22. Harry Potter, Noc w Muzeum i Jedzenie! No i Nominacja 11.

Hejka!

Dzisiaj kolejna Nominacja, tym razem od Stacy_Skywalker Dziękuję! ❤

1. Nosisz kolczyki?

Hmmm, zastanówmy się... Nie! XD

2. Masz rodzeństwo? Jeśli tak to starsze, czy młodsze?

Mam takiego jednego i jest on młodszy ode mnie.

3. W jakiej tematyce głównie czytasz na Wattpadzie?

Eeeee, rzadko czytam coś na Wattpadzie XDDDD Ale jak już czytam to zazwyczaj Marvel, Harry Potter, Riordanverse i Star Wars.

4. Jaka jest Twoja ulubiona książka?

To pytanie zdarzało się już kilka razy, więc zacytuje samego siebie XD

"Nie wybiorę jednej ulubionej, ale podam wszystkie/większość.

"Hobbit, czyli tam i spowrotem", wszystkie książki z serii "Harry Potter" (i wszystkie dodatki z nią związane, np. "Baśnie Barda Beedle’a", czy "Fantastyczne Zwierzęta"), całe Riordanverse (czyli Percy Jackson itp.), mity, książki Star Wars."

5. Oznacz tu ulubione osóbki z Wattpada!

Eeeee, ciężko byłoby wybrać, więc oznaczę trzy pierwsze, które się mi pojawią.

MeryPery234_
_NaomiOfficial_
Atalanta247

6. Wolisz na Polskim pisać wypracowania, czy uczyć się gramatyki/ortografii?

Szczerze? Jest mi to obojętne XD Lubię Język Polski, więc obojętnie co będzie mi pasuje.

7. Który rok swojego życia wspominasz najgorzej?

Tak naprawdę żaden XD Dla mnie każdy rok jest dobry, przyjemny i zajebisty, więc... po prostu nie ma takiego roku XD

No chyba, że chodzi o rok, w którym stało mi się najwięcej... ciekawych wypadków XD Ale sądzę, że chodziło o to pierwsze, więc nie będę rozwijał XD

8. Jaki jest Twój ulubiony słodycz?

Wszystkie? XDDDDD To jest cholernie ciężki wybór XD Ale na pewno bardzo wysoko są żelki.

9. Masz jakąś fobię? Jeżeli tak to jaką?

Już chyba o tym pisałem, a jak nie to myślę, że dało się domyślić po kilku moich zdaniach w innych rozdziałach, że mam Arachnofobię (lęk przed pająkami).

10. Nominuj 5 osób.

Tylko 5? Łatwo XD Ostatnio było nominowane chyba z 40 XDDDDDD

-poower
Ehpdm_X
MarvelObsesion
Verine_Skywalker
MeryPery234_

Dzisiaj szybko poszło XD

No ale już nie przedłużając przypominam, że prawa do postaci i filmu posiadają Sony i Marvel Studios.

Życzę Wam miłego czytania!

- Gdzie Kamienie Nieskończoności? - zapytała przerażona Natasha.

- Zniszczone. Rozbite na atomy. - odpowiedział Thanos.

Przez całą salę przeszedł taki szok, że nikt po prostu nie umiał wydusić z siebie żadnego słowa.

- Użyłeś ich dwa dni temu. - odpowiedział zirytowany Bruce.

- Użyłem kamieni, żeby zniszczyć kamienie. - wytłumaczył spokojnie Thanos.

- Sam prawie przy tym zginąłem, ale dzieło się dokonało... i tak już zostanie na zawsze. - kontynuował Thanos.

- Ja Jestem... Przeznaczeniem. - zakończył Thanos.

- Musimy przeczesać to miejsce. On na pewno kłamie. - mówił nerwowo Rhodes.

- Mój ojciec ma wiele wad... ale nigdy nie był kłamcą. - odpowiedziała grobowo Nebula.

- Dziękuję córko... Być może traktowałem Cię zbyt surowo... - mówił Thanos, gdy nagle Thor odrąbał mu głowę...

To przelało czarę goryczy.

W całej sali rozpętało się piekło. Krzyki niedowierzania w śmierć Thanosa, łamie i szloch przez zrozumienie, że naprawdę utraciło się rodziny i łzy. Krzyżem nie było końca.

- O Boże, to niemożliwe... - powtarzał jak mantrę Steve. Bucky widząc jego opłakany stan lekko go przytulił, co prawie nic nie dało.

Loki schylił tylko nisko głowę. Taka porażka... jeszcze nigdy nie miała miejsca. To było dużo nawet jak na niego.

