~8~
Szłam za moim wujkiem, rozglądając się na wszystkie strony. Za mną szedł Steve. Nie byłam pewna czy chciał "zabezpieczyć tyły", żebym nie uciekła, ale jeśli tak, to mu się to udało. Byłam skutecznie unieruchomiona, nie miałam innego wyjścia, jak tylko podążać za Starkiem.
Budynek był dosyć duży, miał kilka pięter, które również nie były najmniejsze. Na razie znajdowaliśmy się na parterze, ale zmierzaliśmy w kierunku schodów.
I dobrze, tu nic ciekawego się nie działo. Można by powiedzieć, że parter robił za swego rodzaju hol. Było tu kilka kanap i stolików. Zauważyłam, że niektórzy dziennikarze, przebywali tutaj i robili wywiady ze "sławnymi" ludźmi. Widocznie byli z jakichś popularnych gazet czy programów telewizyjnych, bo sądząc po tłumach na zewnątrz, wątpiłam, żeby wpuszczono tu byle kogo. Gdzie nie gdzie stała ochrona, uważnie skanując całą salę, aby przypadkiem żadnemu z celebrytów nie stała się krzywda.
Weszliśmy na schody i udaliśmy się na pierwsze piętro.
Tu nie było już żadnych dziennikarzy. Za to było pełno bogaczy, którzy siedzieli i grali w przeróżne gry, oczywiście hazardowe, pili alkohol czy po prostu rozmawiali.
Tony rozglądał się po pomieszczeniu z uśmiechem na twarzy. Widać było, że znajduje się w swoim żywiole i jest zadowolony z przebywania tutaj. A ja przeciwnie, byłam wkurzona, że mnie do tego zmusił. Steve'owi chyba też nie za bardzo to odpowiadało, bo widziałam, że czuł się co najmniej niekomfortowo.
Stark nagle jeszcze bardziej się ożywił.
— Hej, widzicie tego gościa? To mój stary znajomy, chodźcie przedstawię wam go!
— Wiesz Tony, nie za bardzo... — Steve nie zdążył dokończyć, bo Stark złapał nas za ręce i pociągnął w stronę mężczyzny w średnim wieku, który ubrany był w szary garnitur. Jego włosy były czarne, ale widać było, że przechodziły już w siwe. Kiedy tylko znaleźliśmy się obok niego, Tony od razu się z nim przywitał.
— Cześć, Chris!
— Tony? Cześć, jak dobrze cię widzieć! Widzę, że masz dzisiaj towarzystwo — powiedział mężczyzna, dokładnie się nam przyglądając.
— Tak, to Alex – moja bratanica, a to Steve, ale jego już raczej znasz.
— Oczywiście, wielki Kapitan Ameryka! — zawołał mężczyzna i wymienił uścisk dłoni z zakłopotanym Rogersem. — A to twoja bratanica? Nigdy nie mówiłeś, że masz brata. Przyszedł z wami? — Mina Starka sama za siebie mówiła, że nie spodziewał się takiego pytania, moja zresztą pewnie też.
Stałam lekko oszołomiona, a moje oczy mimowolnie się zaszkliły, co próbowałam ukryć, mrugając szybko.
— Niestety nie... — mruknął Stark, kiedy już doszedł do siebie.
— Och, szkoda. Ale zaraz, gdzie moje maniery, nie przedstawiłem się. Jestem Christopher Henderson.
— Chris jest szefem najlepszej firmy samochodowej w USA — dopowiedział Tony.
— Nie obchodzi mnie to — odpowiedziałam znudzona i nieco rozgoryczona jego pytaniem o ojca.
— Alex! — upomniał mnie Tony.
— No co?
— Przepraszam cię za nią...
— Nie szkodzi, rozumiem. Ta dzisiejsza młodzież — zaśmiał się mężczyzna. — Sam przyszedłem tu dzisiaj z synem, ma dwadzieścia trzy lata. Muszę ci powiedzieć, że nawet mi go przypominasz — zwrócił się do mnie.
— Przypominam panu dwudziestotrzyletniego faceta? — zapytałam z kpiną.
— E-ech... Nie o to chodzi, może go poznasz? Na pewno się polubicie.
— Nie sądzę — mruknęłam, co zaowocowało surowymi spojrzeniami Starka i Rogersa. Jednak zanim zdążyli coś powiedzieć, Chris przywołał do siebie swojego syna.
— David, to jest Alex — mężczyzna przedstawił mnie młodemu blondynowi, ubranemu w biały garnitur.
No, nie mogę, zwariuję! Czy wszyscy tu mają garnitury? To najbardziej sztywna "impreza" na jakiej byłam.
