17. Smutno, uroczo i zabawnie!

Hejka!

Nie przedłużając przypominam, że prawa do postaci i filmu posiadają Sony i Marvel Studios.

Życzę Wam miłego czytania!

Nagle coś dobiegającego zza szyby rozjaśniło twarz ledwie żyjącego Tony'ego Stark'a.

- O kurwa! C-Co się d-dzieje?! C-co to?! O Przodkowie! - krzyczy nagle z leciutko zdartym gardłem, lekko ochrypniętym głosem i z nadzieją jak i załamaniem w głosie Shuri.

- Shuri! - warknął cały zdenerwowany Rhodey.

- P-przepraszam... - wydukała po chwili jeszcze bardziej zdołowana Shuri teraz już po prostu płacząc i mocniej wtulać się w Wandę.

Wanda popatrzyła na Rhodes'a ze złością.

Tony posłał przyjacielowi zirytowany wyraz twarzy, po czym na krótką chwilę, wręcz sekundę leciutko się do niego uśmiechnął rozumiejąc co musi przechodzić, ale zarazem nadal będąc na niego złym za warknięcie na Shuri.

W tej chwili James zrozumiał co zrobił i był za to strasznie zły na siebie, ale wiedział, że to nie jest dobra pora na przeprosiny.

Tony spojrzał na Wandę. Widać było, że wzrokowo dochodzi do jakiejś krótkiej konwersacji. Po chwili ku zdziwieniu i smutku Shuri, Wanda się od niej odsunęła, po czym zaczęła ją lewitów w pewną stronę.

Teraz Wanda mocno wtuliła się w Vision'a (nareszcie mając trochę czasu dla siebie) i posłała Shuri pocieszający uśmiech.

Młodsza dziewczyna nadal nie rozumiejąc co się dzieje cicho płakała, gdy nagle wylądowała na czyiś kolanach. Shuri spojrzała za siebie, a tu okazuje się, że siedzi na Tony'm (który w tej chwili był już po prostu osaczony xD bo z lewej przytulała go Natasha, a z prawej wtulic się w niego Peter). Dziewczyna była w krótkim szoku, ale natychmiastowo przytuliła mężczyznę. Tony ze smutkiem w oczach, a zarazem małym uśmiechem patrzył na dziewczynkę, kobiety i chłopca. Cicho ich pocieszał, był smutny z tego, że oni byli smutni przez niego, ale zarazem czuł cichą radość, że tak się o niego martwią.

- N-Nie możesz z-zginąć T-T-Tonyyyy. - zaszlochała Shuri. Dziewczynie wtórowali Natasha i Peter (ten ostatni najgłośniej i najdramatycznie).

Cała scena wyglądała na słodko-gorzkie (i lekko urocze) rodzinne załamanie.

Byli tak zajęci rozpaczą, że żadne nie zauważyło, lub po prostu nie zwróciło uwagi (tudzież tak jak Shuri zapomnieli o tym przez za silne emocje) na te nagłe światło na twarzy Tony'ego.

Patrząc na nich nawet w Happy'm (który zazwyczaj próbował być jak najmniej emocjonalny) formowało się wzruszenie i łzy.

Smutek, płacz i reszta potężnych emocji nadal trwała, ale film się odpauzował.

Każdy widząc Tony'ego będącego wręcz w martwym bezruchu już myślał, że nie żyje, lecz co zadziwiające okazało się, że światło musi być naprawdę intensywne i mocne, ponieważ Tony zaczął się przez nie wiercić. Mężczyzna ku zdziwieniu samego siebie zaczął się ruszać i powoli próbował zasłonić ręką światło. Gdy te nie ustawało mężczyzna ledwie i niechętnie otworzył oczy.

Nagle w zmęczonych i zakrwawionych oczach Iron Man'a pojawiło się zdumienie i... nadzieja.

Kamera w końcu przeszła z twarzy mężczyzny na źródło światła. Początkowo było ono tak mocno, że nic nie było widać, ale po chwili zmalało na tyle, że pokazało postać z małym uśmiechem... Kapitan Marvel!

W całej sali rozgorzały krzyki radości, a łzy smutku zamieniły się we łzy szczęścia.

- Dzięki Bogom! - krzyknęli Thor i Loki (ciężko stwierdzić, który był bardziej szczęśliwi. Thor odruchowo przytulił Lokiego, który przez kilka sekund oddawał uścisk. Jednakże Bóg Psot szybko zorientował się co się dzieje i szybko odrzucił od siebie Thor'a.