Thor tylko otwierał i zamykał usta. Zarazem był z siebie dumny, że zabił Thanosa, ale jednak zwyciężał w nim ten lęk, że mogli tak sromotnie przegrać.

Clint i Scott płakali nad utratą rodzin. Hope próbowała ich pocieszyć, lecz sama nie była w najlepszym stanie.

Rocket tylko kurczowo obejmował Groota, nie mógł sobie wyobrazić jak mógłby bez niego żyć.

- Cz-czy on naprawdę to zrobił? Thor? O kurwa! - mamrotała Shuri zszokowana tym co zrobił Thor z Thanosem.

Wanda nie mogła uwierzyć w to co tu się stało. Oni... jeszcze nigdy nie przegrali... A co dopiero na tak dużą skalę! I to bezpowrotnie! Oczy kobiety się zaszkliły. Vision od razu to zauważył i szybko, jak i pocieszająco przytulił kobietę.

Z oczu Tony'ego zaczęły lecieć łzy. Mocno i niespodziewanie przytulił Petera. Chłopak dopiero po chwili zrozumiał co się dzieje i dlaczego mężczyzna go przytula. Oczy chłopca zaszkliły się. Peter odwzajemniał uścisk.

Natashy serce się krajało, gdy patrzyła na ten smutny obraz. Nie mogła dłużej tego znieść i przytuliła Tony'ego od boku.

Tony ledwie to poczuł, był zbyt pogrążony w swych myślach. Nie mógł uwierzyć, że jest oś czasu (która miała być jego), w której straci Petera...

Żałoba, szok, złość, smutek... Te wszystkie uczucia po prostu przesiąkały od każdego.

To wszystko trwało przez kolejne minuty? Kwadranse? Godziny?

Ciężko było wyczuć czas w tym miejscu.

No ale gdy stan wszystkich był już całkiem stabilny film znów się odtworzył.

- Co... Coś Ty zrobił?! - wydukał słabo Rocket.

- Le-lepsze pytanie to: Co tu się do kurwy odjebało?! - wyjąkała nadal w szoku Shuri.

- Tym razem celowałem w głowę... - odpowiedział cierpko podłamany Thor.

Wszyscy byli po prostu zszokowani. To było za dużo... Jedyne co robili to z szokiem patrzyli na martwe ciało Szalonego Tytana.

Thor jako jedyny odszedł i z powiewającą peleryną wyszedł z domku wprawiając nas w jeszcze większy smutek i niedowierzanie.

- T-to... Znaczy... - zaczął zszokowany Strange nie rozumiejąc jak niby to mogła być ta rzeczywistość.

- Że przegraliśmy i tego nie cofniemy... - dokończył Fury. Tego mężczyznę dziwiło już coraz mniej rzeczy, przeszedł po prostu dużo za dużo, ale to... to było coś nowego... innego... niewiarygodnego...

Jedyne co teraz trzymało Tony'ego na duchu to nadzieja. Jaka nadzieja? Nadzieja na co? Na to, że może jeszcze coś wymyślą. Czemu tak myślał? Bo film trwał może dopiero z 20 minut, więc to nie mógł być koniec filmu... nie mógł...

Ekran poczerniał.

Pojawił się na nim napis:

PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ

- Czyli naprawdę... O kurwa... Ile to musiało wywołać na początku
katastrof... - wzdrygnęła się MJ.

- Jak dobrze, że ich nie widzieliśmy, to by było przerażające. - odpowiedział Ned.

- Dzieciaki, to katastrofa nie tylko dla nas, ale na wagę całego Uniwersum! To co tam wszędzie musiało się dziać... Rodziny... Jasna cholera... - przeklinał podłamany Tony. Zarazem spodziewał się takiej porażki od dawna... Od Ultrona... ale to jak było to straszne nie zmieniało nic.

Peter tylko spuścił głowę i wtulił się w Tony'ego. To było przerażające, ta rzeź... nie do opisania. I do tego nie wiedział co z jego przyjaciółmi, ciocią... Nie ważne, że to inna oś czasu, to i tak było dołujące.

Ekran ukazał Nowy Jork nocą. Skryty we mgle. Mnóstwo statków w portach. Pusty stadion, ale parkingi całe pozapychane samochodami.

Przez wszystkich, którzy choć raz byli w Nowym Jorku przeszedł dreszcz.

- Jest dziwnie... spokojnie. - odrzekł zdziwiony Scott.

- Nigdy tak nie było. Tam zawsze się coś działo. - dodał równie zaskoczony Clint.