— Jestem David, miło mi — powiedział chłopak i uśmiechnął się szelmowsko.
— A mi nie. Mogę już sobie iść?
— Nie — odpowiedział twardo Stark.— David, może oprowadzisz Alex?
— Oczywiście. — Super, dzięki, że mnie wkopałeś Tony.
Chcąc nie chcąc, musiałam pójść za nim, a odchodząc ukradkiem pokazałam Starkowi środkowy palec, na co on tylko się uśmiechnął pod nosem.
Przez okrągłą godzinę musiałam chodzić z nadzianym głąbem, który mnie "oprowadzał". Tak, jakbym sama miała się zgubić. Nie mam pięciu lat, ale jak widać nikt tu tego nie rozumiał, bo Steve też chodził za nami. David cały czas rzucał jakimiś miłymi tekstami czy komplementami, co było strasznie wkurzające.
Po ciągłym chodzeniu i oglądaniu co, gdzie jest, nareszcie usiedliśmy. Nogi zaczynały mnie już boleć. Znajdowaliśmy się na czwartym piętrze. Był tu ekskluzywny bar i parkiet, na którym można było tańczyć do puszczanej z głośników muzyki.
— Chcecie coś do picia? — zapytał David.
— Ja chcę... — już miałam wymienić swojego ulubionego drinka, kiedy napotkałam się z surowym spojrzeniem Steve'a — wodę...
Nie było sensu zamawiać alkoholu, bo blondyn i tak nie pozwoliłby mi go wypić.
Jako, iż Rogers niczego nie chciał, David poszedł po napoje dla mnie i dla siebie.
— Szybko, chodź póki sobie poszedł — złapałam Steve'a za rękę i próbowałam go zmusić do tego, żeby wstał i poszedł za mną.
— Co? O co ci chodzi?
— Musimy zwiewać póki go nie ma.
— Dlaczego? Przecież jest miły.
— No właśnie — przerwałam na chwilę szarpać blondyna, żeby odsapnąć — jest tak ohydnie miły, że mam ochotę puścić pawia. Jest milszy od ciebie, a to nie lada wyczyn. Mówię ci, coś jest z nim nie tak.
— Czyli uważasz, że jestem miły? — zapytał blondyn. Pierwszy raz usłyszał ode mnie takie słowa. Zawsze mówiłam mu, że jest wkurzający, szczególnie kiedy bez przerwy mnie poprawiał.
— Przestań, nie rozmawiamy teraz o tobie!
Niestety nie dane nam było dokończyć tej rozmowy, bo zjawił się David z wodą dla mnie i drinkiem dla siebie. Próba ucieczki też nie wypaliła, Steve był niewzruszony jak skała i za nic nie chciał się ruszyć z miejsca.
Siedziałam i piłam tą cholerną wodę, podczas gdy David sączył swojego drinka. Patrzyłam z pożądaniem na brązowo-złotą ciecz, która pływała w jego kieliszku. Steve pogrążył się w rozmowie z nim, a ja siedziałam i się nudziłam, w dodatku nie mogąc nic wypić. Super.
— Zaraz wracam — powiedziałam i wstałam. Skierowałam się w stronę najbliższej łazienki, a Steve podążył za mną, zostawiając Davida samego.
Już miałam wejść do pomieszczenia, kiedy zobaczyłam za sobą blondyna.
— Serio? Do toalety też ze mną pójdziesz?
— N-nie... oczywiście, że nie — odpowiedział i lekko zakłopotany, stanął obok drzwi podpierając ścianę.
Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Chciałam wykonać telefon, a toaleta nadawała się do tego idealnie. Tu nikt nie mógł mnie podsłuchać.
Wyjęłam komórkę i wybrałam odpowiedni numer. Numer do Andrew. Nie zamierzałam nudzić się przez cały czas, a mój przyjaciel zawsze znajdował sposób, żeby mnie rozbawić. Krótko mówiąc, z nim nie można było się nudzić. Już po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce znajomy mi głos.
— Halo? Cześć, Andrew. Pracujesz dzisiaj?
— Hej, Alex. Nie, dzisiaj mam wolne.
— To świetnie, bo jestem właśnie na najgorszej imprezie w dziejach...
— Wiesz, dobrze, że dzwonisz. Muszę z tobą porozmawiać...
— Dobra, to wpadaj, pogadamy tutaj, wyślę ci adres sms-em.
— Em, okej...
Zakończyłam połączenie, po czym wzięłam się do pisania sms-a z adresem budynku, w którym się właśnie znajdowałam. Kiedy skończyłam, sprawdziłam czy wszystkie informacje się zgadzają, po czym kliknęłam "wyślij" i wyszłam z łazienki.
