Rozdział 13

Siedziała w prywatnym odrzutowcu Starka zaledwie godzinę po tym jak poprosiła go o bilet do domu. Nie wyjaśniając nic spakowała się i wyszła, a wraz z nią Sara i Thor. Blondynka powiedziała, że wpadną do jej mamy w drugi dzień świąt i, że ta chętnie pozna Thora. Teraz jedyną szansą na wyjaśnienia był Steve. Gdy wrócił opowiedział skróconą wersję tego co się stało. Przynajmniej stan Dafne się wyjaśnił. Tony załamany zniszczeniem jego ulubionego shipu poszedł płakać w poduszkę, Natasha poszła poćwiczyć rzucając mu szybkie "idiota", Wanda wyszła się przejść, Bruce poszedł tak po prostu, żeby nie przeszkadzać. Visiona od początku tu nie było. Jedynie Clint został i patrzył na Kapitana z wyrzutem.

-Znam Daf, może nie lepiej, ale z pewnością dłużej niż ty. Wielu do niej startowało. Każdy odchodził z niczym. Ona od zawsze bała się odrzucenia. Ze wszystkich osób na świecie wybrała ciebie, bo byłeś dla niej osobą która nigdy by tego nie zrobiła. Musiałeś pokazać, że akurat w tym się myliła?

****

Patrzyła na ciemne kształty za oknem samolotu. Słuchała jak jej siostra rozmawia i śmieje się razem z Thorem. Lekko uniosła kąciki ust. Czuła się winna temu co się stało. Nie była szczera, ale nie mogła powiedzieć prawdy. Za dużo wspomnień. A po za tym jej siostra mogłaby tego nie znieść i po raz kolejny odwrócić się od niej. 

Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Sara chwyciła ją za rękę.

-Będzie dobrze. Założymy i konto na portalu randkowym... albo nie. Umówimy cię z jakimś przystojnym agentem.

-Sara, wyjeżdżam w drugi dzień świąt. Do Francji. Na rok. Albo dłużej.

-I to wszystko przez Kapitana?-Spytał z niedowierzaniem Thor-Zachował się jak idiota, ale martwił się o ciebie. To tylko dlatego. Chcesz uciekać, ale pewnego dnia nie będzie już dokąd.

-Obyś się mylił-westchnęła i ponownie spojrzała przez okno.

****

-Nie dziwi was-powiedziała Nat siedząca na kanapie między Clintem a Steve'em-że Daf nie miała rany?

-Co?-Spytał Burton.

-Słyszeliśmy huk. Widzieliśmy jak ją postrzelił. A potem obraz się urwał.

-Może chybił-odparł Rogers.

-Nie, szef mafii nie chybia. Chyba, że chce chybić. Daf mówiła, że on jej nie skrzywdzi, była tego pewna. A potem wspomniała o swoim ojcu, którego Slegt zamordował parę lat temu. Był wściekły kiedy o nim wspomniała. Żaden morderca nie reaguje tak na wspomnienie ofiary. Dafne mówiła, że z nim walczyła, ale ani jedno ani drugie nie miało siniaków czy zadrapań. Może wcale nie chodziło o ciebie Steve. Może chodziło o nią.

-To czemu mi groził? Czemu groził jej śmiercią.

-Musiał być jakoś powiązany z jej ojcem, możliwe, że byli przyjaciółmi. Może chciał z nią porozmawiać i zmusić do wyjawienia prawdy nie tylko jemu, ale nam... Nie, nie nam. Chodziło o Sarę. Wiedział, że będzie to oglądać. Chciał, żeby Sara się o czymś dowiedziała. Tylko o czym.

-Nie mam pojęcia-powiedział Clint-ale zmieniam ci nazwę w kontaktach na "Sherlock".

****

26 grudnia. Dafne zbiegała szybko po klatce schodowej. Nie mogła spóźnić się na lotnisko. Wczoraj przyszli do niej przyjaciele. Pożegnała się odpowiednio i skończyła się pakować. Na klatce zatrzymał ją listonosz.

-Witaj Dafne, poczta-podał jej standardową białą kopertę. Zerknęła na adresata.

-Nie chcę jej-powiedziała i chciała oddać list

-Ludzie reagują tak samo jak wręczam im nakazy do zapłaty-uśmiechnął się listonosz-ale jeszcze nikt nie próbował mi oddać listu miłosnego. Cokolwiek tam jest, przeczytaj to. Wtedy będziesz mogła albo jeszcze bardziej nienawidzić albo wybaczyć i kochać.Polecam to drugie-odparł na pożegnanie.

Dafne nie mogła dłużej czekać. Wybiegła na ulicę, złapała taksówkę i pojechała na lotnisko. Przez całą drogę tam zastanawiała się w jaki sposób zniszczy list. Spalenie. utopienie, podarcie, wyrzucenie, zgniecenie... dużo opcji. Jednak koniec końców zrobiła coś zupełnie innego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top