- Pfff, co Ty robisz. Tam masz Heimdall'a. Idź se do niego. - wskazał udając zirytowanego, a tak naprawdę będąc szczęśliwym Loki.

Heimdall parsknął śmiechem.

- Nie ględź bracie! Trzeba świętować! - krzyknął nadal uradowany Thor popijając ogromny łyk z nagle pojawionego się kufla piwa.

- No, no, Tony to potężny wojownik, wytrzymał taką próbę! Brawa dla niego! - powiedziała uśmiechnięta Walkiria popijając kolejny łyk jakiegoś trunku.

- Najwyraźniej, brawa! - odpowiada równie szczęśliwa Okoye.

Rhodey odetchnął z ulgą. Jego przyjaciel żył!

- Huh, było blisko. Boże, proszę, miej go w opiece. - pomyślał z uśmiechem Rhodey.

Sam lekko walnął Rhodey'a pięścią w ramię.

- Ale miałeś stracha, hah. W sumie jak my wszyscy. - powiedział lekko rozbawiony Sam.

- Weź, zapomnijmy o tym. To było przerażające. - odpowiedział Rhodey.

Sam tylko skinął z małym uśmiechem głową.

Bucky lekko się uśmiechnął. Cieszył się, że Stark przeżył. Wbrew pozorom całkiem go lubił i nawet chciał z nim porozmawiać o działaniu i budowie ramienia, ale bał się. Na razie wolał być ostrożny.

Steve wyczuł o czym może myśleć jego najlepszy kumpel, więc pocieszająco się do niego uśmiechnął. Bo jednak najlepsi kumple na zawsze, nie?

Rocket zaśmiał się.

- Toż Skurczybyk!Jaki fart! - krzyczał uradowany Rocket, któremu wtórowali Groot, Drax i Mantis.

Nebula uśmiechnęła się. Najwyraźniej jej i Tony'emu pisane było przeżyć. To zdecydowanie ją satysfakcjonowało. Nie chciała śmierci Tony'ego, a zwłaszcza takiej śmierci. No a gdy Gamora sama zauważyła szczęście siostry to też była szczęśliwsza.

Natasha, Peter i Shuri ze szczęścia jeszcze mocniej przytuli Tony'ego, tak że prawie połamali mu żebra.

- Przodkom niech będą dzięki! - krzyknęła Shuri miażdżąc swojego bohatera.

- P-Panie Stark, proszę... - zaczął ciężko Peter nadal będąc przytłoczony tymi wszystkimi emocjami i tym wszystkim co tu się stało. Chłopak tak mocno przytulał mężczyznę, że gdyby nie to, że pokój Iron Percy'ego niwelował jego super siłę to Tony już by leżał.

- nigdy więcej... - dodała nadal z zaszklonymi oczami i nadal lekko mokrymi policzkami, ale z ogromnym uśmiechem Shuri.

- nam tak nie rób! Zrozumiano?! Nawet się nie waż! - krzyknęła wkurwiona, a zarazem szczęśliwa Natasha. Wiele emocji przechodziło w tej chwili przez kobietę, ale te dwie chyba były największe. Była wykurwiście zła, że tak się naraża, a zarazem zajebiście szczęśliwa, że przeżył, i że nie straciła najważniejszeego mężczyzny w jej życiu.

- Czekaj! Najważniejszego mężczyzny w moim życiu? Czemu tak pomyślałam? To brzmi tak jakbym była w nim... zakochana... A tak nie jest prawda? - myślała Natasha.

Tony patrzył na Peter'a, Shuri i Natashę z ogromnym uśmiechem (a zarazem na tą ostatnią z lekkim przerażeniem w oczach).

- Ach, dzieci, dobrze wiecie kim jestem i jaki jestem. Postaram się, ale nic nie obiecuje, no ale widzicie? Żyje! - odpowiedział z olbrzymim uśmiechem i radością w głosie Tony przytulając całą trójkę. Po chwili (długiej chwili) puścili się.

Wanda z rozbawieniem patrzyła na to jak Natasha, Peter i Shuri "męczą" "biednego" Tony'ego. Tony złapał jej wzrok i posłał jej szybkie rozbawione "ratunku!" co dziewczyna skwitowała tylko parsknięciem śmiechem.