***
Znowu siedziałam przy barze, nudząc się niemiłosiernie i ubolewając nad tym, że nie mogę nic wypić. Czekałam na Andrew, ale szatyn jeszcze się nie pojawił. Nagle budynek lekko się zatrząsł i dało się słyszeć stłumiony huk. Rozejrzałam się zdezorientowana, ale nic nadzwyczajnego nie przykuło mojej uwagi. Widocznie coś musiało stać się na niższych piętach.
— David, popilnuj przez chwilę Alex, pójdę sprawdzić o co chodzi — zwrócił się do chłopaka, jakby mnie tu nie było. — Mam niejasne przeczucie, że Tony ma coś z tym wspólnego — mruknął ciszej.
Super, zostałam sama z tym bałwanem.
— To co robimy? — zapytał chłopak, uśmiechając się.
— Nie zamierzam nic z tobą robić — powiedziałam twardo i wstałam. Skierowałam się w stronę drzwi, które prowadziły na taras przylegający do tego piętra.
Poczułam nagłą potrzebę przewietrzenia się, co oczywiście mogło mieć również związek z towarzystwem, w którym zmuszona byłam przebywać.
Wyszłam na taras i natychmiast poczułam przyjemny chłód oraz otaczające mnie świeże powietrze. Niestety moje towarzystwo podążyło za mną, jakby niemiły komentarz i odejście wcale nie było sugestią.
— Nie uciekaj mi tak, miałem cię pilnować — powiedział, a na jego usta wpłynął nagle zadziorny uśmiech.
Zaraz, zaraz. Czy ten idiota próbował ze mną flirtować?
— Sama umiem o siebie zadbać.
Blondyn zaczął podchodzić coraz bliżej mnie, więc odruchowo zaczęłam się cofać. Niestety natrafiłam na barierkę, za którą znajdowała się ulica. Problem był tylko w tym, że ta ulica była jakieś pięćdziesiąt metrów niżej.
— Czyżby? — mruknął, a jego twarz nagle znalazła się bardzo blisko mojej, przyprawiając mnie o gęsią skórkę na plecach.
Byłam w szoku. Kiedy tylko Steve nas zostawił, David zmienił się nagle z nazbyt miłego gościa w namolnego dupka. Wiedziałam, że coś musi być z nim nie tak – nikt normalny nie jest taki miły!
Jego dłonie znalazły się na barierkach po obu moich stronach, skutecznie odcinając mi drogę ucieczki, a bliskość ciała i twarzy mnie przytłaczała. Czułam jego oddech na swojej szyi, a wzrok niżej i zdecydowanie mi się to nie podobało.
— Odsuń się — wycedziłam, ale nie zabrzmiałam tak twardo, jak chciałam. Suchość w gardle była wyraźnym znakiem, że mojemu ciału również nie podobała się sytuacja, w której się znaleźliśmy.
— Daj spokój — mruknął blondyn i nagle poczułam jego dłonie na swoich nadgarstkach.
Wyrwałam ręce i spróbowałam go odepchnąć, ale okazałam się zbyt słaba przez ograniczoną przestrzeń. Tym razem poczułam jego dłonie na swojej talii, usta natomiast na szyi.
Moja szamotanina na niewiele się zdała, bo był silniejszy.
— Odwal się... Powiedziałam coś, kur... — reszta zdania zniknęła w jego ustach, kiedy przycisnął je do moich.
Tego już było dla mnie za wiele. Moje zęby zacisnęły się na jego wardze, w tym samym momencie, w którym moje kolano wylądowało między jego nogami.
David runął na ziemię, zwijając się z bólu, w tej samej chwili, w której drzwi prowadzące na taras się otworzyły.
Spojrzałam w stronę wejścia, chcąc dowiedzieć się kto był świadkiem całej sceny. Na przeciwko mnie stali Steve i Andrew. Nie miałam pojęcia dlaczego przyszli razem, ale to nie było teraz najważniejsze.
— Co tu się dzieje? — zapytał skonsternowany Rogers, patrząc raz na mnie, a raz na Davida wciąż leżącego na podłodze.
— Ugryzła mnie! — pożalił się David, którego głos brzmiał aktualnie dziwnie wysoko.
— I kopnęła! — dodałam.
To skonfundowało Steve'a jeszcze bardziej.
— Wariatka!
— Molestator! To cię nauczy nie pchać się tam, gdzie cię nie chcą! Którego słowa z "odwal się" nie zrozumiałeś, durniu?!
— Język — wymsknęło się Steve'owi, chyba automatycznie.
— Masz rację, Steve! Trzeba było gryźć w język! — Ruszyłam w stronę Davida, ale Andrew mnie powstrzymał.