- Spełniło się to co Thanos mówił. Połowa istnień została wymazana, co na dłuższą metę poskutkowało... większym spokojem niż komukolwiek z nas by się to wydawało. - odpowiedział cicho i spokojnie Tony.

Kamera pokazuje nam teraz jakiś pokój, choć następuje zdecydowane zbliżenie (przez co prawie w ogóle nie widzimy pokoju) na plakat z napisem: Where do we go, now that they're gone? (Dokąd pójdziemy teraz, kiedy ich nie ma?).

- Mhm, bardzo pocieszające. - mruknęła sarkastycznie Okoye.

- No właśnie! Co to w ogóle za plakat?! Powinien być ekstrawagancki, kolorowy, bojowy i zajebisty! A nie tak oklapły i nudny. - westchnęła Walkiria.

Po chwili okazuje się, że widzimy dużą salę, w której większości jest ciemno, jedynie w jednej jej części jest światło i są poustawiane w kółko krzesła, na których siedzi kilkoro ludzi.

- No więc, eeeeee... byłem ostatnio na randce. Pierwszy raz od pięciu lat, także no wiesz... Siedzę przy stole i sam nie wiem o czym tu gadać. - mówi pewien mężczyzna w okularach.

- Echhhh, nienawidzę takich terapii. - pomyślał Tony.

Nagle okazało się, że ten właśnie mężczyzna mówi do Steve'a siedzącego obok niego.

- No, no, niezła robótka, Steve. - uśmiechnął się Sam. Cap tylko odwzajemnił uśmiech.

- No i o czym gadałeś? - zapytał zaciekawiony Steve.

- Eeeee, o tym samym co zawsze. Jak się wszystko zmieniło i mojej robocie, jego, jak tęsknimy za Metsami... Potem krępujące milczenie, a potem się rozpłakał nad miską sałatki z porów. - opowiedział mężczyzna w oksach.

- To brzmi jak scenariusz jakiegoś dennego filmu romantycznego. - zaśmiała się cicho (cicho, dlatego, że wiedziała, że zwłaszcza teraz może być to nieodpowiednie) Shuri.

- Dobra, a co z Tobą? - zapytał inny łysy mężczyzna w okularach (o kurde, wygląda jak jakiś stary Gimper XDDDD).

- Ja się rozpłakałem tak gdzieś przed szarlotką. Jutro znów się spotykamy, więc... - odpowiedział mężczyzna w okularach.

- Ach, moja ulubiona część dnia, płacz przy jedzeniu. - zaśmiał się Tony.

- Zacznijmy od tego jak w ogóle można płakać przy jedzeniu?! Przecież jedzenie jest tak cudowne! - wykrzyczał oburzony Peter.

- No i super. Skoczyłeś na głęboką wodę, nie wiedziałeś jak to się skończy, brawo. - pogratulował Steve.

- Steve, Kapitan Pocieszyciel, piękny nowy pseudonim. - powiedział Bucky krótko się śmiejąc.

Steve tylko pokręcił z rozbawieniem głową.

- I to jest to. Właśnie te małe, odważne kroki, które stawiamy. Próbujemy się jakoś pozbierać, znaleźć nowy cel. Trafiłem do lodówki w czterdziestym piątym, a właśnie poznałem miłość życia... Przespałem siedemdziesiąt lat... Trzeba się z tym pogodzić. Jakoś żyć dalej... Świat jest w naszych rękach. Tych którzy przeżyli. I musimy coś z nim zrobić, bo jeśli nie to... Thanos mógł również dobrze zabić i nas. - mówi powoli, ale pokrzepiająco Steve.

- Echhhh, kolejna gadka motywacyjna. Skąd Ty je kurwa bierzesz?! - wzdycha Bucky.

- Magia. - zaśmiał się krótko Steve.

- Czy ktoś wspomniał o magii?! - zaśmiał się Scott wyjmując nagle karty.

- Proszę, nie. - jękneli jednocześnie Clint i Hope.

- Pfff, po prostu jesteście zazdrośni. - prychnął Scott chowając karty i rozbawiając Clint'a i Hope.

Nagle ekran się zmienia i pokazuje napis:

SAN FRANCISCO

- No to teraz pytanie do wszystkich, kto powinien znajdować się w San Francisco? - zapytał nagle z olbrzymim uśmiechem Tony.

- Cholera. - westchnęła Natasha.

- Kurwa. - przeklęła Shuri.

- A niech to. - jęknął Peter.

- Kuźwa. - powiedział Loki.

- Ehhh, nie pamiętam. - dodała MJ.

Komórki mózgowe Scott'a pracowały jeszcze jak nigdy dotąd, ale nagle... oświeciło go!