- Echhhh, w sumie za to Cię kochamy. - odpowiedzieli automatycznie Shuri i Peter, przez co oboje się mocno zarumienili. Peter dlatego, że nadal nie przyzwyczaił się do tego, że jest z Tony'm tak blisko, i że naprawdę może mówić do niego takie rzeczy, a Shuri dlatego, że po raz pierwszy powiedziała jak bardzo go uwielbia i jaki jest dla niej ważny.

Tony spojrzał na nich z rozbawieniem, a zarazem miał w tej chwili największy, najszczęśliwszy i najszczerszy uśmiech od dawna.

- Czy ktoś tu się zarumienił? - zaśmiał się Tony co pogłębiło rumieńce obojga. Nagle Tony mocno przytulił oboje swoich dzieciaków i powiedział im nie głośno, ale też nie szeptem:

- Ale tak, też Was kocham dzieciaki.

Peter'a i Shuri wręcz niewiarygodnie ucieszyły te słowa, przez co wtulili się w swojego idola jeszcze mocniej.

Natasha nachyliła się nad ucho Tony'ego i wyszeptała (ale specjalnie na tyle głośno, żeby Shuri i Peter usłyszeli):

- Awwwwww, jesteście tacy uroczy! Jesteś dobrym tatą.

Słysząc to Tony jeszcze mocniej się uśmiechnął i tylko lekko skinął głową, a Peter i Shuri jeszcze bardziej się zarumienili, ale na ich twarzach były ogromne banany.

Po chwili puścili się. Peter wrócił na swoje miejsce, choć nadal lekko tuląc się do boku Tony'ego, a Shuri jeszcze została na kolanach mężczyzny (które były dziwnie wygodne).

Tony wyszeptał do ucha Natashy tak by dzieciaki nie słyszały (odpowiedź do wcześniejszych/powyższych słów Natashy, czyli "nam tak nie rób! Zrozumiano?! Nawet się nie waż!):

- Zrozumiano Proszę Pani! Proszę nie zabijaj!

Natasha tylko patrzyła na niego z rozbawieniem.

- Ech, masz szczęście. Nie mogę zostawić Twoich dzieci bez tak cudnego idola i ich postaci ojca... choć nie oszukujmy się, zabiliby mnie. *śmiech Natashy i Tony'ego* Następnym razem będzie po Tobie. - odpowiedziała po chwili szeptem nadal szczęśliwa z przebiegu wydarzeń, lekko rozbawiona, a zarazem rozmyślona Natasha.

- O tak! - krzyknął uradowany Tony, na co Natasha popatrzyła tylko z rozbawieniem w oczach i pobłażliwym uśmiechem.

Shuri usłyszała całą rozmowę. Ledwo powstrzymywała śmiech i piski zauroczenia typu "aww", no i o mało nie rozpłynęła się, gdy usłyszała "Nie mogę zostawić Twoich dzieci bez tak cudnego idola i ich postaci ojca... choć nie oszukujmy się, zabiliby mnie". Cóż, heh, to było zbyt prawdziwe. Po chwili jednak dziewczyna jeszcze raz przytuliła Tony'ego, po czym wróciła na miejsce gdzie już czekała na nią cała szczęśliwa i lekko rozbawiona Wanda.

- AWWWWWWWW, jesteście tak bardzo uroczy! Po prostu wyglądacie jak prawdziwa rodzina! No ale powiedz, co Cię tak zarumieniło? - zapytała cała rozemocjonowana, rozbawiona i szczęśliwa Wanda, którą nadal jednym ramieniem obejmował Vision z małym szczęśliwym uśmiechem.

- Bo to było tak, że: My powiedzieliśmy "Echhhh, w sumie za to Cię kochamy.", a Tony krótko zwracając zabawną uwagę na nasze rumieńce odpowiedział po chwili, że "Ale tak, też Was kocham dzieciaki." i do tego Natasha dodała, że jest dobrym tatą! Kurwa, to było takie piękne! - odpowiedziała szybko i chaotycznie odpalając się Shuri, która cała promieniowała szczęściem.

Wanda naprawdę cieszyła się że szczęścia najlepszej przyjaciółki. Od razu było widać, że to co usłyszała było dla niej czymś niewyobrażalnym i czymś o czym nawet nie śniła.

- No, no, szalejesz kochana! Tony to dobry człowiek *"zajebisty" poprawiła ją Shuri co rozbawiło, a zarazem wprawiło ją w lekki stan "awww"* i cieszę się, że akurat go wybrałaś za wzór. Mmm, i jak widziałam ship Iron Widow nadal się rozkręca, a Ty ledwo się powstrzymujesz przed krzyknięciem, żeby się
pocałowali. - zaśmiała się przeszczęśliwa Wanda. Dziewczyna była wdzięczna za to losowi, że to jest jej rodzina, przyjaciele i bliscy.

