40. Nok, nok, chipsy i tatowanie, czyli ogólna radość.
Hejka!
Przypominam o tym, że prawa do postaci i filmu posiadają Sony i Marvel Studios (Disney), ja tam dodaję oczywiście trochę od siebie, no i Percy jest w całości mój.
Życzę Wam miłego czytania!
Po tym wielkim objawieniu ekran znowu zaczął ukazywać inną scenerię. Już za chwilę miała się odbyć pierwsza (próbna) podróż w czasie...
Teraz widzimy już w pełni zbudowaną machinę (choć w sumie bardziej samą platformę) do Podróży w Czasie i na niej już w pełnym kombinezonie stojącą postać (Clint).
Wszyscy natychmiastowo wstrzymali oddech. Czy to możliwe????? Czyżby to była ta chwila?!!!??
Przy samej konsoli sterującej stało kolejne 6 osób, Rhodey, Profesor Hulk (który to wszystko obsługiwał), Nebula, Rocket, Steve i Thor (ten ostatni z ogromnymi słuchawkami do słuchania muzyki na głowie).
- Ten Thor to po prostu mood. - zaśmiała się Shuri, której od razu przytaknął równie rozbawiony Peter.
Thor natomiast nie mógł na to patrzeć...
Natashę za to zaciekawiła zupełnie inna sprawa...
- Gdzie do cholery jesteś Ty, Tony?
- Skąd mam to wiedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ale to Twoje dzieło! - odburknęła, bo zdecydowanie jej to nie usatysfakcjonowało. Jednakże inni z chęcią wtrącili się do tej rozmowy.
- No ja bym obstawiał, że Pan Sta---- *zirytowane spojrzenie Tony'ego*, Ton---- *raz jeszcze zirytowane spojrzenie Tony'ego*, Tata! *od razu Tony'emu zrobiło się cieplej na sercu, a sam Peter aż się zarumienił, bo to jednak wciąż było nowe w ich relacje* Robi jakieś inne ważne rzeczy, czy coś, bo i tak wie, że to się uda, bo udowodnił to już przed samym sobą i nie musi przed innymi. - w końcu dokończył swój tok rozumowania Peter.
- W sumie to ma sens. - zgodziła się z Peter'em, będąc pod niemałym wrażeniem Natasha (Tony natomiast miał przez kolejną chwilę na twarzy gigantyczny uśmiech wyrażający czystą dumę).
- A ja tam sądzę, że Tony wie, że to wszystko zaraz pierdolnie i po prostu nie chce być w polu rażenia. - rzucił od niechcenia Rhodey, wywołując tym ogromny wybuch śmiechu i (udawane) nienawistne spojrzenie od samego Tony'ego.
- No dobra Clint, ruszamy za 3... 2... 1... - zaczął Profesor Hulk, klikając kolejno jakieś ustrojstwa na konsoli sterującej.
W tym samym czasie Clint zamknął maskę i przygotował się mentalnie, na to co się zaraz stanie...
W trakcie odliczania w podeście pojawiła się taka jakby niebieska dziura, która w odpowiednim momencie wciągnęła zmniejszającego się Clint'a, który w tej chwili leciał już przez niebieskie tunele wymiaru kwantowego. Wyglądało to wszystko bardzo płynnie, jakby dosłownie płynął z prądem, jakby doskonale wiedział, w które odnogi wlecieć, żeby dostać się do celu, dosłownie jakby miał...
- Dosłownie GPS czasowy... - zadumał się Fury, który myślał, że już nic nigdy go nie zaskoczy... A jednak... Był w szoku, a zarazem był pełen podziwu i dumy, że jednak miał rację. Miał rację w tym, że człowiek, kiedy czegoś zapragnie, to jest to człowiek zdolny do wszystkiego, nawet, jak widać, do wymyślenia podróży w czasie (a bynajmniej chyba się udało, prawda? Prawda? Zaraz się przekonamy...).
Z tych myśli jednak wyrwała go atmosfera, bardzo napięta atmosfera, która była bardzo wyczuwalna i na niego też wpłynęła.
Czuć było ogromne napięcie... Bo w końcu czy coś takiego naprawdę jest możliwe?
Teoria teorią, ale w praktyce...?