- Ja! To byłem ja! Znaczy Scott! Ale w sumie to ja! - krzyczał Scott wiedząc, że ma rację.

- Brawo, Jedediah! 22 punkty dla Hufflepuffu! WoW, szczerze? Nigdy nie spodziewałbym się, że na tyle wielkich umysłów to akurat Scott odpowie
dobrze. - odparł, po czym zaśmiał się Tony.

- Ha! Łatwo! - krzyknął jak nigdy zadowolony z siebie Scott, co wywołało rozbawione przewrócenie oczu u Hope i Clint'a.

Kamera zaczyna przechodzić pomiędzy boxami pełnymi różnych rupieci. Nagle zatrzymuje się na starej, brzydkiej, zakurzonej furgonetce.

- O cholera, Scott. To oznacza, że siedzisz w wymiarze kwantowym już 5 lat... - powiedział przerażony i zszokowany Clint dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę.

- O Cię Panie! - krzyknęli zestrachani Hope i przede wszystkim Scott.

Dopiero po chwili kamera zrobiła zbliżenie na jakiegoś szczura... który zupełnie przypadkowo poklikał kilka przycisków na panelu w/na furgonie.

Nagle z pojazdu zaczęły dochodzić dziwne dźwięki, coś zaczęło się świecić i... nagle z furgonu został gwałtownie wyjebany Ant-Man!

W sali można było słyszeć krzyki radości.

- Skubany. - zaśmiała się Natasha, już ona kiedyś widziała podobny rodzaj farta...

Hope uśmiechnęła się wesoło. Zawsze wiedziała, że Scott ma dużo szczęścia.

- O Boże! Scottcik! Ty żyjesz! - krzyczał uradowany Clint obejmując przyjaciela.

- Za szczura! - krzyknęła nagle Walkiria podnosząc w górę jakiś kieliszek z trudnym do zidentyfikowania trunkiem.

- Za Szczura! - odkrzyknęli radośnie wszyscy, po czym zaczęli opijać toast.

Scottowi szybko zdjął się hełm, a sam mężczyzna zaczął się przez krótką chwilę miotać nie ogarniając co się właśnie stało.

Dopiero po chwili zauważył iskry i dym na swoim stroju, które od razu chwilkę poklepał, po czym zniknęły.

- Co do cholery? - rzucił w nicość pytanie Scott zupełnie nie wiedząc co się stało.

- Eeee, człowieku, przecież dopiero co spędziłeś 5 lat w innym wymiarze. Chyba chociaż to ogarniasz. - odpowiedziała powoli lekko zdziwiona Shuri.

- Hope? - zapytał nadal nie rozumiejąc co się stało Scott.

- Awwww, to urocze, że Twoje pierwsze słowa po tak długim czasie to imię swojej dziewczyny. - powiedział uśmiechnięty Clint przez co Scott i Hope lekko się zarumienili.

- A czy przypadkiem pierwszym co powiedział nie było "co do cholery?"? - po chwili zaśmiała się Hope.

- Ćśśś, nie psuj tej pięknej chwili. - odpowiedział lekko rozbawiony Clint.

Tony nie do końca rozumiał działania Scott'a, przecież musiał odczuć ten przepływ czasu, no chyba, że...

- O kurwa. - wyszeptał nagle Tony.

Natasha dziwnie się na niego spojrzała, lecz ten tylko odmachnął jej, że nic się nie dzieje, choć tak naprawdę jego myśli przelatywały z prędkością światła.

- Wymiar Kwantowy. Czy to możliwe, że tam czas płynie dużo wolniej? W sumie... Jeśli tak, jeśli to możliwe... Może gdyby się nad tym dłużej zastanowić, wszystko dokładnie przemyśleć, posiedzieć dłużej z F.R.I.D.A.Y. to może stworzyłoby się możliwość do... podróżowania w czasie. - myślał ciągle Tony.

Gdyby nie to, że mężczyzna siedział na kanapie te myśli zwaliłyby go z nóg. Jeśli jego domysły są prawdziwe to stworzenie prawdziwego wehikułu czasu byłoby możliwe!

Czyli ta rzeczywistość miała szanse...

- Proszę, niech to wszystko się sprawdzi. - myślał gorączkowo Tony.

Ekran pokazywał teraz jakiegoś ochroniarza, który siedział sobie w małym biurze i czytał książkę, gdy nagle zerknął na monitoring. To co tam zobaczył było ogromnym szokiem.

Zauważył, że w jednym z boxów jest uwięziony człowiek (Scott) i trzyma karton z napisem: HELP! (POMOCY!).

