35. Zawsze i na zawsze.
Hejka!
Heh, myśleliście, że znowu nie wywiążę się z danego słowa? Nie tym razem xD
Przypominam o tym, że prawa do postaci i filmu posiadają Sony i Marvel Studios (Disney), ja tam dodaję oczywiście trochę od siebie, no i Percy jest w całości mój.
Życzę Wam miłego czytania!
Kamera w końcu wychodzi z Kompleksu Avengers, pokazując wejście do niego oraz załamenego tą porażką Cap'a stojącego obok jednej z wybudowanych tam srebrnych kolumn.
Kiedy nagle w tle można było usłyszeć pewien dźwięk...
- Czy to... - zaczęła podekscytowana Shuri.
- Jakaś droga, sportowa, gigaczadowa, głośna fura?!?? - kontynuował równie podekscytowany Peter.
- No to już chyba wszyscy wiemy, kogo zaraz ujrzymy. - przewróciła z rozbawieniem oczami Natasha, na co Tony tylko pokazał jej swój typowy, zawadiacki uśmiech.
Nagle Steve cały się wyprostował i z nadzieją, jak i lekkim szokiem w oczach obserwował czarne Audi, które właśnie w tej chwili z zawrotną prędkością i wydając głośne pomruki, jechało w jego stronę.
Tony specjalnie podjechał za daleko, by potem z klasą, powoli cofnąć się do Steve'a.
Co wywołało ciche chichoty.
W tym samym momencie otworzył on powoli szybę, patrząc dobitnie na swojego dawnego przyjaciela. Natomiast w wyrazie twarzy Steve'a było widać tylko tą niedawną porażkę i nadzieję na to, że Tony przynosi dobre wieści.
- Skoro ta dwójka ponownie się zbiera... Można już zakładać w ciemno, że szykuje się najgorsze. - westchnął z lekkim napięciem Rhodey, patrząc raz to na swojego najlepszego przyjaciela, a potem na Steve'a, nie widząc żadnej szczególnej reakcji.
Prawda była taka, że dało się wyczuć w powietrzu to ogromne napięcie. Już od dawna było wiadome, że Ci dwaj... już się nie dogadują.
Tony nadal nie potrafił mu w 100% wybaczyć i wiedział, że nigdy nie będzie umiał... Choć go tolerował i gdy musiał współpracować, to to robił, ale nadal...
A sam Steve... Chciał dobrze, ale zawsze wychodziło... no... co najmniej nienajlepiej.
A co dopiero na tej (tej filmowej) linii czasowej (a oni - nasi oglądający bohaterowie, jak i Ci na ekranie, nawet nie wiedzią o Syberii...), gdy Tony wręcz wyrwał sobie reaktor po powrocie z kosmosu, dobijając tym wtedy Cap'a.
- Coś taki skwaszony? - wypalił nagle Tony, na którego nosie znajdowały się jak zawsze piękne i stylowe okulary z przyciemnionymi szkiełkamk.
- Nie ma to jak prosto z mostu. - parsknęła śmiechem Natasha, chcąc trochę rozluźnić atmosferę, co jakoś niby poskutkowało.
- OOOOO! Peter, widzisz?!? To są te słynne przyciemnione okulary Tony'ego Stark'a!!! - zaczął się trochę za głośno ekscytować Ned, co naprawdę potężnie rozbawiło samego Tony'ego i zakłopotało Peter'a, który uciszał już o kilka chwil za późno nadal zafascynowanego Neda.
- Spokojnie dzieciaku, kiedyś takie dostaniesz. - zaśmiał się Tony, mówiąc półżartem, ale też półserio.
- Serio?!?! - natychmiastowo odpalił się, już i tak cały czerwony Peter.
- Oczywiście dzieciaku. - uśmiechnął się szeroko Tony, jednocześnie z rozbawieniem czochrając Pete'owi włosy. Widząc tak szczęśliwego i podekscytowanego dzieciaka, nie miał jak się nie cieszyć.