"Płynął"/" Leciał" tak CLINT przez te wszystkie tunele, aż w końcu z głośnym:
- AAAAAAAARGH!!!!!
- To chyba ulubione zdanie każdego w tej branży. - zaśmiał się sucho Clint, co wywołało u niektórych cichy chichot, a u innych po prostu delikatne przygnębienie... czemu ich życie musiało tak dawać im w kość...?
Półupadając, znikając hełm, ciężko oddychając i z lekkim zdezorientowaniem rozglądając się, myśląc gdzie dokładnie jest i co się właściwie stało, Clint pojawił się w... jakiejś szopie?
- Eeeee, gdzie on teraz jest? - zapytała Mantis, trochę nie ogarniając, co właśnie się wydarzyło.
- W szopie, nie widzisz? - zaczął się głośno śmiać z własnego żartu Drax, na co Mantis odpowiedziała tylko zirytowanym spojrzeniem, co tylko jeszcze bardziej rozśmieszyło Drax'a.
Ale żadnej innej odpowiedzi nie było.
Większość sama nie wiedziała...
Poza nieliczną resztą, której zaparło aż dech w piersiach.
Dobrze wiedzieli oni, gdzie właśnie pojawił się Clint, czekali tylko na potwierdzenie, bo jeśli na ekranie pojawią się Cooper, Lila, Nathaniel, lub Laura, to... mają to! Naprawdę to MAJĄ!!!
- Proszę, Boże, proszę, niech to okaże się prawdą... - życzył temu sobie Clint, wraz z wieloma innymi osobami wręcz modląc się za powodzenie.
Clint wstał, powoli rozglądając się po pomieszczeniu. Był całkowicie skonfundowany. Ciężko dysząc, powoli skierował się on w stronę wyjścia z szopy. Widać było, że jest on w ogromnym szoku, ale jednak po chwili zaczął on iść coraz szybciej. Nadzieja, która początkowo była tylko iskierką, teraz potężnie płonęła.
Hawkeye wyszedł z szopy, wszędzie w okół było dużo pola/ziemi, przechodząc koło jakiegoś auta, zaczął on kierować się w stronę dużego, ładnego, białego domu z szarym dachem.
W tej chwili już chyba wszyscy wstrzymywali oddech, domyślając się, że jest to ten sam dom, który widzieli na początku filmu, kiedy cała rodzina Clint'a wyparowała... Jednocześnie oznaczało to też, że... udało się?
Wchodząc na ganek, Clint kucnął powoli po leżącą na ziemi rękawicę do baseballa, podnosząc ją, uśmiechnął się on sam do siebie nostalgicznie, ze szczególnym ciepłem, wiarą, nadzieją i zwykłym, dawnym szczęściem. Co szybko jednak przekształciło się w smutny i coraz mniejszy uśmiech, najwyraźniej przypominając sobie jak naprawdę wygląda jego rzeczywistość...
- Och Clint... - Wanda, ze łzami w oczach, wyszeptała delikatnym, ledwo słyszalnym głosem. Domyślała się tylko jak musi być to okropne... Tak, straciła już rodziców, brata i ukochanego, ale własne dzieci? To musiał być jeszcze inny, jeszcze straszniejszy rodzaj bólu...
Nagle jednakże Clint szybko podniósł głowę, słuchając w niedowierzaniu:
- Cooper!!! Gdzie. Są. Moje. SŁUCHAWKI?!?!!? - próbowała jakoś dotrzeć do swego brata Lila.
Kolejno każda osoba w tym pokoju zdawała sobie sprawę z tego, czego właśnie są świadkami, oczy wszystkich były w tej chwili jak 5 złotych.
- Lila?!?!? - obudził się nagle z tego momentu nostalgii Clint, szybko podrywając się z miejsca, w którym właśnie kucał, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje, w to co słyszy.
- Ja ich nie brałem! - odpowiedział od razu Cooper, starając jakkolwiek się bronić.
- Właśnie, że brałeś! - odpowiedziała zirytowana Lila.
- Lila??? - zdumiał się jeszcze raz Clint (jednakże nadal mówiąc przez ten szok bardzo cicho).
- Właśnie, że nie brałem! - oburzył się Cooper.
- Pożyczałeś je wczoraj! - odpowiedziała coraz bardziej zirytowana Lila (odgłosy tej kłótni jeszcze przez chwilę dało się słyszeć w tle, jednakże już całkowicie niewyraźnie).