Już po chwili widzimy Scott'a wychodzącego z hangaru i ciągnącego rzeczy umieszczone na małym wózku. Ciągnąc powoli swoje rzeczy przez jakąś pustą ulicę totalnie nie rozumiał co tu tak pusto? Co tu się stało?

- Biedny Scott, ale ma mindfucka. - westchnął Peter.

Nagle koło Scott'a przejechał na rowerze jakiś dzieciak.

- Hej, młody! *dzieciak się zatrzymał* Co tu się stało do cholery? - spytał chłopca mężczyzna.

Chłopak spojrzał na Scott'a dziwnie i szybko odjechał.

- Ale został opluty, niemiły ten chłopak. - odparł nagle Peter nie wierząc w to jak nieczuli mogą czasami być ludzie.

Tony tylko uśmiechnął się słysząc to. Niewyobrażalnie się cieszył, że jego dzieciak ma tak dobre serce.

MJ myśąc o tym samym (tylko w szczególności zamieniając słowo dzieciak na chłopak xD) delikatnie złapała Peter'a za rękę i lekko się uśmiechnęła. Ten gest wywołał u chłopca olbrzymi uśmiech.

Po jakimś czasie Scott doszedł do dziwnie wyglądającego miejsca. Była to ogromna polana że ścieżkami i dziwnymi, sterczących, ogromnymi tablicami.

Dopiero podchodząc bliżej i zaczynając je czytać Scott zrozumiał co to jest. Są to oczywiście tablice ze spisem zmarłej ludności.

- O Boże... - wyszeptał przerażony Scott.

- Ja pierdole... - jęknęła z lękiem w głosie Wanda.

Przez całą salę przeszło ogromne poruszenie. Może i wiedzieli co się stało, ale ten widok automatycznie wywoływał dreszcze.

- Błagam, błagam, nie, nie, nie, nie, nie Cassie... - zaczął nerwowo mamrotać przerażony Scott.

- Cassie? - zapytał nie wiedząc o kogo chodzi Ned.

- Córka Scott'a. - odpowiedział cicho zlękniony Peter.

- Szlag... - wyszeptał nerwowo chłopak. Domyślał się jak bardzo musiało być to dla niego przerażające.

Scott zaczął szybko biegać w okół tablic.

- Nie... Proszę... Przepraszam, przepraszam *przepycha dwójkę ludzi* Cassie, nie, nie, nie, nie, błagam, błagam, błagam, błagam, nie Cassie. - mamrotać coraz szybciej, z każdą sekundą coraz bardziej przerażony mężczyzna, gdy nagle ucichł i z ogromnym zdziwieniem spojrzał na pewne nazwisko. Było to tak szokujące, że go po prostu zatkało.

Co takiego zobaczył?

Zobaczył:

Scott Lang

- Ja pierdziele, ale posrana akcja. wyobrażasz sobie nagle skądś wrócić i zobaczyć, że uznano Cię za zmarłą? Kurde, naprawdę byłaby zdziwiona i nie ogarniająca niczego. - powiedziała na początku rozbawiona, a następnie zamyślona Shuri.

- Mhm, myślę, że to by było dziwne nawet dla Strange'a. - odpowiedziała z małym uśmiechem Wanda. Shuri parsknęła śmiechem.

- Nieśmieszny żart. - dodała kręcąc głową z politowaniem szeroko uśmiechnięta Shuri.

Za to Scottowi było nie wesoło. W tej chwili po prostu błagał w myślach, żeby jego jedyna, kochana córeczka wciąż żyła.

- Co? - zdziwił się Scott.

Nagle z olbrzymią prędkością Scott zaczął biec w jakimś kierunku. Po chwili był już pod jakimś domem i gwałtownie zaczął pukać w drzwi i naciskać dzwonek.

Scott zaczął patrzeć z nadzieją i strachem na ekran.

Dopiero po chwili powoli drzwi otworzyła dziewczyna. Nie mała dziewczynka, a nastolatka.

Scott z zaszklonymi oczami szeroko się uśmiechnął. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom powiedział:

Ech, niestety rozdziały zawsze za szybko się kończą, czyż nie? No ale dziś wyjątkowo nie w aż tak chujowym momencie XD Nie ma za co XDDDD

W ogóle jak podobał się Wam rozdział?

Widzieliście już nowy zwiastun Hawkeye'a? Zapowiada się wystrzałowo!

A co do szóstego odcinka "What If...?" wypowiadałem się krótko na tablicy mojego profilu, więc kto chce może sobie zerknąć.

Jak na razie to chyba wszystko xD

Dobramoc!

Lub

Miłego dnia!

Pa!

:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top