- Niech zgadnę, zmienił się w niemowlę. - kontynuował dalej Tony, nie słysząc odpowiedzi.
- Geniusz, to jednak geniusz. - uśmiechnęła się szeroko Shuri i tym razem będąc pod ogromnym wrażeniem intelektu Tony'ego.
- Tak jak wiesz Tony, że Cię uwielbiam, to czemu do cholery skoro wiedziałeś, to ich nie ostrzegłeś?!?! - warknęła nagle zirytowana jego zachowaniem Hope.
- Nie chcę nic mówić, ale to naprawdę okrutne pokazanie swojej racji, nawet jak na Ciebie Tony. - wtrącił się delikatnie Steve, jak zawsze chcąc pouczyć kogoś od siebie mądrzejszego, co cholernie zirytowało Tony'ego. Steve naprawdę stąpał w tej chwili po cienkiej lini...
- Cholera... - jęknęła cicho Natasha, która złapała kontakt wzrokowy z przerażonym Peter'em... Oboje już dobrze wiedzieli, że to nie będzie dobre...
- Ej, ej, ej, nawet nie waż się robić ze mnie takiego gówna! - warknął z jadem w głosie Tony, natychmiastowo przerażając Steve'a, który kompletnie się nie spodziewał takiego nagłego wybuchu. - Proszę bardzo, już przypominam: - dodał szybko i dużo łagodniej Tony, chcąc jednak choć trochę zachować spokoju dla Hope.
- T-Tony, przepraszam, ja nie chciał... - zaczynał się nagle chaotycznie tłumaczyć Steve, ale Tony natychmiastoeo mu przerwał, mówiąc:
- Weź po prostu się zamknij Rogers, dobra? - jęknął sfrustrowany całą tą sytuacją Tony, naprawdę nie chcąc teraz wybuchać, co o dziwo poskutkowało, bo Steve jakby przygasł jeszcze ostatni raz szepcząc: "Przepraszam..."
- A więc wracając... - odetchnął Tony, uspokajając tym samym oddech i kontynuując:
- Wtedy kiedy ta wesoła grupka przybyła do domu tamtego mnie, to ja odpowiedziałem im wtedy coś w stylu: "Sytuacje Kwantowe gryzą się ze Skalą Plancka, co z kolei prowadzi do Efektu (czyt.) Dojcza (przepraszam, ale na necie nie znalazłem jak zapisać dobrze "Efekt Dojcza", bo takiego nie widziałem, był tylko Efekt Starka XD)" i kilka innych rzeczy o bolesnym zgonie, porażce, lub innych nieprzychylnych konsekwencjach, więc tak, ostrzegłem ich, może nie konkretnie mówiąc "Jeśli to zrobicie, to Ty Scott zmienisz się w staruszka", ale nadal ich ostrzegałem. - wyrzucił w końcu z siebie Tony, jakby uwalniając z siebie ogromny ciężar, jak i choć cząstkę gniewu.
- W sumie racja, było coś takiego, wybacz.... W takim razie... wielkie dzięki Tony, jak widać to po prostu nie patrzący na konsekwencje idioci. - odpowiedziała w końcu Hope, delikatnie uśmiechając się do Tony'ego, który słysząc to, po prostu skinął głową i równocześnie wybuchnął śmiechem.
Natomiast wiele innych osób w tym pokoju (a w szczególności Peter i Natasha) odetchnęli nagle z ulgą, dziękując bogom, że to nie skończyło się jakoś szczególnie fatalnie.
- I w parę innych rzeczy. - odwestchnął nadal niezadowoleny przebiegiem ich testów Steve.
- Jak tak o tym rozmawiają, to zupełnie to nie odzwierciedla tego chaosu, jaki wtedy wybuchł i jak zabawnie to wyglądało. - śmiechła Shuri, z którą całkowicie zgadzała się teraz Wanda.
