41. Liderowańsko, Kamieniary i beka z menela.

Hejka!

Przypominam o tym, że prawa do postaci i filmu posiadają Sony i Marvel Studios (Disney), ja tam dodaję oczywiście trochę od siebie, no i Percy jest w całości mój.

Życzę Wam miłego czytania!

Kolejna scena przedstawiała z początku przybliżenie na holograficzne ekrany.

Na pierwszym z nich widniał napis:

Operacja: Przekręt czasowy

- LEEEET'S GOOOO!!! MOJA NAZWA SIĘ PRZYJĘŁA!!!! - ucieszył się od razu Scott, tańcząc właśnie swój wyjątkowy taniec zwycięstwa.

- Nie zesraj się. - z rozbawienia przewrócił na niego oczami Clint.

- Po prostu zazdrościsz. - odpowiedział szybko Scott, z którym Clint nie chciał się nawet kłócić, by nie popsuć mu tej chwili głupiej radości.

Status: Burza mózgów

- Czyli na poważnie, huh, zazwyczaj myślę tylko ja. - parsknął śmiechem Tony, chwilę później dostając poduszką w twarz od Natashy, na co ten zareagował tylko zwycięskim uśmiechem, bo to tylko potwierdzało, to co powiedział.

Domyślając się o czym ten myśli, Natasha dodatkowo przewróciła z rozbawieniem oczami.

- Ach, Tony... - pokręciła z rozbawieniem głową, już nic więcej nie mówiąc, tym tylko podbijając zwycięski uśmiech mężczyzny.

Po chwili poprzedni hologram zniknął, zastąpiony wieloma innymi. Kamera powoli zaczęła przesuwać się w lewo, tak by pokazać treść każdego (z czego każdy przedstawiał podpis, zdjęcia i wszelakie informacje):

Cel: Tesseract, Kamień Przestrzeni

Lokiemu wręcz zaświeciły się oczy.

Cel: Glob, Kamień Mocy

Wszyscy Strażnicy, widząc ten konkretny Kamień, smutno się uśmiechnęli.

Cel: Eter, Kamień Rzeczywistości

Thor przypominając sobie wszystkie wydarzenia z Eterem związane, wręcz warknął.

Cel: Oko Agamotto, Kamień Czasu

Strange spojrzał odruchowo na swój naszyjnik (aktualnie bez Kamienia).

Cel: [nieznane], Kamień Duszy

W tej chwili wszyscy aż za dobrze pamiętając śmierć Gamory (w poprzednim filmie), albo patrzyli zabójczo na ten konkretny Kamień, albo z olbrzymim smutkiem, rozpamiętując tę konkretną scenę.

Nebula odruchowo złapała siostrę za ramię, by upewnić się, że tej na pewno nic jest, żyje i ma się dobrze.

Znając aż za dobrze myśli siostry, Gamora ciepło się do niej uśmiechnęła, by dodać jej jeszcze więcej otuchy, na co Jagódka smutno, ale jednak, się uśmiechnęła.

- Dobra, wiemy już jak, teraz trzeba wymyślić, kiedy uderzyć i gdzie. - zaczął Steve, na którym zatrzymała się kamera po szybkim pokazaniu wcześniej opisanych pięciu Kamieni Nieskończoności.

- Nie żeby coś, ale... czemu kurczę to Kapitan Ameryka przedstawia sytuację?!?? - dziwił się Peter, zupełnie tego nie rozumiejąc.

- W sumie on nawet nie ma wiedzy. - przyznała mu Shuri.

Zauważając, jak bardzo, słysząc to, jego przyjaciel się zarumienił, Sam uznał, że musi się wtrącić:

- No bo jest przywódcą Avengersów? - zasugerował delikatnie Sam.

No ale jak można się było domyślić, takie słowa nie przeszłyby bohaterom mimo uszu.

- A Avengersi przypadkiem nie mieli być bez dowódcy? Bo nikt nie byłby w stanie Was ujarzmić, nie słuchalibyście się byle kogo itd. itp.? - zaczęła drążyć dalej Shuri, w głowie tak naprawdę mając postać lidera, ale jak na razie nie za bardzo, chcąc się wszystkim dzielić.

- Na początku tak miało być. - przyznał powoli Thor.

- Choć prawda jest taka, że lider zawsze jest potrzebny. - przyznał w końcu z westchnięciem Clint.

