Życie Bywa Przekorne
Minęło 5 lat. 5 długich lat od rozwodu Dafne i Steve'a. Choć stało się to na prośbę Rogersa, wciąż nie mógł się z tym pogodzić. Stwierdził, że nie jest w stanie z nią być po tym co się stało. A co się stało? Daf straciła dziecko. Popadła w depresje. Oboje. Steve stwierdził, że tego nie da się naprawić, że to już koniec. Bolesna prawda była taka, że nie potrafił o niej zapomnieć. Ona potrafiła. Od Starka i Clinta wiedział, że dobrze jej się układa. Że jest szczęśliwa ze swoim nowym chłopakiem. Był idiotą, ale jest już za późno. Dlaczego nie potrafi żyć dalej? Dlaczego się zatrzymał? A przede wszystkim, dlaczego to skończył?
Takie myśli chodziły mu po głowie. Nagle do pokoju, w którym był wszedł Thor.
-Hej Kapitanie-powiedział. Steve spojrzał na przyjaciela.
-Cześć-odpowiedział krótko.
-Jak wiesz, Tony ma imprezę urodzinową w ten czwartek i... Ja przyjdę z Sarą, a... Chodzi o to, że przyjdzie też Dafne, bo... Bo jest naszą przyjaciółką bez względu na wasze relacje.
Thor spojrzał na żołnierza współczująco i wyszedł.
****
Weszła, piękna jak zawsze. Jej zielone oczy błądziły po gościach, a uśmiech nie schodził z twarzy. Każdemu jej krokowi towarzyszył charakterystyczny stukot obcasów. Jej włosy w kolorze ziaren kawy beztrosko opadały falami na ramiona. Steve siedział przy barze i patrzył na nią. Widział obok niej wysokiego mężczyznę, ale przez mrok panujący w sali nie mógł określić dokładnie jego wyglądu. Obejmował Dafne w talii. Stali razem i rozmawiali z Natashą. Może powinien z nią porozmawiać. To była jego przyjaciółka. Zawdzięczał jej życie. Jego nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie może. Dla siebie i dla niej.
Na chwilę przerwał te rozkminy życiowe bo Tony wskoczył na stół i skierował na siebie światła reflektorów.
-Jak wiecie-rzekł-mam dzisiaj urodziny. Nie ważnie, które, ważne, że to powód do świętowania. Ale nie tylko mnie dzisiaj świętujemy. Świętujemy też to, że moja droga przyjaciółka, wreszcie odnalazła kogoś, kogo szczerze kocha, a ten ktoś szczerze kocha ją.
Wtedy reflektory padły na Dafne i tajemniczego bruneta. Mężczyzna klęknął przed nią.
-Nie będę tego przedłużał, bo już wystarczająco długo czekałaś. Więc, wyjdziesz za mnie?-Spytał.
Zabolało.
Bardzo zabolało.
Coś pękło.
Coś się złamało.
-Tak-opowiedziała po chwili.
I tak właśnie miał stracić kobietę swojego życia? Miał ją stracić przez faceta, którego imienia nawet nie znał. Przed oczami mignęła mu ich wspólna przyszłość, która nigdy się nie ziści. Ich córka o tych niesamowitych zielonych oczach, ich spacery po Nowy Yorku, rocznice ślubu w wystawnych restauracjach, spokojne i szczęśliwe życie, na które nie było już najmniejszej szansy. Wtedy zdecydował. Musi z nią porozmawiać.
****
Stała na dachu Avengers Tower. To miejsce zawsze dobrze się jej kojarzyło. Przyglądała się swojemu pierścionkowi zaręczynowemu.
-Cześć-włosy zjeżyły jej się na plecach i przebiegł ją ciepły dreszcz. Odwróciła się z uśmiechem.
-Cześć Steve-odpowiedziała pewnie.
-To było urocze. Chciałem się tylko dowiedzieć czy jako twój ex mąż dostanę zaproszenie na ślub.
-Oczywiście. Tak jak wszyscy.
-Chciałem cię też przeprosić...
-Nie musisz. Gdybyś mnie wsparł i pomógł to nie poznałabym Matta. Nie przepraszaj. Jestem szczęśliwa.
Auć.
-Cieszę się.
Auć.
-Muszę już iść. Matt pewnie się martwi gdzie jestem.
Nie zatrzymał jej. Nie krzyknął, że wciąż ją kocha. Nie powiedział, że jest kretynem, że spieprzył to wszystko. Nie zrobił nic. Dlaczego? Bo była szczęśliwa. Tego chciał dla niej przez całą ich znajomość. Nie, żeby była zadowolona. Tylko żeby była szczęśliwa. Nie było szczęśliwego zakończenia. Nie tej historii. Zszedł z dachu i dołączył do reszty Avengersów siadając na kanapie w salonie. Każdy był zawiedziony zakończeniem. Ale każdy zawód to nauka, jakich błędów nie popełniać i przestroga przed konsekwencjami. Choć każdy spodziewał się innego końca, było tak, a nie inaczej. I trzeba było to zaakceptować i żyć dalej. Bo co innego w końcu zostało?
-Oni gdzieś w tym wszystkim po prostu się pogubili-szepnęła Sara.
-Tak umierają nadzieje-dodała Nat.
-Tak umierają marzenia-odezwał się Clint.
-Tak giną twoje ukochane parringi-chyba nie muszę dodawać, że powiedział to Tony.
****
Witam, i z góry tłumaczę dlaczego takie smuty. Otóż była ma filmie La La Land. Nie spojleruję i gorąco polecam. Niezwykły film o niezwykłym zakończeniu.
5 gwiazdek=kolejna historia i tym razem żadnych smutów moi państwo 😂
Moi kochani czytelnicy ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top