- Co Ty tu robisz? - zapytał w końcu Steve, nie za bardzo mając teraz ochotę, by ktoś się z niego nabijał.
- Heh, to zabawne jak bardzo Kapitan Ameryka nie chce być słownie upokorzony przez Iron Man'a. - zachichotał nagle do Peter'a Ned, przez co nagle obaj zaczęli chichotać jak wataha nastolatek, przez co wszyscy inni spojrzeli na nich dziwnie, ale Ci zupełnie sobie nic z tego nie robili.
Dobra, tam w mediach może to nie są nastolatki (bo ogarnąłem się zbyt późno, robiłem to o późnej godzinie, ok? XD), ale nadal jestem dumny z tej obróbki XDDDDDDDDD (najwyższe zdjęcie w mediach XD)
- Einstein, Podolski, Rosen. Zamiast przenieść Lang'a w czasie, prawdopodobnie przenieśliście czas przez Lang'a. Cholernie niebezpieczny paradoks. Szkoda, że nikt Was nie ostrzegł. - odpowiedział szybko i profesjonalnie Tony, w końcu wychodząc ze swojej super fury i stając w końcu przed Steve'em (ale nadal patrząc w bok).
- Oprócz Ciebie. - Steve aż się uśmiechnął na tą jakże widoczną ironię.
- Ale szybko wyjaśniony, jestem dumna. - uśmiechnęła się nagle (lekko szyderczo) Nebula, do której chwilę później Tony posłał ogromny rozbawiony uśmiech.
- Serio? No to chwała Bogu, że tu jestem. - skwitował wyraźnie oczekując właśnie takiej reakcji Tony, teatralnie obracając głowę w kierunku Steve'a.
- Jednak niektóre stare cechy pozostają na zawsze. - zachichotała Natasha.
- I nie masz pojęcia, jak bardzo się z tego cieszę. - wyszczerzył się w odpowiedzi Tony.
- Tu się zgodzę, kocham chociaż to w Wywiadach Tony'ego Stark'a. - zaśmiał się Peter.
- Są cholernie chaotyczne. - uśmiechnęła się delikatnie Michelle.
- Ale też przecudowne!!! - dodali jednocześnie Peter i Ned, na co Tony zareagował głośnym śmiechem i teatralnym ukłonem.
Patrząc na to, Natasha tylko pokręciła z rozbawieniem głową.
- Poza tym... Patrz, co mam. - kontynuował Tony, pokazując nagle dumnie swoją dłoń, na której jak bandana (lub trochę taki odwrócony repulsor? xD) było jakieś dziwne urządzenie, trochę też przypominające zegarek, ale założone dużo wyżej na dłoni.
- Eeee, co to niby jest? - zdziwił się mocno Peter.
- No ewidentnie nie przypomina to Wehikułu Czasu. - kontynuowała jego myśli równie zaskoczona Shuri.
- I nie wygląda to tak zjawiskowo i efektownie jak sprzęt Iron Man'a... - ciągnął dalej, trochę zawiedziony i także skonfundowany Ned.
- No to co to do cholery jest? - powtórzyła po Peterze, tak samo zaciekawiona jak wszyscy Wanda.
- Cierpliwości dzieciaki, cierpliwości. - przewrócił z rozbawieniem oczami Tony, samemu mając tak naprawdę tylko pewne domysły.
- I kto to mówi. - parsknęła nagle śmiechem Natashą, na co Tony tylko przewrócił z rozbawieniem oczami.
- Prawdziwy, działający GPS czasowy. - wypowiedział w końcu marzenie wszystkich Tony, szokując tym całkowicie, stojącego przed nim Steve'a, który od razu szeroko się uśmiechnął, już widząc ten ich przyszły sukces.
- O cholera... - zdziwił się Strange, z każdą kolejną sceną coraz bardziej wierząc, że to naprawdę może być możliwe... Że zwykły człowiek, przy pomocy tylko i wyłącznie swojego mózgu i technologii wynalazł coś do mieszania w czasie... Szok. On potrzebował do takich rzeczy giga potężnego, magicznego kamienia.