- Używasz mojej nazwy! O tak! I tak, oni są tak słodcy! Nawet gdy skupiał się na nas czułam ich mocarny związek! Muszą być razem! Już ją o to zadbam. - dodała trochę ciszej Shuri.

Wypowiedź Shuri rozbawiła, a zarazem lekko przeraziła Wandę, która tylko pokręciła głową.

Strange tylko się uśmiechnął sam do siebie. Czyli jego teoria nadal działała, cudownie. Choć no, Stephen musiał przyznać, że Tony ma naprawdę duże szczęście w nieszczęściu.

- Jebaniutki! - krzyknęli szczęśliwi Maria i Fury.

- Tobie bądźmy wdzięczni Carol. Właśnie uratowałaś nam naszego największego, a przynajmniej jednego z największych, a na pewno z największym ego superbohatera! Dzięki! Chodź tu się przytul! - mówił jak nigdy podekscytowany Nick.

Carol zaskoczona, ale szczęśliwa przytuliła przyjaciela.

- Pochlebiasz mi Nick. Dobrze wiesz, że takie to już moje zadanie, no ale nie powiem przytulas jest miłą odmianą. - zaśmiała się Carol.

Fury nagle zrozumiał co zrobił i chciał się wycofać, lecz kobieta go zatrzymała.

- Spokojnie, nie gryzę. - powiedziała szczęśliwa Carol.

- Oby, wiesz, czasami mam większe obawy. Tak jak to było z tym kotem... - powiedział Nick, po czym oboje się zaśmiali.

Maria widząc to tylko pokręciła głową z rozbawieniem.

Akurat złapała kontakt wzrokowy z Tony'm, więc wskazała mu w kierunku tej dwójki. Tony szeroko się uśmiechnął i pokazał to jeszcze Natashy. Cała trójka wymieniała spojrzenia mówiące tylko "O Bogowie, naprawdę? Że oni jeszcze się nie całują..." Po czym był śmiech.

- Szefie, proszę, mógłbyś trochę mniej mnie straszyć? Jak ja bez Ciebie przeżyję? - powiedział z małym czułym uśmiechem Happy.

- Pamiętaj Happy kto tu zawsze był kogo ochroniarzem. - odpowiedział mu ciepłym uśmiechem Tony.

Happy po chwili rozumiejąc jego słowa szeroko się uśmiechnął.

- Pan Stark tak zawsze? Znaczy to z narażaniem się i niebezpieczeństwem? - zapytał po chwili Happy'ego Ned.

- Tak. - odpowiedział szybko nadal szczęśliwi z tego co powiedział Tony Happy.

- Tak jak Peter. - dodał rozbawiony, a zarazem zmarnowany Ned.

- Tak jak Peter. - skwitował rozbawiony Happy powodując śmoech u Neda i nawet u MJ.

Hope odetchnęła z ulgą widząc, że Tony przeżył. Nie mogłaby patrzeć na jego śmierć... To byłoby okropne... Tony zawsze był dla niej, dla wszystkich tak dobry, zasługiwał na wieczne życie.

Za to Scott i Clint byli w swoich ramionach płacząc po "śmierci" Tony'ego i dopiero teraz orientując się co się w końcu stało.

- Ej, stary! Głąbie! Trzymaj się, nie becz! Tony żyje! Tatavengersi nadal żyją! - krzyczy nagle uradowany Clint ocierając szybko łzy.

- Coooo?! Tak?! Jak to?! Ale super!!! Tatavengers górą! - odpowiada przeszczęśliwy Scott z ogromnym uśmiechem.

Hope widząc ich zachowanie przewróciła tylko z rozbawieniem oczami.

- Dzieci. - parsknęła śmiechem.

Gdy wszyscy zdążyli się ogarnąć film się odpauzował.

Jak podobał się Wam rozdział?

Ja jestem z siebie dumny, bo udało mi się zamieścić tu fragment chyba z każdą możliwą postacią xD

Jak tam lecą Wam nasze kochane wakacje?

Jak tam wrażenia po pierwszym odcinku "What If...?" Ja tutaj nic nie będę o tym pisać, bo niedługo pewnie pojawi się z tego recenzja.

Eeeeeee, to chyba wszystko xD

Dobramoc!

Lub

Miłego dnia!

Pa!

:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top