Rozdział 4
-Witam doga ekipo, tutaj wasz ulubiony koordynator zajęć Tony "Seksowny" Stark, plany na dziś? Spacer po górach w orzeźwiającej temperaturze -10 stopni! Ubierzcie się ciepło!
Głos Tony'ego był beztroski, bo on przywykł już do niesypiania po nocach.
-Przyjechałam tu na urlop, nie na kolonie-jęknęła Wanda.
-Czyli że nigdy nie marzyłaś o spacerze górskim w tak zacnej temperaturze?-Spytał Clint z udawanym przejęciem.
-Są po prostu lepsze rzeczy do roboty o 7.30 rano...
-Choćby spanie-ziewnęła Daf.
-Niewiarygodne-powiedział Steve, który właśnie schodził po schodach-czyli ty jednak odczuwasz zmęczenie.
-Przezabawne. Kiedyś przecież muszę odespać te wszystkie noce spędzone na ratowaniu ci życia.
****
Było zimno i wietrznie, ale gdy zaczęli wspinaczkę Dafne zrozumiała, że warto. Zatrzymała się na chwilę aby podziwiać widok miasta w oddali. Krajobraz zapychał dech w piersi. Dziewczyna zdążyła już zapomnieć jak bardzo kochała góry. Nie zauważyła nawet jak jej przyjaciele zatrzymali się i zaczęli ją poganiać. Steve był blisko niej. On również chłonął widoki. Gdy brunetka ruszyła przed siebie nie uszła metra, a poślizgnęła się.Mogłoby mieć to fatalne skutki, gdyby w ostatniej chwili Kapitan nie objął jej ramieniem w pasie i nie przytrzymał.
-Dzięki-wyszeptała.
-Kiedyś musiała nadejść chwila, w której nie ty ratujesz mnie tylko ja ciebie-spojrzał na nią i się uśmiechnął.
Dafne nie zrozumiała nagłej fali ciepła, która przebiegła po jej plecach.Nie zrozumiała dlaczego jej serce zaczęło bić szybciej. Wyminęła Kapitana i dołączyła do przyjaciół. Natasha i Wanda wzięły ją pod ramię i wyprzedziły chłopaków. Gdy były już kilkanaście metrów przed nimi Nat podjęła temat.
-Czy między wami odbyły się jakieś sytuacje z cyklu "budzenie terapią szokową"?-Spytała agentka z chytrym uśmiechem.
-Przypominam, że umiem czytać w myślach-powiedziała Wanda. Jednak Adler się tym nie przejęła, wiedziała, że Maximoff nigdy nie zajrzy do jej głowy.
-Nie... i mówiłam ci, że to była nagła sytuacja...
-Ale była-Romanoff uniosła jedną brew. Nie ciągnęła tematu dalej. Znała się z Daf na tyle długo by wiedzieć, że jeśli nie chce mówić, nie będzie mówić.
-Halo! Dziewczyny!-Krzyknął Clint-Kto się ściga na szczyt?
Spojrzały po sobie i zaczęły biec, nie było opcji żeby chłopcy nadrobili kilkunastometrowy dystans. Wygraną miały w kieszeni.
****
Gdy tylko dotarła na ośnieżony szczyt, padła w wielką białą zaspę. Kondycję miała zdecydowanie lepszą kiedy codziennie ćwiczyła. W ostatnich latach miała więcej naukowych spraw na głowie. Z resztą zrezygnowała z bycia agentką. Musiała poukładać sobie życie. Jakkolwiek dziwne by to nie było, po zakończeniu badań i wypuszczeniu Steve'a z żelaznych ramion T.A.R.C.Z.-y nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Było jej trudno przechodzić obok pokoju, w którym dawniej leżał. Ciężko było się oswoić z myślą, że może spać spokojnie, nie musi zarywać nocy i pić hektolitrów kawy. Że nie musi się troszczyć o czyjeś życie. Że przez najbliższy czas nie spojrzy w te niebieskie oczy. Fury odsunął ją od misji, wiedział, że nie skończyłyby się dobrze przez jej rozkojarzenie. Życie osobiste Daf również kulało. Jej ojciec zginął w wypadku lotniczym, matka popadła w depresje a siostra sprowadzała do domu coraz więcej chłopaków. Każdy chciał zapomnieć o przykrych wydarzeniach. Dafne nie potrafiła. Z czasem ten najtrudniejszy okres minął i wszystko się poukładało. Tak naprawdę choć nie okazywała tego cieszyła się gdy przyjaciele poprosili ją o pomoc w sprawie Kapitana. Przez krótką chwilę znów było jak dawniej.