W całej sali dało się słyszeć sapnięcia zdumienia. Powoli wszyscy zaczynali wychodzić z tego szoku.
- UDAŁO SIĘ!!!! MAMY TO PRZYJACIELE!!! - krzyknął nagle Thor, wywołując tym totalny chaos w pokoju.
Emocje były naprawdę wszelakie, od szoku, po dumę z Tony'ego Cholernego Stark'a, aż po przeogromną radość.
Clint po prostu patrzył ze szczęściem na ekran, wiedząc, że ten drugi Clint ma szansę odzyskać rodzinę, od razu czuł się lepiej. Rodzina była dla niego najważniejsza, wiadomo, ratowanie całego Uniwersum? Przydałoby się. Ale rodzina? Za wszelką cenę...
Scott natomiast szybko przerwał tę zadumę przyjacielowi, ponieważ rzucił się od razu na niego i na Hope. Jego wariant był w podobnej sytuacji co Clint (choć na całe szczęście nie musiał z tym żyć aż 5 lat...), a jako, iż Scott, to Scott, to ukazanie tak emocji było po prostu bardzo w jego stylu. Rzucił on się na nich uradowany, wręcz roześmiany, rozbawiając tym pozostałą dwójkę.
------------------------------------
Thor po prostu objął mocno Lokiego, Heimdalla i Walkirię, którym natychmiastowo oczy wyszły z orbit i o mało co się nie podusili.
Widząc to, Okoye ledwo powstrzymywała śmiech, co poskutkowało wręcz morderczym spojrzeniem od ledwo dyszącej Walkirii, której udało się w końcu uciec od uścisku Thora, który w tej chwili wymachiwał pięścią w stronę sufitu, kibicując głośno Avengersom z filmu.
- Ten to ma dopiero uścisk. - ledwo wydyszał Loki, rzucając się w końcu na kanapę, patrząc nadal podejrzliwie na świętującego brata (z drugiej strony nie powstrzymując uśmiechu, wewnętrznie za bardzo się cieszył z całej tej sytuacji, jak i tego sukcesu, wierząc, że jakimś cudem może przywrócą i jego wariant do życia...).
- Wyjątkowo się z Tobą zgodzę Loki. - wysapał równie zdyszany Heimdall, z małym uśmiechem jednak patrząc na to wszystko, po prostu ciesząc się z tego, że żyje i że może tu być ze swoją rodziną.
------------------------------------
Nawet Carol w przypływie emocji objęła Nicka, który początkowo zastygł na parę sekund zupełnie nieprzyzwyczajony do uścisków (co początku poddenerwowało Carol, czy powinna?), lecz szybko się on poprawił, obejmując z równą mocą przyjaciółkę, na co Carol odetchnęła z ulgą. Uwielbiała to.
Widząc jej błogi uśmiech, Maria uśmiechnęła się do Carol jeszcze szerzej (choć początkowo nie sądziła, że to w ogóle możliwe, po tym sukcesie Tony'ego, z którego była cholernie dumna i szczęśliwa), pokazując jej po kryjomu kciuki w górę, na co blondwłosa mocno się zarumieniła.
- To nie mogło być tak oczywiste, prawda? - miała w duchu nadzieję Carol.
Widząc te kciuki w górę, Strange tylko z rozbawieniem podniósł jedną brew, patrząc na to na Marię, to na Carol, z coraz większym rozbawieniem, na co Maria szybko pokazała mu znak, by nic nikomu nie mówił, na co ten pochylił głowę z akceptacją, jednakże przewracając jeszcze z rozbawieniem oczami.
Fury natomiast zaczął myśleć o tym, kiedy ostatnio się tak czuł...
Jednakże szybko odrzucił te myśli, skupiając się na aktualnym szczęściu, naprawdę nie chciał rozpamiętywać śmierci żony... Och... Czuł się jak przy byłej żonie??!!? Cholera... Szybko odrzucił tę myśli. W końcu Carol była 15 lat młodsza i do tego nie... Po prostu nie... Prawda?
Odrzucił to od siebie i wykorzystał tę chwilę czułości, mocniej przytulając PRZYJACIÓŁKĘ, szybko wyrzucając wszystkie poprzednie myśli z głowy.