Tia, trochę był zazdrosny.
- Ziemianie to jednak są przedziwaczni... A zarazem cholernie niebezpieczni... - zadumał się Rocket, rozmyślając O Quillu, a także o Tony'm i ogólnie tym do czego mogą być zdolni ludzie, jeśli naprawdę czegoś zapragną...
A pozostali po prostu bili brawa i gratulowali Tony'emu, powstrzymując się jeszcze jednak przed pełnym świętowaniem, bo jednak jeszcze żadnej próby nie było...
Kiedy wszyscy trochę ochłonęli, nagle Loki coś sobie uświadomił.
- Hmmm, Tony? Myślisz, że czemu tamten Tony tak nagle zmienił zdanie, o do ratowania Uniwersum? Bo przecież jeszcze przed chwilą nie chciałeś ryzykować. Nie żebym tego nie szanował, bo naprawdę cholernie szanuję, bo nie sądzę, bym zrobiłbym to samo na Twoim miejscu. Miałeś w tym Uniwersum wiele szczęścia i byłeś jedyną na tyle zdolną osobą, by wymyślić rozwiązanie. Nikomu nic nie byłeś winien. A jednak chcesz ryzykować. Tylko bohaterstwo? Czy coś jeszcze? Po prostu jestem ciekaw, bo wiesz, nadal edukuję się w byciu tym choć trochę dobrym. - zastanawiał się głośno Loki, posyłając Tony'emu niepewny uśmiech, domyślając się, że musi być to ciężkie pytanie, ale... ale jednak nadal czasami nie do końca rozumiał ludzi i ogółem bohaterów, no i po prostu był ciekawy, plus chciał jakoś zacząć się... aklimatyzować? Zaprzyjaźniać?
Nigdy nie miał prostego życia... Jego początki ze Starkiem (i większością osób tutaj, heh) też były... co najmniej burzliwe. Ale czemu, by nie spróbować teraz od nowa? Dostał taką szansę od losu na życie... Miał zginąć... Nie miał zamiaru tego teraz zmarnować, zwłaszcza, że sam Stark wydawał się być najbardziej w jego typie i z nim najchętniej, by się zaprzy... zakumplował.
- Huh, warto spróbować. - pomyślał z krzywym uśmiechem Loki, zaczynając mieć jakieś plany.
Domyślał się odpowiedzi Star... Tony'ego, dlatego w duchu się uśmiechnął, wydawał mu się naprawdę najlepszym i najbardziej podobnym sobie człowiekiem, dlatego właśnie Loki zaczął życzyć mu dobrze, w końcu im obojgu przydałoby się trochę odsapnąć, co nie? A jeśli trochę się zbliżą do siebie, to zrozumieją, że mniej ich różni niż myślą i to zapoczątkuje piękną przyjaźń...?
Nie chciał Loki sobie robić nadziei, ale myśląc o tym, natychmiastowo poprawił mu się humor.
Natychmiastowo też Tony poczuł się nieswojo. Oczywiście, że wiedział...
Nie robił tego dla ludzi.
Znaczy...
A bynajmniej nie tylko.
Wiadomo, wszyscy inni byli ważni...
Ale jednak jedyna osoba, której przy tamtym Tony'm nie było i dla której każdy Tony zrobiłby wszystko, to właśnie ta jedyna ważna dla Tony'ego osoba, która wtedy wyparowała...
Peter...
Tony nadal miał przed oczami ten straszny obraz znikającego Peter'a...
Natasha też wiedziała. Od momentu ze zdjęciem tej dwójki. Nawet wcześniej. Wszystko było jasne...
Ta dwójka była nierozłączna.