- A przypadkiem od samego początku przywódcą, liderem, czy jakkolwiek chcecie nazywać tę pozycję, nie jest Pan Stark? - nadal nie potrafił zrozumieć problemu Peter, dla niego od samego początku było to raczej oczywiste.

- Relluje z Peter'em. - przybiła z nim piątkę Shuri.

- Ja też tak mówiłam od samego początku. - wzruszyła ramionami Hill, widząc bezradne spojrzenia rzucane w jej stronę przez wielu Avengersów.

- No ale... czemu Tony?!? To przecież Steve zawsze przewodzi nami w bitwach, czy innych akcjach, wymyśla plany, czy prowadzi treningi. - próbował przedstawić swoją perspektywę Sam.

- Eeeee, akurat od planów prawie zawsze jest Iron Man. Stark zawsze mówi nam główny cel i jeśli jest, to plan, Kapitan Ameryka coś taktycznego rzuci, to prawda, ale jeśli dobrze pamiętam zawsze jednak od tych największch, kluczowych planów był Tony. - zaprzeczył Thor, wspominając z nostalgią wszystkie ich dobre bitwy.

- Ale też Sam ma trochę racji, co by nie mówić, bynajmniej od kiedy ja jestem w drużynie, czyli od... pokonania Ultron'a... do Wojny Domowej... To Natasha i Steve jak WSPÓŁliderzy pomagali nam, trenowali nas i przewodzili misjami. - niechętnie przyznała Wanda (co wywołało spore poruszenie, bo taki Thor, inni Asgardczycy, czy Strażnicy Galaktyki nie za bardzo o tym wiedzieli, już nie mówiąc o tym, że ciągle przewijała się tu w rozmowach ta Wojna Domowa?...).

- Tu masz rację Wando, w tym okresie na pewno Natasha i Steve byli oboje liderami, ale to dlatego, że Tony, jak i chociażby ja, odsunęliśmy się trochę od całego tego gówna, ale za każdym razem... trzeba przyznać, że Tony z pewnością zawsze miał największe wpływy, choć nie mówię, że Cap nie. - wtrącił Clint, próbując jednak trochę to wyśrodkować, nie miał zamiaru raz jeszcze popełniać tego błędu i bynajmniej on sam nie chciał wybierać stron.

- Czyli Wy nie żartujecie z tym, że bynajmniej według niektórych z Was Tony nie jest jedynym, prawdziwym, stałym liderem Avengersów? - Peter nadal był w całkowitym szoku.

- No ale czego nie rozumiesz dzieciaku??? Steve jest tam od początku, trenuje z nami, dowodzi nami, wspomaga taktyką, jest legendą, zasługuje na to miejsce, Tony może być współliderem, ale no bez przesady. - zirytował się trochę Sam, którego właśnie próbował powstrzymać Steve, ale ten się nie dał.

- Masz przesrane, stary. - zaśmiał się Rhodey (rozśmieszając tym, nagle zadowolonego bardzo Bucky'ego), aż za dobrze zdając sobie sprawę z uwielbienia dzieciaka do Tony'ego, jak i samej po prostu prawdy.

- Czego JA nie rozumiem?!??! Czego TY rozumiesz?!? - teraz to Peter się zdenerwował, przerażając swym nagłym tonem (i po prostu nagłą zmianą stylu bycia) wszystkich.

- Pan Stark też jest tam od początku, dowodził nami wszystkimi podczas Bitwy o Ziemię - najważniejszej bitwie w historii naszego Uniwersum i z tego co wynika ze słów Pana Thor'a od samego początku też tak było! Tony Stark jest żywą legendą, nie jakąś odmrożoną! Pan Stark w każdej z największych bitew robił najniebezpieczniejsze rzeczy, jak chociażby atomówka na plecy, rozwalenie meteorytuzagłay-Sokovii, walka z wściekłym Hulkiem, czy 1 vs 1 z Thanos'em!!! Dodatkowo zawsze to Stark Industries, bądź inne firmy należące do Tony'ego ogarniają Wasz syf, już nie mówiąc o tym, że to ten TOTALNIENIELIDERTONYSTARK zapewnia wielu z Was sprzęt, miejsce do spania, do ćwiczeń, do życia, już nie mówiąc o ratowaniu dupy w każdy możliwy sposób w prasie! To on stanął po tej DOBREJ i ROZSĄDNEJ stronie w Wojnie Domowej, stanął za Avengersami, później poprawiając cały czas te głupie porozumienia! To dzięki niemu stałem się takim superbohaterem, jakim jestem dzisiaj! To on załatwił Wam teraz ułaskawienia, już nie mówiąc o tym, że to on wymyślił cholerne Podróże w Czasie, ratując tym znowu dupy Was wszystkich (może w filmie, ale still)!!! Przy tym stawiając na szali swoje własne dobre, spokojne życie, tylko by wszechświat wrócił do normy! Przy tym wszystkim nadal będąc najlepszym mentorem, przyjacielem, szefem, czy po prostu człowiekiem, inspirując wciąż ludzi do czynienia dobra i dając im możliwość pracy w swojej najlepszej na świecie firmie. Jeśli to nie oznacza bycia liderem Avengersów, to ja już nie wiem co. - skończył w końcu swoją tyradę Peter, ledwo dysząc po tym napadzie szału. Był wściekły, bo niektórzy nadal nie doceniali wystarczająco jego taty, nawet po tym wszystkim, co zrobił.