Carol natomiast po prostu cieszyła się tą rzadką chwilą.
No a Maria patrzyła na nich z rozbawieniem, a zarazem irytacją.
- Jak dzieci... - jęknęła w duchu.
---------------------------------
Bucky widział szeroki uśmiech Steve'a, aż za dobrze go znał.
- Wiesz Panie Kapitan Ameryka, że czeka ich jeszcze (w filmie) dużo roboty? - uśmiechnął się równie szeroko Bucky, już mając odpowiedź.
- No ale znowu mają szansę Bucky! Wiedziałem, że Tony to zrobi i przyjdzie do nich z tym, to ostatecznie dobry człowiek (ale dwubiegunówka XD) i teraz wszyscy znowu mają szansę! Uda im się, musi. - odpowiedział z niewyobrażalnie ogromną nadzieją i wiarą Steve.
- No racja, zapomniałem, że rozmawiam z Naczelną Nadzieją Ameryki i jak widać, teraz już nie tylko Ameryki. - zaśmiał się Bucky, uderzając przyjaciela w ramię na co ten tylko przewrócił z rozbawieniem oczami i dał mu kuksańca.
Natomiast tuż obok Rhodey i Sam rozmawiali totalnie zajarani, o możliwościach jakie dają podróże w czasie, porównując je do swoich ulubionych filmów o tej tematyce (normalnie jak Ned i Peter xD).
----------------------------------
Drax natomiast był skonfundowany.
- Czemu oni wszyscy się tak cieszą? - zapytał, nadal nie rozumiejąc.
- Bo Iron Man wymyślił podróże w czasie głupolu!! - odpowiedziała szybko Mantis, przerywając przez to swój dziwny taniec zwycięstwa i radości, siadając znowu obok Drax'a i nie wierząc w to, że Drax może być aż tak... nieogarnięty.
- Aha... Czyli od teraz będę mógł się ciągle cofać w czasie, by w nieskończoność jeść moje ulubione chipsy?!??? - zadumał się od razu szczęśliwszy Drax.
- Nie! W sensie mógłbyś się w teorii, jeśli dobrze to rozumiem, ciągle cofać się coraz bardziej w przeszłość, do czasu, gdy żaden Ty nie zjadł chipsów, ale nie!!! To wytworzyłoby pewnie jakiś paradoks, bo co drugi Ty ostatecznie, by ich nie zjadł??? Ugh, nie wiem!!! To takie poplątane. Nie ważne, po prostu nie, to nie do tak głupich rzeczy. - trochę zakręciła się w odpowiedzi Mantis, jednakże nadal stanowczo przecząc Drax'owi, będąc na niego powoli coraz bardziej sfrustrowaną.
- Aha, no ok. - żachnął się załamany Drax, w duchu już wymyślając plan na magiczną, nieskończoną ekspiarkę chipsów.
- No ok. - odpowiedziała z irytacją Mantis.
- No ok.
- Nok.
- Nok, nok.
Przedrzeźniali się oni tak dalej przez dłuższą chwilę.
Rocket tylko popatrzył na nich i westchnął z małym uśmiechem:
- Idioci.
W myślach dodając:
- Ale jednak moi idioci...
Naprawdę nie potrafił, nie chciał sobie wyobrażać takiej sytuacji, którą widział na ekranie... Cała jego rodzina (no może poza Nebulą), zniknęła, koniec, finito...
Nadal miał w głowie tę scenę z filmu, kiedy to Groot zamieniał się w proch na jego oczach... Nic nie mógł zrobić... I sam przetrwał...
Dlatego cieszył się wraz ze wszystkimi, to że już Quilla z nimi teraz nie ma, był ogromnym ciosem... A co dopiero, gdyby to mieli być prawie wszyscy... Nie. Nie! Nie dopuściłby do tego. Nigdy. Wolałby sam zginąć...
Dlatego cieszył się i wierzył w ich zwycięstwo.
Podczas tych rozmyślań Groot szybko zauważył, że jego przyjaciel (wręcz postać ojca) się martwi, nawet bardzo mocno martwi, dlatego właśnie szturchnął on go w ramię, szybko objął, po czym równie szybko się odsunął, by zacząć naśladować Mantis i Drax'a, by rozbawić Rocket'a.