Teraz leżała patrząc w niebo i wdychając czyste, zimne powietrze.
-Dlatego kocham tą planetę.-Powiedział Thor-Macie specjalny rodzaj alkoholu na zimę!
Dafne mimowolnie się uśmiechnęła.
-Mamy również niesamowitą modę-rzekł Stark-już niedługo Whisiek będzie dostępne w każdym porządnym sklepie. Ale nie przejmujcie się, dla was będzie zniżka.
-Miało być Miskey!-oburzył się Vision.
Ale właśnie w tej chwili w twarz Visiona trafiła idealnie wycelowana śnieżka. Clint zaczął się histerycznie śmiać na widok miny przyjaciela. Sam jednak dostał śnieżką od Natashy. Chcąc jej oddać trafił w Dafne, która źle wycelowała i trafiła Steve'a. Jego mina była bezcenna. Chłopak nie pozostał jej dłużny. Rzucił śnieżkę jednak Daf idealnie jej uniknęła i oberwał Bruce, który rzucił w Tony'ego. Ten natomiast trafił Wandę, która szybko wycelowała swoją śnieżkę trafiając w Thora. Ten z niewiadomych przyczyn rzucił się na Starka nacierając go śniegiem. A później już każdy nacierał każdego.
Daf i Wanda przypuściły atak znienacka na Kapitana, Nat na Clinta, ten zaś na Visiona. Po godzinie każdy z nich miał tylko jedno marzenie: nie umierać następnego dnia na katar.
****
Ich marzenie po części się spełniło. Nie umierali na katar następnego dnia. Zaczęli kichać już wieczorem. Burton, Romanoff i Adler przyglądali się temu ze śmiechem i ulgą, że oni pozostali w pełnym zdrowiu.
-Jak to jest...-Tony kichnął i wrócił do swojej wypowiedzi-że nawet Steve i Thor są chorzy, a wy tu stoicie i bezczelnie się uśmiechacie, bo nie męczy was katar?
Stark kichnął ponownie.
-Przeziębienie trzeba przeczekać-powiedziała spokojnie Dafne.
-Rozmroziłaś Kapitana z wielkiej bryły lodu, a nie umiesz nas wyleczyć z przeziębienia?-spytała Wanda, na co Daf wzruszył tylko ramionami. Każdy z nich udał się do swojego pokoju co jakiś czas kichając i klnąc pod nosem.
****
Otworzył oczy po raz pierwszy. Oślepiło go ostre światło lamp. Chciał wyjść, uciec, zniknąć. Usłyszał po raz pierwszy stukot butów o posadzkę. Był wściekły i przerażony. Gdzie był? Co się z nim działo? Czy był w bazie Hydry? Może będą chcieli go torturować, żeby podał im jakieś ważne informacje? O nie, nie ma mowy. Będzie milczał. Napiął mięśnie.
-Spokojnie-usłyszał kobiecy głos-nic ci nie grozi.
Urocze. Ta dziewczyna myślała, że on się boi. W sumie, to się bał, ale nie pokazał tego.
-Byłeś zamrożony przez prawie 70 lat-odezwał się ten sam głos-nazywam się Dafne, spróbuję ci pomóc. Ale najpierw ty musisz pomóc mi.
Wstał. Usiadł na łóżku i spojrzał w oczy tej kobiecie. Nie odwróciła wzroku. Nie mrugnęła. Świdrowała go łagodnym spojrzeniem.
-Czy pamiętasz coś z przed zamrożenia?
Milczał.
-Czy pamiętasz swoją rodzinę?
Milczał.
Zadała mu jeszcze parę pytań. Nie odpowiedział. Zdziwiło go, że nie wyprowadził jej z równowagi, że nie była zła, że nie zaczęła mu grozić. Westchnęła tylko.
-No dobra, ostatnie pytanie. Nie chcę cię zmuszać do odpowiedzi. To musi być trudne obudzić się w nowej epoce. Ale potrzebujesz teraz pomocy i wsparcia. Możesz tego nie rozumieć. Nie poradzisz sobie sam. Ten świat jest inny.
Wciąż milczał.
-Pamiętasz jak masz na imię?-spytała swoim łagodnym głosem. Słuchając jej głosu nie wierzył, że ludzie mogą być źli. Ale nie odpowiedział. Dziewczyna skierowała się do wyjścia.-Będę też jutro-uśmiechnęła się. Nie rozumiała Fury'ego ani Coulsona i ich fascynacji tym mężczyzną. Dla niej był tylko człowiekiem. Zagubionym człowiekiem. I pozostał dla niej tylko człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top