Słysząc to, serce Tony'ego pękało z dumy, wręcz za bardzo atakowane tymi uroczymi wyznaniami, do których ku jego wielkiemu zdziwieniu przyłączyło się wiele osób (jak np. Shuri, Ned, Michelle, Wanda, Maria, Thor, Loki i prawdopodobnie jeszcze wiele więcej osób).

Widząc to wszystko i czując się docenionym jak nigdy wcześniej, chcąc pokazać choć trochę swojej wdzięczności, Tony przytulił mocno Peter'a, jednocześnie wiedząc, że za chwilę będzie musiał coś dodać, jednakże dopiero po chwili, gdy to wszystko się uspokoi.

Gdy odpowiedni czas minął, widząc przygnębiony wyraz twarzy Steve'a (może i Tony nadal mu nie ufał i go nie lubił, ale jednak żal mu się go trochę zrobiło) i totalnie zniszczonego Sam'a, Tony nadal przytulając Peter'a rzucił:

- Dzięki dzieciaku, naprawdę, ale nie wiem, czy wiesz, ale ja przez cały czas zrzekałem się tego tytułu dla Steve'a. - westchnął w końcu Tony, powodując tym samym szok na wielu twarzach (w tym przede wszystkim Peter'a).

Te słowa od razu poskutkowały też jakimkolwiek poprawieniem humoru Sam'a i przede wszystkim Steve'a, który szeroko uśmiechnął się do Tony'ego, który odpowiedział tylko spojrzeniem typu "cokolwiek".

- Niby tak, Steve przez większość czasu w większym lub mniejszym stopniu był (jest?) liderem, ale bardziej współliderem, w pewnym momencie ze mną, ale przez większość czasu to Ty Tony jesteś i byłeś liderem (tym samym współliderem ze Steve'em, gdy ten obejmował taką funkcję). Robisz to intuicyjnie, nie ważne jak bardzo i jak często śmiałeś się, że Ty "tylko robisz wszystko i za wszystko płacisz, ale to on(Steve) jest szefem", to gdy jest taka potrzeba, to właśnie Ty sprawdzasz się w tej roli idealnie. - wtrąciła się w końcu Natasha, jednocześnie kończąc cały spór.

No nie ma co, to zszokowało Tony'ego, już nie mówiąc o tym, że po chwili w całej sali dało się słyszeć multum pomruków zgody (lub czasami jak być może np. od Shuri, coś bliższe krzykowi, niż zwykłemu przytaknięciu). W sumie nie mógł powiedzieć, że to mu się nie podoba.

- DZIĘKUJĘ!!! - Peter od razu rzucił się na Natashę w okrzyku radości, zbierając tym samym, Tony'ego, siebie i Natashę to jednego potężnego przytulasa, przeplatanego ogromem śmiechu, wdzięczności (to zdecydowanie od Tony'ego) i po prostu radości.

To wydarzenie zdecydowanie rozluźniło całą sytuację i pozwoliło na powrót do filmu.

Jednakże zanim to...

Fury w tym czasie miał bardzo ciekawe przemyślenia. Nie chciał się za bardzo udzielać, był ciekawy jak ta sytuacja się rozwinie i zakończy.

Początkowo był trochę zdziwiony. Bycie przywódcą zawsze w jego mniemaniu było przeznaczone dla wielkiego Kapitana Ameryki, a tu proszę... Cholerny Tony Stark.

Zaśmiał się w duchu.