Widząc to wszystko, Rocket natychmiastowo uśmiechnął się do Groot'a bardzo szeroko i zaczął się śmiać z jego wygłupów, w duchu ciesząc się, że może tu być i mieć tę chwilę spokoju ze swoją rodziną.
Gamora patrzyła ze smutnym uśmiechem na pozostałą czwórkę (Drax'a, Mantis, Rocket'a i Groot'a), rozmyślając o Quillu i zdając sobie sprawę, że i tak nie mieli szansy (mimo podróży w czasie) na jego ratunek (a bynajmniej z tego co wiedziała).
- Ziemianie to ciekawe istoty, prawda? - uśmiechała się delikatnie Nebula, z jednej strony domyślając się o czym myśli siostra i współczując jej, a z drugiej jednak będąc cholernie dumna z Tony'ego, że mu się udało i że ich filmowe odpowiedniki mają znowu jakieś szanse (bo jednak przywiązała się ona w ostatnim czasie do Ziemian (i przede wszystkim Tony'ego), co można zauważyć chociażby po tym, że powiedziała "Ziemianie", a nie "Terranie".
- Eeeee, co? - naprawdę zdziwiła się nagle wyrwana z zadumy Gamora.
- No wiesz, można by pomyśleć, że to nieporównywalnie beznadziejnie rozwinięte, skazane na zagładę z własnej ręki, po prostu słabe istoty. Każdy normalny omijał tę planetę szerokim łukiem, a każdy kto już ich atakował, był pewien 100%, łatwego, zwycięstwa. A tu proszę. Za każdym razem się obronili. Zwyciężyli. I gdyby nie ich upór, spryt, moc i oddanie, nasza rzeczywistość wyglądałaby zupełnie inaczej, prawdopodobnie tak jak ta na ekranie, choć nawet w tej rzeczywistości Avengersi rzucają wyzwanie wszechświatowi. Człowiek przyszpilony do muru... zawsze jakoś sprawi, że i mur i wróg zniknie. Wiem, straciliśmy Quilla, nie znałam go dobrze, ale wiem, że dla Ciebie była ważny... Ale nadal masz tutaj nas, pozostałą część rodziny. Tak, Quill zginął, ale był człowiekiem, z pewnością rozpaczałby po Tobie, gdyby sytacja była odwrotna, co zresztą widzieliśmy na ekranie, ale ostatecznie ruszyłby do przodu, to są ludzie, oni zawsze zaskakują i walczą dalej, nawet jeśli jest to niewskazane, myślę, że powinniśmy się od nich tego (i paru innych rzeczy) nauczyć. Chociażby też cieszą się ze wszystkich małych, wręcz głupich, rzeczy (większość dialogów z tych ff to idealny przykład xD), tak jak Quill. Wcześniej tego nie rozumiałam, ale teraz widząc to u prawie wszystkich w tym pokoju (wskazała przede wszystkim jak zawsze chaotyczną część z Tony'm i Peter'em), myślę, że powinniśmy wziąć z nich przykład i cieszyć się z tych małych rzeczy jak chociażby to, że Ci na ekranie odnieśli pewnego rodzaju zwycięstwo (mimo, że to nie my), że my tutaj jesteśmy w prawie całym składzie, mamy tę chwilę spokoju i możemy razem się pośmiać, lepiej poznać, wszystko. Tak jak Ci wszyscy ludzie. Ja... Wiem, że bywało różnie. Ale chcę to zmienić, bo Ci ludzie pokazali mi jak ważna jest rodzina, to by mieć przy sobie ludzi, których się kocha, o których będzie się walczyć do końca i że to dobrze, gdy jest ich tylko coraz więcej. - Nebula wyrzuciła nagle z siebie wszystkie swoje przemyślenia od Bitwy o Ziemię. To było... oczyszczające.
- Wow... Ja... Nebula... - Gamorę zamurowało, nigdy nie spodziewała się tego po swojej siostrze. Jedyne co mogła i potrafiła zrobić to rzucić się na nią w niedźwiedzim uścisku.
- Jesteś moją siostrą, moją rodziną i ja... tak, po prostu masz rację. - powiedziała jej w ramię Gamora, na co Nebula szeroko się uśmiechnęła, wzmacniając uścisk.