Razem byli jak latarnik i latarnia, to drugie potrzebowało tego pierwszego, by świecić zawsze tą pozytywną energią, a to pierwsze dzięki temu drugiemu miało coś swojego, coś stałego, jakiś cel, oboje idealnie się uzupełniali, bo jedno nie mogło żyć bez drugiego. Jedno dawało drugiemu iskrę by móc rozpalić ten ogień. Ogień radości, szczęścia i miłości.
Ale gdy któreś zniknie?
To drugie pogrąży się na zawsze w ciemności, bólu, cierpieniu, niepokoju i strachu...
Dla Natashy to było coś przepięknego, ale równocześnie cholernie przerażającego...
Dlatego chcąc jakkolwiek pocieszyć Tony'ego złapała go ona delikatnie za dłoń zyskując tym delikatny, ciepły uśmiech od tego pogrążonego nagle w smutku mężczyzny.
Widząc reakcję mężczyzny, Loki z jednej strony był wściekły na siebie, że doprowadził go do takiego stanu, z drugiej zaś strony potwierdziło to jego teorię i utwierdził w przekonaniu, że chciałby się zaprzyjaźnić z Tony'm Starkiem.
Jednocześnie przedłużająca się cisza, nagłe zrozumienie na twarzy Lokiego i zadane nagle pytanie natychmiastowo pobudziło Shuri do myślenia.
Zaczęła wracać wspomnieniami do wcześniejszych części tego filmu... I nagle coś ją olśniło.
- O cholera. - szepnęła.
- To dla Peter'a, prawda? - w końcu zapytała.
Odpowiedź nie była potrzebna.
Gdy tylko zdanie to padło, wszystko nagle zaczęło być jasne.
Wszystkie oczy nagle skierowały się w stronę Peter'a, który jak tylko to usłyszał, stanął jak wryty, jak jeleń wśród wilków, na którego właśnie padło światło reflektorów.
Nie spodziewał się tego.
Nie myślał o tym...
- O nie... - wyszeptał. Naprawdę nie chciał, by Pan Stark ryzykował swoje rodzinne życie tylko i wyłącznie z jego powodu...
Z jego powodu całe Uniwersum prawdopodobnie zostanie uratowane...
Lub z jego powodu Tony zginie...
Cholera. To było straszne.
To było przeurocze i przekochane.
Ale też przerażające.
To było po prostu naprawdę dużo.
Nawet jak na niego.
Gdy tylko oczy tej dwójki (Tony'ego i Peter'a) w końcu się zetknęły, obaj natychmiastowo rzucili się na siebie w ogromnym uścisku.
- Ja... Dziękuję... Dziękuję za wszystko Panie Stark... Tony... Tato... Dziękuję za wszystko. Teraz i zawsze. - Peter wypowiedział te słowa tak, jakby były czymś, co mogłoby zniknąć w każdej chwili. Wypowiedział je szeptem, z uczuciem i z najwyższą wagą i miłością.
- To ja dziękuję dzieciaku... Peter... Synu... Za wszystko. I obiecuję, że zawsze tu dla Ciebie będę... - wyszeptał z równym poprzednikowi (jak nie większym) uczuciem Tony, po którego twarzy właśnie spływały pojedyńcze łzy.
- Zawsze i na zawsze. - wypowiedzieli w końcu jednocześnie obaj mężczyźni, u których obydwu dało się zauważyć lśniące łzy...
Przez kolejne paręnaście minut siedzieli właśnie tak.
Wtuleni w swoje własne objęcia.
A cisza ta była długa i przyjemna.
Niestety oczywiście nie mogło to trwać wiecznie.
W końcu otarli oni swoje ostatnie łzy i nadal obejmując się, ułożyli się tak, by na spokojnie móc oglądać film.
Nikt nawet nie odważył się przerwać tego momentu.
Udawali, jakby nic nie widzieli.
To było ewidentnie zbyt piękne.
Coś naprawdę rzadkiego w tych czasach...
I tak właśnie Latarnik ponownie uratował (zamierzał uratować) swą latarnię...