Początkowo nawet nieprzyjęty, a uznany za Konsultanta, ostatecznie współzałożyciel, ale nadal Tony Stark. Prawdopodobnie żadne z nich nie spodziewało się po nim takich rzeczy. Z pewnością spodziewał się po nim wiele, Stark'owie od zawsze byli potęgami, a ten wydawał się taki tylko jeszcze bardziej, ale nadal...

Nawet Nicholas Joseph Fury nie spodziewał się, że Tony Stark w przeciągu zaledwie dekady zdobędzie sobie tak wielu sprzymierzeńców, stanie się największym superbohaterem Ziemi (i nie tylko) i że akurat on, ze wszystkich ludzi na Boga, zostanie liderem Avengersów.

Może nie spodziewał się tego.

Ale był z niego dumny.

I właśnie w tej chwili ostatnie śmiechy ucichły, film się odpauzował:

- Prawie każdy w tym gronie miał kiedyś styczność z co najmniej jednym Kamieniem Nieskończoności. - ciągnął dalej Steve, kiedy nagle kamera się oddaliła i przeskoczyła na postać Tony'ego (oczywiście w okularach przeciwsłonecznych i z kawą w ręce), który wtrącił:

- Mhm, prawie każdy z nas dostał nimi po mordzie co najmniej raz. - warknął Rocket.

- Albo wyrażając się precyzyjniej: Został niemal zabity przez jeden z Kamieni Nieskończoności. - rzucił jakby od niechcenia Tony.

- Po prostu geniusze. - wzruszyli ramionami Tony i Rocket, chwilę później zabijając żółwika, co wywołało wiele przewróceń oczami.

Kamera w tej chwili pokazywała już nie Tony'ego, a drugą stronę pokoju, czyli wiele biurek zawalonych książkami, a przy nich na krzesłach siedzących superbohaterów jak na wykładzie. W tym przypadku kolejno od lewej: Thor'a (bardziej z tyłu), Natashę, Rhodey'a, Profesora Hulk (ten akurat stał), Rocket'a, Nebulę (też bardziej z tyłu), Scott'a i Clint'a (stojący też bardziej z tyłu).

- Jak na wykładzie. - zaśmiał się Ned, patrząc na to (wraz z Peter'em) w szoku, nie dowierzając jak bardzo... ludzcy są Ci wszyscy superbohaterowie.

- Wow, naprawdę wszyscy. - zdziwił się Tony.

- Aż taka nowość? - zapytała delikatnie zaskoczona Michelle.

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - westchnął zirytowany Tony, przypominając sobie jak często ignorowali oni jego prośby o nagłe dotyczące może mniej ważnych rzeczy, ale jednak.

- Ja nie! Ja nawet nie wiem, o czym Wy do cholery gadacie. - zaprotestował szybko Scott.

- Ach, no racja, jest jeszcze Scott. - wybuchnął śmiechem Clint (podobnie jak dużo większa część sali).

- Ej! - zaperzył się Scott.

- No wybacz Mróweczko, ale  to akurat całkiem zabawne. - śmiała się nadal Hope, ponieważ naburmuszona mina Scott'a tylko jeszcze bardziej ją rozbawiła.

- Tak, czy siak, cząsteczek Pym'a wystarczy nam tylko na jeden skok dla każdego, a Kamienie pojawiały się w wielu miejscach na przestrzeni dziejów. - kontynuował Bruce, wychodząc na środek do Steve'a i Tony'ego.

Na widok Bruce'a natychmiastowo śmiechy ucichły.

Wielu Avengersów (przede wszystkim tych starszych) wspominało właśnie najlepsze chwile ze swym dobrym, starym przyjacielem.

- Naszych dziejów. - westchnął Tony, natychmiastowo sprostowując wypowiedź kumpla.

- To wręcz przerażające, jak bardzo przeplatały się one z naszym życiem. - wzdrygnęła się Wanda, wypowiadając tym samym myśli naprawdę wielu osób (i nawet nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo to co powiedziała jest prawdziwe...), które także automatycznie się wzdrygnęły.

Jednakże by rozluźnić trochę atmosferę, Peter nagle rzucił:

- W sumie wychodziłoby na to, że wszyscy jesteśmy Kamieniarami. - powiedział jak tylko najpoważniejszym tonem potrafił.

Wszyscy nagle spojrzeli na niego dziwnie... po czym wybuchnęli śmiechem.