- Poprawka, naszą rodziną. - usłyszały nagle Rocket'a dwie kobiety, nagle bedąc w środku grupowego uścisku.
Mantis, Drax, Groot i Rocket oczywiście wszystko (a bynajmniej większość) słyszeli i nie mogli stać przy tymi bezczynnie.
Po chwili, gdy wszyscy już się puścili, a Gamora zaczęła zaczepiać Rocket'a, że to było gigantycznie urocze, dodał on:
- Już starczy na dzisiaj czułości, bez przesady, bo zacznę gryźć. - po czym przewrócił oczami.
- Ja jestem Groot. - odpowiedział rozbawiony Groot, wywołując tym falę kaszlu (powstrzymywanego śmiechu).
- Sam zachowujesz się jak baba! Mózg Ci już spróchniał do końca! - oburzył się Rocket, obracając się do nich plecami, by ukryć uśmiech.
Słysząc ich już niepowstrzymywany śmiech, pomyślał tylko jeszcze:
- Ech, nigdy nie zamieniłbym tej gamoniowatej rodziny na żadną inną.
----------------------------------
Najlepsze na koniec XD
- No co ja tu mogę dużo powiedzieć kochani, wracamy do gry! - rozłożył szeroko ręce Tony, mając na twarzy szeroki uśmiech, po prostu będąc dumnym że swojego odkrycia i wywołaniu takiej radości wśród wszystkich.
- Pozer. - rzuciła Natasha (na co Tony tylko puścił do niej oczko), jednakże także mając na twarzy szeroki uśmiech, którego nie potrafiła powstrzymać, będąc zbyt szczęśliwa z owego sukcesu.
Happy po prostu popatrzył na swojego wieloletniego przyjaciela, rodzinę i szefa, skinął mu po prostu z uśmiechem głową, na co Tony tylko jeszcze mocniej się uśmiechnął, bo wiedział po tylu latach, że to znaczy w tej chwili tyle co najmocniejsze, najczulsze i najszczersze:
- Gratulacje Szefie, jak zawsze udało Ci się.
- TO NIEWIARYGODNE!!!! JAKBY... WOW!! JEST PAN GENIUSZEM, W SENSIE TATA, TAK, O BOŻE, MAM TATĘ GENIUSZA NAJWIĘKSZEGO W CAŁYM UNIWERSUM!!!! IJJJJAAAAAAAA!!!!! GAHSHFBSVSGAVSFS - po prostu nie mógł z zachwytu Peter, rzucając się od razu w ramiona Tony'ego, którego serce ta reakcja tylko jeszcze bardziej powiększyła.
- Jak mógłbym nie kochać tego uroczego dzieciaka? - pomyślał Tony, tylko mocniej obejmując chłopca.
- PAN STARK STWORZYŁ WEHIKUŁ CZASU!!!! SIEDZĘ W TYM SAMYM POKOJU CO STWÓRCA WEHIKUŁU CZASU!!!!! SIEDZĘ NA TEJ SAMEJ KANAPIE CO ON I MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL JEST DLA NIEGO WRĘCZ SYNEM!!!!! AAAAA, JA CHYBA ZARAZ ZEMDLEJĘ!!! - jedynie Ned mógł dorównywać Peter'owi po względem reakcji, obaj byli cholernie podekscytowani i jakby... czy ktokolwiek z nas się im dziwi? XD
- Ned! Uspokój się! Zaraz przez Ciebie ogłuchnę! - próbowała go przekrzyczeć (bez skutku) MJ, która też nie miała takiego do tego entuzjazmu jak zwykle, w sensie... ona też była podekscytowana, dobra?
- Cholerny Tony Stark... - westchnęła, z małym uśmiechem, kręcąc głową w nadal delikatnym niedowierzaniu.
- W jakie dziwne życie ja się wpakowałam. - pomyślała z pełnym miłości uśmiechem Michelle, z czułością patrząc na przytulających się Tony'ego i Peter'a, nawet nie powstrzymującą ich, rozbawioną sytuacją Natashę, czy to na Neda, który nadal hiperwentylował, przy zupełnie nie wiedzącym co robić Happy'm (który z drugiej strony wyglądał na po prostu zmęczono-rozbawionego tym wszystkim, jakby to było dla niego zupełnie normalne).
