Rozdział 6

Koszmary zelżały. Po spotkaniu z Peggy wszystko się zmieniło. Wszystko. Sny zaczęły się zmieniać. Od kolacji na której Steve stwierdził, że zaufanie Dafne było złym pomysłem sny zaczęły się przekształcać.Pojawiła się w nich brunetka z zielonymi oczami. Z początku była jak duch. Pojawiała się i znikała, nie odgrywała, żadnej roli. Później powtarzała wciąż to samo zdanie. "Osoba którą kocham pomogła mnie, osoba którą kochasz pomoże tobie". Zawsze wyciągała rękę, a on zawsze ją łapał. Jednak gdy Daf zniknęła z jego życia, koszmary zmieniły scenariusz.

****

Dafne leżała na chodniku. Z otwartej rany na jej brzuchu płynął strumień krwi. Rogers podbiegł do niej. Nie był w stanie jej ocalić. Ujął jej twarz w dłonie.

-Zostań ze mną, zostań. Nie zamykaj oczu. Nie zamykaj...

Dziewczyna przyłożyła palec do jego ust nakazując mu ciszę.

-Dlaczego mnie nie uratowałeś? Mogłeś... Dlaczego zawiodłeś mnie? Ja nigdy cię nie zawiodłam...

Jej wzrok stał się pusty. Odeszła.

-Nie-powiedział do siebie Kapitan. Do siebie, bo ona już go nie słyszała. Nie żyła. Zamknął jej piękne zielone oczy.

****

Obudził się zlany potem. Już się przyzwyczaił. Powiedział Dafne, że wszystko z nim w porządku, ale to nie była prawda.
Podniósł wzrok. Nad nim stała Dafne z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Jej mina wyraża wściekłość.
-Czekam na wyjaśnienia-powiedziała.
-Nie chciałem cię martwić-jednak dziewczyna wciąż nie była przekonana.
-Czy ciebie Rogers na koszulki nie stać?Kapitan istotnie znów eksponował swoją umięśnioną klatkę piersiową.
Jej złość zelżała. On potrzebował pomocy a nie jej wrzasków. Kapitan przyciągnął ją do siebie sprawiając, że siedziała na jego kolanach. Wtulił się w nią, tak jak dawniej. Dziewczyna przeczesywała palcami jego włosy. Tak minęło trochę czasu.
-Muszę iść-Steve ani drgnął-jestem zmęczona, muszę się położyć.
-Zostań, proszę-szepnął błagalnie.
Dafne westchnęła.
-W takim razie daj mi tylko napić się kawy.
-Nie musisz znów zrywać nocy-uśmiechnął się lekko-zaśnij tutaj, ze mną.
Daf osłupiała.
-Nie mogę.
-Możesz.
Ponownie westchnęła.
-Zgoda. Ale dlaczego?
-Przy tobie nie mam koszmarów. Kiedy jesteś obok po prostu wiem, że wszystko będzie dobrze.
****
Najpierw obudził się jej dotyk. Poczuła, że nie leży na poduszce, tylko na czymś o wiele twardszym i cieplejszym.
Później obudził się jej słuch. Słyszała czyjś oddech i miarowe bicie serca.
Następnie węch. Poczuła zapach lasu po obfitym deszczu.
Dopiero na końcu otworzyła oczy i zobaczyła że leży na nagim torsie Steve'a. On również się obudził.
-Dzień dobry-powiedział.
-Dzień dobry.
-No nie powiedziałbym-odezwał się Stark. Skąd on się tu do jasnej cholery wziął?!-Dzień to nie do końca, ale jak się sprężyście to zdążycie na kolację.
Po czym wyszedł.
Dafne schowała twarz w fałdach pościeli. Już dawno nie była tak czerwona.
-Twoja twarz przypomina pomidora- powiedział Kapitan. Spiorunowała go wzrokiem, wstała i z resztkami godności wyszła mając nadzieję, ze Tony przemilczy temat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top