- Uwielbiam Cię dzieciaku, nie zmieniaj się. - udało się to jakoś wykrztusić Tony'emu przez śmiech, co od razu zapewniło Peter'a, że ten głupi żart był w punkt, od razu wprawiło go to w dumę z samego siebie i wywołało ogromny uśmiech na jego twarzy, który Tony natychmiast odwzajemnił.

- Także nie ma wielu dogodnych momentów, żeby je zgarnąć. - podsumował Tony.

- Jak zawsze prościzna. - sarknął i przewrócił oczami Rhodey.

- Czyli musimy precyzyjnie uderzyć. - zauważył Clint.

- Zgadza się. - potwierdził natychmiastowo Tony.

- Coraz lepiej. - westchnęła MJ.

- Dobra, zacznijmy od Eteru. Thor, co o nim wiesz? - zaczął Steve.

- Oho, coś czuję, że to będzie dobre. - zaśmiała się cicho Shuri, szturchając Wandę w bok, co wywołało krótki śmiech czarownicy.

- Bo to nie tak, że przez cały czas z ogromnym zaciekawieniem oglądam ten film, który byłby naszą możliwą przyszłością, w ogóle, giga nudy. - zaczęła sarkastycznie, ze śmiechem Wanda, dostając od Shuri tylko krótką odpowiedź:

- Bruh, nie ważne, zamknij się Wandzia. - jęknęła, przewracając oczami Shuri, jednakże nie potrafiąc powstrzymać radosnego, rozbawionego uśmiechu, po prostu za bardzo ciesząc się całą tą atmosferą i towarzystwem, co skończyło się kolejną falą głupich śmiechów (które gdy ucichły, pozwoliły filmowi lecieć dalej).

Wszystkie głowy, w tym także kamera, zwróciły się w stronę Thor'a. Sama kamera zrobiła na nim dłuższe zbliżenie. Thor w tej chwili siedział rozwalony na fotelu (nadal wyglądając jak menel), z puszką jakiegoś napoju w swojej prawej ręce i z całkowicie czarnymi okularami przeciwsłonecznymi na oczach, przez co ten wyglądał jakby co najmniej spał.

Ten kadr (połączony ze specyficzną muzyką) wywołał ogromną falę śmiechu w całej sali.

- JA NIE MOGĘ HAHAHAHAH!!!!! UWIELBIAM CIĘ THOR!!! - ledwo dyszała ze śmiechu Shuri, której wtórowało naprawdę wiele osób (w tym chyba najgłośniej Walkiria i Heimdall), jednakże nikt nie był od niej głośniejszy, no może poza...

- HAGSGAVAGAHAGAG!!! O BRACIE HAHAH!!!!!!! - po prostu nie mógł ze śmiechu Loki, z jednej strony wewnętrznie całkowicie współczując bratu, ale jednak z drugiej... no po prostu nie dało się inaczej.

- Nienawidzę Was wszystkich. - jęknął cały czerwony Thor, w szczególności patrząc z ogromną furią na Loki'ego, z drugiej jednak strony... sam zaczął się po chwili z tego wszystkiego śmiać. Bo w sumie czemu nie? Wiedział, że teraz na pewno tak się nie zapuści, więc w sumie.

- Czy on... zasnął? - powoli zapytała Natasha, nadal najwyraźniej nie dowierzając w aktualny stan rzeczy.

- To były tak bardzo moje myśli. - wydusił z siebie ostatkiem sił Rocket, wręcz już umierając ze śmiechu.

- Nie, nie, chyba mu się zmarło. - szybko sprostował Rhodey.

I dopiero teraz wszyscy naprawdę przepotężnie umierali ze śmiechu.

- DZIĘKUJĘ RHODES!!! HAGSHAHA!!!! - nadal najgłośniej śmiał się Loki, któremu jakimś cudem jeszcze wtórowało wiele osób.

Śmiali się taj jeszcze długo, aż w końcu żadne z nich nie mogło z siebie wydusić nawet najmniejszego tchu. Wtedy dopiero (plus kolejne kilka minut na dojście do siebie, zaśmianie się jeszcze parę razy i jeszcze jedno dojście do siebie) film się odpauzował.

Szok, trzeci tydzień pod rząd, niewiarygodne XD

Jak tam Wam życie mija?

Jak podobał się Wam rozdział?

Do następnego!

Dobramoc!

Lub

Miłego dnia!

Pa!

:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top