Ale w końcu trzeba było wrócić do filmu, także:
- Gałązka oliwna. - uśmiechnął się Tony, pokazując swój znak firmowy w postaci znaku pokoju.
- Chyba jednak ja też się cieszę, że te niektóre "stare cechy/nawyki" pozostają na zawsze. - uśmiechnęła się delikatnie Natasha, od razu wywołując uśmiech na twarzy Tony'ego, który nagle zaczął sobie przypominać te swoje lepsze i zabawniejsze momenty właśnie z owym znakiem pokoju.
- Okazuje się, że niezgoda rujnuje. Nie znoszę tego... - westchnął Tony, kierując się w stronę bagażnika, ale zarazem nadal patrząc na Cap'a.
- Oho. - nagle zaciekawił się Fury.
- Ja też. - odpowiedział z małym uśmiechem i nadzieją w głosie Steve.
Wszyscy nagle lekko się napięli.
Co wyjdzie tym razem z rozmowy tej dwójki?
- Mamy szansę odzyskać Kamienie... ale muszę Ci powiedzieć jakbym to widział: Ożywić tych, którzy zginęli? Oby tak. Nie stracić tych, którzy przeżyli? Za wszelką cenę. I... może nie dać się zabić... Byłoby miło... - wyrzucił w końcu z siebie te niepokojące słowa Tony.
- To nie brzmi dobrze. Jakbyście wszyscy mieli tam... - przeraził się Peter, nawet nie potrafiąc dokończyć zdania...
Bał się jak cholera, przez co odruchowo jeszcze mocniej zaczął ściskać Tony'ego, na co starszy mężczyzna nie zareagował niczym innym jak kojącymi słowami, dodając do tego jeszcze powolne i delikatne zataczane na plecach chłopca kółka, by ten się trochę uspokoił, co oczywiście zdało egzamin.
Choć w tej chwili w sumie każdy był podobnie przerażony, co Peter.
Bo czy to wszystko mogło się skończyć aż taką katastrofą? Jeszcze większą...?
- Umowa stoi. - odpowiedział poważnie Steve, wyciągając powoli rękę w stronę Tony'ego.
Wszystkim natychmiastowo szeroko otworzyły się oczy.
Czyżby to było możliwe?
Tony bez chwili zastanowienia ścisnął dłoń współ-Avengera.
Obaj wiedzieli, że to ich jedyna opcja...
- I dla takich chwil człowiek żyje. - zaczął się ekscytować Ned, a widząc zdziwiony wyraz twarzy Tony'ego, lekko się zaczerwienił (Ned) i dodał:
- No wie Pan. Gdy zwykły człowiek, bez żadnych mocy, czy szczególnie wybitnych zdolności, po prostu wierzący w bohaterów, widzi coś takiego... Widzi jednych z najpotężniejszych istniejących superbohaterów, odstawiających swe ogromne sprzeczki, różnice i kłótnie na bok, mimo tych ogromnych problemów stają raz jeszcze ramię w ramię, ustalają sobie w teorii niemożliwy cel... nagle zaczyna się w niego wierzyć, że jest on możliwy. Zaczyna się w nich wierzyć. W Was. - uśmiechnął się niezręcznie Ned, nagle poprawiając tym dzień wszystkim superbohaterom.
I być może zyskując tym nagle kilka potężnych zestawów Lego Star Wars od pewnego tajemniczego i cholernie przystojnego miliardera.
Chwilę później Tony w końcu otworzył bagażnik, z którego wyjął... tę słynną Tarczę Kapitana Ameryki (nawet taka klimatyczna muzyczka poleciała przez chwilę w tle xD).
- YOOOOO! - rozradował się Ned, na którego Cap spojrzał z małym uśmiechem.
Sam w końcu aż za dobrze rozumiał to uczucie. Steve w końcu naprawdę kochał tę Tarczę, stała się częścią niego. Jego symbolem. Tak samo dobrych rzeczy, jak i tych złych... (ekhem, Syberia, ekhem), o których jednak starał się nie myśleć.