Jednego była pewna.
Kocha to życie.
Temu wszystkiemu z czułością także przyglądała się Wanda, która przez cały ten czas słuchała ekscytacji Shuri, której reakcja była wręcz na tym samym poziomie, co ta Peter'a, czy Neda, co już samo w sobie było niewiarygodne. Sama Wanda też się cieszyła, ale według Shuri trochę zbyt spokojnie, przez co ta młodsza zaciągnęła ją do jakiegoś swojego dzikiego tańca zwycięstwa i fangirlingu do Tony'ego Stark'a.
- Jesteś szalona. - roześmiała się cała zasapana od tego nagłego wysiłku Wanda.
- Ja też Cię kocham Wandzia. - roześmiała się Shuri, nadal tańcząc i jednocześnie tłumacząc dlaczego to wszystko jest tak super, jak kocha życie i w ogóle wszystko.
I tak właśnie to wszystko wyglądało. Trwało to długo, na tyle długo, że nawet Iron Percy zdążył to zobaczyć, przyglądając się temu wszystkiemu przez kilka sekund z ogromnym uśmiechem.
Jednakże nic nie trwa wiecznie, dlatego, gdy w końcu wszyscy się uspokoili film ruszył dalej:
Nagle GPS czasowy na ręce Clint'a zaczął niebezpiecznie pikać, z sekundy na sekundę tylko coraz szybciej.
- NO KURDE!!!! - zirytowała się Shuri (bo w końcu było tak pięknie! Już miała nadzieję na choć chwilowy reunion...), uderzając przy okazji w jedną z poduszek, co akurat rozbawiło Wandę.
- I tyle by było z dobrych wieści. - jęknął Clint, domyślając się, że to oznacza powrót do rzeczywistości.
Scott spojrzał wtedy pytająco na kumpla (czy ten nie potrzebuje czegoś, może pocieszenia?), lecz Clint machnął tylko na to ręką, bo wiedział, że to już i tak wybitnie.
To natychmiastowo przyśpieszyło kolejne działania Clint'a.
Od razu podbiegł on do zamkniętych moskitiero-drzwi, krzycząc:
- Lila!!! LILA!!!!
Otwierając je, właśnie miał wejść do środka domu, lecz nagle znowu zniknął...
Drzwi się zamknęły, jakby nic nigdy się nie wydarzyło...
- Och... Tak blisko... - westchnęła Wanda.
Szybko tak niedawno rozweselony pokój, natychmiastowo poczuł przygnębienie (choć w duszy każdy z nich się takiego czegoś spodziewał, co oczywiście nie znaczy, że jednak trochę bolało...).
Jednakże Lila coś słysząc, zeszła na dół (po schodach z jakiegoś pomieszczenia na lewo od drzwi wejściowych), ze zdziwieniem pytając:
- Tak tato?
Minęła chwila, zero odpowiedzi, rozejrzała się, zapytała raz jeszcze, tylko bardziej zdziwiona i niepewna:
- Tato?
Jednakże nie dostając żadnej odpowiedzi, ani nie widząc Clint'a, po prostu wróciła na górę, po prostu będąc trochę skonfundowaną.
- Naprawdę auć... - westchnął Tony, z jednej strony, wiedząc, że to było konieczne, z drugiej zaś aż za dobrze znając, zwłaszcza ostatnimi czasy, to uczucie związane z możliwością utraty rodziny... dzieci... Dlatego natychmiastowo mocno przytulił on Peter'a, który już bez słów rozumiejąc o co chodzi, równie mocno objął postać ojca.
- LILA!!!! - z tym krzykiem Clint wrócił do kompleksu, półleżąc (klęcząc?) na podłodze. Wszystko jeszcze przez chwilę kręciło mu się w głowie (sama machina też wracała właśnie do swojej pozycji wyjściowej) i stękał jak opętany, jednakże na szczęście już po chwili to minęło.
- CLINT, PRZESTAŃ TO ROBIĆ, UGH! - zirytowała się Shuri.
- O co Ci chodzi? - zdziwił się mocno Clint.
- Przez Ciebie podróże w czasie wydają mi się bardziej odrzucające, przestań! - odpowiedziała dziecięcym tonem Shuri, co wywołało falę śmiechów.
- O wybacz Księżniczko. - powiedział przez śmiech Clint.
