chciał ruszyć dalej. Miliarder, po tym, jak zakończył sprawę z Lokim, go jednak zatrzymał. 

-Hulk, chodzi o to, że... Dziękuję. Miałem załamanie, a teraz widzę, że to było głupie. Teraz, kiedy z Peterem jest lepiej, to widzę. Szczerze, jestem pewien, że znowu spałbym na blacie w kuchni gdyby nie ty.  

-Nie ma za co...- zaczął mówić, ale Tony go przytulił, a to zaskoczyło Hulka. Ludzie raczej go nei przytulają. Poklepał ostrożnie miliardera po plecach.

-Jesteś najlepszy Hulk- powiedział Iron man.- Bez ciebie wszystko, by się rozsypało.- To było przyjemne do usłyszenia. Hulk rzadko był chwalony. Raczej jak zwracano na niego uwagę to obrywał, bo na coś nadepnął albo zmiażdżył coś przez przypadek. Uczucie, które własnie czuł, było miłe i chciałby częściej je czuć.- Hulk, co tu robi Gerald?

💥💥💥💥💥💥💥💥💥

Witam ludzi, którzy się jeszcze tym interesują. 

Miłych wakacji wszystkim. Planowane było, że ten rozdział miał zostać opublikowany w piątek, ale nie wyszło. A z resztą niektórzy uważają, że wakacje zaczynają się od poniedziałku, więc tak, czy siak się udało. 

Wiem, że czytanie tego było najpewniej męczarnią i przepraszam. W ramach przeprosin mogę jedynie wstawić zdjęcie z planu Infiniti War. 

Życzę miłych wakacji. 

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top