- Tony... Sam nie wiem... - zaczął Steve, ale Tony szybko mu przerwał, mówiąc:
- Bo co? Stworzył ją dla Ciebie. - odpowiedział szybko Tony, dodając tej chwili jeszcze większej wagi.
Z pewnością prawieże nikt nie rozumiał całości tej ogromnej wagi, jaką miała ta scena.
Ale sam Steve... w duchu dziękował temu drugiemu Tony'emu za te słowa, bo to było naprawdę pocieszające.
- Poza tym... Muszę ją wywlec z garażu, zanim Morgan zrobi z niej sanki. - dodał po chwili Tony, zakładając Steve'owi na rękę Tarczę, a zarazem samemu trochę rozluźniając atmosferę.
- Tego mi brakowało! Stary, dobry, zabawny Tony! - zaśmiał się Thor, wraz z którym zachichotało wiele innych osób, które po wyobrażeniu sobie malutkiej Morgan zjeżdżającej z górki na Tarczy Kapitana Ameryki, po prostu nie mogło wytrzymać, nawet sam Tony.
- Dziękuję Tony. - powiedział w końcu Steve.
- Naprawdę dziękuję. - wyszeptał też ten drugi Steve.
- No nareszcie, jakikolwiek szacunek. - pomyślał, przewracając oczami Tony, w duchu wzdrygając się, ciągle rozpamiętując te przerażające wydarzenia z Syberii...
Natomiast wszyscy inni byli całkiem skonfundowani.
Bo o co im ciągle chodziło do cholery?!?
Co takiego się stało podczas tej cholernej Wojny Domowej?!?
Jednakże bali się pytać...
Po prostu naprawdę nie chcieli psuć tego kruchego pokoju.
- I możesz się z nią nie afiszować? - zapytał nagle z dupy strony Tony, tak naprawdę nadal nie chcąc wracać myślami do tamtego syberyjskiego bunkra.
- To było dziwne. ... Czemu? - parsknęła śmiechem Natasha, podnosząc jedną brew, na co Tony tylko pokręcił głową.
- Nie mam nic dla pozostałych. - dokończył swoją myśl Tony, zamykając bagażnik, z którego wyjął jeszcze jakąś małą czerwoną walizeczkę (apteczkę? A może...?).
- AHA, NO CHYBA, ŻE TAK. - wybuchnęła nagle śmiechem Natasha, której dodatkowo Tony pokazał język na znak wygranej.
- ALE JAK TO?!? - zaczął udawać oburzenie Clint.
- Tony Stark bez żadnych nowych zabaweczek? Niefajnie. - udawał załamanie Clint, wywołując tym śmiech pozostałych, przez co dostał nagle poduszką w łeb (dziwnym trafem lecącą akurat od strony kanapy Tony'ego).
- Bo ściągniemy pozostałych, prawda? - chciał usłyszeć potwierdzenie Tony.
- Właśnie nad tym pracujemy. - odpowiedział ku zadowoleniu Tony'ego Steve.
- OOOOO, zawsze lubiłam zbieranie się tych wszystkich różnych drużyn po latach w filmach. - ucieszyła się Wanda.
- Ciekawe kto będzie pierwszy. - zaciekawiła się Shuri.
W tej chwili kamera przestała pokazywać Tony'ego i Steve'a, przechodząc na zupełnie kogoś innego, a mianowicie...
Jak podobał się Wam ten rozdział?
Haha, zdążyłem!!!
Ale miałem naprawdę ciężki weekend xD
Jak ja się cieszę, że zaraz Święta. Choć chwila spokoju.
Chyba nic takiego wielkiego się ostatnio nie wydarzyło (no może poza MŚ. No ale że sport tutaj? Pffff XDDDD), także dzisiaj szybko xD :
Dobramoc!
Lub
Miłego dnia!
Pa!
:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top