- Dla Ciebie Królowo. - odpowiedziała natychmiastowo Shuri, wywołując natychmiastowe:
- OOOOOOOOOOO
- To było dobre. - Scott zaczął się śmiać z udającego obrażonego przyjaciela.
- Spadaj. - odpowiedział, nie potrafiąc powstrzymać śmiechu Clint.
Chwilę po tym tym jak Clint się pojawił, podbiegli do niego Natasha, Tony, Scott i Rocket.
- Yo, tam nie były inne osoby? - zdziwił się Peter.
- Masz rację. - zmarszczył ze zdziwienia brwi Tony.
- Może minęła dłuższa chwila? - zasugerował Ned.
- Może... - zaczął się zastanawiać Tony, bardziej obstawiając... mały błąd w filmie? Na tę myśl uśmiechnął się sam do siebie, to by było zabawne.
- Co się śmiejesz? - zapytała zaciekawiona Natasha, widząc uśmiech Tony'ego.
- Nic, nic, po prostu... tak bardzo chcieliście mnie, to macie mnie. - zaśmiał się Tony, wywołując tym falę chichotów i wywrócenie oczami przez Natashę.
- Hej! Hej! Hej! Popatrz tutaj! W porządku?!!? - zapytała od razu poddenerwowana Natasha, pomagając mu wstać i sprawdzając natychmiastowo, czy nic mu się nie stało.
- Dzięki Nat. - uśmiechnął się szczerze Clint, na co Natasha odpowiedziała tylko skinieniem głowy, to było dla nich już normą, po znaniu się już od tak dawna.
- Tak... - odpowiedział na początku szybko, jakby totalnie nie będący w tej chwili myślami w tym miejscu Clint, jednakże prędko się on otrząsnął i potrząsając twierdząco głową dodał:
- To działa. To działa!
- Pov: My przez ostatnie pół godziny. - roześmiał się Peter, wywołując tym wiele śmiechu (i u starszych pytanie: "Pov???", co wśród młodszych i tych co rozumieli tylko powiększyło śmiech).
Przy czym pokazał wszystkim zabraną z przeszłości rękawicę do baseballa, rzucając ją po chwili Tony'emu jako dowód dla tego cholernego geniusza.
Natychmiastowo wszystkie oczy skierowały się na Tony'ego.
- Wiadomo, że tak, jakby... chyba nawet nie muszę tego tłumaczyć, hah. - zaśmiał się tylko Tony, co wywołało wiele przewróceń oczami, ale i... wewnętrznej zgody, nie żeby ktokolwiek z nich kiedykolwiek powiedział to na głos.
Natasha, tak samo jak i Clint, była w czystym szoku. W jej oczach widać było, że milion myśli przelatuje jej w tej chwili przez głowę. Poza szokiem oczywiście pojawiła się nowa nadzieja i szczęście, wiara w to, że po 5 latach może im się udać to wszystko odkręcić.
Tony natomiast po prostu od razu się ucieszył, bo wiedział, że to się uda, teraz wszyscy inni uwierzyli, więc sztos. Kolejna jednak na twarzy Tony'ego była stanowczość, teraz nie było odwrotu i nie mogli tego spieprzyć... Dla Peter'a... Ale wierzył, wierzył w sukces i sam zrobi wszystko, by tak się to właśnie skończyło.
No a Scott po prostu patrzył z wyraźnym szokiem i jednocześnie podziwem na rękawicę do baseballa i samego Tony'ego, bo no kurde, PODRÓŻE W CZASIE?!?? YOOOO!!! No i też przez to możliwość na powrót najbliższych... I też widać w nim takie "Huh, chyba Stark'owie nie są tacy źli...". A także oczywiście wiedza, że teraz czeka ich cholernie dużo roboty.
- Teraz dopiero zacznie się prawdziwa zabawa. - zaśmiał się nerwowo Tony, wypowiadając tym samym myśli naprawdę wielu osób.
Kolejna scena przedstawiała...
Zdziwieni, że już nowy rozdział? Hah
Jak tam Wam życie mija?
Jak podobał się Wam rozdział?
Już ⅓ filmu za nami (ponad godzina)!
Do następnego!
Dobramoc!
Lub
Miłego dnia!
Pa!
:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top