— No już, spokojnie — poprosił, obejmując mnie i trzymając szczelnie, zapobiegawczo w swoich ramionach.
— Spokojnie?! Andrew, ten pajac, chciał mi wepchnąć język do gardła — szepnęłam rozgorączkowana — i nie tylko.
— Wiem i uwierz, że własnoręcznie bym go za to zlał, ale to nie jest najlepsze miejsce na rozkręcanie afery... — mruknął, wciąż zmuszając mnie do stania w miejscu, podczas gdy Steve zajął się wyprowadzeniem Davida.
Szatyn puścił mnie dopiero, kiedy mężczyźni byli już za drzwiami. Westchnęłam i odgarnęłam włosy lekko drżącą dłonią. Spojrzałam na swoje ręce i zacisnęłam je wściekła, podchodząc do barierki i opierając się o nią.
— W porządku? — zapytał Andrew, stając obok.
Rozluźniłam dłonie, przenosząc uścisk na barierkę, po czym spojrzałam na przyjaciela.
— Straszne nudy. Dobrze, że jesteś — rzuciłam, starając się opanować gęsią skórkę na ciele, która, jak sobie wmawiałam, była spowodowana chłodem wieczora. — Nie dali mi się nawet napić, a takich kiczów lepiej nie znosić na trzeźwo...
Andrew uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały poważne.
— Nie wiem czy zauważyłeś, ale są tu nawet supermodelki — powiedziałam, starając się naśladować głos Starka. — Felix latałby po ścianach, gdyby tu był — sarknęłam.
Kącik ust mojego przyjaciela podjechał nieco wyżej na wspomnienie stałego bywalca baru, w którym pracował.
— Dlaczego właściwie tu jesteś? — zapytał. — Progi są wysokie. Cholera, przed chwilą wyszedł stąd Kapitan Ameryka!
— Wiem. Znam Steve'a.
— Skąd?
— Mieszkam z nim.
— Jaja sobie robisz? — zapytał zdziwiony, choć jego głos brzmiał inaczej niż zwykle. Nie umiałam jednak powiedzieć dlaczego.
— Chciałabym. Od jakiegoś czasu mieszkam ze swoim... wujkiem — ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Oparłam się o balustradę i spojrzałam na dół. Przed budynkiem nadal kłębili się dziennikarze. Wśród nich dostrzegłam Tony'ego, który udzielał jakiegoś wywiadu.
Andrew stanął obok mnie i podążył za moim wzrokiem, który utkwiony był w Starku.
— Od jakiegoś czasu?... I dowiaduję się na cholernej imprezie, na którą cię zaciągnął, tylko dlatego, że ci się nudziło i postanowiłaś po mnie zadzwonić?
— Wybacz... Swoją drogą jak tu wszedłeś? — zapytałam, uświadamiając sobie, że przy drzwiach roiło się od papparazi oraz ochrony.
— Zapytaj mnie za dwa tygodnie. Może ci powiem, jak będzie mi się nudziło — odparł, a kiedy rzuciłam mu zirytowane spojrzenie, parsknął rozbawiony.
— Nieśmieszne.
— Jak dla kogo.
Na moment zapanowała cisza. Nie była ona jednak przyjemna, jak zazwyczaj. Czułam jakieś napięcie pomiędzy nami. Przeniosłam wzrok na Andrew. Szatyn już mi się przyglądał, a jego oczy były niezwykle poważne.
— Muszę ci coś powiedzieć — oznajmił.
Zmarszczyłam brwi, stając do niego przodem. Andrew rzadko kiedy bywał tak poważny.
— Wyjeżdżam.
— Co?! — nie wierzyłam w to co słyszę. — Jak to, wyjeżdżasz?!
Szatyn westchnął.
— Dostałem propozycję pracy i muszę wyjechać...
— Andrew, nie możesz mnie tu zostawić samej! — zaczęłam panikować. Wiedział co wydarzyło się kilka lat temu, a mimo to chciał mnie zostawić. Nie mogłam stracić kolejnego przyjaciela.
— Przykro mi, Mała — powiedział, jednak zbolały grymas, który pojawił się na jego twarzy, jakoś nie poprawił mi humoru.
Stałam jak wryta, również kiedy mnie przytulił. Nie docierało do mnie, że to działo się naprawdę.
— Muszę już iść... mam jeszcze parę spraw do załatwienia. — Pocałował mnie w czoło i wyszedł, zostawiając mnie samą.
Po prostu, wyszedł.
Stałam oszołomiona i wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął.
Znowu zostałam sama. Mój jedyny przyjaciel porzucił mnie, tak, jak kiedyś on.
Porzucił mnie, jak kiedyś Ethan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top